czwartek, 5 listopada 2020

110. Walka z samym sobą

Obudziłam się rano z potężnym kacem moralnym. Dobrze wiedziałam, co zaszło w nocy i kto leży po drugiej stronie materaca, ale bałam się wykonać jakikolwiek ruch. Podciągnęłam tylko koc pod szyję i leżąc odwrócona tyłem do mężczyzny, wpatrywałam się tępo w ścianę.

Nagle usłyszałam jak Moody powoli się budzi. Materac pod nim lekko się ugiął i mężczyzna podparł się na łokciu, nachylając nade mną. Bez słowa odsunął odrobinę koc i moje ramię, a następnie zaczął je delikatnie całować. Ponownie poczułam dreszcze na całym ciele, chociaż tak bardzo pragnęłam zdusić w sobie to błogie uczucie.

- Dzień dobry, królewno – mruknął cicho, obracając mnie na plecy. Spojrzałam mu niepewnie w oczy, nie wiedząc co powiedzieć i jak się zachować. – Jak się czujesz, Alex?

- Która…która godzina, profesorze? – Zapytałam, przełykając cicho ślinę.

- Mamy jeszcze czas do śniadania – odparł, próbując całkowicie obsunąć koc ze mnie, ale trzymałam go mocno, nie dając ruszyć. Moody zmarszczył brwi, odsuwając rękę. – Nie masz się czego wstydzić, ale skoro nie chcesz, to poradzę sobie po omacku.

Dłoń profesora wsunęła się pod materiał nakrycia i dotknęła moich ud. Ponownie przeszedł mnie dreszcz. Przymknęłam na moment oczy, wzdychając cicho. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, po czym wsunął jeden palec do mojej kobiecości. Zaczęłam się wiercić niespokojnie, robiąc się powoli mokra.

- Nie walcz z tym, królewno – zalecił spokojnie Moody, muskając delikatnie moje odsłonięte ramię. Poruszał przy tym miarowo dłonią, a kciukiem pocierał łechtaczkę.

Zaczęłam cicho jęczeć, nie mogąc już udawać, że nie było mi przyjemnie. Rozsunęłam szerzej nogi i pozwoliłam dołożyć mu kolejny palec.

- Właśnie tak, Alex…

Moody stymulował mnie przez jakiś czas, co chwilę wsuwając i wysuwając palce, a także bawiąc się moim najczulszym punktem. Powoli zalewała mnie fala zbliżającego się orgazmu. Ścisnęłam z całych sił prześcieradło i uniosłam bezwiednie biodra, dając się ponieść chwili niesamowitej przyjemności.

Orgazm był na tyle silny, że opadłam z powrotem na łóżko, nie mogąc się ruszyć ani złapać oddechu. Moody przypatrywał się skupiony mojej twarzy, co chwilę przejeżdżając językiem po ustach.

- Musimy zbierać się powoli na śniadanie – stwierdził po chwili, podnosząc się do siadu. Sięgnął po swoją piersiówkę, biorąc solidnego łyka, a następnie wstał i udał się do łazienki. Usłyszałam szum wody.

Leżałam przez chwilę na plecach, nie wiedząc co dalej począć. Byłam rozdarta. Przecież nie czułam niczego do Moody’ego, więc dlaczego dałam się ponieść wczorajszym emocjom i wskoczyłam mu do łóżka?! Nie byłam wtedy na tyle pijana, by zrobić to nieświadomie. On też do niczego mnie nie przymuszał.

Podniosłam się do siadu, przecierając twarz rękoma. Czułam się tak cholernie zmęczona tym wszystkim, że ledwo dawałam radę. Gdyby nie to, że moje ubrania znajdowały się w łazience, zapewne szybko bym się ubrała i uciekła z gabinetu profesora bez słowa.

Rozejrzałam się na około siebie i sięgnęłam dłonią po spodenki od piżamy, które leżały zwinięte obok. Założyłam je szybko na siebie i wstałam. Raz jeszcze rozglądnęłam się po sypialni, obracając przodem do łóżka. Przełknęłam cicho ślinę, przypominając sobie to, co w nim robiliśmy. Od razu zalała mnie fala wstydu.

Nagle usłyszałam stłumione wrzaski, które dochodziły z olbrzymiej skrzyni, która stała w rogu pomieszczenia. Już raz ją widziałam, kiedy ostatnim razem znajdowałam się w sypialni Moody’ego. Wtedy również wydawała z siebie dziwne odgłosy. Zdziwiona i zaintrygowana podeszłam bliżej, kładąc dłoń na zdobionym wieku. Nawet gdybym chciała, to nie miałam możliwości jej otworzenia, ponieważ owinięta była w wiele łańcuchów, a każdy z nich zakończony był kłódką. W dodatku wyczuwałam rzucone na nią potężne zaklęcia, od których emanowała taka energia, że aż stawały mi wszystkie włoski na karku. Postanowiłam jednak się nie poddawać i zapukałam głośno w klapę. Skrzynia nagle zatrzęsła się mocno, a ja ponownie usłyszałam krzyki dochodzące ze środka.

- Halo? Jest tam ktoś? – Zawołałam.

- Alex, co robisz? – Zapytał nagle Moody, wychodząc z łazienki.

Odskoczyłam jak oparzona od skrzyni i z przestrachem spoglądałam na profesora. Mężczyzna zmrużył podejrzliwie zdrowe oko i również spojrzał na skrzynię, która w dalszym ciągu wydawała z siebie podejrzane dźwięki. Jednym machnięciem różdżki uciszył przedmiot.

- Tam coś krzyczało w środku – powiedziałam niepewnie.

- To jest Bogin – odparł spokojnie Moody, obracając różdżkę między palcami. Próbował nawet do mnie podejść, ale odsunęłam się. – Alex? Co się dzieje? Nie myślisz chyba, że trzymam tam człowieka, co?

- Nie, ale… Bogin? – Zdziwiłam się. – Ale to nie brzmiało jak…

- A jak twoim zdaniem powinien brzmieć Bogin? – Moody uśmiechnął się w końcu, zmniejszając dystans między nami. Przyłożył lewą dłoń do mojego policzka i pogłaskał go pieszczotliwie. – Jeżeli chcesz, mogę ci go pokazać, ale ten okaz jest wyjątkowo niebezpieczny. Chyba nie chcesz, żeby przemienił się w coś, co powoduje w tobie najsilniejszy lęk?

Mój umysł wyobraził sobie martwego Severusa na środku sypialni Moody’ego i szybko odgoniłam od siebie te myśli, kręcąc głową.

- No właśnie – sapnął. Jego dłoń z policzka przeniosła się na ramię, masując je lekko. – Odświeżyłem twoje ubrania, możesz iść się przebrać.

Zrobiłam, o co mnie poprosił. Nie chciałam również spóźnić się na śniadanie, a dłuższe stanie przed nim w przykrótkiej piżamie, także nie było komfortowe.

Gdy wyszłam z łazienki, profesor stał już całkowicie ubrany i właśnie zakładał na siebie swój ciężki płaszcz.

- Możemy iść, profesorze? – Ponagliłam go uprzejmie.  

- Oczywiście, ale wyjdę pierwszy i sprawdzę korytarz, czy nikt się po nim nie kręci. Rozumiesz, prawda?

- Tak.

Moody już chciał wyjść z pomieszczenia, ale jeszcze zatrzymał się na moment, mierząc mnie czujnym spojrzeniem.

- Alex… - odchrząknął – nie muszę ci chyba przypominać o dyskrecji, prawda?

Zmieszałam się lekko. Oczywiście, że nie musiał, ale również nie potrzebowałam ciągłego przypominania o tym, co miało miejsce w nocy. Już i tak byłam mocno zażenowana całą sytuacją. W dodatku ten poranek... Dlaczego nie powiedziałam "stop"?! Dlaczego nie zrobiłam niczego, żeby przestał mnie dotykać?! I dlaczego to było tak kurewsko przyjemne?!

- Nie musi pan – mruknęłam cicho. Moody pokiwał zadowolony głową.

W drodze do Wielkiej Sali nie odzywaliśmy się do siebie, ale ręka nauczyciela głaskała delikatnie moje ramię, by następnie przenieść się na plecy. Jego oko dokładnie sprawdzało okolicę w poszukiwaniu innych osób, ale większość siedziała już dawno na śniadaniu, dlatego mógł pozwolić sobie na więcej niż przeważnie.

- Wejdź pierwsza – zalecił, wskazując laską na drzwi do kolejnego pomieszczenia. Ruszyłam więc do przodu, cały czas czując na sobie jego wzrok.



***

Cały dzień nie miałam humoru i chodziłam jak struta. Wypominałam sobie to, do czego doszło między mną a Moodym. Co chwilę również zerkałam w stronę Severusa, ale mężczyzna zapomniał już o moim istnieniu. Nawet nie spoglądał w moją stronę, więc tym większe było moje zdziwienie, gdy się okazało, że zwalnia mnie z szlabanu na Quiddich. Mogłam odebrać swoją miotłę u Filcha i wyjść polatać, co też od razu zrobiłam.

Gdy tylko weszłam na boisko, wzbiłam się w powietrze, robiąc okrążenia na około pętli do wrzucania kafli. To uczucie zimnego powietrza na twarzy i trzymanie trzonu miotły, wyzwalało we mnie same pozytywne uczucia. W końcu pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się szczęśliwa. Wszystkie swoje smutki i żale zostawiłam na dole, gdzie siedziała Klara, przyglądając mi się z uśmiechem. Ona również wiedziała, czym była dla mnie ta gra i latanie na miotle. Zapewne poczuła ulgę, że na chwilę przestałam się zadręczać i zamartwiać.

W połowie mojego latania, na boisko przyszła cała drużyna Gryffindoru. Zaproponowali mi rozegranie meczu, co jeszcze bardziej mnie uszczęśliwiło. Nie czekając na nich, chwyciłam swój kij pałkarza i na nowo wzbiłam się w powietrze. Po chwili dołączyli do mnie pozostali. Harry podrzucił w górę tłuczki i kafle. Zaczęliśmy ostro trenować.

George, który grał na tej samej pozycji, co ja, ciągle podlatywał do mnie i zagadywał. Jeszcze nie miałam okazji podziękowania mu za odprowadzenie mnie do pokoju wspólnego, kiedy Klara znalazła mnie (prawie) nieprzytomną na korytarzu. Fred i Angelina byli Ścigającymi. Podawali sobie kafle, próbując przerzucić je przez obręcz, której aktualnie pilnował Ron, ponieważ główny Obrońca naszej drużyny nie mógł do nas dołączyć. Harry, nie chcąc bawić się w latanie za zniczem, nadzorował całą grę, instruując nas, jak mamy się ustawiać, jak odbijać tłuczki oraz, jakie manewry stosować, aby przypadkiem nie dostać tymi piłkami w głowę.

Pomimo tego, że był to trening, wszyscy świetnie się bawili do momentu, aż w powietrze wystrzeliło kilka czerwonych iskier. Spojrzeliśmy w stronę trybun, gdzie obok Klary stał profesor Moody, próbując zwrócić swoją uwagę na nas.

- A ten czego chce? – Warknął podirytowany George, przeczesując mokre od potu włosy. Rozpiął przy okazji kurtkę, ponieważ cały się zgrzał od ciągłych manewrów miotłą i machania pałką.

- Przecież nie ma jeszcze ciszy nocnej – jęknął Ron, podlatując do nas.

- Sprawdzę, o co mu chodzi – powiedział w końcu Harry, zniżając lot.

Przez chwilę porozmawiał on z profesorem, a następnie ponownie do nas podleciał, oznajmiając, że Moody chciały zamienić kilka słów ze mną.

- Powiedz mu, że masz zniesiony szlaban! – Krzyknął niepocieszony Ron, kiedy podlatywałam do nauczyciela.

Rudzielce zaczęli wymieniać między sobą ostre słowa w powietrzu, a ja zeszłam grzecznie z miotły, stając blisko swojej przyjaciółki. Jak się okazało, nauczyciel chciał, żebym odwiedziła go w gabinecie pod pretekstem dodatkowych zajęć z samoobrony.

- Może być jeszcze później – powiedział Moody, nie dając za wygraną. – Po prostu przyjdź do mnie dzisiaj.

- Nie wiem ile mi zejdzie. Przepraszam! – Odparłam i szybko wzbiłam się w górę, wracając do swoich przyjaciół. Wznowiliśmy treningi. Zerknęłam raz jeszcze w dół w momencie, kiedy Klara machała mi na odchodne i wracała do zamku z nauczycielem. Patrzyłam na nich przez chwilę w skupieniu. Prawie dostałam tłuczkiem w głowę, ale w ostatniej chwili podleciał George i odbił piłkę z całych sił na drugą stronę boiska.

- Uważaj! – Zdenerwował się. – Przecież to mogło cię zabić! Co ci jest?

- Nic – mruknęłam w odpowiedzi, otrząsając się z głupich myśli. – Możemy wracać do gry – dodałam zdeterminowanym głosem, przekładając pałkę z lewej ręki do prawej.

Lataliśmy jeszcze tak przez godzinę, próbując nowych taktyk. Dla mnie wszystko wydawało się jakby było nowe. Nie brałam udziału w treningach od pół roku, więc nawet najłatwiejsze manewry były czymś świeżym. W końcu musieliśmy jednak zejść z mioteł i wrócić do zamku. Przez moment wszyscy byliśmy zżyci jak jedna wielka rodzina. Nawet Fred czy Angelina nie próbowali dążyć do kłótni ze mną, a ja przez ten cały czas ani na chwilę nie myślałam o Severusie. Dopóty, dopóki nie pojawił się na korytarzu.

- Co to za nocne eskapady? – Spytał ponuro, mierząc nas wzrokiem.

- Mieliśmy krótki trening Quiddicha, sir – odparł za wszystkich Harry, pokazując na nasze miotły.

- O tej porze? – Prychnął mężczyzna. – Zdajecie sobie sprawę, która jest godzina?

- Jeszcze nie ma ciszy nocnej – odparł butnie George.

- Odejmuję każdemu z was po 5 punktów – powiedział nagle Snape, nie przejmując się rudzielcem. – Następnym razem radzę przemyśleć godziny swoich treningów i uzgodnić je z opiekunem domu, a teraz jazda do łóżek.

Nauczyciel oddalił się korytarzem, a chłopcy zaczęli złorzeczyć na niego za wszystkie czasy.

- Zupełnie go nie rozumiem! – Warknął Ron. – Najpierw zwalnia cię z szlabanu, a potem zabrania latać.

- Może godzina rzeczywiście nie była odpowiednia – mruknęłam, czując jak moje dobre samopoczucie ulatnia się ze mnie powoli. Ruszyliśmy w stronę wieży do Gryffindoru, ale ja co chwilę obracałam się za siebie, próbując objąć wzrokiem mężczyznę. – Wiecie co? Ja muszę powiedzieć o tej miotle Lucjanowi.

- O tej porze?! – Zdziwili się wszyscy.

- To nie jest dobry pomysł, Alex – zaniepokoił się George.

- On ma rację – zawtórował mu Harry. – Chcesz ponownie stracić miotłę? Snape ci nie daruje tym razem.

- Nawet nie będzie wiedział, że zeszłam do lochów – prychnęłam, wyłamując się z grupy. – Niedługo wrócę do was, to jeszcze posiedzimy w pokoju wspólnym, obiecuję!

Nie czekając na ich odpowiedź, ruszyłam w stronę, w którą poszedł Severus. Miałam nadzieję, że jeszcze go złapię, zanim wejdzie do swojego gabinetu. Na szczęście, nauczyciel nie spieszył się zbytnio i udało mi się go dogonić jeszcze przed wejściem do lochów.

- Severusie, poczekaj! – Zawołałam za nim i zrównałam z nim krok. Snape obrócił na moment głowę, ale ani myślał się zatrzymywać.

- Śledzisz mnie, Lamberd? – Warknął, idąc dalej przed siebie.

- Chciałam podziękować za Quiddich. Zatrzymaj się, proszę!

Snape przystanął. Wyminęłam go więc i stanęłam z nim twarzą w twarz.

- To bardzo miłe z twojej strony. Ja… naprawdę ci dziękuję – uśmiechnęłam się do niego. Snape nawet nie mrugnął, a jego twarz wyglądała jak kamienny odlew.

- Mam nadzieję, że następnym razem, jak będziesz chciała powrzeszczeć sobie pod moim gabinetem albo leżeć na podłodze pod drzwiami, przemyślisz to dwa razy i pójdziesz jednak na to cholerne boisko.

- Czyli jednak słyszałeś? – Zrobiłam skwaszoną minę. – Dlaczego nie otworzyłeś? Ja przez ciebie… - urwałam w połowie zdania, nie chcąc powiedzieć za dużo.

- Oddałem ci miotłę, żebyś dała mi święty spokój i zajęła się czymś, co podobno lubisz. Następnym razem, jak dojdzie do podobnej sytuacji, jak ta z przedwczoraj, uwierz Lamberd, że nie będę już taki wspaniałomyślny. Moja pobłażliwość w stosunku do ciebie jest na wyczerpaniu, dlatego radzę ci się nad tym zastanowić.

- Ale ja nie chcę, żeby to oznaczało nasz koniec! – Spanikowałam. – Ja nie potrzebuję tego wszystkiego, jeżeli mam cię już nigdy nie dotk…

- Na Boga, Lamberd! – Warknął podirytowany, kręcąc głową i chwycił się palcami za nasadę nosa. – Gdybym tylko wiedział, że tak będziesz za mną chodzić, nigdy bym tego nie zaczynał.

Po tych słowach na moment zapomniałam jak się oddycha. Poczułam jak coś ostrego wbija się w moje serce i próbuje je rozerwać boleśnie na milion części. Niemal czułam podskórnie, jak rozrywa mi klatkę piersiową. Zamrugałam kilkakrotnie, czując pieczenie pod powiekami.

- Nie mów tak – szepnęłam, łamiącym się głosem, próbując złapać oddech. 

- Zejdź mi z oczu – dodał i ponownie ruszył w stronę lochów.

Wróciłam podłamana do pokoju wspólnego, gdzie czekali na mnie moi przyjaciele. Wszyscy siedzieli na około szklanego stolika, na którym porozstawiane były butelki z piwami.

- I co? – Zagadnął od razu Ron. – Udało się bez komplikacji?

- Sama nie wiem – odparłam, pocierając policzek. Podeszłam do Gryfonów, rzuciłam miotłę na wolne miejsce i usiadłam pomiędzy Harrym, a młodszym rudzielcem.

- Ale widziałaś się z Bole’em, czy nie? – Dopytywał Ron.

- Tak, widziałam. Dobra, nieważne. Pijemy?

Nie czekając na odpowiedź znajomych, chwyciłam do ręki butelkę, oderwałam kapsel i na raz wypiłam pół piwa.

- Ej, spokojnie! – Zaśmiał się Harry. – Pamiętaj, że jutro są zajęcia.

- Mam wywalone w to – mruknęłam i ponownie upiłam łyka.

Przyjaciele spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Zapewne zastanawiali się, czy w dalszym ciągu muszą mnie pilnować przed zrobieniem czegoś głupiego.

- Dość często pijesz – zauważył George.

- A my to niby nie? – Prychnął Fred, otwierając piwo dla siebie i Angeliny.

- Czy ty mnie właśnie bronisz? – Zdziwiłam się, rozszerzając z niedowierzania oczy. Fred wzruszył tylko ramionami, upijając trochę alkoholu.

