poniedziałek, 1 lipca 2019

36. przedsmak...

Pożegnałam się z profesorem i odeszłam korytarzem, oglądając się jeszcze przez ramię na Klarę i nauczyciela jak zmierzają do jego gabinetu. Nie byłam pewna, czy dobrze zauważyłam, ale przyjaciółka wyglądała na nieco zawiedzioną faktem, że Moody traktował mnie lepiej od niej, co także mnie dziwiło. Zawsze Klara była jego faworytką, a teraz coś się pozmieniało. Przy najbliższej okazji miałam zamiar zapytać o to profesora.

Zaczęłam schodzić po ruchomych schodach, gdy nagle dobiegła do mnie Angelika, chwytając za rękę. Przewróciłam oczami, ponieważ dobrze wiedziałam, czego mogła ode mnie chcieć o rok starsza koleżanka. Spojrzałam na nią wyczekująco, aż uspokoiła oddech i zaczęła mówić.

- Chcę pogadać – rzuciła na wstępie.

- A musimy? – Zapytałam, krzyżując ręce na piersi. – Ja naprawdę nie mam ochoty na powtarzanie w kółko tego samego. Kto cię nasłał? George? Jeżeli mi nie ufa, to cała ta rozmowa nie ma sensu. Zresztą… - wzruszyłam ramionami – mam tego szczerze dosyć. – Zrobiłyśmy kilka kroków do przodu, ponieważ schody zaczynały zmieniać swój cel podróży i skręcały w tylko sobie znanym kierunku.

- Alex! – Zdenerwowała się pokrótce Gryfonka, gdy przeszłyśmy na inne schody. – George mnie nie nasłał. Fred to zrobił. Chcemy po prostu się dowiedzieć, co się wczoraj stało? Przecież wszystko było zaplanowane na ostatni guzik. To miała być wasza noc, rozumiesz?

- Rozumiem, że cała wasza trójka wszystko sprowadziła do jednej rzeczy? – Również się zdenerwowałam. – Wybaczcie, że was rozczarowałam i to nie ze swojej winy, ale może dobrze się stało, skoro ustawiliście mi seks z bliźniakiem bez mojej wiedzy i zgody.

- Nie, nie, nie – odpowiedziała szybko Angela, ponownie łapiąc mnie za rękę, gdyż chciałam kontynuować schodzenie. – Źle się wyraziłam. Wyluzuj, Alex. Nikt nie ma ochoty zaciągać cię siłą do łóżka, szczególnie po tym, co wczoraj odjebał Flint. Cały Hogwart o tym huczy.

- Super – burknęłam.

- W każdym razie było między tobą a George’em dobrze i nagle zaczęłaś umawiać się z tym Bole’em. Dlaczego?

- Nie umawiałam się z nikim – westchnęłam zmęczona. – Owszem, poszliśmy na chwilę ze Ślizgonami, ale chciałam wrócić i pogadać z bliźniakiem…

- No i co dalej się stało? George mówił, że wróciłaś bardzo późno. Już nie było sensu iść do Hogsmeade. Rezerwacja przepadła.

- Jak wracałam… - zawahałam się przez moment, czy powiedzieć Angelinie prawdę – Snape i Moody mnie przyłapali i zrobili długą reprymendę, a potem Snape dowiedział się o tym Flincie i pobiegł gdzieś. Tyle.

Postanowiłam jednak nie mówić Angelinie prawdy. Lubiłam dziewczynę, ale nie byłam pewna jej dyskrecji.

- To czemu nie powiedziałaś tego George’owi? – zdziwiła się.

- Bo nie dał mi dojść do słowa! – Warknęłam. – A potem się wkurzyłam na niego, że mi nie ufa. Jest chorobliwie zazdrosny. Najpierw Ron, teraz Lucjan. On nie może rzucać się na każdego chłopaka, z którym rozmawiam.

- Zależy mu – broniła go Gryfonka. – Powinnaś go zrozumieć.

- Jakby mu zależało, to nie zachowywałby się jak osioł – prychnęłam. – Zresztą, ten związek i tak by się nie udał.

