środa, 25 listopada 2020

113. Co z Lucjanem?

Samuel odciągnął Sabrinę na bok. Na moment zapadła cisza. Nie chciałam, żeby mnie tutaj zostawiał, ale jasno podkreślił, że muszą porozmawiać sami. Spłoszona patrzyłam jak znikają mi z pola widzenia. Miejsce w którym się znajdowaliśmy, nie było przeznaczone dla tak młodych ludzi. Cała stylistyka, atmosfera, zapach… Do tego wokół kręciły się półnagie kobiety. Unikałam nawiązywania kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Czułam się przytłoczona, ale nie odważyłam się usiąść. Odruchowo mocniej naciągnęłam rękawy golfu, jakby w strachu, że choć kawałek odsłoniętego ciała upodobni mnie do tych pracownic. Bałam się, że ktoś mnie zaraz z nimi pomyli. W ogóle, że ktoś się do nas odezwie, albo przyczepi. Sądząc po minie Alex, też niezbyt chciała tutaj być, ale w porównaniu do mnie, nie wyglądała na przerażoną czy zniesmaczoną. W jej oczach widziałam odrobinę zaciekawienia. Nawet zerkała w stronę sceny. Lucjan popatrzył za bliźniakami, a gdy zniknęli, wzruszył ramionami, ostentacyjnie zasunął do końca rozporek i usiadł w loży. Spojrzał na tacę.

– Wszystko wypiłaś?! – zdziwił się, zaglądając kolejno do pustych kieliszków. – No to nie ma innej opcji. Załatwię więcej.

– Lucjan, nie – powiedziałam szybko. – Wszyscy zaraz stąd wychodzimy.

– Nie takie znowu zaraz. Poszli gadać, więc mamy jakieś… eee… – ślizgon spojrzał na zegarek i odchylił się mocno do tyłu, jednocześnie mrużąc oczy, zupełnie jakby nie potrafił się rozczytać. – Dziesięć minut?... Nie… Dwadzieścia? No w każdym razie zdążę wypić kilka shotów.

– To miało zająć tylko chwilę – jęknęłam.

– Chwila to pojęcie względne – Lucjan powiedział z miną mędrca, jednocześnie unosząc palec wskazujący. – A jeśli chcesz się kłócić, przypominam, że mieszkam z nimi w jednym domu. Wiem ile zajmuje to „musimy pogadać”.

– W takim razie weź też coś dla mnie – Alex skrzyżowała przed sobą ręce i rozsiadła się wygodniej na skórzanej kanapie loży.

– Nie bierz nic. I nic już nie pijcie – pisnęłam. – Najlepiej poczekajmy na nich na zewnątrz.

– Miałbym dobrowolnie opuszczać raj? – Lucjan rozłożył ręce i zaśmiał się. –Nie ma mowy.

Chłopak złapał za tacę i wstał chwiejnie, o mało nie wywracając na siebie pustych szklanek. Balansując, odszedł od nas dwa kroki, a wtedy zatrzymała go jedna z pracownic. Zapytała o coś, sprawnie odebrała od niego tacę i posyłając mu zalotne spojrzenie, ruszyła w stronę baru po dolewkę. Lucjan ostentacyjnie obciął wzrokiem jej tyłek w kształcie jabłka. Zawrócił do nas i z uśmiechem od ucha do ucha usiadł obok Alex. Szturchnął ją i wskazał na kelnerkę, jakby chciał poznać opinię przyjaciółki na temat tego widoku, ale Alex jak zaklęta patrzyła teraz w stronę sceny i młodej czarodziejki kręcącej się na rurze w dziwnych, przeczących grawitacji pozach.

– Alex, to chociaż Ty chodź ze mną – powiedziałam błagalnie.

– Uspokój się, chwila Cie nie zbawi – wzruszyła ramionami.

– Ale…

– Tam jest zimno, tu jest ciepło. Jak mam czekać nie wiadomo ile, wolę tutaj.

– Klara, po prostu siadaj, a nie stoisz jak kołek – Lucjan poklepał skórzaną kanapę loży, a potem zmarszczył brwi i powoli przejechał dłonią po jej powierzchni. – Ej, to prawdziwa skóra. Nie te tanie podróbki.

– Serio? – Alex z dziwnym, wręcz nienaturalnym zainteresowaniem zaczęła również macać kanapę. – Ty, masz rację.

Patrzyłam na nich szeroko otwartymi oczami. Z namaszczeniem dotykali siedziska, najwidoczniej zupełnie nie biorąc pod uwagę możliwości, że nie są pierwszymi osobami, które tam usiadły i że nie wiadomo, kiedy ostatnio było sprzątane. Nie tylko mnie musiało dziwić ich zachowanie. Obok „naszej” loży przeszła trójka starszych czarodziejów w garniturach. Choć nic nie powiedzieli, czułam, że długo patrzą w naszą stronę, rozmawiając przy tym między sobą. Dosłownie chwilę później, uśmiechnięta kelnerka minęła ich i ułożyła na stole tacę z nowymi drinkami. Alex i Lucjan od razu sięgnęli po szklanki. Oczywiście jak zawsze mieli gdzieś moje słowa.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Nic już nie mówiąc, zawróciłam na pięcie i skierowałam się do wyjścia. I tak nie zanosiło się na to, żeby ze mną wyszli. Zrobiło mi się przykro, bo odniosłam wrażenie, że Alex zorganizowała moje urodziny tylko po to, żeby mieć pretekst do wyrwania się z Hogwartu. Było całkiem miło, do momentu gdy pojawiła się Sabrina. Dziękowałam losowi za to, że Samuel zauważył, gdy wychodziły. Dziwiło mnie, że skoro Alex za nią nie przepadała, nagle dla Sabriny olała moją imprezę. W pierwszej chwili myślałam, że ślizgonka omamiła ją jakimś czarem, albo specyfikiem. Przyjaciółka nie wyglądała jednak na zauroczoną. Była dziwna, ale nie w taki sposób. Nie zdawała sobie sprawy, że mnie raniła, czy miała to gdzieś? Głupi głos z tyłu głowy mówił mi, że wszystko się zmienia. Poczułam pod powiekami łzy. Nie mogłam ich powstrzymać. Obraz lekko mi się rozmazywał. Zaczęłam iść coraz szybciej. Pędząc do wyjścia, przemknęłam obok Sabriny i Samuela. Usłyszałam urywek ich rozmowy. Sabrina mówiła coś o tym, że zamierza jeszcze oprowadzić Alex po piwnicy. Samuel kategorycznie jej tego zabraniał. Spojrzał za mną, ale postanowiłam uszanować jego prośbę i im nie przeszkadzać. Przetarłam rękawem samoistnie cieknące łzy. Nie chciały przestać płynąć. Rozpędzona, wpadłam wprost na trójkę czarodziejów w garniturach. Mężczyźni stali blisko oświetlonych na czerwono drzwi i wyraźnie, acz niecierpliwie na coś czekali. Jeden z nich bawił się papierośnicą, drugi niespokojnie przestępował z nogi na nogę. Tylko ten trzeci wyglądał na całkowicie wyluzowanego. Przez nieuwagę, odbiłam się od niego z impetem. Czarodziej od razu złapał mnie za nadgarstek i pociągnął moją rękę do góry tak gwałtownie, że niemal mi ją wyłamał. Musiałam stanąć na palcach, żeby nie czuć bólu. Spojrzałam na niego wystraszona i dostrzegłam, że przez jego twarz przechodziła cienka, podłużna blizna.

– Panowie, poważnie… – ten z blizną skrzywił się i łypnął oceniająco na kompanów. – Który zamówił zasmarkaną małolatę?

– Chciałem świeżynkę, ale to chyba przesada – ten z papierośnicą ostentacyjnie zamknął przedmiot. Postąpił krok w moją stronę i przyjrzał mi się z wyższością. – Nie za młoda jesteś, żeby tutaj pracować?

– Nie pracuję tu! – pisnęłam zapłakana i zanurkowałam ręką pod rozpiętą kurtkę w poszukiwaniu różdżki. – Proszę mnie puścić!

– Zostaw ją Frank – ten podenerwowany gwałtownie odsunął się do tyłu. – Mam złe przeczucia. Może stąd spadamy?

„Frank” wykrzywił usta. Rozwarł palce, wypuszczając mnie z uścisku.

– Zapłaciłem, więc nie wyjdę – stwierdzi spokojnie i poprawił krawat.

Zdezorientowana zerknęłam kolejno na ich twarze, a później opuściłam głowę i skręciłam prosto do wyjścia. Ochroniarz próbował do mnie uprzejmie zagadać, ale wyminęłam go i wypadłam na zewnątrz. Odsunęłam się kilka kroków od drzwi, oparłam dłonie o kolana i wzięłam parę głębokich wdechów, próbując się uspokoić. Odegnać głupie myśli. Alex przecież nie robiła mi na złość, a na pewno nie świadomie. W innym wypadku po co miałaby się ze mną przyjaźnić? Dla przyjaciół potrafiła zrobić dużo. Często stawała w mojej obronie. Po prostu często nie myślała o konsekwencjach… Na wszystko patrzyła inaczej. Tak, to musiało być to. Różnica charakterów.

Powietrze było przyjemnie chłodne. Pojedynczy ludzie mijali mnie, przyglądając mi się z dziwnymi minami. Nikt jednak się nie odezwał. Było cicho, do momentu, gdy Samuel wyszedł z budynku. Zapinając swój płaszcz, zaczął do mnie mówić.

– Wybacz, trwało to znacznie dłużej niż zakładałem. Zdawało mi się, że wiem czego spodziewać się po Sabrinie, ale widać i ona potrafi zaskoczyć. Swoją nieograniczoną głupotą oczywiście. Gdybyś wiedziała co jeszcze na dzisiaj wymyśliła…

Spojrzałam na chłopaka szklanymi oczami i niewiele myśląc, objęłam go mocno w pasie. Samuel w pierwszej chwili zesztywniał, jakby spodziewał się ataku między żebra, a nie nagłej czułości. Zaraz opamiętał się i objął mnie lekko, dość oszczędnym, ale nadal przyjaznym gestem. Staliśmy tak przez chwilę, milcząc. Po prostu chciałam, żeby ktoś teraz przy mnie był. Potrzebowałam bliskości. Wydawało mi się, że on jako mój niby chłopak jest całkiem dobrym kandydatem. W końcu też robiłam dla niego różne rzeczy. Dopiero później przeszło mi przez myśl, że pewnie najpierw powinnam go spytać, czy mu to odpowiada. Po kilkunastu długich sekundach, Alex wybiegła z burdelu. Zdyszana stanęła przed drzwiami i rozejrzała się. Gdy mnie zauważyła, doskoczyła do mnie.

–– Oni są popierdoleni! – krzyknęła.

– Jacy oni? – Pyrites uniósł wysoko brwi i rozejrzał się powoli. – Masz urojenia? Niech zgadnę. Sabrina coś Ci dała?

– Nie udawaj kretyna – syknęła Alex i uderzyła Samuela palcem w tors. – Mówię o was, Pirytesach. Klara, odsuń się od niego!

Złapała mnie za ramię i zaczęła odciągać od chłopaka, próbując za wszelką cenę nas rozdzielić. Samuel uniósł ręce w obronnym geście. W przeciwieństwie do niej, wydawał się spokojny. Patrzył na nią jak na wariatkę.

– Co Ty wyprawiasz? – pisnęłam zdezorientowana. – Po co mnie szarpiesz? Nie chciałaś ze mną wyjść. A Samuel jest w porządku. Możesz mówić głupio o Sabrinie, ale nie o nim…

– Klara nie broń go. I to nie tak! Kurwa… – przyjaciółka złapała się za głowę i zaczęła chodzić w miejscu. Gdy spojrzałam na jej twarz, zrozumiałam, że musiało stać się coś złego. Wyglądała na wystraszoną. – Ja… Przepraszam, dobra? Nie chciałam wcale tam siedzieć. Próbowałam Cie dogonić, ale Lucjanowi nagle odwaliło. Całkowicie odpłynął! I jeszcze zatrzymali nas tacy trzej…

– Też mi wydarzenie. Pewnie się opił – przyznałam i przetarłam kąciki oczu. – Mieliście pełną tacę alkoholu… Już wiem jak to się może skończyć.

– To nie od alkoholu, mówię Ci – Alex wzięła głęboki wdech. – On ma mocną głowę. Dobrze się trzymał. Wzięliśmy tylko po drinku, a jego nagle ścięło. Może mu czymś go doprawili? Samuel przecież jest dobry w tych… w eliksirach. Zrobił te pieprzone ciastka, to co by mu stało na przeszkodzie, żeby nam dorzucić coś do napoju.

– Po co miałby wam coś wrzucać? – Potrząsnęłam głową, zupełnie w to nie wierząc. – Przyszliśmy żeby Cie wyciągnąć z rąk Sabriny, a nie żeby robić wam krzywdę.

– Chwila… Zamierzasz mnie oskarżać na podstawie mojej wiedzy? – wtrącił się chłopak. – Jeśli tak, no to gratulacje. Połowa nauczycieli to mordercy, przecież znają formułę śmierci, zaś profesor Snape…

– Dobra, nie pierdol! – przerwała mu Alex. Złapała mnie pod ramię i odciągnęła jeszcze bardziej na bok. – Dobra, no to może nie on. Może Sabrina! Albo ktoś z obsługi! Nie wiem… – Mówiła nieco chaotycznie, jakby nie mogła się skupić. – Ale ten budynek należy do ich ojca, więc jeśli coś się w nim dzieje, to znaczy, że są zamieszani! A Lucjan… Kurde… Nie wiem co z nim! Jacyś faceci się nim „zajęli”. Chcieli, żebym z nimi poszła, ale powiedziałam, że muszę Ciebie znaleźć. Ledwo udało mi się wymknąć… Jeden zaczął mnie szarpać.

– Jacy faceci? – Samuel zmrużył oczy. Choć Alex wyraźnie nie chciała przy nim gadać, nie odstępował nas na krok. – Masz na myśli kogoś z obsługi, tak? Zabrała go ochrona?

– Nie… – Alex potrząsnęła głową. – To byli tacy trzej w garniakach. Wyglądali raczej na biznesmenów… Przez tę akcję aż mam ciarki – objęła się rękoma.

– Chyba raczej z zimna. Czemu w ogóle nie wzięłaś ze sobą kurtki? – Skarciłam ją i ściągnęłam swoją. Pod spodem miałam gruby sweter, więc uznałam, że Alex potrzebuje jej bardziej. Okryłam przyjaciółkę, jednocześnie próbując w myślach zebrać do kupy jej opowieść.

– Co dokładniej mówili? – dopytywał Samuel. – Była z nimi Sabrina?

– Jej nie widziałam odkąd poszliście rozmawiać.

– I mimo to twierdzisz, że to ona wam dorzuciła coś do picia? – drążył chłopak.

– Kurwa mać… Może nie własnoręcznie, ale takie to nielogiczne? – wściekła się Alex. – Ona mnie tu zaprowadziła, więc skąd mam wiedzieć czy nie zaplanowała też tego?

– Powiem krótko: przeceniasz ją. – podsumował.

– Też mi się to nie klei. Powiedz mi wszystko dokładniej – poprosiłam.

– Po prostu napiliśmy się z Lucjanem, zobaczyłam, że wychodzisz i chciałam iść za Tobą. Lucjan wstał też i w tym samym momencie wypieprzył się ryjem na stolik. Wszystko potłukł. Trochę się pokaleczył szkłem – Alex potrząsnęła głową. Mówiła bardzo szybko i emocjonalnie. – Nie chciałam go tak zostawiać samego, więc próbowałam zaciągnąć go do wyjścia. A tam stała ta trójka... Jeden od razu zabrał Lucjana, drugi zaczął mnie oglądać jak towar na wystawie. Tylko trzeci dziwnie mamrotał sam do siebie, ale niewiele z tego słyszałam, bo muzyka dudniła. Mówiłam, że jeśli muszą się wtrącać, to najwyżej mogą pomóc mi go wynieść na zewnątrz, ale ten facet miał mnie w dupie. Zabrał Lucjana po schodach na górę. Drugi złapał mnie za rękę i próbował też tam wciągnąć, gadając coś o tym, że czemu się opieram. Że
przecież w ten sposób przypilnuje kolegi. Gdy powiedziałam „nie”, zrobił się bardziej agresywny. Od razu mi się przypomniało jak…

Alex urwała i zerknęła na Samuela. Chłopak cały czas słuchał i bacznie obserwował. Przyjaciółka zacisnęła usta. Znów spojrzała na mnie. Obcy ludzie siłą ciągnący w jakieś miejsce… Bez problemu zrozumiałam, że nawiązuje do tego, jak kiedyś nas porwano. Teraz i ja poczułam na ciele ciarki.

– Przypomniało mi się to o czym było kiedyś w gazecie… – kontynuowała już wolniej. – Wiesz… Z tymi dziewczynami… Że w takiej sytuacji coś złego może się stać. I po prostu musiałam się wyrwać…

Bez chwili zawahania, mocno przytuliłam Alex. Jej serce biło szybko. Byłam pewna, że jest pod wpływem adrenaliny. Byłam pod wrażeniem, że potrafiła myśleć tak trzeźwo. Dopiero pierwsze zajęcia za nią, a ona już wiedziała na czym polega „stała czujność”. Moody byłby z niej dumny.

– Dobrze zrobiłaś, że z nimi nie poszłaś… – powiedziałam szczerze i z dumą. – Choć raz posłuchałaś rozsądku…

– Niby tak, ale co z Lucjanem? On nie kontaktował. Totalnie zero.

– Odbijemy go – zdecydowanie kiwnęłam głową. – Nie możemy go zostawić.

– Tylko jak? To była trójka dorosłych facetów…

– Nas też jest troje – zauważył Samuel.

– Nie wtrącaj się – Alex łypnęła na niego nieufnie. – Ciebie nawet nie liczę.

– A to dlaczego? – zdziwił się.

– Muszę tłumaczyć? – przewróciła oczami. – Nie ufam Ci. I wiem, że jesteś z Klarą tylko na niby.

– Powiedziałaś jej o tym? – Samuel spojrzał na mnie.

– Oczywiście – powiedziałam tonem, jakby nie było innej opcji. – Przecież jest moją przyjaciółką. Ale nie martw się, ufam jej i wiem, że nie wygada Sabrinie.

– Właściwie to nawet miałam okazję – skomentowała Alex i skrzyżowała przed sobą ręce. – Ale teraz nie czas na to. Wpadamy do środka i szukamy go, czy co? Ja nie mam różdżki…

– Nie wiem jak bardzo musimy się spieszyć, ale potrzebujemy planu – uważnie spojrzałam na fasadę budynku.

Samuel wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze.

– Wiecie, skoro mam już wystarczająco dużo informacji, zanim zaczniecie robić „misje ratunkowe”, po prostu pogadam z ochroniarzem. Alex ma rację, to biznes mojego ojca. Jeden z wielu. Wbrew pozorom bardzo legalny. Nie będę komentować jego moralnych aspektów… ale jakkolwiek straszne było dla Ciebie to wydarzenie, Alex, wiem, że w środku wszystko powinno być pod kontrolą. Lucjanowi na pewno nic nie jest. Wzięli go pewnie na wytrzeźwienie. U góry są pokoje.

– Chcesz mi powiedzieć, że panikuję bezsensu?

– Najprawdopodobniej.

– Czyli nie jesteś w stu procentach przekonany! – Alex nie dawała za wygraną. – Próbujesz nas uspokoić i tyle! Albo też w tym siedzisz, tak jak podejrzewałam!

Miałam mętlik w głowie. Historia Alex była zbyt szczegółowa na coś zmyślonego na poczekaniu. Te rzeczy na pewno się wydarzyły, ale ile z nich wyolbrzymił jej nietrzeźwy umysł? Brunet za to mówił bardzo logicznie. Patrzyłam na niego, czekając aż odpowie na kolejne zarzuty. Samuel uśmiechnął się tylko. Nic nie mówiąc, zniknął za drzwiami. Pomyślałam o tym, jak poprosiłam go, żeby mnie nie okłamywał. Skoro nie chciał odpowiedzieć jednoznacznie, czyżby coś było na rzeczy? Poczułam, jak coś ściska mi żołądek.

– Wszystko przez to, że oddaliliśmy się od profesora – jęknęłam. – Gdyby tutaj był…

Nie dokończyłam, bo usłyszałam za plecami odchrząknięcie. Ściskając różdżkę, powoli obróciłam głowę i zauważyłam, że u wyjścia z bocznej, pogrążonej w mroku uliczki, kilka kroków od nas stał profesor Moody. Mężczyzna wyglądał, jakby przyglądał nam się od dłuższego czasu. Lekko mrużył zdrowe oko i luźno opierał dłoń na lasce.

– Proszę, proszę. Czyli o to chodziło… – mruknął. – Pijany Pan Potter miał odwrócić moją uwagę, żeby pozostali moi podopieczni mogli przyjść do… – mechaniczne oko łypnęło na szyld. Profesor zmarszczył brwi jeszcze mocniej. – …Do domu uciech? Alex, Klaro, naprawdę?

– Co? To nie było planowane – bąknęła Alex. – Chciałam się tylko przewietrzyć i tak jakoś…

– Przewietrzyć? – powtórzył. – W Londynie? W burdelu?

– Oczywiście, że nie tutaj! Próbuję powiedzieć, że…

– Dobrze, że Pan jest! – przerwałam jej, złapałam ją za rękę i szybko podeszłyśmy do niego. Chciałam mu zacząć wszystko opowiadać, ale odezwał się pierwszy.

– Teraz „dobrze”, ale zaproszony nie zostałem – mężczyzna zacmokał, jakby z lekkim wyrzutem. – Doceniam przebiegły plan. Jeden opiekun, a rozdwoić się nie mogę… ale chyba nie sądziłyście, że spuszczę solenizantkę z oka? – Moody postukał palcem w opaskę. – Powiem szczerze, że spodziewałem się różnych rzeczy, ale na pewno nie tego – końcem laski wskazał na szyld. – Daleko od szkoły. Daleko od Hogsmeade. Daleko ode mnie… Przy tym co się ostatnio dzieje na świecie, chyba nie muszę powtarzać, jakie niebezpieczeństwa czyhają w mieście w środku nocy? Tym bardziej w dzielnicach takich jak ta…

– Nie musi Pan powtarzać, bo właśnie jeśli chodzi o niebezpieczne sytuacje… – zaczęła Alex i zerknęła na budynek.

– Jacyś faceci porwali Lucjana – wypaliłam szybko. – Znaczy… Samuel twierdzi, że nie, ale Alex myśli, że tak.

– Bo tak to wyglądało! – powiedziała twardo.

Moody spojrzał na nas nieufnie, ale szybko spoważniał. Złapał nas za ramiona i stanowczym ruchem odsunął nas sobie z drogi, zostawiając pod ścianą. Sprawnym ruchem wyciągnął różdżkę i podszedł bliżej fasady budynku. Jego mechaniczne oko zaczęło się kręcić na wszystkie strony, co i rusz zamierając na moment, by zaraz potem powrócić do ruchu. Przez chwilę trwał nieruchomo. Powoli oblizał się. Zrobił kilka wolnych kroków w stronę drzwi, aż nagle zesztywniał.

– Chowajcie się – warknął głośnym szeptem.

Obrócił się na pięcie i błyskawicznie ruszył w naszym kierunku. Jego mechaniczne oko pozostało jednak utkwione w burdelu. Niewiele myśląc, szybko wskoczyłam w ciemną uliczkę, z której wcześniej wyłonił się Moody. Alex cofała się nieco wolniej, dlatego gdy Moody przechodził obok niej, objął ją ręką w pasie i również wciągnął w kryjówkę. Profesor stanął blisko ściany, machnął różdżką i wypowiedział zaklęcie. Spłynęło na nas coś w rodzaju bardzo ciasnej bańki. Stanęliśmy blisko siebie, jakby miało nas to uczynić mniej widocznymi. Chciałam zapytać co z Lucjanem, ale mężczyzna przyłożył mi palec do ust, jednoznacznie dając nam obu znać, że mamy być cicho. Na końcu uliczki, dzięki światłu latarni dostrzegłam jakieś cienie. Ktoś kogoś niósł? Szarpał? Coś ciężkiego uderzyło z hukiem o ziemię i wydało zduszony jęk. Usłyszałam ciężkie kroki dwóch osób i męskie głosy.

– Doprawdy, to już przechodzi ludzkie pojęcie – pierwszy głos brzmiał dostojnie i nieco znajomo. W pierwszej chwili nie mogłam połączyć faktów. – Zero wytchnienia. Zaczynam mieć wrażenie, że praca znajdzie Cie wszędzie.

– Przestało mnie to dziwić – drugi głos skojarzył mi się z… naszym nauczycielem Eliksirów. – Te impertynenckie durnie po raz kolejny nie mają poszanowania dla mojego czasu wolnego. Dopilnuję, żeby srogo tego pożałował.

– Zawsze miałem wrażenie, że kary są Twoim ulubionym elementem pracy – skomentował ten pierwszy.

– Po prostu nienawidzę nieposłuszeństwa – syknął Snape.

– Naturalnie. Myślisz, że nas śledził? To byłoby niefortunne.

– Ten imbecyl? Wątpię, żeby świadomie wpadł na jakikolwiek genialny pomysł. Wątpię też, żeby przyszedł tutaj sam…

– Profsosze? – wybełkotał Lucjan. – Napijemysie?

– Bole, w tej chwili skończ błaznować – wycedził profesor Snape. – Masz trzy sekundy, żeby podnieść się z ziemi i to i tak o trzy sekundy za dużo.

Skoro profesor znalazł Lucjana, oznaczało to, że chłopak jest bezpieczny. Odczułam ulgę. Napięcie odpuściło. Spojrzałam na Alex. Sądząc po jej bladej twarzy i minie, dalej czegoś się obawiała. Może nie zrozumiała kogo słyszeliśmy? Ja nie podejrzewałam Mistrza Eliksirów o złe zamiary w stosunku do uczniów.

– To Snape – szepnęłam do niej, by ją uspokoić. – Czyli wszystko dobrze.

Profesor Moody zgromił mnie wzrokiem. Znów usłyszałam ruch na końcu uliczki. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam, że Profesor Snape ze zniesmaczeniem trzyma Lucjana za kołnierz tak, jakby wynosił worek śmierdzących śmieci. Chłopak ledwo powłóczył nogami, miał rozpiętą koszulę i kurtkę, a na twarzy i nagiej klatce piersiowej miał kilka ran, zadrapań i świeże ślady krwi. Zapewne po wypadku ze stolikiem. Krok w krok za profesorem, szedł ubrany w stylowy płaszcz mężczyzna o długich, jasnych, prostych włosach. Lucjusz Malfoy? Ojciec Draco. Kojarzyłam go ze świątecznego obiadu. Cała trójka zbliżała się do nas. Zesztywniałam, bojąc się, że nas dostrzegą. Czar profesora Moody’ego musiał nas jednak chronić przed ich wzrokiem. Do pewnego momentu. Snape szedł szybkim, stanowczym krokiem i wyglądał jakby nas nie widział… Alex chciała się cofnąć i nadepnęła na szkło. Snape nagle przystanął i powoli spojrzał w naszym kierunku. Ostatnim co widziałam, było to, jak wysoko uniósł brwi. W tym samym momencie Moody błyskawicznie złapał nas za ramiona i szarpnął do tyłu, gdzie ukryty był świstoklik. Dotknął go opuszkami palców. W tej samej chwili świat wokół nas rozmył się. Grunt uciekł spod naszych stóp i wszystko zawirowało. Nie byłam gotowa na nagłą podróż, więc miałam wrażenie, że moje ciało nagle wciąga jakiś wir. Zawartość żołądka podskoczyła mi aż do gardła. Gdy w końcu wylądowaliśmy, tylko profesor Moody stał twardo na nogach. Ja i Alex zawisłyśmy uczepione jego rąk. Profesor szarpnął nas do góry, stawiając prosto. Zamrugałam zdezorientowana i rozejrzałam się. Znajdowaliśmy się w lesie. Alex przetarła oczy, wyglądała niewyraźnie. Ja kurczowo trzymałam rękę profesora, jakby była jedynym stabilnym elementem otoczenia.

– W ostatniej chwili… – sapnął Moody i spojrzał na nas kolejno. Z dezaprobatą. – Oczywiście żadna z was nie pomyślała o konsekwencjach takiej wycieczki. O tym, jak skończy się ona dla mnie, prawda?

– Ja już mówiłam, że chciałam się tylko przewietrzyć. Ale przecież ostatecznie nic się nie stało – powiedziała Alex.

– Stało, nie stało, ale miałem was pilnować, a byłyście w centrum Londynu! Jeśli Snape nas zauważył, bądźcie pewne, że powie o wszystkim Dumbledorowi. Ciężko będzie się z tego wytłumaczyć. Z resztą nie jest głupi. Pewnie zaraz za nami ruszy…

– Chyba jest zajęty Lucjanem – zastanowiła się Alex.

– Profesorze, ale Samuel mówił, że jeśli nie pogada z siostrą, to się skończy o wiele gorzej – powiedziałam. – Tylko dlatego z nim poszłam. Mieliśmy wrócić lada moment. Właśnie… – otworzyłam szeroko oczy. – On tam został. I Sabrina też. A co jak będzie nas szukał?

Moody wziął głęboki wdech, łypnął niespokojnie na drzewo, zastanowił się dosłownie ułamek sekundy. Ponownie złapał nas za ramiona i jakby nigdy nic, zaczął pospiesznie prowadzić w stronę Hogsmeade.

– Trudno. Znikamy stąd – zarządził.

– Profesorze, ale co z resztą? – zapytałam.

– Za starsze roczniki nie odpowiadam – Moody powiedział obojętnie.

Zrobiliśmy ledwo kilka kroków i usłyszałam za plecami dziwny dźwięk… 

 

 

 


3 komentarze:

  1. No wiesz co w takim momencie przerwać hahah

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczaki nie mogę się doczekać nastepnych rozdziałów wstawiaj szybko!

    OdpowiedzUsuń
  3. W trakcie pisania jestem xD I co chwilę coś zmieniam, także dopiero na weekend coś dodam :D

    OdpowiedzUsuń