czwartek, 29 kwietnia 2021

131. Nowe zaklęcie, szpiegowskie plany i obiecana impreza /+18

Alex wyszła na przymusowy szlaban z profesorem Snape’m. Chwilę jeszcze pogrążona byłam w lekturze. W końcu niechętnie odłożyłam książkę na stosik, a moje wszystkie biblioteczne zdobycze ukryłam we wnętrzu kufra, żeby niepotrzebnie nie przyciągały wzroku koleżanek. Brak bezdennej torby nieco mi ciążył. Zapomniałam już jak dobrze jest nie musieć nosić ze sobą tak wielkiego obciążenia, jakim był cały zestaw podręczników oraz jak wiele swobody dawało mi nieskończone miejsce. Wmówiłam sobie jednak, że teraz Samuel potrzebuje jej o wiele bardziej.

Po tamtej rozmowie, tuż po śniadaniu wróciłam do dormitorium, wysypałam wszystko z torby i przepakowałam się do starej. Teraz - przykrywając książki zapasową szatą - patrzyłam na rzeczy, które wiecznie nosiłam przy sobie, a o których istnieniu niemal zapomniałam. Była to między innymi przypinka „Potter śmierdzi” jeszcze z czasów pierwszego zadania. Prezent, który przymocował mi do szaty sam Draco Malfoy. Wtedy nie wiedziałam, czy zrobił tak tylko na złość Harremu, czy też wyczuł, że między nami było pewnego rodzaju napięcie.

Patrzyłam chwilę na przedmiot, czując coś dziwnego gdzieś we wnętrzu. Z perspektywy czasu mogłam śmiało powiedzieć, że Malfoy zawsze umiejętnie wykorzystywał to, co do niego czułam. Nie byłam jednak pewna, czy robił to jedynie dla zysku, jak w przypadku referatów, czy może liczył na coś więcej. Zawsze marzyło mi się to drugie, ale na naszej drodze stało wiele przeszkód, zaczynając od tego, że Malfoy był nienawidzony przez gryffonów, (a w szczególności Harrego), poprzez to, że najwidoczniej nie byłam godna chwalenia się mną, a kończąc na Pansy Parkinson. Tak jak Lucjan powiedział niedawno, Draco nadal z nią chodził. Wydawało mi się kiedyś, że ich drogi się rozeszły, ale w sumie nie dziwiło mnie, że znów byli razem. Na pewno mieli wiele wspólnego. Z resztą ślizgon nigdy nie postawił mnie na pierwszym miejscu. Może to i lepiej, że w tej chwili należał tylko do przeszłości?

Przesunęłam palcami po moim pamiętniku. Dawno nie zapisywałam jego stron, a na pewno robiłam to o wiele rzadziej niż kiedyś. Wcześniej służył mi jako ujście dla wielu emocji i do zapisania miliarda rodzących się w głowie pytań. Były tam wpisy o szkole, o profesorze Moody’m, o Draco, o Lucjanie i tym co działo się między nami na balu... o tym, że chyba chciałam z nim coś więcej, ale wtedy pojawili się Pyritesi, a Lucjan całkowicie stracił głowę dla Sabriny. Teraz już nie był taki nią oczarowany. Zachłysnął się tą znajomością? Być może. Z resztą pojawienie się Pyrites’ów zmieniło bardzo dużo w moim życiu. Samuel, ten który wydawał się kolejnym nieosiągalnym celem, jakimś cudem był ze mną. Przysługa przerodzona w związek. Może właśnie odpuściłam mu winy też dlatego, że podświadomie bałam się go stracić?

Tak czy siak, odkąd byłam z Samuelem, mogłam porozmawiać z nim o wielu sprawach, zamiast gdybać do pustych kartek. Poza tym jakoś nie miałam czasu, żeby wszystko znów roztrząsać. Zaczarowałam pamiętnik, żeby nie pokazywał swojego wnętrza i ukryłam go na spodzie kufra, zaraz obok nieszczęsnych, zawiniętych w chusteczkę ciasteczek z pamiętnej nocy, gdy Sabrina postanowiła nafaszerować całą szkołę środkami pobudzającymi. Nie wiedziałam czemu jeszcze ich nie wyrzuciłam. Być może dlatego, że kusiło mnie, by kiedyś ich spróbować i sprawdzić jak to jest, gdy umysł nie wyhamowuje tego, czego pragnie ciało? Ten pomysł wyglądał o wiele lepiej w głowie, a zjedzenie ich świadomie wydawało mi się trochę głupie... Nie mogłam się zdecydować i ciasteczka pozostały schowane.

Zamknęłam kufer, poprawiłam mundurek i wyszłam z sypialni, kierując się do gabinetu profesora Moody’ego. Mężczyzna otworzył mi szeroko drzwi, jednocześnie odpinając sobie guzik tuż pod szyją. Jego magiczne oko spoglądało gdzieś do tyłu. Zdrowym spojrzał na mnie z taką miną, jakby spodziewał się ujrzeć kogoś innego, ale w sumie mu to w żaden sposób nie przeszkadzało. Uniósł jedynie brew z uprzejmym zainteresowaniem.

– Klaro?

– Alex kazała profesorowi przekazać, że zmusili ją do jakiegoś szlabanu u Mistrza Eliksirów, dlatego jej dziś nie będzie – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

Moje słowa zmyły uśmiech z jego twarzy.

– Snape ma z nią szlaban? – powtórzył podejrzliwym tonem i potarł podbródek. – I ja oczywiście dowiaduje się na końcu? – wymamrotał niezadowolony.

– Alex sama dowiedziała się kilka minut temu. McGonagall była u nas w wieży, chyba właśnie to postanowili. W sumie Pani profesor mówiła, że to bardziej jakby zajęcia czy coś... – wzruszyłam ramionami. – I że to popiera.

– Tak, na pewno uwierzę w jego dobrą wolę i oddanie – prychnął mężczyzna.

– W każdym razie, Alex poprosiła mnie żeby tylko to przekazać – uśmiechnęłam się do niego i gotowa byłam zawrócić do wieży, by kontynuować czytanie.

– Klaro, zaczekaj – Moody chwycił mnie za nadgarstek i ruchem głowy wskazał wnętrze gabinetu. – Może wejdziesz?

Spojrzałam w stronę schodów, ale ostatecznie kiwnęłam głową i weszłam do gabinetu.

– Chyba się nigdzie nie spieszysz? – zapytał zamykając za mną drzwi i wyciszając je. Poczułam na sobie jego wzrok. – Szkoda byłoby marnować popołudnie. Moglibyśmy zrobić nasze zajęcia.

– Szczerze mówiąc nie ćwiczyłam za bardzo – przyznałam z pokorą, pocierając moje ramię. – Od czasu felernych urodzin, ciągle miałyśmy szlabany...

– Nic nie szkodzi – mruknął Moody, podchodząc do półki, na której stały różne przedmioty w tym i szklana kula. Chwilę błądził dłonią ponad rekwizytami, przebierając przy tym palcami, jakby się zastanawiał. W końcu sięgnął po kulę, ustawił ją na środku blatu biurka i spojrzał w moją stronę, uśmiechając się.

– Profesorze... – przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że to co powiem, może mu się do końca nie spodobać. – A może poćwiczymy teraz coś innego?

– Słucham? – zamarł wpół kroku do fotela, obserwując mnie uważnie z taką miną, jakby sądził, że się przesłyszał. – Hm?

– Wydaje mi się... – uważnie dobierałam słowa, jednocześnie odruchowo miętosząc skraj szaty – że z tym już sobie radzę dość dobrze. Potrafię się skupić o wiele bardziej niż na początku.

– A nie pomyślałaś ptaszyno o tym, że radzisz sobie dobrze, bo często ćwiczymy? – zapytał z błyskiem w oku i powoli ruszył w moim kierunku.

