wtorek, 16 lipca 2019

41. Bójka i eliksiry

(...)
 
- I co, nic nie powiesz? – odezwała się Angelina. Wyraźnie była w bojowym nastroju.

Alex nawet na nią nie spojrzała, w milczeniu kierując się na schody. Szłam za nią, zerkając niepewnie na towarzystwo.

- To Twoja była? – półszeptem zapytała dziewczyna bawiąca się krawatem Georga. Uśmiechała się kokieteryjnie do rudzielca. Obie z Alex czułyśmy na sobie jej wzrok.

- Tak, ale nie przejmuj się nią – chłopak wymusił na sobie lekki uśmiech. Zupełnie jakby za wszelką cenę chciał pokazać, jak dobrze się bawi.

- Właśnie, nie ma co zawracać sobie nią głowy – powiedział głośno Fred, tym razem zerkając w naszą stronę. Upił łyk piwa. – Zmarnowany potencjał. Alex, może powinnaś zapytać Dumbledore’a, czy przeniesie Cie do Slitherinu? Tak dobrze się z nimi dogadujesz…

Alex zacisnęła ręce w pięści. Ja stanęłam w miejscu.

- Przecież nie ma zakazu komunikowania się z innymi domami! – rzuciłam w ich stronę. - Integracja to nic złego.

Wszyscy popatrzyli po sobie i zaśmiali się. Alex złapała mnie za rękaw.

- Klara, szkoda sobie strzępić języka. Chodź – powiedziała do mnie półszeptem.

- Nawet cechami do nich pasuje. Zakłamana, wyrachowana, samolubna… - wymieniał Fred.

- Nie mów tak o niej! – oburzyłam się. – Alex taka nie jest.

Alex zatkała uszy i próbując ich ignorować, zaczęła wspinać się po schodach. Angelina nie wytrzymała. Poderwała się z kanapy i w kilku susach znalazła się tuż za Alex. Mocno chwyciła ją za włosy i szarpnęła do tyłu, omal nie zrzucając jej ze schodów.

- Co z Tobą?! – warknęła Angelina.

- Puszczaj mnie! – odwarknęła Alex, próbując uwolnić włosy z chwytu.

Dziewczyny zeszły ze schodów i zaczęły się szarpać. Patrzyłam na nie szeroko otwartymi oczami. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Dziewczyny z wianuszka wokół Georga chichotały. Fred też wyglądał na rozbawionego. Popijał piwo z miną, jakby oglądał bardzo dobry mecz. George dla odmiany był poważny. Tylko zerknął i od razu odwrócił wzrok.

- Dokop jej! – zaklaskała gryfonka z kolan Georga, a zaraz potem szepnęła mu coś do ucha, ocierając się wargami o jego policzek.

- Zostaw ją! – pisnęłam, próbując wejść między Alex i Angelinę, ale starsza koleżanka mnie odepchnęła. – Proszę, przestańcie. Myślałam, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi!

- Nie przyjaźnię się z kimś tak zakłamanym! – krzyczała Angelina.

- Wy po prostu nic nie wiecie! – złościłam się, nie wiedząc jak je rozdzielić.

Moja kolejna próba wejścia między nie skończyła się na tym, że dostałam z łokcia. Odruchowo chwyciłam za różdżkę. Nie wiedziałam po co właściwie to zrobiłam. Atakowanie innych uczniów było przecież wbrew zasadom, a ja nie chciałam kłopotów. Z resztą mój gest nawet nikogo nie wystraszył.

- A co tu wiedzieć? – krzyczała Angelina. Spojrzała wściekle na Alex. - Nigdy Ci na nim nie zależało, co?!

- Pierwszy mnie olał! Nie dał mi dojść do słowa! – broniła się Alex.

W pewnym momencie na szczycie schodów pojawiła się Hermiona. Złapała mocno za poręcz i wychyliła się, by sprawdzić co się dzieje.

- Zakłócacie ciszę nocną! – rzuciła z wyrzutem. Gdy tylko spostrzegła szarpaninę, od razu zapowietrzyła się. – W tej chwili idę po profesor McGonagall! – pisnęła oburzona i szybko zbiegła po schodach, przepchnęła się pomiędzy nami i popędziła do obrazu.

- Uuu, zbliżają się kłopoty – zakpił Fred i szybko dopił piwo.

- Dobra, wystarczy, co? – westchnął George. Ostrożnie zdjął z kolan swoją „koleżankę” i zaraz potem wstał.

Przy kanapie zrobiło się małe zamieszanie. Na szybko sprzątali bajzel, ukrywając puste butelki i puszki pod kanapą i gdzie się dało. W tym czasie Angelinie jakimś cudem udało się złapać Alex od tyłu. Zaczęła podduszać moją przyjaciółkę, próbując ją wywrócić, ale Alex nie pozostała bierna. Wzięła mocny zamach głową i uderzyła Angelinę prosto w nos, rozwalając jej go. Johnson odskoczyła od niej jak oparzona, łapiąc się za twarz. Po dłoniach pociekła jej świeża krew.

- Pojebało Cie?! – warknęła.

- To was pojebało! – krzyknęła Alex, łapiąc się za szyję i próbując uspokoić oddech. – Wszyscy robicie to samo! – oskarżycielsko przesunęła wzrokiem po zgromadzonych. - Decydujecie o mnie bez pytania mnie o zdanie i wiecie o mnie wszystko, bez znania moich myśli!

Skorzystałam z momentu i wskoczyłam między Alex i Angelinę, zasłaniając przyjaciółkę własnym ciałem. Ciągle trzymałam w dłoni różdżkę. Fred podszedł do Angeliny, sprawdzając stan jej nosa.

- Po co nam Twoje myśli, skoro znamy Twoje czyny? – rzucił George. Patrzył na Alex z wyrzutem. – To po nich poznać człowieka.

- Moje czyny?! Nie wiesz nawet połowy tego co się wydarzyło, a oceniasz mnie na podstawie tego, że Twój brat zobaczył mnie jak gdzieś idę! – Alex popukała się palcem w czoło.

- Nie kłamałem! – wtrącił się Fred. – Z resztą dzisiaj wszystko okazało się jasne. Olałaś Georga dla ślizgona!

- Nikogo nie olałam – Alex wściekła się. – Jak już to on mnie olał, a z Lucjanem nic nas nie łączy – spojrzała wyzywająco na Georga i ruszyła po schodach do góry.

- Alex! – pisnęłam. – Porozmawiaj z nim w końcu!

- Właśnie, może mi cokolwiek wyjaśnisz? Czy jestem niegodny rozmowy z Tobą? – George stał przy kanapie, ze skrzyżowanymi przed sobą rękoma.

Alex zatrzymała się, również skrzyżowała ręce. Popatrzyła po wszystkich.

– Nie chciałam o tym gadać przy wszystkich, ale widać nie mam wyjścia – Alex patrzyła twardo na Georga. - Chcesz w końcu porozmawiać? Bo ja się chętnie dowiem o co Ci chodzi. Jesteś starszy, a zachowujesz się, jakbyś miał pięć lat. Najpierw gnębisz mojego przyjaciela – wyliczała. – później robisz scenę i mnie rzucasz… później robisz scenę zazdrości, mimo że zgodnie z Twoimi słowami, nie byliśmy już razem. A teraz co? Znalazłeś sobie nowe towarzystwo, a jednak Twój brat i jego dziewczyna nie potrafią dać mi spokoju. O co w tym wszystkim chodzi?

- Rany, dalej się nie domyślasz? – Angelina przewróciła oczami.

- Nie mów jej – wtrącił się Fred.

George wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale po krótkim wahaniu, jedynie uciekł wzrokiem i podrapał się po tyle głowy.

- Nie mów o czym? – podchwyciła Alex, przyglądając się swojemu byłemu chłopakowi.

- Mieliśmy rozmawiać o Tobie, nie o mnie – bąknął bliźniak.

- Jasne… - Alex spojrzała na grupkę dziewczyn i westchnęła, potrząsając głową. – Ale wybacz, nie będę mówić o mnie przy widowni – Przyjaciółka ruszyła po schodach.

- Czyli znowu nic nie powiesz? – George rozłożył ręce.

– Dokładnie tak jak myślałem – wtrącił Fred.

- Dopiero musi wymyślić jakąś historyjkę – prychnęła Angelina.

- Nic nie musi wymyślać – broniłam przyjaciółki. - Po prostu to nie są rzeczy, o których się mówi wszystkim. Pomyślcie trochę.

- George, gdyby naprawdę Ci na mnie zależało… - Alex spojrzała smutno na bliźniaka, ale ostatecznie machnęła ręką i zrezygnowana zniknęła w sypialni.

Wszyscy popatrzyli na mnie. Schowałam różdżkę i wzięłam głęboki wdech, chcąc coś powiedzieć, ale w tym momencie obraz otworzył się, a przez niego wparowała Hermiona. Zaraz za nią weszła profesor McGonagall ubrana w gruby, kraciasty szlafrok, ciepłe bambosze i wręcz starożytną, białą pidżamę zakrywającą ją od szyi do samej ziemi. Nawet ja w takiej nie sypiałam.

- Co to za hałasy? – McGonagall weszła do pokoju wspólnego i rozejrzała się z niezadowoloną miną. Jej wyraz twarzy momentalnie zmienił się na zmartwiony, gdy tylko dostrzegła, że Angelina jest ranna. - Na Merlina, Panno Johnson! – podeszła do niej szybkim krokiem. – Co tu się stało? Czemu nie jesteście w łóżkach? I co to za zapach? – jej oczy uważnie lustrowały pomieszczenie, na szczęście nie dostrzegając butelek.

- Pani profesor, zawsze tak tu śmierdzi – ściemnił Fred.

- Oni się szarpali! – pisnęła Hermiona. – Dziewczyny się biły! Wyglądało bardzo niebezpiecznie!

- Czy te zarzuty są prawdziwe?! – McGonagall przyjrzała się Angelinie.

Wszyscy popatrzeli po sobie. Gdyby powiedzieli o bójce, wyszłoby na jaw, kto ją zaczął. Kare dostaliby i prowodyrzy i pewnie widzowie, bo przecież nie przerwali walki.

- Nie Pani Profesor. Hermionie się coś przywidziało – rzuciła Angelina, posyłając mojej rówieśniczce znaczące spojrzenie.

- Nie było żadnej bójki – potwierdził Fred.

- Skąd więc te obrażenia? – Pani profesor była przejęta.

- Potknęła się i spadła ze schodów – powiedział Fred, obejmując Angelinę ramieniem. – Próbowaliśmy to zatamować, było trochę zamieszanie, pewnie dlatego Hermionie się pomyliło…

- Wyglądało jak bójka, bo to była bójka. Dobrze wiem co widziałam! – Oburzyła się Granger.

- Ale ja naprawdę spadłam ze schodów – Angelina szybko powtórzyła za Fredem, przy okazji zerkając wściekle w stronę sypialni. – Pani profesor, to był wypadek.

McGonagall popatrzyła na zgromadzonych, a wszyscy zaczęli przytakiwać ruchem głowy. Nie byłam przekonana czy powinniśmy kłamać, ale też wzięłam udział w masowym kiwaniu. Hermiona zacisnęła usta w wąską linię i zmrużyła oczy. Spojrzała na mnie z wyrzutem, a ja uciekłam spojrzeniem.

– Wypadek… - powtórzyła opiekunka domu i złapała za szlafrok tuż pod szyją, przyciągając do siebie oba jego poły. - Panno Johnson, w tej chwili musimy iść do skrzydła szpitalnego! Ten nos wygląda na złamany.

- Pani profesor, a nie wystarczy użyć czaru leczącego? – wtrąciłam nieśmiało.

- Jeśli dziewczyna spadła ze schodów, to może być coś znacznie poważniejszego. Na przykład wstrząśnienie mózgu! Objawy przychodzą z czasem, dlatego Panna Johnson powinna zostać na obserwacji do rana. Chodźmy już. Prędko. A reszta do łóżek, raz, raz – McGonagall klasnęła dwukrotnie w dłonie.

Hermiona wściekła weszła po schodach do sypialni. Gryfonki powoli się rozeszły. McGonagall chwyciła Angelinę pod ramię i razem z Fredem odprowadzili ją do skrzydła szpitalnego. Widziałam jak George patrzy w stronę naszych sypialni. Gdy tylko zauważył, że się gapię, nagle udał, że jest zajęty czymś innym. Przez chwilę patrzyłam na jego plecy. Miałam ochotę wszystko mu opowiedzieć, ale obiecałam Alex i nie mogłam złamać tej obietnicy. Z resztą biorąc pod uwagę co się dopiero co stało, jakoś przestałam ufać tej trójce. Nie przypominali dawnych, beztroskich siebie.

Wspięłam się po schodach do sypialni i weszłam do pomieszczenia. Dwie dziewczyny spały, Hermiona leżała obrażona tyłem do drzwi, a łóżko Alex miało zaciągnięte kotary. Gdy mnie usłyszała, wyjrzała zza nich.

- Co tak długo? – mruknęła.

Zerknęłam na Hermionę i wślizgnęłam się na łóżko Alex. Przyjaciółka wyciszyła kotary, żeby nikt nas nie usłyszał.

- Chciałam wrócić, ale przyszła profesor McGonagall…

- Bardzo mam przejebane? – jęknęła Alex, mocno przytulając się do poduszki.

- W sumie to wcale… skłamali, że Angelina spadła ze schodów.

Alex spojrzała na mnie zaskoczona. Ja rozłożyłam ręce.

- Do tego wzięli ją do skrzydła szpitalnego i mamy ją z głowy do rana.

- Pogrzało ją – mruknęła Alex, przymykając oczy. – Pogrzało ich wszystkich.

- Bardzo dziwni byli… tak narzekają na ślizgonów, a ta ich akcja była w stylu Pansy – na samo wspomnienie mojej i jej bójki, przeszły mi ciarki po plecach.

- Pokazują drugą twarz…

- Właśnie. Przepraszam, że jej nie unieruchomiłam. Powinnam była zrobić to od razu. Wyglądało groźnie. Zrobiła Ci coś? – zapytałam z przejęciem.

- Niewiele. Zdarzały mi się o wiele gorsze rzeczy.

- To dobrze – zastanowiłam się. - Chyba powinnyśmy powiedzieć profesor McGonagall o tym co się naprawdę wydarzyło. Ona mogłaby ją upomnieć i wtedy…

- Co? - Alex podniosła się do siadu i spojrzała na mnie. – Zwariowałaś? – syknęła.

- Czemu? Hermiona potwierdzi naszą wersję. To już trzy głosy.

- Trzy przeciw ilu? Jak doliczysz nowe „koleżanki” Georga, to będą mieli przewagę. Z resztą… - przyjaciółka machnęła ręką. – Jak to mówią mugole, nie rusza się gówna, bo zacznie śmierdzieć. Ta sprawa zrobiłaby więcej smrodu niż by była warta. I uwierz mi, zaszkodziłoby to także nam.

- No to jak chcesz… - westchnęłam. – Ale wiesz Alex… Mam wrażenie, że im dłużej skrywasz fakty, tym gorzej na tym wychodzisz.

Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Próbowałam przekonać przyjaciółkę, że być może warto wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę, jeśli już naprawdę nie chce mówić o tym, co zdarzyło się naprawdę. Nie była przekonana. Ostatecznie wróciłam na swoje łóżko. Hermiona nadal nie spała. Zerknęła na mnie przez ramię.

- Po co skłamałaś? Wyszłam przez was na idiotkę… - mruknęła obrażona.

- Przepraszam… Wszyscy skłamali, to co innego miałam zrobić?

- Stanąć po stronie prawdy – obruszyła się gryfonka.

- Hermiona… Nikt nie chciał mieć kłopotów. Niepotrzebnie pobiegłaś po profesor McGonagall. Mogła odjąć wszystkim punkty, nie pomyślałaś o tym?

- Widocznie by się należało.

Dziewczyna żachnęła się i nakryła głowę kołdrą. Ja westchnęłam. Nie czułam się jeszcze śpiąca. Wyjęłam z kufra mój pamiętnik i zaczęłam skrzętnie opisywać dzień w zakazanym lesie, spanie u profesora Moody’ego i dzisiejsze wydarzenia, włącznie z fragmentem o mojej – całkiem możliwe że – zazdrości, o tym, że całymi siłami skupiam się na nauce i o tym, że Alex ukrywała przede mną prawdę. Po spisaniu wszystkiego i wyrzuceniu zbędnych myśli z głowy, poczułam, że jest mi lżej. Ukryłam pamiętnik i położyłam się do snu.



Rano dzień zaczął się jak zwykle. Umyłam się, ubrałam w mundurek i przepakowałam torbę. Z Alex zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Przyjaciółka chciała jak najszybciej opuścić wieżę, żeby nie psuć sobie humoru z rana. Przy obrazie czekali już na nas Harry i Ron. Przywitali się z nami i od razu oblegli Alex z obu stron, spychając mnie gdzieś na bok. Nadęłam policzki i ruszyłam zaraz za nimi, nadstawiając ucha.

- To prawda, że rozwaliłaś Angelinie nos? – Zapytał Ron. Brzmiał na podekscytowanego i przejętego jednocześnie.

- No… - bąknęła Alex, krzyżując przed sobą ręce. – Ale to ona zaczęła. Ja się tylko broniłam.

- Dawno nie widziałem Freda tak wkurzonego – rudzielec potarł twarz.

- Angelina przecież „spadła” ze schodów – wtrąciłam się, ale chyba mnie nawet nie słuchali.

- Dziewczęca bójka i nas to ominęło… O co w ogóle poszło? – dopytał Harry, poprawiając okulary.

Alex popatrzyła to na jednego, to na drugiego, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Obie dobrze wiedziałyśmy, dlaczego tamci tak się jej czepiali.

- Mnie się pytasz? – przyjaciółka wzruszyła ramionami. - Angelinie po prostu odbiło. Chciałyśmy z Klarą pójść do sypialni, a ona się na mnie rzuciła. Wcześniej rzucali tylko docinki, ale to już była przesada…

- Tak właśnie myślałem… - Ron westchnął smętnie. Po zawahaniu, objął Alex przyjacielskim ramieniem. – Bo widzisz… Na tyle na ile znam moich braci… pewnie chodzi o to, że oni nie bardzo umieją przegrywać.

- Co? A co to ma do tego? – zapytałam, zrównując z nimi kroku.

- Jak to co? – Ron zerknął na mnie, ale zaraz potem skupił wzrok na mojej przyjaciółce. – Oni zazwyczaj są najlepsi w różnych grach i zakładach. Są zwinni, przebiegli i łączą siły, a to im daje zwycięstwo… No ale zdarza się, że nie są w czymś górą i wtedy ich to strasznie, ale to strasznie irytuje.

- Wygrałeś z nimi kiedyś? – ciekawsko zapytał Harry.

- Ze trzy razy… ale szybko tego pożałowałem! – Ron zaśmiał się krótko. – W każdym razie myślę, że tutaj chodzi o… Alex oczywiście. No – spojrzał na nią. - Że byłaś z Georgem, ale nie jesteś, a to dla niego właśnie taka porażka.

Po minie Alex można by powiedzieć, że sama się domyśliła tego wszystkiego. Mimo wszystko zapytała.

- Ale to on ze mną zerwał, więc gdzie ta porażka?

- No właśnie tego do końca nie wiem – Ron zamyślił się.

Dotarliśmy do Wielkiej Sali i wszyscy usiedliśmy przy stole gryfonów. Ron i Harry zaczęli dyskutować o złotym jaju, które Harry wygrał w pierwszym zadaniu. Chłopak wciąż miał problem ze zrozumieniem jego przeznaczenia. Ja słuchałam ich jednym uchem. Nałożyłam sobie śniadanie, a mój wzrok odruchowo zjechał w stronę stołu Slitherinu. Malfoy siedział wśród swoich. Wyglądał równie marnie jak dnia poprzedniego. Blady, trochę przyczajony, wyraźnie zmęczony. To szlaban tak go wykańczał? Przecież tylko przepisywali książkę, to nie było aż tak wyczerpujące… Może więc gnębiło go poczucie winy za to, że nas zostawili na łaskę centaurów? W to ciężko było mi uwierzyć, bo Draco zdawał się nie mieć skrupułów. Już raz mnie zostawił, gdy Flint panoszył się po szkole. Na myśl mi przyszło, że być może chodziło o profesora Snape’a. Mi i Alex upiekło się i nie miałyśmy pogadanki u McGonagall, ale ich wszystkich wyłapano i raczej Mistrz Eliksirów nie był dla nich łaskawy. Musiało więc chodzić o to. Z resztą… miałam skupić się na nauce, a nie rozmyślać o tym, co gnębiło Draco Malfoya. Skarciłam się w myślach, spuściłam wzrok na swój posiłek i zabrałam się za jedzenie. Alex zdawała się nie mieć apetytu, ale wmuszała w siebie kolejne porcje płatków. W pewnym momencie za plecami usłyszałyśmy charakterystyczny stukot laski profesora Moody’ego. Wyprostowałam się gwałtownie i szybko spojrzałam za siebie.

- Dzień dobry profesorze! – uprzedziłam go w powitaniu.

Profesor spojrzał na mnie zaskoczony moją nagła reakcją. Mimo wszystko praktycznie od razu skinął mi głową na powitanie.

- Dzień dobry Klaro. Dzień dobry Alex - kiwnął też do mojej przyjaciółki.

Później przywitał się z resztą okolicznych uczniów, jednocześnie do nas podchodząc. Położył dłoń na barku Alex i nachylił się do jej ucha, powoli oblizując usta. Jego mechaniczne oko wirowało jak szalone, zerkając na każdego po kolei.

- Dla formalności, przypominam o naszych dzisiejszych, wieczornych zajęciach. Liczę, że dużo… - odchrząknął. - wyniesiesz z tej kontynuacji.

Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego i skinęła głową.

- Na pewno będę, profesorze.

- Może po kolacji? – zaproponował Moody, prostując się.

- Po kolacji – potwierdziła Alex.

Patrzyłam na nich podejrzliwie. Moody mrugnął do Alex, a później posłał mi krótkie, neutralne spojrzenie i ruszył w kierunku stołu profesorów, po drodze sięgając za pazuchę i upijając łyk ze swojej specyficznej buteleczki. Od razu się przygarbiłam.

- Znowu się widzicie?... – zapytałam cicho.

- Tak, wczoraj było już późno i nie zdążył mi pokazać wszystkiego co chciał.

- Chyba naprawdę profesor jest na mnie zły… – mruknęłam, odsuwając od siebie śniadanie. Straciłam apetyt.

- Czemu tak myślisz? – Alex zerknęła na mnie, unosząc brwi.

- Bo też u niego wczoraj byłam, ale mi mówił, że jest zajęty. Szli gdzieś razem z Profesor McGonagall.

– No to pewnie odbębniał szlabany. Nie mógł być w dwóch miejscach naraz. Jak ja przyszłam, był sam. No i to raczej normalne, że ma też zajęcia z innymi uczniami, nie sądzisz?

- No… no może i tak… - westchnęłam bez przekonania.

Wkurzało mnie, że dla mnie nie miał czasu, a z Alex umówił się na dwa zajęcia pod rząd. Nie byłam zła na nią, tylko na siebie. To musiała być moja kara za to, że nic sobie nie zrobiłam z jego ostrzeżeń. Nie miałam innego wyjścia, jak dużo trenować. Może jeśli pokażę mu, że coś się zmieniło, wróci mu wiara w nasze wspólne lekcje? Potrzebowałam ich. Choć bywały straszne, napędzały mnie. Profesor stawiał przede mną wyzwania, zmuszał mnie do myślenia. Znów byłam pełna zapału.

Sprawdziłam zawartość torby, upewniając się, że wszystko na pewno mam. Alex i tak nie miała apetytu, więc ruszyłyśmy razem do lochów, pod salę eliksirów. Ludzie powoli się pod nią zbierali. Z przyjaciółką wyjęłyśmy swoje podręczniki i zaczęłyśmy powtarzać materiał. Nie dziwiło mnie już, że Alex uczy się na zajęcia profesora Snape’a, bo był on najbardziej wymagającym profesorem i najłatwiej było u niego stracić dużo punktów. Poza tym ostatnio udawał, że nie widzi naszej dwójki, więc była spora szansa, że teraz będzie całkowicie odwrotnie…

W pewnym momencie powoli i niepewnie podszedł do mnie Neville. Stał w ciszy, obok. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale tylko zerkał pomiędzy naszą dwójką. Alex w końcu nie wytrzymała i podniosła na niego wzrok.

- Stało się coś? – zapytała.

- Stało? Yyy… nie. Raczej nie – zająknął się Neville i szybko splótł ręce za sobą. Na zmianę patrzył na mnie i na czubki swoich butów.

- No to o co chodzi? – drążyła Alex, uśmiechając się pod nosem.

- Ja tylko chciałem ten… - Neville cały czas wpatrywał się we mnie natarczywie. – zapytać o coś Klarę.

Alex momentalnie uśmiechnęła się i szturchnęła mnie. Zamknęłam podręcznik i przytuliłam go do siebie, spoglądając pytająco na chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie. Wydawał się być nieco speszony.

- Bo ten… Nie wiem czy pamiętacie, ale w poniedziałki po zajęciach są te całe próby tańca… - Neville zaczął nieśmiało, ale potem mówił coraz szybciej, aż ledwo go rozumiałam. - I tak sobie pomyślałem, że fajnie byłoby pójść na to z kimś. Chciałabyś iść ze mną? Klara? Na te próbę?

Longbottom momentalnie znieruchomiał, wyczekując mojej odpowiedzi. Ja zamrugałam zaskoczona. Zerknęłam kontrolnie na Alex, a ona zdecydowanie pokiwała głową, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że powinnam się zgodzić.

- N… no nie wiem – zająknęłam się.

- Proszę. – jęknął Neville.

- Przepraszam, ale muszę się uczyć… trochę zaniedbałam to ostatnimi czasy – powiedziałam przepraszająco.

Alex znowu mnie szturchnęła i spojrzała na mnie znacząco.

- Ale Klara, to trwa tylko godzinę – drążył Neville. - A można tam się wiele nauczyć. No nie czarów… ale taniec to też przydatna umiejętność. Zobaczysz. Będzie fajnie. I oderwiesz się na moment od książek, to później lepiej Ci wejdzie do głowy nauka.

Zamyśliłam się. W sumie chodziło tylko o próbę, a nie o bal… Bez wielkiego przekonania kiwnęłam głową. Neville aż podskoczył z radości. Umówiliśmy się, że spotkamy się w pokoju wspólnym. Potem chłopak odszedł od nas cały w skowronkach. Chciałam wrócić do powtarzania do zajęć, ale Alex szepnęła ucieszona.

- Mówiłam Ci, że na Ciebie leci.

- Co? – pisnęłam i zerknęłam na plecy chłopaka. – Po prostu nie miał z kim iść.

- Raczej chciał iść, ale z Tobą. Właśnie się umówiliście na randkę – Alex poruszyła brwiami.

- Nieprawda! – zaczerwieniłam się. – Nie było mowy o żadnej randce.

- O tym nie zawsze mówi się otwarcie.

Kłóciłybyśmy się dalej, ale na korytarzu momentalnie ucichło. Obie spoważniałyśmy, wiedząc co to oznacza. Zza rogu wyłonił się profesor Snape. Mistrz Eliksirów szybkim krokiem pokonał korytarz i zamaszyście otworzył drzwi sali. Następnie wycofał się na bok, stanął wyprostowany jak struna i splótł za sobą ręce. Patrzył na nas z góry, obserwując jak wszyscy pospiesznie wchodzą do sali, unikając przy tym kontaktu wzrokowego z profesorem. Mężczyzna wszedł zaraz za ostatnim uczniem i głośno zamknął drzwi.

- Nie wyciągajcie kociołków – orzekł od razu, stając przed biurkiem i omiatając spojrzeniem całą klasę. – Dziś sprawdzimy waszą pamięć i rozeznanie w składnikach magicznych eliksirów.

Niektórzy cicho westchnęli, inni ucieszyli się, jeszcze inni skupili się na pakowaniu kociołków. Snape wolno przespacerował się pomiędzy ławkami, przyglądając się poszczególnym twarzom. Tym razem zdecydowanie byłyśmy dla niego widzialne.

- Dotarły do mnie wieści, że niektórzy z was są wręcz… - zerknął na Draco. - Niezdrowo zainteresowani Zakazanym Lasem. Skoro te osoby – popatrzył na Crabbe’a i Goyle’a. - Za nic mają odgórny zakaz wstępu do lasu i… – spojrzał na Pansy. – Nic sobie nie robią z ostrzeżeń, ani możliwych konsekwencji takiego… - stanął przy mojej i Alex ławce i wbił spojrzenie w moją przyjaciółkę. – Zachowania, nie będziecie mieć chyba nic przeciwko temu, żeby wyczerpująco opisać WSZYSTKIE składniki magiczne, jakie można znaleźć w tymże lesie.

Ta przemowa była wycelowana w nas wszystkich. Spojrzenie Snape’a wydawało się wypalać dziurę w Alex. Dlaczego tak na nią natrętnie patrzył? Czy wiedział, że też byłyśmy w tym lesie? Poczułam, że oblewa mnie zimny pot.

- Profesorze… wszystkie? – pisnęła Hermiona, szeroko otwierając oczy.

- Nie pozwoliłem Ci się odezwać, Granger – syknął Snape, jednocześnie odrywając wzrok od Alex. - Minus dziesięć punktów dla gryffindoru.

Profesor popatrzył po uczniach, ale nikt już nie śmiał mieć obiekcji, ani nawet pytań. Kontynuował więc, swoim monotonnym, ale nieznoszącym sprzeciwu głosem.

- Opiszecie ich wygląd, właściwości, możliwe zastosowania. Możecie posiłkować się podręcznikiem i eksponatami z sali. Macie czas do końca zajęć.

Snape gwałtownie obrócił się na pięcie i w kilku krokach znalazł się z powrotem przy biurku. Zasiadł za nim, wygodnie rozsiadając się na krześle. Obserwował nas wszystkich bardzo uważnie.

- To za mało czasu – szepnęła Hermiona do siedzącej z nią Lavender Brown. Tamta tylko pokiwała głową.

Rozpoczął się wyścig z czasem. Spanikowana zaczęłam kartkować podręcznik o mało nie wyrywając przy tym paru stron.

- Tego jest ze sto – jęknęłam.

- Niewykonalne… - mruknęła załamana Alex, wpatrując się w pustą kartkę.

Uczniowie rzucili się do półek w poszukiwaniu inspiracji. Zaczęły się przepychanki. Na moment zrobiło się gwarno. Snape uderzył otwartą dłonią w biurko, przywołując wszystkich do porządku.

- Może nie wyraziłem się jasno… Wykonujcie powierzone wam zadanie w kompletnej CISZY – nakazał.

Wszyscy pokiwali głowami i nagle jakby stracili języki. Przepychanki trwały nadal, ale kłótnie odbywały się ledwo słyszalnymi szeptami. Ja wpadłam na pomysł i zaczęłam wypisywać z pamięci same nazwy roślin, takie jak tojad, dyptam, diabelskie siła, ostrokrzew… Później zamierzałam rozwinąć każdą z nazw. Alex wydawała się nie mieć pomysłu jak zacząć.

- Przepisuj ode mnie – powiedziałam do niej. – Albo opisz inne i potem się wymienimy przykładami.

Przyjaciółka pokiwała głową. Podzieliłyśmy się pracą. Co jakiś czas zerkałam na cudze ławki i eksponaty, przypominając sobie o kolejnych przykładach roślin i składników. Tego było tyle, że nie sposób było spisać wszystkiego. Ręka bolała mnie od pisania, ale nie zwalniałam tempa. Widziałam, że inni mieli sporo mniej. Oprócz mnie i Hermiony, jedynie Draco Malfoy ani na moment nie przerwał pisania. Pochylony był nad swoim pergaminem i w pełni skupiał się na zadaniu.

- Uważaj co robisz – cicho syknęła do mnie Alex.

Spojrzałam na mój pergamin i spostrzegłam, że gdy się zagapiłam na ślizgona, przypadkowo zrobiłam krechę na pół strony. Nie było już czasu przepisywać tego od nowa. Po prostu kontynuowałam zapiski. Czas powoli dobiegał końca. Aż dziw, że te zajęcia zleciały tak szybko. Snape wstał zza biurka, głośno odsuwając krzesło.

- Odłożyć pióra – rozkazał.

Drżącą ręką odłożyłam pióro i zerknęłam z przestrachem na Alex. Mimo usilnych starań, wiedziałam, że mam niewiele ponad połowę przypadków. Tak naprawdę nikt z nas nie wykonał powierzonego zadania.

- Wychodząc zostawcie swoje prace u mnie na biurku.

Wszyscy popatrzeli na siebie nawzajem. Widać było po minach, że każdy czuł się przegranym. Draco Malfoy wstał jako pierwszy. Przerzucił torbę przez bark, ruszył do biurka i patrząc prosto w oczy Snape’a, odłożył swoją pracę. Gdy wyszedł, ludzie zaczęli wstawać jeden po drugim.

- Goyle! – Snape huknął, aż podskoczyłam.

Wszyscy spojrzeli na ślizgona, który znieruchomiał. Jako jedyny trzymał pióro w ręce. Wyglądało, jakby na szybko spisywał od Crabba odpowiedzi.

– Zniżasz się do oszustwa? Na moich zajęciach? Minus dziesięć punktów dla Slitherinu – syknął Snape.

- Ale profesorze… ja się chciałem tylko podpisać!

- Nie jestem ślepy. Możesz od razu wyrzucić swoją pracę do kosza. Nie zaliczam jej.

Nikt już nie odważył się ruszyć pióra. Jeden po drugim uczniowie oddawali prace. Snape zerkał na kartki, ale trudno było szukać na jego twarzy wyrazu aprobaty. Ja szybko zebrałam rzeczy i ruszyłam z moją pracą. Odłożyłam ją na biurko i krótko zerknęłam na Snape’a. Później szybko podeszłam do drzwi i spojrzałam za siebie, sprawdzając co robi Alex. Przyjaciółka była już spakowana, ale musiała odłożyć eksponaty, które w międzyczasie pożyczyła. Gdy szła z jednym z dużych, wypełnionych formaliną słojów, nagle potknęła się i upuściła słój. Szkło poszło w drobny mak, a zawartość rozlała się na całej podłodze. Ron od razu skoczył w stronę Alex, by jej pomóc.

- Weasley, zostaw to – odezwał się Snape. - Lamberd sama sprzątnie to co zniszczyła.

Ron powoli się wycofał. Alex zerknęła na profesora i zawstydzona opuściła głowę. Zaczęła sprzątać bałagan. Zdziwiłoby mnie, że była tak nieuważna, gdyby nie fakt, że akurat w tamtym momencie, bardzo blisko niej znajdowała się Pansy. Ślizgonka prawdopodobnie podłożyła jej nogę, bo teraz wyglądała na bardzo z siebie zadowoloną. Parkinson szybko wyminęła bałagan i oddała swoją pracę. Następnie przechodząc obok mnie, uderzyła mnie barkiem, choć spokojnie mogła mnie wyminąć. Potarłam moje ramię.

- Profesorze, mogę jej pomóc? – zapytałam nieśmiało.

- Mówię niewyraźnie? – Snape nawet na mnie nie spojrzał. Obserwował, jak Alex sprząta po sobie.

- Idź już – powiedziała przyjaciółka. – Zaraz przyjdę.

Kiwnęłam głową i ruszyłam w kierunku sali od transmutacji. Głupio było mi zostawiać przyjaciółkę, ale i tak nie mogłam jej pomóc. Gdy czekałam pod salą razem z innymi uczniami, wszyscy żywo dyskutowali o tym, co zdarzyło się na eliksirach. Nie mogąc tego słuchać, stanęłam z boku przy ścianie. Zerkałam co rusz na korytarz. W pewnym momencie pojawił się na nim… George. Chłopak rozejrzał się uważnie, wyraźnie kogoś szukając. Ostatecznie podszedł do mnie.

- Cześć… widziałaś Alex? – zagaił, cały czas się rozglądając.

- Została dłużej w sali z eliksirów – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Aha… - George zawahał się. Podrapał się po tyle głowy i zahuśtał na piętach. – Dasz jej coś ode mnie?

Zamrugałam. On nie czekał na odpowiedź. Wcisnął mi do rąk niewielki liścik.

- Dzięki… - mruknął i szybkim krokiem odszedł.

Skonsternowana popatrzyłam na liścik, a później na oddalające się plecy bliźniaka.






2 komentarze:

  1. Ajajajaj... Klara znów zazdrosna o Moody'ego <3 bierz się do roboty, to i Ciebie zmaca znowu :D ahhh Alex i Snape znów sam na sam! Kopciu, nie każ czekać długo na ten jakże ekscytujący moment opowiadania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, co nam Alex wymyśli ^^
      ~Klara

      Usuń