piątek, 19 marca 2021

127. Eliksir miłosny część 2

Pierwszego kwietnia miałam pewne obawy przed wymknięciem się z Hogwartu, na imprezę urodzinową bliźniaków. Nie to, że ich imprezy były aż tak szalone, bo na razie nic nie przebiło niemoralnych pomysłów Sabriny Pyrites. Weasley’owie z resztą do niczego nas nie zmuszali i byłam pewna, że pod tym względem urodziny będą bezproblemowe. Martwiło mnie raczej, że w Hogsmeade łatwiej było o... wypadki. Alex zarzekała się jednak, że cały wieczór spędzimy w pubie w towarzystwie przyjaciół i że nie ma szans, żeby coś się skomplikowało. Drugim, a być może nawet bardziej przekonującym mnie argumentem za tym, żeby się tam pojawić, był oczywiście Samuel. Jako wspólnik Weasley’ów był zaproszony na przyjęcie, a to byłaby pierwsza prawdziwa impreza, gdzie nie tylko udajemy parę, ale jesteśmy nią naprawdę. Tak przynajmniej sądziłam. Do tej pory nie porozmawialiśmy oficjalnie o tym, co nas łączy. Szczerze mówiąc, nie czułam takiej potrzeby, bo uważałam to za oczywiste.

Dotarłyśmy z Alex do pubu. Przyjaciółka od razu rzuciła się na Georga, jakby nie widziała go całe wieki, mimo że jeszcze tego samego dnia rozmawiali w pokoju wspólnym. Nie skupiałam się na tym za bardzo, bo, gdy tylko zobaczyłam Samuela, skupiłam się na nim. Mój chłopak pocałował mnie na powitanie i zaprowadził do jednej z czarnych loży. Usiadłam, a on zaczął rozdawać naokoło drinki. Uśmiechałam się promiennie, nie mogąc na niego napatrzeć. Czarna casualowa marynarka była idealnie na niego skrojona, a granatowy, markowy podkoszulek, przylegał do ciała, ujawniając zarys skrytej pod spodem sylwetki.

Dlaczego zawsze gdy na niego patrzyłam, w głowie wyskakiwał mi obraz z dnia, gdy stanął przede mną bez koszulki? Być może dlatego, że tylko raz widziałam go w takim stanie i w pewnym sensie był to dla mnie owoc zakazany. Od dnia, gdy profesor Snape przyłapał nas w pokoju ślizgona, nie dotarliśmy do momentu, żeby Samuel się rozebrał, a tamten orgazm w pokoju życzeń był w sumie jedynym do jakiego między nami doszło. Jasne, spędzaliśmy ze sobą czas, ale robiliśmy to po staremu, po prostu rozmawiając, ucząc się, a czasem jedynie obcując w swoim towarzystwie, każde zajęte czymś innym. Samuel nie obłapiał mnie, nie rzucał się na mnie znienacka, ani nic z tych rzeczy. Było zupełnie inaczej niż wtedy, gdy potajemnie spotykałam się z Draco. Domyślałam się jednak, że Samuel nie przejmuje inicjatywy, bo trzyma się tego, co powiedział ostatnim razem – że jeśli czegoś chcę, powinnam o to poprosić. Sęk w tym, że nadal wstydziłam się to zrobić. To co robiliśmy było bardzo przyjemne, ale w moich standardach, wciąż jakby nieodpowiednie. Wielokrotnie patrzyłam więc w jego stronę i żałowałam w myślach, że nie jest trochę taki jak Malfoy. Mój chłopak często wyłapywał te spojrzenia i byłam pewna, że domyśla się, co mniej więcej chodzi mi po głowie. Z jakiegoś powodu sprawiało mu to satysfakcję. Często uśmiechał się wtedy w specyficzny sposób i traktował mnie z pobłażaniem. Nigdy jednak niczego nie ułatwiał. Przez to wszystko miałam w głowie mętlik. Z jednej strony bałam się zrobić krok, z drugiej chciałam znów być z nim blisko. Na razie pozostało mi myśleć intensywnie o tym, czy powinnam... i jeśli tak, to jak się do tego zabrać.

Samuel kończył rozdawać napoje. Zerknął na mnie. Chyba zobaczył moją rozmarzoną minę, bo oparł się rękoma o stolik i pochylony, zawisł nade mną.

– Przejdźmy do konkretów – powiedział.

– Umm... – zaczerwieniłam się i uciekłam wzrokiem. Przecież nie mógł słyszeć moich myśli! Bezwiednie złapałam za kraniec spódnicy, miętosząc go. – Ale... że co?

– Czego się napijesz? – sprecyzował, przyglądając mi się uważnie.

W duchu odetchnęłam z ulgą.

– Może być piwo kremowe.

– Sprawdzony trunek? – Samuel uśmiechnął się, wyprostował i pokazał na kolorowe drinki rozstawione naokoło nas. – Masz szansę zaszaleć, wszystko jest na koszt organizatorów.

– Nie chodzi o pieniądze – mruknęłam.

– Więc o co? Nie lubisz próbować nowych rzeczy?

– Zależy. – Spojrzałam na niego. – Po prostu nie chcę nic mocnego. To żadna przyjemność pić coś, co wykrzywia twarz.

– A jeśli nowy drink spełni Twoje warunki?

Niepewnie kiwnęłam głową.

– Nie wyglądasz na przekonaną. Klara, tak czy nie – nacisnął.

– Po prostu jej go przynieś – jęknęła Sabrina.

Spocona od tańca bliźniaczka wyminęła brata i wpakowała się do loży, okrążając cały stolik tylko po to, żeby usiąść tuż obok mnie. Chwyciła za kolorowy drink ze słomką i przyssała się do niego, opróżniając połowę szklanki. Sądząc po tym jak wyglądały jej źrenice, musiała być pod wpływem czegoś. Wcale mnie to nie dziwiło.

– Tak – odpowiedziałam Samuelowi i odsunęłam się trochę od Sabriny.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem i zszedł po schodach. Sabrina skakała wzrokiem po chłopakach na piętrze, jakby przeglądała katalog i zastanawiała się co wybrać. Nie wyglądała jednak na przekonaną żadną z opcji.

– Beznadzieja – mruknęła, odstawiając pustą szklankę na stolik. – Żałuję, że nie zaprosili profesora Snape’a. Trochę zabawy by mu nie zaszkodziło.

– Chyba masz na myśli zupełnie innego profesora – uniosłam brwi.

– A jest ich dwóch? – spojrzała na mnie. – Mam na myśli tego od eliksirów. Pamiętasz nasz szlaban? Myślę, że tamto zadanie od Dumbledore’a go wymęczyło, bo chodził ostatnio taki zgryźliwy i podminowany.

– On zawsze taki jest – zaśmiałam się. – Uwierz mi, znam go od czterech lat.

– Nie zawsze. Teraz jest inaczej. Przynajmniej od jakiegoś czasu. Hmm... – Sabrina oblizała słomkę i chwyciła za drugi drink, przesuwając palcem po brzegu wysokiej szklanki. – Pewnie tego nie zrozumiesz, ale tak sobie marzę, że kiedyś Snape pozwoli sobie na chwilę luzu, a wtedy wkroczę do akcji. Jestem pewna, że gdyby udało mi się zaciągnąć go do pokoju, szybko krzyczałby, „plus sto puntków dla Slitherinu”. Do tej pory nikt nie narzekał na moje zdolności. Jeśli wiesz co mam na myśli...

– Masz wysokie mniemanie o sobie. Profesor Snape nigdy nie dał tyle punktów za zadanie z eliksirów – odparłam przekonana.

– Nie mówię o eliksirach, tylko o seksie – stwierdziła bez krępacji.

Spojrzałam na nią zdziwiona, a później dotarło do mnie co miała na myśli. Zaczerwieniłam się po same koniuszki uszu.

– Sabrina, fuj...! – skrzywiłam się. – Czemu cały czas mówisz o nim w ten sposób? To nasz nauczyciel. Jest stary i...

– Stary? – dziewczyna zarzuciła rękę na oparcie loży i obróciła się przodem do mnie. – Nie bądź głupia. Ma góra czterdzieści lat.

– Czyli jak mój ojciec! – pisnęłam.

– Stary byłby mając sześćdziesiąt. Czterdzieści, to najlepszy wiek dla faceta. Nie jest już dzieciakiem, zazwyczaj ma ustabilizowaną sytuację finansową i co najważniejsze, doświadczenie w tych sprawach. Wie czego chce, wie jak dać Ci to, czego Ty chcesz... To zupełnie inny poziom przyjemności.

– Rany, przestań!

Skrzywiłam się i zatkałam uszy, nie chcąc tego słuchać. Jeszcze tego brakowało, żebym wyobrażała sobie profesora Snape’a w takiej sytuacji! Spojrzałam w stronę schodów, ale Samuela nadal nie było. Nie mógł mnie więc uratować przed tą dziwną rozmową. Przez myśl mi przeszło, żeby może zejść do baru i go poszukać.

– Wiedziałam, że nie zrozumiesz – prychnęła Sabrina i przewróciła oczami. – Alex by zrozumiała. Przynajmniej kiedyś. – Ostatnie słowa dodała ciszej.

– Z tego co pamiętam, Alex też Ci zawsze mówi, że nie wie o czym gadasz.

– To co mówi to jedno, a to co czuje, to drugie – Sabrina zamyśliła się, a potem uśmiechnęła przebiegle. – Klara, Ty wyglądasz na kogoś, kto wierzy w miłość...

– No?... – spojrzałam na nią niepewnie.

– No i naprawdę przez myśl by Ci nie przeszło, że ktoś może się zakochać w nauczycielu? To nie jest takie trudne. Na całym świecie znajdziesz związki z dużą różnicą wieku. Te wszystkie modelki wychodzące za starców i tak dalej...

– Jak chcesz mnie przekonać, dajesz złe przykłady – pokręciłam głową i zamyśliłam się. – Wiesz. Dobra... może i można się zakochać – przyznałam po chwili. – Na drugim roku mieliśmy tutaj profesora Lockharta i wiele dziewczyn za nim szalało. Przyznam, że mnie wtedy też oczarował, ale to było takie... niewinne. Platoniczne. A to o czym Ty mówisz, to nie miłość...

– Lockhart? To ten młody przystojniaczek przypisujący sobie zasługi innych czarodziejów? Coś o nim czytałam – Sabrina uśmiechnęła się szeroko. – Jestem pewna, że w czasach swojej sławy, nie wszystkich traktował tak platonicznie jak sądzisz, ale dobra, nie będę psuć Twojego idealnego wyobrażenia jak działa świat. Powiem tylko tyle, że jak spróbujesz ze starszym, ciężko będzie Ci wrócić. Z wiekiem, sylwetka mężczyzny nieco się zmienia. Nabiera masy w paru miejscach... – Rozmarzona bliźniaczka, patrzyła przed siebie.

Nie drążyłam tematu, nie chcąc wiedzieć, o których elementach ciała właściwie mówi. W głowie i tak miałam tylko jedno ciało i należało ono do Samuela. Akurat w tym momencie, chłopak wrócił na piętro z czerwonym drinkiem w ręce. Idąc do nas, przetarł kciukiem kącik ust. Sabrina spojrzała na brata wyzywająco, ale totalnie ją zignorował. Postawił drink przede mną i wyluzowany usiadł po mojej drugiej stronie. Gdy spróbowałam napoju, okazało się, że jest całkiem smaczny.

– Zapytałbym o czym rozmawiałyście, ale sądząc po minie Klary, nie chcę wiedzieć – skomentował ślizgon.

– Wolę po niej nie powtarzać – przyznałam, przytulając się do jego boku.

– O nienormatywnej miłości – zażartowała Sabrina. Wstała od stołu. – Akurat Ty coś o tym wiesz. – Puściła oko do brata i zeszła na dół.

– O nie – parsknęłam śmiechem i spojrzałam na Samuela. – Nie mów, że Tobie też podoba się profesor Snape.

– Też? – chłopak uniósł brwi. – A komu jeszcze?

– Najwyraźniej Twojej siostrze. Kolejny raz mówi mi na jego temat rzeczy, których nie chcę wiedzieć.

– Czyli poluje na kolejnego – stwierdził znudzonym głosem, upijając własnego drinka. – To samo było w poprzedniej szkole. Uwzięła się na jednego nauczyciela i uznała, że zrobi wszystko, żeby był jej. Nie traktowałem tego poważnie, ale faktycznie skończyło się tak, że mieli romans.

– Szczerze mówiąc, nawet nie czuję się zaskoczona – pokręciłam głową.

Wpatrzyłam się w Samuela, zastanawiając, co jego siostra miała na myśli, mówiąc, że on też coś o tym wie. Właściwie to nie wiedziałam praktycznie nic o jego byłych. O ile jakieś miał. Ale przecież musiał mieć.

– A Ty? Też interesowałeś się starszymi? – zapytałam po chwili, wolno sącząc drinka.

– Pytasz, czy miałem romans z nauczycielami? – chłopak spojrzał na mnie spokojnie.

– No na przykład. Znaczy wiesz... Obstawiam, że nie – dodałam szybko.

– I dobrze obstawiasz. Wolę osoby w zbliżonym wieku.

– Więc o co chodziło Sabrinie? – drążyłam. – Z tym, że „coś o tym wiesz”?

– Kto ją tam wie. – Samuel wzruszył ramionami. – Czasem rozmowa z nią przypomina pytanie szaleńca o poglądy polityczne. Coś tam sobie ma na myśli, dla niej ma to sens, ale dla innych niekoniecznie.

– Ale dzisiaj wyjątkowo mówiła z sensem... – zamyśliłam się, próbując odszukać ją wzrokiem.

– Klara... – chłopak odstawił drinka.

– Hm? – Podniosłam na niego wzrok, a Samuel delikatnie złapał mnie za podbródek.

– Nie drąż tego – szepnął i przesunął kciukiem po mojej wardze.

Poczułam na ciele przyjemne ciarki. Samuel złożył na moich ustach krótki pocałunek. Uśmiechnęłam się i posłusznie kiwnęłam głową. Miał rację, dziewczyna musiała gadać od rzeczy.

Dokończyliśmy swoje drinki i zeszliśmy na dół, zatańczyć. Podczas zabawy kilkukrotnie widziałam w tłumie Alex. Nie trudno było ją zauważyć, bo tylko my dwie miałyśmy na sobie mundurki. Powód wyboru mojego stroju był całkiem pragmatyczny. Byłyśmy tu nielegalnie, więc gdyby nas przyłapano, strój świadczyłby o tym, że nie przyszykowałyśmy się na imprezę i jesteśmy tutaj przypadkiem. To, co w szkole wydawało się idealnym pomysłem, teraz trochę mi przeszkadzało. W tłumie ładnie ubranych dziewczyn, czułam się niepewnie. Odciągnęłam Samuela bardziej na bok parkietu, żeby aż tak nie rzucać się w oczy. Pech chciał, że w ten sposób znaleźliśmy się centralnie na drodze jednego z mocno pijanych puchonów. Chłopak nie zauważył nas, bo niósł przed sobą pełną tacę zasłaniającą mu widok. Jeden gwałtowny, taneczny obrót i puchon wpadł prosto na Samuela. Zawartość tacy przewróciła się i oblała ich obu. Pisnęłam, odskakując w ostatniej chwili.

– Cholera, Sam, wybacz – jęknął puchon, całkowicie upuszczając tacę. – Kurwa, co za strata.

– Spokojnie Simon, to tylko alkohol i szkło – Samuel spojrzał krytycznie na swój strój. Trzepnął rękami, by pozbyć się z siebie resztek drinków. Widać było, że był cały mokry i wszystko się do niego kleiło.

– Ale Cię oblałem. Twoje ciuchy... Kurwa, nie chciałem.

Puchon wyciągnął chusteczkę i zamiast czyścić sam siebie, zaczął energicznie przecierać marynarkę ślizgona. Zjeżdżał chusteczką coraz niżej, ale gdy był blisko spodni, Samuel odepchnął jego rękę i posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.

– Umiem się sobą zająć.

– Nie wątpię – Simon mrugnął do Samuela. Z jego twarzy nie schodził głupawy, pijacki uśmiech.

– Chodźmy może do łazienki! – pisnęłam, podchodząc bliżej.

Złapałam mojego chłopaka za dłoń i pociągnęłam go w stronę toalet. Gdy zobaczyłam jaka tam jest kolejka, rozejrzałam się i zaprowadziłam Samuela w stronę jednego z pokoi. Tak jak podejrzewałam, wyposażone były w prywatne łazienki. Chłopak wszedł do środka, bez skrępowania zostawiając otwarte drzwi. Ściągnął marynarkę i odwiesił ją na haczyk przeznaczony do wieszania ręczników. Zauważyłam, że jego spodnie były nieco bardziej wypukłe niż zwykle.

– To był ten Simon, co organizował imprezy w Pokoju Życzeń? – zapytałam, nie wiedząc, czy mam wejść mu jakoś pomóc czy co.

– Tak.

– Strasznie się przejął – zauważyłam.

– Ta panika jest niepotrzebna. To kwestia jednego zaklęcia – powiedział, odkręcając wodę.

Patrzyłam przez drzwi, jak ściąga podkoszulek i przełknęłam głośno ślinę. Samuel pochylił się nad zlewem, nabrał wody w dłonie i przejechał nimi po swoim idealnym ciele, starannie zmywając klejącą warstwę mieszanki soków i alkoholu. Jakaś część mnie chciała, by to moje dłonie wędrowały po jego skórze. To pragnienie wydawało mi się obce i do mnie niepodobne. Być może tak właśnie objawiała się miłość? Nie tylko chciałam być blisko niego, ale i poznać go na różne sposoby. Poczuć. Od tych myśli zrobiło mi się gorąco.

– Pomóc Ci jakoś? – zapytałam cicho, stając w progu.

– Możesz mi pomóc, nie przeszkadzając – zaproponował.

– Przepraszam... – mruknęłam i zwróciłam do pokoju.

– Poczekaj... – westchnął.

Podekscytowana stanęłam w miejscu. Obróciłam się, ale Samuel podał mi jedynie swoją marynarkę.

– Jeśli bardzo chcesz, wyczyść ją – powiedział i wrócił do doprowadzania się do porządku.

Ochoczo kiwnęłam głową, starając się nie dać po sobie poznać, że miałam na myśli coś innego. Usiadłam na skraju łóżka, co chwilę zerkając w stronę łazienki. Przygryzłam wargę. Może powinnam być bardziej pewna siebie i stanowcza? Czy to by mu się spodobało? Ale przecież mówił kiedyś, że wybrał mnie też przez wzgląd na to, jaka jestem. Nie mogło mu więc przeszkadzać, że nie mam doświadczenia. Nie miałam odwagi powiedzieć na głos wielu rzeczy, a co dopiero po prostu się na niego rzucić. Może to i lepiej.

Wyciągnęłam różdżkę i posłusznie użyłam zaklęcia chłoszczyc na marynarce. Kiedy oglądałam ją z różnych strony, sprawdzając, czy nie jest już brudna i mokra, z wewnętrznej kieszeni wypadło coś w srebrnym opakowaniu. Niepewnie podniosłam to i zauważyłam, że była to prezerwatywa. Nagle poczułam się taka spięta. Niby mnie do niczego nie zmuszał, ale skoro miał to przy sobie, to czy znaczyło to, że myślał o seksie? Że chciałby to ze mną zrobić?! Może nawet dzisiaj! Speszona szybko chciałam schować prezerwatywę na miejsce, ale Samuel zdążył wejść do pokoju z ręcznikiem przewieszonym przez kark. Spojrzał na mnie bez słowa.

– Samo wypadło! – niemal krzyknęłam.

Szybko ukryłam przedmiot w kieszonce i odłożyłam marynarkę na łóżko, obok siebie. Wcisnęłam dłonie między uda i odwróciłam wzrok. Siedziałam jak na szpilkach. Mój chłopak niczego jednak nie skomentował. Kątem oka zauważyłam, że Samuel spokojnie zdjął ręcznik z karku i przetarł nim twarz. Potem jakby nigdy nic zwrócił do łazienki.

– Nic nie powiesz?... – zapytałam po chwili.

– A co mam mówić? – przystanął w progu. – Przecież powiedziałaś, że to wypadek.

– No wiem, ale...

– Ale? – spojrzał na mnie przenikliwie. Wyczekująco.

Przygryzłam wargę. Czułam, że moje policzki nadal płoną. Czy to był czysty przypadek, czy specjalnie dał mi marynarkę, żebym to znalazła? Podpuszczał mnie? Może chciał, żebym w końcu go poprosiła? Ale nie, nie zapytam go po co wziął to ze sobą. Nie ma mowy! Musiałabym wypić znacznie więcej, żeby nabrać odwagi.

– W sumie nic. Wiesz co? – speszona wstałam i wskazałam kciukiem na drzwi. – Ja poszukam Alex. Zobaczę, czy z nią wszystko w porządku.

Nie zatrzymywał mnie. Wyszłam prędko i rozejrzałam się po tańczącym tłumie. Jak na złość, nagle nie widziałam nigdzie Alex. Ruszyłam w stronę piętra, licząc na to, że będzie siedziała przy stoliku. W drodze do schodów, moją uwagę przykuła znajoma, ruda czupryna przy kontuarze. George zamawiał coś do picia. Na pytanie o Alex odpowiedział, że wyszła się przewietrzyć. O nie, od tego zawsze się zaczynało! Od razu wyszłam na zewnątrz. Miałam pewne obawy, ale na pewno nie spodziewałam się, że moja przyjaciółka znajdzie jakąś mugolską gazetę i że „pięć minut na świeżym powietrzu”, zamieni się w godzinną wyprawę do ojca Elizy.



Po powrocie z wyprawy, postanowiłam, że poszukam Samuela. Należały mu się wyjaśnienia, dlaczego zniknęłam tak nagle i na tak długo. Nie byłam nawet w połowie drogi do schodów na piętro, gdy chłopak pojawił się za moimi plecami, jakby na mój widok specjalnie wyskoczył spod peleryny niewidki.

– Szukasz kogoś? – zapytał tajemniczo.

Mimo że od razu poznałam jego głos, odruchowo podskoczyłam. Ubranie chłopaka znowu było czyste, zaś on wyglądał niemal nienagannie. Jedynie jego policzki były nieco rozpalone, jakby dopiero co skończył tańczyć. W rękach trzymał dwa drinki. Oba wyglądały jak to, co pił wcześniej w loży. Przytuliłam go mocno, uważając, żeby nie trącić żadnej ze szklanek. Samuel jedynie uniósł je wyżej, trwając później w bezruchu.

– Tak, szukam Ciebie – odpowiedziałam.

– A gdzie byłaś? – zapytał, przyglądając mi się czujnie.

– Z Alex, ale to długa historia – odsunęłam się od niego i kontynuowałam pełna emocji. – Zaraz Ci wszystko opowiem. Przepraszam, że wyszłam niemal bez słowa.

– Szczerze? Myślałem, że wróciłaś do Hogwartu – wzruszył ramionami. – Sabrina mówiła, że widziała jak idziecie z Alex do Miodowego Królestwa, a tam jest jakieś przejście czy coś...

– Tak, szłyśmy tam, ale nie po to, żeby wrócić do szkoły. Alex całkiem przypadkiem znalazła poszlakę w związku z jedną dziewczyną, którą znała... Ona nazywała się Eliza. Chodziła z jej bratem i...

Zaczęłam na szybko opowiadać. Kontrolnie zerknęłam w stronę Alex i... coś nie dawało mi spokoju. Po pierwsze, miałyśmy tylko się pożegnać i pójść do profesora Moody’ego, a ona nie wyglądała, jakby szykowała się do wyjścia. Po drugie, przyjaciółka godzinę temu zarzekała się, że przy najbliższej okazji zerwie z Georgem, teraz zaś wyglądało na to, że znowu obściskiwali się przy barze! Całkowicie mi to nie pasowało. Zmarszczyłam brwi. Zrobiłam to jeszcze mocniej, gdy Fred dołączył do brata i w trójkę zaciągnęli Alex do pokoju.

– Co jest grane... – mruknęłam, przerywając opowieść gdzieś w połowie. – Przepraszam na moment.

Dałam Samuelowi znak, by zaczekał. Pyrites spokojnie pociągnął łyk ze szklanki i odprowadził mnie wzrokiem, kiedy szybkim krokiem ruszyłam za bliźniakami Weasley. Stanęłam pod drzwiami pokoju i przyłożyłam do nich ucho. Słyszałam przytłumiony odgłos kłótni. Po chwili wahania, nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka zastając całą trójkę w dziwacznej sytuacji... Oto George leżał półnago na łóżku, strasznie wierzgając, Alex siedziała na nim okrakiem, próbując zerwać z niego spodnie, zaś Fred obejmował ją od tyłu. Otworzyłam szeroko oczy. Bliźniacy znieruchomieli i spojrzeli na siebie nawzajem. Stagnacja nie trwała długo, bo ręce Alex jednym sprawnym ruchem pozbawiły rudzielca paska, mechanicznie odrzucając go do tyłu. Fred dostał klamrą w twarz.

– Kurwa, nie zamknąłeś drzwi?! – George syknął do brata i dalej odganiał dłonie mojej przyjaciółki.

– Ty mogłeś je zamknąć! – syknął Fred.

– Nie mogłem! Nie miałem jak!

– Hej! – przerwałam ich kłótnie. – Co tu się dzieje?! Alex, wszystko w porządku? – zaniepokojona podeszłam bliżej.

– George, zboczuszku, chcesz to zrobić przy nich? – jęknęła Alex.

Fred szybko zasłonił jej usta i jakby na dowód tego, że nic złego się nie dzieje, delikatnie, uspokajająco pogłaskał ją po głowie.

– Eee nic jej nie jest – powiedział zbywająco. – Po prostu zostaw nas samych.

– Na pewno nie w takiej sytuacji. Może najpierw ją puśćcie, co? – nacisnęłam.

– To raczej zły pomysł – jęknął George.

Przyjrzałam się Alex. Jej wzrok był jakiś inny... jeszcze przed chwilą sytuacja z Elizą strasznie ją dołowała, a teraz po zmartwieniach nie było ani śladu. Nie rwała się też do wyjścia. Zamiast tego, wyglądała, jakby za wszelką cenę chciała być blisko Georga. Mogłabym zrozumieć, że chce odwrócić swoją uwagę, gdyby nie to, że ledwo powstrzymałam ją przed wyruszeniem do Londynu. O co więc chodziło? Upiła się? Może coś zażyła. Nie byłam głupia. Nie zamierzałam tego ignorować.

– Nic jej nie jest? Przecież widzę, że coś! – oburzyłam się. – Mówcie, co jej się stało?!

– Klara, cholera, nie ma czego oglądać! – George jęknął i złapał Alex za nadgarstki, bo jej palce wciąż wślizgiwały się pod materiał jego spodni. – Takie rzeczy robią pary. Alex po prostu strasznie się nakręciła i próbujemy ją tylko uspokoić. W sumie to powinnaś wyjść...

– Nakręciła? – bez wahania złapałam za różdżkę. – Dosłownie przed chwilą mówiła mi, że chce z Tobą zerwać! Że to postanowione! Nie zmieniłaby zdania w pięć minut.

Fred łypnął na brata. George zamilkł. Nieznośna cisza nie trwała jednak długo, bo Alex ugryzła Freda w dłoń, a gdy tylko odsłonił jej usta, wykrzyczała:

– Ja już dłużej tego nie zniosę! Zróbmy to tu i teraz! Błagam!

– Kochanie – zaczął George, siląc się na delikatny ton, jakby mówił do dziecka. – Musisz jeszcze poczekać...

George nie pasował mi na kogoś, kto wykorzystałby sytuację, ale zaczynało robić się niebezpiecznie. Emocje wzięły górę.

– Cicho bądź! – rozkazałam mu. – Nie wiem co się dzieje, ale nie zrobicie nic ani teraz, ani później! Puszczajcie ją! – Złapałam przyjaciółkę za ramię i potrząsnęłam nią. – Alex, ocknij się! Alex!

– Zostaw mnie, chcę tylko Georga! – jęknęła żałośnie i zaczęła wierzgać.

– Na Merlina... Wzięła coś?! Musiała coś wziąć! – kolejno wycelowałam różdżką w bliźniaków. – Macie z tym coś wspólnego? Odpowiadajcie.

– Jaa... yyy... – George zaczął się jąkać.

– No powiedz jej, geniuszu – zakpił Fred.

– To Twoja wina? – zapytałam z niedowierzaniem w głosie.

– Wznieśliśmy po prostu toast! – krzyknął George. – Nic więcej! Jeśli coś brała, to może wcześniej.

– Wcześniej była ze mną i nic nie brała! – oburzyłam się.

Wątpiłam, by upiła się jednym drinkiem. Jedynym logicznym wyjaśnieniem wydawała się... Sabrina. Już kiedyś truła ludzi eksperymentalnymi specyfikami Samuela. Może i tym razem przyprawiła czymś drinki? Może gdy spuściłam Alex na moment z oczu, podzieliła się z nią jakimś narkotykiem? Jedno było pewne. Nie mogliśmy zostawić jej w tym stanie.

– Trzeba to jakoś cofnąć! – powiedziałam.

Alex cały czas wierzgała, więc użyłam na przyjaciółce zaklęcia pętającego. Gdy liny oplotły ją ciasno, bliźniacy mogli w końcu przestać z nią walczyć. Fred ułożył ją na łóżku, a George zeskoczył z mebla jak oparzony i szybko ubrał roztarganą koszulę, starając się przy tym wyglądać na wyluzowanego. Widać było po ruchach, że jest zdenerwowany.

– Co za akcja... – jęknął.

– Tak, zupełnie niespodziewana – Fred łypał na brata, jakby nie pochwalał jego zachowania.

Złapałam się za głowę i zaczęłam krążyć w miejscu. Co powinnam zrobić? Znaleźć Sabrine? Powie co jej dała i znajdzie się odtrutkę prawda? A czemu miałaby mi odpowiedzieć? Może lepiej znaleźć Samuela?

– Przypilnujecie jej – postanowiłam. – A jeśli coś jej się stanie, to naprawdę tego pożałujecie! – zagroziłam, siląc się przy tym na śmiertelnie poważną minę.

Otworzyłam drzwi. Tuż za nimi stał Samuel. Z niekrytym zainteresowaniem spojrzał ponad moim ramieniem.

– Jakiś problem? – zapytał i dalej sączył drinka.

– Bardzo duży! – wciągnęłam go do pokoju i zamknęłam drzwi. Załamałam ręce. – Alex odbiło! Zachowuje się, jakby była pod wpływem jakiejś substancji. Masz może przy sobie jakąś odtrutkę? Coś co pomoże ją otrzeźwić?

– Wszystko zostawiłem w pokoju. Co dokładniej zażyła? – zapytał, podchodząc bliżej wijącej się na łóżku, związanej Alex. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Samuel parsknął, a potem spojrzał z politowaniem na George’a. Twarz rudzielca płonęła ze wstydu. Fred klepnął brata w tył głowy.

– Nie wiem... – odpowiedziałam. – Podejrzewam, że to Twoja siostra jej coś dała. Może gdybyś ją zapytał...

– Nie mieszajmy w to Sabriny. Przejdzie jej do kilku godzin – zawyrokował ślizgon, patrząc jakby z wyższością na Alex.

George odetchnął z ulgą. Fred stał z założonymi rękami, wyraźnie podirytowany.

– Po prostu jej przypilnujemy przez ten czas i tyle – szybko zaproponował „były” chłopak Alex.

– Jakie przypilnujemy? Nie będę czekać do rana. Wiesz co jej jest? – zapytałam, łapiąc Samuela za ramię. – Miałeś już do czynienia z takim narkotykiem?

Ślizgon spojrzał na mnie z błyskiem w oku i powoli uśmiechnął się w typowy dla siebie, niewinny, uprzejmy sposób. George stał gdzieś z tyłu i przez cały czas dawał mu znaki, niemo poruszając ustami i gwałtownie wymachując rękami, jakoby czegoś kategorycznie zabraniał. Brunet zignorował całkowicie jego zachowanie.

– Klara, to nie narkotyki – odpowiedział Samuel i poklepał mnie po głowie, jak grzecznego psiaka. – To eliksir miłosny.

– Kurwa – syknął George takim tonem, jakby uchodziło z niego całe powietrze.

– Co?... – zapytałam, mrugając kilkukrotnie. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.

– Eliksir miłosny – powtórzył. – Pewna jego odmiana. – Samuel spojrzał na rudzielca. – Wyrażałem się jasno, co do dawkowania, prawda?

– To był tylko jeden toast! – krzyknął George.

– Co?! – pisnęłam i odskoczyłam do tyłu. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Pokręciłam panicznie głową, ale bez względu na to jak nieprawdopodobnie to brzmiało, mina Samuela mówiła jasno, że nie żartował. – Na Merlina... George, dałeś jej to?! Sam, wiedziałeś o tym?!

­­­­­– A myślisz, że skąd to miał? – zapytał retorycznie Fred.

­– Dlaczego Ty... wy... – popatrzyłam na nich po kolei, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie.

Wydawało mi się nielogiczne, że George posunął się aż tak daleko. A może wcale go nie znałam? Fred na pewno mógł temu zapobiec, ale z tą miną wyglądał na równie winnego. No i Sam... Czyli to był ten eliksir o którym ostatnio obaj rozmawiali? Poczułam, że żadnemu z nich nie mogę ufać. Nie w tej chwili.

– Zabieram ją stąd! – krzyknęłam i rzuciłam się w stronę Alex, próbując podnieść ją z łóżka.

Była dla mnie za ciężka. George z miną zbitego psa usiłował mi asekurować.

– Nie dasz rady – powiedział. – Pozwól sobie pomóc.

– Dość już zrobiliście – odepchnęłam go wściekła.

Ślizgon wyprosił Weasley’ów z pokoju, a potem podszedł do mnie.

– Klara, co zamierzasz? – zapytał spokojnie. – Tak jak mówiłem, samo jej przejdzie, musisz tylko poczekać.

– Zabiorę ją do szkoły! – warknęłam, nie patrząc na niego. Bałam się, że gdy na niego spojrzę, zmięknę. A przecież też był winny! I zachowywał się, jakby nic się nie stało!

– Pójdziemy razem – zaproponował.

– Nie i nie odzywaj się do mnie! Jak w ogóle mogłeś dać mu coś takiego?!

Samuel patrzył na mnie w milczeniu, ale nadal bez skruchy. Spętana Alex ciężka była jak worek ziemniaków, a do tego wiła się i patrzyła tęskno na drzwi, za którymi zniknął George. Wiedziałam, że nie dam rady niezauważenie wyprowadzić jej z pubu oraz że sama za mną nie pójdzie, dlatego po chwili bezskutecznych prób podniesienia jej na równe nogi, zwiesiłam głowę i westchnęłam ciężko.

– Dobra, pomóż mi.

Samuel – nadal milcząc – złapał mnie pod ramię i pewnie objął Alex ręką. Już chciałam go odepchnąć, ale wtedy grunt pod moimi stopami zniknął, a świat rozmył się, jakby wciągał nas potężny wir. Odruchowo mocniej przylgnęłam do chłopaka. Teleportacja trwała ułamek sekundy, po którym twardo stanęliśmy na ziemi. Nagła zmiana otoczenia wywróciła moje wnętrzności do góry nogami. Rozejrzałam się skołowana. Byliśmy na ścieżce prowadzącej do Hogwartu, tuż przed pierwszą, okalającą cały teren bramą. Do samego zamku wciąż był kawał drogi, ale podejrzewałam, że był to najbliższy szkoły punkt, gdzie taka podróż była możliwa. Dobre i to.

– Dzięki – bąknęłam. – Alex, wytrzymaj jeszcze trochę.

Użyłam zaklęcia lewitującego na przyjaciółce i unosząc ją przed sobą, ruszyłam w stronę Hogwartu. Samuel wsunął dłonie w kieszenie spodni i bez słowa ruszył za nami. Atmosfera była tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Wciąż byłam na niego zła. Irytowało mnie, że za nami idzie, choć w głębi duszy cieszyłam się, bo raczej nie chciałabym być teraz sama w środku nocy z bezbronną przyjaciółką pod opieką. Cały czas liczyłam, że chłopak zacznie mi się tłumaczyć, że wszystko mi logicznie wytłumaczy. Bardzo nie chciałam, żeby okazało się, że jest po prostu dupkiem. Wyjaśnień jednak nie było. Dopiero blisko szkoły, przełamałam się i odezwałam się do niego obrażonym tonem.

– I co, nic nie powiesz?

– Chciałaś żebym się do Ciebie nie odzywał – wzruszył ramionami.

– I tak powinieneś mi to wyjaśnić. Naprawdę dałeś mu ten eliksir? Powiedziałeś jak go używać?!

– Tak – odpowiedział spokojnie.

Patrzyłam na niego jak na szaleńca.

– To się nazywa biznes. George coś u mnie zamówił i to otrzymał – kontynuował. – Nie moja sprawa co z tym zrobił.

– To eliksir miłosny! Zakazany specyfik!

– Jak większość tego co produkuję.

– Tak, ale tym naginasz czyjąś wolę! To szkodzi! Przecież ona chciała się z nim... wiesz...! ona mogła...! – potrząsnęłam głową, nie chcąc nawet o tym myśleć. – Yh! Gdyby ją tknął, nigdy bym mu nie wybaczyła. I Tobie też! Jesteś równie winny! – popchnęłam go. Przez emocje, o mało co nie straciłam kontroli nad wciąż lewitującą Alex.

– Gdyby ją tknął, to on byłby dupkiem, a nie ja. – Samuel wyciągnął ręce z kieszeni i rozłożył je szeroko, uśmiechając się uprzejmie. – Czy twórca broni jest odpowiedzialny za tych, którzy od niej zginą? To tylko twórca, nie użytkownik.

– Dałeś mu instrukcje!

Wściekła, ze łzami w oczach, z całej siły uderzyłam go pięścią w pierś. Przy kolejnym ciosie, na krótki moment przez twarz Samuela przemknęło coś... przerażającego. Jego uprzejme dotąd spojrzenie stało się potwornie zimne, wręcz jakby gotów był zabić. Moja ręka nie trafiła w niego, bo chwycił mnie za nadgarstek i sprawnie wykręcił dłoń, jednocześnie blokując możliwość jej ruchu. Jęknęłam, bo mnie zabolało. Wszystko to trwało tylko chwilę, po której Samuel przywołał na twarzy wyuczony, uprzejmy uśmiech.

– Klara, gdyby według nich działał, nie doszłoby do takiej sytuacji – powiedział spokojnie.

– A do jakiej?!

– Zwykłe, niewinne zakochanie. Platoniczna miłość. Tak to miało wyglądać – poluźnił uchwyt. – Widocznie coś poszło po drodze nie tak, ale od tego są testy. A to, że George chciał testować eliksir na Twojej przyjaciółce, to tylko i wyłącznie jego wina.

Potrząsnęłam głową i odsunęłam się od niego, pocierając nadgarstek. Jego wyjaśnienia do mnie nie trafiały. Nie teraz. Skupiłam się na zaklęciu lewitacji i przyspieszyłam kroku, docierając do drzwi wejściowych szkoły. Chłopak znów ruszył za nami, ale tym razem trzymał się bardziej na odległość, jedynie nas obserwując. Postanowiłam go ignorować. Razem z Alex wspięłam się po schodach, a gdy byłyśmy na piętrze, gdzie znajdował się gabinet profesora Moody’ego, skręciłam w tamtą stronę. Nie miałam ochoty trzymać przyjaciółki związanej do samego rana. Wolałam, by ktoś jej pomógł, a kto inny mógłby to zrobić, jeśli nie Szalonooki?

Gdy zapukałam, mężczyzna od razu otworzył nam drzwi. Miał na sobie taki strój, jakby wcale nie kładł się tej nocy do spania, a właściwie jakby sam ledwo co skądś wrócił. Wnętrze gabinetu opowiadało odmienną historię. Na biurku mężczyzny znajdowały się pootwierane teczki z dokumentami i wycinkami gazet, szklanka whisky i coś, co wyglądało podobnie do nieaktywnej mapy Huncwotów. Leżała tam też różdżka.

– Dziwna pora na odwiedziny – sapnął mężczyzna, a jego mechaniczne oko od razu powędrowało na Alex, mimo że ta lewitowała za ścianą. Moody ściągnął brwi.

– Profesorze, nawet nie wiem od czego zacząć! – pisnęłam i cała w nerwach wślizgnęłam się pod jego ramieniem do środka gabinetu.

Alex „wleciała” zaraz za mną i wylądowałam nią na łóżku, w końcu przerywając męczące zaklęcie. Usiadłam ciężko w fotelu i na moment ukryłam twarz w dłoniach. Moody prędko zamknął i zaryglował drzwi, a potem obrócił się, by uważnie spojrzeć na „pakunek”. Początkowo wciąż stał przy drzwiach. Jego zdrowe oko błysnęło. Mężczyzna potarł z namysłem podbródek i odruchowo się oblizał, a potem podszedł bliżej, po drodze zgarniając różdżkę z blatu.

– Klaro... Dlaczego Twoja przyjaciółka jest związana? – zapytał, zerkając na mnie, jakby próbował coś ocenić. Jego ręka automatycznie zanurkowała w wewnętrznej kieszeni płaszcza, poszukując buteleczki z której tak chętnie popijał.

– Inaczej się nie da – westchnęłam. – Może profesor sam sprawdzić. Alex potrzebuje pomocy, bo jest... ee... pod wpływem... – zawahałam się. Byłam zła na Samuela, ale nie chciałam, żeby miał problemy. Nie wiedziałam więc jakiego słowa użyć. Jak wiele zdradzić.

– Pod wpływem...? Czego? – zapytał niecierpliwie Moody i stojąc tuż nad Alex, pociągnął łyk. Jego mechaniczne oko prześlizgiwało się po związanej, zdrowe zaś skakało ze mnie na nią i tak na zmianę.

– ...Jak to profesor mówił na zajęciach, „trucizny” – powiedziałam w końcu, patrząc na własne nogi.

– Chodzi Ci o ten eliksir miłosny, tak? – dopytał.

– To profesor o tym wie?! – pisnęłam, podrywając się z fotela.

– Podejrzewałem. Nawet jej mówiłem, że jest to wysoce prawdopodobne, ale ignorowała moje słowa i przestrogi. Cała Alex, prawda?

Z jakąś satysfakcją w oczach, jednym gestem różdżki, rozciął gęsto oplatające dziewczynę sznury. Gdy przyjaciółka poczuła, że jest wolna, od razu poderwała się z kanapy i zdjęła z twarzy knebel, biorąc głęboki wdech. Już myślałam, że knebel ją dusił, ale okazało się, że zaczerpnęła powietrza, by móc zacząć długo i głośno wrzeszczeć.

– George! Gdzie jest mój George?! Kochanie! – zaczęła krzyczeć i nie dostrzegając nigdzie rudzielca, zrozpaczona rzuciła się do drzwi. – Kochanie, zaraz Cię znajdę!

Moody był szybszy. Gestem różdżki zamknął drzwi również magicznie, a później także wyciszył. Alex szarpała za klamkę, a gdy to nie przyniosło skutku, skrobała paznokciami po ciasno zbitych deskach, jakby chciała wydrapać w nich dziurę. Wiła się przy tym i jęczała zrozpaczona, co chwilę nawołując ukochanego. Profesor obserwował to przez chwilę, stojąc z założonymi rękami.

– To jest nienormalne! – pisnęłam, pokazując na nią. – Od razu zauważyłam że coś jest nie tak! Ona chciała z nim zerwać, miałyśmy do profesora przyjść w sprawie śmierciożerców, a potem jej tak odbiło...

– Śmierciożercy? – Moody automatycznie skupił na mnie swoją uwagę. – O co dokładniej chodzi?

– Najpierw powinniśmy jej pomóc! – powiedziałam. – Potem sama wszystko profesorowi opowie. To dotyczy jej rodziny.

– Rodziny, powiadasz? – sapnął i w kilku krokach znalazł się przy dziewczynie.

Moody złapał Alex za ramię i nie pozwalając na sprzeciw, zaciągnął ją do drugiego fotela. Wierzgała i krzyczała w kółko to samo. Gdy siłą ją usadził, tak jak ja wcześniej, użył na niej zaklęcia pętającego. Pozostawił jednak usta odsłonięte, więc dalej mogła nawoływać niczym kotka w rui. Alex na zmianę zaciskała palce na podłokietnikach - jakby chciała je wyrwać i ruszyć do drzwi razem z fotelem – i puszczała je, wiercąc się i kręcąc w nadziei, że wywinie się spod sznurów. Zaklęcie trzymało jednak mocno.

– Tak się składa, że nie mam na to odtrutki – Moody ze współczuciem poklepał Alex po barku. – Jestem przezorny, ale powiedzmy sobie szczerze, że nikt by mnie czymś takim nie poił. Mamy więc dwa wyjścia...

– Jakie? – zapytałam, podnosząc na niego ufny wzrok.

– Jedno to przeczekanie. Drugie... – odchrząknął – wycieczka do profesora Snape’a. Ubolewam nad tym, ale jeśli ktoś ma odtrutkę, to na pewno będzie on.

Przez dłuższą chwilę dyskutowaliśmy o tym, co zrobić. Uważałam, że mieszanie w to profesora Snape’a jedynie skomplikuje sprawę, ale Moody powiedział jasno – prędzej samo jej przejdzie, niż uwarzymy na to odtrutkę. Alex siedziała na fotelu tylko chwilę, a już na jej skórze widoczne były obtarcia. Byłam pewna, że cała noc takich męczarni pozostawi na niej bardziej widoczne ślady. Zgodziłam się, by pójść po Mistrza eliskirów.

Korytarze były puste i ciche. Schodząc do zimnych, przesiąkniętych wilgocią lochów czułam niepokój. Dobrą chwilę stałam pod jego drzwiami, mając ochotę zawrócić na piętro. Musiałam jednak pomóc Alex, nawet jeśli miało sprowadzić to na mnie gniew Snape’a.

Zapukałam do drzwi i odczekałam chwilę. Usłyszałam kroki, a później drzwi uchyliły się delikatnie. Gdy czarne oczy Snape’a zobaczyły kto jest po drugiej stronie, mężczyzna otworzył drzwi zamaszystym ruchem i spojrzał na mnie z wyższością i chłodem, unosząc przy tym podbródek.

– Panienka Amber... – syknął. – Prędzej spodziewałbym się samej śmierci. Przypominam, że jest cisza nocna, a Ty najwyraźniej pomyliłaś lochy z wieżą Griffindoru. Czyżbyś traciła orientację? Minus dzie...

– Przysłał mnie profesor Moody! – powiedziałam szybko, przerywając mu.

– Profesor Moody wie gdzie jest mój gabinet i może przyjść sam. Po co miałby wysyłać uczennicę i kazać jej łamać regulamin szkoły?

– Chodzi o moją przyjaciółkę! – pisnęłam.

Snape patrzył na mnie bez emocji.

– Nie przypominam sobie, żebym był opiekunem waszego domu – powiedział i próbował zamknąć mi przed nosem drzwi.

Niewiele myśląc, wystawiłam przed siebie ręce, by mu to uniemożliwić. Gdy mężczyzna poczuł na drzwiach opór, spojrzał złowrogo na moje dłonie. Zauważyłam po minie mężczyzny, że nie spodobała mu się moja zuchwałość. Od razu pożałowałam tej decyzji.

– Profesor Moody posłał konkretnie po pana, profesorze! – pisnęłam. – To pilna sprawa dla Mistrza Eliksirów!

Snape łypnął na mnie.

– A co znowu z tą dziewuchą?

– Ktoś użył na niej eliksiru miłosnego. Do tego użył go o wiele za dużo. Ona cierpi.

– Będzie więc miała nauczkę.

– Profesorze! – spojrzałam na niego błagalnie. – Proszę jej pomóc!

Snape cofnął się do wnętrza i gdy już myślałam, że znów zamknie mi przed nosem drzwi, wziął głęboki wdech, przymknął powieki i dotknął palcami nasady nosa. Ta mina mówiła jedno – przerabiał to już wielokrotnie i nie miał sił, by robić to po raz kolejny.

– Przyjdę – powiedział tylko i faktycznie zamknął drzwi.

Nie wiedziałam, czy powinnam na niego czekać, więc początkowo jedynie stałam pod drzwiami, wpatrując się uparcie w klamkę. Potem odsunęłam się i zaczęłam dreptać w miejscu. Snape pojawił się kilka chwil później, od razu piorunując mnie spojrzeniem.

– Dlaczego nadal tutaj sterczysz? – skarcił mnie.

Ruszył przodem, a ja – bez wdawania w dyskusję - zaraz za nim. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zrozumieć, że biła od niego złowrogość. Mężczyzna przypominał sunący korytarzem cień. Jego długa, czarna szata powiewała przy każdym kroku. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa. W końcu znaleźliśmy się na piętrze profesora Moody’ego, a Snape wkroczył do gabinetu bez pukania. 

 

 


 

3 komentarze:

  1. Te przemyślenia Klary, kiedy analizuje uczucia, które łączą ją z Samem. Jakbym sama o sobie sprzed 13 lat czytała 🙂💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wyszło realistycznie :D Dobrze ^^

      ~Klara

      Usuń
    2. Bardzo. Dawno mi nic nie przywołało tyłu wspomnień 🙂

      Usuń