– Myślę, że po prostu się do Pana przyzwyczaiłam – zaczerwieniłam się i opuściłam wzrok. – Nie jest to już takie krępujące jak na samym początku...

– Nie? – zapytał z mieszaniną zdziwienia i... czegoś jeszcze. W oczach profesora było coś dziwnego... Zupełnie jakby podjął wyzwanie. Stanął przede mną, obciął mnie wzrokiem, a jego język szybko przesunął się po wargach.

– To chyba przez to, że wiem co Profesor zrobi. Wiem czego się spodziewać i...

Moody bez uprzedzenia złapał mnie mocno za pośladek i przyciągnął do siebie stanowczym ruchem. Pisnęłam zaskoczona i wystawiłam przed siebie ręce, jakbym chciała uchronić się przed upadkiem, przez co moje dłonie wylądowały na torsie mężczyzny. Spojrzałam na niego cała czerwona.

– Stałem się zbyt przewidywalny? – zapytał jakby od niechcenia.

– Nie o to mi chodzi – mruknęłam, ostrożnie odganiając jego rękę i odsuwając się o pół kroku.

– Więc o co? – Moody sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. – Bo moim zdaniem nadal wydajesz się skrępowana. Niemal nie widzę różnicy.

Mężczyzna milczał i czekał, obserwując mnie bez mrugnięcia. Trzymał już w ręce swoją buteleczkę i stukał w nią dwoma najmniejszymi palcami, ale nie wziął łyka. Wzięłam głęboki wdech, myśląc o wszystkim przez chwilę. Od razu pomyślałam o Flincie. O wymazanych wspomnieniach i o tym, że być może wkrótce się na niego natkniemy. Mogłam oczywiście powiedzieć o moich podejrzeniach, ale profesor na pewno zabroniłby nam śledzić Pansy. Flint jednak nie był jedyną osobą, która mogła mi w życiu zaszkodzić i naprawdę chciałam być gotowa na wszystko.

– Chyba po prostu się martwię. Kiedyś dużo ćwiczyliśmy mój refleks i zaklęcia obronne. Wrócimy jeszcze do tego? – zapytałam z nadzieją w głosie. – Na nic się zda moje opanowanie, jeśli nie będę w stanie rzucić zaklęcia dostatecznie szybko. Siła woli to nie wszystko.

– Masz rację Klaro, siła woli to nie wszystko, ale jeśli masz jej dostatecznie dużo, poradzisz sobie z najgorszymi zaklęciami, takimi jak klątwa imperiusa – złapał mnie za podbródek, unosząc moją twarz ku sobie. – A czy jest coś gorszego, niż całkowite zawładnięcie twoim życiem? – zapytał. Patrząc mi prosto w oczy, łyknął z buteleczki.

– Chyba tylko śmierć – odparłam po kolejnej chwili zastanowienia.

– Śmierć bywa darem, mówiłem ci to już wielokrotnie. Ale niech będzie – przyznał w końcu. – Zaczynamy.

Moody schował buteleczkę i nie patrząc na mnie, podszedł do kanapy. To mnie zmyliło. Gdy uniósł różdżkę nad głowę, wykonując nią gest w moją stronę, zdążyłam jedynie wyszarpnąć własną broń. Profesor użył zaklęcia spowalniającego, przez co moje ciało zaczęło się zachowywać, jak na zwolnionym filmie. Utknęłam w trakcie zaczętej przeze mnie akcji. Moja różdżka powoli kierowała się w jego stronę, niczym we śnie, gdzie nie da się biec. Profesor opadł ciężko na kanapę i jakby od niechcenia rzucił kolejny czar.

– Incarcerous – powiedział, a liny oplotły mnie ciasno, nie pozwalając nawet dokończyć pierwszego zaklęcia tarczy. – Bardzo przydatne zaklęcie, prawda? – mruknął, po raz kolejny machając różdżką.

Tym razem nie był to czar skierowany we mnie. Przywołał do siebie butelkę i niską szklankę, nalał sobie ciemnego trunku i odesłał butelkę. Ta chwila spokoju wystarczyła, by moje ciało znów poruszało się w normalnym tempie. Nie byłam jednak w stanie się ruszyć. Szarpnęłam się na boki, próbując jednocześnie nie wywrócić na twarz.

– Profesorze, to nie fair! Nie byłam gotowa! – oburzyłam się.

– Mówiłem, że zaczynamy – przyznał z rozbrajającym uśmiechem. Upił łyk, patrząc na mnie triumfalnie. – Co zawsze powtarzam?

– Stała czujność...

– Dokładnie Klaro – machnął różdżką, wyswobadzając mnie z więzów. – Auror musi być gotowy w każdej sekundzie swojego życia. Musi poradzić sobie nawet wtedy, gdy ma do czynienia z czymś, czego nie zna. Niektóre zaklęcia są uniwersalne, inne są sprytniejsze od pozostałych... Refleks to nie wszystko.

– Nauczy mnie profesor tego czaru zwalniającego?

Kiwnął powoli głową, odstawił szklankę na stolik i zabraliśmy się za ćwiczenie.

Dość szybko załapałam sedno zaklęcia i Moody wymyślał coraz to nowsze sposoby, na jego realizację, zwiększając rozmiar i ilość przedmiotów z którymi miałam do czynienia. Zaczęłam żałować, że nie pokazał mi tego czaru dawno temu. Bardzo by mi się przydał za tym każdym razem, gdy brakowało mi sekund na rozbrojenie nauczyciela. Byłam tak skupiona na lekcji, że czas minął mi bardzo szybko. Zbliżała się cisza nocna. Moody odstawił wszystko na miejsce i otworzył drzwi, żeby mnie wypuścić. W momencie gdy się żegnaliśmy, na korytarzu pojawiła się Alex, robiąc scenę.



***



– Alex, nie! Nie ma mowy! Nie teraz! Nie idziemy tam!

Wykrzykiwałam za moją przyjaciółką, ale równie dobrze mogłabym zupełnie nic nie mówić. Już po moim pierwszym, stanowczym „nie”, Alex postanowiła nie tracić czasu na przepychanki słowne i szybko zbiegła po schodach. Co mogło być gorsze od wybrania się do Zakazanego Lasu tuż przed ciszą nocną? Oczywiście puszczenie tam Alex samej! Nie miałam wyjścia. Goniłam ją, przez cały czas próbując odwieść od tego szalonego pomysłu. Lucjan, wyraźnie zainteresowany jak się rozwinie sytuacja, a może i nieco rozbawiony, ruszył za nami. We trójkę wypadliśmy na ciemniejące błonia. Miałam nadzieję, że tutaj złapiemy oddech, ale przyjaciółka rozglądała się gorączkowo, szukając choćby śladu Pansy. Lucjan patrzył na boki tak, jakby do końca nie wiedział czego ma szukać, aż utkwił wzrok w jednym punkcie. Ja załamałam ręce.

– Alex! – próbowałam przemówić jej do rozsądku. – Przecież to było chwilę temu. Na pewno Pansy już dawno tutaj nie ma!

– Ekhem... Dziewczyny... – Lucjan próbował się wtrącić.

– Dopiero co poszła, dlatego musimy od razu za nią ruszyć. Wiemy, że szła do Zakazanego Lasu – przypomniała przyjaciółka, zupełnie ignorując ślizgona.

– To nic nie da, już jej nie dogonimy. Wystarczy że nie szła ścieżką i nie znajdziemy jej. Ten las jest przecież ogromny! – gestem ręki wskazałam na majaczące na horyzoncie drzewa. – A przypominam, że miałyśmy sprawdzić do kogo lub dokąd to niesie, a nie po prostu spacerować.

