wtorek, 10 listopada 2020

111. Zazdrość, podejrzenia, rozmowa o seksie i urodziny.

Zapukałam do drzwi gabinetu profesora Moody’ego i odsunęłam się od nich odrobinę. Wiedziałam, że nie jest głuchy, dlatego czekałam. Przestąpiłam z nogi na nogę. Co dziwne, usłyszałam po drugiej stronie jakiś nagły ruch i szmery. Czyżby nauczyciel nie wyciszył gabinetu? Nim zdążyłam zastanowić się, co właściwie słyszałam, ktoś mocno szarpnął za klamkę. W na wpół otwartych drzwiach stanął profesor we własnej osobie. Jego policzki były zaczerwienione, w oku widać było dziwny błysk, a w ręce miał swoją nieodłączną buteleczkę.

– Ekhm… Klaro, coś się stało? – zapytał dość poważnym tonem, przyglądając mi się uważnie. Językiem zwilżył wargi. Jego mechaniczne dyskretnie oko uciekło do tyłu.

– Chciałam tylko spytać, czy Alex dotarła na zajęcia? – powiedziałam zgodnie z prawdą.

– Tak, przyszła.

– Nie musisz mnie sprawdzać! – usłyszałam oburzony krzyk Alex.

– Wybacz – powiedziałam głośno – ale czasem mnie kłamiesz, a wiesz, że te zajęcia to dla Ciebie szansa.

– Ale tu jestem, więc po co mi Twoje pogadanki? – żachnęła się.

Wychyliłam się lekko w bok, by zajrzeć do gabinetu. Alex faktycznie siedziała na kanapie, wyglądała na nieco zakłopotaną i… pospiesznie zapinała lub poprawiała górne guziki koszuli. Nie przyjrzałam się dostatecznie, bo Moody przestąpił z nogi na nogę, zasłaniając mi ten widok własnym ciałem. Na moment zamarłam... Czyli nie tylko przyszła, ale również faktycznie ćwiczyli! I jeśli mi się nie przywidziało, to być może w taki sam sposób w jaki ćwiczyłam z nim ja… Poczułam się z tym dziwnie. Czy to była zazdrość? Nie, przecież nie mogłam być zazdrosna o nauczyciela! Więc czemu czułam to dziwne ukłucie? Może to była zazdrość o jej umiejętności? W sumie przecież nim ja i Moody dotarliśmy do tego etapu, ćwiczyłam z nim kilkukrotnie. Alex miała z nim zajęcia dopiero drugi raz. Po pierwszych była taka nieszczęśliwa, a teraz… a teraz…

– Klaro, dobrze się czujesz? – zapytał Moody. – Trochę zbladłaś.

– Nic mi nie jest – ocknęłam się i przywołałam na twarzy lekki uśmiech. – Cieszę się, że Alex poszła po rozum do głowy. Przepraszam, że przeszkodziłam. Do widzenia.

Opuściłam wzrok i pospiesznie ruszyłam w stronę schodów. Moody patrzył jeszcze za mną, a potem po cichu zamknął drzwi do gabinetu.



Alex wróciła do dormitorium tuż przed kolacją. Zeszłyśmy razem do Wielkiej Sali i usiadłyśmy przy stole. Przyjaciółka wyglądała na rozkojarzoną, ja zaś byłam cicha. Denerwowało mnie, że poczułam się zazdrosna. Obiecałam sobie, że nie będę dopytywać, co działo się na tych zajęciach. Z resztą pewnie też kazał jej zachować to w tajemnicy… Nie mogłam jednak znieść natrętnych myśli. Wyobrażałam sobie o wiele za dużo.

– Alex, podobały Ci się zajęcia? – zapytałam nagle, jednocześnie nieco zbyt gwałtownie nabijając kiełbaskę na widelec.

– Zajęcia? – zapytała, nadal rozkojarzona.

– Te z profesorem… – mruknęłam, wpatrując się w swój talerz.

– Nie wiem… – wzruszyła ramionami. Podparła głowę ręką i na moment zapatrzyła się w stół nauczycielski. Po chwili speszona również wbiła wzrok w talerz. – Nie było tak tragicznie – przyznała zdawkowo. – Wiesz, zajęcia jak zajęcia.

– A będziesz musiała do niego chodzić częściej, czy już wszystko umiesz? – dopytywałam.

– Rany, nie wiem… pewnie będę musiała. Z resztą co za różnica?

Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony mnie to uspokoiło, bo to znaczyło, że Alex nie była idealnie dobra we wszystkim i jedną lekcją nie wygryzła mnie z moich wielomiesięcznych ćwiczeń. Z drugiej zaś jakaś część mnie wcale nie była radosna.

– Pytam, bo kiedyś ciągle broniłaś się przed tymi lekcjami, a dzisiaj nie pomarudziłaś ani przez chwilę.

– Wiem, trudno uwierzyć – Alex ostentacyjnie przewróciła oczami – ale o dziwo nie mam na co. Widziałaś jak mi tragicznie poszło na lekcji. Być na poziomie Neville’a to tragedia… Sorry Neville.

Siedzący niedaleko chłopak westchnął i kiwnął głową.

– Bez urazy – odpowiedział.

– …A i tak od dawna nie jestem sobą – kontynuowała przyjaciółka. – Ty i Moody suszyliście mi głowę tyle czasu, że może nas spotkać coś złego i tak dalej. Tak trudno uwierzyć, że w końcu chcę coś z tym zrobić?

– Wiesz, to dobrze jeśli serio tak myślisz – przyznałam zawstydzona. – Nie chciałam zabrzmieć, jakbym się czepiała. Przepraszam, niepotrzebnie pytałam – machnęłam ręką, uznając temat za nieważny.

– Spoko, że pytasz, ale powinnaś już się przyzwyczaić, że zdarza mi się zmienić zdanie. Też mi się wydawało, że te zajęcia to będzie porażka i bezsens, ale w gruncie rzeczy, mogło być gorzej.

Nie miałam pojęcia jakim cudem profesor przemówił Alex do rozsądku, ale jeśli mówiła szczerze, byłam pod wrażeniem.

– Na pewno taki trening daje Ci więcej niż marnowanie czasu na szlabanie u profesora Snape’a – stwierdziłam.

Alex zakrztusiła się jedzeniem. Unikając kontaktu wzrokowego, sięgnęła po kubek i po chwili kaszlenia, napiła się.

– …czyszczenie kociołków, uzupełnianie składników… – mówiłam dalej. – przecież nie będziesz po Hogwarcie pracować jako sprzątaczka!

– Dobra, skończ już – Alex powiedziała cichym głosem. Odłożyła widelec z miną, jakby straciła apetyt.

– Mniej Snape’a, to mniej szans na utratę punktów – wtrącił się Harry, jednocześnie obracając w naszą stronę. – Wczoraj nas skasował za wieczorny trening. Jakbyśmy i bez tego nie byli na dole tabeli.

– Zrobisz jak zawsze – Ron wpakował kawałek chleba do ust. – Złapiesz złotego znicza, wygrasz ten turniej trójmagiczny i natrzaskasz nam tyle punktów, że skoczymy do góry.

– Przepaść jest zbyt duża – Harry zerknął na wyniki. – Potrzebujemy cudu.

– Ty jesteś naszym cudem – Ron wesoło poklepał Harrego po plecach.

– Nawet nie zwróciłam uwagi, że jesteśmy tak nisko! – jęknęłam, łapiąc się za głowę. – Od jutra zgłaszam się na wszystkie dodatkowe zaliczenia i referaty.

– U Moody’ego poszło Ci dobrze – Harry wzruszył ramionami.

– „Dobrze”, to nie jest wystarczająco!

– Zaczyna się… – Alex przewróciła oczami, a przyjaciele się zaśmiali.



***



Zarówno w czwartek jak i w piątek zgłosiłam się na kilka dodatkowych prac na zaliczenie. Podarowałam sobie tylko profesora Snape’a, podejrzewając, że wymyśliłby coś takiego, przez co tylko straciłabym punkty. Referaty z historii magii i mugoloznawstwa to była prościzna. Wystarczyło przepisać podręczniki innymi słowami i ekstra punkty będą w kieszeni. W piątek po obiedzie odwiedziłam profesora Moody’ego. Nie rozmawialiśmy o tym, o co poprosił mnie poprzednim razem. Z resztą zachowywał się jakby nigdy nic. Nasze zajęcia należały też do tych normalniejszych. Przetestował mój refleks i moją tarczę, a przy okazji pochwalił mnie za to, jak dobrze poszło mi na lekcji. Na koniec zaparzył mi herbaty. Siedziałam na kanapie, wpatrując się w parujący kubek. Bardzo długo wahałam się przed zadaniem pytania. W końcu jednak je wydusiłam.

– Profesorze, a jak Alex sobie radzi?

Moody usiadł obok mnie i poklepał mnie po kolanie. Zaraz potem jego ręka wylądowała na oparciu kanapy, za moimi plecami.

– Czekałem aż o to zapytasz – przyznał i udał zastanowienie. Zastukał palcami w mebel i odchrząknął. – Twoja przyjaciółka nie jest w najlepszej formie, ale myślę, że jest przed nią wiele możliwości.

– A czy… czy ona… – przełknęłam głośno ślinę. Profesor patrzył na mnie czujnie. – Czy ona jest ode mnie dużo lepsza? – spojrzałam na niego szklanymi oczami.

– Właśnie to Cie gnębi? – zdziwił się.

Kiwnęłam głową. Cały czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że może chodzić mi o coś innego. Przecież nie miałam go na własność. Miał prawo uczyć kogo tylko chciał. Miał prawo martwić się też o innych. Miał prawo dbać o nich. Być dla nich wzorem. Zapraszać do gabinetu. Budować z nimi szczególną więź. Dotykać w szczególny sposób… Przerażona własnymi absurdalnymi myślami, panicznie potrząsnęłam głową. Przecież nie chodziło mi o nic takiego! Chodziło o lekcje. Pospiesznie napiłam się herbaty, próbując skupić na jej smaku i niczym więcej. Bałam się, że jakimś cudem moje dziwne myśli dotrą do nauczyciela. Mężczyzna przyglądał mi się przez cały ten czas. Z namysłem potarł podbródek, a w końcu westchnął.

– Trudno was porównać, bo jesteście zupełnie inne, ptaszyno. Jak ogień i woda. Ona jest jak ogień, trudna do okiełznania, zbuntowana, żywiołowa, potrafi rozgrzać…

Moody zapatrzył się przed siebie i przygryzł wargę. Gdy spojrzałam na niego, szybko odchrząknął i sięgnął po buteleczkę. Upił łyk, a zaraz po tym naprostował własną wypowiedź.

– Rozgrzać w sensie wywoływania złości – mrugnął do mnie. – Oczywiście taki niekontrolowany ogień może wszystko z łatwością zniszczyć. Ty zaś Klaro jesteś jak woda – mężczyzna schował buteleczkę do kieszeni i spojrzał na mnie, wpatrując się w moje oczy. – Jesteś spokojna, niepozorna. Podatna na to, co dzieje się wokół. Tak jak wiatr wywołuje na morzu sztorm, tak Tobą targają czasem różne emocje. Na naszych zajęciach często mam okazję to zobaczyć. Ale wiesz co jest najważniejsze? – pochylił się bardziej w moją stronę i zniżył głos do głośnego szeptu. – Najważniejsze, że drążysz sobie powolnie drogę do celu. Będzie to trochę trwało, ale jestem pewien, że efekt będzie wart czekania. Zdecydowanie…

Dotknął mojej twarzy i przesunął delikatnie kciukiem po moich wargach. Zerknął na nie, jakby się nad czymś zastanawiał. Nie ruszył się jednak ani o milimetr. Jego słowa były bardzo miłe. Poczułam pod powiekami łzy wzruszenia. Odstawiłam kubek na stolik i bez wahania objęłam mężczyznę w pasie, przytulając się do niego mocno i ukrywając twarz w jego koszuli.

– Dziękuję profesorze. Jest Pan najlepszy. Dziękuję.

Moody wziął głęboki wdech i czule pogładził mnie po plecach. Jego ruchy z początku były pieszczotliwe, jak u rodzica głaszczącego własne dziecko. Miałam wrażenie, że po chwili zaczął wodzić po moich plecach samymi opuszkami. Nadal było to miłe.

– Cokolwiek by się nie działo, nie martw się – szepnął mi do ucha. – Alex nie planuje zostać aurorką, a ja nie zamierzam odwoływać naszych wspólnych lekcji. Dobrze wiem, ile dla Ciebie znaczą. Z resztą… korzystamy na nich oboje, prawda?



***



Tego samego dnia zaraz po kolacji, pojawiłam się w bibliotece. Samuel dawno siedział przy stoliku. Wokół nie było żywej duszy, więc jedynie zerknął na mnie kątem oka, nie przerywając pisania własnej pracy. Odłożyłam książki na stół i usiadłam na krześle obok, bez słowa zabierając się za referat. Nauka pod pretekstem wspólnego spędzania czasu wychodziła nam świetnie. Byłam zadowolona z tego układu, nawet jeśli momentami przechodziło mi przez myśl, że chciałabym czegoś więcej. Przynajmniej Samuel nie zmuszał mnie do picia, brania narkotyków i robienia rzeczy, które kończyłyby się listem rodziców lub szlabanem.

– Nie było Cie po obiedzie. – Samuel powiedział po dłuższej chwili milczenia.

– Dodatkowe z profesorem Moody’m – wyjaśniłam krótko. – Czasem wychodzą dłużej, czasem krócej.

– Czyli to jest to, o czym przynudzał mi młody Malfoy…

– Masz na myśli Draco? – spojrzałam na niego zdziwiona. Miałam złe przeczucia. – Co znowu gadał…

– Wziął sobie za punkt honoru, żeby mnie zniechęcić i zaczął opowiadać, że niby masz romans z profesorem.

– Rany… – westchnęłam załamana i odłożyłam pióro. – To oni dalej to mówią? Nawet nie pamiętam już kto to wymyślił.

– Typowe podejście niedojrzałych uczniów – ślizgon wzruszył ramionami. – A im bardziej absurdalna plotka, tym chętniej ją powtarzają.

– Czyli w to nie wierzysz? – zapytałam z ulgą. Pocieszyło mnie, że chłopak nie brzmiał na przekonanego tymi bredniami.

– A powinienem? – Samuel spojrzał mi prosto w oczy, ale widząc moje zaskoczenie, zaraz dodał. – W poprzedniej szkole słyszałem o sobie takie rzeczy, że szkoda gadać. Osobiście wolę weryfikować plotki, niż ślepo im ufać. Nie są przecież plotkami bez przyczyny.

– No i to jest zdrowe podejście – kiwnęłam głową z uznaniem.

