środa, 7 listopada 2012

Nie wyszło jak chciałam, ale co tam :D


Od wojny minął już rok, a życie po niej wydawało mi się coraz bardziej mdłe i nijakie. Z jednej strony cieszyłem się, że nie miałem dłużej nad sobą szalonego i nieobliczalnego Pana, ale z drugiej strony brakowało mi jego brutalnych rozkazów, dzięki którym miałem coś do roboty, no i trochę rozrywki. A teraz? Nie miałem różdżki, więc mój standard życia nieco się pogorszył, jako że zostałem pozbawiony pewnych wygód związanych z rzucaniem zaklęć. Nie byłem dłużej członkiem rady nadzorczej Hogwartu, ani pracownikiem Ministerstwa Magii, więc nie miałem stałego przychodu pieniężnego, ani zajęcia. Ratowały mnie ogromne oszczędności - fortuna Malfoyów spoczywająca bezpiecznie na dnie mojej skrytki w Banku Gringotta. Dzięki nim kupiłem nowego skrzata domowego, który zajął się moją posiadłością jak należy i nie musiałem samodzielnie wykonywać okropnych obowiązków domowych. Doprowadziłem swoją willę do stanu jej świetności z czasów, zanim Lord Voldemort zapragnął zrobić sobie w niej swoją kwaterę. Jednak nadzorowanie tych prac skończyło się szybko i znów dopadła mnie bezczynność.


Nie tylko nuda przyprawiała mnie o bolączkę. Również rozpad mojej rodziny dawał mi się we znaki i powodował bezsenność. Wiele razy śniłem o dawnych czasach, kiedy jeszcze pozornie Narcyza i ja kochaliśmy się. Tak, przyznaję, był taki czas, kiedy czułem coś do swojej żony, jednak głównie była to namiętność, jeszcze zanim stała się oziębłą i zgorzkniałą damulką. Z tego uczucia narodził się Draco, do którego od początku miałem wielkie plany i nadzieje. Chciałem uczynić z niego swojego jedynego dziedzica, godnego następcę, jednak moje marzenia legły w gruzach, gdy ten gówniarz okazał się być słabym i miękkim robakiem, który nie potrafił nawet pozbawić życia znienawidzonego starucha. Nie potrafię opisać, jak bardzo zawiodłem się na swym jedynym synu. Zhańbił naszą rodzinę, moje nazwisko, ośmieszył nas przed Czarnym Panem… A żeby jeszcze tego było mało, zakochał się w tej wieśniaczce Silvermoon. Już sam nie wiem, czy to nie było gorsze, niż porażka wobec Lorda. Z początku myślałem, że to tylko głupi pociąg seksualny, który nota bene Draco mógłby odziedziczyć po mnie, ale nie! Mój syn był zakochany. Były chwile, kiedy miałem ochotę go udusić, bo Silvermoon ruszyć nie mogłem, ale jednak nie mogłem tknąć kogoś, kto zrodził się z mojej szlachetnej krwi. Poza tym wciąż żywiłem nadzieję, że Draco się opamięta. Jednak tak się nie stało i doszło do tego, co mamy teraz…


Straciłem syna, straciłem żonę, której i tak nie chciałem. Straciłem szacunek i reputację, władzę, wpływy. Nie miałem nic, choć mogłoby się zdawać, że powinienem się cieszyć, iż nie siedzę w Azkabanie. Moja historyjka o nawróceniu się podziałała na tych durniów z Ministerstwa, wszak zasłużyłem na drugą szansę.


Jedynym, co po wojnie trzymało mnie przy zdrowych zmysłach była jedna osoba. Alex Lamberd. I choć była z innym mężczyzną, to wciąż pragnąłem ją mieć dla siebie i byłem pewien, że uda mi się ją zdobyć. Siłą, jeśli będzie trzeba. Musiałem jednak być ostrożny, by nie podpaść Aurorom, tym bardziej, że jej obecny partner był jednym z nich. Również mój brat miał na mnie oko, choć trochę mniej, odkąd urodziło mu się dziecko. Codziennie obmyślałem sposób, jak zbliżyć się do Alex… Przynajmniej Snape’a nie było w pobliżu. Ten idiota wciąż siedział w swojej drewnianej leśnej chatce i umierał. Żywiłem sentyment do starego przyjaciela, ale okazał się zdrajcą i przeszkodą w zdobyciu Alex, dlatego życzyłem mu rychłej śmierci, choć sam nie miałem zamiaru przykładać do niej ręki.


W końcu pewnego lipcowego dnia, w dwa miesiące po pierwszej rocznicy drugiej bitwy o Hogwart, postanowiłem, że czas zabrać się za czyny, zamiast tylko o nich rozmyślać. Moim pierwszym krokiem miało być pozbycie się przeszkód, czyli osób stojących na mojej drodze do Alex. Oczywiście nie mogłem ich tak po prostu usunąć, jak zrobiłbym to dawniej za pomocą uroku. Nawet użycie cudzej różdżki byłoby ryzykowne, a wolałem wciąż zgrywać niepozornego, bezbronnego czarodzieja, by Alex choć troszkę mi zaufała.


Z Silvermoon prawie mi się udało. Byłem pewien, że zgnije w tym lesie albo że wynajęty przeze mnie zbir jednak ją zabije, jednak tak się nie stało. Ta wariatka wróciła, na dodatek z pomieszanymi klepkami. Miałem nadzieję, że może zamkną ją w jakimś zakładzie dla obłąkanych, jednak ta suka wyzdrowiała i od nowa zaczęła mi przeszkadzać. Nawet gdy zdawała się być pochłonięta swoim sielankowym życiem z moim synem (za moje pieniądze tak nawiasem mówiąc), to i tak była niczym trójgłowy pies i pilnowała swojej przyjaciółki tak, że bez kija nie podchodź. Jednak nią postanowiłem zająć się kiedy indziej.


Pewnego dnia udałem się do domu, w którym Alex mieszkała wraz ze swoim pożal się Boże facetem. Zaczekałem, aż kobieta wyjdzie do pracy i upewniłem się, że ten cały Selby został w mieszkaniu, po czym zapukałem do jego drzwi. Gdy mi otworzył, zrobił zdziwioną minę, a zaraz potem przybrał groźny wyraz twarzy.


- Co ty tu robisz? – zapytał napastliwie. – Jeśli przyszedłeś do Alex, to…


- Nie – przerwałem mu. – W zasadzie to przyszedłem do ciebie, Selby.


- Do mnie? – zapytał głupkowato. – Niby w jakiej sprawie?


- Widzę, że z kulturą u ciebie kiepsko – odparłem zniesmaczony. – Może zaprosiłbyś mnie do środka?


Mężczyzna zmarszczył brwi jeszcze bardziej i niechętnie wpuścił mnie do mieszkania. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i ledwo powstrzymałem od grymasu obrzydzenia. Zwykły, pretensjonalny przedpokój, kiczowate obrazki na ścianach, nieładne kolory. Miałem nadzieję, że Alex nie miała nic wspólnego z tym wystrojem.


- No więc? Czego chcesz? – warknął Selby. Zauważyłem, że w kieszeni ma różdżkę i gotów jest jej użyć w każdej chwili. Rozłożyłem ręce pokazując, iż nie jestem uzbrojony, lecz Selby nadal zachował czujność.


- A może zaproponujesz mi coś do picia? Najlepiej szkocką – powiedziałem uśmiechając się złośliwie.


- Nie licz na takie rarytasy, Malfoy. Mów co masz do powiedzenia, nie mam czasu.


Westchnąłem niepocieszony i zdegustowany brakiem gościnności. Stanie w tym korytarzu trochę godziło w moją dumę. Postanowiłem więc zachować się bardziej bezczelnie i sam pozwoliłem sobie udać się do salonu. Tam skierowałem się do barku i zacząłem nalewać sobie whiskey.


- Malfoy, nie pogrywaj ze mną! – ostrzegł mnie Selby, biegnąc za mną do pokoju.


- Och, przecież nic takiego nie robię – odparłem.


- Mogę postawić ci zarzut najścia. Mów, czego chcesz, bo tracę cierpliwość.


Mężczyzna wyciągnął różdżkę, a ja popatrzyłem na niego pogardliwie.


- Zaatakujesz mnie? Bezbronnego człowieka? Czy to aby zgodne z zasadami twojej pracy? Chyba nie nadużyjesz swojej pozycji tylko dlatego, że ktoś częstuje się twoim alkoholem?


- Dość tego. Wynocha stąd, Malfoy!


Upiłem łyk trunku i zebrałem w głowie myśli. Musiałem najpierw trochę porozmawiać z tym nadpobudliwym Aurorem, zanim uskutecznię swoje zamiary. Zacząłem przechadzać się po pokoju.


- Nie wiem czy wiesz, Selby, ale związałeś się z bardzo fascynującą kobietą – zacząłem.


- Do rzeczy.


- Po co ten pośpiech? Chciałem ci tylko powiedzieć, że znam Alex dłużej niż ty i wiem o niej różne ciekawe rzeczy, które mogłyby cię zainteresować…


- Niby czemu chciałbym to wiedzieć?


- Cóż, może dzięki temu uniknąłbyś rozczarowań… Bo widzisz, żaden mężczyzna nie był z Alex długo.


- Tak, wiem, zawsze kochała Snape’a – odparł Auror. – Ale to już za nią. Wyleczyła się z niego.


- Jesteś tego pewien? Wspomnienie o nim wciąż będzie się tliło w jej sercu, a ciebie zawsze będzie do niego porównywać.


- Ufam Alex i wiem, że nie mogłaby się tak zachować.


Zacmokałem z politowaniem.


- Mało ją znasz… Współczuję ci Selby, bo mniemam, że żaden mężczyzna nie jest w stanie zaspokoić Alex… Tylko ja i Snape znamy ją od jej mrocznej, dzikiej, nieokiełznanej strony… Ta kobieta potrafi mieć temperament i uważam, że przez ciebie stała się miękka jak roztopione masło.


- Bredzisz, Malfoy. Nie mam zamiaru słuchać twoich wywodów. Wyjdź – nakazał Selby wskazując mi drzwi.


- Nie skończyłem drinka – odparłem bezczelnie. – Poza tym, Selby, nie wiem czy Alex ci wspomniała, ale jakiś czas temu doszło między nami do przyjemnego spotkania.


Auror zmrużył oczy przyglądając mi się podejrzliwie.


- To znaczy? – zapytał. Oho, ziarenko zazdrości zasiane.


- Odwiedziłem ją w pracy… Strasznie się nudziła… Wiesz, Selby, ja umiem sprawić, by kobieta czuła się zrelaksowana. Pomogłem jej wypełnić pustkę.


- Co jej zrobiłeś? – warknął, celując we mnie różdżką.


- Och, nic takiego, takie małe tête-à-tête w biurze…


- Jeśli zrobiłeś jej krzywdę…!


- Na pewno by ci powiedziała, a skoro nie, to musiało jej się podobać – rzekłem pewny swego. – Powiem ci, że mimo związku z tobą, jej język jest wciąż tak samo sprawny.


- Kłamiesz, Malfoy. Nie mam podstaw, by ci wierzyć. A teraz wyjdź, jeśli to już wszystko.


- Po prostu ją zapytaj – odparłem. Wiedziałem, że gdy Selby zapyta o spotkanie ze mną, Alex zdradzi się, że faktycznie do niego doszło. Może niekoniecznie przebiegało tak, jak mu to opisałem, ale i tak podkopanie zaufania Aurora do Alex było pierwszym krokiem.


- Jeśli to wszystko, to żegnam – nacisnął po raz ostatni mężczyzna.


- Zaraz, Selby, jeszcze jedno – powiedziałem, podchodząc do niego. – Zrobimy mały test.


- Jaki test? – wycedził przez zęby. Zaśmiałem się pod nosem i zbliżyłem do Aurora, a ten uniósł wyżej różdżkę. Znienacka teleportowałem się za niego i uderzyłem go mocno szklanką w głowę. Selby upuścił różdżkę, zatoczył się i wpadł na stolik, a wtedy szybko pchnąłem go mocniej. Mężczyzna upadł i uderzył skronią w kant szklanego blatu, po czym osunął się nieprzytomny na podłogę. Odczekałem kilka sekund, aby upewnić się, że Auror się nie ocknie, a następnie odstawiłem czystą szklankę do barku. Dobrze, że miałem rękawiczki, w ten sposób, nikt nie mógłby zdjąć moich odcisków palców.


Podczas gdy Selby leżał na ziemi, ja zająłem się dopracowywaniem mojego planu. W sumie aż do tamtej chwili wahałem się, czy posunąć się aż tak daleko, ale chciałem, aby ten mężczyzna cierpiał i żeby Alex zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie z nim być w każdej sytuacji. Dlatego podpaliłem zasłony mugolskim sposobem używając zapalniczki i zostawiłem tak mieszkanie wraz z jego lokatorem.


Nie chciałem, żeby Selby zginął, co to, to nie, ale pragnąłem, aby trochę się przysmażył. Ciekawe, czy gdy będzie paskudnym tworem o roztopionych rysach twarzy i spalonych włosach, Alex nadal będzie go chciała.


Omiotłem palący się pokój ostatnim spojrzeniem i szybko ulotniłem się z miejsca zbrodni. Deportowałem się na Pokątną, a tam kupiłem sobie parę nowych rękawiczek. Stare wyrzuciłem do kosza. Zadowolony z siebie miałem tylko nadzieję, że sąsiedzi w porę uratują Selby’ego, lecz nawet gdyby jednak zginął, bardzo bym się nie przejął.


Pech chciał, że wpadłem na Narcyzę, kiedy wychodziła ze swojego butiku. Na szczęście nie było z nią tej prostaczki Silvermoon. Przybrałem pokerową twarz, aby nie zdradzić się, że przed chwilą popełniłem przestępstwo. Narcyza zmierzyła mnie od góry do dołu i przystanęła, żeby ze mną porozmawiać.


- Witaj, Narcyzo – rzekłem, kiwając jej lekko głową.


- Witaj – odpowiedziała sztywno. – Na dniach powinniśmy dostać papiery.


- Jakie papiery?


- Rozwodowe.


- Ach, zapomniałem o tym zupełnie… Miałem inne rzeczy na głowie – powiedziałem, uśmiechając się fałszywie.


- Domyślam się.


- Co u naszego syna? Wciąż mieszka z nim ta…


- Tak – przerwała mi. Zauważyłem na jej twarzy lekką odrazę. Najwyraźniej ona też nie była zadowolona ze związku Dracona z Silvermoon, z tym że tak bardzo kochała tego gówniarza, iż była w stanie zaakceptować każdy jego wybór. No cóż. To ona będzie się użerać z tamtą kobietą, nie ja.


- Może jeszcze uda ci się wybić mu ją z głowy – powiedziałem.


- Może.


- No cóż, miło było cię zobaczyć, Narcyzo.


- Już daruj sobie te uprzejmości – odparła kobieta oschle, pożegnała się i odeszła, stukając obcasami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Już niedługo miałem być oficjalnie wolny od tej kobiety i nie być jej nic winien.


Nagle poczułem niedosyt związany ze znęcaniem się nad ludźmi i postanowiłem podkręcić trochę atmosferę. W tym celu udałem się do Ministerstwa, a dokładniej do biura, gdzie pracowała Alex. Kobieta zauważyła mnie już z daleka i wsadziła nos w papiery, zawzięcie coś notując.


- Witaj, Alex – powiedziałem zmysłowym głosem. Jednocześnie napawałem się myślą, że kobieta siedzi tu nieświadoma, podczas gdy jej facet smaży się w ich mieszkaniu.


- Czego? – warknęła.


- Tak się zwracasz do petentów? – zagadnąłem urażony.


- Nie zgrywaj się. Masz jakąś sprawę?


- Tak chciałem porozmawiać z kimś na poziomie… Chyba wiesz, że nie mam już nikogo takiego.


- Ta. Ale ja jestem w pracy, jakbyś nie zauważył, a poza tym nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Więc jeśli nie masz konkretnej sprawy, to do widzenia.


- Och, Alex… Jak mi brakuje tego twojego pyskatego tonu – powiedziałem z rozrzewnieniem. – Daj się wyciągnąć na kawę. Chyba zbliża się pora przerwy?


Lamberd popatrzyła na zegar i zagryzła wargę, jak zawsze, kiedy się wahała. Miałem ją w garści.


- Na lunch umówiłam się z Nadine – skłamała nagle kobieta. Wiedziałem, że kłamała, bo typowo odwracała wtedy wzrok. Te jej piękne zielone oczy…


- Twoja przyjaciółka zapewne pracuje lub mizdrzy się wraz z moim synem… A tutaj w Ministerstwie jest dość przyjemna kawiarnia. Przecież nic ci nie grozi z mojej strony. Tym bardziej tutaj.


Kobieta znowu zagryzła wargę, po czym w końcu dała się namówić i udaliśmy się do wyżej wspomnianej kawiarenki. Zauważyłem niechętne spojrzenia ludzi, z którymi niegdyś pracowałem i każdemu z nich kiwałem bezczelnie głową, uśmiechając się z satysfakcją. Pewnie woleliby widzieć mnie w więzieniu, ale nic z tego.


Nagle podszedł do nas nie kto inny, jak sam Złoty Chłopiec, Harry Potter.


- Alex, wszystko w porządku? – zagadnął, łypiąc na mnie zza okularów.


- Tak… Nie przejmuj się – powiedziała kobieta. Chyba wstydziła się pokazywać w moim towarzystwie, co trochę mnie uraziło.


Potter odszedł nieprzekonany, a my usiedliśmy. Zamówiłem dla nas dwie kawy i pochyliłem się nad stolikiem, splatając palce i patrząc sponad nich na Alex. Kobieta wciąż była niezmiernie seksowna i mógłbym ją wziąć tam na tym stoliku bez zastanowienia. Mocno. Brutalnie.


- No więc o czym chcesz rozmawiać? – zapytała Alex znudzona, odrywając mnie od wizji jej nagiego ciała.


- O twoim nowym chłopaku – powiedziałem bez ogródek.


- Co z nim? Nie będę ci się tłumaczyć. I nie, nie będę z tobą.


- Ale spokojnie, po co te nerwy…? Chciałem tylko spytać, czy jesteś z nim szczęśliwa, czy czujesz się spełniona jako kobieta. Czy tak jest?


Alex uniosła wysoko brwi i parsknęła śmiechem.


- Ty naprawdę w kółko o tym samym – skwitowała. – Jeśli nadal chcesz to wałkować, to ja stąd idę.


- Nie, Alex. Ja tylko troszczę się o ciebie.


- Wolne żarty! – wybuchnęła, aż kilka osób odwróciło się w naszą stronę. – Ty bezczelny… Troszczysz się, tak? Szkoda, że nie troszczyłeś się parę lat temu! Kiedy… Kiedy…


- Och, uspokój się, kochanie – powiedziałem szybko. – Zwracasz na nas uwagę. Jeszcze pomyślą, że robię ci coś złego.


- Może lepiej!


- Alex… Moja droga Alex… Chcę się tylko upewnić, czy jesteś szczęśliwa z tym Selbym. Bo nie wydaje mi się, żeby akurat ten mężczyzna był dla ciebie odpowiedni…


- A kto jest? Może TY? – prychnęła kobieta.


- Na przykład – odparłem butnie, uśmiechając się uwodzicielsko. Alex przewróciła oczami i skrzyżowała ramiona na piersi.


- Naprawdę masz zamiar poświęcić mu się i żyć z nim, Alex? – spytałem po chwili. – W każdej sytuacji? Nawet, gdyby stracił pracę albo… uległ wypadkowi? Poważnemu wypadkowi?


- Co ty bredzisz?! – warknęła brunetka. Uwielbiałem, jak się tak wściekała. Wyglądała wtedy niezwykle seksownie. – Akurat ty nie powinieneś się wypowiadać o poświęceniu. Nie potrafisz kochać, nie rozumiesz, co to znaczy. Więc łaskawie odpierdol się wreszcie ode mnie!


Nagle do stolika podbiegł Potter.


- Alex! – wydyszał. – Twoje mieszkanie…


- Co z nim? – spytała niespokojnie kobieta. Zachowałem kamienną twarz, nie dając nic po sobie poznać, a w głębi duszy byłem cholernie ciekaw, co się stało z Selbym.


- Wybuchł w nim pożar – oznajmił Potter. – Musisz tam natychmiast iść!


- Co?! A co z Markiem? Miał zostać dziś w domu..!


- Na razie nic mi nie wiadomo – odparł okularnik i wziął kobietę za rękę. – Szybko, lepiej tam chodźmy.


Oboje odeszli szybko, a ja dopiłem kawę i uśmiechnąłem się do siebie z satysfakcją. Zobaczymy teraz, jak silny jest związek Alex z tą miernotą…







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz