poniedziałek, 9 sierpnia 2021

138. Sielanka, trzecie zadanie


Po tym jak uświadomiono mnie, że pokój życzeń jest poza zasięgiem mapy, pragnęłam tylko i wyłącznie znaleźć się w nim sam na sam z Severusem. Jednakże nie przewidziałam tego, że nie mogłam od tak sobie powiedzieć profesorowi, żebyśmy skorzystali z dobrodziejstw tego pomieszczenia. Snape nie miał pojęcia, w jaki sposób działa mapa Huncwotów. Wiedział tylko, że było to coś cennego, co należało do Harry’ego, a jeżeli była to własność chłopaka, to mężczyzna zrobiłby wszystko, żeby mu ją odebrać. Podobnie miała się sprawa z peleryną niewidką. Za pierwszym razem musiałam poprosić Moody’ego o pomoc w jej odzyskaniu. Za drugim miałam nieco szczęścia, bo Snape postanowił mi jej nie odbierać, ale wątpiłam, by ponownie wykazał się takim aktem człowieczeństwa. Koniec końców musiałam odpuścić sobie pokój życzeń, zanim nie wymyślę sensownej wymówki, żeby Severus zechciał opuścić swoje lochy i udać się gdzieś ze mną.

Postanowiłam więc radzić sobie inaczej. Klara w dalszym ciągu miała swoje zajęcia z Moodym. Wystarczyło wypytywać ją, co jakiś czas, kiedy się wybiera do niego, w jakich godzinach i tak dalej. Przecież profesor nie zaglądał do mapy podczas ćwiczeń z dziewczyną. Te momenty były idealne, aby spędzać ze Snape’em kilka godzin w tygodniu.

Pomimo tego, że nie było to zbyt wiele, to staraliśmy się wykorzystać z mężczyzną ten czas jak najlepiej. Może i Snape nie zmienił się zbytnio, nie starał się też na delikatność czy zmianę swoich upodobań seksualnych, ale zawsze pamiętał o pocałunkach. Starał się również oddawać mi przyjemność, którą ja tak ochoczo dawałam jemu. Powoli zapominałam o tym wszystkim, co mi zrobił.

W końcu nadszedł czerwiec. Zdawało mi się, że im bliżej trzeciego zadania turnieju, tym spokojniejszy był Hogwart, a co za tym idzie, i uczniowie. W szkole panowała spokojna i miła atmosfera. Nawet Snape wydawał się odbierać nam mniej punktów niż dotychczas, więc Gryffindor nieco podniósł się w tabeli domów. Niestety, w dalszym ciągu byliśmy na szarym końcu, ale przynajmniej na ogłoszeniu wyników o Puchar Domów, nie będziemy wyglądać żałośnie z pustą klepsydrą.

Moje szlabany z profesorem Moodym zostały zawieszone. Nie wiedziałam do końca, czym to było spowodowane. Bałam się, że jednak profesor miał do mnie żal, chociaż tak żarliwie temu zaprzeczał. Z drugiej strony mogło chodzić o labirynt i przygotowania. Moody w dalszym ciągu prowadził zajęcia z Klarą, więc nie miał już czasu na zajmowanie się drugą osobą, dlatego też postanowiłam nie zawracać mu głowy. Zresztą, czy naprawdę tego chciałam? Severus zajmował całą moją głowę.

Kolejny czerwcowy tydzień rozpoczął się dość monotonnie. Poranna toaleta, przyszykowanie się na całodniowe zajęcia i śniadanie.

W Wielkiej Sali jak zwykle panował gwar. Tylko ja i Klara zdawałyśmy się być oderwane od rzeczywistości. Przyjaciółka zatopiona była we własnych myślach. Podpierała głowę na łokciu, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń. Ja starałam się nie spoglądać w stronę stołu nauczycielskiego, ale wzrok sam uciekał mi w tamto miejsce. Najpierw niepewnie zerknęłam na Moody’ego, ale mężczyzna zajęty był rozmową z innym nauczycielem. Jego magiczne oko nie skupiało swojej uwagi na nas, tylko wirowało jak szalone, nie zatrzymując się na żadnym punkcie. To dodało mi tylko odwagi, więc przesunęłam spojrzenie nieco w bok, krzyżując je ze srogim wzrokiem mistrza eliksirów. Jego oczy płonęły. Nawet z tak dużej odległości, czułam jak wypalają dziurę w moim ciele. Wzdrygnęłam się z tej przyjemności. Snape patrzył prosto na mnie. Nie spuszczając wzroku, sięgnął po filiżankę z kawą, upił łyka, po czym od razu wstał i wyszedł z Sali sprężystym krokiem.

Spojrzałam ponownie na Klarę.

- Spotkamy się na lekcji – wypowiedziałam szybko, kończąc swoje śniadanie. Moje nagłe słowa wybudziły przyjaciółkę z transu, w jakim się znajdowała.

- Gdzie się spieszysz?

Moje serce zaczęło bić o wiele za szybko, kiedy uświadomiłam sobie, w jakim celu musiałam tak szybko opuścić śniadanie.

- Zapomniałam czegoś z dormitorium. Nie przejmuj się.

Chwyciłam swoją torbę i czym prędzej opuściłam pomieszczenie. Nie wiedziałam, gdzie konkretnie mieliśmy się spotkać, ale instynktownie skierowałam swoje kroki w stronę lochów. Zanim jednak do nich dotarłam, zostałam wciągnięta w ciemny zaułek. Snape przyparł mnie do ściany, trzymając mocno za ramiona.

- Prowokujesz… - warknął cicho, po czym przyssał się do mojej szyi.

Już chciałam go zapytać, czym go prowokuję, a także przypomnieć mu, że znajdujemy się pomiędzy korytarzami, całkowicie odkryci, ale wtedy Severus odsunął się szybko, jakby czytając w moich myślach i przesunął dłoń nieco niżej, chwytając za coś, co jak się później okazało było klamką, a ściana do której mnie przyciskał – drzwiami od magazynku.

Mężczyzna wepchnął mnie do środka. Na moment straciłam balans, potykając się o coś, co leżało na posadzce, ale Severus w odpowiedniej chwili przycisnął mnie do siebie, obejmując jedną ręką w pasie, po czym zaklęciem zamknął i wyciszył pomieszczenie.

Znajdowaliśmy się w jednym z ciasnych, typowych schowków Filcha, które pełne były różnych, gospodarczych gratów. Od mioteł po grabie czy inne przedmioty, którymi woźny posługiwał się na co dzień.

W ciemności, jaka panowała, oczy profesora świeciły jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Jego ramię w dalszym ciągu owinięte było wokół mojej talii, co dawało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Ten mężczyzna, ten cholerny drań i zgryźliwy nauczyciel sprawiał, że niczego ani nikogo więcej nie potrzebowałam do szczęścia. On był sumą wszystkich moich marzeń i pragnień. Będąc przy nim czułam się kompletna. Nie odczuwałam już tego dziwnego uczucia pustki w sercu. Teraz wypełniała je tylko miłość i pożądanie, a ciało za każdym razem reagowało w ten sam sposób na jego bliskość. Jakby miało z nią styczność pierwszy raz w życiu.

Snape zrobił krok do przodu, napierając na mnie, aż trafiłam plecami na kolejną ścianę. Ręka, która tak pewnie mnie obejmowała, przesunęła się na biodro. Zostałam obrócona tyłem do niego i ponownie przyciśnięta do twardej powierzchni. Usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka. Moja spódnica została podwinięta, a bielizna opuszczona poniżej kolan.

Nauczyciel wszedł we mnie jednym, stanowczym ruchem. Z pomiędzy jego warg wydostało się pojedyncze sapnięcie, jakby wyczekiwał tego momentu cały poranek, a dopiero teraz mógł dać upust swoim żądzom. Przez chwilę nasycał się doznaniem, przybliżając głowę bliżej mojego karku. Poczułam na nim ciepły oddech mężczyzny. Przekręciłam głowę nieco w bok, odsuwając włosy na bok. Severus mruknął zachęcająco, wpijając się ustami w skórę. Na przemian ssał ją i lizał. Zębami odsłonił kawałek ramienia i wgryzł się w niego kosztując zachłannie, po czym wyszedł ze mnie, by na nowo zatopić się w cieple po same jądra. Tym razem nie był w stanie zapanować nad swoim pożądaniem. Zaczął mnie pieprzyć mocno, wypychając co chwilę biodra. Dyszał ciężko w moją skórę, pragnąc osiągnąć spełnienie. W końcu nie mieliśmy czasu na więcej. Niedługo zaczynały się lekcje i to jeszcze z Nim!