– Zatem weryfikacja – uśmiechnął się uprzejmie i otworzył swój notatnik. – To co właściwie z nim ćwiczysz?

– Różne rzeczy – wzruszyła ramionami i usiadłam wygodniej na krześle. – Mówiłam Ci, że chcę zostać aurorką. Profesor jest legendą w tym zawodzie i korzystam z faktu, że mamy go pod ręką. Uczy mnie refleksu, różnych zaklęć, panowania nad strachem…

– Brzmi interesująco – Samuel zaczął coś notować. – Jakieś szczegóły? Może mógłbym wyciągnąć jakieś wnioski.

– Właściwie to nie powinnam o tym mówić – speszyłam się i potarłam swoje ramię. – To zajęcia indywidualne, czyli dostosowane do konkretnej osoby. Z Tobą pewnie ćwiczyłby coś innego. Każdy ma inne strachy i tak dalej…

– Rozumiem. A jaki jest Twój strach? – zapytał, wpatrując się we mnie. Jego ołówek wisiał kawałek ponad kartką, gotowy by coś zapisać.

– Ja… ten… ja… w sumie to nieważne – bąknęłam, szybko łapiąc za pióro. – Wracajmy do lekcji, co?

– Jasne, możemy wrócić, ale nie wiem dlaczego robisz z tego taką tajemnicę – przyznał z rozbrajającą szczerością, nie odrywając ode mnie wzroku. Ołówek wciąż czekał, by coś napisać.

Zrobiłam się cała czerwona. Uciekłam wzrokiem na swój pergamin. Widziałam kątem oka, że Samuel wciąż patrzył.

– Po prostu nie powinnam mówić o naszych zajęciach, bo… bo one są troszeczkę nielegalne.

– Czyli jednak… – chłopak mruknął i zaczął coś pisać.

– Nie w ten sposób! – pisnęłam.

Pyrites dalej pisał niewzruszenie. Chciałam mu spojrzeć na kartkę, co takiego tam notuje, a on podniósł notes, żeby mi to uniemożliwić. Zestresowałam się. Wstałam z krzesła, gotowa by okrążyć stół. Chłopak zerknął na mnie niewzruszony.

– Dziewczyno, uszanuj cudzą prywatność – zasugerował mi uprzejmie.

– To nie pisz tam o mnie żadnych głupot! – zacisnęłam ręce w pięści.

– Nie piszę o Tobie. Skąd ten pomysł? – zapytał z miną niewiniątka.

– Bo… – zbił mnie z tropu. – Patrzyłeś na mnie i… zacząłeś pisać jak ten…

– Sama prosiłaś, żebyśmy wrócili do odrabiania lekcji, prawda? – uśmiechnął się z pobłażaniem.

Zamrugałam. Odbija mi czy co? Rozluźniłam pięści i powoli usiadłam na krześle. Musiało mi odbijać.

– Racja… – mruknęłam, wpatrując się w swój referat. Po chwili zawahania dodałam. – Ale jakbyś pisał o mnie, to nie chodziło mi o nic dziwnego, dobrze? Po prostu przerabiamy czasem zaklęcia, które są ponad moim poziomem. Nie wszystkie w ogóle są w programie i ktoś mógłby się przyczepić…

– Dobrze – uśmiechnął się lekko. – Jak będę sporządzał Twój życiorys, zamieszczę tam właśnie taką informację.

– Nie żartuj sobie – jęknęłam.

– Mówię serio.

Wzięłam głęboki wdech i powoli wypuściłam powietrze. Samuel wrócił wzrokiem na notatki, a jego uśmiech zniknął w tej samej chwili. Chłopak wyraźnie przeszedł w „tryb pracy”. Poszłam za jego przykładem i w milczeniu zabrałam się za referaty.



***



Niemal całą sobotę spędziliśmy wspólnie przy książkach. Oczywiście każde z nas było w swoim własnym świecie. Stosik podręczników Samuela szybko się zmniejszał. Nie tylko szybko czytał, ale i wręcz błyskawicznie notował to co było mu potrzebne. Doszło do tego, że ledwo zaczął się wieczór, a ślizgon pierwszy skończył wszystko, co miał do zrobienia. Chłopak spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi. Wymówka, że spędzamy czas razem była dla niego wygodna, szczególnie w tak newralgiczne dni jak weekend, kiedy to wszystkim było w głowie tylko jedno – imprezowanie. Sabrina już trzykrotnie przychodziła nam przeszkadzać i zaprosić nas na popijawę. Za ostatnim razem zrobiła nawet mini ulotkę-zaproszenie i ostentacyjnie wcisnęła mi ją za kołnierz. Samuel spalił karteczkę chwilę po jej wyjściu, a potem udawał, że o niczym nie słyszał. Teraz był w impasie. Jeśli Sabrina wejdzie do biblioteki jeszcze raz, na pewno nie odpuści… Samuel zastukał palcami w blat stołu.

– Słuchaj, możesz się uczyć poza biblioteką? – zapytał.

Spojrzałam na niego podejrzliwie.

– Zależy. Niby mogę, ale nie wszystkie książki można wynieść, a mam jeszcze jeden referat do skończenia.

– Załatwię to – wstał i zostawił swoją torbę na blacie. – Spakuj wszystko co potrzebne i zbieramy się.

– Pani Pince się przecież nie zgodzi – stwierdziłam sceptycznie.

– Chcesz się założyć?

Samuel pokazał mi, bym zaczekała, wyjął coś z torby, podrzucił to i złapał w locie. Pewien siebie ruszył porozmawiać z bibliotekarką. Moja ciekawość była zbyt silna, żebym przepuściła okazję zobaczenia co wymyślił. Stanęłam za regałem, wychylając jedynie głowę. Samuel obracał w palcach mały, czarny flakonik. Przypominał niewielką buteleczkę perfum. Chłopak dał ręce za siebie i wyglądało na to, że zwilżył sobie lewy nadgarstek. Następnie flakonik wylądował w jego kieszeni. On i pani Pince rozmawiali przez chwilę. Samuel wskazał na coś lewą ręką, przez co ta znalazła się blisko twarzy kobiety. Bibliotekarka spojrzała w tamtym kierunku, a jej surowe spojrzenie jakby… złagodniało? Chwilę później ślizgon zawrócił. Szybko cofnęłam się do stolika i zaczęłam w pośpiechu zbierać wszystkie książki. Samuel pojawił się obok mnie. Przetarł nadgarstek chusteczką i zgarnął z krzesła torbę.

– Gotowa? – zapytał.

Gdy kiwnęłam głową, złapał mnie za dłoń, od razu prowadząc do wyjścia. Jeszcze przed progiem uśmiechnął się uprzejmie do bibliotekarki. Ta odprowadziła nas wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Wyglądała trochę tak, jakby była myślami w innym świecie. Kiedy tylko znaleźliśmy się kilka metrów od biblioteki, Samuel mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.

– Co to właściwie było? – zapytałam, mrużąc oczy.

– Co dokładnie? – chłopak nawet na mnie nie spojrzał.

– To, co właśnie zrobiłeś z Panią Pince.

– „To” nazywa się „rozmowa” – powiedział wykładowym tonem. – Sposób komunikacji praktykowany od stuleci. Wiesz, gdy dwie osoby lub więcej wydają na zmianę artykułowane dźwięki o umownym znaczeniu i…

– Dobrze wiesz, że nie to mam na myśli – fuknęłam i wyszarpnęłam dłoń. Przystanęłam. – Czy Ty… Odurzyłeś ją?!

