niedziela, 22 września 2013

póki mam resztki czasu i weny :D

Daniel wyglądał na strasznie zmęczonego, kiedy wszedł do kuchni. Usiadł ociężale na krześle, rzucając mi przepraszające spojrzenie.



- Co się stało? - Spytałam zmartwiona, przysuwając się bliżej męża. - Daniel?



- Złapali tego, kto podpalił mieszkanie Marka.



Na moment wstrzymałam oddech. Czyżby Malfoy zamierzał mi powiedzieć, że Lucjusza zamkną w Azkabanie raz na zawsze? Dlatego był taki przygnębiony?



- To jakiś mugol. Przesłuchiwałem go. Przyznał się do wszystkiego.



- Mugol? - Powtórzyłam, bo miałam wrażenie, że się przesłyszałam. - Ale jesteście pewni? Jakim cudem mógł podpalić mieszkanie aurora?



- Opowiedział wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. To on.



Pokręciłam głową, nie przyjmując tego do wiadomości. Ten facet mógł mówić co chciał, opowiadać historie wyssane z palca. I tak wiedziałam, że kłamie.



- Veronica, przestań się tym gryźć. Złapaliśmy tego gnojka, teraz zajmie się nim policja. Wytoczą mu proces i pójdzie na długie lata do więzienia.



- Pozwolisz, żeby wsadzili do pudła niewinnego człowieka?! Jak możesz w to wierzyć, przecież to kłamstwo! Jaki ten człowiek miał mieć motyw, żeby skrzywdzić Marka?



- Powiedział, że pomylił mieszkania.



- Słucham?! - Podniosłam głos, ale uważałam, żeby Dominick się nie przestraszył. - Przecież to... to zwykłe pieprzenie, ot co! Jak można się tak pomylić! Jeżeli uwierzyłeś w to wszystko to jesteś kretynem, Daniel.



- Uspokój się w tej chwili! - Malfoy zdenerwował się i sam podniósł głos. - Sprawa jest zamknięta, definitywnie. Zabraniam ci się wtrącać, tobie i Nadine!



- Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Mark mało nie stracił życia! To twój przyjaciel! Chyba stać cię na więcej niż zatuszowanie sprawy jakimś biednym mugolem!



- Veronica, ostrzegam cię! Obie macie obsesję na punkcie mojego brata, ale tym razem jest niewinny.



- Gówno prawda. To Lucjusz ma obsesję i jest zdolny do wszystkiego.



- Przestań. Lucjusz nie jest drugim Voldemortem.



- Czasem mam wrażenie, że jest nawet gorszy. Widzę, że łatwo mu wybaczyłeś, to wszystko, co nam zrobił.



- O niczym nie zapomniałem – powiedział już spokojniejszym tonem, biorąc Dominicka na ręce. - Ale to mój brat, czy tego chcę czy nie. I jeżeli nie ma nawet cienia podejrzeń, nie mogę go oskarżać o każde zło, które się nam przytrafia.



- Aha, czyli Lucjusz może robić co chce, a ty nie kiwniesz nawet palcem! To nic, że robił ze mną co tylko chciał, bo po wojnie twój braciszek jest święty. W takim razie może go do nas zaprosisz na rodzinny obiad. Posiedzimy i powspominamy stare czasy!



- Veronica, hamuj się!



- Mam to gdzieś! Jeszcze się przekonasz, kto miał rację!



Wyszłam zdenerwowana z domu, żeby ochłonąć. Racjonalizm Daniela czasem doprowadzał mnie do furii. Zawsze chciał być poukładany i wierzyć faktom zamiast iść za głosem serca, albo w tym przypadku, rozumu. Tylko Nadine i ja wierzyłyśmy, że Lucjusz jest w to zamieszany. Nie wiedziałam, czy to paranoja, czy prawda, jednak całym sercem czułam, że tylko on miał powód by zranić Marka. Chciałam, żeby wreszcie zapłacił za całe zło, które wyrządził. Te jego przebieranki, przymilne słówka i ostrzeżenia, były jeszcze gorsze niż jawna wrogość. Nie zaufałabym mu nawet gdybym miała nóż na gardle.



Do domu wróciłam po północy. Mój mąż nie spał. Czekał na mnie i chciał wyjaśniać, przepraszać, a może kłócić się na nowo. Machnęłam tylko ręką i poszłam do pokoju Dominicka. Synek spał w najlepsze. Widok Doma zawsze mnie uspakajał. Zasnęłam na fotelu obok łóżeczka, wsłuchując się w jego spokojny oddech.



Nazajutrz obudziłam się cała obolała. Mały jeszcze spał, chociaż powoli zaczynał się wiercić, co oznaczało, że jeszcze chwila a zażąda butelki z mlekiem.



Było jeszcze bardzo wcześnie, kiedy zeszłam do kuchni i spotkałam w niej blondyna. Siedział nad zimnym kubkiem kawy. Wyglądał jakby nie spał całą noc. Nastawiłam wodę, wyciągając z szafki kubki i butelkę.



Nie odezwaliśmy się do siebie słowem, a cisza między nami była tak gęsta, że siekierę można by zawiesić. Ja nie miałam zamiaru ustępować. Pora, żeby Malfoy zrozumiał, że świat nie wygląda tak, jak jego wyobrażenia. Ludzie się nie zmieniają. A przynajmniej ich natura.



Podczas gdy szykowałam się do wyjścia, przyszła moja matka. Daniel grzecznie się przywitał i zaraz wyszedł do pracy. Doszłam do wniosku, że pora zakończyć ten kilkudniowy urlop, który mieliśmy poświęcić na odbudowanie naszego związku. Chciałam już wrócić na uczelnie, gdzie zawsze było sto różnych rzeczy do zrobienia. Byle uciec od naszych problemów.



- Veronica, kochanie... znów się kłócicie.



- Mamo daj spokój. Nie chce o tym rozmawiać.



- Dziecko, co wy robicie, opamiętajcie się! Nie pamiętasz już jak my z ojcem nie umieliśmy się dogadać? Cierpią na tym dzieci!



- Przestań się wtrącać. Nawet nie wiesz o co poszło.



- Na pewno nic nie jest warte tego, żeby rozbijać rodzinę. Daniel chce dla ciebie i Dominicka jak najlepiej.



- Pewnie! Zawsze musisz trzymać jego stronę. Mogłam się tego spodziewać.



Ucałowałam synka na pożegnanie, a mamie rzuciłam chłodne „cześć”. Ursula daje mi dobre rady, a kiedy ja byłam dzieckiem z rozbitej rodziny to dogadać się z tatą nie umiała. Szarpali się między sobą a ja byłam przekazywana z rąk do rąk. Aż w końcu pojechałam do Francji, żeby nie musieć tego oglądać. Faktycznie, rodzinka idealna.



Kiedy znalazłam się już w pracy, odetchnęłam z ulgą. Zaraz zabrałam się za sprawdzanie raportów studentów wysłanych z praktyk oraz segregowanie poczty. Miałam wrażenie, że wracają mi siły witalne. Niestety nie mogłam długo się cieszyć spokojem, bo usłyszałam jak ktoś puka. Niechętnie zaprosiłam gościa do środka.



- Veronicque! Jak się cieszę, że wróciłaś. Mam dla ciebie cafe!



Choć Jacques się starał, to i tak miałam ochotę go udusić. Za Claire, za ich frywolność, za wszystko.



- Dziękuję, ale nie mam ochoty.



- Och – cmoknął wymownie, zamykając za sobą drzwi. - Wiem, że moja narzeczona działa ci na nerwy, ale przecież to tylko niewinny flirt. My też ciągle ze sobą flirtowaliśmy.



- Nie przypominam sobie. Co innego flirt, a co innego zaciąganie kogoś do łóżka.



- Nie sądzę, żeby nasi partnerzy posunęli się tak daleko. Możesz być spokojna.



Popatrzyłam na niego pobłażliwie, sięgając jednak po kawę. Trochę kofeiny mi nie zaszkodzi.



- Dobra decyzja. A teraz słuchaj! Mam wspaniałą propozycję! W zeszłym miesiącu napisałem ze dwa artykuły dla Sztuki Eliksirów, całkiem nieźle płatne zlecenie. Szukają kogoś, kto opisze badania nad nowym eliksirem leczniczym. Zdaje się, że ty się tym ostatnio zajmowałaś?



- Aha – przytaknęłam, obserwując go uważnie. - Chcesz, żeby ja to napisała?



- Czemu nie, skoro i tak chodzisz zła jak osa, to chociaż to poprawi ci humor. Trzymaj!



Wyciągnął z kieszeni płaszcza najnowsze wydanie magazynu dla alchemików oraz miłośników eliksirów i wręczył mi.



- Strona dziesiąta i piętnasta. Sprawdź czy dobrze wyszedłem na zdjęciu. Nie wiedziałem, który profil lepszy.



Zachichotałam momentalnie rozluźniona, bo wróciliśmy do naszych starych rozmów.



- Trzeba było en face, miałbyś mniejszy nos.



- Cholera, faktycznie. Może następnym razem.



- Może.



- No dobrze, koniec tych ceregieli, co się dzieje? Wiem, że Claire działa ci na nerwy, znam cię nie od dziś, ale chyba nie jest tak źle?



Przyjaciel przyjrzał mi się uważnie, a ja sama nie wiedziałam o co mi chodzi. Tyle myśli kłębiło się w mojej głowie.



- Jesteś co do niej pewny? Mówiłeś, że się krótko znacie.



- Claire to dość... frywolna kobieta, aczkolwiek nie wydaje mi się, żeby miała złe zamiary. Po prostu jest dość swobodna w kontaktach z innymi.



- Nie da się nie zauważyć – mruknęłam, wykrzywiając się lekko.



- Kochanie, ja też nie jestem pierwszej świeżości, ale dobrze by było się ustatkować.



- Nie o to pytałam.



- Ufam, Claire. Zdrada nie jest najgorszą rzeczą jaka może nas w życiu spotkać.



- Uważasz, że jest coś gorszego od zdradzonego zaufania?



- Tak, i nie życzę ci Veronicque, żebyś się o tym przekonywała.



Po naszej rozmowie było mi jeszcze dziwniej niż wcześniej. Co prawda z Jacquesem nie mieliśmy kontaktu przez długie lata, więc w jego życiu mogło wydarzyć się wszystko. Nie miałam zamiaru na niego naciskać. Jeśli będzie chciał, to sam kiedyś powie. Jedynie postanowiłam dać sobie na wstrzymanie z Francuzką i trochę wyluzować.



Po pracy koniecznie chciałam odwiedzić Marka w szpitalu. Głupio mi było, że nie zrobiłam tego wcześniej. Tym bardziej, że zupełnie nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć o zniknięciu Alex. Pod drzwiami jego sali wzięłam tylko dwa szybkie wtedy i zapukałam.



Mark leżał na swoim łóżku patrząc tępo w sufit. Nie miał już większości opatrunków, jedynie na rękach i torsie. Skóra na twarzy, ramionach oraz szyi się łuszczyła, żeby mogła ją zastąpić nowa. Był to bardzo przykry widok.



- Cześć, śpiochu! - weszłam dziarsko, chcąc go jakoś podnieść na duchu. - Już myślałam, że będziesz tak spał całą wieczność. Wiesz, że nie nieelegancko tak leniuchować jak wszyscy inni pracują?



Puściłam do przyjaciela oko, przysuwając sobie krzesło. Selby odwrócił lekko głowę, badając mnie wzrokiem. Chciałam pocałować go w policzek, ale bałam się, że mogę go tylko bardziej uszkodzić, dlatego pogładziłam delikatnie jego dłoń.



- Dominick się za tobą stęsknił, ale nie wpuściliby go na oddział. Nawet nie wiesz jak już urósł – wywróciłam oczami, starając się uśmiechnąć naturalnie. Chyba niewiele z tego wyszło. - Masz ochotę na coś? Nic ci nie przyniosłam, bo nie wiem co możesz jeść.



Popatrzyłam na Marka, czekając aż się odezwie, ale on wciąż tylko na mnie patrzył. Jakby z wyrzutem.



- Mark?



- Gdzie... gdzie Alex?



Głos miał zachrypnięty, ale zrozumiałam go od razu. Nie miałam ochoty go okłamywać, choć z drugiej strony nie widziałam sensu go dobijać. Ciągle wierzyłam, że Lamberd się opamięta.



- Odpoczywa. Tyle tu przy tobie siedziała, że mało sama nie nabawiła się jakiegoś choróbska. Nie martw się, niedługo przyjdzie.



- Kiedy?



- Jak wydobrzeje.



- Ver...



Głos mi się zawiesił. Przygryzłam wargę. Co mam do cholery robić?



- Mark proszę cię, myśl teraz o sobie. Wypoczywaj. Wracaj do sił, a wszystko będzie dobrze. Alex jest cała i zdrowa.



Mężczyzna westchnął tylko i lekko skinął głową. Próbowałam paplać byle co, byle zająć go rozmową. Nie chciałam, żeby zaczął się martwić o swoją dziewczynę, tylko żeby jak najszybciej wyzdrowiał.



- Podobno będą blizny.



- Nie martw się tym. Zrobię ci maść. Po tym jak Daniela zaatakował Greyback miał paskudne, a teraz nie widać prawie nic. Zresztą nawet ci to na dobre wyjdzie, zawsze byłeś za ładny! - Pokazał mu język, a on delikatnie się uśmiechnął.



- Podobno go złapali.



- Tak – skrzywiłam się, bo przypomniałam sobie o wczorajszej awanturze z mężem. - Daniel mówi, że to jakiś mugol. Pamiętasz coś? - Spytałam z nadzieją.



- Nic. Tylko ogień.



Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie chciałam mówić przyjacielowi o swoich przypuszczeniach, żeby go nie denerwować.



- Wsadzą go?



- Na pewno – potaknęłam gorliwie, zapewniając, że podpalacz długo nie wyjdzie na wolność.



- Wierzysz w to?



- Że to zrobił? - Westchnęłam, bo wiedziałam, że przed Markiem i tak nie ukryję swoich prawdziwych myśli. - Nie. Wczoraj pokłóciliśmy się o to z Danielem. - Mark już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale dałam mu do zrozumienia, że nie ma o czym mówić.



- Ver? Czy wy...



- Wszystko w porządku, Mark. Po prostu bardzo się o ciebie martwiliśmy, wszyscy. Dobrze, że dochodzisz do siebie.



- Nie kłam.



- Obiecuję, że opowiem ci wszystko jak stąd wyjdziesz, ok? Muszę iść po Dominicka.



Pożegnałam się z przyjacielem, bo chciałam jeszcze pójść porozmawiać z lekarzem, a nade wszystko chciałam uniknąć tego przeszywającego spojrzenia, którym mnie uraczył.



Medyk powiedział mi szczerze jak sprawy się mają. Mark co prawda dojdzie do sprawności sprzed wypadku, ale zostanie mu wiele blizn, które trzeba będzie pielęgnować. Zadeklarowałam, że w razie potrzeby będę dostarczać mu potrzebne eliksiry i maści. Chociaż tyle mogłam zrobić.



Do domu wcale mi się nie spieszyło, chociaż chciałam być już ze swoim synkiem, żeby spędzić z nim popołudnie tylko we dwoje. Niestety w domu zamiast mojej zrzędliwej matki zastałam Daniela, który bawił się z Domem czytając mu książeczki.



- Cześć – przywitał się mąż, podając mi synka.



Odpowiedziałam, po czym zabrałam małego do kuchni, żeby go nakarmić. Malfoy poszedł za nami, ale nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Po kilku minutach tej ciszy Daniel oświadczył, że wychodzi i wróci późno. Wzruszyłam jedynie ramionami. Niech robi co chce.



- Mama! - synek zawołał, kładąc mi rączki na twarzy. - Tat?



- Tatuś wróci później. Wygląda na to, że mamy cały wieczór dla siebie.



Ucałowałam synka po czym poszliśmy na długi spacer w stronę lasu. Próbowałam zachęcić synka do stawiania pierwszych samodzielnych kroków, ale nic z tego. Trzymał się mnie kurczowo i nie chciał puścić nawet na sekundę. Dlatego wsadziłam go do wózka, kierując się w stronę domu. Kiedy tylko znaleźliśmy się na ścieżce, zobaczyłam jak w naszą stronę zmierza młody blondyn, w którym od razu rozpoznałam młodego Malfoya.



- Draco?



- Cześć, była u ciebie Nadine?



- Nie – odparłam, czując nosem, że nadciągają nowe kłopoty. - Coś się stało?



- Odwiedził mnie dzisiaj ojciec, a Nadine nie ma ani w pracy, ani w domu. Martwię się.



- Nie widziałam jej odkąd byłyśmy u Snape'a.



- Właśnie! Przestańcie się już bawić w biuro detektywistyczne, tylko zostawcie tę sprawę nam.



- Wam, znaczy komu? Facetom? - prychnęłam, szukając kluczy w kieszeni. - Jakbym słyszała Daniela.



- Rzadko z wujaszkiem się zgadzamy, ale w tej sprawie ma rację. Trzymajcie się z daleka od mojego ojca, nic dobrego z tego nie wyniknie.



- Ty też wierzysz, że jakiś mugol podpalił mieszkanie Marka?



- Szczerze? Mam to w dupie. Nie chcę by Nadine wiecznie zajmowała się życiem Alex albo twoim. Jak nie umiesz upilnować swojego męża w domu, to nie jej wina.



- Słucham?!



- Nie zgrywaj idiotki tylko rusz głową, albo może lepiej tyłkiem. Na razie.



Patrzyłam na jego oddalające się plecy, aż nie usłyszałam jak deportował się za bramką. Co za bezczelny smarkacz! Jak śmie mi tu... Jeszcze zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni! Tylko w jednym podzielałam jego obawy. Gdzie do cholery jest Nadine?






3 komentarze:

  1. Powinni się domyśleć, że to nie mugol... przecież zwykły ogień (niemagiczny) nie zostawiłby blizn, których nie dałoby się pozbyć za pomocą magii. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z Wami nie mogę! :D Kilka dni nie mam kompletnie czasu na nic a tu proszę, kolejna notka! Ale super :)
    Mówię szczerze, nie mogę teraz przeczytać ani nic więc tylko pomarudzę, że jak pisałam komentarz do notki Nadine, to mi wywaliło internet, więc notka poszła w ... -.-
    Obiecuję napisać tamten komentarz jeszcze raz i tutaj też napiszę komentarz, ale jak znajdę trochę czasu, bo na razie mam zapieprz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, w końcu przeczytałam, to mogę się wypowiedzieć. Daniel jak zwykle ma klapki na oczach jeśli chodzi o brata. On jest uparty jak osioł! Ciekawi mnie co z Nad, bo Lu naprawdę odpieprzyło. A Draco nadal nie lubię! To mały dupek i tyle! :P
    Boska akcja, już się nie mogę doczekać co dalej :D Ver, pilnuj chłopa!

    OdpowiedzUsuń