- Nie mów tak! – Zaperzyła się. – Przecież tworzyliście zajebistą parę.

- Chodziliśmy raptem niecały miesiąc, może mniej, więc nie dramatyzuj – przewróciłam oczami. – Jeżeli to wszystko, to pozwól, że ruszę w końcu w swoją stronę.

Angelika patrzyła przez chwilę na mnie z nieukrywanym żalem, po czym odwróciła się na pięcie i bez słowa odeszła na piętro. Wiedziałam, że teraz poleci prosto do Freda i wszystko mu opowie. Mogłam już ostatecznie pożegnać się z przyjaźnią, z bliźniakami. Zabawne, potrafiłam zrazić do siebie każdego Weasley’a. Westchnęłam głęboko, myśląc o Ronie. Brakowało mi przyjaciela. Chłopak zawsze umiał mnie pocieszyć i rozweselić.

Rozmyślając tak o przyjacielu zapomniałam przeskoczyć na kolejny schodek i nie zauważyłam, że te na których stałam zmieniły kierunek, wznosząc się coraz wyżej. Nim się zorientowałam, było już za późno, a ja stałam przed korytarzem na ostatniej kondygnacji zamku, gdzie znajdowała się wieża astronomiczna, na której przeważnie odbywały się zajęcia z Astronomii. Zeskoczyłam szybko ze schodka, ponieważ te na nowo zaczęły się poruszać, a nie chciałam trafić do miejsca, którego nie znałam w zupełności i ruszyłam korytarzem na taras widokowy. Objęłam się mocno rękoma, ponieważ na ostatnim piętrze zamku dość mocno wiało, a do tego słońce schowało się za horyzontem, przywołując ciemne chmury zwiastujące deszcz.

Oparłam się o barierkę, zaciągając się świeżym powietrzem. Spojrzałam na czarny niczym smoła Zakazany Las, przypominając sobie o ognisku. W dalszym ciągu nie byłam do końca przekonana o pomyśle Ślizgonów, ale nie mogłam zawieść Klary. Dziewczynie tak bardzo zależało na zaimponowaniu chłopakowi, że nie chciałam wystawiać jej do wiatru.

Nagle poczułam jak ktoś okrywa mnie bluzą. Drgnęłam, odwracając się szybko z wyciągniętą przed siebie różdżką. Wbiłam jej koniec w krtań osoby stojącej przede mną i dopiero po czasie zorientowałam się kogo chciałam zaatakować.

- Co ty wyprawiasz?! – Pisnęłam podenerwowana, chowając broń za pasek od spodni. – Mogłam ci zrobić krzywdę! Myślałam, że to… jakiś Ślizgon. W ogóle, co ty tutaj robisz?!

- Chciałem pogadać. Widziałem cię jak rozmawiałaś z Angeliną – odparł Ron, chowając ręce do kieszeni spodni. – I poszedłem za tobą aż tutaj. Myślałem na początku, że się z kimś umówiłaś, ale widzę, że jesteś sama.

Owinęłam się bluzą przyjaciela, ponieważ zaczynało mocniej wiać i słuchałam go w milczeniu.

- Słyszałem też o George’u – kontynuował rudzielec, nie patrząc mi w oczy.

- Co słyszałeś? – Spytałam z ciekawości. Ron zmieszał się przez chwilę.

- No… że już nie jesteście razem.

- I dlatego postanowiłeś zagadać?

- Nie! To nie tak. Ja już dawno chciałem podejść do ciebie. Dobija mnie, że ze sobą nie rozmawiamy – mruknął, czerwieniąc się cały. – I wcale nie chciałem, żeby tak się między wami potoczyło. George to palant, ale nie życzyłem mu źle! Wiem, że robi z siebie kretyna i skacze do wszystkich jak małpa na sznurku, ale nie jest złym kolesiem.

- Wiem, że nie – zgodziłam się z przyjacielem. – I cieszę się, że w końcu przestałeś zachowywać się jak dzieciak i podszedłeś do mnie. Szczerze, to ciężko mi było bez ciebie. – Wyciągnęłam rękę i szturchnęłam go lekko w ramię. – Ty jedyny potrafisz mnie rozbawić.