– Halo, dziewczyny... – Lucjan pomachał nam palcami przed oczami. Zerknęłam na niego przelotnie.

– Nie przerywaj – syknęła Alex odpychając jego dłoń sprzed oczu i od razu znów na mnie spojrzała. – Nie musimy jej gonić, bo ja doskonale wiem gdzie poszła. – Zmrużyła oczy, wyciągnęła swoją różdżkę i ruszyła pewnym krokiem w stronę lasu.

– Skąd niby możesz to wiedzieć? – Szybko zrównałam z nią krok, również wyciągając broń. – Masz na niej jakiś radar? Bo na pewno nie czytasz w myślach! Jeśli chcesz sprawdzić jakieś miejsce, to może zrobimy to za dnia? Zastanów się trochę! Przecież tam są centaury i...

– Cholera, dziewczyny! – Lucjan wcisnął się pomiędzy nas i nonszalancko objął ramionami, przyciągając do siebie. – Radzę jednak zawrócić – powiedział wesołym tonem. – Cisza nocna i te sprawy.

Obie spojrzałyśmy na niego jak na wariata.

– Od kiedy cię to obchodzi? – prychnęła Alex.

– Od kiedy kłóciłyście się za głośno i od dobrej chwili jesteśmy obserwowani przez nietoperza.

– Jakiego nietoperza? – zdziwiłam się, odruchowo rozglądając.

Lucjan szybko podniósł dłoń, przytrzymując mnie za policzek, żebym nie obejrzała się aż tak ostentacyjnie. Zbliżył się do mojego ucha i szepnął krótko „Snape”. Alex zaklęła pod nosem, a ja przełknęłam głośno ślinę. Ślizgonowi udało się naturalnie zmienić kierunek naszego marszu, tak że przeszłyśmy po łuku i z powrotem w stronę szkoły. Wyglądało to teraz jak krótki, może nieco dziwny spacer.

– Czemu on musi być wszędzie – cicho marudziła Alex.

– Po prostu mamy pecha. Lucjan, naprawdę tak go nazywają? – zdziwiłam się. – Dlaczego?

– Nie wiesz? Niech pomyślę... – ślizgon zaczął wyliczać. – Życie w ciemnym lochu. Mroczne oblicze. Łopocząca szata. Uszy które wszystko słyszą...

– Nietoperze kojarzą mi się z wampirami – stwierdziłam z namysłem – a profesor Snape nim nie jest. Jasne, wygląda blado, ale gdyby należał do tego gatunku, to...

– On mógłby być wampirem energetycznym – przerwał mi Lucjan, nadając swojemu głosowi tajemniczy ton. – Nie słyszałaś tych historii, jak to Snape wysysa z ludzi chęci do życia? O chęciach do nauki nie wspomnę – zaśmiał się.

Alex podejrzanie zamilkła. Zerkała dalej w stronę lasu, jakby rozważała, czy mimo wszystko tam nie pobiec. Gdy zbliżaliśmy się do drzwi, w końcu w naturalny sposób mogłam skupić wzrok na ciemnej, obserwującej nas sylwetce. Mistrz Eliksirów stał na uboczu z rękoma założonymi za plecami i natarczywie wpatrywał się w nasza trójkę. Nie ruszył w naszym kierunku, nie zmienił wyrazu twarzy, nie zaczął nas rugać, ani nic z tych rzeczy. Wydało mi się to dziwne i niepokojące. Rozluźniłam się dopiero gdy całą trójką znaleźliśmy się w holu.

– Co jest... Nie odjął nam punktów za szwędanie się o tej godzinie? – zdziwiłam się.

– No cóż... – Lucjan przestał nas obejmować i poprawił kołnierzyk własnej koszuli. – Nie chcę nic mówić, ale to z pewnością moja zasługa. Widział, że mam wszystko pod kontrolą.

– No na pewno – zaśmiałam się.

– Nie do wiary. Twoje ego przerosło wieżę Gryffindoru – Alex potrząsnęła głową.

– To są fakty. Przypominam, że jestem prefektem – powiedział z udawanym, nadętym tonem.

– I co, prefektujesz w tych rzadkich momentach, kiedy nie jesteś pod wpływem żadnej substancji? – przyjaciółka uniosła wysoko brwi.

– Zgadłaś – wskazał na nią dwoma palcami, jednocześnie puszczając oko. – Plus pięć puntków dla Gryff... a nie! – uniósł ręce w obronnym geście. – Wybacz! Zjedliby mnie za danie wam choćby jednego – zaśmiał się. – Mamy zmowę, że trzeba przetrzebić konkurencję. Wiecie, puchar trzy lata z rzędu wam wystarczy.

– Ej, tak nie można! – oburzyłam się.

– Takie jest życie, dziewczyny – Lucjan wzruszył ramionami.

– Klara, nie ma żadnej zmowy. Wkręca cię – Alex machnęła ręką.

Ruszyliśmy w stronę schodów. Nikomu jednak nie spieszyło się, żeby się rozdzielić. Alex patrzyła w stronę wyjścia, przestępując z nogi na nogę. Czułam, że aż ją korci.

– Dobra, to co robimy z Pansy? – zapytała w końcu. – Chowamy się w pustej klasie, czekamy aż Snape wróci do szkoły i wymykamy się, żeby to sprawdzić?

– Oszalałaś? – popukałam się palcem w czoło. – Nie w środku nocy. Po prostu poczekajmy na kolejny raz, bo na pewno będzie kolejny.

– I znowu będzie szła w nocy i znów powiesz, że nie chcesz jej śledzić – Alex przewróciła oczami.

– Słuchaj, jeśli uda nam się iść za nią tak, żebyśmy widziały dokąd zmierza, to obiecuję, że pójdziemy jej tropem. Zrozum, po prostu to bezsensu, żeby łazić teraz po lesie, skoro straciłyśmy ją z oczu. Profesor Moody uczy cię przecież, żebyś nie działała pod wpływem emocji. Powinnaś pamiętać, że...

– Dobra – Alex szybko ucięła temat. Wystawiła dłoń w moją stronę, patrząc mi prosto w oczy. – Ale obiecujesz? Choćby nie wiem co się działo, następnym razem idziemy za nią, tak?

– Obiecuję – uścisnęłam jej dłoń, również patrząc w oczy przyjaciółki.

– To co... – Lucjan zerknął na zegarek. – Skoro już wszystko między wami ustalone, co powiecie na jedno piwko na dobry sen? No góra dwa.

– Lucjan, jest przecież środek tygodnia – pokręciłam głową.

– Środek, koniec, bez różnicy – wyszczerzył się. – Wiem że się przyjaźnimy i tak dalej, ale chyba mi coś wisicie za to pełne poświęcenie, jakim było tracenie czasu na Pansy? – mrugnął wesoło.

– Przecież jeszcze nie skończyłeś – Alex uśmiechnęła się. – Nie słyszałeś? Będziemy ją ścigać kolejnym razem, czyli znów musisz się jej przyglądać.

Lucjan dotknął ręką czoła, zmierzwił włosy i westchnął cierpiętniczo.

– Przyznam, że to trochę uciążliwe – powiedział w końcu.

– Przecież lubisz laski – zaśmiała się Alex. – Pansy ci się nie podoba?

– No nie jest w moim guście w przeciwieństwie do was – rzucił żartobliwym tonem. – Chodzenie za młodszą ślizgonką i to taką, która ma chłopaka nie należy do moich codziennych zainteresowań. I liczyłem, że to raczej jednorazowa prośba, a ten jeden jedyny raz mogłem się poświęcić, ale jeśli to ma trwać nie wiadomo ile, naprawdę musicie mi to wynagrodzić.

– Ile? – Alex skrzyżowała przed sobą ręce.

