sobota, 10 kwietnia 2021

129. Spóźniona Alex, zatracone wspomnienia i list.

Razem z resztą klasy, stałam pod drzwiami prowadzącymi do sali eliksirów. Atmosfera była trochę napięta. Przez wyzerowanie nam punktów i szlabany, większość Gryfonów była w podłym humorze. Wśród uczniów brakowało Alex. Co dziwne, nie było jej też na śniadaniu, a sądząc po stanie jej łóżka, chyba wcale nie spała w dormitorium. Miałam bardzo złe przeczucia. Nie był to co prawda pierwszy raz, kiedy gdzieś znikała, ale jeśli zamierzała ominąć zajęcia (i to TAKIE zajęcia), musiało chodzić o coś poważnego. Podejrzewałam, że wszystkiemu winny jest George i ta cała akcja z eliksirem miłosnym. Po czymś takim też czułabym się zdradzona i nie chciała przebywać z osobami, które były w sprawę zamieszane. Pytanie tylko, czy Alex zaszyła się gdzieś sama, żeby to sobie wszystko przemyśleć, czy może wróciła do starego zwyczaju zarywania nocy i włóczenia się po pijaku? Głównym podejrzanym jej nocnej eskapady był Lucjan. Jak na złość, nie widziałam go na śniadaniu więc nie mogłam wypytać, czy coś wie. Sabrina pewnie byłaby wtajemniczona w losy swojego „niby nie” chłopaka, ale podejście do niej byłoby równoznaczne ze zbliżeniem się do Samuela. Na tego zaś byłam nadal zła. Koniec końców zjadłam dziś śniadanie i przyszłam pod klasę, nie wiedząc zupełnie nic o tym, co dzieje się z moją przyjaciółką.

– Na pewno dziś jej nie widzieliście? – zapytałam szeptem Harrego i Rona.

Po raz kolejny potrząsnęli głowami. Czułam, że ślizgoni nam się przypatrują. Mieli naprawdę dużo do obgadywania. Wyzerowana klepsydra była idealnym tematem do żartów i teoretyzowania jakim cudem upadliśmy tak nisko. Po tym jak Alex zrobiła scenę w Wielkiej Sali, ludzie znów gadali na jej temat. Wydawało się, że jeszcze nikt nie wie, dlaczego Alex uderzyła George’a. Mimo wszystko Pansy nazywała ją „drama queen” i nieustannie żartowała na ten temat, jakoby zwracanie na siebie uwagi było głównym celem mojej przyjaciółki. Z kolei Draco głośno komentował, że obita twarz pasuje Weasley’om do ich stanu majątkowego, bo w końcu - jego zdaniem - w używanych ubraniach niewiele różnili się od żebraków. Padały też teksty, że Weasley’owie są tak biedni, że Alex zapłaciła za to, żeby móc publicznie pomiatać George’m. Ron był wkurzony na brata wiec może i tym razem by go to obeszło, ale jednak zawsze gdy słyszał o swojej rodzinie, cały czerwieniał ze złości. Harry i Hermiona przekonywali go, żeby puszczał głupie hasełka mimo uszu. Tym bardziej, że byliśmy na terytorium profesora Snape’a.

– Patrzcie, nadal nie ma Lamberd – głośno skomentowała Pansy, ostentacyjnie spoglądając na zegarek. – Myślicie że chce zrobić wielkie wejście? Kogo uderzy tym razem? Może Snape’a? Jeszcze jeden cios, a potem w końcu wypieprzą ją ze szkoły.

– Przestań śnić – pogardliwie prychnął Malfoy. – Dumbledore nigdy nikogo nie wywalił, a powinien zacząć od siebie. Znając go, prędzej dałby Lamberd ekstra punkty, podciągając to pod odwagę. Jedyny plus byłby taki, że Snape znów miałby co im odebrać na eliksirach.

– Alex nie jest winna – skomentowałam, przewracając oczami. – Nawet nie wiecie o co poszło.

Malfoy spojrzał w moją stronę z taką miną, jakby nie do końca obchodziła go prawdziwa wersja wydarzeń. Dobrze bawił się opierając na plotkach. Parkinson podeszła bliżej mnie z rękami założonymi na piersi.

– To oświeć nas, Amber – powiedziała. – O ile masz coś ciekawego do powiedzenia. Mi się spodoba ta wersja, że Weasley’owie lubią być chłopakami do bicia. Ty się z nimi zadajesz, prawda? Nie wiesz ile trzeba im zapłacić, żeby dali sobą pomiatać? – przekrzywiła głowę.

– Cholera Pansy, skończ już – syknął wściekle Ron. – Oni się nie sprzedają, a nawet jeśli by to robili, to i tak cię nie stać!

– Mów za siebie, Weasley. Nie wszyscy są tak biedni jak Ty – ślizgonka odpowiedziała zgryźliwie. – Z resztą ciebie nie zamierzałam kupować, choćbyś wycenił się na trzy knuty! – uśmiechnęła się wrednie.

W jednej chwili wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Pomiędzy wyzwiskami i docinkami usłyszałam tylko jak Hermiona prawiła morały o tym, że ludzi nie można sprzedawać. Nim „dyskusja” rozwinęła się bardziej, usłyszeliśmy dobrze nam znany odgłos męskich kroków. Przezorni gryfoni momentalnie rozpierzchli się i wycofali pod ścianę, by zejść nauczycielowi z drogi. Gdy na korytarzu pojawił się profesor Snape, zapadła już grobowa cisza. Mężczyzna przemknął obok nas, nie zaszczycając nawet pogardliwym spojrzeniem. Otworzył na oścież drzwi do klasy i stanął przy nich, wpuszczając nas do środka. Obejrzałam się przez ramię, ale Alex nadal nie było! To tylko kwestia czasu, kiedy Snape to zauważy!

By nie wzbudzać podejrzeń, po prostu weszłam do sali razem z innymi i zajęłam moje zwyczajowe miejsce. Postanowiłam, że będę zachowywać się tak, jakby nigdy nic. Zaczęłam wypakowywać składniki na stolik i kątem oka obserwowałam co się dzieje przy wejściu. Mistrz Eliksirów wszedł do klasy zaraz za ostatnim uczniem i pociągnął klamkę, by zamknąć drzwi. Dokładnie w tym momencie pomiędzy drzwi i framugę wcisnęła się Alex. Przyjaciółka była cała czerwona i zdyszana, jakby tutaj biegła. Nie miała ze sobą ani torby, ani różdżki. Jej koszula była krzywo zapięta, krawat nie do końca zaciągnięty, a włosy zmierzwione. Widząc Mistrza Eliksirów, Alex drgnęła niespokojnie, ale - niewiele myśląc - schyliła się szybko, próbując w ostatniej chwili wślizgnąć się do klasy tuż pod jego wciąż trzymającą klamkę ręką. Mężczyzna znieruchomiał i zgromił ją lodowatym spojrzeniem.

– Lamberd – syknął niebezpiecznie. – Na moje zajęcia się nie spóźnia.

– Pszepszam – bąknęła pod nosem, próbując ewakuować się do naszej ławki i jednocześnie unikać patrzenia na nauczyciela.

– Stój, gdy do Ciebie mówię – Snape powiedział twardo.