Samuel westchnął przeciągle, jakby zdał sobie sprawę, że miał do czynienia z upierdliwym dzieckiem. Po chwili, dosłownie w ułamek sekundy przywołał na twarzy uprzejmy uśmiech i obrócił się przodem do mnie.

– Miałbym ją odurzyć na oczach wszystkich? Bez obrazy, ale posłuchaj sama siebie, jak absurdalnie to brzmi.

– Dla mnie też brzmi to absurdalnie, ale tak to wyglądało. Nie możesz mi zwyczajnie wytłumaczyć co zrobiłeś?

Ślizgon chciał odpowiedzieć, ale kątem oka zauważył ruch na końcu korytarza. To grupka uczniów szła w naszą stronę. Bliźniak oparł więc dłoń o ścianę na wysokości mojej głowy i pochylił się w moją stronę, jednocześnie przyciszając głos.

– Mówiłem, rozmawialiśmy – odparł spokojnie.

– Ale zrobiłeś coś jeszcze – nie dawałam za wygraną.

– Poza rozmową? – błyskawicznie ujął mnie za nadgarstek i zarzucił sobie moją rękę na szyję.

– T… Tak, przecież widziałam – uciekłam wzrokiem i jak oparzona, próbowałam cofnąć rękę.

– Skoro widziałaś, po co pytasz? – chłopak szybko złapał moją dłoń i przycisnął sobie do piersi.

– Bo… – speszona, przełknęłam głośno ślinę. Próbowałam zabrać rękę, ale trzymał ją mocno. Miałam wrażenie, że czuję bicie jego serca. Uderzało mocno, ale nie brzmiał na zdenerwowanego. Gdyby kłamał, brzmiałoby inaczej, prawda? – Bo chcę wiedzieć, co dokładnie zrobiłeś – wydusiłam.

– I co byś konkretnie chciała usłyszeć? – pytał coraz ciszej, trwając w tej pozycji. Jego kciuk pogładził wierzch mojej dłoni.

– Na pewno nie kłamstwo – odpowiedziałam równie cicho.

Próbowałam odgonić od siebie wszystkie myśli, ale sytuacja zbyt mocno przypominała taką z filmów romantycznych. Zawsze lubiłam oglądać takie fabularyzowane historie miłosne. Teraz zaś praktycznie miałam swój własny film. Byliśmy aktorami, a było to tak przerażająco realistyczne… To było silniejsze ode mnie. Podniosłam wzrok i przez chwilę patrzeliśmy sobie prosto w oczy. Grupka zdążyła nas minąć. Gdy zniknęli z widoku, Samuel od razu puścił moją dłoń, choć nadal pozostał pochylony. Powoli wsunął rękę do kieszeni i z namysłem zwilżył językiem usta. Przeszło mi przez myśl, że może właśnie teraz mnie pocałuje. Czy powinnam mu uciec jak ostatnim razem? A może nie byłoby nic złego, gdybym na to pozwoliła? Patrzyłam na niego jak zaklęta. On jednak odepchnął się od ściany.

– W takim razie nie mam nic do dodania – stwierdził z rozbrajającą szczerością.

Nie czekając na kontynuację dyskusji, Samuel ruszył w stronę schodów. Przez chwilę stałam jak kołek. Oczywiście, że mnie nie pocałował, po co miałby to robić? Tylko udawaliśmy. Skarciłam się w myślach. Czy miałam brać jego słowa jako przyznanie się do winy, czy wręcz odwrotnie? Teraz to już nawet nie byłam pewna, co dokładniej widziałam w bibliotece. Jakkolwiek przekonał Panią Pince i tak już wyniosłam książki z biblioteki. Gdyby zrobił to nielegalnie, to w razie wpadki mogłam być oskarżona o współudział. To ja je miałam w torbie, a nie on. Bezsensu byłoby je teraz odnosić. Szybko doszłam do wniosku, że chyba nic się nie stanie, jeśli oddam je następnego dnia. Westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem, zrównując z nim krok. Gdy byłam blisko, odruchowo złapał mnie za rękę. Poprowadził mnie w kierunku doskonale znanego mi korytarza na pierwszym piętrze. Samuel stanął przed ścianą, a kamienie niemal od razu rozstąpiły się, odsłaniając nam niepozorne wejście do Pokoju Życzeń. Szybko wślizgnęliśmy się do środka. Pomieszczenie wyglądało tak jak wtedy, gdy ostatni raz je widziałam, tyle że nie było tam ani żywej duszy i wszędzie leżały puste lub niedopite butelki po różnych alkoholach oraz inne śmieci. Sflaczałe balony, okurzone serpentyny, brudne talerze na stole z przekąskami. Zamrugałam zdezorientowana.

– Co tutaj robimy?

Samuel nie odpowiedział. Zamiast tego poprowadził mnie istnym labiryntem. Miałam wrażenie, że trzy razy przeszliśmy obok tego samego posągu. A może korytarze ze skrzynek tak tylko podobnie wyglądały… W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie chłopak wypowiedział hasło i użył czaru ujawniającego. Świeżo ukazane drzwi doprowadziły nas do niedużego kącika wyglądającego jak nielegalne laboratorium. Było tam dużo różnych przyrządów alchemicznych, były wagi, miarki i składniki w pudełkach i słoikach. Na stoliku stały trzy kociołki z parującymi zawartościami. Każdy eliksir miał inny odcień. Chłopak od razu podszedł sprawdzić swoje dzieło i kolejno zamieszał w kociołkach. Całkowicie przestał zwracać na mnie uwagę.

– Nie chciałem marnować czasu, gdy mam robotę. Tutaj możesz się uczyć – zakomunikował mi, gdyż od kilku minut stałam jak ciele, wpatrując się w niego.

Ocknęłam się, rozejrzałam. Zlokalizowałam kwadratowy stolik z czterema krzesłami. Usiadłam na jednym z nich i wypakowałam książki, pergamin i pióro, jednocześnie zerkając na kociołki. Czyżby tutaj produkował specyfiki, które odsprzedawał bliźniakom? Nie dziwiło mnie, że nie robił tego u siebie w pokoju. Sabrina pewnie by mu dorzucała coś do środka, albo podpijała w trakcie. Czyli wykrycie Pokoju życzeń też nie byłoby mu na rękę. Na szczęście wyglądało na to, że nauczyciele nie dostali się do środka, a jedynie wiedzieli gdzie zacząć łapać uczniów. Ciekawe co by powiedzieli na jego małe laboratorium.

– Zachowujesz się zupełnie inaczej, gdy jesteśmy wśród ludzi – zauważyłam.

– Czy to nie logiczne? – wzruszył ramionami. – Mieliśmy przecież udawać parę.

– Tak, ale momentami wydajesz się być bardzo przekonujący…

– Na tym to polega.

Patrzyłam przez chwilę na jego plecy. Było mi miło, gdy udawał, ale przecież nie powinnam się przywiązywać. Wszystko było na pokaz. Nawet, jeśli czasem miałam wrażenie, że mogło chodzić o coś więcej, gdy byliśmy sami, ten czar szybko pryskał. Westchnęłam i opuściłam wzrok na pergamin. Zajęłam się pisaniem referatu. Po jakimś czasie, Samuel w końcu oderwał się od aparatury.

– Właściwie dobrze, że podniosłaś temat – powiedział. – Chciałbym coś omówić.

– Co takiego?

Samuel usiadł po przeciwnej stronie stołu. Odrzucił włosy na jedną stronę, a później splótł ręce przed sobą. Wyglądał teraz jak prawnik.