– Zaraz ile... – zaśmiał się i objął nas ramionami, patrząc na nas kolejno, rozmarzonym wzrokiem. – Wystarczy, że pójdziemy sobie we trójeczkę do łazienki prefektów, otworzymy jakiś alkohol, rozluźnimy się i...

Słuchając tego, od razu mi się przypomniało, jak poprzednim razem próbowali namówić mnie na wspólne pływanie. Lucjan był wtedy w samych bokserkach. Przed oczami miałam teraz jego ciało sportowca, a w tle basen pełen pachnącej piany... Zaczerwieniłam się i szybko potrząsnęłam głową, żeby wyrzucić ten obraz z głowy. Nie powinnam o nim myśleć w ten sposób!

– Nie ma mowy! – pisnęłam trochę zbyt głośno, na co Alex parsknęła śmiechem.

Bole miał minę, jakby i tak spodziewał się odmowy. Od razu rzucił kolejną propozycją.

– To chociaż wpadnijcie w weekend na imprezę do pokoju życzeń i napijcie się ze mną kilka kolejek. Jak za starych, dobrych czasów.

– To da się zrobić – zgodziła się Alex.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę, pożegnaliśmy się i rozeszliśmy każdy w stronę swojego domu. Po drodze wpadłam na pewien pomysł. Zasugerowałam Alex, że można poprosić któregoś skrzata, żeby dał nam znać, gdy Pansy znów pójdzie po jedzenie. To na pewno ułatwiłoby cały proces i zmniejszyło robotę Lucjana do minimum. Przyjaciółka obiecała, że porozmawia z Harrym, który miał przecież szczególne względy u Zgredka. Wystarczyło więc, że będziemy czekać na cynk, a potem przyłapiemy Pansy na gorącym uczynku. W głębi ducha miałam nadzieję, że to tylko tak podejrzanie wygląda, a tak naprawdę mogło się przecież okazać, że dokarmia bezpańskiego psa.

Mimo że robiło się już późno, przed snem postanowiłam poczytać choć część stosu książek traktującego o zmienianiu wspomnień. Co rusz w tekście pojawiały się ostrzeżenia, żeby nie stosować tego rodzaju czarów bez odpowiedniego przygotowania, a najlepiej, by używać ich tylko w krytycznych przypadkach. Nie dziwiło mnie to. Ludzki umysł to bardzo złożona strukturą, a zaklęcie, choć z powodzeniem stosowane przez Ministerstwo Magii, zawsze było uznawane za środek awaryjny i niepolecany do powtarzania. Dotarłam właśnie w książce do fragmentu z możliwymi powikłaniami w przypadku złego zmienienia wspomnień. Dezorientacja, bóle głowy, pomieszanie wspomnień, uczucie odrealnienia, ataki paniki... Ziewnęłam. Byłam tak zmęczona, że litery zaczęły mi się rozmywać przed oczami. Musiałam dać za wygraną i odłożyć to na kolejny dzień.



***



Czwartkowe popołudnie postanowiłam spędzić w bibliotece. Alex i tak wychodziła na szlaban z profesorem Moodym, a ja uznałam, że w pokoju wspólnym jest zbyt głośno, by móc w spokoju wchłaniać wiedzę z opasłego tomiska. Z resztą chciałam zobaczyć się z Samuelem. Odkąd pożyczyłam chłopakowi torbę, widzieliśmy się tylko przelotnie, a nawet wtedy wydawał się być ciągle zajęty. Było to o tyle zagadkowe, że przecież nie miał teraz gdzie pędzić swoich eliksirów, więc odpadło mu jedno z jego standardowych zajęć. Przez myśl mi przeszło, że może specjalnie mnie unika. Moje wątpliwości rozwiały się jednak, gdy weszłam do biblioteki. Samuel siedział już przy naszym standardowym stoliku, pochylony nad notesem z którym się niemal nie rozstawał. Szkicował coś w skupieniu, nie odrywając wzroku od końcówki ołówka. Uśmiechnęłam się, w podskokach podeszłam do chłopaka i pochyliłam się nad nim, składając na jego policzku mokrego buziaka. Samuel podniósł na mnie wzrok i również się uśmiechnął. Rzuciłam na stolik książkę, którą zamierzałam maglować, a gdy już miałam usiąść, brunet chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Nasze usta złączyły się w pocałunku. Po małej zachęcie z jego strony i rozejrzeniu się, czy pani Pince nie ma w pobliżu, usiadłam Samuelowi na kolanach. Zarzuciłam mu rękę na szyję, uśmiechając się promiennie. Bałam się, że będzie między nami trochę dziwnie, ale chyba niepotrzebnie.

– Twoja torba bardzo mi się przydała – przyznał, patrząc w moje oczy.

– Profesor Snape zrobił to przeszukanie?

– Tak jak zapowiedział – Samuel kiwnął głową. Jego ręka powoli gładziła moje udo. Drugą wciąż opierał o stolik i bawił się ołówkiem, zwinnie obracając go w palcach. – Przeszukał pokój wspólny i wszystkie dormitoria, a nawet część lochów. Z tego co wiem, to jeszcze nie koniec jego „krucjaty”.

– I co, znalazł coś? – zapytałam i wsunęłam palce w jego włosy. Były takie miękkie w dotyku.

– Niewiele – chłopak lekko odchylił głowę do tyłu. – Głównie pierdoły, fajki, gumki i kilka butelek z procentami. Zarekwirował też jakieś badziewne gadżety ze sklepów z dowcipami, ale tego nie żal nikomu.

– Czemu właściwie was uprzedził o przeszukaniu? – zmarszczyłam brwi. – To trochę dziwne.

– Widocznie nie w Slitherinie – wzruszył ramionami. – Myślę, że nie chciał nic znaleźć, ale chciał, żeby wyglądało, że robi wszystko co w jego mocy, by odszukać winnych. Godny pożałowania teatrzyk... choć nie narzekam. Miałem czas się przygotować.

– A może... Hm... – Zmrużyłam oczy, gdy wpadła mi do głowy pewna teoria. – A może chciał sprawdzić, kto postawi się w gotowości? Na kogo powinien mieć oko?

Samuel spojrzał przed siebie i zamyślił się. Jego palce przestały kreślić kółka na mojej skórze i stopniowo się w nią wbiły.

– Byłoby niefortunnie – powiedział bezbarwnym głosem.

– Ajć – podskoczyłam, bo wbił palce tak mocno, że aż mnie zabolało.

– Przepraszam – wymamrotał mi do ucha.

Pocałował mnie namiętnie, jednocześnie rozcierając miejsce, w które dopiero co wbił mi palce. Naparłam na niego ciałem, ale lekko podniósł mnie ze swoich kolan, dając znać, że powinnam zejść. Poprawiłam spódniczkę i usiadłam na krześle obok. Nim otworzyłam książkę, mój wzrok powędrował na zarysowane kartki notatnika Pyrites’a. Zmrużyłam lekko oczy i przekrzywiłam głowę, bo to co tam dostrzegłam, wyglądało jak... ja? Tylko że...

Samuel szybko przewrócił stronę, tak, że teraz obie kartki były puste. Minę miał przy tym taką, jakby nie zrobił nic dziwnego. Przysunął ołówek do kartki, gotów znów coś szkicować.

– Czy ja dobrze widziałam? – zapytałam.

– Nie wiem co widziałaś – stwierdził bez emocji.

– Wyglądało, jakbyś narysował mnie. Pokażesz? – pochyliłam się nad stołem, chcąc sięgnąć do jego notesu.

– To tylko takie tam bazgroły – stwierdził zbywająco, jednocześnie przysuwając przedmiot bliżej siebie.