Gdy jego ruchy stały się płytkie i niedbałe, wiedziałam, że zaraz będzie koniec. I nie myliłam się. Severus pchnął jeszcze kilka razy, po czym odsunął się ode mnie na przeciwległą ścianę. Przytrzymał dłonią swojego członka, pozwalając nasieniu rozlać się po jego ręce i podłodze.

Obróciłam się przodem, podciągając dolną część garderoby. Oboje oddychaliśmy nierównomiernie i szybko, jakbyśmy przebiegli długie mile. Snape próbował dojść do siebie przez chwilę, po czym sięgnął po różdżkę, oczyszczając dłoń i podłogę ze spermy, sprawiając tym samym, że ostry i charakterystyczny zapach seksu, nie był już wyczuwalny.

- Zaraz eliksiry – rzuciłam głupio w półmroku, jaki panował w schowku i sięgnęłam do klamki od drzwi, ale Severus odciągnął mój nadgarstek i puścił.

- Poczekaj – powiedział spokojnie, zapinając swój rozporek. Stanął za mną i ponownie wyciągnął różdżkę, kierując ją na drewniane drzwi. Po chwili zrobiły się one przeźroczyste, a ja mogłam przez nie zobaczyć cały korytarz, a także uczniów, którzy pospiesznie zmierzali na pierwsze w tym tygodniu zajęcia. Cofnęłam się spanikowana, natrafiając plecami na Snape’a.

- Czy oni…

- Nie widzą nas – przerwał mi profesor, tym samym odpowiadając na moje pytanie. Nachylił się nade mną, opierając podbródek na moim ramieniu. Znowu poczułam to samo przyjemne uczucie w dole brzucha. – Jak korytarz zrobi się pusty, wtedy wyjdę pierwszy, a ty jakiś czas po mnie, rozumiesz?

- Tak – odparłam, zgadzając się z nim.

Nagle zauważyłam Klarę w towarzystwie Harry’ego, Rona i Hermiony. Przyjaciele zmierzali w stronę lochów, nie wiedząc, że ich nauczyciel przebywa teraz ze mną tuż pod ich nosami. Spięłam się lekko, ponieważ w dalszym ciągu miałam wrażenie, że Gryfoni w każdej chwili mogą nas zobaczyć, chociaż Snape dał mi do zrozumienia, że to niemożliwe.

- Interesujące, nieprawdaż? – Mruknął, przesuwając usta w stronę mojego ucha. Dłonie Severusa wysunęły się do przodu i zniknęły pod materiałem białej koszuli, jaką miałam na sobie.

- Co ty robisz?!

Zrobiłam się jeszcze bardziej mokra. Mężczyzna dotykał moich piersi, a ja patrzyłam przerażonym wzrokiem na Klarę jak wesoło rozmawiała z resztą naszych przyjaciół, nieświadoma tego, co dzieje się obok.

- Podoba ci się, prawda? – Bardziej stwierdził niż zapytał, a jego duża dłoń zjechała niżej, podwijając materiał spódnicy. Severus włożył rękę pod bieliznę, dotykając mojego najczulszego miejsca. Bez słowa wsunął dwa palce w kobiecość, a kciukiem podrażniał łechtaczkę. – Jesteś niepoprawna – dodał lekko rozbawionym tonem.

Merlinie, Severusa wzięło na żarty! Świat się kończy!

- Za to ty jesteś perwersyjny!

Przyjemność powoli odbierała mi trzeźwość myślenia. W dalszym ciągu patrzyłam w stronę przyjaciół, którzy powoli oddalali się w stronę wejścia do lochów.

- Nigdy się z tym nie kryłem – odparł, nie przestając mnie pobudzać. – Za to ty potrafisz czasami zaskakiwać.

- Nie myśl sobie, że… - jęknęłam, czując jak kolana uginają się pode mną. Odchyliłam głowę, przymykając na moment oczy – że… och!

Orgazm przyszedł szybko i niespodziewanie. Krzyknęłam głośno, dając się ponieść błogości, jaka rozlała się po moim ciele. Mięśnie napięły się samoistnie, a następnie zwiotczały, zamieniając się w papkę. Gdyby nie ręka Severusa, osunęłabym się na brudną podłogę.

- W końcu możesz dokończyć to, co chciałaś powiedzieć.

Severus odsunął się ode mnie, a ja za wszelką cenę starałam się złapać równowagę i trzymać poziom. Odwróciłam się do niego przodem w dalszym ciągu oddychając płytko. Serce biło mi tak mocno, jakbym przebiegła maraton, a na twarzy czułam palące wypieki.

- Nie każ mi teraz myśleć – poprosiłam go błagalnie, poprawiając spódnicę.

- Uważaj – rzucił niskim tonem, chwytając mocno mój podbródek – na mojej lekcji oczekuję od ciebie pełnego skupienia.

- Trzeba było mnie tu nie zaciągać – odparłam.

- Następnym razem będę pamiętał, żeby nie dekoncentrować panny Lamberd przed moimi zajęciami – uśmiechnął się cwanie, a ja kolejny raz poczułam motyle w brzuchu.

W końcu korytarz zrobił się pusty, więc Severus bez słowa opuścił ciasne pomieszczenie, kierując się w stronę lochów. Jak on to robił, że po seksie zawsze wyglądał nienagannie?! Mnie zdradzały nawet oczy, a on… po nim nie było nigdy nic widać. Wiecznie opanowany, skupiony. W jaki sposób udawało mu się chować emocje? Albo inaczej… dlaczego musiał nauczyć się tej sztuki? Co i przed kim starał się ukryć?

Dałam sobie chwilę na opanowanie, chociaż w dalszym ciągu czułam, że policzki palą mnie żywym ogniem, ale nie mogłam dłużej czekać. Lada chwila, a zaczną się lekcje, a przecież nie mogłam się na nie spóźnić. Żadna wymówka nie byłaby tutaj dobra. Ani dla niego, ani tym bardziej dla Klary.

***

W ostatnim momencie wbiegłam do klasy i usiadłam pospiesznie obok przyjaciółki. Cały czas czułam na sobie zapach Severusa, ale miałam nadzieję, że Klara tego nie poczuje. Na szczęście nie zadawała pytań, a Snape rozpoczął prowadzenie swoich zajęć, jak w każdy inny dzień. Jakby nigdy nic się między nami nie wydarzyło, a mi włoski stawały dęba za każdym razem, kiedy przechodził koło nas. Mężczyzna musiał to wyczuć, bo najwięcej czasu spędzał przy naszym stoliku, zaglądając do kociołka czy notatek. Nic nie tłumaczył, ani także nie komentował naszych prób uwarzenia eliksiru. Po prostu stał lekko nachylony, czekając na reakcję mojego ciała. Przeklęty drań!



***

Kolejne tygodnie zdawały się mijać w przyspieszonym tempie. Bliźniacy w dalszym ciągu zajmowali się swoimi wynalazkami. George nawet nieco bardziej postanowił się na nich skupić, przestając w końcu zawracać mi głowę przeprosinami czy innym skomleniem, które bardzo mnie denerwowało. W dalszym ciągu posiadałam prezent, który mi podarował, ale nie sądziłam, żebym kiedykolwiek z niego skorzystała. Wszystko, czego pragnęłam, miałam na wyciągnięcie ręki. Postanowiłam więc podarować go Klarze. Może ona skorzystałaby z niego w jakiś konkretny sposób. Z tego, co wiedziałam, nie uprawiała seksu z Samuelem, więc zawsze mogła w snach zdecydować się na tak poważny krok w swoim życiu.



***

Niecały tydzień przed rozpoczęciem turnieju, poszłyśmy wraz z Klarą popatrzeć, w jaki sposób Hermiona próbuje nauczyć Harry’ego nowych zaklęć, potrzebnych do ostatniego zadania. Osobiście, nie chciałam oglądać dziewczyny jak terroryzuje okularnika, każąc mu ćwiczyć do utraty sił skomplikowane ruchy różdżką, ale Klara podobno obiecała, że potowarzyszy mu przy tym, więc i ja się zgodziłam.

Całą piątką udaliśmy się na błonia hogwarckie nieopodal jeziora, gdzie (według Granger) było najwięcej miejsca do tego typu ćwiczeń. Moim zdaniem miało to jednak ścisły związek z ogromnym labiryntem, który piętrzył się teraz na kilkadziesiąt stóp i był bardzo dobrze widoczny z boiska do Quiddicha. Ten widok miał jeszcze bardziej motywować Harry’ego do nauki, ale wydawało mi się, że przynosiło to odwrotny skutek.

Gdy Gryfon bezskutecznie próbował opanować mocne zaklęcie żądlące, ja wraz z Klarą i Ronem usiedliśmy pod jednym z drzew, ponieważ pogoda jaka panowała od kilku dni na zewnątrz była nie do zniesienia. Z nieba lał się żar i ciężko było wysiedzieć w słońcu przez kilka godzin. Patrzyliśmy więc ze współczuciem na Harry’ego i jego prywatną terrorystkę.

- Mogłaby mu w końcu odpuścić – mruknęłam, wachlując się dłonią.

- Regularne ćwiczenia pomogą mu w zadaniu – odparła Klara profesorskim tonem, wyjmując z torby podręcznik od Obrony. Zerknęłam sceptycznie na wolumin. Ile można było uczyć się tego samego w kółko?! Czasami myślałam, że zadaję się z drugą Hermioną. Dziewczyny nie różniły się zbytnio od siebie.

- Ćwiczy już od ponad miesiąca! – Wskazałam dłonią na przyjaciela, robiącego unik przed snopem światła wystrzelonym z różdżki Hermiony. – Myślę, że teraz Harry powinien się trochę odstresować.

- Hermiona by mu nie odpuściła – stwierdził Ron, opierając się o korę drzewa. – Ja miałem inny pomysł, ale zostałem wraz z Harrym przegłosowany.

- Pomysł? Jaki pomysł? – Zainteresowałam się, a oczy zaświeciły mi się figlarnie.

- Nie wiem, czy mogę mówić – mruknął rudzielec, zerkając niepewnie na Klarę. Przyjaciółka zmarszczyła brwi, ale pozwoliła mu dokończyć, nie spuszczając jednak z niego wzroku. – Chciałem zrobić kilka rundek na miotle nad tym labiryntem i zajrzeć do środka. Zobaczyć, jakie niebezpieczeństwa czekają na Harry’ego i pod tym kątem go przygotować do zadania, a nie tak na oślep!

- To jest… - zamrugałam oszołomiona.

- Łamaniem zasad! – Oburzyła się Klara.

- Właśnie dlatego nie chciałem o tym mówić – westchnął, kręcąc głową. – Nieważne. Zapomnijcie!

- To jest GENIALNE! – Wykrzyknęłam zaskoczona pomysłem Rona. – Bezbłędne! I logiczne! Po co ma przerabiać milion zaklęć, których i tak nie opanuje, jak może wyćwiczyć tych kilka konkretnych i wygrać turniej!

- Chwila! – Klara próbowała mi przerwać. – Nie zapędzaj się! Po pierwsze, to łamanie zasad, po drugie, labirynt na pewno chroni jakaś bariera ochronna. Myślisz Ron, że tylko ty wpadłeś na taki pomysł? Nie sądzę! Każdy chciałby w ten sposób pójść na łatwiznę.

- Nie zaszkodzi tego sprawdzić – podrapałam się po brodzie i puściłam do przyjaciela oczko. Ron wyszczerzył się do mnie, a także oblał rumieńcem.

- To co? Wchodzisz w to? Harry też chciał to zrobić.

- Doprawdy, nie mam do was sił! – Westchnęła teatralnie Klara.

- Tylko zerkniemy! – Obiecał Ron.

- Nie uda wam się nawet zerknąć! – Powtórzyła dziewczyna.

- Może wcale nie jest tak jak mówisz! – Prychnęłam. – Może do labiryntu nie można podejść, ale podlecieć, to już inna sprawa!

- Wątpię! – Zaperzyła się blondynka. – Ale proszę, lećcie! W końcu dopiero co udało nam się odzyskać trochę punktów – skrzyżowała ręce na piersi.

- Przecież nie teraz – przewróciłam oczami, stukając się palcem po czole.

- Wieczorem – oznajmił podkręcony Ron.

- Jeszcze lepiej. – Klara zaśmiała się sztucznie i tym samym momencie podszedł do nas wyczerpany przyjaciel. Padł ociężale na trawę obok, wzdychając głęboko.

- Ta kobieta mnie wykończy! – Obrócił się w stronę przyjaciółki, która dalej stała w tym samym miejscu, stukając stopą o ziemię i z rękoma podpartymi pod boki.

- Wstawaj Harry! – Krzyknęła zezłoszczona. – Jeszcze nie skończyliśmy ćwiczyć. Zostało nam pół godziny!

- Słuchaj, stary. Nie przejmuj się nią. – Ron poklepał bruneta po ramieniu. – Alex poparła mój pomysł. Możemy dzisiaj w trójkę zobaczyć, co szykuje dla ciebie labirynt.

- Doprawdy? – Harry ściągnął na moment okulary, przecierając szkła skrajem swojej koszuli i ponownie założył je na nos. – I Klara nie ma nic przeciwko temu?

- Oczywiście, że mam! – Podniosła głos. – Ale przecież moje zdanie nigdy nie zostaje wysłuchane, więc po co mam strzępić język?

- Zawsze mogę cię wziąć ze sobą – szturchnęłam ją lekko ramieniem. – Nie jesteś ciekawa, co tam się znajduje?

- Jestem czy nie jestem, to nie ma znaczenia! Łamanie zasad jest karygodne!

- Ciszej! – Warknął w jej kierunku Ron, obserwując jak Hermiona marszczy brwi, widząc naszą konspirację. – Nie mów jej niczego, ok?

- Niby czemu? Powinna wiedzieć, co knujecie za jej plecami.

- Ale my cię o to prosimy – nacisnął Harry. – Nie mów niczego Hermionie, dobrze?

Klara zacisnęła usta w cienką linię, bijąc się z myślami. Spojrzała na swoją dawną koleżankę, która w dalszym ciągu oczekiwała, że Harry wstanie i na nowo zacznie z nią ćwiczenia, po czym niepewnie kiwnęła głową.

- Dobrze, nie powiem. Nie jestem kapusiem, ale dalej twierdzę, że to zły pomysł.

- No i świetnie! – Ucieszyłam się. – A już się bałam, że przyjaźnię się z klonem Granger.

- Dwie Hermiony? – Przeraził się okularnik, podnosząc się ciężko z nagrzanej ziemi. – Tego nikt z nas by nie przeżył – dokończył i powłóczył nogami w stronę ucieszonej Gryfonki.

Wieczorem, tak jak postanowiliśmy, wybraliśmy się na boisko do gry, które teraz przypominało wielki, zielony i wijący się w różne kierunki mur. Klara poszła razem z nami, ale tylko dlatego, żeby mieć na nas oko, a w razie potrzeby zainterweniować odpowiednio. Każde z nas posiadało własną miotłę i było podekscytowane wizją tego, co być może uda nam się dostrzec pomiędzy ścianami żywopłotu. Niestety, nie udało mi się zachęcić Klary, żeby wzbiła się z nami w powietrze, więc usiadła tylko na trybunach, wyjmując ten sam znany podręcznik do nauki.

- To co? Gotowi? – Spytałam, chwytając za trzonek swojej miotły. Przyjaciele kiwnęli energicznie głowami, więc odbiłam się nogami od ziemi i poszybowałam w górę. Zaraz potem dołączyli do mnie Gryfoni. Zerknęliśmy na labirynt, ale w dalszym ciągu znajdowaliśmy się dość nisko, żeby móc zajrzeć do środka, więc ponownie skierowaliśmy swoje miotły ku niebu, wzbijając się coraz wyżej i wyżej.

W końcu znaleźliśmy się na takiej wysokości, że gdy zerknęliśmy w dół na Klarę, była ona tylko malutką kropką ledwo dostrzegalną, a labirynt w dalszym ciągu prężył się ku górze.

- Coś mi tu nie pasuje – mruknęłam, marszcząc brwi.

- To nielogiczne. Już dawno powinniśmy znajdować się nad labiryntem – rzucił Harry, podrywając głowę. – Z dołu nie wydawał się taki wysoki.

- Bo wcale nie jest – jęknęłam w końcu, zdając sobie sprawę, że Klara miała rację. Nauczyciele rzucili na żywopłot zaklęcia ochronne, dzięki którym żadna z postronnych osób nie mogła zajrzeć do środka. Nasze wzbijanie się w powietrze również nic by tu nie dało. Żywopłot rósł za każdym razem, kiedy próbowaliśmy podlecieć wyżej. – Nie uda nam się zajrzeć do środka. Wszędzie nałożone są zaklęcia zabezpieczające – powiedziałam na głos.

- Cholera! – Przeklął Ron, któremu mina zrzedła. – Ale pomysł miałem dobry, co nie?

- Nienajgorszy – westchnęłam.

- Cóż, ważne że próbowaliśmy. Niestety, będzie mi musiało wystarczyć to, co Hermiona ze mną trenuje – rzucił Harry.

Chcieliśmy wrócić na ziemię sami, ale wtedy jakaś niewidzialna siła zaczęła ciągnąć nasze miotły w dół.

- Co jest kurwa?! – Warknęłam, próbując utrzymać pion, ale nic to nie dało.

Raz jeszcze zerknęliśmy w dół. Klara przestała być już rozmazaną kropką na tle trybun. Teraz mogłam ujrzeć jej małą, ale wyraźną postać. Dziewczyna zmierzała właśnie w kierunku Moody’ego, który był sprawcą naszego nagłego powrotu na ziemię. Widziałam jak mężczyzna trzymał wyciągniętą w powietrze różdżkę, skierowaną prosto na nas.

- Ten to zawsze potrafi zepsuć dobrą zabawę – jęknął niepocieszony rudzielec.

W końcu wylądowaliśmy na murawie. Trzymając mocno miotły podeszliśmy i ze spuszczonymi głowami do nauczyciela, którego mina nie wyglądała na zadowoloną. Mężczyzna schował broń do szerokiej i głębokiej kieszeni swojego płaszcza, po czym skrzyżował przed sobą ręce, czekając aż znajdziemy się już na tyle blisko, aby dostać od niego reprymendę.

- Więc? – Zaczął, kiedy stanęliśmy przed nim. Wyglądaliśmy jak trzy szczeniaczki, które pogryzły buty swojemu właścicielowi. – Kto to wymyślił? Alex?

Uniosłam głowę. Moody spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem, w którym nie wyczułam ani krzty przyjaznej iskierki. Czy to było udawane przed innymi, czy rzeczywiście profesor był urażony za to, co mu zrobiłam?

- To nie Alex – odezwał się pewnie Ron, wychodząc przed szereg niczym bohater. – To był mój pomysł. Chcieliśmy pomóc Harry’emu.

- Oszukując? – Moody przeniósł spojrzenie na Gryfona. – Drogi chłopcze, nie tędy droga.

- Przecież i tak nic nie zobaczyliśmy – prychnął, czerwieniąc się lekko ze złości.

- Bo niektórzy pomyśleli właśnie o takich uczniach jak wy i postanowili zabezpieczyć kolejne zadanie –wyjaśnił spokojnie mężczyzna, wskazując palcem na swoją skroń.

Ron zacisnął usta w cienką linię, nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć. Wyręczył go więc Harry:

- Przepraszamy profesorze za swoje zachowanie.

- Nic się nie stało, ale pamiętajcie, że zawsze należy grać czysto. – Kąciki jego ust drgnęły delikatnie. – Dziwi mnie tylko to, że Klara dała wam swoje przyzwolenie. – Moody zerknął na dziewczynę, unosząc brew.

- Ja im mówiłam profesorze – westchnęła, przyciskając do piersi podręcznik – ale oni i tak mnie nie słuchają.

- No tak... - Moody zerknął na niebo. - Zmykajcie teraz do środka. Zapowiada się na deszcz – powiedział, ponaglając wszystkich ręką w kierunku szkoły. – Alex, z tobą chciałbym jeszcze porozmawiać.

Byłam tym zaskoczona jeszcze bardziej niż reszta przyjaciół, a gdy tylko zniknęli oni za murami Hogwartu, mężczyzna odkaszlnął teatralnie i splótł dłonie za plecami, patrząc na mnie wymownie z góry.

- To na pewno nie był twój pomysł? Może pan Weasley chciał wykazać się heroizmem i na siebie przyjąć winę?

- Niestety, to nie był mój pomysł, ale uważam że był świetny – odparłam butnie. – Poza tym ja wiem, że nie powinniśmy oszukiwać, ale zależy nam na Harrym. Pan również przejmuje się jego losem, więc to wszystko było tylko dla jego dobra. Nie chcemy, żeby zginął podczas ostatniego zadania.

- Pan Potter na pewno trenuje zaklęcia do kolejnego zadania, nieprawdaż?

Przytaknęłam ruchem głowy.

- Więc nie potrzebuje dodatkowego wsparcia. Poradził sobie świetnie podczas dwóch poprzednich zadań, dlaczego więc teraz miałoby być inaczej?

- Nie wiem – mruknęłam cicho, ściskając jeszcze mocniej trzonek od miotły. – To ostatnie i najtrudniejsze zadanie.

- Nic mu nie będzie – zapewnił mnie Moody, zerkając na przedmiot, który trzymałam w dłoniach. Przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, jakby coś analizował. – Zmieniłaś miotłę?

Zesztywniałam na moment. Prezent od Moody’ego został zniszczony przez Snape’a pół roku temu, a ja w dalszym ciągu nie powiedziałam o tym profesorowi ani słowa. Z jednej strony nie miałam pojęcia, jak się wytłumaczyć. Przecież tak bardzo cieszyłam się z tej miotły, a z drugiej strony myślałam, że Moody zapomni o tym i nie będzie sprawy. Jak zwykle się pomyliłam.

- Snape mi ją zniszczył dawno temu – odpowiedziałam, postanawiając mówić prawdę. Spuściłam na moment głowę – Miałam wtedy szlaban na Quiddich, a pomimo tego zlekceważyłam to, więc skończyło się jak się skończyło.

- Profesor Snape – poprawił mnie Moody i zmarszczył brwi. – Kiedy to miało miejsce?

- W grudniu tuż przed balem.

- Czyli w tym samym czasie, co dostałaś ode mnie miotłę – stwierdził.

Kiwnęłam na znak, że wszystko się zgadza.

- I naprawdę nie uważałaś za stosowne, żeby mi o tym powiedzieć? – Zdziwił się, podchodząc bliżej. Objął mnie pewnie ramieniem i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły.

- Nie mam ochoty biegać z płaczem do każdego, kiedy coś się stanie – skrzywiłam się lekko. – Owszem, profesor Snape mógł nie niszczyć mi miotły, ale to moja wina, że go nie posłuchałam i poszłam z panem na to boisko.

Mężczyzna mruknął zamyślony.

- Pierwszy raz słyszę, żebyś usprawiedliwiała jego zachowanie – zauważył.

Przeklęłam w duchu na swoją głupotę.

- Nikogo nie bronię! – Warknęłam, odsuwając się od Moody’ego. – Po co te wszystkie pytania? Nie mam ochoty na nikogo skarżyć. Gdybym poszła z tym do pana, Snape nie dałby mi spokoju. Jeszcze bardziej uprzykrzyłby mi życie niż do tej pory!

- Dobrze Alex, spokojnie. Nie chciałem cię denerwować.

- Nie będę na nikogo kablować – powtórzyłam uparcie. – Szkoda mi tej miotły, ale nic już na to nie poradzę. Profesor nie może mieć mi za złe, że nie powiedziałam od razu prawdy.

Moody kiwnął głową, wyminął mnie i ruszył pierwszy w stronę szkoły. Patrzyłam za nim przez chwilę, po czym zwróciłam miotłę na jej miejsce do szatni i również weszłam do Hogwartu. Chmury obsuwały się coraz niżej, prawie dotykając hogwarckich wieżyczek. Profesor nie kłamał. Zapowiadała się deszczowa noc.

W korytarzu przy wejściu czekała na mnie Klara. Wypytała mnie na spokojnie o Moody’ego, ale nie miałam jej nic ciekawego do powiedzenia. Nie dostałam szlabanu ani reprymendy. Wszystko było w porządku.