Alex zatrzymała się w pół kroku, ale nie obróciła się. Widziałam, że na moment zamyka oczy i zaciska ręce w pięści. Na twarzy wciąż była czerwona, a głupie uśmieszki ślizgonów nie pomagały. Próbowałam jej pokazać gestami, że ma coś nie tak z koszulą, ale chyba nie rozumiała mojej pantomimy. Z resztą poprawianie tego na środku klasy mogłoby wzbudzić zbyt wiele emocji.

Snape zamknął drzwi, splótł ręce za plecami i powoli okrążył Alex, świdrując ją wzrokiem, jakby odhaczał na długiej liście każdy niepasujący element. Włosy, ubranie, spóźnienie, zaspana mina. W ułamku sekundy jego spojrzenie się zmieniło. Teraz patrzył na nią niczym drapieżnik na zwierzynę w potrzasku.

– Oto mamy przed sobą doskonały przykład tego, że dla niektórych gryfonów weekend się jeszcze nie skończył – stwierdził pogardliwie. – Nikogo to jednak nie dziwi. W końcu notorycznie łamiecie wszystkie punkty regulaminu, co widać po waszej klepsydrze. Gdyby nie była pusta, zapewniam, że Gryffindor straciłby teraz punkty.

Jego komentarz rozbawił ślizgonów. Przyjaciółka nadal zaciskała pięści, ale nie reagowała na zaczepki. Snape miał rację, nie mógł nam teraz niczego odebrać. No, niczego poza godnością.

– Nie dość, że się spóźniasz, to jeszcze z daleka widać, że jesteś nieprzygotowana do zajęć – kontynuował. – Za taki brak szacunku, powinienem w tej chwili wyrzucić Cię z klasy.

– Profesorze – wstałam z miejsca, nie mogąc dłużej już tego słuchać. – Przecież wie Pan co się jej stało. Alex na pewno dalej jest trochę zdezorientowana i...

– Milcz Amber – przerwał mi, nie odrywając wzroku od Alex. – Lamberd miała dość czasu, żeby dojść do siebie. No chyba, że picie podejrzanych eliksirów stało się jej nowym hobby i jest teraz pod działaniem kolejnego z nich. Co mamy tym razem? Eliksir zapomnienia? To by wyjaśniało dlaczego nie pamiętała o zabraniu różdżki.

Usłyszałam za plecami szmer „jakich eliksirów?” i „o co chodzi?”. Świetnie, jeszcze tego brakowało, żeby to wyszło na jaw.

– Nie profesorze – odpowiedziała Alex, nie patrząc na niego. – Nic już nie piłam. Ale Klara ma rację. Nie czuję się najlepiej.

– Nie pytałem jak się czujesz – Mistrz Eliksirów powiedział oschle i momentalnie ruszył za biurko. Sięgnął do szuflady, gdzie na moment zawiesił wzrok na swoim kaczym piórze ze srebrną stalówką. Po chwili drgnął, odepchnął je na bok i wyciągnął na blat stos pergaminów. – Lamberd, w tej chwili siadaj w pierwszej ławce. Napiszesz test. Właściwie to wszyscy napiszecie.

Przez salę przetoczył się niezadowolony jęk, ale jedno spojrzenie profesora wystarczyło, żeby wszyscy ucichli. Alex usiadła gdzie jej przykazał, nie odzywając się ani słowem, a ja spakowałam rzeczy do torby i zostawiłam na ławce tylko pióro. Na szczęście często powtarzałam materiał, więc dla mnie pytania były stosunkowo proste. Sądząc po minie, Draco też nie miał z tym najmniejszego problemu. Niestety nie wszyscy podzielali nasze zdanie. Ron non stop mierzwił swoje włosy, wpatrując się w kartkę jak zaklęty. Neville spoglądał na słoiki ze składnikami i jak mu się coś przypomniało, zapisywał. Harry coś tam pisał, a coś tam ściągał od Hermiony. Jej pióro poruszało się bez ustanku, bo jak i ja była przygotowana na każdą ewentualność. To co najbardziej mnie zaskoczyło, to fakt, że Alex po krótkim patrzeniu w kartkę, również zaczęła coś na niej pisać. Nie spodziewałam się, żeby coś umiała, a siedząc tuż przy biurku profesora nie miała nawet szansy na ściąganie. Może jednak nie spędziła nocy na upijaniu się? Skacowana na pewno nie naskrobałaby zbyt wiele.

Snape zaglądał w nasze kartki, z taką miną, jakby prześwietlał nasze umysły. Co rusz stawał przy kimś, wprowadzając dodatkowe uczucie niepokoju. Od czasu do czasu uśmiechał się tak, jakby był pewien, że to co ktoś napisał, to wierutne bzdury. Ron tak przez to spanikował, że skreślił wszystko co napisał do tej pory. Jak się później miało okazać, gdyby nie to, zdałby test na nędzny. Po eliksirach, część osób łypała na Alex nieprzychylnie. Przyjaciółka nie przejęła się tym zbytnio, od razu biegnąc w stronę wieży Gryffindoru, żeby zgarnąć rzeczy przed kolejnymi zajęciami. Próbowałam ją wypytać dlaczego spóźniła się na zajęcia, ale zbywała mnie tylko hasłami, że zaspała. Widziałam jednak, że uśmiecha się pod nosem.



***



Podczas obiadu Alex usiadła jak najdalej od George’a. Chłopak miał minę zbitego psa i tęskno patrzył w naszą stronę. Moja przyjaciółka machnięciem różdżki odsunęła od siebie dzbanek z sokiem dyniowym, jakby nie mogła nawet na niego patrzeć. Postawiła go tak, że dodatkowo zasłaniał nam widok na bliźniaków. Spojrzałam do swojego pucharka, z którego nieco już upiłam. Spięłam się.

– Co Ty... Chyba nie myślisz, że znowu by spróbował coś wlać? – zapytałam półszeptem.

– Nie mam pojęcia – powiedziała sucho Alex. – George którego kiedyś znałam, nie zrobiłby czegoś takiego, ale jak widać wiele się zmieniło... – potrząsnęła głową.

– A może coś mu kazało to zrobić? – zastanawiałam się na głos. – No wiesz, jak przy zaklęciu imperiusa.

– Nie obchodzi mnie czy kazały mu to zrobić gwiazdy, czar, myśl, czy choćby ciasteczko z wróżbą. Zjebał i dla mnie nie istnieje – Alex machnęła łyżką tak gwałtownie, że rozlała nieco zupy.

Zrozumiałam, że nie chce o nim rozmawiać, więc skończyłam temat. Obie spojrzałyśmy w stronę stołu nauczycielskiego. Oczywiście jak na zawołanie oko profesora Moody’ego łypnęło w naszą stronę, a mężczyzna uśmiechnął się lekko. Był jednak w trakcie rozmowy. Wśród kompletu nauczycieli najbardziej wyróżniała się McGonagall, która wglądała teraz jak duch. Jej przeciwieństwem był profesor Snape, który emanował jakąś nieokreśloną, złowrogą mocą. Alex zarumieniła się lekko i zawstydzona opuściła wzrok na talerz. Pomyślałam, że pewnie głupio jej po tym co stało się na eliksirach.

Zerknęłam na klepsydrę, ale niestety niewiele zdobyliśmy punktów przez jeden dzień. Nie było mowy, że nadrobimy straty do końca semestru. To i szlabany było głównym tematem przy stole gryfonów. Po tym, jak wczoraj profesor McGonagall zrobiła nam pogadankę o naruszaniu zasad, poczułam się niesprawiedliwie ukarana. Jasne, byłyśmy nielegalnie poza szkołą, ale poszłam tam w dobrej wierze i wróciłyśmy szybciej niż inni. Ba, Alex była poszkodowana, a potraktowano nas tak samo jak resztę zbieraniny. Z resztą sądząc po minach i słowach pozostałych gryfonów, nie tylko ja miałam takie wrażenie, że kara była nieadekwatna do wydarzenia. Miałam ochotę pójść do profesor McGonagall i to wyprostować, ale nie chciałam się wykłócać, dopóki nie dowiem się o co dokładniej chodziło. Skoro do tej pory nie usłyszeliśmy żadnej przemowy o eliksirze, być może profesor Moody jakoś to wszystko zatuszował i głupio byłoby nagle wyskoczyć przed opiekunką z nieznanymi jej faktami. Narobiłoby to problemów zarówno nam jak i Szalonookiemu. Prawda wybieliłaby mnie i Alex, ale nie chciałam być tą, która zwala winę na innych.

Obok nas przysiedli się Harry i Ron.

– Liczyłem że poćwiczymy te zaklęcia – Harry mówił do rudzielca – ale przecież po obiedzie mamy iść wszyscy do McGonagall i znając nasze szczęście, będziemy do nocy ślęczeć nad czymś monotonnym i pracochłonnym.

– Te szlabany to jakaś porażka! – oburzył się Ron. – Powinni ci odpuścić ze względu na turniej. Sam mówiłeś, że Moody kazał ci się porządnie przygotować.

– I tak mam łatwiej dzięki zwolnieniu z egzaminów – okularnik wzruszył ramionami.

– Zazdroszczę – mruknęła Alex nieco nieobecnym głosem. – Zgłosiłabym się dla samego tego zwolnienia.

– Nawet po tym co widziałaś na pierwszym zadaniu? – zdziwił się Ron.

Alex spojrzała raz jeszcze w stronę stołu nauczycielskiego. Teraz byłam pewna na sto procent, że patrzy na Snape’a. Zmrużyła groźnie oczy.

– Tak – powiedziała, a po jej spojrzeniu każdy zrozumiał dlaczego.

– On jest gorszy niż niekończąca się biegunka po nowych cukierkach bliźniaków – powiedział cicho rudzielec.

Jego słowa sprawiły, że Alex skrzywiła się. Bardziej chyba na myśl o jego nieszczęsnym starszym bracie, niż samym porównaniu. Korzystając z krótkiej ciszy, postanowiłam szybko wrócić do tematu szlabanów i wypytać ich trochę.

– Słuchajcie... Wy byliście w sobotę do końca na imprezie? – zapytałam, spoglądając na Harrego i Rona.

– Niestety tak – westchnął Harry. – A przez większość wieczoru wydawało się, że nic się nie może spartolić. Do pewnego momentu było naprawdę super.

– Nie wiem co mnie bardziej wkurza – jęknął Ron. – To, że się posypało, czy że teraz Hermiona pyszni się, jak to dobrze było zostać w dormitorium. I tak zadają nam tyle, że nie ma kiedy podrapać się po nosie, a teraz jeszcze szlabany i Snape wyskoczył z tym testem. Ja tam nic nie napisałem!

– Dobrze wiesz, że by go nie zrobił, gdybym się nie spóźniła – mruknęła Alex. Wydawała się odpływać myślami gdzieś daleko.

– A ja myślę inaczej – Harry poprawił okulary. – Wspomniał o imprezowaniu, więc to była kara specjalnie dla Gryffindoru. Draco, widziałem, że pisał jak szalony. Może nawet ślizgoni zostali uprzedzeni?

– Tak, mógł to zrobić po złości – przyznałam. – Ale czy ktoś z was wie za co właściwie mamy te szlabany? – dopytałam, patrząc to na jednego, to na drugiego. – Myślałam, że impreza bliźniaków jest legalna. Mieli pozwolenie czy coś.

– No bo tak było – Ron podrapał się po tyle głowy. – Mieli pozwolenie... ale tylko na ileś osób. Po pierwsze przekroczyli tę liczbę, po drugie, mieli wrócić przed ciszą nocną, a zanim dotarliśmy do zamku, było grubo po północy. Snape wydawał się wiedzieć o wszystkim, bo czekał na nas razem z Filchem i odejmował punkty za każdego przechodzącego przez korytarz. Nie było jak ich ominąć ani się wycofać.

– A peleryna została w dormitorium – ponownie westchnął Harry.

– Ten wieczór to była jakaś porażka. Fred i George się pobili. No i jeszcze ta akcja, co zniknęłyście razem z Alex... – dodał Ron.

– Przecież wróciłyśmy i nic nam nie było – zdziwiłam się. – Poza tym wyraźnie mówiłam Alex, że powinnyśmy powiedzieć wam, gdzie idziemy, a nie tak znikać, ale ona nie chciała mnie słuchać...

– No i trzeba było coś powiedzieć – żachnął się rudzielec. – George strasznie się martwił i zgłosił to wtedy karczmarce. Pewnie to poszło dalej, dlatego się dowiedzieli, że też tam byłyście. Może przez to czekał na nas Snape.

– Nie chcę brzmieć jak Hermiona, ale powinnyście być mądrzejsze –skomentował Harry.

– No nie? – Ron spojrzał na niego. – Szczególnie po tym, jak kiedyś je porwali w Hogsmeade.

Harry syknął i dźgnął go łokciem, a potem pokazał na mnie znacząco samymi oczami. Ja zamarłam na moment, patrząc na nich niepewnie. Sądząc po ich reakcji, nie przesłyszałam się. Mówili o porwaniu.

Z tego co pamiętałam, porwano nas tylko raz, kiedy dostałam do rąk dziwną przesyłkę, która okazała się być świstoklikiem. Było to dawno i przy tym zdarzeniu nie było ani Harrego, ani Rona. Byłam tylko ja i Alex, a potem Szalonooki, który nas uratował. Profesor Moody wyraźnie podkreślał, żeby o tym nikomu nie mówić. A jednak... a jednak oni wiedzieli? Serce podskoczyło mi aż do gardła. Alex nie posłuchała przestrogi nauczyciela i im powiedziała? Jak dużo wiedzieli na ten temat? Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami, czując się tak, jakby mnie zdradziła. Przyjaciółka grzebała widelcem w jedzeniu i raczej dawno nie słuchała o czym rozmawiamy.

– Jak to nas porwali? – zapytałam, ale głos wiązł mi w gardle. – Alex wam powiedziała?

– Nie musiała, przecież też tam byli...aaała! – Ron jęknął, gdy Harry znów go dźgnął łokciem. Zobaczył jego spojrzenie i zająknął się. – Chodziło mi o... yyyy... – Ron skakał wzrokiem po różnych potrawach w poszukiwaniu inspiracji i wyraźnie nie wiedział co ma powiedzieć.

– Że mogli was porwać – naprostował Harry, ale widząc moją minę, nie wytrzymał. – A z resztą! Od początku nie podobało mi się, że to przed Tobą ukrywają, Klara.

– Hę? – zdziwiłam się. Patrzyłam na chłopaka zdezorientowana. Przecież nikt tego przede mną nie ukrywał, to ja ukrywałam to przed innymi!

– Chodzi o wydarzenie ze świąt – kontynuował Harry. – Wtedy co poszliśmy z Ronem nielegalnie go Hogsmeade, ukryci pod peleryną niewidką. Flint porwał was praktycznie spod nosa nauczycieli. Skoro coś takiego mogło się zdarzyć blisko Dumbledore’a, to Alex nie powinna się oddalać bez słowa, kiedy nie było w pobliżu kogoś kto mógłby mieć na nią oko. Sam nie lubię gdy nas tak pilnują, ale sama rozumiesz...

– Czekaj... co?... – wymamrotałam zagubiona. – W jakie święta? Co ty gadasz. Nikt nas nie porwał.

– Po prostu tego nie pamiętasz, bo ci zmodyfikowali pamięć – Ron powiedział konspiracyjnym szeptem i postukał palcem w czoło. – Mi też wymazali, ale Harry i tak opowiedział mi wszystko. Hermiona też wie, choć chyba nie ze wszystkimi szczegółami. My znaliśmy tylko część historii, bo nas Flint tylko ogłuszył, ale za to wy...

– Alex, to prawda? Oni sobie żartują, tak? – spojrzałam na moją przyjaciółkę, łapiąc ją za ramię.

Musiałam wyrwać ją z zamyślenia, bo mogłabym przysiąc, że jeszcze przez ułamek sekundy uśmiechała się do siebie. Szybko otrząsnęła się, a gdy doszło do niej o czym rozmawiamy, po jej minie zrozumiałam, że przyjaciele nie żartowali.



Alex była na nich zła, ale obiecała wrócić do tematu później. Po obiedzie poszłyśmy odbębnić szlaban. Aż mnie nosiło z niecierpliwości i niepewności. W końcu zostałyśmy same w pustej sali z trofeami. Przyjaciółka opowiedziała mi wszystko co wiedziała o sytuacji z wigilii z rodzicami. Wydarzenie, które pamiętałam jako spadnięcie ze schodów, było faktycznie porwaniem i gdyby Alex nie udało się uciec i zawołać o pomoc, dla mnie mogłoby się skończyć bardzo źle. To wyjaśniało dlaczego moi rodzice byli tacy przejęci sprawą. Dlaczego mój tata chciał iść z tym do gazety. A jednak słuchając tego wszystkiego nie mogłam pozbyć się wrażenia, jakby historia była zupełnie nierealna. Jakbym tylko słuchała czyjeś napisane w pośpiechu, realistyczne opowiadanie, a nie o czymś, co faktycznie miało miejsce. Czego byłam częścią. Może to przez to, że historia zupełnie nie zgadzała się z tym co zapamiętałam, a właściwie co stworzono w mojej głowie jako „prawdziwą wersję”. Wspomnienie spadnięcia ze schodów było tak żywe, jakbym doświadczyła go ledwo kilka dni temu. Alex jednak by mnie nie okłamywała, prawda? Po co miałaby zmyślać, że Flint i Macnair torturowali nas i próbowali nas zgwałcić? Że zrobili to, bo Flint musiał się wykazać? Po co Harry i Ron mieliby o tym wiedzieć?

Alex patrzyła na mnie współczująco. Nawet nie śmiałam myśleć o tym przez co przechodziła, kiedy tyle czasu nie mogła o tym ze mną porozmawiać.

– Miałaś strasznie namieszane w głowie. Dyrektor uznał, że lepiej ci będzie jeśli tego nie zapamiętasz, dlatego kazali zmienić ci wspomnienia.

– Czemu ty wszystko pamiętasz? – spojrzałam na nią po dłuższej chwili. – Czemu tobie nie wymazali pamięci?

Alex zamyśliła się i zmarszczyła brwi. Wyglądało, jakby usilnie chciała sobie przypomnieć, ale gdy była blisko, ów wspomnienie właśnie wyfrunęło jej wprost spod palców. Dotknęła swojej skroni i przytrzymała się ściany.

– Szczerze mówiąc nie wiem... – szepnęła zdezorientowana. – Może przez to, że mi się prawie nic nie stało, ale za to ty... no wiesz. Znaczy ja nie widziałam co ci było, bo nas nie wpuścili do tego pokoju, ale najpierw te tortury zaklęciem zakazanym, a potem byłaś prawie naga i...

Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie wiele strasznych i podłych rzeczy. A więc najczarniejsze scenariusze jakimi karmił mnie profesor Moody były bliżej niż sądziłam. Słuchać o tym to jedno, a pamiętać realnie, to drugie. Niewiedza była błogosławieństwem. Mimo to zaczęłam się zastanawiać, czy poradziłabym sobie pamiętając wszystko co zaszło. Zadecydowali za mnie, ale czy mieli rację?

Pucowałam jeden, już dawno czysty medal i raz za razem analizowałam wszystko w głowie, doszukując się faktów, które mogłyby usłyszaną wersję potwierdzić. Poza zachowaniem rodziców, teraz tym bardziej miało sens, że Flint zniknął i że jego pojawienie w Zakazanym Lesie wzbudziło takie zainteresowanie. Rozumiałam już, czemu Alex chciała go wtedy dopaść – miała wiele powodów by się zemścić. Rozumiałam czemu mogła sądzić, że miał coś wspólnego z Elizą. Rozumiałam czemu sądzili, że mógł coś zrobić Panu Crouch’owi. To był trochę duży zbieg okoliczności, że Flint ukrywał się w lesie w podobnym czasie, gdy zaatakowano Kruma, mnie i Croucha, a to co dowiedziałyśmy się o Elizie, mogło przecież przydarzyć się nam, gdyby nas nie uratowano. Naprawdę chciałam wierzyć, że Flint po prostu był zagubionym dzieciakiem, który z tego wyrośnie, ale wszystko wskazywało na to, że był złym człowiekiem. Że od początku to co robił, robił naumyślnie. Mogłabym się założyć, że wtedy gdy napadł Alex w szkole, wcale nie był pijany, jak to później mówili. Zrobił to z premedytacją. Uwziął się na nią, choć nie miałam pojęcia dlaczego.

– To wspomnienie które u mnie stworzyli, jest tak realistyczne, że gdybym cię nie znała, uznałabym, że mnie teraz okłamujesz – przyznałam i spojrzałam w oczy przyjaciółki. – Myślisz, że było więcej takich wydarzeń?

– Ale że co? – Alex spojrzała na mnie. – Takich jak to porwanie spod pubu?

– No na przykład – kiwnęłam głową. – Mogłyśmy nie być jedyne... ale chodzi mi ogólnie o sytuacje, że nam wymazali pamięć i nawet nie mamy o tym bladego pojęcia.

Obie wzdrygnęłyśmy się na tę myśl.



***



Byłam pełna skrajnych emocji. Jeszcze tego samego dnia po szlabanie postanowiłam, że odwiedzę profesora Moody’ego. Musiałam porozmawiać z nim o tym co się dowiedziałam. Z tego co mówiła Alex, wynikało, że też o tym wiedział, choć osobiście się nie zgadzał z wyczyszczeniem mi wspomnień. Nie mógł jednak nic zrobić, gdyż postawiono go przed faktem dokonanym. Przyjaciółka poszła za mną, choć nie wiedziałam czy z nudów, czy z czystej ciekawości, jaką wersją mnie nakarmi. Przez to wszystko nie wiedziałyśmy już, czy ona pamięta dokładne wydarzenia, czy jej też trochę nagięli wspomnienia. Jak twierdziła, gdy próbowała sobie przypomnieć moment, kiedy profesor Snape zajął się mną w skrzydle szpitalnym, a później z nią też rozmawiał, od razu zaczynała boleć ją głowa. Być może przez to, że tamten okres był bardzo emocjonalny, być może dlatego, że było to dawno, a być może dlatego, że ktoś majstrował także w jej głowie.

Stanęłyśmy pod drzwiami gabinetu. Nie byłyśmy zapowiedziane, więc profesor raczej się nas nie spodziewał. Jego mechaniczne oko musiało nas jednak zauważyć już gdy szłyśmy korytarzem, bo nie zdążyłam nawet wyciągnąć ręki, by zapukać, a od razu usłyszałyśmy ruch po drugiej stronie. Najpierw było to odsuwanie krzesła, później kroki. Drzwi otworzyły się szeroko, a profesor łypnął na nas kolejno, wyraźnie zaintrygowany tak późną wizytą.

– Profesorze, ja wszystko wiem! – powiedziałam nienaturalnie wysokim głosem. – Alex mi powiedziała!

Moody momentalnie zesztywniał, a jego mechaniczne oko wbiło się prosto w twarz Alex, prześwietlając ją na wylot. Nie czekając aż zaprosi nas do środka, przeszłam przez próg, nie mając zamiaru rozmawiać o tym na korytarzu. Moody nie zatrzymał mnie, ale też nie ruszył się ani o milimetr, wciąż ściskając klamkę szeroko otwartych drzwi. Alex stała za progiem, lekko się czerwieniąc, ale nie odwróciła wzroku. Patrzyła mu prosto w oczy, może nawet trochę wojowniczo.

– Tak? – Moody zapytał z uprzejmą ciekawością w głosie. – A co takiego Ci powiedziała twoja przyjaciółka?

– Wszystko! – powiedziałam pełna emocji, cały czas krążąc po gabinecie. Z moich ust zaczął wydobywać się słowotok. – Opowiedziała mi wszystko co się działo tego wieczora! Każdy szczegół, który sama pamięta! Na Merlina, to się przecież działo tuż pod nosem nauczycieli i uczniów. A jeszcze Alex mówiła, że było brutalnie... No i to łóżko...

Szalonooki momentalnie złapał Alex w okolicy łokcia i ignorując jej potrząsanie głową, stanowczym ruchem wciągnął ją do gabinetu, głośno zatrzaskując drzwi. Pchnął ją w głąb pomieszczenia i przytrzymał drzwi ręką, jakby w obawie, że mogą ponownie się otworzyć... Lub że ktoś przez nie ucieknie. Przez krótką chwilę stał do nas tyłem. Potarł nerwowo podbródek, postukał w niego palcami i w końcu odsunął rękę od twarzy, dyskretnie sięgając tam, gdzie trzymał różdżkę. Usłyszałyśmy cichutki szczęk zamka. Moody przesunął językiem po wardze i obrócił się, już wyprostowany.

– I co o tym myślisz, Klaro? – zapytał głosem niemal pozbawionym emocji.

– Że to było chore. – Przyznałam i usiadłam ciężko na kanapie, mierzwiąc swoje włosy. – Ale sama do końca nie wiem. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony dobrze jest wiedzieć, ale z drugiej, niewiedza to błogosławieństwo. Z resztą to się wydaje takie nierealne, jakby się nigdy nie wydarzyło...

– No cóż – westchnął Moody, jakby z rozżaleniem i mówiąc, sięgnął pod połę płaszcza, gdzie trzymał różdżkę. – Nie będę ukrywał. Nie powinnaś mieć o tym bladego pojęcia, ale chyba powinienem był to przewidzieć...

– Profesorze, jej nie chodzi o... – Alex zaczęła dawać mu jakieś znaki.

Gdy spojrzałam na przyjaciółkę, znieruchomiała i udała że poprawia rękaw koszuli. Moody zatrzymał rękę w połowie drogi. Jego mechaniczne oko przeskoczyło z Alex na mnie i z powrotem. Mężczyzna w końcu sięgnął nieco wyżej, prosto do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjął swoją buteleczkę, udając, że tego właśnie szukał.

– Rozumiem – odchrząknął. – Wiele się ostatnio dzieje. Może zaczniecie od początku? Alex, co dokładniej jej powiedziałaś? – zapytał spokojniej i potrząsnął buteleczką, jakby sprawdzał ile jeszcze mu zostało.

– No przecież ja mówię o tym jak... Zaraz? – spojrzałam na nich zdezorientowana. – Ukrywacie przede mną coś jeszcze? Profesorze?!

– Daj spokój – przyjaciółka zaśmiała się nieco nerwowo i usiadła obok mnie, przyjacielsko obejmując mnie ramieniem. – Co mielibyśmy niby ukrywać?

– Coś by się znalazło – mruknął Moody i łyknął z buteleczki. Widząc moją minę, zaraz dodał. – Chyba cię to nie dziwi Klaro, że twój nauczyciel ma jakieś swoje sprawy, prawda? Praca aurora i tak dalej. A teraz dziewczyny, do rzeczy.

– Klarze chodzi o porwanie w święta – zaczęła wyjaśniać Alex, zanim zadałam kolejne pytania. – To po którym wymazano jej pamięć. To w którym brał udział pieprzony Flint.

– Stara sprawa – mruknął Moody.

– Czyli... to wszystko prawda, tak?...

Patrzyłam na Szalonookiego oczami pełnymi nadziei. Chciałam żeby zaprzeczył. Żeby okazało się, że nigdy nic takiego nie miało miejsca, nawet jeśli idealnie pasowało do pozostałych poszlak. Niestety jego poważne spojrzenie samo w sobie było odpowiedzią.

– To prawda – potwierdził moje obawy i przeszedł się za biurko, gdzie zasiadł na krześle. Odsunął szufladę i w niej pogrzebał. – Co gorsza, obaj sprawcy uciekli, a Macnair jako pierwszy zdążył ci wymazać pamięć. Zrobił to tak szybko i brutalnie, że dyrektor kazał Snape’owi naprawić szkody.

– Moje wspomnienie jest takie prawdziwe – mruknęłam z podziwem i dotknęłam skroni.

– Widocznie Snape jest w tym bardzo dobry. – Powiedział z przekąsem. Oko Moody’ego przeskoczyło na Alex. – Długo trzymałaś język za zębami. Czemu więc teraz postanowiłaś o tym opowiedzieć naszej Klarze?

– Tak wyszło. W sumie Harry mnie do tego zmusił. – Alex wzruszyła ramionami. – Pierwszy się wygadał. Rozmawialiśmy o tych felernych urodzinach bliźniaków, po których wszyscy dostali szlabany na całe życie.

– Alex, nie na całe życie tylko do końca semestru – poprawiłam ją. – Z resztą jak sama słyszałaś, należało nam się. Przecież znów mogli nas porwać, złamaliśmy zakaz i oni wrócili później i...

– Wiecie, że to wszystko mocno naciągane, prawda? – Moody splótł przed sobą ręce, odchylił się na krześle i dla odmiany spojrzał w sufit. – Nie powinienem tego mówić na głos, ale Snape za wszelką cenę chciał was ukarać.

– Nic odkrywczego. To do niego pasuje – prychnęła Alex.

– Nas? – zdziwiłam się. – Za to, że poprosiliśmy go o pomoc w środku nocy?

– Bardziej chodziło o Pana Weasley’a. Tamtej nocy poprosiłem żeby Snape nie zgłaszał sprawy Dumbledore’owi, więc żeby wyrównać rachunki, postanowił uprzykrzyć życie wszystkim gryfonom. W końcu tego mi nie obiecywał.

– Świetnie – Alex syknęła ironicznie. – Czyli nie dość, że George otruł mnie i prawie wykorzystał, to jeszcze przez niego cierpi cały dom? Naprawdę super. Czemu w ogóle profesor go broni? Powinien być Pan po naszej stronie! – zirytowała się i aż wstała.

– Jestem po waszej stronie, ale miałem dług wdzięczności. Krótko mówiąc, gdyby nie ojciec Weasley’ów, możliwe że nie trafiłbym do tej szkoły.

Moody wyciągnął z szuflady wycinek gazety. Gestem różdżki posłał go w naszą stronę. Był to stary artykuł z proroka codziennego, w którym pisali o rzekomym ataku na dom profesora. Włamywacza nie było, a prowodyrem harmidru okazał się być tylko opętany kosz na śmieci, który szalał także na ruchomej fotografii. W gazecie wykpiwano paranoję Moody’ego. Pamiętałam ten artykuł, ale nie wierzyłam w ani jedno słowo.

– To nie powód żeby go bronić – Alex potrząsnęła głową.

– Wręcz przeciwnie. W czasach pokoju nie jestem zbyt popularny w ministerstwie i ten wybryk mógł zniweczyć moją dalsza karierę. Same rozumiecie, jestem dla nich reliktem przeszłości, o której każdy najchętniej by zapomniał. – Moody zamyślił się i oblizał. – Poza tym przysługi się oddaje. Nie zrobiłbym tego, gdybym nie uważał, że Weasley miał powody żeby się tak zachować. Dyskusyjne powody... ale nie mnie oceniać, jak zachowuje się człowiek zakochany. W każdym razie, jeśli sprawa ma się rozwiązać, Weasley sam powinien się przyznać.



***



Wróciłam do dormitorium, zostawiając Alex w gabinecie profesora Moody’ego, bo chcieli o czymś pomówić. Zbliżała się cisza nocna, więc korytarze świeciły pustkami. Zwykle o tej godzinie pokój wspólny jeszcze tętnił życiem. Tym razem jednak była tam tylko grupka uczniów i panowała dość grobowa atmosfera. Żadnych trunków, żadnych śmiechów. Wszyscy byli wycieńczeni po szlabanach i zirytowani sprawą pucharu. George roztaczał wokół siebie dość specyficzną aurę, przez którą aż strach było podejść. Postanowiłam jednak, że przekażę mu to o czym mówił profesor Moody.

Podeszłam do chłopaka. Geoege podniósł na mnie pełne nadziei spojrzenie, a gdy dostrzegł kto przed nim stoi, ponownie zmarkotniał. Wsparł głowę na łokciu i wpatrzył się w kominek.

– Przyszłaś przekazać mi jak bardzo Alex mnie nienawidzi? – zapytał smętnie. – Dawaj, jestem gotów na kolejne wiadro pomyj.

– Nie żeby ci się nie należało, ale nic z tych rzeczy – potrząsnęłam głową.

– Czyli się nie gniewa? – spojrzał na mnie ożywiony.

– Gniewa. Ja też, ale nie po to przychodzę – przewróciłam oczami. – Dowiedziałyśmy się, czemu wszyscy dostaliśmy szlabany i straciliśmy te punkty. Uznałam, że powinieneś wiedzieć.

– Przez urodziny – odpowiedział od razu. – Też mi nowość. Prawie każdy to wie, nawet McGonagall tłumaczyła.

– George, tu nie chodzi o urodziny, tylko o ciebie – złapałam się pod boki. – Moody poprosił Snape’a, żeby nie mówił nic o eliksirze, bo miał dług u twojego taty czy coś takiego. I Snape się wkurzył, bo wiesz jaki on jest. Nienawidzi gdy nie może się chełpić władzą. Znalazł więc sobie inny sposób jak nas uwalić.

– Zaraz... – Geroge poprawił się w krześle i zerknął na mnie. – Co? Moody wstawił się za mną? W sumie jeszcze mnie nie wezwali na dywanik ani nic, zastanawiałem się, czemu nic nie pisnęłyście o eliksirze...

– Uwierz, chciałyśmy. W każdym razie, to niesprawiedliwe, że przez ciebie wszyscy teraz cierpią. Przemyśl to sobie. Bo jeśli ktoś może to odkręcić, to tylko ty.

Chłopak zaczął coś mamrotać o wyrzutach sumienia i o tym, że chyba z rana pójdzie do dyrektora. Postanowiłam zakończyć na tym rozmowę i weszłam po schodach. Byłoby mi na rękę, gdyby się przyznał. Ta kara mnie irytowała, a tym bardziej teraz, gdy wiedziałam, że przydzielono nam ją tylko i wyłącznie z jego winy.

Weszłam do sypialni. Hermiona leżała na swoim łóżku, zaczytana w podręcznik do historii magii. Przebrałam się w pidżamę, usiadłam u siebie i spojrzałam w stronę mojej dawnej przyjaciółki. Zerknęła na mnie sponad lektury. Miałam ochotę zapytać ją co wie o wymazywaniu pamięci i jej odzyskiwaniu albo czy pamięta który podręcznik zawiera takie informacje, ale ostatecznie uznałam, że pewnie zrodziłoby to serię pytań. Powiedziałam tylko „dobranoc” i zaciągnęłam kotary.

Próbowałam zasnąć, ale bezskutecznie. Leżałam z zamkniętymi oczami i przewracałam się z boku na bok, na zmianę okrywając kołdrą aż po czubek nosa, potem odkrywając całkowicie. Próbowałam nie myśleć o niczym konkretnym, ale w mojej głowie wciąż wypływały różne obrazy. Sceny z pierwszego porwania i wyobrażenia o tym, jak wyglądało to, którego nie pamiętam. Widziałam pełną satysfakcji twarz Macnaira, który przecież tamtego dnia pojawił się na świątecznym obiedzie. Był tam. To był kolejny puzzel potwierdzający ich wersję. A tak bardzo chciałam, żeby nie mieli racji!

W końcu nie wytrzymałam i usiadłam. Przetarłam dłońmi twarz. Był środek nocy, ale do rana jeszcze trochę zostało. Wyjrzałam zza kotary na pozostałe łóżka. Każde z nich było zasłonięte. Gdyby Alex nie spała, porozmawiałabym z nią. Nie chciałam jednak jej budzić, też miała przecież swoje na głowie. Po namyśle westchnęłam, założyłam buty i narzuciłam na koszulę nocną pelerynę. Schowałam różdżkę w wewnętrznej kieszeni, a potem po cichu ruszyłam do wyjścia z sypialni.

Pokój wspólny był cichy i praktycznie pusty. W kominku dogasał ogień, rzucając słabe światło na wysłużone meble. Jedyną osobą w pomieszczeniu był niewielki skrzat, który po cichu dokładał drewno, by utrzymać płomień. Skrzat, a raczej skrzatka o przypominającym pomidor nosie i małym ciałku obleczonym w coś co przypominało obrus, drgnęła i obejrzała się przez ramię, zaskoczona tym, że kogoś widzi.

– Panienka nie śpi? – zapytała piskliwie. – Panienka chyba się nigdzie nie wybiera?

– Nie mogę zasnąć – przyznałam. – Nie chcę budzić innych. Pomyślałam, że może gdybym napiła się czegoś ciepłego, byłoby mi łatwiej.

– Kakao? Skrzaty będą zadowolone, że mogą Panienkę obsłużyć. Proszę za mną.

Skrzatka włożyła ostatnią szczapkę drewna do kominka i podsyciła ogień odrobiną magii. W pomieszczeniu od razu zrobiło się przytulniej. Zaraz potem obie ruszyłyśmy przez portret grubej damy i po cichu schodami na dół, aż do kuchni. Obrazy w ramach spały, a po szkole nie przewijał się żaden nauczyciel. Było aż podejrzanie cicho.

Skrzatka dotknęła gruszki na obrazie prowadzącym do kuchni i przejście stanęło przed nami otworem. Pomieszczenie nie zmieniło się od czasu gdy byłam tu po raz ostatni. Nadal na środku stały długie, przypominające te z Wielkiej Sali stoły, przy jednej ścianie było mnóstwo palenisk, kuchenek i piecyków, przy drugiej blaty, na których przygotowywano składniki. Po kuchni krzątało się tylko kilka skrzatów, ale uwijały się w pośpiechu. Zauważyłam też ją... Czarne, obcięte nieco poniżej brody włosy, jasna skóra i szata z zielonymi elementami. Pansy Parkinson. Ślizgonka stała trzymając się pod boki i niczym dowódca armii dyrygowała skrzatami, wymieniając kolejne potrawy jakie powinny dla niej zrobić. Przed dziewczyną leżało już kilka pakunków. Kupka ciągle rosła.

Skrzywiłam się i chciałam cofnąć na korytarz, ale skrzatka pociągnęła mnie za dłoń w głąb kuchni.

– Szybciej, nie mam całej nocy! – warczała Pansy. – To powinno być dawno przygotowane. Mówiłam, że potrzebuje tego regularnie. Dlaczego za każdym razem robicie taki problem?

– A co dla Panienki? – zapytał mały, krępy skrzat, podbiegając do mnie z taką miną, jakby za wszelką cenę chciał obsłużyć kogoś kto nie nazywa się Parkinson. – Coś na słodko? Na zimno?

– Poproszę kakao – powiedziałam cicho i usiadłam na stołku.

Pansy obróciła się gwałtownie i obcięła mnie wzrokiem z góry na dół. W przeciwieństwie do mnie, była całkowicie ubrana. Próbowała zasłonić sobą pakunki, ale i tak już widziałam wszystko.

– Czego tu, Amber? Zamierzasz sobie dorobić w kuchni, skoro wasz dom tak zszedł na psy?

– Za to nie dostaje się punktów – odpowiedziałam, próbując nie zwracać na nią uwagi.

– Czyli węszysz?

– Nie węszę. Daj mi spokój.

Przekręciłam się na stołku, by być tyłem do niej. Skrzat podał mi parujące kakao i zaczęłam w nie dmuchać, by trochę je oziębić. Zauważyłam, że potrawy szykowane dla ślizgonki, to nie były jakieś słodycze na pocieszenie czy przekąski, ale pełnoprawne dania. Słodkie bułeczki, mięso zapiekane w cieście, kiełbaski, tłuczone ziemniaki. Obróciłam się lekko i kątem oka obserwowałam, jak Pansy zmniejsza kolejno pakunki i pospiesznie chowa do wewnętrznej kieszeni szaty.

– W sumie po co ci tyle tego? Nie najadłaś się na kolacji? – zdziwiłam się.

– Nie twój interes, Amber.

– Może jednak mój. Zamierzasz uciec ze szkoły? To przecież wygląda jak wałówka na wiele dni! No chyba że zamieszkasz to komuś przekazać.

– To, że Weasley podkrada ze szkoły jedzenie żeby wykarmić swoich zwariowanych starych, to nie znaczy, że każdy kto tu przychodzi, robi to samo – prychnęła i pospiesznie ruszyła do wyjścia. Przystanęła jeszcze w progu, żeby rzucić: – Pilnuj swojego nosa, bo ktoś ci go może rozwalić.

Przewróciłam oczami i dopiłam kakao do końca, a potem wróciłam do łóżka. Faktycznie podziałało. Sen przyszedł dość szybko.



***



Z samego rana ruszyłyśmy z Alex na śniadanie. Opowiedziałam jej po drodze o tym, co zobaczyłam w kuchni.

– Na pewno komuś to niesie, tylko komu? – zastanawiała się przyjaciółka.

– A co jeśli chodzi o Flinta? Oni kiedyś trzymali się razem. Może mu pomaga.

– Nie byłaby taka głupia – mruknęła Alex. – Chyba nie byłaby... Kurwa. Mówiłaś że co, że bierze to regularnie, tak? Harry też podrzucał jedzenie Syriuszowi. Gdyby to okazało się prawdą... – zacisnęła pięści.

– Może powiedzmy dyrektorowi o naszych podejrzeniach? – zasugerowałam. –Szukają Flinta, to mogą to sprawdzić.

– To nawet nie poszlaka. Powinnyśmy same sprawdzić gdzie ona z tym chodzi. Bezsensu zawracać mu głowę, jeśli nie wiemy czy ma to związek z Flintem, czy nie. Lepiej by było gdyby...

Alex urwała, bo na naszej drodze zobaczyła Samuela. Chłopak trzymał się przy ścianie, ale gdy tylko mnie zobaczył, stanął bardziej na środku, żebym go przypadkiem nie przeoczyła. Palce zaciskał na pasku torby. Patrzył prosto na mnie. Alex zerknęła w moją stronę, a ja westchnęłam. Powiedziała, że dokończymy rozmowę później i ruszyła do Wielkiej Sali, wymijając ślizgona. Zostaliśmy z Samuelem sami. Uśmiechnął się i chciał mnie pocałować na przywitanie, ale skrzyżowałam przed sobą ręce i ostentacyjnie spojrzałam w bok. Nie zamierzałam odzywać się jako pierwsza. Chłopak wyprostował się i zmarszczył brwi.

– Zamierzasz mnie unikać? – zapytał.

– To chyba jasne – prychnęłam.

– Dla mnie nie do końca. Mówiłem ci, że nie zrobiłem nic złego.

– Zrobiłeś – spojrzałam na niego oburzona. – Gdyby nie ty, nie miałby tego eliksiru.

– Mylisz się. Gdyby nie ja, użyłby go w normalnej formie. George dał mi oryginalny eliksir, a ja go podrasowałem. Alex powinna pamiętać wszystko co się działo. No może poza tym, kiedy przesadził z ilością...

– I to ma cie usprawiedliwić? –uniosłam brwi.

– Nie usprawiedliwiam się, bo nie mam po co. Mówiłem już, ja tworzę, a to jak to wykorzystają, to już nie moja sprawa.

– Czyli truciznę też byś komuś zrobił... – potrząsnęłam głową.

– Tak samo jak antidotum. Często bez jednego nie ma drugiego.

– Dobra, wybacz ale nie chce mi się z tobą kłócić. I tak tylko się powtarzasz.

Westchnęłam zmęczona. Próbowałam go wyminąć, ale ponownie stanął na mojej drodze. Rozłożył lekko ręce w zapraszającym geście.

– Klara – powiedział spokojnie. – Mogłem udawać że nie mam z tym nic wspólnego, ale nie zrobiłem tego. Nie tylko nie okłamałem cię, ale i pomogłem ci. To już nic nie znaczy?

– Nie, bo tamto było niemoralne, a złe czyny kasują te dobre.

– Większość mikstur to miecz obosieczny – tłumaczył dalej z takim przejęciem, jakby miał dawno wyrobione o tym zdanie. – Weźmy na to miksturę zapomnienia. Coś co może dla jednego być błogosławieństwem, dla kogoś innego posłuży za środek do tortur. Będzie na przykład poił ofiarę i za każdym razem znęcał się nad nią psychicznie, gdy ta czuje się zagubiona. Albo mikstura prawdy. Używa się jej do wyciągania zeznań, ale co za problem torturować tym kogoś, zmuszając do zawstydzających wyznań, których nie chciałby składać? Wszystko można wykorzystać w zły sposób, ale to nie twórca jest temu winny.

Wpatrzyłam się w posadzkę, słuchając jego przykładów. Im więcej ich dawał, tym bardziej rozumiałam, że przecież ma rację. Nawet na mugolskich tabletkach przeciwbólowych jest ostrzeżenie o nieprzekraczaniu dawki, bo wtedy lek stanie się trucizną. Praktycznie wszystko można było tak użyć. Co prawda ciężko mi było wyobrazić sobie co dobrego mógł zrobić eliksir miłosny, ale Samuel nie wyglądał na kogoś, kto perfidnie robi innym krzywdę. Z resztą od początku był taki... nieco inny niż wszyscy. Trochę odklejony od rzeczywistości. Najwidoczniej miał też zupełnie inny zestaw zasad moralnych niż ja. Czy powinnam go za to karać? Może po prostu potrzebował kompasa moralnego? Właściwie jeśli się od niego odetnę, nie będę mogła zainterweniować, gdyby znowu doszło do takiej sytuacji. A mogło dojść. Jeśli będą współpracować dalej, to szalone pomysły bliźniaków w połączeniu z talentem Samuela, zrodzą nam naprawdę dziwne specyfiki.

Po długim namyśle, podniosłam wzrok na chłopaka i opuściłam ręce. Zamilkł.

– Przebaczę Ci, jeśli obiecasz, że jeśli George będzie coś szykował na Alex, powiesz mi o tym.

– Zgoda – odpowiedział bez zawahania.

Przytuliłam go mocno. Chwilę tak staliśmy, a on pieszczotliwie pogłaskał mnie po włosach. Czułam się tak, jakby jakiś ciężar spadł mi z serca. Nie chciałam się złościć na Samuela. Naprawdę bardzo go lubiłam i to całe unikanie nie było dla mnie przyjemnie, choć wiedziałam, że było konieczne. Żałowałam, że nadal nie przeprosił, ale widocznie tyle musiało mi wystarczyć. Nadstawiłam twarz, by dać mu całusa. Zaraz po nim, Samuel rozluźnił uścisk i zapytał z miną, jakby właśnie mu się przypomniało.

– Słuchaj... Skoro już się nie gniewasz, pogadamy o twojej propozycji z bezdenną torbą?

– Och... Jasne, ale miałeś sobie kupić swoją – zauważyłam.

– Tak, ale mój ojciec nie może jej nigdzie znaleźć, a jeśli to co słyszałem jest prawdą, Snape będzie wkrótce trzepał wszystkie pomieszczenia i dormitoria. Wolałbym żeby nie znalazł u mnie mikstur. Rodziłoby to niepotrzebne pytania.

– Chcesz mi powiedzieć, że masz tam coś nielegalnego?

– Dyskusyjnego moralnie – uśmiechnął się uprzejmie.

Zgodziłam się pożyczyć mu torbę, musiałam tylko przepakować rzeczy do mojej starej i na jakiś czas pożegnać się z prezentem od profesora Moody’ego. Nie martwiłam się, bo nie sądziłam, żeby Samuel mógł ją zniszczyć. Uznałam, że szybko zjem śniadanie i dam mu tę torbę.

Wspólnie weszliśmy do Wielkiej Sali i każdy z nas usiadł przy swoim stole. Krótko za nami wszedł George. Gdy tylko się pojawił, salę wypełniły głośne szepty i rzucane ukradkowe spojrzenia. Wszyscy zdawali się o nim mówić. Bliźniak wziął głęboki wdech, zacisnął pięści i trochę niepewnie, ruszył w stronę stołu nauczycielskiego, ale akurat w tym momencie przez okna wleciały setki sów, roznoszących pocztę. Ku mojemu zdziwieniu, tuż przede mną wylądowała sowa z niedużym liścikiem zaadresowanym odręcznie. Rozpoznałam w nim pismo mojej mamy. Szybko rozerwałam kopertę i zaczęłam czytać. List był zdawkowy, ale wystarczający. Napisała, że wszystko z nią w porządku, nic jej nie jest i zatrzymała się na jakiś czas u ciotki. Napisała też, że wkrótce odwiedzi mnie w szkole i wszystko wyjaśni w cztery oczy. Raz za razem przebiegałam wzrokiem po tekście, aż moją uwagę zwrócił głośny śmiech uczniów. Podniosłam wzrok i zauważyłam, że w gąszczu sów i listów, był też stary puchacz Weasleyów, który z trudem wylądował u stóp George’a. Ptak wypuścił z rąk znajomą, czerwoną kopertę, która powoli zaczynała dymić. To był wyjec.










9 komentarzy:

  1. "Snape zamknął drzwi, splótł ręce za plecami i powoli okrążył Alex, świdrując ją wzrokiem, jakby odhaczał na długiej liście każdy niepasujący element. Włosy, ubranie, spóźnienie, zaspana mina. W ułamku sekundy jego spojrzenie się zmieniło. Teraz patrzył na nią niczym drapieżnik na zwierzynę w potrzasku." - kwintesencja Snape'a, szczególnie to z odhaczaniem z listy 😁💖 "Nie pytałem jak się czujesz – Mistrz Eliksirów powiedział oschle i momentalnie ruszył za biurko. Sięgnął do szuflady, gdzie na moment zawiesił wzrok na swoim kaczym piórze ze srebrną stalówką. Po chwili drgnął, odepchnął je na bok" - a to to już ubodło mnie w samo serducho 😔
    Jestem tak cholernie ciekawa, jak teraz zmieni się relacja Alex i Moody'ego, jak będą się wobec siebie zachowywać, dokąd to dalej pójdzie. A Klara, jak zawsze, złota dziewczyna pełna empatii, szybko odpuściła winy Samuelowi :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo starałam się przy opisywaniu Snape'a, więc cieszę się, że doceniasz te fragmenty XD Początek z Moody'm myślę że też mi wyszedł.

      ~Klara

      Usuń
  2. Czy dziś będzie następna notka? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy dziś będzie następna notka? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy dziś będzie następna notka? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy dziś będzie następna notka? ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Najprawdopodobniej w środę albo w czwartek. Nie wcześniej. Xddd

    OdpowiedzUsuń