– W dzisiejszych czasach oczekuje się od par pewnego rodzaju cielesności – zaczął.

– Co?... – zamrugałam zdezorientowana. – O czym Ty mówisz?

– Mam na myśli dotyk, pieszczoty, pocałunki – zaczął wymieniać.

– Ale… przecież tylko udajemy – powtórzyłam jego własne słowa i przełknęłam głośno ślinę. Ściskałam mocno pióro.

– Tak – Samuel pochylił się nieco nad blatem – ale po tym jak wylądowałaś u mnie w dormitorium, powstały pewnego rodzaju plotki. Rozumiesz, prawda? Dziewczyna. Chłopak. Pusty pokój. Jedno łóżko…

Trybiki zaskoczyły wyjątkowo szybko.

– To im zaprzecz – powiedziałam pospiesznie. Czułam, że oblewam się rumieńcem. – Przecież do niczego nie doszło!

– Wiem, że nie, ale te plotki są w sumie wygodne. Oznaczają, że łączy nas coś hmm… głębszego.

– Ale nie chcę, żeby tak o mnie mówili – zdecydowanie potrząsnęłam głową. – Nie zrobiłam nic złego.

– A kto mówi o czymś złym? – zdziwił się.

– Ty. Sugerujesz, że oni mówią... – zająknęłam się. – Że mówią… że my…

– Uprawialiśmy seks – dokończył za mnie. – I to jest coś złego? – Samuel oparł podbródek o nadgarstek i patrzył na mnie z niekrytym zainteresowaniem. – Czemu tak uważasz?

– Bo… bo takie rzeczy robi się dopiero po ślubie! – wydusiłam oburzona. – A my tylko udajemy! I nigdy nie będziemy mieć ślubu. I… I…

Samuel zacisnął usta w wąską linię, próbując się nie roześmiać, ale ostatecznie cicho parsknął. Potrząsnął głową z miną, jakby nie mógł uwierzyć w to co słyszy. Odchylił się do tyłu, opierając plecami o krzesło, na którym siedział. Wyprostowane ręce oparł o stół.

– Jesteś urocza – przyznał z rozbrajającym uśmieszkiem.

– Co? Czemu? – speszyłam się jeszcze bardziej.

– Teraz są zupełnie inne czasy. To o czym mówisz, praktykowano ze dwie czy trzy dekady temu i to też nie tak dokładnie. Wszystko jest dla ludzi. Nikt Ci tego nie wyjaśnił?

– Nie gadam o takich rzeczach! – powiedziałam szybko i wpatrzyłam się w kartkę przede mną, jednocześnie nieco przygarbiając się.

– Nawet z koleżankami? Byłem pewien, że kobiety rozmawiają o tym między sobą. Sabrina zawsze gada jak najęta, opowiadając na lewo i prawo…

– Akurat Twoja siostra nie jest dobrym przykładem – mruknęłam.

– Racja, ma inną moralność. Zdaje sobie z tego sprawę i dlatego nie uważam tego za prawdę objawioną, ale słyszałem to też od innych osób. Wiesz, nie oceniam, ale podejrzewam, że sporo uczniów w naszej szkole ma to już za sobą. Jeśli spojrzeć na statystyki, to z roku na rok ludzie zaczynają współżycie coraz wcześniej. Hormony buzują i tak dalej. Nie ma już tej mody na stygmatyzowanie.

Wgapiałam się w kartkę, przypominając sobie o tym, jak dziewczyny rozmawiały po balu. Całe podekscytowane, dzieliły się swoimi przeżyciami, mówiąc o nich niemal w samych superlatywach. Czy była to jednorazowa rozmowa, czy normalne dziewczyny poruszały ten temat wcześniej? Może po prostu to ja byłam dziwna. Już parę razy wytykano mi niedojrzałość. O tym, że Alex nie jest dziewicą, dowiedziałam się grubo po fakcie. Nie mówiła mi, bo wiedziała, że źle to odbiorę? To ona tłumaczyła mi co to lód, albo trójkąt. Ona załatwiła mi pierwszy trening z Lucjanem, zaś Lucjan nie traktował mnie jakoś gorzej, mimo tego, do czego między nami doszło. Od intensywnego myślenia rozbolała mnie głowa. Potarłam skronie i westchnęłam.

– Chyba masz trochę racji… Ale wiesz co? I tak nie chcę, żeby mówili o mnie kłamstwa.

– Czekaj, nie chcesz żeby kłamano, a jednak zgodziłaś się chodzić ze mną na niby?

– Bo mnie o to poprosiłeś – zerknęłam na niego. – I jest to mniej szkodliwe kłamstwo niż opowiadanie bzdur o tym, że my ten…

– Słuszna uwaga. No dobrze, będę dementował plotki, jeśli tego chcesz, ale bierz pod uwagę, że nie istniejemy w próżni. Jeśli nie ma nic, ludzie wymyślą coś nowego. Jeśli zaprzeczasz, myślą, że wiedzą lepiej. To jak walka z wiatrakami.

– Więc co proponujesz? – westchnęłam. – Już raz Lucjan też tak gadał. Dla żartów byłam jego dziewczyną, żeby gadali o tym, a nie o mnie i profesorze.

– I zadziałało?

– Przez pewien czas na pewno, ale jak sam mówisz, ludzie zawsze coś wymyślą.

– Dlatego mam zupełnie inną technikę – Samuel ponownie pochylił się nad stolikiem. – Zamiast walczyć z wiatrakami, pozwól im się kręcić. Czasem nawet bądź źródłem wiatru, który nimi poruszy. Żeby to działało, potrzebuję Twojej zgody i zaufania. Zróbmy to po mojemu.



***



Wróciłam do pokoju wspólnego na długo przed ciszą nocną. Alex siedziała na kanapie w otoczeniu członków drużyny. Wszyscy rozmawiali głośno, śmiali się i jak zawsze pili alkohol. Popatrzyłam chwilę w ich kierunku i westchnęłam. Cały weekend spędziłam na robieniu dodatkowych zadań, żeby odkuć się z punktami. Z jednej strony byłam trochę zła, że inni nie mieli takiego zapału, żeby też poprawić nasz wynik. Z drugiej strony wiedziałam, że nikt mnie do tego nie zmuszał. Nie miałam więc prawa się boczyć. Przetarłam zmęczone od czytania oczy i ruszyłam w stronę schodów. Drogę zastąpiła mi Hermiona.

– Klara, co byś chciała na urodziny? – zapytała. – Może kolejną część tej serii o historii magii?

– Rany… zapomniałam, że ten dzień się zbliża, ale tak, może być – kiwnęłam głową.

– Urodziny? – Alex błyskawicznie obróciła się w moją stronę. – Kiedy masz?

– Za tydzień – Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach. – To Ty nie wiesz?

– Nie mam pamięci do dat, a nawet Klara o nich zapomniała, więc się odczep – Alex napiła się piwa. – Co Ci kupić? Albo nie, nie mów! Mam pomysł – uśmiechnęła się przebiegle.

– No to trzeba zrobić imprezę – powiedział Fred, wstając i unosząc piwo w geście toastu. – Postanowione.

– Nie chcę imprezy – jęknęłam. – Prezentów też nie musicie mi dawać.

– Za późno – Fred wzruszył ramionami. Angelina złapała go za nadgarstek i pociągnęła na dół, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiał się na ten widok i pocałował ją.

– To jej dzień i powinniście uszanować jej decyzję – zaczęła mówić Hermiona. – Jak nie chce imprezy, to nie.

– Cicho tam – warknęła Alex i obróciła się do przyjaciół. – Wiecie co by było fajne? Wyjście do Hogsmeade. Dawno nie byliśmy.

– Bez opiekuna nas przecież nie puszczą – zastanowił się George. – Wyobrażasz sobie McGonagall siedzącą z nami w pubie? – zaśmiał się cicho.

– Kto mówi o McGonagall? Weźmiemy kogoś innego. – Alex wzruszyła ramionami.

– Halo, ja nie chcę imprezy! – powtórzyłam, machając do nich obiema rękami.

Nie słuchali mnie. Pogrążyli się w spiskowaniu między sobą. Hermiona spojrzała na mnie przepraszająco. Westchnęłam i poklepałam ją po ramieniu, a potem wspięłam się po schodach. Spakowałam torbę na poniedziałek, a później wzięłam prysznic, przebrałam się w pidżamę i położyłam się do łóżka, rozmyślając o różnych sprawach. Ocknęłam się, gdy Alex wtaczała się do pokoju, potykając o własne, zostawione wcześniej na podłodze ciuchy. Zaklęła pod nosem i usiadła ciężko na łóżku, walcząc z butami. Wsparłam się na łokciu i wyjrzałam zza kotary.

– Wszystko dobrze? – zapytałam.

– Ehe – czknęła. – Zajebiście. Lepiej być nie może – odpowiedziała, ale po jej tonie nie byłam pewna, ile było w tym ironii.

– Jakby co, mówiłam serio o tych urodzinach. Nie chce imprezy – przypomniałam.

– Daj spokój, zrobimy coś małego. Kilka osób tylko.



***



Tydzień później, sobota ja i Alex wracałyśmy z obiadu. Gdy weszłam do sypialni, przyjaciółka rzuciła się do swojego kufra. Wyciągnęła ze środka ładną czarną torebkę z czerwoną kokardką i uroczyście mi ją wręczyła. Złożyła mi życzenia i przytuliła mnie. Usiadłam na łóżku i otworzyłam torebkę, od razu oblewając się rumieńcem.

– Alex… co Ty mi dajesz?! – pisnęłam, szybko ją zamykając.

– Jak to co? Seksowną bieliznę – wyszczerzyła się do mnie. – Masz już piętnaście lat, powinnaś mieć chociaż jeden czarny, koronkowy zestaw.

Ostrożnie wyjęłam bieliznę z torebki i obejrzałam ją uważnie. Bielizna była naprawdę seksowna, a co za tym idzie, nie w moim typie. Ładne, kwieciste koronki częściowo prześwitywały, zaś majtki były dość mocno wycięte. Wstałam i szybko ukryłam prezent w kufrze.

– Hej, co Ty robisz? – zdziwiła się Alex.

– Chowam to na przyszłe „nigdy” – bąknęłam.

– Nie bądź taka! Musisz to założyć chociaż raz. Najlepiej dzisiaj, na imprezę.

– Daj spokój.

– Nie kupiłam tego po to, żeby leżało. Z resztą mam podobny zestaw – pokazała mi swój. – Jak się wstydzisz, to też założę swój.

– Ale i tak nikt tego nie zobaczy.

– Nie marudź – Alex wyjęła bieliznę z mojego kufra i wcisnęła mi ją z powrotem do ręki. – Ubierasz to i idziemy. Musiałam się nakombinować, żeby puścili nas do Hogsmeade, więc nie psuj teraz tego.

Westchnęłam, zgarnęłam pozostałe ubrania i poszłam do łazienki się przebrać. Bielizna pasowała na mnie idealnie, ale gdy patrzyłam w lustro, czułam się tak, jakbym obserwowała zupełnie obcą dla mnie osobę. Alex zapukała w drzwi, pospieszając mnie. Szybko wciągnęłam na siebie obcisłe, jasne jeansy, a później też czarny, obcisły golf. Wyszłam z łazienki, wymijając się z przyjaciółką w drzwiach. Hermiona podkręciła mi włosy lokówką i upięła je z jednej strony. Ubrałam buty, wzięłam w rękę kurtkę i schowałam różdżkę do wewnętrznej kieszeni. Alex wyszła po chwili z łazienki. Miała lekki makijaż. Ubrała czarne, skórzane spodnie biodrówki i krótki, czerwony top kończący się powyżej pępka.

– Będzie Ci zimno! – powiedziałam.

– Przecież mam kurtkę – zaśmiała się i ubrała kurtkę, zapinając ją. – Gotowa?

– Gotowa. Hermiona, na pewno nie idziesz? – spojrzałam na nią.

– Na pewno. Nie złościsz się, prawda?

– Nie – potrząsnęłam głową.

Alex ruszyła zniecierpliwiona do drzwi. Przytuliłam Hermionę, zgarnęłam jeszcze moją torbę i ruszyłam za przyjaciółką. W pokoju wspólnym czekali już przyjaciele. Był Harry, Ron, George, Fred i Angelina. Co do ostatniej osoby byłam sceptycznie nastawiona, ale Fred zapewniał mnie, że nic nie odwali.

Rozmawiając, zeszliśmy wszyscy razem do holu. Przed drzwiami czekali Lucjan i Samuel. Bole miał włosy postawione na żel, ubrał granatowe, przetarte w paru miejscach dżinsy i czarną koszulę. Trzymał ręce w kieszeniach spodni i niecierpliwie krążył w te i we w te dopóki nie spostrzegł nas na schodach. Uśmiechnął się wtedy i pomachał wesoło. Samuel ubrał się dość luzacko – w jasny podkoszulek i czarną, rozpiętą marynarkę i ciemne dżinsy. Nie wyglądał na tak szczęśliwego, ale gdy byłam już bliżej, również uśmiechnął się na nasz widok. Przywitał się ze mną, a później z grupą. Gdy podał sobie ręce z Georgem i Fredem, przekazał im jakieś małe pakunki. Na mnie spojrzał, jakby chciał pogadać, ale wtedy na schodach pojawił się profesor Moody. Mężczyzna choć miał narzucony na wierzch swój standardowy płaszcz, pod nim wyglądał bardziej odświętnie niż zazwyczaj. Miał ładne, ciemne spodnie od garnituru i świeżo wyprasowaną koszulę. Mocno też było czuć od niego wodę kolońską. Stanął na trzecim schodku od dołu i uważnie przesunął po nas wzrokiem, zatrzymując go na dłużej na mnie i na Alex. Oblizał się powoli.

– Wszyscy w komplecie? Solenizantka gotowa? Ruszamy? – zapytał, a grupa pokiwała głowami. – No to proszę. Nie traćmy czasu – wskazał na drzwi.

Wytoczyliśmy się na zewnątrz. Alex zagadała do Lucjana.

– Twoja dziewczyna nie próbowała się wpieprzyć na impreze?

– To nie moja dziewczyna, bzykamy się nieoficjalnie – Lucjan mrugnął do niej. – Poza tym to huragan nie kobieta. Najpierw bardzo chciała mi towarzyszyć, ale potem magicznie znalazła sobie inne zajęcie.

Samuel miał taką minę, jakby doskonale wiedział o co chodzi. Trzymając mnie za rękę, zwolnił trochę kroku, żeby wszyscy nas wyprzedzili. Gdy zostaliśmy na tyle ekipy, odezwał się.

– Myślałem, że było ustalone. Mówiłaś, że nie robisz imprezy – powiedział, patrząc na mnie poważnie.

– Bo nie chciałam robić, ale Alex się uparła…

– Mogłaś mnie uprzedzić. Praktycznie dowiedziałem się od Lucjana.

– Przepraszam – powiedziałam skruszona. – To Alex to organizowała. Jeśli nie masz czasu, możesz wrócić.

– Kiepsko by to wyglądało. To jednak Twoje urodziny – chłopak zatrzymał się na moment, sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko, podając mi je. – Wszystkiego najlepszego.

– Ojej. Nie musiałeś.

Zamrugałam zaskoczona i odebrałam prezent. Potrząsnęłam pudełeczkiem blisko ucha i usłyszałam, że coś w środku zaklekotało. Już miałam je otworzyć, ale wtedy pojawił się obok mnie profesor Moody.

– Klaro, też mam coś dla Ciebie – powiedział, podając mi podobne pudełeczko. Mechaniczne oko profesora łypnęło czujnie i niezbyt przychylnie na Samuela. Zdrowe oko patrzyło nieco łagodniej.

– Dziękuję profesorze – uśmiechnęłam się do niego i schowałam oba pudełeczka do torby. – Później obejrzę. Nie chcę nic zgubić.

– Dobrze – profesor odchrząknął i po chwili milczenia przyspieszył kroku, zbliżając się do Alex i zagadując do niej i chłopaków.

Resztę drogi nie rozmawialiśmy. Na miejscu poszliśmy do Trzech Mioteł. Bliźniacy Weasley zarezerwowali tam stolik na górze. Gdy wszyscy zaczynali się rozsiadać, profesor stanął z boku i obserwował nas. Po kolei ściągnęliśmy kurtki, wieszając je na oparciach. Gdy tylko Alex ściągnęła swoją, tym samym odsłaniając kusą koszulkę, Moody zapatrzył się na odsłonięty fragment jej ciała i szybko sięgnął za pazuchę. Wciąż wpatrzony, napił się z buteleczki. Usiadłam po lewej od Alex. George specjalnie powiesił kurtkę na oparciu krzesła po drugiej stronie przyjaciółki. Gdy upewnił się kto co chce i zszedł na dół do baru pomóc bratu, Szalonooki jakby nigdy nic przesunął kurtkę rudzielca o siedzenie dalej. Złapał za oparcie krzesła.

– Można tutaj? – zapytał, zerkając na Alex. – Czy będzie wam przeszkadzało, jeśli siądę z wami?

– Moim zdaniem może profesor siadać – powiedziałam i wyjęłam z torby oba pudełeczka, kładąc je przed sobą.

Najpierw otworzyłam pudełko od Samuela. W środku znajdowała się biżuteria. Delikatny łańcuszek wykonany z białego złota i wypukła zawieszka w kształcie serca. Patrzyłam na to szeroko otwartymi oczami. Wiedziałam, że białe złoto jest drogie, a do tego ten kształt. Widać brał na poważnie to udawanie. Miałam mieszane uczucia. Prezent był bardzo ładny, ale przez myśl mi przeszło, że będę musiała mu to zwrócić.

– Mam nadzieję, że Ci się podoba – powiedział brunet.

– Tak, podoba. Łał… aż nie wiem co powiedzieć… – powiedziałam cicho.

Samuel odebrał ode mnie wisiorek i kazał mi się obrócić. Wszyscy patrzyli, jak zapiął mi go na szyi. Gdy się obróciłam, uśmiechnął się do mnie. Czułam, ze moje policzki są zaczerwienione. Moody patrzył na nas dziwnie. Luźno oparł rękę za plecami Alex, wolno sącząc swój napój.

– Uuuu… serduszko? To coś znaczy – zaśmiała się Angelina. Dziewczyna siedziała gdzieś po drugiej stronie stołu i bawiła się kosmykiem włosów.

– Kurde, bajeranckie. Teraz mi głupio, że dałem Ci tylko zestaw słodyczy – jęknął Ron.

– Daj spokój – uśmiechnęłam się do niego. – Lubię słodkie rzeczy, więc Twój prezent też mi się podobał.

– Dlatego ja zrobiłem jak Hermiona i zapytałem wcześniej co chcesz – skomentował Harry. – Chociaż podręcznik to nudny prezent.

– Jeśli czegoś się chce, nie jest to nudne – stwierdziłam.

– Alex, a Ty co dałaś? – zapytał Lucjan, rozsiadając się wygodnie.

– Nie mów mu! – pisnęłam, czerwieniąc się jeszcze bardziej.

– Ej, tym bardziej chcę wiedzieć! – ślizgon pochylił się ponad stołem.

Łypnęłam ostrzegawczo na Alex i po chwili zabrałam się za otwieranie pudełeczka od profesora. Przyjaciółka w dupie miała moje spojrzenia. Pokazała dyskretnie ramiączko od stanika, a potem wskazała kciukiem na mnie. Lucjan poruszył gustownie brwiami i siedział cały ucieszony, ale nie skomentował. Otworzyłam pudełko i zauważyłam, że znajdował się w nim również wisiorek. Ten jednak przypominał amulet ochronny.

– Wiesz co ten symbol znaczy? – zapytał profesor.

– Tak, ma chronić przed urokami. Dziękuję, bardzo mi się podoba. Założysz mi? – spojrzałam na Samuela.

– Dwa naraz nie będą wyglądać tak ładnie – skomentowała Angelina. – Zostaw ten co masz.

– Też tak myślę – Samuel włożył amulet z powrotem do pudełeczka.

Schowałam pudełeczko do torby. Moody odchrząknął i zmrużył oko. Podrapał się po brodzie.

– Panie Pyrites, a Pana ojciec, to gdzie dokładniej pracuje? – zaczął wypytywać.

– To zależy które z jego przedsięwzięć uznać za pracę, a które nie. To człowiek sukcesu i wielu talentów.

– Niewątpliwie – mruknął Moody.

Na piętrze w końcu pojawili się bliźniacy z tacami pełnymi kufli.

– Profesorze, przymknie pan oko na odrobinę pijaństwa? – zapytał Fred, stawiając kufel przed nauczycielem.

– Jedno na pewno – zażartował Szalonooki. – Z drugiego was nie spuszczę, choćby nie wiem co. Pamiętajcie, nie ma włóczenia się, a na pewno nie ma włóczenia samotnie. Minimalna liczebność maruderów, to dwie osoby. Zrozumiano? – łypnął kolejno na każdego z nas, a najdłużej patrzył na Alex.

– Zrozumiano – powiedzieliśmy chórkiem.

Każdy dostał piwo kremowe. Lucjan i George jak na komendę wyciągnęli po flaszce. Spojrzeli na siebie i zaśmiali się.

– Dobra, komu dolewkę? – zapytał Lucjan, potrząsając butelką.

Ja i Samuel praktycznie nie piliśmy. Reszta nie odmówiła kropelki wódki. Lucjan i George chyba robili zawody, kto wypije więcej, bo dolewali sobie najczęściej. Rozmowy toczyły się, aż usłyszeliśmy, że na dole rozbrzmiała muzyka. Angelina wstała uradowana.

– W końcu grają! Idziemy potańczyć? – złapała Freda za dłoń i pociągnęła go w stronę parkietu.

Rudzielec w marszu dopił swój napój. Niektórzy byli już zawiani. Wszyscy po kolei zaczęli wstawać. Gdy Alex się podniosła, zachwiała się. Moody szybko złapał ją za nadgarstek.

– Alex, trochę zwolnij, dobrze? – powiedział do niej cicho.

– Spokojnie. Zaraz to wytańczę i będzie w porządku – uśmiechnęła się do niego.

George wystartował z prędkością światła, aż jego krzesło wywróciło się do tyłu. Poprosił Alex do tańca, a ta wzruszyła ramionami i uznała, że czemu nie. Moody zmrużył oczy i odprowadził ich wzrokiem. Samuel wstał i zaprosił mnie też. Zeszliśmy na dół. Profesor został na górze. Wsparł się łokciami o barierkę i obserwował nas z góry. Na parterze stoliki były rozstawione szeroko, a środek przeznaczony był jako sala taneczna. Grała szybka, skoczna muzyka i sporo ludzi bujało się do rytmów.

– Jakby co, mało razy tańczyłam – przyznałam.

– To żaden konkurs – Samuel wzruszył ramieniem. – Też niezbyt umiem.

Złapał mnie za dłoń i obrócił mną kilka razy. Już po kilku krokach zauważyłam, że bardzo dobrze tańczył. Próbowałam nadążyć za nim, ale co jakiś czas się myliłam. Przyjmował to bez mrugnięcia, po prostu kontynuując.

– Czemu akurat wisiorek serce? – zapytałam przy którymś obrocie.

– Mówiłaś, że Ci się podoba. Jednak nie? – spojrzał na mnie.

– Podoba mi się, ale czemu serce?

– Musiałem wymyślić coś na szybko, a to pasowało do obecnej sytuacji. Wolisz inny?

– Nie, ten jest dobry, ale… ech… – westchnęłam. – Dobra, nieważne.

Piosenka skończyła się. Ludzie stanęli na moment i zaczęli bić brawo kapeli. Zauważyłam, że Samuel podąża za kimś wzrokiem, ale gdy się obróciłam, nie widziałam na kogo konkretnie patrzył. Zaczęła się kolejna piosenka. Chłopak przeczesał palcami włosy i od razu złapał mnie za dłoń, zaczynając kolejny taniec. W tym czasie Lucjan próbował odbić Georgowi Alex. Pijani chłopacy zaczęli się sprzeczać, a ona próbowała ich uspokoić. Samuel wciąż uciekał gdzieś wzrokiem. Ja zerkałam na trójkę przyjaciół. Sytuacja wydawała się nieco zaogniać.

– Trzeba ich rozdzielić – powiedziałam, próbując ruszyć w ich stronę.

– Czekaj – Samuel pociągnął mnie za dłoń i przyciągnął blisko siebie. – Sabrina tu jest i na nas patrzy – powiedział cicho i w tym samym momencie pocałował mnie.

Poczułam na wargach jego ciepłe usta. Najpierw pocałował mnie delikatnie, wręcz niepewnie, jakby czekając na moją odpowiedź. Potem odsunął się odrobinę, a wtedy ja postawiłam wszystko na jedną kartę i również go pocałowałam. Przymknęłam powieki, oddając się upragnionej, acz w moim odczuciu dość nielegalnej przyjemności. Samuel objął mnie i już bardziej stanowczo pogłębił pocałunek. Nasze języki się zetknęły. Po moim ciele rozlewało się przyjemne ciepło. Miałam wrażenie, że miękną mi nogi. To wszystko miało być udawane… ale było takie miłe. Wsunęłam ręce pod jego marynarkę, obejmując go w pasie. Nie wiem ile to wszystko trwało, ale gdy się od siebie oderwaliśmy, patrzyłam na niego spod wpół przymkniętych powiek. Czułam się, jakbym wylądowała w zupełnie innym świecie. Uśmiechałam się sama do siebie. Błogą chwilę przerwała Sabrina, która wyrosła obok nas jak spod ziemi. Jej włosy miały krzykliwy, czerwony kolor i były częściowo natapirowane. Na sobie miała krótką spódniczkę w szkocką kratę, luźną, białą koszulkę z paroma dziurami, skórzaną kurtkę i glany. Żuła gumę, mlaskając przy tym głośno.

– Znajdźcie sobie pokój, gołąbeczki – powiedziała i próbowała złapać brata za policzek, ale szybko odtrącił jej rękę.

– Nikt Cie nie zapraszał – powiedział Samuel.

– Jasne, kurwa, oczywiście że nie, bo mnie się nie zaprasza. JA się wpraszam. Zawsze i wszędzie – skrzyżowała ręce na piersiach i wpatrzyła się we mnie. Jej wzrok był oceniający. – Chyba nie sądziliście, że pójdziecie gdzieś beze mnie?!

– To nie ja zapraszałam na tę imprezę, bo to nie ja ją organizuje – odpowiedziałam. – Poza tym Ty i ja się nie kumplujemy, więc czemu miałabym…

– Więc tylko braciszek dostaje wychodne, a dla mnie nic? Tak mnie traktujecie? – bliźniaczka zaczęła wściekle potupywać nogą.

– Właściwie to jak się tutaj znalazłaś? – podrapałam się po policzku. Mój umysł wciąż był zamglony przez pocałunek. Myślałam niemal tylko o tym. –Przyszłaś z opiekunem?

Sabrina przewróciła oczami i zaśmiała się.

– Z opiekunem… Kurwa, jesteś naiwna jak nie wiem.

– Sabrinaaa! – Lucjan ruszył w jej stronę z szeroko otwartymi ramionami.

– Cicho Luci, teraz sobie rozmawiam z solenizantką. Klara, muszę cię porwać. Mam dla Ciebie mały prezencik. I nie przyjmuję „nie”.

Sabrina złapała mnie za nadgarstek. Samuel złapał ją, próbując uwolnić moją rękę. Alex szybko do nas podeszła. Czułam, że obserwuje nas ktoś jeszcze. Podejrzewałam, że to profesor patrzy na nas z góry. Stamtąd miał świetny widok na całą gromadkę. Nawet George podszedł bliżej, pytając co się dzieje.

– Dobra, nie róbcie afery – Sabrina przewróciła oczami. – Dwie minuty i wracamy. Tylko skoczymy do kibelka.

– Idę z wami, albo nie idziemy wcale – Alex wcisnęła się pomiędzy nas, łypiąc na dziury w koszulce Sabriny i jej miniówkę. – Moody nie pozwolił nam chodzić w pojedynkę.

Bliźniaczka powoli, ostentacyjnie przesunęła wzrokiem po Alex. W jej oczach pojawił się dziki błysk. Uśmiechnęła się szeroko.

– Świetny pomysł Alex. Dziewczyny, idziemy we trójkę.

Miałam złe przeczucie. Spojrzałam panicznie na Samuela, ale Sabrina już trzymała mnie i Alex, ciągnąc w stronę łazienki. Po drodze mrugnęła do jakiegoś starszego, dość przystojnego czarodzieja czekającego w kolejce do baru. Kopniakiem otworzyła drzwi do damskiej toalety i wepchnęła nas do środka, pakując się zaraz za nami. W tym samym czasie wykrzyknęła:

– Niespodzianka!






5 komentarzy:

  1. Lol, już się boję,co ta wariatka Sabrina wymyśliła :D uwielbiam tę niewinność Klary, kochana Ptaszyna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiecznie taka nie będzie :D

      ~Klara

      Usuń
    2. Nieeee nudna, jakby była taka, jak Alex, to byłoby to nudne, a tak są dwie różne perspektywy i to jest ciekawe :)

      Usuń
    3. Widzisz Alex, nie znasz się XD

      ~Klara

      Usuń