- No… chyba tak – mruknął Ron, na nowo się czerwieniąc. – A co dalej z George’em?

- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Zachował się trochę jak idiota w stosunku do Lucjana i do ciebie również. Trochę to dla mnie za dużo, ale naprawdę nie mam pojęcia, jak to się dalej potoczy.

- Rozumiem. – Ron kiwnął głową, po czym zmarszczył brwi. – Ale, że Ślizgoni? Serio? Co ty w nich widzisz? Powiem ci, że na miejscu brata też bym się zdenerwował. Oni są niebezpieczni. Wiesz, jak wielu z nich ma rodziców Śmierciożerców?

- Niektórzy są w porządku. Poza tym, zadaję się z nimi ze względu na Klarę.

- A co ona ma z nimi wspólnego? – Zdziwił się chłopak.

- Nie wszystko musisz wiedzieć – uśmiechnęłam się do Rona i zerknęłam na niebo. Zaczynało się coraz bardziej chmurzyć. – Idziemy do środka?

- Już ci nie pasuje ta romantyczna sceneria? – Zaśmiał się Ron, zaczynając w końcu czuć się trochę bardziej swobodnie w mojej obecności, chociaż w dalszym ciągu widziałam, że ma pewne problemy z otworzeniem się jak dawniej.

- Ron… - zamyśliłam się na moment, kiedy czekaliśmy przy barierce na ruchome schody, aż wrócą na swoje miejsce. – Jesteśmy dalej przyjaciółmi, prawda? Nie chciałabym, żeby było między nami niezręcznie. Jesteś dla mnie ważny, ale nie w taki sposób, w jaki byś chciał.

Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, po czym zaśmiał się nerwowo i niepewnym ruchem ręki poklepał mnie po plecach.

- Tylko przyjaciele – stwierdził, zabierając szybko dłoń. – Jasne, rozumiem to.

- Na pewno? – Nie byłam do końca przekonana. Rudzielec starał zachowywać się normalnie, ale gdzieś tam jeszcze głęboko czułam, jak bardzo jest spięty w moim towarzystwie, i chociaż próbował za wszelką cenę pokazać, że tak nie jest, to jednak byłam w stanie to wyczuć.

- Tak – odparł szybko, szurając butem po ziemi.

- I już nie będziesz mnie unikał? – Drążyłam dalej. Chciałam mieć jasność tej sytuacji.

- Nie. No co ty! – Wykrzyknął. – Mam dość słuchania Harry’ego, jak zgrany zespół tworzyliśmy i jak wszystko pięknie spierdoliłem swoim głupim zachowaniem.

- Niestety, ale muszę się z nim zgodzić – zaśmiałam się i przytuliłam do chłopaka. Trwaliśmy tak przez krótką chwilę, aż w końcu podjechały schody i mogliśmy na spokojnie udać się na niższe kondygnacje zamku. Gdy cała konstrukcja zatrzymała się, przeskoczyliśmy przez ostatn stopień i oboje ruszyliśmy w kierunku wieży naszego domu. Nagle podleciał do mnie Lucjan. Ron zmierzył go od stóp do głów, ale nie odezwał się słowem, tylko zostawił mnie z Ślizgonem sam na sam.

- Za chwilę na błoniach – powiedział szybko, puszczając mi oczko i już chciał odejść, ale warknęłam na niego, by się zatrzymał.

- Jeszcze nie powiedziałam czy idę! – Zdenerwowałam się. – Poza tym, co tak nagle?

- Po pierwsze, nie ma na co czekać. Później moglibyśmy mieć problemy z wydostaniem się z zamku, a tak to po prostu wychodzimy się przewietrzyć i zaraz wracamy. Po drugie, Klara powiedziała, że idziesz, więc nie rozumiem twojego oburzenia. Ach! I jeszcze po trzecie, idziesz ze mną na bal?

Przewróciłam oczami, zakładając ręce na piersi. Zajrzałam przez chwilę za ramię, żeby zobaczyć, gdzie dokładnie jest Ron, ale chłopak zniknął za zakrętem.

- Kolejny Weasley na oku? – Podchwycił Lucjan, unosząc brwi.

- Zamknij się – burknęłam. – Zaraz do was dołączę.– Pożegnałam się z chłopakiem i szybko udałam się do wieży Gryffindoru. W pokoju wspólnym siedzieli moi przyjaciele. Gdy tylko mnie zobaczyli, Ron uśmiechnął się szeroko, pokazując mi talię kart i stolik, przy którym siedział już Harry i rozpisywał na kartce papieru nasze imiona. Przystanęłam na moment przy nich i jęknęłam głośno.

- Nie mam czasu – powiedziałam przepraszająco, wiedząc co Ron miał na myśli, pokazując mi karty. Razem z Harrym chcieli zaprosić mnie do gry w Eksplodującego Durnia, w którą często graliśmy w poprzednich latach nauki.

- Co? – Jęknął niepocieszony rudzielec. – Ale jak to?

- Gdzie się wybierasz? – Spytał okularnik.

- Idę ze znajomymi…przejść się. – Nie mogłam powiedzieć przyjaciołom prawdy, ponieważ od razu podnieśliby alarm na całą szkołę i ruszyli za mną pod peleryną.

- Znajomi? Masz na myśli Bole’a? – Prychnął rudzielec, ale zmierzyłam go srogim spojrzeniem i chłopak momentalnie zamilkł, siadając w fotelu i tasując szybko karty.

- Czemu od pewnego czasu się z nim zadajesz? – Zapytał Harry, nie dowierzając. – Przecież to Ślizgon. Kręcisz z nim?

- Co?! Nie! – Zaperzyłam się. – Czy wyście wszyscy powariowali?! To ja już nie mogę zadawać się z facetami?! W takim razie, kręcę również z tobą, Harry i z Ronem oczywiście też!

- No dobra, dobra! – Okularnik uniósł wysoko ręce w obronnym geście, a rudzielec na nowo zaczerwienił się cały, nie odzywając. – Przegiąłem, ok? Idź, gdzie chcesz i z kim chcesz, ale pamiętaj, że Mcgonagall teraz ostro nas pilnuje, więc uważaj.

- Nie bój się, a jeżeli chodzi o karty, to może następnym razem uda nam się zagrać – dodałam, wychodząc przez dziurę w portrecie. W międzyczasie zauważyłam, że w dalszym ciągu mam na sobie bluzę Rona, przewieszoną przez ramiona. Przystanęłam na chwilę, zastanawiając się, czy nie wrócić i nie oddać jej przyjacielowi, ale nie chciałam już do nich wracać i słuchać wielce dorosłego i odpowiedzialnego Harry’ego, dlatego też założyłam ją przez głowę i wyszłam szybko z zamku, uważając, żeby nikt postronny mnie nie zobaczył.

Na błoniach, koło jeziora czekała na mnie grupka ludzi ze Slytherinu. Wśród nich zauważyłam Klarę. Trochę mnie zdziwiło, że dziewczyna wyszła z zamku beze mnie, ale blondynka była tak zafascynowana Malfoy’em, że nic innego dla niej się nie liczyło. Podeszłam w końcu do nich i przywitałam się chłodno ze wszystkimi Ślizgonami, po czym odsunęłam Klarę na bok, opowiadając jej o Ronie.

- Serio? – Ucieszyła się. – Bo ja właśnie cię szukałam wszędzie, ale przepadłaś.

- Rozmawialiśmy na wieży astronomicznej – wyjaśniłam. – Chyba wszystko wraca powoli do normy – ucieszyłam się jak małe dziecko. – No, prawie wszystko.

- Jeżeli wszystko gra, to możemy iść? – Pospieszył nas nagle Lucjan, wskazując drogę wzdłuż błoń. – Radziłbym się pospieszyć, zanim jakiś nauczyciel przyjdzie patrolować okolice wokół zamku i nas przyłapie. Pragnę przypomnieć, że jest to nielegalna przygoda.