– Nie wstydź się. Wyglądało ładnie, ale chciałabym się bardziej przyjrzeć – zachęciłam go, ale wydawał się mnie nie słuchać. Dotknęłam jego nadgarstka, dzięki czemu znów na mnie spojrzał. – Samuelu... proszę, pokaż.

Zrobiłam do niego słodkie oczy. Samuel wydawał się niewzruszony moją miną, ale zgodził się. Chyba dla świętego spokoju.

– Tylko kilka – zastrzegł.

Chciałam złapać za notes, jednak brunet jedynie przekręcił go na stoliku, żebym miała lepszy widok i na szybko przerzucił kilkanaście stron. Jego szkice były bardzo realistyczne. Pierwszy przedstawiał mnie i Alex na schodach w towarzystwie Dumbledore’a, być może było to nasze pierwsze spotkanie? Później było kilka scenek ze szkoły, jacyś uczniowie, chyba z jego klasy, różni ślizgoni, profesorowie w tym Snape na tle kociołków, a nawet Moody z bardzo specyficznym wyrazem twarzy, jakby na granicy spokoju i szaleństwa. Pomiędzy tym wszystkim szkic mojej osoby pojawiał się dość często, czasem duży na stronę, czasem tylko zawarty gdzieś na marginesie, jakby nakreślony na szybko. Siedziałam lub stałam, mniej lub bardziej skupiona, czasem patrząca na niego, czasem z miną jakbym właśnie rozmawiała, czasem z opuszczonym wzrokiem, czy podparta na dłoni. Były też bardziej mroczne obrazki, jak ten, na którym moja bezwładna dłoń i czubek głowy wystawały z wanny. I ten, gdzie leżałam z rozpiętą koszulą na jego łóżku z raną na klatce piersiowej... I taki, gdzie tych ran miałam więcej i gdzie działo się coś, czego raczej sobie nie przypominałam. Nim dobrze się przyjrzałam, Samuel stanowczym ruchem zamknął notes.

– Łał... – wyrwało mi się. Byłam oniemiała. Dopiero po chwili wydusiłam z siebie: – Masz naprawdę talent!

– Raczej fotograficzną pamięć – stwierdził takim tonem, jakby nie było to nic nadzwyczajnego.

– Jedno nie przeczy drugiemu. Rysujesz tylko prawdziwe sytuacje? – zainteresowałam się.

– Czasem dodaje coś od siebie – mrugnął i otworzył notes na pustej stronie, zaczynając od nowa.



***



Wieczorem wróciłam do wieży Gryffindoru z książką pod pachą. Normalnie o tej godzinie nadal było gwarno, ale dzisiaj ten gwar był zupełnie inny. Bardziej niespokojny. Ludzie krzątali się w te i we w te, szukając skrytek i kryjówek, wyrzucając rzeczy przez okno, paląc je w kominku i w panice wynosząc wszystkie nielegalne przedmioty byle dalej od własnych sypialni. Po schodach szedł Fred z wielkim, hałasującym pudłem w rękach i dużą tubą pod pachą. Rudzielec wyzywał na brata, że ten mu nie pomaga. George siedział w fotelu niewzruszenie, z miną, jakby było mu obojętne, czy w najbliższym czasie pożre go rogogon węgierski, czy może zaduszą go we śnie jakieś inne stwory. Emanował od niego smutek. W ogólnym rozgardiaszu dobiegła do mnie kłótnia Harry’ego i Rona. Sprzeczali się, czy ukryć fanty pod niewidką, czy lepiej użyć jakiegoś zaklęcia maskującego. Pierwszoroczniacy biegali w kółko z łajnobombami, nie wiedząc jak się ich pozbyć, a żaba Neville’a uciekała z czymś w pyszczku. Rozejrzałam się po tym chaotycznym pokoju wspólnym i po drugiej stronie pomieszczenia dostrzegłam Alex siedzącą na kanapie. Wyglądała na naburmuszoną, a ręce miała założone na piersi. Podeszłam do niej szybko, zapytać o co chodzi.

– Moody nie ma dziś czasu, bo trzepią dormitoria. Odesłał mnie z powrotem.

– Kiedyś byś się z tego ucieszyła – stwierdziłam, drapiąc się po czole. – Denerwowało cię jego pouczanie.

– Cholera, Klara, ale to było kiedyś! – wyrzuciła z siebie głośniej niż zamierzała – Teraz to... no mniejsza.

– W końcu doceniasz te lekcje? – podpowiedziałam jej.

– Polubiłam je – stwierdziła krótko i obniżyła się na kanapie.

Uśmiechnęłam się do niej. Niemal w tej samej chwili obraz otworzył się i do pokoju wspólnego weszła profesor McGonagall w towarzystwie profesora Moody’ego. Oboje mieli poważne miny. Gdy opiekunka naszego domu wyjaśniała nam, co zaraz będzie miało miejsce, Moody wsparł się na lasce, łypiąc groźnie na zgromadzenie. W pewnym momencie jego magiczne oko zerknęło na Alex, a mężczyzna uśmiechnął się lekko. Przyjaciółka obróciła głowę w przeciwnym kierunku, jakby uparcie nie chciała na niego patrzeć. Moody zmarszczył brwi i ponownie skupił uwagę na zgromadzeniu.

Ja i Alex nic nie miałyśmy do ukrycia, więc z naszej perspektywy przeszukanie nic nie zmieniło. Przez moment bałam się tylko, że McGonagall odnajdzie bieliznę, jaką kupiła mi przyjaciółka na urodziny. Okazało się jednak, że Pani profesor miała do nas na tyle zaufania, że nie kazała nam wywracać kufrów na lewą stronę. Gorzej było w przypadku chłopaków, bo to Moody został oddelegowany do przeszukania męskich dormitoriów. Na lekcjach wielokrotnie udowadniał, że przed jego okiem niewiele można ukryć. Na szczęście plotki chodziły już od jakiegoś czasu, a Alex zdążyła uprzedzić gryfonów i praktycznie wszystkie podejrzane fanty udało się zniszczyć lub wynieść. Na inne chyba Moody jednak przymknął oko.



***



W piątek podczas obiadu Lucjan podszedł do naszego stolika, żeby konspiracyjnie przypomnieć nam o wieczornej imprezie. Obiecałyśmy, że spotkamy się z nim na miejscu. Kiedy na kolacji znów podszedł, by nam przypomnieć, Alex nie brzmiała już tak przekonująco. Lucjan wyszedł z Wielkiej Sali, a ja spojrzałam na przyjaciółkę.

– Chyba nie chcesz się wymigać? – zapytałam zdziwiona.

– Jakoś tak chyba nie mam ochoty na imprezę – mruknęła, zerkając ukradkiem w stronę stołu nauczycielskiego.

– Tyle razy ja nie miałam ochoty i mnie ciągnęłaś, że mogłabyś ten jeden raz pójść dlatego, że ja proszę.

– Czemu tak ci zależy? – Alex spojrzała na mnie.

– Bo nie lubię łamać obietnic. Lucjan się dla nas poświęca, więc my możemy zrobić coś dla niego.

– Przypomnę ci, że chciał żebyśmy poszły z nim do łazienki – stwierdziła z dziwną miną. – To też byś mu obiecała?

– Oh, on tylko żartował – speszyłam się i zerknęłam w stronę stołu ślizgonów. Nie patrzyłam jednak na Lucjana, a na Samuela. Zastanawiałam się, czy gdyby taka propozycja wypłynęła od niego, to czy bym się skusiła?

Alex chwilę jeszcze patrzyła w stronę stołu nauczycielskiego, po czym stanowczo odsunęła od siebie talerz.

– Dobra, przekonałaś mnie – wypaliła.

– Co? – zdziwiłam się, bo przecież od dobrej chwili nic nie mówiłam.

– Przekonałaś mnie – powtórzyła. – I nie patrz tak na mnie, bo się rozmyślę. Chodź.

Pobiegłyśmy do dormitorium przygotować się do imprezy. Ja wciągnęłam na siebie jasne jeansy i czarny, przylegający podkoszulek. Alex założyła białą koszulę i spódniczkę, podciągając ją tak wysoko, że sięgała jej połowy uda. Obejrzała się w lustrze i gdy uznała, że wszystko jest na właściwym miejscu, ruszyłyśmy razem do pokoju życzeń. Zarówno Lucjan jak i Samuel mieli czekać już na miejscu.

Pokój różnił się od tego z poprzedniego razu, jakby wyobraziła go sobie zupełnie inna osoba. Był mniejszy, pozbawiony tych wszystkich gratów i labiryntów oraz tanecznego namiotu. Wyglądał raczej jak pokój wspólny, ale nie był wcale podobny ani do gryfońskiego, ani do ślizgońskiego. W przytulnym wnętrzu stało sporo foteli, stolików i kanap, poukładanych w kilku grupach. Ściany obwieszały kolorowe lampki. W tle grała rytmiczna muzyka, ale nie na tyle głośno, by nie dało się rozmawiać. Atmosfera była niemal... domowa?

– Domówka w Hogwarcie? – zdziwiła się Alex, przecierając oczy.

– Tego jeszcze nie było, co? – zagaił Lucjan.

W pomieszczeniu było dopiero kilkanaście osób, więc chłopak szybko nas wypatrzył i od razu do nas podszedł. Objął nas ramionami, ciągnąc do jednego z meblowych kręgów. Czuć od niego było alkoholem, ale na razie dobrze się trzymał. Pewnie ledwo zaczął pić.

– Trochę nie mój klimat – wyjaśniał po drodze – ale skoro miało być kameralnie, myślę, że jednak pasuje.

– Mi się podoba – przyznałam, rozglądając się z zainteresowaniem. Zauważyłam, że Samuela jeszcze nie było.

Lucjan posadził nas na miękkiej kanapie, a potem przywołał różdżką zamkniętą butelkę kolorowej wódki i puste kieliszki. Rozlał do nich alkohol i przesunął naczynia w naszą stronę. Stuknął swoim kieliszkiem w nasze, następnie unosząc go w geście toastu.

– Od razu z grubej rury? – zaśmiała się Alex i ostrożnie, niepewnie powąchała zwartość szkła.

– Nie bój się, mała, nie wlałbym Ci nic – Lucjan mrugnął wesoło.

– Teraz to ja się wszystkiego mogę spodziewać – przyjaciółka burknęła i odstawiła kieliszek na stół. – Napij się pierwszy.

– Rany, Alex – Lucjan jęknął dramatycznie i przeczesał palcami włosy. – Właśnie otworzyłem to na Twoich oczach. No ale niech będzie – łyknął na raz, nawet się nie krzywiąc, a potem dolał sobie kolejną porcję. – Ile mam wypić sam? – zapytał.

– Najlepiej całą – zażartowałam.

– Klara, chcesz mnie upić? – Bole poruszył gustownie brwiami i patrząc na mnie, łyknął po raz kolejny. Nalał sobie trzeciego, a ja spłonęłam rumieńcem.

– Dobra, napijemy się – Alex powstrzymała rękę Lucjana przed wychyleniem kolejnego kieliszka.

– A popitka? – zapytałam nieśmiało.

– Znajdzie się.

Nie byłam przekonana co do wódki, ale dzięki temu, że miała cytrynowy posmak, była o wiele przystępniejsza niż czysty alkohol. Mimo wszystko nadal wykrzywiała mi twarz. Po drugim kieliszku w pokoju życzeń pojawił się Samuel. Chłopak od razu dosiadł się do nas, a Lucjan postawił przed nim puste szkło. Początkowo Pyrites zamierzał odmówić, ale gdy zobaczył że ja też piję, przyjrzał mi się uważnie, jakby coś analizował i ostatecznie zgodził się napić z nami. Rozluźniona oparłam się o niego ramieniem i siedzieliśmy ze splecionymi palcami. Kciukiem gładziłam jego kciuk. Lucjan próbował przymilić się do Alex, ale odepchnęła go łokciem.
 

Przez kolejne dwa kieliszki Alex patrzyła spode łba na Samuela, a on zdawał się nie przejmować tym spojrzeniem. Potem i ona się bardziej rozluźniła, żartując z resztą towarzystwa. Od słowa do słowa, rozmowa zeszła na temat Pansy Parkinson. Być może dlatego, że ona i Draco weszli do pokoju życzeń, a Samuel na moment odszedł od naszego stolika, żeby przywitać się z innymi nowoprzybyłymi.

– Obserwowałeś ją w końcu? – konspiracyjnie zapytała Alex, łypiąc w stronę Pansy.

– Nie, bo nie dałyście mi cynku – Bole wzruszył ramionami i po raz kolejny tego wieczoru polał nam do kieliszków, zachęcając do picia.

– Skrzat jeszcze nic nie przekazał, więc chyba na razie się nigdzie nie wybiera – powiedziałam, również zerkając na parę.

– W sumie to jej nie potrzebujemy – mruknęła cicho Alex. – Tak jak ostatnio mówiłam, wiem jak tam dotrzeć...

– Tam czyli gdzie? – Lucjan stuknął kieliszkiem i wychylił swój.

– No do tej kryjówki do której to niosła – Alex skrzyżowała ręce i rozsiadła się wygodniej. – Chyba nie sądzicie, że zostawia jedzenie pod jakimś umówionym drzewem?

– Hej... zaraz... co? – zamrugałam. – Dla mnie drzewo wydaje się realistyczne. Ja bym się tak umówiła.

– Oj daj spokój – prychnęła Alex. – Pansy by na to nie wpadła.

– Nawet jeśli nie, to chyba nie masz na myśli tej kryjówki, którą odnalazł profesor Moody? Flint byłby głupi, gdyby tam wrócił.

– O jaką kryjówkę chodzi? – zdezorientowany Lucjan zmrużył oczy.

– Taką starą leśniczówkę – Alex machnęła ręką. – Zdezelowany budynek pośród drzew...

– Kiedy zaginął ten minister – zaczęłam tłumaczyć – profesor Moody przeczesywał las i znalazł opuszczony budynek i jakieś ślady, jakby ktoś w nim mieszkał. I zastanawiali się, czy to ten minister, czy może Flint. Ślady były dość świeże. Wiesz, jakieś resztki po jedzeniu i...

Lucjan zaśmiał się w głos. Obie spojrzałyśmy na niego zdziwione.

– A pustych butelek tam nie było? – zapytał, wciąż rozbawiony.

– Nie mów, że... – zaczęła Alex.

– ...znam to miejsce, bo piliśmy tam wielokrotnie – przyznał Bole, pokiwując głową. – O ile mówimy o tej samej leśniczówce. Trzy lata temu założyliśmy z kumplami taki... nazwijmy to klub dżentelmenów – mrugnął wesoło. – Nowi członkowie musieli przejść inicjację, a ten zdezelowany domek był dobrą kryjówką w terenie i idealnym miejscem, żeby zabawić się mniej dozwolonymi czarami. W końcu nie trzeba było nic naprawiać i nikomu się tłumaczyć.

– I co, dalej się tam spotykacie? – Alex uniosła wysoko brwi.

– No... – Lucjan zawahał się i podrapał po tyle głowy. – No w sumie to nie. Od jakiegoś czasu przestaliśmy tam chodzić. Też przez akcję z centaurami i dlatego, że znalazły się dużo lepsze sposoby na spędzanie czasu – chłopak puścił nam oko.

– Ha, czyli te ślady to nie były wasze – przyjaciółka spojrzała na mnie tak, jakby mi coś udowodniła.

– To i tak bez znaczenia. Na pewno nie pójdziemy tam w środku nocy – zastrzegłam.

– Nie mówię, że chcę tam iść teraz – Alex przewróciła oczami.

Samuel wrócił do stolika. Ktoś podkręcił głośniej muzykę i część osób zabrała się za tańczenie. Brunet napił się z nami kolejkę, a później poprosił mnie o rękę i wciągnął na prowizoryczny parkiet. Dopiero gdy podniosłam się z kanapy, poczułam jak bardzo szumiało mi w głowie. Miałam wrażenie, że moje ruchy są źle wymierzone, a świat zdawał się wirować, ale w całkiem przyjemny, rozluźniający sposób. Objęłam Samuela wokół szyi i zakręciliśmy się, znikając w grupce tańczących. Po kilku przetańczonych piosenkach zerknęłam na kanapę, gdzie wcześniej siedzieliśmy i dostrzegłam, że nie było tam już Alex.

W pokoju życzeń pojawiła się Sabrina, przyciągając na siebie wzrok wielu chłopaków. Zapewne winny temu był jej strój – skórzana miniówka niemal odsłaniająca majtki i czerwony podkoszulek kończący się niewiele poniżej linii biustu. Na wierzchu miała koszulkę zrobioną z czarnej siatki o malutkich oczkach, ale materiał ten niewiele zasłaniał i bardziej pełnił rolę ozdoby. Dziewczyna zachowywała się jak zawsze tak, jakby była w zupełnie innym świecie. Odkąd się pojawiła, na parkiecie zaczynało się rozbić coraz tłoczniej.

Z Samuelem wróciliśmy więc na kanapę, by napić się jeszcze trochę. Przy nim czułam się tak pewnie, że nie przejmowałam się ile piję. Po prostu dobrze się bawiliśmy. Sama nie wiedziałam kiedy alkohol tak uderzył mi do głowy. W pewnym momencie zatonęliśmy w pocałunkach, a świat wokół nas mógłby przestać istnieć. Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy grupa uczniów na kanapie obok zaczęła krzykiem dopingować kogoś w piciu.

– Szkoda że nie możemy iść do Ciebie – wymamrotałam, odgarniając włosy z twarzy.

– Dlaczego?

– Chciałabym pobyć trochę z Tobą sam na sam... – wymsknęło mi się.

Sama byłam zaskoczona, że te słowa wypłynęły z moich ust. Mimo wszystko nie powiedziałam czegoś, co byłoby kłamstwem. Spięłam się i odwróciłam wzrok, nieco zażenowana własną otwartością, ale Samuel dotknął mojego policzka i przekręcił moją twarz ku sobie. Znów wpił się w moje wargi, a jego język naparł na mój. Odpowiedziałam pocałunkiem. Gdy oderwał się od moich ust, patrzyłam na niego rozmarzonym, mętnym wzrokiem. Cmoknął mnie w czoło.

– Jak sobie życzysz – powiedział i wziął mnie pod ramię, prowadząc w stronę wyjścia.

Chwilę później przechodziliśmy przez wyludniony pokój wspólny Slitherinu. Opierałam głowę o ramię chłopaka, wtulając się. Im bliżej byliśmy pokoju Pyrites’ów, tym bardziej czułam, jak rozpiera mnie ekscytacja, wymieszana z odrobiną strachu. Snape przecież zabronił mi się tam pojawiać. Z resztą przyjście tu o tej porze było tym bardziej nieodpowiednie. Alkohol jednak opuścił moje hamulce. Uciszył ten wredny głosik w głowie, który zawsze odmawiał mi przyjemności.

Samuel przepuścił mnie w drzwiach, a potem je przymknął i spojrzał na mnie pożądliwie.

– Jesteśmy sam na sam. Co teraz? – zapytał, czekając na dalsze instrukcje.

– Nie igraj ze mną – jęknęłam, łapiąc go za dłoń i kładąc ją sobie na talii. – Wiesz o co mi chodziło.

– A Ty wiesz, że chcę usłyszeć jak mówisz to na głos – szepnął mi do ucha. Składał pocałunki na zgięciu mojej szyi. Palcem odchylił kołnierzyk koszulki, jednocześnie muskając wargami nagą skórę.

– Chciałabym z Tobą... no wiesz... – wymamrotałam, bawiąc się jego kołnierzykiem. Przesunęłam palcami po guzikach czarnej koszuli, obawiając się jednak rozpiąć choćby jeden. – Chciałabym, żeby znów było przyjemnie. Tym razem dla nas oboje.

Samuel kiwnął głową. Ściągnął mi koszulkę przez głowę, odrzucając na stojące przy biurku krzesło. Przytrzymał swoją koszulę, dając mi do zrozumienia, że powinnam ją rozpiąć. Zrobiłam to lekko drżącymi dłońmi, a on czekał cierpliwie. Po ostatnim guziku, odrzucił swoją koszulę w to samo miejsce. Objął mnie mocno w talii, przylgnęliśmy ciało do ciała, skóra do skóry. Odetchnęłam głęboko. Głaskałam delikatnie jego ramiona, poznając opuszkami ich kształt, aż chłopak zakręcił nami tak, że wylądowaliśmy obok siebie na łóżku. Znów zaczęliśmy się całować, tym razem dotykając siebie nawzajem. W końcu Samuel złapał mnie za biodra i przekręcił się na plecy, sadzając mnie na sobie. Jęknęłam zaskoczona i wyprostowałam się, ocierając wierzchem dłoni mokre od pocałunków usta. Pozycja w jakiej się znaleźliśmy zawstydziła mnie. Brunet jakby na zachętę poruszył wtedy biodrami i uśmiechnął się, dając ręce za głowę.

– A wiesz czego ja bym chciał? – zapytał.

– Czego? – szepnęłam.

Samuel spojrzał znacząco na dół w kierunku swojego krocza. Zrozumiałam, że to musi być ten moment, kiedy chce, żebym też mu coś od siebie dała. Zsunęłam się nieco niżej i przesunęłam palcami po jego brzuchu i tej małej ciemnej ścieżce włosów prowadzącej od pępka, aż do ukrytego w spodniach skarbu. Bałam się, że nie podołam, ale i tak chciałam spróbować. Pogłaskałam go przez spodnie, próbując wyczuć z czym mam do czynienia. Jego bokserki były naprężone. Przygryzłam wargę i z mocno bijącym sercem złapałam za klamrę paska, rozpinając go. Rozsunęłam rozporek i wzięłam głęboki wdech, nim wsunęłam dłoń w jego bokserki. Samuel opuścił jedną rękę i wodził nią teraz po moim udzie. Objęłam go ręką, niezdarnie masując jego członka. Gdy wydawało mi się, że złapałam odpowiedni rytm, szepnął do mnie.

– A może weźmiesz go do ust?

– Co? – Pisnęłam, jak oparzona cofając rękę spod jego majtek. – Jak do ust?

– Normalnie – Samuel podniósł się do siadu i przytulił mnie do siebie, ponownie mnie całując. Przekręcił nas tak, że teraz ja leżałam na plecach. – To taka pieszczota – wyjaśnił cierpliwie, klękając pomiędzy moimi nogami i całkowicie pozbył się paska, odrzucając go na bok. – Rozumiem, że nigdy tego nie robiłaś?

– Nie – potrząsnęłam głową. Uniosłam się na łokciach. Jego wyprężone bokserki i nagi tors przyciągały mój wzrok. Miałam ochotę go dotykać. Poznać każdy jego kawałek.

– Nic nie szkodzi – powiedział, łapiąc mnie za podbródek. Zerknęłam w końcu na jego oczy. – Szybko się nauczysz. O ile oczywiście chcesz spróbować? Chodzi o to, żeby używać języka. Lizać i ssać – przesunął kciukiem po mojej dolnej wardze i po chwili wsunął mi go do ust. Niepewnie dotknęłam go językiem, a później przygryzłam go lekko zębami. – Bez gryzienia – ostrzegł. – To jak?

Czułam, że palą mnie policzki. Patrzyłam, jak Samuel obsuwa swoje spodnie, a później pozbywa się moich. Gdy wyczekiwał odpowiedzi, jego ręka zawędrowała na moją bieliznę. Pocierał moją kobiecość. Po moim ciele roznosiło się przyjemne ciepło, a ja po prostu nie mogłam się nie zgodzić. To byłoby nie fair odmawiać mu przyjemności, skoro sam mi jej dostarczał.

– Mhm – mruknęłam, jednocześnie kiwając głową. – Spróbuję.

– Świetnie – uśmiechnął się promiennie.

Zszedł z łóżka. Złapał mnie za dłoń, ciągnąc na skraj mebla. Gdy tam usiadłam, zerkając na niego niepewnie, pieszczotliwie pogładził palcami mój policzek.

– Jeśli chcesz, możesz zamknąć oczy – zasugerował. – Czasem to pomaga się przełamać.

Kciuk drugiej ręki wsunął za materiał bokserek, odchylając je do dołu i uwalniając to, co było pod nimi ukryte. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na jego sterczącą męskość, bojąc się choćby ruszyć. Samuel ponownie przesunął palcem po moich ustach i poinstruował mnie, jak mogę się za to zabrać. Chwyciłam go do ręki i z mocno bijącym sercem, zbliżyłam do ust. Zawstydzało mnie, że chłopak się na mnie patrzył, więc ostatecznie kazałam mu odwrócić wzrok. To nie wystarczyło, więc sama zacisnęłam mocno powieki. Niepewnie, kilkukrotnie liznęłam koniuszkiem języka, dopiero po dłuższej chwili odważając się wsunąć go nieco do ust. Stosowałam się do jego wskazówek, ostrożnie dotykając go językiem i poruszając głową, tak jak chciał. Wydawało mi się, że robię to nieudolnie, ale w końcu do moich uszu dobiegł cichy jęk przyjemności. To dodało mi nieco odwagi. Gdy Samuel zaczął rytmicznie poruszać biodrami, chcąc za którymś razem wsunąć swoją męskość nieco głębiej, spanikowałam i odsunęłam się do niego.

W pierwszej chwili wyglądał, jakby nie był zadowolony, że przerywam w takim momencie. Zauważył jednak, że mam opory przed ponownym wzięciem go do ust, więc mruknął tylko, że „wystarczy” i przygniótł mnie do łóżka, skupiając się teraz tylko i wyłącznie na mnie. Od pocałunków niemal traciłam oddech. Nie chciałam, żeby znów skończyło się tak jak poprzednio, więc sięgnęłam dłonią do jego męskości, masując go. Było mi jednak trudno skupić się na tym, kiedy ogarniały mnie kolejne fale przyjemności. W końcu doszłam jako pierwsza, a później doszedł on. Po wszystkim oboje byliśmy tak zmęczeni, że nawet nie wiem kiedy, zasnęłam wtulona w jego plecy.



***



Rano obudził mnie potworny ból głowy. Mrużąc oczy, rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam, że druga połowa łóżka była pusta, a kotary niemal całkowicie zasunięte. Owinęłam się kołdrą i wystawiłam głowę za zasłonę. Samuel siedział przy biurku w samych spodniach od pidżamy i szkicował coś. Gdy tylko dostrzegł moją głowę, zerknął na łóżko Sabriny i szybko do mnie podszedł. Położył mi palec na ustach, wszedł ze mną za kotarę i zasłonił ją, wyciszając zaklęciem.

– Nie wie, że tu jesteś – powiedział. – Inaczej nie zamknęłaby się ani na sekundę.

– Która godzina? – zapytałam, pocierając skroń.

– Prawie szósta rano.

– I już nie śpisz? – zdziwiłam się.

– Obudziłem się i nie mogłem zasnąć – wzruszył ramionami.

Przez chwilę patrzeliśmy na siebie nawzajem. Uderzyło we mnie wspomnienie wczorajszej nocy. Moja twarz spłonęła rumieńcem.

– Chyba powinnam wracać – powiedziałam bardzo cicho. – Jeśli zobaczą, że nie byłam w łóżku, mogę mieć problemy...

Samuel podał mi moje ubranie, a potem pomógł wymknąć się ze Slitherinu na korytarz. Rozejrzałam się, najpierw upewniając, że nikt nie patroluje lochów i dopiero potem, po cichu ruszyłam w stronę schodów. Szkoła wydawała się być pogrążona we śnie, co nie było niczym dziwnym o tej porze w sobotę rano. Ku mojemu zdziwieniu, gdy wspinałam się po schodach, usłyszałam czyjeś kroki. Złapałam za barierkę i gorączkowo spojrzałam najpierw w górę, a później w dół, próbując ocenić skąd dochodzi dźwięk i w którą stronę ruszyć, gdyby ktoś zaczął zadawać mi dziwne pytania. Okazało się, że jestem niemal między młotem, a kowadłem. Kroków były dwie pary, jedne dochodziły z dołu, drugie z korytarza na drugim piętrze. Znieruchomiałam, marząc, żeby stać się niewidzialną, bo zdawałam sobie sprawę, że musiałam mocno wyglądać na wczorajszą. Z korytarza wyłoniła się Alex. Przyjaciółka wyglądała na równie zaskoczoną moją obecnością, co ja sama. Obie otworzyłyśmy usta, ale nim padło jakiekolwiek pytanie, za moimi plecami pojawił się właściciel drugiej pary kroków – profesor Snape. 

 

 


 

6 komentarzy:

  1. Awww, jakie słodkie to było 🤗 lepiej nie dało się tego ująć, cała Klara 😍 ale dała radę ☺️ aww I ta wkurzona na Moody'ego Alex! A to gnojek, pewnie gdyby nie opory Klary, to by się do niej dobrał, zdrajca! No i Snape na deser! Alex, wiem, że dzieł sztuki nie tworzy się w jeden dzień, ale nie każ nam za długo czekać na ciąg dalszy 💖 tęskno mi do wątków z Sevem ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam ją upić, żeby w miarę gładko poszło XD A Moody już zdradzał w swoim rozdziale, czemu ma chętkę na Alex, więc to żadne zaskoczenie, jeśli będzie na dwa fronty grał.

      ~Klara

      Usuń
  2. Jaaaa super rozdział! Najpierw bardzo kibicowałam Klarze i Samuelowi ale teraz mu nie ufam xD kurde chciałabym by ją szczerze kochał ale czuje ze tylko ją wykorzystuje... przez zakończenie nie mogę się doczekać następnej notki! Hahahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja im w sumie dalej kibicuje XD Chociaż ciągle się waham, czy zrobić z tego prawdziwą miłość, czy nie. Mogłabym coś z nim zaspoilerować, bo pewnie zanim wyjdzie na jaw w notkach, minie bardzo bardzo długo, ale z drugiej strony, po co psuć zabawę ^^

      ~Klara

      Usuń
  3. Najlepsze opowiadanie tego typu jakie kiedykolwiek czytałam, bardzo ciekawe i trzymające w napięciu ❤️👍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo :D Najlepsze jest to, że zaplanowane miałyśmy tylko kilka rzeczy, np. fakt, że Alex się ze Snape'm zejdzie, a że Klarę będzie molestował Crouch, a reszta jakoś się tworzy w trakcie i wymyśla na bieżąco. Ogólnie nie mogę uwierzyć, że już dwa lata to piszemy hahaha

      ~Klara

      Usuń