poniedziałek, 5 listopada 2012


W czasie, kiedy Veronica wyjechała z Danielem na miesiąc miodowy, próbowałam skontaktować się z Alex. Niestety, zbywała mnie brakiem czasu i zmęczeniem. Czułam, że coś jest nie tak, ale od kobiety było ciężko cokolwiek wyciągnąć. Gdy odwiedzałam ją w jej mieszkaniu, zazwyczaj całowałam klamkę albo Mark zbywał mnie kolejną wymówką.
- Alex śpi, jest padnięta po pracy – mówił, a ja próbowałam go przekonać, żeby mnie jednak wpuścił albo przekazał Wamp, aby skontaktowała się ze mną po obudzeniu. Niestety, nigdy nic takiego nie następowało. Wiedziałam, że kobieta coś przede mną ukrywa i była świadoma, że jeśli się ze mną spotka, wszystko wyjdzie na jaw. Nie umiałyśmy długo trzymać przed sobą tajemnic. Tym bardziej, że każda z nas była dociekliwa i nie dawała za wygraną. Jednak w końcu musiałam się poddać i postanowiłam zaczekać, kiedy Alex sama do mnie przyjdzie. Bolało mnie wszakże, że coś się dzieje, a ona nie chce mi o tym powiedzieć. Przecież nie byłam jakąś pierwszą lepszą koleżanką, która chce posłuchać plotek. Gdyby Alex miała jakiś problem, starałabym się jej pomóc ze wszystkich sił tak samo jak wtedy, gdy próbowałam wyciągnąć ją z burdelu i o mało nie przypłaciłam tego życiem.
Oczywiście humory Alex odbiły się także na moim związku z Draco. Chłopakowi nie umknęło, że chodzę struta i nie myślę o niczym innym, jak tylko o przyjaciółce.
- Znowu to samo – westchnął pewnego razu blondyn, kiedy jedliśmy śniadanie. – Znowu przejmujesz się jej problemami, a ona ma cię w dupie. Powinnaś dać sobie spokój. Nie jesteś jej pieprzoną niańką! Do cholery, ona ma tego swojego Marka. Niech on się nią zajmie.
- Nie bądź niemiły – burknęłam. – Alex jest dla mnie jak siostra. Poza tym to jedna z niewielu osób jakie mi pozostały na tym padole łez.
- Ciekawe czy moimi problemami byś się tak przejmowała – mruknął niepocieszony Malfoy znad jajecznicy.
- Przestań… Wiesz, że tak – odparłam i podeszłam do niego, obejmując od tyłu. – Ale nie masz żadnych, prawda?
- Póki co nie mam… Ale nawet gdybym miał, nie powiedziałbym ci.
- Dlaczego?
- Właśnie dlatego, że się wszystkim tak przejmujesz. Po co miałbym ci dokładać zmartwień?
- Ale ty jesteś głupi – skomentowałam i zmierzwiłam mu włosy, które tak starannie ułożył. – Może nie pójdziemy do pracy? – zaproponowałam po chwili, patrząc na chłopaka spod rzęs. Od razu się rozchmurzył.
- A co będziemy robić? – spytał podejrzliwie, choć na pewno wiedział, co mi chodzi po głowie.
- Och, no nie wiem – udałam zamyślenie. – Może porozwiązujemy krzyżówki?
- Bardzo śmieszne – prychnął blondyn i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie i zaczął całować mnie leniwie po szyi, rozpinając co jakiś czas kolejny guziczek mojej koszuli. Mruczałam zadowolona, czując palce chłopaka wsuwające się pod rozchylający się materiał. Koszula upadła na podłogę, a Draco wpił się ustami w moje wargi, rękoma masując moje piersi. Całowaliśmy się coraz zachłanniej i zrzucaliśmy kolejne części garderoby, aż zostaliśmy w bieliźnie.
Zaciągnęłam chłopaka do salonu i rzuciłam go na kanapę, po czym usiadłam na nim okrakiem, wciąż całując do upadłego. Czułam między nogami nabrzmiałego penisa i nie mogłam się doczekać, aż poczuję go w środku. Ocierałam się o niego kusząco, podczas gdy Draco pieścił językiem moje piersi. Po chwili blondyn zsunął mnie z siebie i położył na kanapie, aby z kolei położyć się na mnie. Ściągnął mi majtki, a ja oplotłam jego biodra nogami i przycisnęłam do siebie. Czułam, jak jego penis twardnieje coraz bardziej, a i ja byłam wystarczająco mokra, żeby go przyjąć.
- Włóż go…! – wyjęczałam chłopakowi w usta i wygięłam głowę do tyłu, kiedy w tym samym momencie poczułam go w sobie. Poruszał się mocno i zdecydowanie, a ja jęczałam za każdym pchnięciem, widząc gwiazdki przed oczami. Dociskałam biodra do ciała chłopaka najmocniej, jak mogłam, żeby poczuć go dogłębnie, aż w końcu doszliśmy jedno po drugim.
Nie zdążyliśmy złapać oddechu, kiedy nagle ktoś krzyknął:
- Merlinie!!!
Był to głos Narcyzy, której głowa nagle pojawiła się w kominku. Draco spadł z kanapy i schował się za fotelem, a ja wrzasnęłam i zakryłam się poduszką, cała czerwona z podniecenia i zarazem zawstydzenia.
- Czy wy to robicie na okrągło?!!! – wybełkotała Narcyza z odrazą, odwracając wzrok.
- Mamo, rozłącz się! – krzyknął zezłoszczony Draco. – To nie jest odpowiedni moment…
- Żebyś wiedział…! – odpowiedziała wzburzona. – Nadine, a ja się zastanawiałam, czemu nie zjawiłaś się w butiku!
- Przepraszam! – wyjąkałam speszona. – Zaraz się ubiorę i przyjdę!
- Oczywiście, że przyjdziesz! – sarknęła kobieta, wciąż na nas nie patrząc. – To odrażające. Moglibyście chociaż robić to w sypialni jak normalni ludzie.
Draco schowany za fotelem robił miny naśladujące jego matkę, a ja powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Cóż, był do niej podobny z racji pokrewieństwa, a przez te miny to już w ogóle wyglądał jak jej młodsza, męska wersja.
- Nadine, za pięć minut widzę cię w sklepie. I masz wyglądać jak przystało na czarownicę z dobrego domu!!! – warknęła kobieta i zniknęła, a ja odetchnęłam z ulgą, po czym zaczęłam się nerwowo ubierać. Czułam lepką spermę na udach, więc szybko usunęłam ją prostym zaklęciem i zaczęłam poprawiać włosy. Draco tymczasem ubierał się powoli, przyglądając mi się z uśmieszkiem na ustach.
- Co cię tak bawi?! – warknęłam podwyższonym tonem, naciągając rajstopy i jednocześnie skacząc na jednej nodze. – Nie masz czasem jakiejś pracy?!
- Zaczynam za godzinę. Nie zdążyłem ci powiedzieć – odparł ze stoickim spokojem.
- Oż ty! Podła żmija. Dobra, ja lecę, już i tak dosyć się zbłaźniłam świecąc tyłkiem przed twoją matką. Boże. To żenujące. Dobrze, że nie widziała nas w trakcie.
Pocałowałam chłopaka przelotnie, zerknęłam na siebie jeszcze raz w lustrze i deportowałam się prosto na Pokątną.
W butiku czekały już na mnie Narcyza oraz Madame Bellucci. Nie dało się nie zauważyć zgorszonej miny pani Malfoy, kiedy mnie zobaczyła twarzą w twarz. Chciałam zapaść się pod ziemię, najlepiej do najgłębszego zakamarku w Banku Gringotta.
Ledwo weszłam, Narcyza rzuciła we mnie stosem ciuchów.
- Posegreguj to i rozwieś kolorystycznie na wieszakach – rozkazała, jakbym była jakimś domowym skrzatem. Jednak posłusznie usłuchałam, nie chcąc nadepnąć damie na odcisk i nie pogrążać się bardziej. Madame Bellucci o niczym nie wiedziała, ale sprawiało jej satysfakcję to, w jaki sposób traktowała mnie „szefowa”.