Niestety, w drodze na kolację, zaskoczyła nas Sabrina, stając nam bezceremonialnie na drodze. Dziewczyna odrzuciła za siebie chmarę swoich bujnych, czerwonych włosów, przyglądając nam się zalotnie. Tak właściwie, to jej wzrok zatrzymał się na mnie, ale udawałam, że tego nie dostrzegam.

- Co tam dziewczyny? – Zagadnęła. – Macie ochotę na jakieś piwko?

- Jest środek tygodnia – przypomniała jej Klara. – Poza tym, zapewne znowu chcesz naopowiadać mi bzdur na Samuela. Więcej nie zamierzam cię już słuchać. 

Zerknęłam zaciekawiona na Klarę.

- To nie są bzdury – uśmiechnęła się dziewczyna, zawijając na palec włosy. Spojrzała w stronę sufitu, jakby w zupełności nie interesowało ją to, co miała do powiedzenia Klara, po czym ponownie przeniosła wzrok w dół.

- Bzdury! – Warknęła uparcie dziewczyna, tupiąc nogą. – Samuel mi powiedział, że opowiadałaś brednie tylko po to, żeby nas ze sobą skłócić. Żeby namieszać, bo nie możesz żyć bez chaosu na około siebie.

- Och tak – zachichotała, wbijając mrożące krew w żyłach spojrzenie na Gryfonkę. – Samuel to potrafi obrócić wszystko na swoją korzyść. Ja cię ostrzegałam – dodała, kończąc tym samym temat. – Alex? Idziemy się napić? Chciałabym z tobą porozmawiać.

- Nie idź z nią, Alex! – Warknęła Klara. – Przecież wiesz, jaka ona jest.

- A o co chodzi z Samuelem? – Zapytałam. – Wiesz, ja też nie do końca mu ufam, a skoro Sabrina także, a jest jego siostrą, to chyba to ma jakiś sens, nie uważasz?

- A nie uważasz, że Sabrina próbuje skłócić każdego z każdym? Teraz nawet widzę, że i nas próbuje rozdzielić. Daj spokój, Alex!

- Rozdzielić? – Prychnęła. - Przecież chciałam z wami obiema się napić, ale ty nie wykazujesz chęci, to chociaż Alex próbuję namówić. Nawet lepiej, że będziemy tylko we dwie. Mamy sporo do omówienia – puściła mi oczko na zachętę.

- A powiecie mi chociaż o co poszło z Samuelem? – Dociekałam.

Sabrina wyszczerzyła białe zęby w uśmiechu, patrząc wymownie na Klarę, aż ta zacznie temat, co po krótkiej chwili zrobiła:

- Sabrina uważała, że Samuel jest ze mną tylko na zlecenie ojca.

- To ciekawa teoria – mruknęłam zastanawiająco, drapiąc się po brodzie.

- Tylko, że to nie jest prawda! – Obruszyła się przyjaciółka. – Rozmawiałam o tym z Samem i on powiedział, że to Sabrina za każdym razem próbuje namieszać, bo nie podoba jej się nasz związek.

- Bo nie pasujecie do siebie – odpowiedziała zdawkowo, wzruszając ramionami. – Poza tym nie oczekuję, że zaczniesz mi nagle wierzyć we wszystko – zaśmiała się bezczelnie. – To nawet lepiej, że mu wierzysz, ale nie zdziw się, kiedy on nagle nie stanie po twojej stronie.

- Przestań! – Klara zasłoniła uszy rękoma.

- To zacznij mówić konkretami, a nie tak ogólnikowo – powiedziałam pewnie, chwytając za nadgarstki przyjaciółki. Odsłoniłam jej na siłę uszy, chcąc żeby przysłuchiwała się tej rozmowie. – Dlaczego twój ojciec chciałby się w ogóle mieszać w ich związek? Jaki ma w tym biznes, co? Chodzi o mamę Klary?

- No przecież nie mogę wam zdradzić wszystkiego – odparła dziewczyna, przewracając oczami. – Ja już swoje powiedziałam i nie będę nic dopowiadać. To jak z tym piwem? Ile mam czekać.

- Ja idę na kolację – warknęła Klara, patrząc na mnie wymownie. – Alex, idziesz?

- A ja chyba pójdę na to piwo – zmrużyłam oczy, obserwując bacznie Ślizgonkę.

- Co? Alex, daj spokój!

- Może wyciągnę z niej coś więcej – dodałam, uśmiechając się przyjaźnie do przyjaciółki. – Nie martw się.

- No nie wiem czy ci się uda coś wyciągnąć, ale zawsze możesz próbować – wtrąciła Sabrina, przepychając się przez nas. Od razu chwyciła mnie za ramię, odciągając od Gryfonki. Ruszyłyśmy w przeciwną stronę, kierując się prosto do lochów.

- Co ty kombinujesz? – Zapytałam zdziwiona, dając się prowadzić.

- Zapraszam cię do siebie – odparła beztrosko. – Tam nikt nam nie przeszkodzi. Mam z bratem osobną sypialnię, pamiętasz?

- No tak – burknęłam. – Wpływy tatusia robią swoje, co? – Tym razem, to ja uśmiechnęłam się chytrze.

- Żebyś wiedziała – powiedziała, nie robiąc sobie niczego z mojego kpiącego tonu. – W końcu na coś musi wydawać swoje galeony.

- Mogłabyś chociaż odrobinę mniej się z tym pysznić – stwierdziłam, pokazując dziewczynie małą przerwę między kciukiem a palcem wskazującym. – Tak tylko troszeczkę.

- Po co? – Wzruszyła ramionami. – Ty też jesteś bogata, więc się dziwię, że nie pokazujesz tego.

- Mój ojciec jest bogaty – sprostowałam. – On daje mi kasę tylko na to, co w jego mniemaniu jest dla mnie dobre. Edukacja jest w porządku, ale Quiddich nie. Książki jak najbardziej, ciuchy już mniej – wyjaśniłam.

- Za mało go urobiłaś. Powinnaś pobierać ode mnie lekcje, a miałabyś wszystko, czego byś chciała – stwierdziła, wypowiadając hasło do pokoju wspólnego.

Mimowolnie zerknęłam na zakręt, za którym znajdował się gabinet profesora Snape’a. Sabrina zauważyła moje spojrzenie i również zerknęła w tym samym kierunku.

- Teraz pewnie siedzi na kolacji, jak pozostali – powiedziała, nie przestając się uśmiechać.

- Co? Kto niby?

- No Snape.

- Ale o co ci chodzi?

- A ty dalej swoje! – Zaśmiała się Ślizgonka – ale ok. W tym właśnie celu idziemy do mnie, gdzie nikt nie będzie nas podsłuchiwał.

Zbroja odsunęła się, ukazując przejście. Przeszłyśmy wraz z Sabriną przez długi korytarz do pokoju wspólnego. Pomieszczenie nie zmieniło się zbytnio po ostatnim razie, kiedy znajdowałam się we wrogim domu. Dziewczyna skierowała swoje kroki na schody, ale zamiast zaprowadzić nas do zwykłego dormitorium, wyminęła wszystkie pokoje, podchodząc w końcu do tych usytuowanych na samym końcu holu. Pchnęła drzwi, wpuszczając mnie do środka.

Sypialnia wyglądała jak zwykłe dormitorium, z tą różnicą, że posiadała tylko dwa łóżka i dwa osobne biurka. Na jednym leżały poukładane podręczniki, puste i oznakowane menzurki. Wszystko, jakby ułożone od linijki. Na drugim panował istny chaos. Masa rozwalonych kosmetyków. Krzesło zawalone rzeczami zwiniętymi w rulon oraz puste butelki po alkoholu. Łatwo było odgadnąć, które biurko jest czyje.

- Zaraz ci wykombinuję jakieś piwo – odezwała się nagle Sabrina, otwierając jedną z szuflad. Gwizdała sobie przy tym po cichu, przesuwając jakieś rzeczy, które znajdowały się w komodzie. – O proszę!

Dziewczyna wyciągnęła butelkę z alkoholem, rzucając ją w moją stronę. Ledwo udało mi się złapać szkło. Spojrzałam na nią złowrogo.

- Mogłaś mnie uprzedzić!

- Przecież powiedziałam „o proszę!” – zaśmiała się, wyjmując piwo również dla siebie. Machnięciem różdżki zmroziła obie butelki, żebyśmy nie musiały pić ciepłego alkoholu, po czym zepchnęła z krzesła zużyte ciuchy, rozsiadając się na nim. Mnie wskazała swoje łóżko, które bardziej przypominało barłóg. Usiadłam więc na jego brzegu, otwierając piwo.

- To jak to jest z twoim ojcem, Klarą i Samuelem? – Spytałam w końcu. Przecież właśnie po to tutaj przyszłam, żeby wyciągnąć jak najwięcej informacji o tej dziwnej sytuacji.

- Ty mi lepiej powiedz, jak to jest ze Snape’em, co? – Zadała swoje pytanie, czym wprawiła mnie w osłupienie.

- Daj…

- Wiem, że spaliście ze sobą – przerwała szybko, wzdychając głęboko. – Doprawdy Alex, ile razy mam ci powtarzać, że wiem o was. Wcześniej straciłaś pamięć, to trochę mnie zmyliłaś, bo tak gorliwie zaprzeczałaś, ale teraz już wszystko w porządku, prawda?

- Ja nie…

- Widziałam was w Zakazanym jak się całowaliście. Snape z taką pasją rzucił cię na drzewo – jęknęła, oblizując usta. Jej oczy zmieniły kolor na o wiele jaśniejszy. – Skierowałam centaura na was. Chciałam sprawdzić czy to był zwykły pocałunek, czy coś więcej. Snape cię bronił, więc to jednak coś poważnego.

- To nie…

- Jego peleryna – kontynuowała jak szalona, nie dając mi dojść do słowa – wiem, że musiał ci ją dać sam. Wcale nie miał ochoty jej wrzucać do kominka, ale to było najrozsądniejsze wyjście. Trzeba było zatrzeć dowody. Poza tym, obserwuję go. Widzę jak na ciebie patrzy. Wcześniej tak nie było, a teraz… wow – zaczęła się wachlować. – Chciałabym go wziąć w swoje obroty.

- Sabrina! – Krzyknęłam w końcu, ściskając mocno szyjkę butelki. – Co ty wygadujesz?!

- Nie udawaj. Widziałam was. Nie musisz udawać, że z nim nie jesteś. Ja to szanuję. Gdyby nie ty, to sama bym się za niego zabrała, ale masz to szczęście, że mi się podobasz i mam pewnego rodzaju sentyment do ciebie. Nasz pocałunek też nie był niczego sobie, nie uważasz?

Siedziałam wstrząśnięta, jakbym dopiero co dostała kaflem w potylicę.

- Powinnaś bardziej go rozpalić, rozumiesz co mam na myśli? – Sabrina wypiła na raz pół butelki i zeskoczyła z krzesła, otwierając jedną z szaf. Od razu na podłogę wysypało się multum sukienek, spódnic, dżinsów i innych ciuchów. – Ubiorę cię wyzywająco, trochę podmaluję i pójdziesz tak do niego. Na pewno nie wyrzuci cię za drzwi.

- Nie mów tego nikomu – poprosiłam w końcu. Nie było sensu udawać już, że między mną a Severusem nic nie było.

- Wiem o tym od dawna i nikomu nie powiedziałam. Możesz być spokojna – odparła dziewczyna, dając nura w stertę ubrań leżących na podłodze.

Wzięłam długi, urywany oddech i szybko napiłam się swojego piwa. Wpatrywałam się w Ślizgonkę z pewną dozą niepewności i nieufności.

- Wspomniałam o tym Klarze, ale tak się przejęła, że chciała biec prosto do Dumbledore’a.

Sabrina wyprostowała się, piejąc ze śmiechu.

- A dziwisz jej się? Dla niej nauczyciel kojarzy się wyłącznie z nauką. Ona nawet nie dopuszcza do siebie tego, że profesor to mężczyzna, który ma takie same potrzeby jak każdy inny facet.

- No niby tak…

- I jak z tego wybrnęłaś? – Ciągnęła dalej temat - bo raczej Klara nie poszła do „dyra” na skargę, prawda? – Sabrina wyciągnęła ze stosu krótką, lateksową spódniczkę i przyłożyła do swoich bioder, a następnie zerknęła oceniające na moje nogi.

- Powiedziałam, że to żart – skrzywiłam się i na nowo pociągnęłam z gwinta. – Czasami chciałabym zwierzyć się jej ze wszystkiego, ale ona by mnie nie zrozumiała.

- A masz jeszcze jakieś sekrety? Ja chętnie posłucham.

- Ty i tak za dużo wiesz! – Syknęłam. – Przysięgam ci, jeżeli komuś powiesz o Severusie, to nie mnie zniszczysz życie, a jemu! Tego chyba byś nie chciała, prawda? - Zagroziłam jej butelką.

- Mało mnie to obchodzi – prychnęła, wzruszając ramionami – ale nie zdradzę was. Weź słuchaj, co się do ciebie mówi! Co powiesz na miniówkę i krótki top?

- W nic nie będę się przebierać, a tym bardziej chodzić wieczorami po gabinetach profesorów! Przyszłam tu porozmawiać o Klarze, jakbyś zapomniała.

- Doskonale pamiętam – przewróciła oczami, po czym usiadła na kupie ubrań, w których zatopiła się po pas. – Jaki jest Snape w łóżku?

- Co? – Zgłupiałam. – Skończ już jego temat i powiedz mi, co ma twój ojciec wspólnego z Klarą?

- Odpowiedz albo zapytaj go, czy byłby chętny na trójkącik – puściła do mnie oczko. – Mogłybyśmy go tak zadowolić, że nigdy nie spojrzałby na inną kobietę. Nie pożałowałby.

- Przestań. Nie chcę o tym słuchać i ani się waż go podrywać! – Warknęłam wściekle.

- Oho! Ktoś tu jest zazdrosny? – Pociągnęła kolejnego łyka. – To jaki jest w łóżku?

- Nie dasz mi spokoju, prawda? – Jęknęłam umęczona jej pytaniami. Miałam ochotę wyjść stąd i wrócić do „swojej” wieży.

- No przecież mnie znasz. – Sabrina odrzuciła za siebie włosy. – Poopowiadaj mi trochę pikantnych szczegółów, a dam ci spokój. Nawet nie będę cię namawiała na przebieranie się dla niego.

- Odpowiedź za odpowiedź – rzuciłam po chwili, patrząc na nią z błyskiem w oku. Sabrina zmarszczyła brwi. – Ja ci opowiem o seksie z Severusem, a ty wyjawisz, dlaczego twój ojciec chciał zeswatać Samuela z Klarą.

- Oj, to nieczyste zagranie – stwierdziła rozbawiona, a jej oczy ponownie błysnęły. Dziewczyna wygramoliła się ze swoich ubrań i ponownie usiadła na krześle, przysuwając je nieco bliżej łóżka. Nasze kolana prawie stykały się ze sobą. – Ale wchodzę w to. Zaczynaj.

- Ty zacznij – powiedziałam pewnie, prostując się. – Moje pytanie było pierwsze.

- Kochana, to mój pokój, a tutaj gramy po mojemu. Ty zacznij, inaczej nie dam ci spokoju – uśmiechnęła się cwanie. Spojrzałam jej twardo w oczy, ale ustąpiłam. Pociągnęłam kolejnego łyka, tym razem nieco większego niż poprzednio, wzięłam potężny oddech i odpowiedziałam w końcu na jej pytanie:

- Severus jest boski i wszystko musi mieć pod kontrolą.

Sabrina mruknęła niczym kotka, nachylając się w moją stronę z fascynacją w oczach.

- Konkrety, Alex. Potrzebuję więcej konkretów.

Zmarszczyłam brwi, zdziwiona jej zachowaniem.

- Tylko się całowaliśmy – powiedziałam pewnie, starając się nie przerywać kontaktu wzrokowego.

- Nie kłam – prychnęła, nie dowierzając.

- Nie kłamię! Myślisz, że byłabym w stanie wyjawić Klarze, że poszłam ze Snape’em do łóżka? To by ją zabiło.

Sabrina odsunęła się na chwilę, krzywiąc delikatnie. Zapewne myślała, że uraczę ją opowieścią o erotycznych doznaniach z Severusem, ale tej dziewczynie nie można było ufać.

- Teraz ty – przypomniałam jej.

- No nie wiem. Nie dowiedziałam się niczego, co zachęciłoby mnie do opowiadania ci o moim ojcu.

- Mogę ci powiedzieć, że jego pocałunki są brutalne i pełne pasji. Nic więcej nie powiem, bo niczego więcej nie było między nami. Przykro mi, że cię zawiodłam, ale miałyśmy umowę.

- W dupie mam umowy – fuknęła. – Ale dobrze. Ślizgoni są słowni, pamiętaj o tym.

- Zaraz to udowodnisz – odparłam z błyskiem w oku.

Sabrina zmrużyła oczy, a zrobiła to w taki sposób, że na moment przeszły mnie ciarki. Odłożyła piwo na nocny stolik i przybliżyła się do mnie jeszcze bardziej, wspierając się rękoma po obu stronach moich bioder.

- Mój ojciec jest niebezpieczny – szepnęła cicho, aż poczułam jej oddech na policzku.

- Zdążyłam zauważyć. Nic nowego. Mów dalej – zachęciłam ją, będąc coraz bardziej ciekawą tego, co dziewczyna miała mi do powiedzenia.

- Nie należy mu ufać – ciągnęła dalej, a jej twarz znajdowała się bardzo blisko mojej. Odsunęłam się delikatnie do tyłu, ale Sabrina ponownie się przysunęła, napierając na mnie coraz mocniej.

- Ej!

- Twoja głupia przyjaciółka jest potrzebna mojemu ojcu. – Nie zwracała na mnie uwagi, kontynuując. – Powiedzmy, że jest ściśle związana z tym, co robi mój ojczulek.

- Czyli z czym? – Warknęłam.

- Z czymś bardzo ważnym… - Sabrina zrobiła pauzę

- No? – Niecierpliwiłam się.

- Chodzi o – Dziewczyna ponownie się zbliżyła, chcąc wyjawić mi tajemnicę, po czym wpiła się swoimi ustami w moje, przygniatając mnie do materaca. W tym samym momencie drzwi od pokoju trzasnęły o ścianę, a do środka ktoś wszedł.

- Co tu się, do cholery, wyprawia!? – Zagrzmiał głos Snape’a.

Ślizgonka sturlała się ze mnie na bok, po czym usiadła, robiąc dobrą minę do złej gry. Ja w dalszym ciągu leżałam na plecach, próbując uspokoić oddech, po czym również się podniosłam, spoglądając prosto w mrożące krew w żyłach oczy mistrza eliksirów. Dziwnie tak było znajdować się w jednym pomieszczeniu z mężczyzną i Sabriną, która znała o nas połowiczną prawdę, ale chyba nie tym powinnam się w tej chwili martwić.

- Do niczego nie doszło, profesorze! – Wypaliłam szybko, przecierając usta, ponieważ w dalszym ciągu czułam na nich smak Ślizgonki.

- Ale mogło – dodała zdawkowo dziewczyna. – Profesor zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie, a może chce się profesor przyłączyć? Mam szerokie łóżko. Wszyscy się zmieścimy.

Rozszerzyłam z niedowierzania oczy. Sabrina zaczynała sobie nieźle z nim pogrywać. Byłam pewna, że ktoś za to oberwie, a znając życie, to będę to ja.

- Zamilcz Pyrites! Złamałaś na raz kilka punktów regulaminu. Myślę, że tygodniowy szlaban bez użycia czarów oduczy cię wygłupów i picia alkoholu w środku tygodnia!

Dziewczyna zdenerwowała się, zakładając ręce na piersi.

- To niesprawiedliwe! A co z Alex?

- Jeżeli już o niej mowa – mruknął Snape, zerkając w moją stronę. – Przypomnij mi Lamberd, z jakiego domu jesteś.

- Ja nie…

- Odpowiadaj! – Syknął.

- Gryffindor.

- Dokładnie. – Snape kiwnął głową i zmierzył wzrokiem cały pokój. - Jak już się sama domyśliłaś, te zielone barwy nie są częścią Gryffindru, prawda?

- No nie… - Zawiesiłam głowę.

- W takim razie, co tu robisz? – Mężczyzna uniósł jedną brew.

- Ja ją zaprosiłam, profesorze – powiedziała szybko Sabrina, prostując się. Dla niej przyłapanie nas przez profesora było kolejną formą rozrywki w nudny wieczór.

- Pyrites, zamilcz. I nie licz na dodatkową kolację podaną przez skrzaty. Dopilnuję tego, żebyś dzisiaj poszła spać bez jedzenia. Lamberd ty również, a teraz wynocha! – Snape otworzył szerzej drzwi, czekając aż przez nie wyjdę. – Ciebie szlaban również nie ominie, a będzie dwa razy gorszy niż ten, który ma Pyrites.

Zeszłam potulnie z łóżka, kierując się w stronę wyjścia. Mimowolnie zerknęłam na Sabrinę, ale ta puściła mi tylko oczko, jakby właśnie takiego obrotu sprawy się spodziewała. Czasami jej nie rozumiałam. Poza tym byłam ciekawa czy to, co mówiła o swoim ojcu i Klarze było prawdą, czy specjalnie to wymyśliła, żeby się do mnie zbliżyć. Znając ją, na pewno chodziło o to drugie, a ja głupia dałam się podejść. Jak zwykle.

Mężczyzna wyprowadził mnie ze Slytherinu i skręcił w stronę swoich komnat. Nie wiedziałam czy mogłam się do niego odezwać. Jego postawa i wzrok nie świadczyły o niczym przyjemnym.

Weszliśmy w ciszy do jego gabinetu. Zaczęłam układać w głowie przemowę na swoją obronę, ponieważ wiedziałam, że Severus nawiąże do tego, co miało miejsce w pokoju Sabriny, ale on w dalszym ciągu milczał. Przeprowadził mnie przez gabinet do bawialni, a następnie wskazał na fotel przy kominku.

- Jesteś głodna? – Spytał, czym wprawił mnie w osłupienie. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, zdając sobie sprawę, że wyglądam idiotycznie, ale ciężko było mi uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam.

Mężczyzna zerknął na mnie bokiem, marszcząc czoło.

- Zadałem ci pytanie.

- Miałam nie dostać dzisiaj kolacji, bo szlaban, pamiętasz? – Odezwałam się po chwili, dalej będąc w niemałym szoku.

- Dobrze pamiętam, co powiedziałem, ale nie do wszystkiego muszę się stosować, nieprawdaż? – Snape usiadł w drugim fotelu, unosząc kąciki ust. – To jak?

- Nie jestem głodna – odparłam i również usiadłam naprzeciwko. – Nie jesteś na mnie zły?

- Jestem – odparł twardo, przestając się uśmiechać. – Uważam, że nie powinnaś zadawać się z tą dziewczyną.

- Nie zadaję się z nią. To ona próbuje ze mną. Ten pocałunek…

- Domyśliłem się – przerwał mi.

- To dobrze – westchnęłam, czując jak kamień spada mi z serca. – Już się bałam, że źle to zinterpretowałeś. Nic mnie z nią nie łączy.

- Wiem, ale tak jak powiedziałem, uważaj na nią. – Severus splótł przed sobą dłonie, bacznie mnie obserwując.

- Miałyśmy porozmawiać o jej ojcu i Klarze– westchnęłam, pocierając policzek. – Chciałam wyciągnąć z niej informacje, dlaczego jej ojciec niby kazał Samuelowi być z Klarą.

Snape drgnął, krzyżując swoje czarne oczy z moimi. Wyglądał na zainteresowanego tym, co powiedziałam, a może mi się to tylko zdawało? Rozplątał dłonie i przyłożył jedną do brody, masując kciukiem zaciśnięte wargi.

- Chociaż możliwe, że Sabrina kłamała – dodałam – bo nie dowiedziałam się niczego. Powiedziała tylko, że jej ojciec jest niebezpieczny i Klara jest mu potrzebna, a potem rzuciła się na mnie jak zwierzę.

- Z tym akurat nie kłamała – odezwał się po chwili Severus. – Stary Pyrites jest niebezpieczny.

- Znasz go? – Zdziwiłam się.

Brunet kiwnął delikatnie głową.

- Skąd? I jak dobrze się znacie?

- Dość dobrze, Lamberd – warknął, nachylając się delikatnie do przodu. – Nie jesteś na przesłuchaniu, więc skończ z tymi pytaniami.

- A co ze szlabanem? Kiedy mam się na niego zgłosić? – Zmieniłam temat. Severus machnął ręką w odpowiedzi, jakby to było mało ważne. Doprawdy, nie poznawałam go.

- Po prostu staraj się unikać Pyrites i nie włócz się po innych domach – odparł rozkazującym tonem, wspierając się na rękach. Również się podniosłam. Snape podszedł do mnie i chwycił mocno za podbródek. – Rozumiemy się?

- Ciągle mi czegoś zakazujesz – jęknęłam. Mężczyzna posłał mi spojrzenie w stylu „jeżeli się nie posłuchasz, to zginiesz marnie”. – Ale dobrze. Postaram się jej unikać – zreflektowałam się. Snape ponownie uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.

- Grzeczna dziewczynka – mruknął, całując mnie delikatnie w usta. Poddałam się tej czułej pieszczocie, przymykając oczy.

- Tylko twoja…



***

W dniu trzeciego zadania, wszyscy łącznie z Harrym byli podenerwowani zbliżającą się konkurencją. Hermiona namówiła chłopaka, aby raz jeszcze przećwiczył z nią wszystkie zaklęcia, których dotychczas się nauczyli i zaciągnęła go w tym celu do pokoju życzeń. Ja wraz z Klarą postanowiłyśmy pójść na stadion i zająć dobre miejsca dla całej naszej paczki.

Weszłyśmy po schodach na trybuny, udając się w kierunku, który wskazał nam Hagrid. Gajowy razem z Filchem został przypisany do wskazywania miejsca uczniom i sektorów, do których mieli się udać, by móc obejrzeć ostatnie zadanie turnieju.

Zajęłyśmy z Klarą ławkę, która usadowiona była dość wysoko. To jednak w dalszym ciągu nie dawało nam możliwości zajrzenia do wnętrza labiryntu. Poczułam się nieusatysfakcjonowana, ale z drugiej strony, miałam możliwość i pełną swobodę, aby móc obserwować wszystko, co się działo wokół centralnego punktu całego przedstawienia. Próbowałam wypatrzyć któregoś z nauczycieli, ale pośród gromadzących się osób, nie zauważyłam nikogo, nawet samego Dumbledore’a. Czyżby grono pedagogiczne miało jeszcze jakąś naradę?

Bliźniacy chodzili między rzędami i namawiali uczniów do obstawiania na swoich faworytów. Fred trzymał w dłoni duży cylinder, do którego hazardziści mieli wrzucać galeony.

Nagle przeleciała nad nami sowa. Upuściła zwiniętą rolkę pergaminu wprost na moje kolana, po czym ponownie wzbiła się w powietrze, znikając pośród drzew Zakazanego Lasu. Spojrzałyśmy na siebie z Klarą, a następnie rozejrzałyśmy się wokoło, czy aby przypadkiem nikt nie robi nam kawału.

- Co to jest? – Zdziwiłam się, sięgając po wiadomość. Rozwinęłam ją, starając się wyprostować papier i nachyliłam nad znajomym pismem. Przyjaciółka przysunęła się bliżej i wspólnie odczytałyśmy treść listu.

Musimy porozmawiać, Alex. Mam informacje o Elizie, które na pewno cię zainteresują. Bądź nieopodal Zakazanego Lasu jeszcze przed rozpoczęciem zadania.

Twój brat, Ethan.

- Nie idź – odezwała się po krótkiej chwili Klara, patrząc na mnie intensywnie. – Słyszysz?

- Wiem, ale… - Raz jeszcze omiotłam wzrokiem treść krótkiej notatki – ale to mój brat. To jego pismo.

- Na pewno to jego pismo?

- Tak.

- Ale dlaczego chce się z tobą spotkać blisko lasu?

- Może nie chce być zauważonym przez innych. Już tyle osób mi mówiło, żebym nie mieszała się w sprawę zabójstwa Elizy. To musi być coś ważnego, że chce się spotkać akurat tam.

- Alex, a Ethan w ogóle miał się tu pojawić? – Zapytała Klara, nie będąc do końca przekonaną.

Wzruszyłam ramionami.

- Ostatnio też nie wiedziałam, że będzie, a pojawił się, pamiętasz? Po drugim zadaniu. Pewnie teraz jest podobnie.

Zamilkłyśmy. Trybuny zaczęły wypełniać się po brzegi, a do nas przysiadł się Ron wraz z Hermioną i resztą Gryfonów z naszego rocznika. Po prawej stronie od nas zauważyłam miejsca, które zajęli sami Ślizgoni. Samuel wyglądał na mało zainteresowanego całym turniejem, a Sabrina rozglądała się wokoło, aż w końcu napotkała mój wzrok. Pomachała mi ochoczo, puszczając przy okazji oczko. Zignorowałam ją i nachyliłam się w stronę Klary, która nawet podczas turnieju trójmagicznego musiała zajmować się nauką Obrony Przed Czarną Magią. Na jej kolanach leżał otwarty podręcznik.

- Pokażę ten list Moody’emu – szepnęłam na tyle cicho, żeby reszta znajomych nie mogła nas usłyszeć.

- Teraz?

- Tak. Chcę to jak najszybciej przedyskutować z nim. Może jest jeszcze w swoim gabinecie.

Przeprosiłam wszystkich i pewnym krokiem ruszyłam w stronę zamku. Dziwnie było iść w przeciwną stronę niż każdy, kogo napotkałam po drodze, ale sprawa Elizy nie dawała mi spokoju od dawna i chciałam ten temat załatwić raz na zawsze. Jednakże, zamiast do nauczyciela od Obrony, poszłam w przeciwną stronę – do lochów. Obiecałam Severusowi, że nie będę ładowała się w kłopoty, więc to on musiał być osobą, z którą najpierw chciałam porozmawiać.

Zapukałam do jego gabinetu, ale odpowiedziała mi cisza. Wyciągnęłam z kieszeni list i po raz dwudziesty ponownie odczytałam treść. Miałam się spotkać z Ethanem nieopodal lasu, czyli tam, gdzie miałam surowy zakaz od Snape’a. Zerknęłam więc raz jeszcze na drzwi i ponownie uderzyłam w nie dłonią, tym razem nieco głośniej.

- Profesorze Snape? – Zawołałam i skrzywiłam się lekko. Mężczyzny nie było w środku, więc chcąc, nie chcąc , musiałam udać się do drugiego profesora. Pomimo wszystkiego w dalszym ciągu mu ufałam. On również powinien wiedzieć o liście, jaki dostałam.

Niestety, i tym razem nie zastałam nikogo w gabinecie. Możliwe, że minęłam się z nimi po drodze. Nauczyciele mogli już być na boisku. Nie miałam więc czasu, żeby wracać w to samo miejsce. Ethan wyraźnie napisał, że chce się ze mną spotkać przed rozpoczęciem zadania. Być może podczas turnieju musiał już być z powrotem na trybunach?

Udałam się więc na błonia, a następnie na obrzeża Zakazanego Lasu. Nie chciałam zbliżać się do tego niebezpiecznego miejsca, a tym bardziej wchodzić pomiędzy drzewa. Stanęłam więc w dość dużej odległości, prawie przy samym jeziorze i rozglądałam się niepewnie na boki. Nigdzie nie było widać mojego brata.

Po dłuższym staniu usłyszałam w końcu wystrzał z armat, oznajmiający rozpoczęcie trzeciego zadania. Dźwięk był tak donośny, że ptaki, które przebywały między drzewami zerwały się do lotu, ukazując się na tle niebieskiego nieba.

Nie mogłam dłużej czekać i skierowałam się z powrotem na boisko, gdy nagle usłyszałam tętent kopyt, a po chwili zostałam wciągnięta na czyjś grzbiet i pędem zabrana do Zakazanego Lasu…




2 komentarze:

  1. Aww, brakowało mi takiego Snape'a ❤️ niezła akcja z Sabriną, już myślałam, że Alex się wysypie i jej wszystko powie, skoro Sabrina się domyśliła :D no, ale dobrze zrobiła, niewiadomo, do czego ta wariatka jest zdolna i co mogłaby zrobić z tymi informacjami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alex chciała jej wygadać, ale podpowiedziałam, że lepiej nie XD W końcu Sabrina za bardzo miesza zawsze, ciężko jej ufać. A ten Sev taki kochany jest aż uroczy <3 Jak zapytał czy nie jest głodna i ją pocałował czule.

      ~Klara

      Usuń