sobota, 13 lipca 2019

40. Samoobrona z Moodym

Siedziałyśmy w ciszy przy obiedzie, niechętnie przeżuwając kolejne kęsy. Wszyscy na około nas szczebiotali wesoło, rozmawiając o całkowicie przyziemnych i nudnych sprawach, a my nawet nie miałyśmy ochoty ich słuchać. Kątem oka zauważyłam bliźniaków, jak rozmawiali z jakimiś dziewczynami o rok starszymi od siebie. Fred bajerował je luzacką gadką, a George pokazywał jakieś eksperymentalne gadżety, które obaj testowali na innych. W pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się, ale równie szybko przenieśliśmy je na innych uczniów.

Po drugiej stronie Sali odbywał się właśnie szlaban naszych znajomych Ślizgonów i wszystkich tych, którzy zostali przyłapani wczoraj w nocy na pałętaniu się po zamku. Po ataku Flinta na mnie, nauczyciele ostrzej zabrali się za zdyscyplinowanie maruderów, którzy w dalszym ciągu mieli głęboko w poważaniu szkolny regulamin. Z tego, co słyszałam, uczniowie mieli do przepisania cały tom Wojny Goblinów z 1245 roku i dopóki tego nie zrobią, nie wyjdą z Wielkiej Sali, a kara zostanie przeniesiona na kolejny dzień, a potem na następny i tak dalej, i tak dalej. Wszyscy siedzieli z nosami utkwionymi w zeszytach, ich pióra co chwilę maczane były w kałamarzu i z powrotem przenoszone na papier. Profesorowie, jacy zostali wybrani do tego niewdzięcznego zadania, to oczywiście Snape i Moody, ponieważ siali w szkole największy postrach i szacunek wśród innych. Zerknęłam mimochodem na nauczyciela od Eliksirów, przypominając sobie, że nie użyłam dzisiaj maści, którą od niego dostałam, a która wcale nie była podarowana z dobroci serca, a z przymusu.

- Nie mam ochoty na ten obiad – burknęłam cicho, odkładając z głośnym trzaskiem widelec na talerz i odsunęłam go od siebie na sporą odległość. Klara pokiwała głową, zgadzając się ze mną i zrobiła to samo, ale z mniej widowiskowym efektem.

- Myślisz, że Snape wie, że byłyśmy u profesora Moody’ego? – Zagadnęła po chwili Klara z przestrachem w oczach.

- Niby skąd? – Prychnęłam. Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami i ponownie zerknęłyśmy w stronę strefy szlabanu. Draco Malfoy pieczołowicie dostosował się do reguł obowiązujących podczas ich dzisiejszej „kozy”. Bez słowa przepisywał gruby podręcznik od Historii Magii, nie zerkając na nikogo, chociaż musiałam stwierdzić, że jakoś mizernie wyglądał.

- Co mu jest? – Zapytała Klara, czytając w moich myślach i nachylając się w moją stronę.

- Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. Malfoy był bledszy niż zazwyczaj, a pod oczami miał czarne cienie, świadczące o niewyspaniu i to nie takim niewyspaniu, o jakim myślałam. Patrzyłyśmy z Klarą na chłopaka w ciszy, jednak gdy na horyzoncie pojawił się Moody, blondynka od razu odwróciła się z powrotem w stronę stołu Gryffindoru, nie chcąc ponownie narazić się swojemu profesorowi. Ja nic sobie z tego nie robiłam i w dalszym ciągu badałam wzrokiem pozostałych uczniów. Moje spojrzenie przeniosło się na Lucjana. Ślizgon jak zwykle nie spinał się za bardzo. Szturchał łokciem swojego kolegę z Ravenclawu i podśmiewywał się cicho, a gdy zerknął na mnie puścił mi oczko, a ja w odwecie pokazałam mu środkowy palec.

- Pajac – warknęłam.

- Kto? – Spytała zaciekawiona przyjaciółka, ale w dalszym ciągu bała się odwrócić.

- Bole – odparłam i posmutniałam momentalnie. – Wczoraj chciałam, żeby dali mi spokój z tym Snape’em i pocałowałam go – przyznałam się Klarze, odwracając się przodem do niej.

- Co zrobiłaś?! – Pisnęła przerażona, otwierając szeroko oczy. – Z Lucjanem?!

- Nie chciałam, żeby myśleli, że ja i Snape coś… - skrzywiłam się.

- Ale, żeby aż tak ci na tym zależało? Nie musiałaś go… całować. Chyba, że chciałaś. Chciałaś?

- Zwariowałaś?! – Postukałam się palcem po czole. – Ale przecież to nie zbrodnia… pocałunek w sensie. Wiesz z iloma się całowałam podczas poprzednich wakacji? – Przewróciłam oczami, próbując zliczyć na palcach ilość. – Z wieloma! – Nie doliczyłam się. Klara zmarszczyła brwi. Wyglądała na oburzoną.

- Myślałam, że robi się to z kimś, kogo się kocha – mruknęła.

- To znaczy, że kochasz Malfoy’a? – Zaczepiłam ją, uśmiechając się mściwie. Dziewczyna oblała się pokaźnym rumieńcem, kręcąc szybko głową.

- To nie są pytania na dzisiejszy dzień! – Pisnęła nienaturalnie. – Na razie muszę się skupić na nauce. Profesor Moody liczy na mnie. Nie mogę go zawieźć. Muszę się skupić i skoncentrować.

- Możesz robić to i to – stwierdziłam. – Wiesz, nie jestem za tym, żebyś łaziła za Malfoy’em, bo to łajza, jakich mało, ale zacznij umawiać się z chłopakami. Zobaczysz, jaka to frajda. Może najpierw zacznij od Neville’a? – Wskazałam głową na przygarbionego bruneta, siedzącego na samym końcu stołu i zatopionego w książkę o Zielarstwie.

- Kogo? – Spytała Klara i również spojrzała we wskazanym przeze mnie kierunku. – Neville? – Jęknęła, jakby to miała być jakaś kara.

- Leci na ciebie – oznajmiłam pewnie.

- Co ty gadasz? – Zaśmiała się nerwowo, grzebiąc w swojej nieodłącznej torbie. Nawet jak nie miałyśmy zajęć, Klara musiała nosić ją przy sobie. Wyciągnęła z niej podręcznik od Obrony, również zaczynając go namiętnie wertować.

- Tyle was łączy… - drążyłam dalej, podle się uśmiechając. Czasami zastanawiałam się, czemu Tiara Przydziału umieściła mnie w Gryffindorze. Cała moja rodzina uczęszczała do Slytherinu, a i moje zachowanie wskazywało na dom węża.

- Przestań – poprosiła blondynka, nie odrywając wzroku od książki. – Muszę skupić się na zajęciach z profesorem Moodym. Nie w głowie mi teraz, co innego. Muszę myśleć i zachowywać się jak auror.

- Zwariowałaś? – Zdziwiłam się, chwytając jej podręcznik i odkładając go z powrotem do torby dziewczyny. Klara zrobiła niezadowoloną minę. – Masz na to kupę czasu. Nie musisz dzisiaj decydować, kim chcesz zostać w przyszłości. Poza tym, to może ci się zmienić jeszcze kilka razy, zanim podejmiesz właściwa decyzje.

- To jest właściwa decyzja! – Odpowiedziała pewnie, chcąc ponownie sięgnąć po książkę, ale uderzyłam ją po dłoniach widelcem.

-Zostaw to! – Warknęłam. – I spójrz! – Odwróciłam ją brutalnie w stronę Neville’a, który od pewnego czasu przyglądał nam się zainteresowany. Gdy spojrzenia przyjaciół się spotkały, chłopak pomachał nieśmiało do Klary, a ta odpowiedziała tym samym, chociaż było to w pewnym sensie wymuszone i zrodzone z dobrego wychowania.

- Lubię go – powiedziała nieśmiało. – Ale to tyle. Uczyliśmy się razem w bibliotece swojego czasu, ale to naprawdę tylko tyle!

- Nie dla niego. Jestem pewna, że zaprosi cię na bal.

- Ale ja nie chcę. Wolę iść sama.

- Będziesz wygląda idiotycznie, jeżeli sama pójdziesz! – Skarciłam ją.

- A ty, to co? – Żachnęła się. – Z George’em nie jesteś.

- Ale zawsze mam do wyboru Lucjana albo Rona, jeżeli nie znalazł sobie kogoś.

- Ty to masz w czym wybierać – jęknęła – a ja nie bardzo.

- To… - zastanowiłam się na moment, rozglądając po przyjaznych twarzach Gryfonów - umówię cię z Harrym.

- Daj mi spokój – warknęła. – Nauka! To jest teraz najważniejsze dla mnie. Profesor Moody tak bardzo się na nas zawiódł, Alex. Powinnyśmy teraz pokazać, że jednak go słuchamy i nie mamy gdzieś jego próśb.

- No wiem, wiem – mruknęłam i ponownie odwróciłam się w stronę ukaranych osób. Moody przechadzał się tam i z powrotem, wspierany na lasce i dokładnie lustrował wszystkich swoim magicznym okiem. Snape natomiast spacerował dumnym krokiem, zaglądając każdemu przez ramię. Co chwilę również musiał upominać Lucjana, ponieważ chłopakowi nie w głowie było skupienie się na karze.

- Alex, pamiętaj o balu! – Krzyknął nagle wyżej wspomniany chłopak, za co został zrównany do blatu ławki przez profesora Snape’a. Wszystkie głowy zebranych odwróciły się w naszą stronę, a ja równie szybko zrobiłam w tył zwrot, wpatrując się uparcie w niedojedzony obiad.

- Ja pierdolę, co za wyjeb – syknęłam wściekle. Klara minimalnie odwróciła głowę w bok, obserwując otoczenie, ale po chwili ludzie wrócili do swoich obowiązków i nikt już nie patrzył w naszą stronę. Nikt, oprócz George’a, Angeliny i Freda.

- Mówiłaś, że nic cię z nim nie łączy, a teraz idziecie razem na bal? – Prychnęła dziewczyna, zakładając ręce na piersi.

- O boże – jęknęłam, przecierając twarz. Wstałam szybko i pociągnęłam za sobą Klarę.

- Gratulacje, Alex! Pięknie to rozegrałaś! – Krzyknął za mną Fred na nowo ściągając spojrzenia wszystkich. Tym razem nawet nauczyciele zainteresowali się tematem, ale nie miałam czasu na przyglądanie się Snape’owi. Musiałam jak najszybciej opuścić Wielką Salę.

- Mam tego dość! – Warknęłam, kiedy znajdowałyśmy się już w sporej odległości od poprzedniego pomieszczenia. – On pierwszy ze mną zerwał! – Zaczęłam się tłumaczyć przyjaciółce. – A teraz co? Teraz wielce obrażony?! Przecież ja nic takiego nie zrobiłam!

- To powiedz mu w końcu prawdę, dlaczego się z nim nie spotkałaś!

- Nie chcę, żeby jeszcze cały Gryffindor o tym wiedział. Poza tym, jak Harry z Ronem się dowiedzą, to już w ogóle nie dadzą mi żyć. Chcę tego uniknąć za wszelką cenę.

- Myślisz, że George by się wygadał? Nie sądzę.

- Może powiedziałby bratu, a on Angelinie, a wtedy wszyscy już będą wiedzieć – jęknęłam, na nowo przecierając twarz. – Nie mam siły. Chodź, wracamy do dormitorium.

Większość popołudnia spędziłyśmy na leniuchowaniu. Właściwie, to ja spędziłam, bawiąc się różdżką i lewitując nad głową figurkę pałkarza jednej ze swoich ulubionych drużyn w Quiddicha, a Klara w tym czasie siedziała zakopana w książkach, próbując napisać (tym razem dla siebie) referat na Historię Magii.

Pod wieczór postanowiłam odwiedzić profesora Moody’ego i powiedzieć, że jednak zgadzam się na dodatkowe zajęcia z nim. Nie miałam nic do stracenia, a przy okazji mogłam zaprzątnąć sobie głowę czymś innym, niż myśleniem o Snapie.

Wyszłam z dormitorium i udałam się pod gabinet nauczyciela. Zapukałam kilka razy, aż w końcu drzwi otworzyły się. Moody przywitał mnie z uśmiechem, zapewne domyślając się, w jakim celu przyszłam do niego bez wcześniejszego umawiania się.

- Czyli jednak? – zapytał na wstępie. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, również się uśmiechając. – W takim razie, może zaczniemy teraz?

- Dobrze – zgodziłam się.

Profesor Moody zaprosił mnie do środka i starannie zamknął za nami drzwi, po czym wyciszył je zaklęciem i przekręcił klucz w drzwiach. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Na wszelki wypadek, Alex – odchrząknął, oblizując usta. – Możesz różnie reagować na moje…ataki. Lepiej, żeby nikt tego nie mógł usłyszeć. – Moody zdjął z siebie ciężki płaszcz i rzucił go niedbale na krzesło obok. Dokuśtykał również do swojego biurka, chowając w nim kilka notatników, w tym jeden z tych, który wyglądem przypominał pamiętnik Klary.

- Dobrze więc – zaczął po chwili podekscytowany, wskazując mi gestem dłoni, żebym podeszła pod przeciwległą ścianę i stanęła do niej tyłem. Sam stanął bliżej drzwi. – Na początku, chciałbym sprawdzić twój refleks. Jeżeli uda ci się mnie rozbroić, to przyznam Gryffindorowi 5 punktów. Co ty na to?

- Mogę spróbować – wzruszyłam ramionami, sięgając ręką do paska od spodni, gdzie miałam schowaną różdżkę.

- W takim razie na trzy. Uwaga. Raz… dwa…i trzy!

Skupiłam się na jego oczach, ponieważ to one przeważnie zdradzały przeciwnika. Gesty mogły być mylące, ale spojrzenie zawsze zdradzało wszystko. Profesor, zanim skończył odliczać, sięgnął po swoją różdżkę, ale ja byłam sprytniejsza i mądrzejsza. Nim on to zrobił, ja już trzymałam rękę na rękojeści mojej i krzyknęłam zaklęcie rozbrajające. Różdżka nauczyciela wyśliznęła mu się z ręki, upadając z brzdękiem na podłogę. Przez chwilę Moody stał oniemiały, a ja nie wychodząc z roli, dalej trzymałam go na muszce.

- No, no – zacmokał z aprobatą, oblizując się i unosząc ręce w geście poddania.

- Oszukiwał pan – odparłam oburzona, spuszczając rękę.

- Owszem – kiwnął głową. – Chciałem sprawdzić twój refleks z zaskoczenia i jestem szczerze zaskoczony tym jak idealnie władasz różdżką. Te ruchy nadgarstka, to skupienie! Patrzyłaś mi prosto w oczy… wiedziałaś, że one zdradzają wiele. Królewno, 10 punktów dla Gryffindoru!

- Aż 10? – Zdziwiłam się i zaśmiałam. – Niech profesor nie przesadza, bo jeszcze podniesiemy się w rankingu z ostatniego miejsca na trzecie.

- Może zajdziemy wyżej, jeżeli tylko dasz radę – rzekł, spoglądając na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Przez chwilę zdawało mi się, że ze mną flirtuje, ale to było niemożliwe. Moody był jak ojciec.

- Zobaczymy – odparłam niepewnie. – Z samoobroną mam problem.

- Nauczę cię wszystkiego, Alex – sapnął nauczyciel i tym razem stanął naprzeciwko mnie. Dzieliła nas tylko długość ramienia. – Nierzadko to mówię, ale dzisiaj będziesz mogła mnie uderzyć, odepchnąć albo wybrać jakąś inną formę obrony.

- Będzie pan próbował napaść na mnie? – Spytałam, robiąc krok do tyłu, ale Moody chwycił mnie za nadgarstek i ponownie ustawił tam, gdzie stałam.

- Musisz być pewną osobą, Alex. Jeżeli pokażesz, że boisz się napastnika, on tym bardziej będzie chciał na ciebie napaść.

- Rozumiem, ale to trochę niekomfortowe, żeby pan… - zaczerwieniłam się, spuszczając na chwilę głowę. Dałam sobie kilka chwil na ogarnięcie i ponownie spojrzałam na profesora.

- Zapomnij na moment, że jestem twoim profesorem – odchrząknął. – Możemy zaczynać?

Kiwnęłam głową, trzymając w pogotowiu różdżkę. Właściwie, nie wiedziałam „co” mieliśmy zaczynać. W jaki sposób profesor chciał mnie zaatakować? Czy przy użyciu różdżki, czy też natrzeć na mnie jak prawdziwy wariat? Zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować, za to Moody wyglądał, jak przysłowiowa ryba w wodzie; oczy mu świeciły, co chwilę obmywał językiem wargi i przygryzał je na przemian.

Nagle mężczyzna zrobił szybki krok do przodu, łapiąc mnie za koszulę. Wypuściłam w panice różdżkę z ręki.

- Co teraz byś zrobiła? – Zapytał w trakcie.

- N… nie wiem – wydukałam nieco wystraszona.

- Alex, skup się! – Warknął Moody, podnosząc głos i szarpnął mnie do siebie. Dotknęłam ciałem jego klatki piersiowej. Odruchowo chciałam się wyswobodzić, ale mężczyzna trzymał mnie zbyt mocno.

- Jesteś w potrzasku? – Zapytał retorycznie, uśmiechając się szelmowsko. Jego mechaniczne oko zaczęło wirować. – Musisz od razu reagować, Alex. Nie możesz dopuścić do takiej sytuacji jak teraz. – Moody puścił moją koszulę i kazał mi stanąć tam, gdzie wcześniej. – Jeszcze raz!

Ponownie stanęłam na swoim miejscu. Mężczyzna puścił do mnie oczko i przetarł palcami kąciki ust, rozglądając się na boki. Gdy znowu przeniósł spojrzenie na mnie, wykonał atak, ale tym razem naparł na mnie z całej siły, przyszpilając do ściany. Pisnęłam cicho zszokowana, bojąc się poruszyć.

- Nie spodziewałaś się, prawda? – Szepnął mi do ucha. Poczułam przyjemne ciepło, odpychając go od siebie z całych sił.

- To co innego niż walka na różdżki! – Zdenerwowałam się.

- Zbyt brutalne? Uważam, że lepiej zacząć od trudniejszych rzeczy. Wtedy będzie ci o wiele łatwiej potem.

- No nie wiem… chyba nie umiem się bronić.

- Królewno, skup się! – Warknął ponownie, tym razem o wiele głośniej. – Kilka nieprzewidzianych ruchów i już masz dość? Myślałem, że jesteś twardsza i odważniejsza. Wczoraj z taką łatwością weszłaś do Zakazanego Lasu, a dzisiaj obawiasz się… kogo? Mnie?

- To nie tak! – Syknęłam wściekła. – Po prostu myślałam, że pokaże mi pan jakieś techniki i tyle!

- Żeby ci je pokazać, muszę zademonstrować cały schemat, ale dobrze… - Nauczyciel westchnął. – Może to zbyt dużo, jak na ciebie. Jeżeli chcesz przerwać, droga wolna. Te zajęcia są dla ciebie, Alex, nie dla mnie. Chodzi o twoje bezpieczeństwo. Ja umiem poradzić sobie z wrogami, co innego ty, ale nie będę nalegał.

- Chcę umieć się bronić przed innymi – powiedziałam pewnie, zaciskając dłonie w pięści.

- I taka masz być! – Podniósł głos profesor i na nowo ustawił się tyłem do drzwi. – Zdecydowana, pewna i zawzięta! Taką cię poznałem i nie daj sobie tego zniszczyć w sobie! Jeszcze raz!

Moody ruszył przed siebie, chwytając mnie ponownie za koszulę. Tym razem jednak nie przyciągnął mnie ku sobie, ale kazał obronić się przed takim atakiem.

- Prawa ręka do góry – zaczął podekscytowany – i robisz skręt tułowiem w lewo. Wyciągniętą rękę zginasz w łokciu i uderzasz w moje prawe przedramię. – Nauczyciel poczekał, a ja ustawiałam się według jego wskazówek. Co chwilę zerkałam na niego pytająco, czy aby na pewno dobrze robię, a On kiwał cały czas głową na znak, że poprawnie wykonuję jego polecenia. – Kiedy mnie uderzasz, ja cię puszczam, a ty masz czas zrobić krok do tyłu, a następnie uderzyć mnie z całej siły w krocze i uciec.

Moody ponownie wrócił na swoje miejsce i mocno przechylił głowę na boki, strzelając szyją.

- Wszystko musisz wykonać szybko i zdecydowanie – zaznaczył, ruszając do przodu. Nie byłam do końca pewna, czy dobrze zapamiętałam wszystkie ruchy, jakie mi pokazał, ale starałam się skupić na jego natarciu. Ręce mężczyzny ponownie chwyciły mnie za koszulę, a ja krok po kroku zastosowałam się do jego zaleceń. Gdy udało mi się uwolnić od niego i następnym krokiem miało być uderzenie go między nogi, zawahałam się na moment, co Moody wykorzystał na swoją korzyść i na nowo do mnie przyległ, przyciskając mocno do ściany swoim ciałem. Jęknęłam cicho, ale nie odezwałam się ani słowem. Czułam się zdeterminowana i chciałam raz jeszcze powtórzyć chwyt.

- Za długo myślałaś nad ostatnim etapem – szepnął mi do ucha. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy i ponownie odepchnęłam od siebie.

- Jeszcze raz! – Warknęłam.

- Dobrze! – Klasnął w dłonie mężczyzna, wracając na pozycję. – Lubię, królewno, kiedy wiesz czego chcesz! Proszę, jeszcze raz jak sobie życzysz!

Nauczyciel wykonał te same ruchy, co przed chwilą i tym razem znowu udało mu się mnie przyszpilić do ściany. Zaczynałam powoli się denerwować, że nie potrafię się przed nim obronić, chociaż dokładnie mi wytłumaczył, jak powinnam i gdzie zaatakować, żeby się udało.

- Jeszcze raz! – Powtórzyłam, a profesor zacmokał zadowolony. Powtórzyliśmy te same ruchy i tym razem bez zbędnych ceregieli, zamachnęłam się aby uderzyć Moody’ego między nogi, ale mężczyzna zrobił unik, złapał mnie w pasie i przycisnął do podłogi, siadając na mnie okrakiem i zaciskając dłonie na moich nadgarstkach.

- Co ty na to? – Zapytał, uśmiechając się cwanie. Spojrzał na mnie prawdziwym okiem, a magiczne na moment zerknęło do tyłu i ponownie przeniosło się na mnie.

- Tego nie było w planach – jęknęłam, ruszając się niespokojnie pod nim.

- Czyżby twój entuzjazm przygasł? Nawet dobrze nie zaczęliśmy, ale pokażę ci teraz, jak łatwo wywinąć się z takiej sytuacji. Trochę ci to uproszczę – rzekł, nachylając się nade mną. – Biodra do góry.

Zrobiłam jak kazał, ale nie było to łatwe, ponieważ mężczyzna był dość ciężki.

- Źle! – Warknął, przyciskając mnie mocniej do podłogi. – Jeszcze raz! Szybciej! Bardziej zdecydowanie!

- Staram się! – Zirytowałam się ponownie i tym razem uniosłam biodra wyżej i mocniej, co sprawiło, że profesor na moment stracił równowagę, puszczając mnie i podpierając się rękoma po obu stronach mojej głowy. – Udało się!

- Nieźle, nieźle – mruknął zaskoczony. – Ale nie osiadaj na laurach. – Podniósł się sprawnie i nawet jego sztuczna noga nie była tu przeszkodą. Wyciągnął przed siebie pomocną dłoń, którą chwyciłam ochoczo i podniósł mnie lekkim ruchem, a gdy stałam już na równych nogach, zakręcił mną w miejscu, obracając do siebie tyłem. Bez słowa objął mnie na wysokości brzucha, drugą ręką łapiąc tuż pod szyją, jakby chciał mnie przydusić. Przycisnął mnie jeszcze mocniej do swojego ciała, oparł brodę na ramieniu i przez chwilę nic nie powiedział, delektując się chwilą.

- Profesorze? – Zdziwiłam się brakiem jego reakcji. Moody nagle się ocknął i odchrząknął głośno. W dalszym ciągu trzymał mnie w żelaznym uścisku.

- Walcz… obroń się – szepnął cicho i albo mi się zdawało, albo nauczyciel dotknął ustami płatek mojego ucha.

- Nie wiem jak…

- Pomyśl sobie, że jestem teraz tym Ślizgonem. – Nauczyciel przesunął ręką, którą obejmował mnie w pasie, trochę wyżej i dmuchnął powietrzem w szyję. Poczułam gęsią skórkę, chociaż nie podobało mi się, co Moody wyczyniał. Nie zastanawiając się długo, zamachnęłam głową z całych sił w tył, uderzając mężczyznę w twarz. Nauczyciel momentalnie mnie puścił i syknął z bólu, chwytając się za nos. Przerażona tym, co zrobiłam, odwróciłam się szybko przodem do niego, przykładając dłonie do ust.

- Przepraszam! – Pisnęłam przerażona. Chciałam odsunąć mu dłonie od twarzy, ale w ostateczności zrezygnowałam z tego i tylko dotknęłam jego ramienia. – Profesorze, wszystko w porządku? Ja nie chciałam, ale… ale to zrobiło się zbyt poważne. Musiałam jakoś zareagować!

- Bardzo się cieszę, że to zrobiłaś – odparł w końcu, odciągając ręce. Spojrzał na dłonie, ale nie było na nich krwi, co przyjęłam z ulgą. – Bardzo dobra reakcja! Brawo. Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Resztę rzeczy przećwiczymy sobie innym razem. Może jutro wieczorem?

Kiwnęłam niepewnie głową, chociaż dalej byłam przejęta tym, że uderzyłam nauczyciela.

- Na pewno nic panu nie jest? – Dopytałam dla pewności. Moody uśmiechnął się czule, obejmując mnie ramieniem. Przywołał zaklęciem moją różdżkę, która cały czas leżała na podłodze, wręczając mi ją.

- Wszystko w porządku. – Spojrzał na zegarek. – Trochę się zasiedzieliśmy. Zaraz cisza nocna. – Podprowadził mnie do drzwi. Pożegnałam się z nim i wyszłam na korytarz, który powoli zaczynał pustoszeć.

Nagle coś mignęło za rogiem. Ruszyłam więc w tamtym kierunku z wyciągniętą różdżką i natrafiłam na Klarę. Dziewczyna wyglądała, jakby chciała przede mną uciec, ale w ostateczności przystanęła, spoglądając na mnie z żalem.

- Co jest? – Spytałam, chowając broń. – Co tu robisz? Lochy to nie w tę stronę – zaśmiałam się, chcąc rozładować atmosferę, ponieważ w spojrzeniu dziewczyny dało się zobaczyć coś bardzo niepokojącego.

- Byłaś u profesora Moody’ego? – Zapytała bez zainteresowania, pocierając ramię. Zaczęła spoglądać na boki, jakby jednak miała zamiar uciec i szukała odpowiedniej drogi do tego.

- Tak – odparłam zgodnie z prawdą. – Moody pokazywał mi różne techniki samoobrony. Nie mówiłam ci, bo zapomniałam – dodałam widząc, jak dziewczyna smutnieje. – A co?

- Chciałam z nim pogadać o moich zajęciach, ale gdy pukałam, to nie otwierał – westchnęła.

- To dlatego, że wyciszył pomieszczenie. Jeżeli chcesz, to idź teraz. Masz trochę czasu przed ciszą nocną.

Klara zerknęła mi przez ramię w stronę gabinetu profesora, ale w ostateczności zrezygnowała z tego pomysłu, więc obie ruszyłyśmy z powrotem do wieży Gryffindoru. Przez całą drogę, blondynka nie odezwała się do mnie ani słowem, ale gdy stanęłyśmy pod portretem Grubej Damy, w końcu otworzyła usta.

- Co się stało, że tak nagle go polubiłaś? – Zaczęła. – Mówiłaś, że jest dziwakiem.

- Mówiłam – zgodziłam się kiwnięciem głowy. – Ale swego czasu Moody wiele mi pomógł. Nie mówiłam ci, bo nie sądziłam, że to istotne.

- W czym ci pomógł? – Drążyła.

- We wszystkim – zmarszczyłam brwi. – Zaczęło się od Hogsmeade, kiedy bliźniacy cię opili. Potem, gdy mój ojciec przyjechał do szkoły, Moody pojawił się w odpowiednim momencie i uwolnił mnie od niego.

- Co to znaczy? – Zdziwiła się Klara.

- Ojciec mnie uderzył – wyjaśniłam, a dziewczyna otworzyła szeroko usta.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! -Zdenerwowała się. – Przecież jesteśmy przyjaciółkami! Myślałam, że możemy sobie ufać, Alex!

- Bo możemy, ale… sama nie wiem. To żałosne, że tak zrobił. Może dlatego nie chciałam o tym wspominać? Zresztą, to nieważne. Mój ojciec zawsze był narwany. Fakt, faktem, nigdy mnie nie uderzył, ale i tak nie przejęłam się tym zbytnio. Mam go w dupie.

- Przykro mi, że tak to się skończyło.

- Nie przejmuj się – wzruszyłam ramionami. – Klara? Ty chyba nie jesteś zazdrosna o Moody’ego, co?

- Co?! Nie! Skąd! – Odparła szybko i wypowiedziała szybko hasło, chcąc przejść na drugą stronę.

- Na pewno? – Dopytywałam dla pewności, kiedy przechodziłyśmy przez portret.

- Tak! – Zaśmiała się nerwowo.

Weszłyśmy do Pokoju Wspólnego i od razu rzucił nam się w oczy nieład, jaki tam panował. Wszędzie były porozwalane butelki po piwach, a po środku na kanapie siedzieli Weasley’owie w towarzystwie starszych dziewczyn. Fred jak zwykle zajmował się Angeliną, ale na około George’a utworzył się wianuszek Gryfonek, które z maślanym wzrokiem lepiły się do niego. Jedna nawet siedziała mu na kolanach, bawiąc się jego krawatem, a sam chłopak dotykał ją delikatnie po plecach.

- A któż to wrócił? – Odezwał się nagle Fred, nie patrząc w ogóle w naszą stronę. Angelina prychnęła głośno. George przeniósł wzrok na mnie i jeszcze bardziej zaczął interesować się swoją nową wybranką.

- A ja niby miałam mu powiedzieć prawdę? – Szepnęłam do Klary, kręcąc głową. – Żenada. Dobrze, że zerwaliśmy.

Wyminęłam towarzystwo, chcąc udać się na górę do dormitorium, ale w tym czasie rozegrało się piekło…



1 komentarz: