piątek, 2 kwietnia 2021

128. Moody /+18

Gdy Klara wyszła z gabinetu, Moody stanął naprzeciwko mnie z nieodgadnioną miną. Jego magiczne oko śledziło dziewczynę do momentu, aż zniknęła za zakrętem, a następnie powróciło na swoje miejsce, dołączając do zdrowego.

- I znowu wyszło na moje, Alex – mruknął i westchnął głęboko. Raz jeszcze upił łyka ze swojej piersiówki, a następnie zrobił krok w moją stronę.

- Chcę do George’a! – Warknęłam, kręcąc się na wszystkie strony. Próbowałam wyszarpnąć się z węzłów, ale były one zbyt mocno zaciśnięte. – Proszę mnie wypuścić!

- Chciałabyś, co? – Zagadnął, pochylając się nieco nade mną. Kiwnęłam energicznie głową, patrząc ufnie na nauczyciela, ale ten odgarnął tylko moje włosy za ucho i wierzchem dłoni przejechał po policzku. – Nic z tego – odsunął się.

- Co?! – Zdenerwowałam się i na nowo szarpnęłam, czując jak sznury ocierają się mocno o moją skórę. Syknęłam cicho z bólu, ale w dalszym ciągu pragnęłam wyrwać się i pobiec do swojego chłopaka. Nie rozumiałam, czemu wszyscy na około usilnie starali się przeszkodzić mi w zobaczeniu George’a. Przecież nie robiliśmy z chłopakiem niczego złego. Kochaliśmy się i chcieliśmy razem spędzać czas. Czy to zbrodnia, kiedy dwoje ludzie coś do siebie czuje?

- Jesteś pod silnym działaniem eliksiru miłosnego – powtórzył poważnie mężczyzna. – Mógłbym teraz wyliczyć na palcach, ile razy próbowałem ci to powiedzieć, ale zapewne nie będziesz tego pamiętała.

Moody zamyślił się przez moment. Wyglądał tak, jakby bił się z myślami, ale w ostateczności chyba zrezygnował ze swoich zamiarów, ponieważ cofnął się na bezpieczną odległość i podszedł do biurka, zgarniając z niego wszystko, co się na nim znajdowało, do szuflady.

- Chcę do George’a! – Krzyknęłam ponownie, zachowując się jak zacięta płyta.

- Naturalnie – przytaknął.

Zaczęłam na nowo się wyrywać, próbując zrobić cokolwiek, byleby tylko móc wydostać się z tego gabinetu. Wrzeszczałam na zmianę z błaganiem profesora o wypuszczenie mnie. Powoli opadałam już z sił, kiedy nagle drzwi otworzyły się zamaszyście. Tylko jedna osoba mogłaby tu wpaść z takim impetem i chcieć mnie uratować.

- George?! – Pisnęłam uradowana, ale gdy tylko ujrzałam przed sobą Snape’a, a tuż za nim Klarę, jęknęłam głośno, dalej wierzgając się w fotelu.

- Czyli mamy winnego – mruknął Snape, wchodząc głębiej do gabinetu. Klara zamknęła za nimi drzwi i stanęła obok profesora Moody’ego, obejmując się ramionami z zatroskaną miną. – Weasley jest już skończony – dodał z satysfakcją w głosie.

- George! – Zawyłam, usłyszawszy nazwisko chłopaka. – George! Wypuście mnie! Ja go kocham! Chcę z nim być!

- Zamknij się, Lamberd. Nie można znieść twojego jazgotu – warknął podirytowany mistrz eliksirów i jednym machnięciem różdżki uciszył mnie. Otwierałam usta, ale nie wydobywało się z nich żadne słowo, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczało. – Jak, w ogóle, do tego doszło? – Zadał pytanie, mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Nie wiem, Snape. Może ty mi to wyjaśnisz? – Odezwał się Moody. – Nie uważam się za speca od eliksirów, ale jedno wiem na pewno. Amortencji nie jest w stanie przygotować żaden uczeń. Musiałby posiadać składniki, których nie zdobędzie się w pierwszym lepszym lesie lub na straganie.

- Do czego zmierzasz? – Zapytał brunet zmęczonym głosem. Widać było po nim, że nie miał ochoty użerać się z drugim nauczycielem w środku nocy, a w dodatku przy swoich nastoletnich uczennicach.

- Już kilka razy wykradziono eliksiry z twoich prywatnych zasobów. Być może eliksir miłosny również do nich należał? – Zasugerował Moody, uśmiechając się przebiegle pod nosem. – Chyba tracisz kontrolę i to dosłownie… tracisz kontrolę nad każdym aspektem swojego życia.

Przez ułamek sekundy oboje mierzyli się srogimi spojrzeniami.

- Jak śmiesz? – Wysyczał wściekle Snape, zaciskając nagle ręce w pięści.

- Ostrożnie, Snape. Nie napinaj się za bardzo. – Moody poklepał się po żebrach, dając coś do zrozumienia drugiemu profesorowi. – To jak? Robiłeś być może inwentaryzację ostatnio?

- Wszystko jest na swoim miejscu – warknął. – Ktoś w szkole rozprowadza podejrzane substancje i to powinno być NASZYM największym zmartwieniem.

Nauczyciele przerzucili wzrok na stojącą obok Klarę. Dziewczyna rozszerzyła oczy i spięła się cała, prostując szybko. Już otwierała usta, żeby dać im jakąkolwiek odpowiedź, ale w ostateczności przymknęła je.

- Klaro – odezwał się spokojnie Moody – czy ty coś wiesz? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że niczego nie zauważyłaś?

- Ja… - zająknęła się, przerzucając spojrzenie z Moody’ego na Snape’a i odwrotnie. – Owszem, zauważyłam dziwne zachowanie Alex, ale nie sądziłam, że ktoś mógłby dopuścić się… ja naprawdę nie wiem – spuściła głowę skruszona.

- Kłamie – stwierdził Snape unosząc brwi. Dziewczyna wzdrygnęła się lekko, ale nie odważyła się podnieść wzroku powyżej swoich butów.

- A ja jej ufam, Severusie – Szalonooki stanął za swoją uczennicą murem. – Klara nie ma podstaw, żeby kłamać. Zależy jej na Alex, więc czemu miałaby łgać nam prosto w twarz? Odczaruj panienkę Lamberd. Nie po to tu jesteś, żeby prowadzić swoje absurdalne dochodzenie.

Snape przewrócił oczami, po czym sięgnął ręką za pazuchę na piersi i z małej kieszonki wyciągnął flakonik z przeźroczystym płynem w środku. Odkorkował buteleczkę kciukiem, chwytając mnie pewnie za podbródek. Próbowałam się wyrwać, więc mężczyzna zacieśnił uścisk. Warknęłam głośno, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nauczyciel wykorzystał ten moment, przykładając mi do ust szkło i zmuszając do wypicia mikstury. Poczułam w przełyku przyjemne ciepło, a następnie całe napięcie, jakie do tej pory czułam i chęć ucieczki do chłopaka – zniknęło. Jęknęłam. Tym razem na głos. Zaklęcie zostało cofnięte.

Podniosłam głowę. Wszyscy wpatrywali się we mnie wyczekująco.

- Alex, dobrze się czujesz? – Spytała po krótkiej chwili Klara.

Nie czułam się dobrze. Bolała mnie głowa, jeszcze bardziej niż dotychczas, a beznadziejne uczucie pustki wróciło ze zdwojoną siłą. Miałam wrażenie, że wypiłam za dużo i nagle urwał mi się film. Wydawało mi się, że przed tym wszystkim byłam w trakcie czegoś ważnego. Zerknęłam mimochodem na Moody’ego i nagle mnie oświeciło. Eliza!

Próbowałam podnieść się z fotela, ale byłam do niego przywiązana.

- Co jest?! Czemu ja jestem związana?! Co się tutaj wyprawia?! Profesorze Moody, ja muszę z panem porozmawiać! To bardzo ważne! – Wyrzucałam z siebie, szamocąc się z linami.

- Alex wraca powoli do siebie. – Nauczyciel westchnął z ulgą i zaklęciem uwolnił moje ręce. Od razu podniosłam się z fotela, chcąc wyjawić profesorowi wszystko, o czym dowiedziałyśmy się z Klarą, ale obecność Snape’a przystopowała mnie na moment.

Właściwie, dlaczego znajdowałam się w gabinecie profesora wraz z innym nauczycielem? I do cholery, która była właśnie godzina? Nic z tego nie rozumiałam. Przyłożyłam dłonie do skroni, rozmasowując je lekko.

- Alex, na pewno nic ci nie jest? – Klara wydawała się być w dalszym ciągu zaniepokojona moim stanem. – Wiesz, co się stało?

- Niezupełnie – burknęłam niepewnie.

- Byłaś pod działaniem eliksiru miłosnego, głupia dziewucho – wyjaśnił opryskliwie Snape, patrząc na mnie z wyższością. – Jak sama nam to wyjawiłaś, George Weasley był obiektem twoich westchnień.

- Może spróbowałbyś chociaż raz być bardziej delikatny dla swoich uczniów? – Zaproponował niezadowolony Moody.

- Co? – Zdziwiłam się. – Eliksir miłosny? Ale jak to… kiedy?

- Alex, byłaś pod jego działaniem ponad dwa tygodnie – powiedziała cicho Klara.

- Dwa tygodnie?! Ale… ale…

- Myślę, że wystarczy na dzisiaj, drogie panie – przerwał mi szybko Moody. – Dziewczyny, cieszę się, że to do mnie przyszłyście jako pierwsze, problem został zażegnany na szczęście. Dalszą część omówimy jutro. Teraz czas najwyższy, żebyście wróciły do swojego dormitorium.

- Myślę, że nie ma tu czego omawiać – prychnął Snape, nie ruszając się z miejsca. W dalszym ciągu patrzył na zgromadzonych, jakby byli tylko karaluchami, które należało jak najszybciej przydeptać obcasem. – Weasley zostaje wyrzucony ze szkoły, wy macie szlabany przez najbliższy miesiąc. Tyle w temacie.

- Profesorze! – Zaprotestowała przerażona Klara.

- Chwila Severusie – odezwał się twardo Moody, unosząc dłoń. – Posuwasz się trochę za daleko.

- Tak uważasz? – Prychnął. – Amortencja jest eliksirem zakazanym w szkole, jej stosowanie na uczniach grozi wyłącznie wyrzuceniem ze szkoły. Albus się ze mną zgodzi, a przebywanie uczennic poza dormitorium o tej godzinie w mundurkach szkolnych, świadczy wyłącznie o jednym. Znajdowały się w nielegalnym miejscu, a możliwe, że nawet poza szkołą.

Klara wyglądała, jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Nigdy nie wychodziło jej kłamanie, a tym bardziej kłamanie Snape’owi, który wyczuwał takie rzeczy na kilometr, jakby miał ukryty gdzieś pod swoimi szatami radar do wykrywania nieszczerości.

- Podążasz złym torem – nie zgodził się z nauczycielem Moody, zerkając mimowolnie na podenerwowaną Klarą. – Jeżeli tak bardzo tego chcesz, to jutro możemy obaj pójść z tym do dyrektora, ale nikt nie zostanie ukarany, a tym bardziej wyrzucony ze szkoły.

- Chcesz mi powiedzieć, że pochlebiasz zachowanie Weasley’a? – Zdziwił się Snape.

- Nie pochlebiam, Severusie, ale twoje kary są zbyt surowe. Jutro porozmawiamy o tym z Albusem, a dziewczyny powinny iść w końcu spać.

Moody pchnął nas delikatnie w stronę drzwi i wypuścił na korytarz. Sam jeszcze został z drugim nauczycielem w gabinecie. Przyjaciółka spojrzała niepewnie w moją stronę i objęła ramieniem.

- Alex? Czemu milczysz?

- Czuję się, jakby mnie czymś ogłuszono – wyznałam szczerze. – Uczyłam się o amortencji, Klara, a większość pamiętam. Mam tylko lukę sprzed ostatnich godzin. Nie zachowywałam się cały czas, jakbym była pod działaniem eliksiru.

- Bo… - zawahała się – bo został on zmodyfikowany przez Samuela – przyznała w końcu. – Nie chciałam tego mówić przy profesorach, o bliźniakach także nie chciałam wspominać, ale sama wykrzykiwałaś imię George’a ze sto razy. Chcę ci tylko powiedzieć, że jestem na nich wściekła. Na każdego. Zachowali się paskudnie!

- Też mnie to dziwiło, że George stał się dla mnie tak bliski – przyznałam, marszcząc czoło. – Raz czułam euforię, a potem nagle wszystko znikało i chciałam z nim zrywać. To było sprawką eliksiru?

- Tak – westchnęła smutno przyjaciółka. – Przepraszam, że nie zauważyłam tego wcześniej. Przecież widziałam, jak Samuel i George prowadzili podejrzane rozmowy. Mogłam się domyślić.

- To nie twoja wina. To George postąpił podle.

- I Samuel – dodała przyjaciółka, obejmując mnie z całych sił. Przez chwilę trwałyśmy w takiej pozie, aż w końcu postanowiłyśmy wrócić do dormitorium. W dalszym ciągu nie czułam się najlepiej. Nagłe wyciągnięcie mnie spod działania eliksiru sprawiło, że niezupełnie zdawałam sobie sprawę z tego, co dzieje się na około. Jedynym rozsądnym wyjściem było wrócenie do sypialni i przespanie tego stanu.

***

Następnego dnia rano w końcu do mnie dotarło, co się działo. Leżałam długo w łóżku, wpatrując się z uporem w baldachim nad sobą. W głowie kłębiło mi się wiele emocji na raz. Byłam wściekła i zrozpaczona zarazem. Wściekła, ponieważ zastosowanie eliksiru miłosnego na kimkolwiek, było obrzydliwym i pełnym desperacji posunięciem. Mój żal z kolei wziął się z tego, że uważałam chłopaka za swojego przyjaciela. Nie takiego zachowania spodziewałam się po kimś, komu ufałam bezgranicznie przez cztery wspólne lata spędzone w Hogwarcie.

Zza kotary słyszałam odgłosy pozostałych współlokatorek. Wszystkie szykowały się właśnie na śniadanie, powoli opuszczając sypialnię. Podniosłam się więc do siadu, chcąc wstać z łózka, ale w dormitorium w dalszym ciągu przebywała jeszcze Granger i Klara.

- Jak było na urodzinach Freda i George’a? – Spytała Hermiona, jakby od niechcenia, ale w jej głosie usłyszałam nieodpartą ciekawość. – Czyżby Alex znowu się opiła? To typowe dla niej, żeby nie zwlec się na śniadanie razem z innymi.

- Hermiono, Alex źle się czuła wczoraj i teraz odsypia – odparła dyplomatycznie Klara, za co byłam jej wdzięczna. – Wróciłyśmy wcześniej do szkoły.

- Mam nadzieję, że nikt was nie przyuważył. Już i tak Gryffindor nieźle przez was obrywa – prychnęła na koniec.

Usłyszałam kroki, a następnie odgłos zamykanych drzwi. Po krótkiej chwili kotary mojego łóżka zostały odsłonięte. Skrzyżowałam swoje – pełne gniewu spojrzenie, z łagodnym i zatroskanym należącym do przyjaciółki.

- Nienawidzę jej – stwierdziłam oschle.

- Wiem – westchnęła Klara. – Jak się dzisiaj czujesz?

- A jak myślisz?

- Alex, nie naskakuj na mnie – poprosiła dziewczyna. – Jestem po twojej stronie.

- Przepraszam, ale… - wygramoliłam się szybko z łóżka, podchodząc do szafy. Otworzyłam ją jednym, mocnym szarpnięciem, wyciągając świeży mundurek. Rzuciłam go na skłębioną pościel. – Jestem wkurwiona, Klara!

- Mam tylko nadzieję, że nie dostaniemy żadnego szlabanu, a George nie wyleci ze szkoły. Bądź, co bądź, chciał dobrze.

- Nie wiesz, czy chciał dobrze! -Warknęłam, szarpiąc włosy szczotką, jakby one również miały coś wspólnego z eliksirem. – Nie daruję mu tego. Jak dla mnie, to może wypierdalać z Hogwartu w podskokach.

- Nie chcesz tego. – Przyjaciółka pokręciła głową. – Poza tym, wczoraj jak weszłam do pokoju, to on próbował cię przytrzymywać, żebyś nie dobierała się do niego. Gdyby serio zależało mu na jednym, to zastałabym was w… no wiesz, jakiej sytuacji – zawstydziła się na koniec.

- Jest jebanym zdrajcą! – Krzyknęłam, przebierając się szybko, kończąc tym samym dyskusję.



Ogarnęłam się najszybciej jak umiałam i razem z Klarą udałyśmy się do wielkiej Sali. Od razu w oczy rzuciły mi się klepsydry, które ustawione były obok stołu nauczycielskiego. Każda w innym kolorze, reprezentująca domy, do których należeliśmy. Nasza była pusta. Spojrzałyśmy po sobie z przyjaciółką. Wiedziałyśmy, że była to sprawka Snape’a. Być może Moody’emu nie udało się w inny sposób załagodzić drugiego nauczyciela i takie wyjście z sytuacji było najlepszym. Tylko dla kogo?

Większość Gryfonów zdążyła już zauważyć, co się wydarzyło w przeciągu jednej nocy. Uczniowie spoglądali w kierunku punktacji, plotkując cicho między sobą. Nawet Mcgonagall była w niemałym szoku, kiedy również podążyła wzrokiem za swoimi podopiecznymi. Chwyciła się obiema rękami za serce, szukając wzrokiem winnego pośród uczniów jak i nauczycieli.

Ślizgoni natomiast wydawali się być w wyśmienitych humorach. Przybijali sobie otwarcie piątki, również zawieszając oczy tam, gdzie większość uczniów. Przechodząc koło ich stołu usłyszałyśmy masę drwiących zaczepek, ale starałyśmy się je ignorować. Jedynymi osobami, które miały głęboko w poważaniu rywalizację między domami, było rodzeństwo Pyrites. Samuel siedział z boku stołu, obserwując uważnie Klarę. Jego stalowe spojrzenie próbowało dać znać dziewczynie, żeby na niego zerknęła, ale przyjaciółka z upartością osła patrzyła w zupełnie innym kierunku. Sabrina starała się wypytywać brata, co się stało wczoraj wieczorem, ale ten nie miał zamiaru jej odpowiadać.

- Nie podniesiemy się już z tego – westchnęła w końcu zrezygnowana Klara, kierując się w stronę naszego stołu, przy którym panowało spore poruszenie. Tylko jedna ruda czupryna nie spoglądała tam, gdzie wszyscy. George siedział zrezygnowany z pochyloną głową między rękami.

Gdy tylko go ujrzałam, coś we mnie zawrzało. Przyjaciółka od razu to zauważyła, ponieważ chwyciła mnie mocno za ramię, ale wyrwałam jej się, ruszając prosto do byłego przyjaciela. Bliźniak ujrzał zarys mojej postaci i szybko podniósł się z siedzenia.

- Pozwól mi wytłumaczyć! – Krzyknął, wyciągając przed siebie ręce.

- Co chcesz mi wytłumaczyć?! – Wrzasnęłam wściekła.

Reszta naszych przyjaciół patrzyła zdziwiona na scenę, jaka właśnie miała miejsce. Wczoraj tak szybko zniknęłyśmy z urodzin, nie było do końca wiadome, co tak właściwie się wydarzyło między mną, chłopakiem i utratą całej puli punktów.

- Ja naprawdę nie miałem nic złego na myśli! – Jęknął, przecierając umęczoną twarz. Fred i Angelina, którzy również podnieśli się ze swoich siedzeń, stali z boku, ale nie interweniowali w żaden sposób.

- Nie miałeś?! – Zagotowałam się.

- Nie zrobiłbym niczego bez twojego pozwolenia!

- Właśnie to zrobiłeś! – Krzyknęłam oniemiała. – Pozwoliłam ci, żebyś mnie dotykał, całował i merlin wie, co jeszcze!

- Alex… - ostrzegła mnie Klara, patrząc w stronę stołu nauczycielskiego. Moody powoli podnosił się ze swojego miejsca, Mcgonagall również, a Snape siedział tylko, uważnie obserwując całą sytuację.

- Jak mogłeś… - syknęłam. – Jak?!

- Alex, chciałem tylko, żebyś… ty i ja…to było tylko niewinne zauroczenie, nic więcej!

- Bez mojego udziału!

Nie wytrzymałam. Szturmem napadłam na George’a i z całej siły uderzyłam go pięścią w twarz. Chłopak zatoczył się lekko, chwytając za bolące miejsce. Osoby, które siedziały najbliższej, odskoczyły szybko, bojąc się, że Gryfon wpadnie głową prosto w ich owsianki.

- Nienawidzę cię! – Krzyknęłam płaczliwie, próbując zamachnąć się raz jeszcze, ale nagle dłoń Moody’ego chwyciła mój nadgarstek i odciągnęła na bezpieczną odległość.

- Profesorze, Alex nie chciała! – Klara próbowała mnie wybronić.

- Spokojnie. Porozmawiam z nią tylko – odparł mężczyzna i skinął głową Mcgonagall, żeby nie musiała interweniować.

- Nie chcę z nikim rozmawiać! – Szarpałam się. – Chcę go zgnieść na miazgę!

- Alex, przepraszam! – Jęknął na koniec George, w dalszym ciągu trzymając się za szczękę.

- Pierdol się! – Przeklęłam.

- Opanuj się, Alex – powiedział Moody i siłą wyciągnął mnie z wielkiej Sali. Dałam się prowadzić, niczym małe dziecko, czując jak powoli pękam od środka. Nie miałam już siły na nic. Nauczyciel jednak nie odpuszczał. Dopiero, gdy znaleźliśmy się w jego gabinecie, zostałam puszczona.

Zaczęłam przechadzać się tam i z powrotem, trzymając za włosy. O mało nie wyrwałam sobie ich wraz z cebulkami. Profesor przystanął przy swoim biurku, czekając aż w końcu ochłonę, ale obawiałam się, że to tak szybko nie nastąpi. Byłam cała w nerwach, ledwo nad sobą panowałam. Obróciłam się w końcu przodem do kominka, a tyłem do profesora, rozmasowując obolałą dłoń. Cios, jaki zafundowałam rudzielcowi okazał się celny i bardzo mocny. Ręka w dalszym ciągu nie doszła do siebie, ale jej ból był niczym w porównaniu z cierpieniem serca.

- Jak on mógł? – Szepnęłam, czując jak moim ciałem wstrząsa szloch. – Jak?

Usłyszałam skrzypnięcie podłogi za sobą, po czym duża męska dłoń spoczęła na moim barku, zaciskając się na nim delikatnie.

- Nie chcę go usprawiedliwiać, Alex – powiedział nauczyciel i odchrząknął – ale z miłości robi się różne, dziwne rzeczy.

- Nie takie – chlipnęłam, przecierając oczy. – Nie wybaczę mu tego. Nigdy.

- Nie powinnaś podejmować takich decyzji teraz – westchnął Moody, przesuwając dłoń na ramię. Zaczął je pocierać powolnymi ruchami, dodając mi otuchy. – Pan Weasley postąpił karygodnie i zostanie za to ukarany, ale widać było, że żałuje.

- Nikomu nie można tu ufać! – Rozpłakałam się, obracając przodem do nauczyciela. Moody zabrał rękę, patrząc na mnie ze smutkiem. Przytuliłam się do niego mocno.

- Masz wielu przyjaciół, którym na tobie zależy i którym naprawdę możesz zaufać, nie obawiając się o nic – stwierdził. Ponownie podniósł dłoń, przesuwając ją po moich plecach.

- Tylko pan nigdy mnie nie zawiódł – chlipnęłam cicho w jego ubranie. – Tylko panu jednemu mogę ufać w stu procentach, reszta to idioci i niedojrzali imbecyle!

- Mówisz tak, bo jesteś zdenerwowana.

- Mam dość ich wszystkich.

Z oczu leciały mi łzy wielkości grochu, a w sercu znowu poczułam tę przejmującą pustkę. Dlaczego czułam się tak tragicznie? Cały czas miałam wrażenie, jakby jakaś ważna część mojego życia została mi brutalnie odebrana. Coś, co nadawało mojemu życiu sens. Nie miałam pojęcia, co to było. Być może chodziło o profesora Moody’ego? Eliksir miłosny narobił spustoszenia w moim życiu, ale podświadomie czułam, że nie to było kulminacyjnym punktem mojego stanu. Coś było zdecydowanie nie tak, ale nie miałam pojęcia co.

Uniosłam w końcu głowę, spoglądając ufanie na mężczyznę. W dalszym ciągu nie mogłam powstrzymać się od płaczu, ale bliska obecność profesora zapewniała mi poczucie bezpieczeństwa.

Nim pomyślałam co robię, stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta. Wśliznęłam językiem pomiędzy jego szorstkie wargi, ale w tym samym momencie zostałam odsunięta na długość ramion. Spanikowałam w środku, czując jak moje serce opada na dno żołądka.

- Nie wiesz, co robisz Alex – powiedział chłodno profesor. – Targają tobą różne emocje, czujesz się zdradzona przez przyjaciela i szukasz pocieszenia w moich ramionach, ale niestety, ubolewając, nie mogę ci go dać.

- Ale ja jestem zdecydowana – odpowiedziałam, chociaż zabrzmiało to trochę, jak desperacja. – Niech mi profesor nie każe prosić…

- Alex – westchnął, odsuwając się w końcu ode mnie. Potarł w zastanowieniu podbródek. – Lepiej będzie jak pójdziesz na długi spacer po błoniach i ochłoniesz.

- Ale, ale… dlaczego? – Jęknęłam. – Czyli jednak mam pana błagać? Dobrze, w takim razie, proszę mnie nie odrzucać! Profesorze…

- Alex – podniósł głos, aż zamilkłam ze wzbierającymi łzami. - Idź na spacer, dotleń się, zachowuj się, jak każda normalna nastolatka, a następnie wróć do wieży, może prześpij się z tym, a wieczorem, kiedy większość emocji opadnie i spojrzysz na wszystko trzeźwiej niż teraz…

- Ale…

- … wtedy zdecydujesz, czego chcesz. Jeżeli w dalszym ciągu będziesz tak pewna, jak teraz, to przyjdź – dokończył, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

Zamrugałam szybko, czując jak krew znowu zaczyna przepływać przez moje serce.

- Wieczorem – powtórzył.– I nie napadaj już więcej na pana Weasley’a, dobrze? Myślę, że odebranie wam wszystkich punktów, całoroczne szlabany i twoja niechęć do niego, dały mu nauczkę.

- To i tak za mało – mruknęłam, zatrzymując wzrok na rozświetlonym kominku. Ogień przyjemnie rozgrzewał, a trzaskające drewno sprawiało, że miałam ochotę zostać tu dłużej, ale mężczyzna dał mi jasno do zrozumienia, jak powinnam postąpić.

Pożegnałam się więc z mężczyzną i postanowiłam przespacerować się po błoniach. Zanim jednak wyszłam ze szkoły, musiałam wrócić do dormitorium po kurtkę. Dzisiejszy poranek nie należał do najcieplejszych.

Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju wspólnego, zauważyłam w nim dość spore zgromadzenie. Wchodząc nieco bardziej do środka, spostrzegłam naszą opiekunkę domu. Stała przy kominku, obserwując wszystkich uważnie. Ręce miała skrzyżowane na piersi, co nie wróżyło pokojowych zamiarów. Mogłam się domyśleć, że będzie chciała znać przyczynę tego, co się wydarzyło. Na szczęście, po raz pierwszy w życiu, strata punktów nie była spowodowana moim zachowaniem, więc mogłam na spokojnie udać się po wierzchnie okrycie. Jednakże, jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy zostałam zatrzymana, zanim w ogóle weszłam stopą na pierwszy stopień schodów.

- Panienko Lamberd, czekaliśmy na ciebie – odezwała się Mcgonagall oficjalnym tonem. Westchnęłam cicho, podchodząc do zgromadzonych. Stanęłam przy Klarze z pytającą miną, ale dziewczyna miała opuszczoną głowę, jakby to ona była winna całemu zamieszaniu.

- Pani profesor, jeżeli chce pani winić kogoś za stratę punktów, proszę szukać gdzie indziej – odezwałam się, starając się brzmieć spokojnie. Łypnęłam na bliźniaków, ale nawet oni stali przygaszeni. Rozejrzałam się więc po wszystkich, uświadamiając sobie, że Mcgonagall zawołała tylko te osoby, które brały udział w urodzinach Weasley’ów. Czyżby nie miało to nic wspólnego z amortencją?

- Panienko Lamberd! – Kobieta podniosła nieco głos. – W całej mojej karierze w Hogwarcie, nigdy nie wstydziłam się tak bardzo za swój dom, jak dzisiaj! Co wy sobie myśleliście?! Złamaliście wszystkie możliwe zakazy, a za przebywanie poza szkołą w środku nocy, powinniście pakować swoje rzeczy i być w drodze powrotnej do waszych domów! Oczywiście, udało mi się wyperswadować profesorowi Snape’owi ten pomysł z głowy, inaczej musiałabym pozbyć się połowy Gryffindoru, ale to nie zmienia faktu, że wasze zachowanie było karygodne!

Klara podniosła głowę, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenia. Wychodziło na to, że zastępczyni dyrektora nie miała pojęcia o eliksirze miłosnym. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że Snape nie wspomniał jej o tym ani słowem. Chyba, że to wszystko było zasługą profesora Moody’ego. W końcu mężczyzna nie chciał nas wszystkich srogo ukarać, ale zapewne musiał pójść ze Snape’em na kompromis. Milczenie w zamian za odebranie wszystkich punktów i szlabany do końca roku szkolnego, wydawało się być adekwatną ceną.

- Wszystkie punkty! – Załkała Mcgonagall, wyjmując z kieszeni czystą chusteczkę. Przetarła nią kąciki oczu i schowała z powrotem. – Jak żyję, nigdy nie miałam takiej sytuacji. Fred, George, macie szlabany do końca roku i te, które przypisał profesor Snape, i te które ja wam dodam. Cała reszta również. I pan, panie Potter – dodała, przerzucając wzrok na okularnika, który stał gdzieś z tyłu z Ronem, starając nie rzucać się w oczy. To jednak nic nie dało. Mcgonagall wszędzie by go wypatrzyła. – Nie spodziewałam się tego po panu. Mało ci adrenaliny w tym roku szkolnym? Powinniście zachowywać się jak na Gryfonów przystało. Panienko Lamberd, panienkę też to dotyczy. Rozumiem, że mogłaś pokłócić się ze swoim chłopakiem, ale to nie znaczy, że publicznie musicie załatwiać swoje problemy i to jeszcze w taki sposób!

Spuściłam na nowo głowę. Gdyby tylko ona wiedziała, co tak naprawdę się stało.

- No i jeszcze ty, Klaro – kontynuowała wychowawczyni – nie takiego zachowania spodziewałam się po tobie. Myślałam, że jesteś rozsądniejsza. Planowałam w następnym roku uczynić cię prefektem, ale w obecnej sytuacji chyba zrezygnuję z tego.

Dziewczyna nie odważyła się podnieść głowy. Zresztą, byłyśmy tylko w połowie winne, ponieważ i tak wróciłyśmy przed wszystkimi. Nie wiadomo, co tak naprawdę zaszło w Hogsmeade, ale nas przy tym nie było.

Mcgonagall stała jeszcze przez krótką chwilę, obserwując nas dokładnie i oczekując jakiegokolwiek słowa przeprosin, ale żadne z nas nie odezwało się ani słowem, więc kobieta westchnęła głośno, czym prędzej opuszczając pokój wspólny. Cisza po jej wyjściu nie trwała zbyt długo. Jako pierwszy odezwał się Fred.

- Ktoś nas wsypał – rzucił poważnie i od razu zerknął na mnie.

- Jakby to było najważniejsze – prychnęłam.

- Może chciałaś się właśnie odegrać w ten sposób? – Zasugerował.

- Naprawdę tak uważasz? – Zdziwiła się Klara, podnosząc w końcu głowę. – To wy najbardziej namieszaliście.

- Wyjątkowo nie mam z tym nic wspólnego – odparł szybko Fred, unosząc dłonie. – Byłem tak samo przeciwny temu, jak ty. Niestety, mój popierdolony braciszek…

- Skończ już z tym – przerwał mu szybko zdenerwowany George. – Alex…

- Nie odzywaj się do mnie! – Warknęłam wściekła, wbijając palec w jego pierś. – Nie istniejesz dla mnie.

Harry i Ron, którzy nie byli w temacie, wytrzeszczyli oczy na moje mocne słowa. Jeszcze wczoraj widzieli jak byłam zakochana w chłopaku, a dzisiaj nie chciałam go nawet znać. Młodszy Weasley już otwierał usta, żeby zapytać, co się tak właściwie stało, ale Harry pociągnął go za rękaw i oboje postanowili nie mieszać się w nic, wychodząc po cichu z pokoju wspólnego.



***



Weekend dobiegał końca, ale emocje po dzisiejszym poranku w dalszym ciągu nie chciały opaść. Większość Gryfonów siedziała właśnie w pokoju wspólnym, omawiając plan zdobycia na nowo punktów, które zostały nam odebrane. Tym razem nie chodziło już o miejsce na podium, ale o honor. Nikt, nigdy w historii Hogwartu nie spowodował, że cała klepsydra została opróżniona za jednym zamachem.

Mnie w zupełności nie obchodziła jakaś tam punktacja. Moje myśli nieprzerwanie krążyły wokół profesora Moody’ego. Mężczyzna dał mi ostatnią szansę, której nie mogłam zmarnować. Gdy go pocałowałam dzisiejszego poranka, poczułam przyjemne ciepło w sercu. Profesor zawsze był mi bliski, więc dlaczego miałabym nie spróbować?

Wstałam z łóżka zdecydowana i szybko opuściłam sypialnię. Chciałam przejść niezauważona przez pokój wspólny, ale w obecnej sytuacji było to niemożliwe. Schodząc po schodach, od razu ujrzałam na sobie spojrzenie George’a. Chłopak doskoczył do mnie, zanim jeszcze zdążyłam położyć stopę na dywanie.

- Musimy porozmawiać – poprosił błagalnie.

- Zostaw mnie – burknęłam, chcąc go wyminąć, ale zagrodził mi drogę swoim ciałem.

- Musisz mnie wysłuchać!

- Nie chcę. Cokolwiek masz mi do powiedzenia, nie ma to najmniejszego znaczenia! I przestań ciągle za mną łazić! Nie przyjmuję twoich przeprosin!

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając wzrokiem przyjaciółki, ale nie znajdowała się ona w pokoju wspólnym. Możliwe, że w tej chwili także odbywała rozmowę ze swoim chłopakiem, który również sporo namieszał.

- Kurwa, Alex! – Warknął, chwytając mnie za dłoń i przyciągnął do siebie. – Zrobiłem to z miłości, rozumiesz? Kocham cię i nie chcę, żeby teraz było między nami gorzej niż dotychczas.

- Wraz z podaniem mi eliksiru, przekreśliłeś wszystko! – Spojrzałam na niego ze smutkiem. Nie chciałam, żeby nasza znajomość zakończyła się w taki właśnie sposób, ale nie mogłam darować mu tego, co zrobił. Czy było to tylko kierowane głupim żartem, czy aktem miłosnym, George posunął się o wiele za daleko.

- Błagam Cię – jęknął – daj mi odpokutować swoje winy.

- Puść mnie – rzuciłam chłodno, więc rudzielec bez słowa odsunął się, ale w dalszym ciągu nie chciał mnie przepuścił. Patrzył na mnie tymi swoimi smutnymi, brązowymi oczami, co jeszcze bardziej mnie rozwścieczało. Nie mogłam znieść tego, jak bardzo było mu przykro i jak bardzo żałował.

- Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? – Zapytał z żalem. – Nie chcę tracić naszej przyjaźni. Nie przeżyję tego.

- Mogłeś pomyśleć, zanim postanowiłeś kierować się swoimi samolubnymi pobudkami.

Przepchnęłam się przez niego i bez słowa opuściłam pokój wspólny. Doprawdy, George powinien dziękować Moody’emu za to, że nie został wyrzuconym ze szkoły, a nie prosić mnie o wybaczenie i zrozumienie. Dla mnie był spalony. Zagrał w grę pod tytułem „Wszystko albo nic” i przegrał. Musiał się z tym pogodzić.

Schodząc z wieży natknęłam się na Sabrinę. Dziewczyna stała na końcu korytarza zupełnie sama, bawiąc się swoją różdżką. Co chwilę podrzucała ją i łapała. Gdy jednak mnie zobaczyła, chwyciła broń, gdy ta znajdowała się w powietrzu i pewnym krokiem ruszyła w moją stronę.

- Czekałam na ciebie – wyznała wesoło.

- Mogłam się domyślić – westchnęłam. Czy cały wszechświat uwziął się na mnie w tej chwili? Chciałam tylko przedostać się do gabinetu Moody’ego, nie spotykając po drodze żadnych ciekawskich osób.

- Słyszałam, że byłaś pod działaniem eliksiru miłosnego – powiedziała, nie owijając w bawełnę. – To wiele wyjaśnia.

- Co wyjaśnia? – Zdziwiłam się. – I skąd o tym wiesz? Wątpię, żeby bliźniacy rozpowiadali o tym na prawo i lewo. Oficjalnie straciliśmy punkty przez przebywanie poza szkołą w sobotę. Ciekawe, czemu wam ich nie odebrano? Przecież ty również tam byłaś.

- Wiedziałam, kiedy się zmyć. – Puściła mi oczko, opierając się plecami o ścianę. Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby coś analizowała, a głupi uśmieszek w dalszym ciągu nie chciał zejść z jej twarzy. – A o eliksirze dowiedziałam się przez przypadek niecałą godzinę temu. Wyobraź sobie, że twoja przyjaciółka zaatakowała mojego braciszka, kiedy próbowałam uprzykrzyć mu życie. Ona zrobiła to lepiej – zaśmiała się na koniec.

- Co się stało?

- Zaczęła wydzierać się na niego, jak jeszcze nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie sądziłam, że potrafi w ogóle podnosić głos powyżej dopuszczanej normy? – Sabrina zastanowiła się przez moment. – W każdym razie, to tłumaczy, czemu nie miałaś pojęcia o Snapie.

- O Snapie? – Zmarszczyłam brwi.

- Nie udawaj już – prychnęła i odepchnęła się od ściany, robiąc krok w moją stronę. – Widziałam was w lesie razem. Pocałował cię, a później udawał, że to nie miało miejsca.

- Co?!

- Nie rób takiej miny! – Sabrina przewróciła oczami zirytowana. – Nikomu nie palnęłam ani słowa, więc możesz mi zaufać. Wtedy tam w lesie przerwałam działanie klątwy tego pojebanego centaura. Chciałam zobaczyć reakcję Snape’a, jakby ten cholerny zwierz zrobił ci krzywdę, ale powinnam była odczekać trochę dłużej. Centaur zaraz po klątwie był skonsternowany i nie zachowywał się tak, jak powinien.

- Poczekaj! – Przerwałam jej paplaninę, nie rozumiejąc, o czym dziewczyna tak gadała. – Nie rozumiem ani jednego słowa z tego, co mówisz. Że niby ja całowałam się ze Snape’em?! Zwariowałaś? Nienawidzę go.

- Powiedziałam ci, że nie musisz już udawać. Nikomu nie powiem słowa. Też miałam romans z nauczycielem, to całkiem przyjemne doświadczenie. Ta adrenalina, że ktoś może nas przyłapać.

- Nie mam żadnego romansu z nauczycielem – obstawiałam przy swoim. Było to po części prawdą, bo tak naprawdę to planowałam coś takiego, ale przecież nie miałam zamiaru opowiadać Sabrinie szczegółów ze swojego życia.

- Jeżeli serio go nie chcesz, to ja chętnie się za niego wezmę. Będzie to wymagało ode mnie trochę wysiłku, ale on jest chyba tego wart, co?

Dziewczyna zachowywała się, jakby była w jakimś transie. Zupełnie mnie nie słuchała, snując swoje teorie. W końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam na nią najgłośniej, jak potrafiłam:

- Sabrina!!! Przestań gadać głupoty!

Ślizgonka przymknęła się w końcu, ściągając mocno brwi. Wbiła we mnie swoje arystokratyczne spojrzenie.

- On to na serio zrobił – szepnęła, sama nie dowierzając w to, co właśnie odkryła. – Wyrafinowany dupek. Musiałaś go niebywale irytować.

- Nie wydurniaj się już! – Syknęłam niebezpiecznie. – Mogę w końcu sobie pójść?

- A gdzie idziesz? – Podchwyciła.

- Przejść się. Jeszcze nie ma ciszy nocnej, ale jak będziesz mnie zagadywać, to w końcu nigdzie nie pójdę – zdenerwowałam się. Bałam się, że Moody nie będzie chciał czekać na mnie w nieskończoność i nie otworzy mi drzwi, jak pojawię się pod nimi o nieodpowiedniej godzinie.

- Czyli mogę wziąć się za Snape’a? -Czerwonowłosa wróciła do poprzedniego tematu.

- Rób sobie, co chcesz. Co mnie to obchodzi? – Wzruszyłam ramionami. – Ale dziwię ci się, że chcesz poderwać tego dupka. Myślisz, że w ogóle ci się to uda?

- Tobie się udało.

Zaśmiałam się ponuro.

- Wyobraźnia cię ponosi – machnęłam na nią ręką, oddalając się korytarzem.

Zbliżając się do drugiego piętra, poczułam nagle znajome perfumy, które towarzyszyły mi przez całe działanie eliksiru miłości. Nie miałam przy sobie różdżki, ale pięściami też mogłam zaatakować George’a. Obróciłam się szybko na pięcie gotowa do ataku, gdy nagle wyrosła przede mną sylwetka Snape’a. Doprawdy, od kilku dni ten mężczyzna nie dawał mi spokoju. Cały czas ktoś o nim wspominał albo wymyślał durne historyjki z naszym udziałem.

- Z pięściami na nauczyciela? – Zaszydził, podchodząc bliżej. Wyglądał jak ciemna mara, która właśnie wyszła z mroku, straszyć małe dzieci. – Uważaj dziewczyno, odjąć punktów wam nie mogę, ale lepiej, żebyś miała dobrą wymówkę.

- Ja myślałam, że to… - mruknęłam, opuszczając dłonie. Ten zapach. Te perfumy. Przecież to Snape nimi pachniał cały czas. To je wyczuwałam, kiedy sięgałam po eliksir. Nie mogłam przecież być zakochana w … nim?! Nie. Oczywiście, że nie!

- Myślałaś, że co?

- Ja…

-No gadaj! – Warknął i nieoczekiwanie chwycił mnie za nadgarstek. Spojrzałam w jego czarne oczy, dostrzegając w nich swoją zamroczoną twarz. Snape nagle, jakby poraził go prąd, puścił mnie szybko, odsuwając na bezpieczną odległość. – Nie chcę cię widzieć po ciszy nocnej na korytarzu – rzucił wypranym z emocji głosem i wyminął mnie, idąc dalej.

***



Stanęłam przed drzwiami gabinetu, dając sobie ostatnie sekundy na podjęcie słusznej decyzji. Czy byłam pewna tego, co chciałam zrobić? Czy to właśnie Moody był tą osobą, dzięki której to okropne uczucie pustki zniknie z mojego serca? Miałam nadzieję, że tak.

Podniosłam dłoń, chcąc zapukać, ale zatrzymałam ją w połowie drogi do drewnianej powierzchni. Te perfumy, które cały czas czułam pod wpływem amortencji nie należały jednak do George’a. To Snape ich używał. Myśl, jaka wytworzyła się w mojej głowie, kiedy połączyłam ze sobą eliksir i nauczyciela, była tak absurdalna, że szybko odgoniłam ją od siebie. Pokręciłam głową i zapukałam.

– Otwarte – usłyszałam pokrótce głos profesora Moody’ego. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do gabinetu, od razu cicho zamykając za sobą drzwi. Serce biło mi mocno, niespokojnie. Długo ociągałam się z rzuceniem spojrzenia na wnętrze pomieszczenia. Moody kazał mi się głęboko zastanowić nad tym czego chcę, a mimo minionego czasu, nogi znowu mnie tutaj zaprowadziły. Zupełnie jakby moje ciało wiedziało czego chce w przeciwieństwie do pełnej sprzecznych myśli głowy. Ale przecież przyszłam. To musiało coś znaczyć.



Podniosłam w końcu wzrok. Nauczyciel siedział za swoim biurkiem, mając przed sobą nalaną do pełna szklankę z bursztynowym płynem w środku. Jedną dłoń przerzuconą miał przez oparcie fotela, a opuszkami drugiej obrysowywał brzeg naczynia.



– Jednak jesteś – sapnął zaskoczony, podnosząc się z krzesła. Od razu sięgnął do kołnierzyka i rozpiął pierwszy guzik. - Przyszłaś porozmawiać, czy jednak...



– Namyśliłam się– odparłam, nie ruszając się z miejsca.



Ręka Moody’ego odszukała swoją piersiówkę i bez przerywania kontaktu wzrokowego, pociągnął z niej łyka. Przetarł usta wierzchem dłoni. Później ruszył prosto w moją stronę. W pierwszej chwili spięłam się, ale nie odwróciłam wzroku. Patrzyliśmy sobie w oczy. Moody stanął przede mną, wyraźnie górując nade mną wzrostem. Uśmiechnął się przyjaźnie, jakby zadowolony i odgarnął moje włosy za ucho, odsłaniając przy tym kawałek szyi. Bez zbędnych ceregieli, jego usta przesunęły się po mojej skórze. Przygryzł ją i liznął.

- Widział cię ktoś? – Zapytał po chwili, wymijając mnie. Poczułam jego oddech na swoim karku, kiedy stanął za mną i wysunął do przodu dłonie, które wśliznęły się pod moją koszulę, dotykając skóry.

- Sabrina i profesor Snape – odparłam cicho, wpatrując się w rozpalony kominek. Dłonie profesora zastygły na chwilę w bezruchu, a następnie przesunęły się wyżej i ścisnęły piersi.

- I tak po prostu go wyminęłaś i tu przyszłaś? – Zdziwił się, powoli rozpinając guziki mojej koszuli. Bez ociągania, zsunął mi ją do połowy ramion i wbił zęby w bark. Syknęłam cicho, czując lekki ból wymieszany z podnieceniem. Skóra wokół sutków napięła się, co Moody skomentował cichym mruknięciem.

- Powiedziałam mu… - jęknęłam, nie potrafiąc na chwilę obecną złożyć sensownego zdania – że…

Moody nie bardzo był ciekawy mojej odpowiedzi. Jego dłonie sprawnie odpięły zapięcie od stanika, ale górna część bielizny nie spadła na podłogę, ponieważ przytrzymałam ją na piersi, odzyskując resztki świadomości.

- Alex? Co ty robisz? – Zdenerwował się.

- Czy mógłby profesor… - zająknęłam się. – Znaczy się… - spuściłam głowę.

Usłyszałam skrzypnięcie podłogi za sobą. Mężczyzna ponownie stanął naprzeciwko mnie. Ujął mój podbródek, podnosząc go do momentu, aż nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą i jednym, stanowczym ruchem pociągnął stanik w dół, wyślizgując mi go z rąk. Jednak ja w dalszym ciągu trzymałam ręce przyciśnięte do klatki piersiowej.

- Nie wstydź się – powiedział, chwytając mocno moje nadgarstki. Odciągnął mi je od piersi, w dalszym ciągu nie spuszczając wzroku z mojej zarumienionej twarzy. – Wiem jak wyglądasz i jak smakujesz. Musisz się tylko rozluźnić. Przecież tego chcesz, inaczej byś tu nie przychodziła, prawda?

- Prawda – przyznałam i kiwnęłam głową, czując się jak totalna idiotka. Miałam ochotę opowiedzieć nauczycielowi o dziwnej sytuacji z profesorem Snape’em, ale nie byłam pewna, czy chwila, w której się znajdowaliśmy, była odpowiednia na takie rozmowy.

- Więc niepotrzebnie się tym zadręczasz– stwierdził, przygarniając mnie do siebie. Zaczął całować mnie na nowo po szyi, językiem zahaczając o wystające obojczyki. Dłońmi masował moje piersi, drażniąc sutki. Skubał je palcami i delikatnie podszczypywał. Co chwilę wydawałam z siebie niekontrolowane jęki, które zachęcały profesora do dalszego eksperymentowania z moim ciałem.

Gdy mnie pocałował, zapomniałam o bożym świecie. Zaczęłam z nim współpracować, nasze języki ocierały się o siebie brutalnie, jakby toczyły właśnie walkę na śmierć i życie. Objęłam profesora rękami, wsuwając palce w jego włosy i jeszcze bardziej pogłębiłam pieszczotę.

- Sypialnia – wycharczał szybko zdyszany pomiędzy kolejnymi pocałunkami i zaczął mnie prowadzić na oślep w stronę jego prywatnej kwatery. Zadziwiająco dobrze nam to szło, pomimo tego, jak bardzo byliśmy zajęci sobą. Złożenie myśli było nie lada wyczynem, a co dopiero chodzenie tyłem bez patrzenia. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o magicznym oku profesora, które musiało kontrolować sytuację. Inaczej zapewne obijalibyśmy się o każdą rzecz, która stanęłaby nam na drodze.

Gdy znajdowaliśmy się w drugim pomieszczeniu, Moody odsunął się w końcu ode mnie, wyciągając na szybko swoją różdżkę. Jednym ruchem wyciszył pokój, a drugim przygasił ogień w kominku, bym mogła poczuć się mniej skrępowaną. Odrzucił od siebie drewniany oręż, który potoczył się po podłodze i zniknął pod nocnym stolikiem. Bez słowa ponownie mnie przygarnął na nowo całując.

Wylądowaliśmy na jego łóżku. Moody położył się bokiem i wsunął dłoń pod moją bieliznę. Podrażnił mnie pieszczotliwie, zatapiając dwa palce w mojej kobiecości. Jęknęłam cicho, czując jak drżę na całym ciele.

- Właśnie tak… - mruknął zadowolony, poruszając dłonią. Najpierw robił to powoli, sprawiając, żebym wiła się pod jego dotykiem, a następnie przyspieszał swoje ruchy, aż nie byłam w stanie kontrolować spazmatycznych odgłosów, jakie ze mnie wydobywał.

W końcu wyciągnął dłoń i pociągnął moją bieliznę wraz ze spódniczką w dół, wyswobadzając nogi z cienkiego materiału.

- Wejdź na mnie – poprosił, chociaż mogłam wyczuć w jego głosie ponaglenie.

Podniosłam się na łokciach, patrząc na niego z mieszaniną lekkiego strachu. Moody wydawał się tym nie przejmować. Masował delikatnie moje ramię, próbując przyciągnąć bliżej siebie, ale widząc że nic tym nie wskóra, podniósł głowę do kolejnego pocałunku i przygniótł mnie swoim ciałem do materaca.

- Jak tam sobie chcesz – mruknął niecierpliwie, wsuwając dłoń między nas. Usłyszałam szelest materiału. – Kurwa mać! – Warknął rozjuszony i czym prędzej wstał z łóżka. Podszedł do jednej z szuflad, ale nie znalazł w niej tego, co chciał. Ponownie przeklął, a magiczne oko wirowało jak szalone, sprawdzając tym samym każdy kąt pokoju.

- Co się stało? – Zapytałam zdziwiona, próbując zakryć się kołdrą mężczyzny.

- Nie ruszaj się, Alex – burknął, po czym skierował swoje kroki do bawialni. Zanim jednak wyszedł raz jeszcze przyjrzał mi się dokładnie i dodał nieco lżejszym tonem: Leż spokojnie. Zaraz się tobą zajmę.

Moody wyszedł, zostawiając uchylone drzwi. Usłyszałam jak otwierał z impetem poszczególne szafki, złorzecząc pod nosem. Gdy pojawił się z powrotem, w dłoni trzymał niewielkie kwadratowe zawiniątko. W półmroku ciężko było mi dostrzec, co to było, ale gdy rozerwał opakowanie, domyśliłam się.

- Nie chcemy żadnych niespodzianek, prawda? – Rzucił żartobliwie. Ponownie wdrapał się na łóżko, klękając między moimi nogami. Obsunął nieco spodnie, zakładając prezerwatywę. Chwycił mocno moje biodra, przysuwając bliżej swoich lędźwi. Poczułam jego twardego penisa ocierającego się o moje wnętrze. Moody sapnął, chwytając moje dłonie, które przytrzymał mi jedną ręką nad głową i wraz z ich dociśnięciem do łóżka, wszedł we mnie głęboko. Jęknęłam głośno, odrzucając głowę. Mężczyzna wsparł się wolną ręką o materac i przyspieszył swoje ruchy, pragnąc zatopić się najgłębiej jak umiał.

- O tak, królewno… - stękał między kolejnymi ruchami bioder. Moody wchodził we mnie szybko, mocno i ostro, zupełnie przestając nad tym panować. Jego twarz ogarnęła dzika żądza, która przez bardzo długi czas zostawała przygaszana, a teraz w końcu mogła znaleźć ujście.

Z moich ust wydobywał się jednostajny jęk. Poczułam jak wszystkie moje mięśnie zaczęły się spinać, a przed oczami ujrzałam tysiące iskier. Wiedziałam, co się dzieje z moim ciałem. Pragnienie było olbrzymie, chciałam w końcu osiągnąć orgazm, ale twarde pchnięcia Moody’ego dawały mi jeszcze większą rozkosz niż samo dojście. Nie chciałam tego kończyć.

- Obróć się – wysapał w końcu jakby czytając w moich myślach. Spowolnił ruchy, a następnie wyszedł ze mnie na chwilę, czekając aż przekręcę się na brzuch. Zrobiłam to powoli, ponieważ moje ciało drżało z niezaspokojenia. Moody jednak nie miał tyle cierpliwości, co ja. Mruknął zachęcająco i klepnął mnie po pośladku, a następnie chwycił ponownie za biodra, przysuwając do siebie. Znowu poczułam go w sobie. Wszedł brutalnie, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w cieple, które na chwilę opuścił. Dyszał ciężko, kiedy napierał na mnie swoim ciałem, a ostrymi pchnięciami próbował dać mi do zrozumienia, że jestem jego i może robić ze mną, co mu się podoba.

Przycisnęłam twarz do poduszki. Ponownie poczułam to obezwładniające uczucie przyjemności. Całe moje ciało dygotało, jakby mięśnie postanowiły żyć swoim własnym życiem. Nie mogłam i nie chciałam już dłużej tego przeciągać. Pragnęłam ponieść się żarowi, który rozsadzał mnie od środka. Krzyknęłam z całych sił, czując jak uchodzi ze mnie życie. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ale Moody mocniej zakleszczył palce na moich biodrach, wykonał kilka ostrych ruchów i również doszedł, opadając na moje plecy wykończony, próbując unormować swoje szybko bijące serce.

W końcu jednak postanowił przewalić się na plecy, oddychając głęboko. Przez dłuższą chwilę próbował dojść do siebie, po czym podniósł się do siadu, spuszczając nogi na dywan. Zerknął na mnie przez ramię, jak leżałam tak samo wykończona jak on, próbując złapać oddech. Jego oczy zatrzymały się na odkrytych pośladkach, a podstępny uśmieszek wypłynął na pokiereszowane usta.

- Zaraz przyjdę – rzucił, podnosząc się. Przeciągnął się raz i poruszał szyją na boki do momentu, aż usłyszał charakterystyczny trzask kości. Przeszedł przez pokój, zatrzymując się na moment przy dużej skrzyni, która stała w rogu pokoju. Obróciłam głowę na bok, przytulając policzek do pościeli i zapatrzyłam się na profesora, jak dotyka wieka mebla i poklepuje je szybko po powierzchni. – Nie ma za co – rzucił pod nosem, po czym zamknął się w łazience.

Gdy to zrobił, również się podniosłam, zakrywając piersi kawałkiem kołdry. Na samo wspomnienie tego, co zrobiliśmy, przechodził mnie dreszcz rozkoszy. Jeszcze nigdy nie czułam nic podobnego. Bułgar, z którym poszłam pierwszy raz do łóżka, dbał wyłącznie o swoje własne potrzeby. Nie obchodziłam go ja. Byłam tylko narzędziem, które pomogło mu osiągać to, czego chciał. Nic więcej. Nawet nie chciałam zawracać sobie nim głowy.

Nieoczekiwanie, moje myśli pognały w stronę nauczyciela od eliksirów i naszego dzisiejszego zetknięcia się przed przyjściem do drugiego profesora. W dalszym ciągu chciałam powiedzieć Moody’emu o swoim odkryciu, ale nagle mój umysł zaczął płatać mi figle. Wyobraziłam sobie, jak to Snape doprowadza mnie na skraj rozkoszy. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Przeraziłam się tym nagłym doznaniem, postanawiając jednak nic nie mówić Moody’emu i zapomnieć o tym.

Gdy mężczyzna wyszedł w końcu z łazienki, ponownie położył się na łóżku, podkładając pod głowę poduszkę. Wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego.

- Nie zakrywaj się – mruknął, głaszcząc mnie po odsłoniętym udzie. – Masz piękne ciało. Nie jedna oddałaby wszystko, żeby mieć taką figurę jak ty, więc niepotrzebnie ją zakrywasz.

Zamyśliłam się, więc Moody postanowił zmienić tor rozmowy.

- Z tego, co pamiętam, chciałaś porozmawiać ze mną o Śmierciożercach – zagadnął. – Podobno ma to związek z byłą narzeczoną twojego brata, tak?

Oderwałam się od swoich rozmyślań i zerknęłam na profesora. Eliza! Zupełnie o niej zapomniałam przez to wszystko, co miało miejsce w ten weekend.

- Wiem, że Eliza została zabita przez Śmierciożerców – powiedziałam, obracając się przodem do nauczyciela. Usiadłam na piętach, w dalszym ciągu zakrywając się kołdrą. – I wiem, gdzie do tego doszło.

- Gdzie? – Spytał Moody, marszcząc delikatnie brwi.

- Pamięta pan ten burdel w Londynie?

Nauczyciel kiwnął głową, a jego brwi coraz bardziej się ściągały.

- Jej ciało znaleziono nieopodal tego miejsca – wyjawiłam szybko, przełykając ciężko ślinę. – To nie mógł być przypadek.

- A może to jednak był przypadek? – Rzucił Moody, po czym podrapał się w zamyśleniu po brodzie.

- Na pewno nie! – Zdenerwowałam się, ściskając mocniej materiał, którym byłam opatulona. – To ma ze sobą związek.

- No już dobrze – westchnął Moody, podnosząc się na łokciach. Chwycił mocno mój podbródek i złożył na ustach długi pocałunek. – Powęszę w tej sprawie.

- Zrobi to pan? – Spytałam z nadzieją.

- Ale niczego nie obiecuję. Napijesz się herbaty, Alex?

Pokręciłam głową i ziewnęłam cicho, zatykając ręką usta.

- Przepraszam, ale jestem śpiąca.

Moody uśmiechnął się pod nosem.

- Prześpij się – zalecił.

- Tutaj?

- Tak tutaj. Pójdę do gabinetu i nie będę ci przeszkadzać.



***

Nie wiem, ile spałam, ale śniłam o dwóch profesorach, jak walczyli ze sobą o moją rękę.

- Panienko! – Pisnął jakiś głos tuż nad moim uchem, a następnie ktoś potrzasnął delikatnie moim ramieniem. – Panienko, proszę wstawać!

- Klara, odwal się! – Warknęłam, odpychając od siebie osobę z tak irytującym głosem. – Chcę spać!

- Panienko! – Raz jeszcze odezwał się ten sam wysoki pisk. – Przegapiła panienka śniadanie! Zaraz zaczynają się zajęcia! Nie może panienka tu zostać!

Otworzyłam zaspane oczy, widząc przed swoją twarzą głowę skrzata albo raczej skrzatki. Krzyknęłam zaskoczona, podnosząc się do siadu. Stworzonko również pisnęło, zakrywając sobie oczy.

- Panienka nie może tu zostać! – Powtórzyła. – Kazano mi panienkę obudzić! Zaraz zaczynają się zajęcia.

- Gdzie… gdzie jest profesor Moody? – Spytałam, szukając wzrokiem swoich ubrań. Która w ogóle była godzina?! Dlaczego profesor nie obudził mnie wcześniej?!

- Poszedł na śniadanie, zaczyna zaraz zajęcia, tak samo jak panienka! – Odparła skrzatka, dalej zakrywając sobie oczy.

Wyskoczyłam z łóżka, trzymając desperacko kołdrę przy sobie i wzrokiem odnalazłam dolną bieliznę, która leżała na dywanie. Szybko założyłam ją na siebie, próbując dostrzec swój stanik.

- Pomóż mi znaleźć moje ubrania! – Poprosiłam ją błagalnie, zdając sobie sprawę, że pierwszymi zajęciami w tym tygodniu są … eliksiry!



7 komentarzy:

  1. Haha, tytuł od razu mi zasugerował, że będzie zajebista notka i się nie myliłam 😃❤️ jak ja na to czekałam
    😮🥰 Fantastycznie to opisałaś, Moody zawsze niby taki powściągliwy, ale jak już się dobrał do Alex to nie było zmiłuj❤️💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam na ta notkę 2 lataaaa ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Alex jej sie nie przyzna XD

      ~Klara

      Usuń
    2. Myślałam, że gdzieś coś może podsłucha :p

      Usuń
  4. Ja jestem ciekawa co ze Snapem haha
    Czy ogarnie ze coś zaszło między Alex i Moodym i jak zareaguje xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, racja! Ale znając jego umiejętności legilimencji to nawet jak mu się sama nie przyzna, to się dowie :p

      Usuń