Kobiety zaczęły dyskutować o biznesie, a ja zajęłam się w spokoju pracą. Jeszcze nie opadły ze mnie emocje związane z wcześniejszym seksem i czułam przyjemne mrowienie tam na dole. Z chęcią powtórzyłabym te wygibasy…
Kiedy wracałam do domu późnym popołudniem, wpadłam na Marka w sklepie z winem. Był to najlepszy taki sklep na Pokątnej i wszyscy zaopatrywaliśmy się tam w najlepsze wino, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Nie było tanie, ale warte było swojej ceny.
- Cześć – przywitałam się z mężczyzną, kiedy wybierał między półkami. Na dźwięk mojego głosu podskoczył jak oparzony.
- Cześć – odparł. – Przestraszyłaś mnie.
- Romantyczny wieczór z Alex? – zagadnęłam z poważną miną. Mark zmieszał się lekko.
- Słuchaj, Nadine, z Alex wszystko w porządku, nie musisz jej nachodzić. Ona po prostu nie ma czasu ani siły na plotkowanie z tobą.
- Ale najwyraźniej ma siłę i czas na romantyczny wieczór z tobą, czyż nie? – odparłam zgryźliwie, wskazując na wino, które blondyn trzymał w ręce.
- Chcę jej zrobić niespodziankę, bo ostatnio chodzi spięta – powiedział sztywno. – Naprawdę, nie przejmuj się.
Zmrużyłam oczy przyglądając mu się badawczo. Unikał kontaktu wzrokowego i zagryzał wargę, jakby się czymś denerwował. On coś wiedział i było mi przykro, że jemu Alex powiedziała, a mnie nie.
- Cóż, to miłego wieczoru – oznajmiłam bez cienia emocji i wyszłam ze sklepu. Miałam zamiar coś kupić, żeby wrócić z Draco do tego, co zaczęliśmy rano, ale przeszła mi ochota. Coś złego wisiało w powietrzu, takie przeczucie nigdy mnie nie zawiodło. I oczywiście ja dowiem się ostatnia.
Zdziwiłam się pewnego dnia, kiedy Ver zapukała do moich drzwi. Wyglądała na podenerwowaną.
- Nawet nie wiedziałam, że wróciliście – powiedziałam, wpuszczając ją do mieszkania. – Jak było?
- Super, ale ja nie o tym chciałam rozmawiać – odparła przyjaciółka pospiesznie. – Słuchaj, czy ty masz jakiś kontakt z Alex? Nie chce ze mną gadać.
- No właśnie mnie też unika – powiedziałam zdziwiona. – A co się stało? Bo wiem, że coś się stało, tylko nikt nie chce mi powiedzieć. Ver, mów!
Kobieta zagryzła dolną wargę i popatrzyła na mnie niepewnie, czym zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. Tupnęłam w złości nogą i krzyknęłam na nią:
- Ver, gadaj!!!
- Nie wiem, Nadine, czy powinnam… Ale i tak prędzej czy później się dowiesz, więc może… Może usiądźmy, bo to dość ciężkie i nie wiem, jak zareagujesz.
Kobieta doprowadziła mnie do białej gorączki. Poszłyśmy więc do salonu i tam usiadłyśmy – ja jak na szpilkach, Ver jakby coś przeskrobała.
- Mówże w końcu! – warknęłam.
- Tylko się uspokój… Nie wiem, jak ci to powiedzieć! – jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.
- Najlepiej prosto z mostu.
- Snape żyje – wypaliła, patrząc mi prosto w oczy. Zdawało mi się, że nie dosłyszałam lub źle zrozumiałam, więc poprosiłam, aby powtórzyła.