- Może wydoroślałem? – Prychnął. – Nie będę ciągle stawał murem za bratem. Musi sam sobie radzić z dziewczynami.

- Dobra, weź skończ! – Zdenerwował się George, pokazując rudzielcowi środkowy palec.

- A jak tam wasz biznes z tym całym Pyritesem? – Zagadnął po chwili Harry, chcąc zmienić temat. – Jeżeli będziecie potrzebować kasy, ja chętnie wam pożyczę.

- Dzięki, stary, ale mama urwałaby nam głowy, że pożyczamy od ciebie pieniądze – stwierdził Fred, przytulając Angelinę, która cały czas była milcząca i tylko łypała dziwnie w moją stronę.

- A co w tym złego? Przecież kiedyś byście mi oddali. Wierzę w wasz potencjał i na pewno uda wam się otworzyć sklep z różnymi gadżetami do wygłupów.

- Nie wyskakuj tak daleko w przyszłość. – George przewrócił oczami. – Na razie dobrze nam idzie z Samuelem. Będzie produkował dla nas wszystko, o co go poprosimy.

- Ufacie mu? – Zagadnęłam.

- Ślizgonom się nie ufa. Pierwsza, podstawowa zasada! – Przyznał Fred, kiwając głową. – Ale jest on jedyną ogarniętą osobą w tej szkole, która może nam pomóc w tej dziedzinie. Sam przecież stworzył ciastka, które są hitem.

- Na pewno wśród Krukonów znalazłaby się równie inteligentna i dobra z eliksirów osoba – stwierdziłam. – Osobiście uważam, że to rodzeństwo jest popieprzone. A w szczególności Sabrina.

- A co? – Zachichotała nagle Angelina. – Obawiasz się, że teraz to ona będzie numerem jeden w szkole, a nie ty?

- A kiedykolwiek byłam? – Prychnęłam głośno, nie dowierzając w głupoty, jakie mówiła Gryfonka. George spojrzał mimowolnie na brata, ale zaraz szybko odwrócili głowy.

- A co? Ta Sabrina ci coś zrobiła? – Zapytał nagle Ron, szturchając mnie ramieniem.

- Wtrąca się, chce wiedzieć wszystko i nie tylko o mnie. Jest podejrzana. W dodatku Klara…

Nie dokończyłam swojej myśli, ponieważ do pokoju weszła wyżej wspomniana dziewczyna. Wszyscy obrócili głowy w jej stronę, Harry pomachał dziewczynie, a George zrobił koło siebie więcej miejsca, żeby Klara mogła usiąść.

Dziewczyna przysiadła się w końcu, marszcząc lekko brwi. Fred zaproponował jej piwo, ale pokręciła stanowczo głową.

- Jak było u Moody’ego? – zapytałam, wpatrując się w nią uważnie.

- Ok.

- Pytał o mnie? Chyba go wkurzyłam, co?

- Nic nie mówił – odparła beznamiętnym tonem.

- To dobrze – mruknęłam i pociągnęłam kolejnego łyka.

Klara wpatrywała się przez chwilę w kominek, następnie zrobiła gest, jakby odganiała od siebie natrętne myśli, wstała i bez słowa ruszyła do sypialni. Odprowadziliśmy ją wzrokiem zdziwieni jej zachowaniem.

- A tej co? – Ron postukał się palcem po głowie. – Oszalała? Pewnie przez nadmiar nauki. Hermiona też wydaje się niezrównoważona.

- Ja chyba też pójdę już spać – ziewnęłam, wstając powoli.

Gdy tylko się podniosłam, George zrobił to samo. Doprawdy, dzisiaj wszyscy zachowywali się jakoś inaczej. Chłopak podprowadził mnie pod schody i zagadnął cicho, żeby reszta nie mogła go usłyszeć.

- Pamiętasz jak się opiłaś ostatnio?

- Kiedy dokładnie? Ja codziennie piję – wskazałam głową na butelkę, którą w dalszym ciągu trzymałam w ręce.

- Mam na myśli wtedy, co cię przyniosłem tutaj.

- Ach, no tak. Chciałam ci za to podziękować – uśmiechnęłam się mile do chłopaka. – Nie musiałeś tego robić, mogłeś mnie olać.

- Nie mógłbym tak– zawstydził się na moment, a potem ponownie spoważniał. – Pamiętasz, co mi mówiłaś?

- Nie – odparłam, wahając się lekko przed udzieleniem odpowiedzi. Jeszcze mi tego brakowało, żeby rudzielec usłyszał jak po pijaku nawijam o Severusie.

- Nic nie pamiętasz?

- A co mówiłam?

- Mówiłaś, że gdyby nie „On”, to może by nam się udało. Kim jest ten „On”?

Spięłam się cała.

- Mój były, Bułgar – burknęłam. – Wybacz, ale nie chcę o tym opowiadać.

- W porządku – westchnął. – A pamiętasz coś jeszcze?

- George, nie pamiętam niczego – jęknęłam. – A teraz wybacz, ale chciałabym się położyć. Jutro znowu czekają nas durne zajęcia i jeszcze mamy Obronę. Wiem, że mówiłam, że mam wywalone na to, ale z drugiej strony, jeżeli mają mnie wyrzucić z tej szkoły, to za coś bardziej kreatywnego. 

- Dałoby się pomyśleć nad tym - puścił do mnie oczko. - Ale to kiedy indziej. Dobranoc, Alex.

- Na razie, George. – Wyminęłam chłopaka i szybko wspięłam się po schodach, wchodząc do sypialni.



***



Moody wpuścił nas wszystkich do Sali, obserwując po kolei każdego ucznia, jaki wchodził. Niemal czułam podskórnie jak jego magiczne oko śledzi każdy mój ruch od drzwi aż do ławki.

Gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca, nauczyciel podszedł do biurka i oparł o nie swoją laskę, splatając ręce za plecami. Raz jeszcze przyjrzał się dokładnie całej klasie i odchrząknął głośno.

Jako, że zajęłam z Klarą miejsce w pierwszym rzędzie, nie miałam możliwości schowania się przed jego wypalającym dziurę wzrokiem, dlatego postanowiłam nie podnosić głowy i nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. Przyjaciółka natomiast siedziała wyprostowana i z przygotowanym przed sobą notatnikiem, uśmiechała się do nauczyciela.

- No dobrze kochani, zacznijmy więc – powiedział Moody. – Obrona Przed Czarną Magią, jak sama nazwa wskazuje wiąże się przede wszystkim z odpieraniem uroków i zaklęć. Czy jest więc na Sali osoba, która może mi podać najpopularniejsze zaklęcie obronne?

Wszyscy spojrzeli po sobie niepewnie. Tylko dwie ręce uniosły się wysoko, a należały one do Klary i Hermiony. Profesor pokiwał głową ucieszony, ale w dalszym ciągu rozglądał się uważnie po klasie.

- Oczywiście panna Amber i Granger znają odpowiedź, ale czy ktoś jeszcze może wykazać się wiedzą?

Uczniowie nie bardzo chcieli się wychylać, ale Moody w dalszym ciągu ich zachęcał, więc w końcu Draco Malfoy zgłosił się do odpowiedzi. Profesor przerzucił na niego wzrok, wskazując dłonią i dając tym samym możliwość wykazania się.

- Najpopularniejsze zaklęcie obronne, to zaklęcie tarczy, Protego – odpowiedział.

- Doskonale – odparł Moody, aczkolwiek można było wyczuć chłód w jego głosie. Mężczyzna w dalszym ciągu nie pałał sympatią do Ślizgona. – Dwa punkty dla Slytherinu. – Protego, jest to zaklęcie, którego dzisiaj będziemy próbowali się nauczyć, a które w przyszłości może niektórym z was uratować tyłki. Dobrze rzucone, może odbić najpotężniejsze klątwy, nawet te niewybaczalne. Musicie jednak pamiętać, że im silniejsze zaklęcie, tym mocniejsza musi być tarcza. Potrzeba tutaj nie tylko siły umysłu – Moody postukał się końcem różdżki po skroni – ale także siły mięśni – wskazał na swój biceps ukryty pod grubym płaszczem.

Nauczyciel zrobił pauzę, czekając aż wszyscy zapiszemy te istotne informacje w naszych zeszytach. Widząc, że większość uczniów ponownie podnosi głowy znad notatników, kontynuował:

- Zanim przejdziemy do praktyk, zadam wam jeszcze jedno pytanie, tym razem warte całe 10 punktów dla domu.

Po klasie rozniosły się pomruki zadowolenia. Każdy z nas chciał zdobyć cenne punkty, zważywszy, że Gryffindor cały czas utrzymywał czwarte miejsce na tablicy wyników. Przez głowę przeszła mi myśl, żebym sama zgłosiła się do odpowiedzi, jak tylko będę ją znała, ale po przypomnieniu sobie wczorajszej nocy, stwierdziłam, że lepiej będzie się nie wychylać.

- Jakie znacie podobne zaklęcie do Protego, ale o wiele mocniejsze? – Zadał pytanie Moody, rozglądając się ponownie po Sali. – I nie mam tu na myśli Protego Maxima, chociaż to też jest dobrą odpowiedzią.

Wszyscy milczeli, zastanawiając się w skupieniu nad udzieleniem odpowiedzi. Nauczyciel mruknął pod nosem, założył ręce na plecy i zaczął przechadzać się pomiędzy ławkami, patrząc w oczy wszystkim uczniom po kolei.

- Panie Potter? – Zatrzymał się przy ławce okularnika i rudzielca. – Wie pan?

- Niestety, profesorze – odparł skruszony, spuszczając wzrok.

- Szkoda. Takie zaklęcia bardzo by się panu przydały podczas turnieju. Przypominam, ze przed panem jeszcze dwa zadania do wykonania. – Moody poklepał okularnika po ramieniu, przechadzając się dalej. – Panno Granger?

- Nic nie przychodzi mi do głowy, profesorze – powiedziała zawstydzona. – Myślałam, że Protego Maxima jest silniejszą wersję pierwotnego zaklęcia.

- Jest jeszcze jedno – przypomniał nauczyciel i sapnął lekko podirytowany, przystając na moment. – Nikt nie wie? Doprawdy? Nie bójcie się udzielać odpowiedzi, nawet jeżeli miałyby być one złe. Nie odejmę wam za to żadnych punktów. Chodzi mi o burzę mózgów! Podyskutujmy o różnych możliwościach. No dalej, śmiało!

- Panienko Lamberd?

Pokręciłam szybko głową, której nawet nie miałam zamiaru podnieść. Wpatrywałam się uparcie w stół, chcąc mieć te zajęcia jak najszybciej za sobą.

- Szkoda, wielka szkoda – odparł niezadowolony.

Wszyscy zaczęli między sobą wymieniać się informacjami, ale nikt oficjalnie nie podniósł ręki. Moody ponownie zerknął po klasie, magiczne oko przeskakiwało na pierwsze ławki, by następnie zerknąć na te ostatnie.

- Panno Amber? – Zagadnął, podchodząc na nowo do pierwszych rzędów. – Masz jakiś pomysł, o jakie zaklęcie może mi chodzić?

- Nie chciałabym powiedzieć źle – mruknęła blondynka, garbiąc się lekko.

- To nic Klaro – uśmiechnął się nauczyciel. – Proszę. Mów, byle głośno.

Gryfonka podniosła się niepewnie z krzesła i stanęła naprzeciwko profesora. Wszystkie oczy wlepiły się w dziewczynę, czekając aż udzieli odpowiedzi. Zerknęłam kątem oka na jej trzęsące dłonie, a następnie podniosłam wzrok na twarz. W tym samym momencie Moody wlepił we mnie swoje spojrzenie, więc szybko opuściłam głowę, panikując w środku.

- To zaklęcie, to Fianto Duri – powiedziała w końcu niepewnie, czekając na reakcję nauczyciela. Profesor wpatrywał się w nią przez dobrych kilka sekund, a następnie uśmiechnął promiennie i klasnął kilka razy w dłonie.

- 10 punktów dla Gryffindoru! – Oznajmił. – Brawo Klaro. Jestem z ciebie dumny! A może jeszcze mnie czymś zaskoczysz i powiesz, czym różni się Fianto Duri od zwykłego Protego?

- Fianto Duri tworzy barierę ochronną, która nie znika od razu po obronie przed czarem. Można powiedzieć, że tworzy tak zwaną „żywą tarczę” i trzeba wielu potężnych klątw, żeby ją zniszczyć, a Protego wyczarowuje pojedynczą ścianę, broniącą przed jednym zaklęciem.

- Bardzo dobrze. – Moody kiwnął z uznaniem głową. – Zaryzykuję i przyznaję Ci kolejne 10 punktów. Wyśmienita odpowiedź! Wszyscy powinniście brać z panienki Amber przykład i sumiennie się uczyć.

Po Sali rozniosły się podirytowane szepty. Zerknęłam na stół Granger. Dziewczyna próbowała zachować się profesjonalnie, ale niemal widziałam jak zżera ją zazdrość. To samo działo się po drugiej stronie klasy, gdzie siedzieli Ślizgoni. Draco Malfoy wyglądał na niezadowolonego z tego, że Klara znała odpowiedź na pytanie, a on nie. Pewnie pluł sobie w twarz, że nie może dalej wykorzystywać dziewczyny do pisania referatów, jak robił to kilka miesięcy wcześniej.

- Dzisiaj nie będziemy ćwiczyć tak silnych zaklęć, ale skupimy się na Protego – powiedział nagle nauczyciel. – Proszę ustawcie się w dwóch rzędach, z każdym przećwiczę zaklęcie, także bez obaw.

Gdy uczniowie zrobili to, o co poprosił ich Moody, mężczyzna jednym ruchem różdżki przesunął wszystkie ławki pod ścianę, robiąc na środku klasy sporo miejsca do praktyk.

Wszyscy zaczęli się przepychać między sobą. Każdy chciał, jako pierwszy przetrenować nowe zaklęcie. Ja wolałam w ogóle tego nie robić, więc stanęłam na samym końcu przy ścianie, tuż obok Rona i Neville’a.

- Nienawidzę tak się błaźnić przed wszystkimi – prychnął rudzielec, wkładając ręce do kieszeni. – Daję świetny popis Malfoyowi do dalszych żartów ze mnie.

- Nie przejmuj się – szturchnęłam go lekko. – Jak znowu cię wyśmieje, to osobiście mu dowalę. Wiesz, że jestem w tym dobra.

- Taaak – parsknął śmiechem chłopak. – Hermiona do dzisiaj wspomina jak jej dowaliłaś w Wielkiej Sali.

- Żeby to raz – puściłam do niego oczko.

- Co to za rozmowy z tyłu? – Zdenerwował się Moody, przestając na moment trenować z Pansy Parkinson. Wszyscy, którzy stali przed nami, spojrzeli do tyłu. Hermiona posłała Ronowi oburzone spojrzenie, ale nie odezwała się ani słowem.

- Przepraszamy, już będziemy cicho – odparł skruszony rudzielec, czerwieniąc się cały. Moody nie odpowiedział, ale mruknął niezadowolony, wracając do zajęć.

- Ja na pewno się wyłożę – jęknął cicho Neville, garbiąc się mocno.

- Nie przejmuj się. Nie za pierwszym razem, to za drugim dasz radę – pocieszyłam go.

- A tak właściwie, to czemu nie pchasz się, jako pierwsza do ćwiczeń? – Zdziwił się po chwili Ron, patrząc na mnie.

- Nie mam nastroju na to.

- Dziwna jesteś ostatnio, czy to ma związek z moim bratem?

- Absolutnie nie, a co mówił coś? – Zainteresowałam się.

Moody odchrząknął i to na tyle głośno, że od razu zamilkliśmy, wbijając wzrok w podłogę.

- Widzę, że panienka Lamberd i pan Weasley aż się palą, żeby być następnymi w kolejce – stwierdził mężczyzna, podchodząc do nas.

- My tylko… - zaczął Ron, ale nie wiedział dokładnie, co powiedzieć, więc zamilkł w pół zdania.

- Zapraszam was na środek. Pierwsza niech zacznie Alex.

- Wolę poczekać na swoją kolej – burknęłam, ale nauczyciel nie dawał za wygraną. Wrócił na swoje miejsce i czekał aż do niego dołączę.

- No już, Alex! Nie ociągaj się!

Przecisnęłam się przez wszystkich uczniów, rzucając jednorazowe spojrzenie Klarze i stanęłam naprzeciwko profesora. Mężczyzna wyciągnął różdżkę, więc zrobiłam to samo.

- Zacznę od prostego Expelliarmus, a ty spróbujesz się obronić tarczą, dobrze? – poinstruował mnie.

- Niech będzie – westchnęłam cicho, zaciskając palce na swojej różdżce.

Gdy zaklęcie zostało rzucone, nawet nie byłam w stanie zareagować. Różdżka wyleciała mi z dłoni i upadła przy biurku profesora. Ślizgoni uśmiechnęli się podle pod nosami, a Gryfoni stali jak zaklęci.

- Skup się, Alex! – Przypomniał mi Moody, przywołując do siebie moją broń, po czym odrzucił mi ją szybko. – Jeszcze raz.

Przy kolejnym rzuceniu zaklęcia udało mi się wyczarować tarczę, ale była ona na tyle słaba, że nie wytrzymała ataku profesora i rozpadła się, ponownie wyrywając mi z ręki różdżkę.

- Chyba nic z tego nie będzie – mruknęłam, poddając się.

- Właśnie po to ćwiczymy, żeby jednak coś z tego było – odparł gniewnie nauczyciel. – Proszę, jeszcze raz.

- To nie ma sensu – jęknęłam.

Moody patrzył na mnie przez chwilę, a następnie westchnął i pokręcił głową niezadowolony. Ponownie przywołał do siebie moją różdżkę i oddał mi ją.

Weszłam w końcu do szeregu, a na moje miejsce stanął Ron. Chłopakowi poszło bardzo dobrze. Już za pierwszym razem udało mu się obronić przed prostym zaklęciem, a nawet przed tymi trudniejszymi, które profesor próbował w niego rzucić. Na sam koniec dostał pochwałę, ale na zadanie domowe musiał poćwiczyć technikę.

Jak się okazało pod koniec zajęć, wszystkim oprócz mnie i Neville’a udało się obronić przed nauczycielem. Czyżby to rzeczywiście było aż tak łatwe zadanie? Nawet Klara, która zawsze miała problem z zaklęciami defensywnymi, wyczarowała tarczę i odepchnęła od siebie wszystkie zaklęcia Moody’ego. Najwidoczniej jej dodatkowe lekcje z profesorem przynosiły w końcu zamierzony efekt.

Pod koniec lekcji cała klasa wydawała się być zadowolona z przebiegu ćwiczeń. Neville sprawiał wrażenie lekko podłamanego, ale nie pierwszy raz miał problemy z rzucaniem zaklęć. Harry i Ron zaczęli go pocieszać, klepiąc przyjacielsko po plecach, a Hermiona obiecała, że przećwiczy z nim wszystko i następnym razem będzie umiał się obronić.

- Alex, w porównaniu z innymi jesteś daleko w tyle. Nie zaszkodziłyby ci dodatkowe zajęcia ze mną.

- Profesorze, ale ja mam dużo nauki – jęknęłam, przecierając ze zmęczenia twarz.

- Ćwiczenia czynią mistrza, panienko – dodał, uśmiechając się lekko. – Zapraszam dzisiaj do mojego gabinetu przed kolacją.

- Ale…

- Alex będzie na pewno – zapewniła go Klara, wchodząc mi w zdanie. Spojrzałam na nią gniewnie, ale dziewczyna nic sobie z tego nie robiła.

- Mam taką nadzieję, inaczej będzie kłopot z dzisiejszym zaliczeniem.

- Bez obaw, profesorze.

- Co ty wyprawiasz?! – Warknęłam do niej po cichu, kiedy wychodziłyśmy już z Sali.

- Alex, ja wiem, że masz zły humor, ale nie może się to odbijać na twojej nauce! Wiem, że jesteś dobra z obrony, więc potrenujesz trochę z profesorem i wrócisz do formy. Nie możesz mieć kolejnego przedmiotu w plecy. Wystarczy, że nie zaliczyłaś sprawdzianu u profesora Snape’a!

- Kurwa, jesteś gorsza niż mój ojciec! – Zdenerwowałam się. – Nie potrzebuję adwokata!

- Ktoś cię musi pilnować, inaczej totalnie byś się rozsypała! Nie możesz przez jedno głupie zauroczenie marnować sobie życia!

- To nie jest zauroczenie! – Żachnęłam się. – Ty nic nie wiesz, bo nigdy nie byłaś w podobnej sytuacji!

- Zauroczenie, czy nie – prychnęła – to nie powód, żeby marnować swoją dalszą karierę dla faceta.

- Merlinie, skończ! – Warknęłam i wyminęłam przyjaciółkę, znikając jej szybko z oczu.



***

Wieczorem postanowiłam w końcu udać się do profesora, ale nie z własnej woli. Przyjaciółka nie dawała mi spokoju, przypominając co chwilę o zbliżającej się godzinie dodatkowych zajęć, dlatego żeby mieć ją z głowy, ruszyłam twardo do gabinetu mężczyzny.

Byłam przekonana, że dodatkowe ćwiczenia były tylko przykrywką, a tak naprawdę Moody chciał wykorzystać sytuację i zrobić ze mną to samo, co ostatnio. Nie powiem, że mi się to nie podobało, ale w głowie ciągle miałam Severusa. Nie umiałam go z niej wyrzucić. Jedynie mocne Obliviate mogłoby mnie przed nim uratować, ale zapomnieć wszystko, co robiliśmy razem? Nie chciałam nie pamiętać smaku jego ust, zapachu wody kolońskiej i eliksirów oraz tego szorstkiego dotyku, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.

Mężczyzna przywitał się ze mną normalnie, siedząc za swoim biurkiem. Jego gruby, skurzany płaszcz leżał przewieszony przez oparcie fotela. Pomieszczenie w żaden sposób nie było przygotowane pod nasze ćwiczenia.

Tak jak sądziłam.

Stanęłam więc niepewnie na środku pomieszczenia, nie bardzo wiedząc, co mam dalej robić. Jeżeli Moody w jakiś sposób chciałby się na mnie rzucić, nie pozwolę mu na to ponownie.

- Może usiądziesz? – Zapytał uprzejmie, wskazując na kanapę.

- Mieliśmy ćwiczyć, profesorze – przypomniałam mu cicho, czując się niezręcznie, przebywając z nim sam na sam. Gdybym tylko mogła, unikałabym profesora jak ognia, ale był moim nauczycielem, więc było to dosyć trudne do wykonania.

- Oboje dobrze wiemy, że nie potrzebujesz tych zajęć – westchnął i w dalszym ciągu czekał, aż zajmę miejsce. – Więc jak będzie? Usiądziesz?

- Wolałabym już pójść, jeżeli zajęcia się nie odbędą – mruknęłam, pocierając ze zdenerwowania swoje przedramię. Czekałam aż wstanie i przydusi mnie do ściany, ale nic takiego nie miało miejsca.

Moody wpatrywał się skupiony we mnie przez dłuższą chwilę. Nawet jego magiczne oko zatrzymało się na mojej sylwetce, a palce obu rąk uderzały miarowo o blat biurka.

- Posłuchaj mnie, Alex – odezwał się w końcu powoli i wyraźnie – widzę, że to co zaszło między nami nie daje ci spokoju, ale nie musisz się o nic martwić. Mogę udawać, że niczego między nami nie było. Jeżeli chcesz, będę tylko twoim nauczycielem, jak do tej pory.

Tego się nie spodziewałam.

- Wiem, że posunąłem się za daleko. Mogłem nie dopuścić do bliższej relacji z tobą, ale wydawało mi się, że sama tego chciałaś. Przepraszam cię, może rzeczywiście nie mam zielonego pojęcia o nastolatkach. Szkoda, bo na jednej naprawdę mi zależy i chciałbym dla niej jak najlepiej. Byłem święcie przekonany, że skoro sama tego chciałaś, to jesteś na to gotowa. Najwidoczniej się myliłem. Jeżeli potrzebujesz czasu, żeby sobie to wszystko poukładać w głowie, to naturalnie go dostaniesz, a my wrócimy do relacji uczeń – nauczyciel, zgoda?

Przystępowałam z nogi na nogę, co chwilę zaciskając pięści. Myślałam, że Moody zachowa się jak Severus. Że nie będzie przejmował się moimi uczuciami, tylko zrobi to, na co ma ochotę. Z jednej strony było to nowym doświadczeniem i stawiało go w zupełnie innym, lepszym świetle, ale z drugiej strony, On nie był Nim. Tak po prostu.

Czułam, że nie mogę już dłużej udawać i pragnęłam mu powiedzieć, co tak naprawdę mnie trapiło.

- Nie potrzebuję czasu – odezwałam się po chwili.

- Słucham? – Zdziwił się nauczyciel lekko zbity z tropu.

- To nie jest tak, że tego nie chciałam – powiedziałam w końcu. – I nie chodzi tu o pana, a o… - wzięłam głęboki oddech – o mojego byłego. Mam cholerne wyrzuty sumienia, że go zdradziłam z panem. To tak nie powinno wyglądać. Nie chcę wychodzić na jakąś dziwkę. Przy panu było mi dobrze i przez chwilę zapomniałam o tym całym gównie, jakie mnie otacza, ale tak nie może być… - zakryłam twarz dłońmi.

- Kto to jest? – Zapytał Moody poważnym tonem.

- Bułgar z Durmstrangu – skłamałam gładko.

- Pokaż mi go, a rozmówię się z nim dokładnie. Ty nie powinnaś w żaden sposób czuć się winną. Z tego, co udało mi się wyłapać ostatnim razem, jak rozmawiałaś z Klarą, to ten chłopak ma dziewczynę, tak? Zostawił cię dla innej?

- Raczej tak – mruknęłam cicho. – Ale to nie zmienia faktu, że dalej go kocham.

- Pierwsze nieszczęśliwe miłości mają to do siebie, że długo się po nich cierpi, ale absolutnie nie powinnaś sobie niczego odmawiać przez to. Domyślam się również, że on jakoś niespecjalnie przejmuje się tobą, tak?

Kiwnęłam głową, czując łzy na policzkach. Moody również to zauważył, ponieważ wstał szybko i objął mnie ramieniem, podprowadzając do kanapy. Usiedliśmy blisko siebie.

- Myślałam, że coś do mnie czuje, a on tak po prostu ze mną zerwał, jakbym nigdy nic dla niego nie znaczyła.

- Alex, dyrektor Karkarow powinien się dowiedzieć o tym. Jego uczniowie nie mogą z premedytacją wykorzystywać nieletnich dziewczyn. Spójrz, co on ci zrobił! Gdzie jest ta pewna siebie dziewczyna, którą poznałem? – Moody uniósł wysoko mój podbródek. – Gdzie jest ta iskra, którą zawsze w sobie miała? Ten błysk w oku? Jesteś piękną, młodą kobietą i to on jest durniem, że tego nie widział, rozumiesz co do ciebie mówię?

Kiwnęłam niepewnie głową.

- Powinnaś mu pokazać, że był nikim dla ciebie, nawet jeżeli tak nie czujesz – dodał szybko, puszczając w końcu mój podbródek. – Pokaż swoją siłę, niech to on żałuje, nie ty. I w żadnym przypadku nie jesteś dziwką, moja droga.

Moody sapnął i oparł się dłońmi o kolana, chcąc podnieść się z sofy, ale chwyciłam go mocno za koszulę, nie pozwalając się ruszyć.

- Co się dzieje? – Zapytał przejęty.

Biłam się z myślami do samego końca. Nawet wtedy, kiedy trzymałam Moody’ego za ubranie, nie byłam do końca pewna, czy powinnam to kontynuować. Profesor powiedział mi wiele miłych i ważnych słów. I, jak na złość, miał rację! Alex Lamberd nigdy nie użalała się nad sobą. Powinnam była się tego trzymać od samego początku i pokazać Severusowi, co stracił. A już na pewno nie rezygnować z przyjemności, której On mi nigdy nie dawał. Zawsze liczyły się jego potrzeby. Tym razem chciałam, żeby było inaczej. Chyba.

Przysunęłam się bliżej mężczyzny i pocałowałam go mocno w usta, wplatając palce we włosy. Moody odsunął mnie od siebie zdezorientowany.

- Jesteś tego pewna? – Spytał.

Pokręciłam głową.

- Ale chcę spróbować.

Ponownie sięgnęłam jego ust, całując je zachłannie. Tym razem Moody również nie pozostawał bierny. Przygarnął mnie mocniej do siebie, otwierając szerzej usta, a następnie naparł na mnie, zmuszając do położenia się na sofie. Jego dłonie sprawnie rozpięły kilka guzików od mojej koszuli i wdarły się pod nią, ściskając mocno piersi. Jęknęłam cicho w jego wargi, nie przestając go całować.

Moody ułożył się wygodnie między moimi nogami. Od razu poczułam na udzie jego prężącą się męskość. Zapragnęłam mieć go w sobie, ale nie czułam się jeszcze na tyle gotowa, by to z nim zrobić. Na razie wystarczały mi namiętne pocałunki i lekkie pieszczoty. Moody musiał chyba wyczuć mój strach, dlatego nie próbował robić niczego, czego bym nie chciała.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Mężczyzna momentalnie oderwał się ode mnie, siadając prosto. Przeklął cicho pod nosem, kierując magiczne oko w stronę dochodzących dźwięków.

- Szlag – warknął podirytowany, przecierając palcami kąciki ust. Ja w dalszym ciągu leżałam, próbując unormować oddech. – Królewno, to Klara.

- Co?! – Pisnęłam spanikowana i również się podniosłam, próbując poprawić zmierzwione włosy.

- Zapomniałem wyciszyć gabinet – mruknął, jakby do siebie i ścisnął mocno pięści, a następnie wstał ociężale z kanapy, próbując dokuśtykać do drzwi. Jeszcze przed ich otworzeniem, pociągnął łyka ze swojej piersiówki i szarpnął (trochę) zbyt mocno za klamkę…



8 komentarzy:

  1. Moody jakie teksty <3

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na koemnatarz dotyczący moodka bo zmieniałam go milion razy i zastanawiałyśmy się z klara jak go zrobić żeby fajnie wyszło xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wyszło :D On od dawna próbuje jej mózg wyprać, a teraz ma okazje <3

      ~Klara

      Usuń
  3. Ja pierdoooolę! Klara, kurde, wracaj do wieży :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Powiem Wam tak: na początku jakoś tak miałam wrażenie, że Moody (alas Barty Crouch) próbuje zdobyć zaufanie Alex i Klary, żeby finalnie móc je sprowadzić do Voldemorta, ale żadnej z nich nie tknie, bo chce, żeby obie były "nienaruszone", wiadomo, Alex się nie da powstrzymać, no, ale że Klara będzie ciągle dziewicą, kiedy tam trafi. Ten obrót sprawy zdziwił mnie trochę, bo bardzo przykleiłam się do tej swojej wizji. Niemniej jednak bardzo mnie to cieszy, bo lubię być przez Was zaskakiwana. Mnie np. nie zaskoczyło to, co powiedział Moody - że mogą z Alex o wszystkim zapomnieć, bo to kolejna próba uśpienia jej czujności albo etap, jak to określiła Klara, prania mózgu. Albo jedno i drugie.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Jego uczniowie nie mogą z premedytacją wykorzystywać nieletnich dziewczyn." no a to już prawdziwa hipokryzja xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkie te sceny związane ze zbliżeniami Moody'ego do dziewczyn są wymuskane do granic możliwości, do dziś pamiętam ćwiczenia z kulą, a i te ostatnie z Alex, no, muszę przyznać, że jarały mnie bardziej niż te ze Snape'em,chyba dlatego, że Snape na razie mnie jakoś bardzo nie zaskoczył. Niemniej, nie umniejszam kunsztu opisywania tych scen z nim, jak zwykle trzymają najwyższy poziom. Ale Moody to Moody, jego enigmatyczność jest wybitnie seksowna <3

    OdpowiedzUsuń