- Jak tak się boisz, to może zrezygnujemy z tej całej szopki i jak normalni ludzie posiedzimy w zamku? – Prychnęłam, zakładając ręce na piersi, ale koniec końcem ruszyłam za pozostałymi.

Przeszliśmy przez boisko od Quiddicha. Spojrzałam utęsknionym wzrokiem na majaczące nad nami obręcze, przez które pałkarze starali się zawsze odbijać kafle i westchnęłam głęboko. Brakowało mi tej gry, a nawet nie mogłam polatać na miotle, ponieważ wraz ze szlabanem na mecze, moja miotła również została skonfiskowana przez Filcha.

Noc była chłodna i pełna ciężkich chmur, które przesuwały się w szybkim tempie po niebie, pchane przez powiewy lodowatego wiatru. Październik nie należał w tym roku do ciepłych miesięcy. Co chwilę zacinało deszczem, a księżyc chociaż był w pełni, nie był w stanie przedostać się spomiędzy obłoków. Wyjście w taką porę na ognisko i to do Zakazanego Lasu nie należało do dobrych pomysłów.

Stanęliśmy w końcu na dużej polanie. Przed nami widać było rozwidlenie dróg. Jedna z nich prowadziła do wioski, a druga zapraszała do lasu, który o każdej porze roku nie był bezpiecznym miejscem. Grube, na wpół obdarte z liści konary obijały się o siebie, smagane zimnym powietrzem. Wejście pomiędzy drzewa wyglądało jak z horroru i gdybym była sama, za żadne skarby świata nie weszłabym w głąb tej scenerii.

Przez chwilę zdawało mi się, że cała nasza „paczka” ma pewne zastrzeżenia, co do dalszej wędrówki. Zerknęłam kątem oka na Dracona, który nie czuł się już taki pewny, jak jeszcze kilka minut temu. Pansy – twardo uczepiona jego ramienia – z zaciętą miną starała się nie pokazywać jak bardzo jest przerażona. „Goryle” Malfoy’a również nie wyglądali na zadowolonych z tego, że będą musieli wejść do lasu.

- No co tak stoicie? – Zaśmiał się Lucjan, który jako jedyny trzymał poziom. Wbił się pomiędzy mnie a Klarę i objął nas mocno ramieniem, przyciskając do siebie. – Panowie, chyba nie chcecie pokazać naszym damom, że macie pietra, co nie?

Malfoy na dźwięk tych słów przybrał pozycję samca alfa i jako pierwszy ruszył w stronę gęsto rosnących drzew. Ślizgonka chcąc, nie chcąc, musiała pójść za nim.

- To zawsze działa – mruknął cicho Lucjan, znowu się uśmiechając i puszczając nam oczko. – Idziemy? – Zwrócił się do nas.

- Myślę, że ani pogoda, ani miejscówka nie sprzyjają na tego typu eskapady – powiedziałam szczerze, zastanawiając się nad wejściem między zarośla.

- Co, jeżeli tam będą wilkołaki? – Zapytała przerażona Klara, spoglądając na niebo nad nami. – Dzisiaj pełnia.

- Nie w tej części lasu – odparł chłopak.

- Nie w tej części?! – Podchwyciłam, panikując lekko. – Chcesz mi powiedzieć, że w TYM LESIE mogą być wilkołaki?!

- Oczywiście, że mogą. Do tego trolle, centaury, wielkie pająki i inne paskudztwa – zaczął wyliczać.

- To nie jest podbudowujące – mruknęła Klara. – Jeżeli chcesz nas tam zaciągnąć, nie powinieneś mówić takich rzeczy.

- Nie marudźcie – jęknął Lucjan i pchnął nas lekko do przodu. – Przecież nie idziemy na żadne polowanie.

- Polowanie, nie polowanie i tak mi się to nie podoba – dodałam, dając się prowadzić.

Udało nam się w końcu zapuścić w głąb lasu, ale zamiast wydeptanej ścieżki Lucjan zaczął prowadzić nas przez zarośla, które ucinał zaklęciem tnącym, robiąc przejście.

- Dlaczego pragniesz zrobić wszystko, żeby ta wycieczka była jeszcze bardziej niebezpieczna niż dotychczas! – Jęknęłam głośno, przeskakując przez duży korzeń. Podałam rękę Klarze, żeby również przez niego przeszła i ruszyłyśmy dalej.

Przez chwilę wszyscy szliśmy w kompletnej ciszy. Pansy w dalszym ciągu uczepiona była ramienia Dracona. Spojrzałam znacząco na przyjaciółkę, dając jej do zrozumienia, że wszystko, co zrobiła i co zamierzała zrobić dla swojej „przyszłej miłości” nie miało znaczenia. Chłopak olewał ją na wszystkie możliwe sposoby, pokazując to w ostentacyjny sposób.

- Wiesz w ogóle, gdzie idziemy? – Zapytała nagle Klara, rozglądając się na boki. Zerknęła również za siebie, ale otaczał nas gęsty las, więc z powrotem do Hogwartu również mogło być krucho.

- Nie przejmuj się tym – odparł Lucjan i przystanął na chwilę, podpierając się pod boki. – Za chwilę powinniśmy ujrzeć dużą polanę i na niej właśnie rozpalimy ognisko. Chłopak poświecił sobie drogę różdżką i wskazał nam wszystkim kierunek.

Zagłębiliśmy się jeszcze bardziej w zarośla. Tym razem nawet oświetlenie z różdżki nie pomagało nam rozjaśnić sobie widoczności. Korony drzew były tak gęsto rozłożone, jedna przy drugiej, że nawet nie byliśmy w stanie ujrzeć nieba. Pomimo pełni było ciemno jak w grobie. Na samą myśl o tak makabrycznej scenerii, dostałam gęsiej skórki.

- Jesteśmy! – Krzyknął, idący na przodzie Lucjan, rozsuwając kilka krzaków przed sobą. Weszliśmy w końcu na dużą, skąpaną w ciemnościach polanę. Już mieliśmy rozpalać ognisko, gdy nagle coś wyskoczyło na nas z ciemności, rozświetlając przed nami pochodnię. Pansy krzyknęła głośno, uciekając za blondyna, Crabbe i Goyle pochowali się po krzakach, a Lucjan doskoczył do nas, osłaniając swoim ciałem. Przed nami stanął wysoki na kilka stóp Centaur z łukiem przewieszonym przez umięśnioną klatkę piersiową. Pół koń, pół mężczyzna zarżał głośno, uderzając kopytami o trawę.

- Co robicie tak daleko od szkoły? – Zdenerwował się i na nowo zarżał. – To niebezpieczne miejsce. Jesteście zbyt daleko od neutralnej części lasu. Tutaj nie czeka was nic dobrego, zawróćcie!

- Spokojnie! Chcemy tylko rozpalić ognisko – wyjaśnił Lucjan, w dalszym ciągu stojąc za nami murem. Centaur poświecił mu pochodnią po oczach, aż chłopak był zmuszony zmrużyć oczy.

- Wracajcie do Hogwartu! – Warknął, po czym znieruchomiał, nasłuchując. My również zamilkliśmy, słysząc stukot dziesiątków kopyt, biegnących w naszą stronę…





3 komentarze:

  1. No wreszcie pogodzona z Ronem! Ja go nawet w Waszym opowiadaniu bardziej lubię niż w serii HP. Hah, no to się wykopali w Zakazanym Lesie :D myślałam, że będzie trochę łatwiej, chlanie, potem Malfoy niosący pijaną Klarę do zamku, a tu century :] wow, Alex, bardzo zgrabne te opisy, jak ja to w Was uwielbiam! Rowling, a z nią Polkowski by się nie powstydzili. :) Mam nadzieję, że Klara nie będzie długo kazała nam czekać na opis tego, co się ma wydarzyć <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już napisałam smaczki z Moodym ^^

    OdpowiedzUsuń