- Snape żyje – spełniła prośbę biorąc głęboki wdech. – Snape nie umarł. Ukrywał się w lesie. Jest poważnie chory. Alex dowiedziała się o tym i odsunęła ode mnie, bo o wszystkim wiedziałam i pomagałam mu. To on zaniósł mnie do szpitala po ataku Alecto. To on był u mnie na kolacji jako John. Robiłam mu eliksiry…
- ŻE…CO..?!!!!! – wrzasnęłam po chwili, przerywając jej monolog. Dopiero do mnie dotarł sens jej słów i wydawało mi się, że to jakiś sen, a z kominka zaraz wyskoczy stado krasnali ogrodowych, aby dopełnić tego absurdu. Gapiłam się na kobietę wytrzeszczonymi oczami, zapominając o oddychaniu.
- Nadine, wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to prawda… Smutna prawda. To znaczy… Zamotałam się. Ale nie to jest najważniejsze…!
- JAK TO NIE?! – wydyszałam. – Śmierć Snape’a była jedną wielką mistyfikacją i to NIE JEST NAJWAŻNIEJSZE?! Wszyscy mają go za pieprzonego bohatera, a on ukrywał się w lesie?! KURWA! Przez niego Alex stoczyła się na samo dno!!! O nie… Nie, Ver, powiedz, że to jakiś żałosny żart… Boże. Boże. Wolałabym, żeby nie żył!!!
Wstałam i zaczęłam chodzić nerwowo po pokoju. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jakim cudem…? Ten sukinsyn… Znowu namieszał. Znowu! Tylko tym razem na taką skalę, że nie da się jej określić.
- Mówisz, że Alex wie? – spytałam po chwili, próbując to sobie poukładać. – To niedorzeczne. Powiedziałaby mi. To musiało ją załamać! Dlatego nie chce ze mną rozmawiać? Nie chce, żebym się dowiedziała, tak?
- Snape nie chce, a Alex… Nie wiem – powiedziała Veronica smutnym tonem. – Nadine, nie możesz nikomu powiedzieć!
- I tak się wszyscy dowiedzą. No chyba że Snape naprawdę tym razem umrze. Mówiłaś, że jest chory?
Kobieta opowiedziała mi pokrótce o zatruciu jadem Nagini i kiepskim stanie, w jakim znajdował się Snape. Przez chwilę zrobiło mi się go żal, bo chyba lepiej by było dla niego, gdyby wtedy rzeczywiście umarł, a nie cierpiał tyle czasu katusze gdzieś na odludziu.
Dziwiło mnie tylko jedno: czemu się nie ujawnił, skoro cały nasz świat dowiedział się prawdy o nim i okrzyknął bohaterem narodowym? Otrzymałby profesjonalną pomoc w szpitalu i mógłby żyć z Alex normalnie.
- I co jeszcze, Ver? – spytałam cierpko. – Może jeszcze Voldemort żyje gdzieś w górach na Syberii i zbiera siły, jak to robił przez ostatnie lata?
- Nadine, nie kpij – mruknęła Morrison. – Muszę porozmawiać z Alex, bo nie Snape stanowi teraz problem.
- A co? – prychnęłam. – W ogóle Alex wygląda na dość spokojną jak na takie wieści.
- Tak, rozmawiałam z nią… Ona…. Widziała się z nim.
- Co?! Ten drań miał jeszcze czelność się z nią spotkać?! Przysięgam, uduszę go i będę skuteczniejsza niż ten zasrany wąż…
Tego było dla mnie za wiele. Nalałam sobie kieliszek wina i wypiłam na raz, a potem nalałam drugi i również wypiłam. Zakręciło mi się w głowie, ale nieco się rozluźniłam.
- Nadine, to Lucjusz jest problemem – powiedziała nagle Veronica. – On coś knuje. A ostatnio ktoś grzebał w moim laboratorium.
- Tak, widziałam Lucjusza na waszym ślubie, ale nie chciałam was denerwować – odparłam, popijając trzeci kieliszek wina. Tym razem to Ver wytrzeszczyła oczy.
- Co takiego? Co mówił?
- Nie pamiętam – machnęłam ręką lekceważąco. – Zaraz się zmył. Sądzę, że chciał zobaczyć Alex.
- Nadine… Lucjusz też wie o Snape’ie – wykrztusiła w końcu kobieta. Parsknęłam śmiechem.
- A to dobre! Jakim cudem?
- Znalazł go w jakiś sposób… Nie wiem, Nadine, ale Snape ostrzegał Alex przed nim, a to raczej nie wróży nic dobrego…
- No pewnie, że nie. Malfoya zawsze trzeba się strzec i nie potrzeba do tego ostrzeżeń Snape’a.
- Ale tym razem chyba szykuje się coś poważniejszego… Nadine, ja mam rodzinę, nie mogę żyć spokojnie wiedząc, że Lucjusz się wokół nas kręci.
- Ciężko, żeby się nie kręcił… Nie ma zakazu zbliżania się – prychnęłam. – A powinien za te wszystkie okropności…
Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze i odstawiłam wino, ale za chwilę ponownie wzięłam je do ręki.
- Nie mów na razie Draco, dobrze? – poprosiła Veronica. – Błagam. Niech ci się nie wymsknie przypadkiem… - Tu zerknęła niepewnie na wino.
- No nie mogę dać takiej pewności – odparłam. – Ale postaram się, chociaż ciężko będzie nieść takie brzemię…
- Proszę. Im mniej osób na razie wie, tym lepiej.
- Dobra, dobra – machnęłam nań ręką. – Chyba Draco musi mnie porządnie przelecieć, żebym przestała o tym myśleć…
Kobieta nie skomentowała tego, tylko zaczęła zbierać się do wyjścia.
- No cóż, spróbuję jeszcze raz u Alex… - oznajmiła ciężko i zaczęła się ze mną żegnać. – Dasz sobie radę?
- Spokojnie, nie jestem dzieckiem – sarknęłam, dopijając wino. – Znając życie zaraz położę się spać.
Kobieta wyszła z lekką dozą niepewności, a ja padłam na sofę, rzucając na dywan pusty kieliszek. W głowie mi szumiało i nie potrafiłam zebrać myśli. Wciąż miałam nadzieję, że to jakiś sen, żart albo halucynacja. Snape… żywy? Nic nie byłoby mnie już w stanie zaskoczyć, no może oprócz zmartwychwstania samego Voldemorta.
Kiedy Draco wrócił, ja praktycznie już spałam. Czułam, jak chłopak przenosi mnie do łóżka i rozbiera, a potem przykrywa ciepłą kołdrą. Nie pokwapiłam się nawet, żeby otworzyć oczy, zresztą zaraz ponownie usnęłam kamiennym snem.
Dobrze, że następnego dnia była niedziela i mogłam zostać w domu, bo miałam sporego kaca. Dostałam śniadanie do łóżka, ale nic nie byłam w stanie przełknąć. Oczywiście Draco był ciekaw, z jakiej to okazji się tak upiłam. Wspomniałam mu tylko o wizycie Veroniki i tym, że opijałyśmy jej powrót i ślub z Danielem, a resztę zachowałam dla siebie. I tak miałam cichą nadzieję, że zeszły wieczór to tylko wymysł mojej wyobraźni. Nawet nie byłabym w stanie powtórzyć Draco tego, co sama usłyszałam. Wiem, że Draco by mnie nie wyśmiał, ale podszedłby do tego sceptycznie i uznał, że znowu coś mi się wydawało…
Kiedy ból głowy trochę minął, zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. To było dla mnie zupełnie bez sensu. Gdybym była na miejscu Snape’a, od razu poszukałabym pomocy, nie ukrywałabym się jak idiotka w jakimś lesie! No ale to byłam ja, tchórzliwa istota źle znosząca ból. Snape był pełen dumy, ale i tak nie potrafiłam zrozumieć jego motywu.
W dodatku tak skrzywdził Alex. Ciekawa byłam, co moja przyjaciółka tak naprawdę przeżywała, gdy dowiedziała się, że jej „ukochany” żyje… Spodziewałabym się, że zostawi Marka i poleci do tamtego gbura, ale jednak tak się nie stało i to trochę napawało mnie nadzieją.
Draco oczywiście znów zauważył mój posępny nastrój, ale mogłam wytłumaczyć to kacem, więc dał mi spokój. Gdzieś między wierszami usłyszałam, że mój chłopak został przeniesiony do Departamentu Niewłaściwego Użycia Czarów i będzie brał udział w interwencjach, gdy jakiemuś dzieciakowi zachce się używać magii poza Hogwartem lub gdy ktoś pokusi się na popisy przed Mugolami. Sądziłam, że taka praca może być trochę niebezpieczna, ale w sumie przeżyliśmy wojnę i samego Voldemorta, więc co gorszego mogło nas spotkać?
Niepokoiła mnie też sprawa Lucjusza, który od jakiegoś czasu jakby zniknął. Nikt też o nim nie wspominał, aż w końcu zapytałam o niego jego rodzonego syna.
- Draco, masz jakiś kontakt z ojcem? – zagadnęłam pewnego dnia, kiedy leniuchowaliśmy w łóżku z butelką czerwonego wina.
- Nie, a co? – zamruczał chłopak drapiąc mnie delikatnie po głowie.
- Bo jakoś słuch o nim zaginął… Nie uważasz, że to podejrzane?
- Może po prostu wyjechał? Co on ma tu do roboty…
- Na przykład śledzenie Alex? – powiedziałam ostrożnie. Draco przestał mnie drapać i popatrzył na mnie z wyrzutem.
- No wiesz? A ty znowu zaczynasz mieć paranoję.
- Nieprawda! On ją prześladuje. Był na ślubie Daniela i Ver.
- Co? Nie powiedziałaś nic.
- Bo nie chciałam robić zamieszania… - pocałowałam go w policzek, ale to go nie udobruchało. – On łazi za nią zupełnie jak ty za mną kiedyś, pamiętasz? – dodałam, próbując obrócić to w żart, ale to jeszcze bardziej rozdrażniło młodego Malfoya.
- Nawet nie próbuj porównywać mnie do niego – powiedział przez zaciśnięte zęby i wypił kieliszek wina do dna, po czym odstawił go z hukiem na szafkę nocną. To fakt, kiedy Draco był młodszy, był wpatrzony w ojca jak w obraz i pragnął go naśladować, ale te czasy już minęły, kiedy Draco, będący bardziej wrażliwy niż ojciec, poznał jego prawdziwą naturę…
- Przepraszam… - kajałam się, przytulając się do blondyna i poczułam ulgę, kiedy objął mnie ramieniem.
- Dobra, wiem, o co ci chodziło, ale to wynika z naszego rodzinnego uporu – powiedział chłopak. – Także nie liczyłbym na to, że ojciec odpuści. Alex chyba do końca życia będzie musiała się liczyć z tym, że on może się w każdej chwili pojawić.
Mruknęłam coś w odpowiedzi, bo nie chciałam już dłużej rozmawiać na temat kolejnej kanalii i przez resztę dnia cieszyliśmy się sobą.
Jednak pewnego dnia nie wytrzymałam i skontaktowałam się z Veronicą. Nasi Malfoyowie akurat byli w Ministerstwie, więc mogłam z nią na spokojnie pogadać.
- Ver, muszę się z nim zobaczyć. Inaczej nie uwierzę – oznajmiłam przyjaciółce.
- Nadine, to nie jest dobry pomysł… On nie wie, że ty wiesz…
- Z chęcią mu to uświadomię! Jestem na niego wściekła! Skoro Alex nie umie mu wygarnąć, ja to zrobię! – wybuchłam.
- Ale ja nie wiem, gdzie on się ukrywa… Naprawdę… - wyznała kobieta. – To on zawsze przychodził do mnie albo wysyłałam mu sowy…
- Lucjusz na pewno wie – olśniło mnie nagle i rzuciłam się do kominka, aby skontaktować się z Malfoy Manor. Niestety, nikt nie odpowiadał.
- Cholera!
- Nadine, daj spokój… Po co masz sobie psuć nerwy spotkaniem ze Snape’em? – próbowała Ver.
- Będę bardziej zdenerwowana, jeśli mu tego nie wygarnę! – warknęłam. W tym samym momencie usłyszałyśmy w hallu jakiś łomot. Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy, to szeroko rozwarte drzwi i porywisty wiatr dostający się do środka. Następnie zauważyłyśmy leżącego na podłodze człowieka. Miał dziwnie zdeformowaną twarz, która jakby bulgotała.
Veronica rzuciła się na pomoc nieznajomemu, podczas gdy ja zamknęłam drzwi.
- Nadine, on chyba umiera! – jęknęła kobieta, badając puls mężczyzny. – Jest coraz słabszy!
- Ale kto to jest?! – spanikowałam. – Jakiś bezdomny?
- Nie czas na to! Pomóż mi!
Ver obróciła mężczyznę na plecy i rozerwała mu wyświechtaną czarną szatę na piersi.
- On się dusi! – pisnęła, a ja padłam obok niej na kolana.
- Co teraz?!
- Przestał oddychać!
Veronica zachowała zimną krew i zaczęła reanimację. Uciskała klatkę piersiową nieznajomego, a potem zaczęła robić mu sztuczne oddychanie. Jego twarz wciąż bulgotała, jakby miała zaraz wybuchnąć. Zmieniała kształt i dopiero wtedy pokojarzyłam fakty.
- Eliksir wielosokowy! – wymamrotałam do siebie. – Czy to… Czy to ON?!
- Nadine, nie teraz!
Ver desperacko próbowała przywrócić mężczyźnie oddech, ale on robił się coraz bledszy i wciąż nie oddychał.
- Przynieś z mojego gabinetu zieloną buteleczkę, jest w szufladzie w biurku! Szybko! – poleciła kobieta. Wykonałam zadanie w ekspresowym tempie. Od nas zależało życie… Snape’a.
Ver odkręciła korek i wlała zawartość buteleczki do ust, które z pełnych robiły się coraz cieńsze. Poznałam te zaciśnięte wargi…
Przez chwilę siedziałyśmy w napięciu, a otaczała nas grobowa cisza. Same przestałyśmy oddychać. Nagle mężczyzna wziął głęboki wdech i zaczął się krztusić. Ver uniosła mu lekko głowę i pozwoliła wykaszleć. Tymczasem twarz mężczyzny robiła się coraz bardziej rozpoznawalna. Jedynie obfity zarost utrudniał identyfikację, ale oczy, które otworzyły się lekko, przybrały odcień głębokiej czerni.
- Przenieśmy go do salonu – poleciła Ver, podnosząc się z podłogi. Za pomocą zaklęcia przetransportowałyśmy Snape’a na kanapę, a tam Ver zaczęła oglądać jego rękę. Szczerze mówiąc, widok ten był okropny. Ramię wyglądało, jakby zgniło i było zesztywniałe. Mogło w każdej chwili się rozpaść na kawałeczki.
- Muszę szybko uwarzyć eliksir…  - mamrotała Ver. – Nie wiem, czy zdążę… To potrwa całą noc…
- A jak Daniel wróci? – spytałam, odwracając wzrok od ręki Snape’a.
- Daniel wie – przyznała Ver nieśmiało. – Siedź z nim, a ja zacznę już teraz… Szlag by to trafił…
- Ver, czy on umrze bez tego? Nie powinnyśmy zawieźć go do szpitala?
- Nie wiem, nie wiem! – bełkotała kobieta.
- Przestań zważać na to, co ON by wolał! Tu chodzi o życie, prawda?!
- Przed chwilą go nienawidziłaś!
- Ale nie jestem potworem! Ver, mówię ci, szpital będzie najlepszym rozwiązaniem…


1 komentarz:

  1. Mój mail : terraza1@o2.pl :)
    Ooo widzę, że przeniosłaś się na blogspot, zaraz dodam Cię do linków i przeczytam to co tutaj napisałaś ;D Spokojnie przeczytam nawet jakby nie było poukładane chronologicznie.
    Pozdrawiam i dziękuję bardzo!!

    OdpowiedzUsuń