środa, 21 lipca 2021

137. Druga twarz

Ruch klamki sprawił, że wszyscy nieco spanikowali. Alex trzymała kurczowo za krawędź basenu i obniżyła się tak, że niemal wystawały jej tylko oczy i czoło. Ron szybko położył jej na czubku głowy trochę piany, żeby ją dodatkowo zamaskować. Harry błyskawicznie dopił piwo i próbował sięgnąć po różdżkę. Ja pospiesznie odstawiłam butelkę na brzeg i odsunęłam się daleko od dowodu alkoholowej zbrodni, żeby przypadkiem nie być przyłapaną na gorącym uczynku. Odsuwałam się w takiej panice, że – wciąż w wodzie – wpadłam plecami na Lucjana. Ślizgon ze śmiechem złapał mnie za ramiona, przez co podskoczyłam ze strachu i cała się spięłam.

– Ostrożnie – posłał mi uśmieszek i nachylił mi się do ucha. – No chyba że szukasz ratunku w moich ramionach – zażartował.

Zaczerwieniłam się jak burak, nie mogąc wydusić z siebie słowa.

– Cicho – syknął George, gestykulując bardziej niż to było potrzebne.

Fred zdążył ściszyć gramofon i zaczął nasłuchiwać w przyczajonej pozycji. Wszyscy patrzeliśmy w stronę załomu, za którym było wejście. Klamka wciąż się ruszała, ale nikt nie wchodził.

– Ale wiecie, że zamknąłem i wyciszyłem łazienkę, no nie? – zagaił Lucjan, gdy cisza robiła się nieznośnie ciężka.

– Kurwa! – syknęła Alex i chlapnęła w niego wodą, przez co to ja dostałam w twarz. – Czemu nie mówisz od razu!

– Wypadło mi z głowy! – zaśmiał się ślizgon. – Z resztą to pewnie nic takiego – powiedział, złapał za krawędź basenu i sprawnie wyskoczył z wody.

Patrzyłam na ociekającego wodą Lucjana, który poszedł po ręcznik i się nim przepasał. Palcami przeczesał mokre włosy, odrzucając je nieco na bok. Złapałam się na tym, że obserwuję go zbyt długo i natarczywie.

– Co Ty właściwie odwalasz? – syknął George.

– Sprawdzę kto to – odpowiedział.

– Nie lepiej udawać, że nas nie ma? – zdziwił się Ron.

– Mogę rzucić drętwotą w tego, kto będzie po drugiej stronie i zwiejemy – zaproponował Harry, ściskając różdżkę. Okulary nadal mu parowały.

– Jeśli trafisz – zażartowała Alex.

– Po prostu mi zaufajcie – mrugnął Lucjan.

Kiwnął na Freda, żeby ten odszedł z widoku i pokazując, że mamy być cicho, podszedł do drzwi. Najpierw je odciszył. Odchrząknął znacząco.

– Co jest? Kto mi przeszkadza w kąpieli? – zapytał dość głośno. – Nie widać że zajęte?

Oparł się ręką o ścianę tuż obok, otwarł drzwi i automatycznie, bardzo sugestywnie przytrzymał ręcznik tak, by wyglądało, jakby był pod nim nagi. Na niektórych uczniów może i by to podziałało, ale osoba po drugiej stronie w dupie miała konwenanse.

– A Ty co? Od kiedy przeszkadza Ci moje towarzystwo?

Na nasze szczęście, okazało się, że była to Sabrina. Gdy tylko usłyszeliśmy jej głos, wszyscy odetchnęli z ulgą. Tylko Harry – być może dla żartu – nadal celował różdżką w rozmytą plamę, jaką dla niego była para przy drzwiach.

– Złotko, wiesz, że mi nie przeszkadzasz – zaśmiał się Bole. – Po prostu nie wszystko musimy robić razem. Sama tak powiedziałaś, nie pamiętasz?

– Jasne, nie wszystko, ale czegoś takiego nie zamierzam przegapić – odparła. – Już zaczęliście?

– To zamknięta impreza – zawołał Fred.

– Och, czyli jest was więcej?

Sabrina przepchnęła się przez Lucjana, a ten nie omieszkał obejrzeć jej tyłów uwięzionych w czarnych jeansach. Zamknął za nią drzwi. Ja jeszcze chwilę patrzyłam w stronę wejścia, podświadomie spodziewając się, że ujrzę tam Samuela. Sabrina jednak przyszła całkiem sama.

– Co tak cicho? – zapytała. – Bawimy się! – Rzuciła na podłogę torbę brzęczącą od schowanego w środku szkła wypełnionego alkoholem i zaczęła zrzucać z siebie ciuchy.

– Nie byłaś zaproszona – powtórzył Fred.

– Nie bądź taki. Alex mnie chyba nie wygoni, co?

Sabrina wpatrzyła się w moją przyjaciółkę. Przekrzywiła głowę i zrobiła słodkie, niepodobne do siebie oczy. Byłam pewna, że dla tego efektu zmieniła nieco swój wygląd. Potrząsnęłam głową, nie mogąc uwierzyć, że się tak wprasza. Alex westchnęła, jakby bez przekonania i odwróciła wzrok.

– No dalej – zachęciła ją Sabrina. – Uratowałam Ci ten piękny tyłeczek, gdy tego potrzebowałaś. Nie pamiętasz już?

– Dobra, możesz zostać – odpowiedziała szybko Alex. – To w końcu impreza. Ale nie rób nic durnego, rozumiemy się? Żadnego łamania zasad. Żadnych dziwnych podróży poza szkołę, żadnego włamywania się do nauczycieli… – wyliczała.

Sabrina zaśmiała się w głos. Błyskawicznie ściągnęła ubranie, odsłaniając swój krwistoczerwony strój kąpielowy złożony z obcisłych, damskich bokserek i bardzo kusego stanika. Ronowi aż opadła szczęka. Harry odparował sobie okulary zaklęciem i szybko napił się piwa, by nie palnąć nic głupiego. Fred westchnął i pogłośnił muzykę.

– Mogłem też Angelinę zaprosić – rzucił w eter, ale wszyscy to zignorowali.

Lucjan pozbył się ręcznika. Rozdał każdemu po trunku, szybko obalił swoje piwo i dla popisu, wskoczył do wody, ochlapując wszystkich wokół. Gadaliśmy, piliśmy i relaksowaliśmy się na tyle na ile było to możliwe. Sabrina zachowywała się najgłośniej. Dość szybko umiejscowiła się obok Alex, próbując ją zagadywać. Bezustannie zmniejszała dystans, przez co przyjaciółka wyglądała na nieco skrępowaną. Od razu przyszła mi na myśl sytuacja ze starej sali do Obrony Przed Czarną Magią. Ich pocałunek był prawdziwy, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie tej dwójki razem. I to nie tak, że dwie kobiety nie mogły czegoś do siebie czuć. Po prostu coś mi tutaj nie pasowało. Sabrina garnęła do wszystkich, ale szybko traciła zainteresowanie i Alex musiała o tym wiedzieć. Na jej miejscu nie wplątywałabym się w coś takiego. Myśląc o tym, napiłam się piwa tak szybko, że omal się nie zakrztusiłam. Harry poklepał mnie ostrożnie po plecach.

Atmosfera w basenie robiła się dziwna, ale na szczęście George nadmuchał piłkę i zaproponował, żebyśmy zagrali. Ucieszyłam się, że w końcu czeka mnie jakaś normalna zabawa. Zasady były proste – ten kto nie odbije piłki gdy ta do niego poleci, będzie pił karniaka. Rozstawiliśmy się po różnych stronach basenu i szybko okazało się, że granie w wodzie nie jest takie łatwe jak mi się z początku wydawało. Ruchy były spowolnione, ciężko było szybko wyskoczyć na brzeg, a powoli znikająca piana i para utrudniały widoczność. Najlepiej radzili sobie Fred i George, co chyba miało związek z ich pozycjami w drużynie Quiddicha. Ron chciał się popisać swoją sprawnością, ale bracia specjalnie mu rzucali tak, żeby nie mógł trafić i robił z siebie głupka. Harry śledził piłkę na bieżąco, choć kilka razy nie udało mu się zdążyć jej odbić. Lucjan omijał swoje piłki całkiem świadomie i chyba tylko po to, żeby móc się legalnie napić. Sabrina i tak popijała cały czas, kolekcjonując na brzegu puste butelki w zastraszającej ilości. Ja i Alex trzymałyśmy się zasad.

Zabawa szybko przerodziła się w próby jak najbardziej chamskich podań i mimo początkowej dobrej passy, nie odbiłam kilku piłek z rzędu. Alkohol i ciepła atmosfera sprawiały, że mocno szumiało mi w głowie. Obraz mi się dwoił i rozmazywał. Teraz nawet jeśli ktoś rzucał mi prosto w twarz, nie umiałam trafić w piłkę, bo robiłam to z wielkim opóźnieniem.

– Ja już nie gram – jęknęłam po trzecim ciosie w twarz. Nie bolało, ale czułam się upokorzona. – Nie dam rady.

– Mamy pierwszą pokonaną! – zawołał Lucjan, unosząc moją rękę do góry, jakbym była zwycięzcą sparingu. – Brawa dla tej Pani! W nagrodę może iść się napić!

– Nie, błagam, dość – zaśmiałam się cicho i wyszłam na brzeg.

Otuliłam się ręcznikiem, siadając na skraju basenu, z nogami w cieplutkiej wodzie i obserwowałam resztę towarzystwa. Faktycznie na moment udało mi się zapomnieć o zmartwieniach, ale teraz, gdy tak patrzyłam jak inni świetnie się bawią, czegoś mi brakowało. A może dokładniej kogoś.

Nie podobało mi się to jak skończyła się moja ostatnia rozmowa z Samuelem i bez względu na to jak bardzo chciałam się teraz dobrze bawić, ta myśl powracała raz za razem. Nie było go na kolacji, nie było w bibliotece, ale liczyłam, że Lucjan przekaże mu wieść o imprezie urodzinowej. Skoro zaś Sabrina o niej usłyszała, czy to znaczyło, że Samuel wiedział o urodzinach i wybrał, by się na nich nie zjawiać? A może żadne z nich go nie spotkało, bo zaszył się w miejscu, o którym nikt z nas nie miał pojęcia? Westchnęłam i obserwowałam bliźniaczkę, walcząc z chęcią wypytania jej. Okazja ku temu się znalazła, gdy tamta wyszła z wody po kolejną butelkę.

– Sabrina, co z Samuelem? – zagadałam do niej cicho i czknęłam. – Jest bardzo na mnie zły?

– O, a jest? – czerwonowłosa wsunęła się do wody i oparła się rękoma o brzeg po mojej lewej. Patrzyła na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.

– Mam wrażenie, że się pokłóciliśmy – powiedziałam smutnym głosem. – No i nie przyszedł.

– Czyżby pierwsza kłótnia kochanków? – zaśmiała się. – To teraz seks na zgodę i byle do kolejnej kłótni! Dawaj, napij się – mrugnęła i wzniosła toast.

– Nie chcę – jęknęłam i otuliłam się mocniej ręcznikiem. – Chcę, żeby było znowu normalnie, ale nie wiem co mam zrobić. Dać mu czas, czy go przeprosić, czy… czy co… To Twój brat, znasz go chyba lepiej?

– Zabawne że to mówisz – odparła, upijając łyka. – Czasami mam wrażenie, że nie znam go wcale… A czasami, że jest totalnym kretynem.

– Jest bardzo mądry! – powiedziałam oburzona.

– Mądra to jestem ja – Sabrina uśmiechnęła się promiennie.

– Skromna jak zawsze – zaśmiał się Lucjan i zawiesił rękę na barkach Sabriny, jednocześnie bawiąc się jej włosami. – O czym pogaduchy? – spojrzał na nas kolejno.

– Właśnie mówię Klarze – Sabrina powiedziała zbyt głośno – że seks na przeprosiny to idealny pomysł.

– Sabrina, daj spokój! – pisnęłam, chowając całkowicie głowę pod ręcznikiem.

– Seks na przeprosiny? – zapytała Alex, podpływając do nas. – Kto ma kogo przepraszać?

– Najwidoczniej ona Samuela – Lucjan pokazał na mnie głową.

– Cicho! Nic takiego nie zrobię! – chlapnęłam w nich wodą.

– Przecież to ma sens tylko wtedy, jeśli już wcześniej do robili. Klara, robiliście? – Alex patrzyła na mnie natarczywie. – Mówiłaś, że nie!

Żałowałam, że w ogóle zaczęłam ten temat. Czemu przy Sabrinie wszystko musiało schodzić na jeden tor? Potrząsnęłam gorączkowo głową. Żeby znieść te całe przepytywanie, zdecydowanie musiałam się napić. Podniosłam się ciężko i by uciec od spojrzeń przyjaciół, chwiejnie ruszyłam do stolika, siadając przy nim. Wzięłam kolejne piwo, z naburmuszoną miną wlewając w siebie gorzki płyn. Co złego może się stać, jeśli wleję w siebie jeszcze więcej goryczy?

– Wszystko w porządku? – zapytała Alex, również owijając się ręcznikiem.

– Tak, przepraszam – uśmiechnęłam się do niej blado. – Niepotrzebnie o tym teraz myślę. Nie zwracajcie na mnie uwagi.

– Gramy dalej?! – zapytał Ron, odbijając sam ze sobą. – Już mam technikę! Teraz się nie dam!

Alex przytuliła mnie krótko, a potem po upewnieniu się, że wszystko w porządku i że dam sobie radę, wróciła do wody. Patrzyłam chwilę jak grali. Podobało mi się, że w końcu się uśmiechała. Sielanka nie trwała jednak długo, bo dosiadła się do mnie Sabrina, osuszając kolejne piwo.

– Ja bym tak zrobiła – kontynuowała przerwaną wcześniej rozmowę. – Ale to zależy jak bardzo przeskrobałaś. W sumie nawet nie wiem o co miałby się na Ciebie złościć. Z drugiej strony, nie rozumiem czemu w ogóle z Tobą chodzi… Niby wiem, ale to jest bezsensu.

– Dzięki – bąknęłam, nie patrząc na nią.

– Spoko – wzruszyła ramionami. – Szczerość to moje drugie imię.

Patrzyła na mnie uważnie, mrużąc przy tym oczy. Nagle uśmiechnęła się sama do siebie.

– Ale wiesz co? Mam świetny pomysł – szturchnęła mnie ramieniem. – Jak chcesz, zabiorę Ciebie do nas do pokoju i sobie pogadacie.

Spojrzałam na nią zaskoczona. W pierwszej sekundzie, ten pomysł wydał mi się niebywale dobry. Złapałam za krawędź stolika, gotowa poderwać się z krzesła. Przebiegły uśmiech Sabriny sprawiał jednak, że mój zapał się rozmył. Poczułam się tak, jakby był to podstęp, a profesor Moody mówił, że należy zawsze zachowywać stałą czujność! Nawet z tyloma procentami we krwi, pamiętałam ten slogan. Potrząsnęłam głową i usiadłam ciężko.

– Nie no, chyba nie teraz? – rzuciłam niby od niechcenia. – Jutro złapię go po śniadaniu.

– Ale po co czekać? – dziewczyna odgarnęła mi z mokre włosy z twarzy. – Chcesz myśleć o tym całą noc? Tak niepotrzebnie…

– Wytrzymam – stwierdziłam, choć bez przekonania w głosie.

– Może o nic nie chodzi i będziecie się z tego śmiali? No chodź, zrobimy mu niespodziankę.

– Sama nie wiem…

– Sabrina, grasz czy zamulasz? – Lucjan zawołał z basenu.

– Na razie pasuje! Mamy z Klarą coś do załatwienia – puściła mu oczko.

– Ej, miało nie być żadnych niebezpiecznych wypraw – wtrąciła się Alex. – Żadnego łamania zasad…!

– Spokojnie, biorę za nią pełną odpowiedzialność. Nie opuścimy szkoły.

Bliźniaczka złapała mnie za dłoń i pociągnęła w stronę przebieralni, wrzucając tam moje ciuchy i zamykając mnie w środku. Ubierając się, gorączkowo myślałam o tym, co miałabym powiedzieć Samuelowi, gdy go zobaczę. Na pewno przeprosić go, o insynuacje na temat jego ojca. Przecież mój tata też miał swoje za uszami, ale nigdy nie czułam się dobrze, gdy słuchałam negatywnych opinii na jego temat. Było to raczej żenujące i uwłaczające. Może od tego powinnam zacząć? „Sam, mój tata też jest podejrzany”? Nie, to zabrzmi jeszcze gorzej! No to może „wiem jak to jest, gdy mówią źle o Twoim ojcu”? Też jakoś nie tak… Nie potrafiłam ułożyć tego w głowie. Wszystko mi się mieszało.

Przez cała drogę do lochów, nie odzywałyśmy się ani słowem. Sabrina wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Przed wejściem do ich pokoju wspólnego, zrobiła zwiad, a potem szybko przeprowadziła mnie przez pomieszczenie. Gdy wpadłyśmy do sypialni, spodziewałam się, że Samuel będzie siedział nad swoją aparaturą, pogrążony w badaniach albo pracy naukowej. Nie było go jednak w pokoju. Spojrzałam zdezorientowana na Sabrinę, ale ciężko było odgadnąć po jej minie, czy właśnie tego się spodziewała, czy może bardziej cieszy się, że akurat dokładnie tak wyszło.

– Myślałam, że on tutaj będzie – powiedziałam zdezorientowana.

– Przecież jest idealnie – wzruszyła ramionami. – Zrobisz mu prawdziwą niespodziankę, no nie? Schowaj się gdzieś. Możesz na łóżku. Rozepnij trochę tę koszulę…

– Nie po to przyszłam! – fuknęłam, odgarniając jej ręce. – Chciałam z nim porozmawiać.

– To sobie pogadacie – mrugnęła do mnie. – I słownie i na inne sposoby…

– Sabrina! – jęknęłam. – W takim razie wychodzę.

– Nie no, daj spokój. Tak sobie żartuję, po co ta spina? Przecież jesteście parą, no nie? Usiądź, rozgość się. Na pewno zaraz wróci.

Niepewnie usiadłam na skraju perfekcyjnie pościelonego łóżka, od razu przypominając sobie, jak ostatni raz właśnie tutaj zasnęłam wtulona w mojego chłopaka. Tamtej nocy doszło między nami do czegoś więcej. Jeszcze kilka miesięcy temu mogłam co najwyżej pomarzyć o tym, że ktokolwiek mnie pocałuje, a teraz miałam za sobą tyle doświadczeń. I tych miłych i tych mniej miłych. Z nim praktycznie wszystkie wspomnienia miałam dobre, nawet jeśli Samuel nie był typem osoby, która sama z siebie okazywała uczucia. Potrafił to robić na zawołanie, potrafił robić na oczach innych, ale czasami miałam wrażenie, jakbym spotykała się z kilkoma zupełnie różnymi osobami. Ten cichy, ten mądry, ten pracowity, ten czuły, ten tajemniczy, ten niebezpieczny… Który Samuel, to był mój Samuel? I który był prawdziwy? A może był wypadkową wszystkich?

Sabrina chwilę krzątała się po pokoju, a później powiedziała, że idzie coś sprawdzić. Wciągnęłam nogi na łóżko i objęłam je rękoma, zastanawiając się nad tym wszystkim. Czułam lekki stres, ale przecież nie powinnam się przejmować. Niedawno to ja mu wybaczyłam, że „pomógł” George’owi bawić się uczuciami Alex. Skoro twierdził, że nie zrobił tego naumyślnie, byliśmy w podobnej sytuacji. Nie było powodu, dla którego on nie miałby mi wybaczyć.

Z tą myślą ułożyłam się na poduszce. Znużona przedłużającym się czekaniem oraz zmęczona imprezą i wysiłkiem, przymknęłam powieki. Na miękkim materacu było mi tak miło i ciepło, że sama nie wiedziałam kiedy przysnęłam.

Nie byłam pewna, jak długo tak leżałam. Najpierw usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Były to dwie pary kroków. Później dotarły do mnie dwa głosy. Zdecydowanie należały do rodzeństwa Pyrites.

– To gdzie w końcu byłeś? – Sabrina zapytała z przesadnym zainteresowaniem. – Na imprezie w pokoju życzeń? A może z tym całym Simonem?

– Nie Twój interes, prawda? – odparł spokojnie Samuel.

– A może trochę mój. Po co te sekrety? Wolałabym wiedzieć od Ciebie, co tam dokładnie knujesz.

– Nic nie knuję i nie zamierzam Ci się meldować.

Niechętnie otworzyłam oczy i spostrzegłam, że kotara wokół łóżka była niemal całkowicie zasłonięta. Być może Sabrina zasunęła ją wcześniej, by niespodzianka wyszła. Ziewnęłam, zasłaniając usta dłonią i podniosłam się do siadu. Złapałam za kotarę, chcąc ją mocniej odsłonić, ale wtedy przez szparę zobaczyłam odległą twarz Sabriny. Dziewczyna spojrzała na mnie znacząco i jasno pokazała, że mam teraz nie przeszkadzać. Zbliżyłam twarz do szpary i podążyłam wzrokiem po oświetlonym pokoju. Samuel stał przy swoim biurku i właśnie ściągał marynarkę, wieszając ją na oparciu krzesła. Był tyłem do mnie i najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z faktu, że tutaj jestem. Gdy tylko spojrzał na Sabrinę, ta udała, że również mnie nie widzi i uśmiechnęła się do niego w bardzo podejrzany sposób.

– O co Ci tak naprawdę chodzi? – zapytał, rozwiązując krawat, a później kolejno odpinając mankiety koszuli.

– O to samo chciałam zapytać! Wiesz, byłam dziś na urodzinach Alex Lamberd i rozmawiałam trochę z Twoją Klarą. Nasza przyszywana siostrzyczka była smutna, bo ponoć jesteś na nią zły. Niedobry braciszek – pogroziła mu palcem.

Samuel słuchając jej uważnie, położył ręce na oparciu krzesła, zaciskając na nim palce. Zwiesił głowę, jakby się zastanawiał.

– A zapytałaś dlaczego?

– Tego nie mówiła, ale wiesz… To chyba nie tak miało działać, prawda? –Sabrina ostentacyjnie obejrzała swoje paznokcie. – To głupie, robić jej jakieś bezsensowne sceny, skoro spotykasz się z nią tylko na zlecenie ojca…

Zamarłam, przyciskając dłoń do ust, by nie wydać z siebie słowa. Patrzyłam na Sabrinę szeroko otwartymi oczami. Po jej twarzy błąkał się ten sam podejrzany uśmiech, co wcześniej, ale wciąż udawała, że mnie nie widzi. Chciała żebym to usłyszała? I co to za zlecenie ojca? Co miała na myśli? Chyba mój tata nie byłby tak głupi, żeby zapłacić komuś za chodzenie ze mną, prawda?

– Widać, że nic nie rozumiesz – Samuel spojrzał na nią twardo. – Bez względu na okoliczności, nie zamierzam pozwalać na to, żeby ktoś go obrażał.

– Och, doprawdy? – Sabrina zepchnęła stos kosmetyków ze swojego biurka i podciągnęła się, by usiąść na blacie. – Bo to trochę przeczy temu jak zazwyczaj postępujesz. Zawsze mi się wydawało, że zadania trzeba wypełniać bez względu na własne uczucia. Nie tego mnie uczyłeś? Tak przecież nasz kochany tatko lubi najbardziej, a Ty zrobisz wszystko żeby go zadowolić!

– I mówi to ta, która nigdy nie wypełnia poleceń – prychnął Samuel, odpychając się przy tym od krzesła. – Dziwne, że jednak pamiętasz zasady. Przez Ciebie musieliśmy zmienić szkołę. Lada moment i tutaj wszystko spieprzysz. I Ty śmiesz mnie pouczać? – wyprostował się.

Nic z tego nie rozumiałam. Sądziłam, że Samuel zaprzeczy insynuacji, a on to dalej ciągnął! Najlogiczniejszym wyjaśnieniem wydawało się to, że pewnie nadal śpię. Uszczypnęłam się, by to sprawdzić. Poczułam ból. Serce zabiło mi mocno z przestrachu. Potrząsnęłam głową i położyłam się z powrotem na łóżku, pospiesznie zamykając oczy. Może tak się obudzę? Nadal jednak słyszałam jak rozmawiali. Kręciło mi się w głowie od nagłej zmiany pozycji i alkoholu we krwi. Tak, może to tylko pijackie majaki? Nic z tego nie jest prawdziwe? To by wyjaśniało, dlaczego ich rozmowa była tak dziwna. Ponownie usiadłam, zerkając w stronę szpary. Próbowałam wyłapać jak najwięcej z tego zagadkowego „snu”.

– Pouczać? – Sabrina prychnęła ze śmiechem. – Po prostu przypominam Ci o Twojej „pracy”. Przecież to Ty aspirujesz do roli podnóżka wielkiego Kennetha Pyritesa.

– Nie zamierzam być podnóżkiem i powinnaś już to dawno zauważyć! – warknął. – W przeciwieństwie do Ciebie, dojdę do czegoś. Ty potrafisz tylko niszczyć wszystko i wszystkich.

– Po prostu próbuję się dobrze bawić, a nie żyć według pieprzonego scenariusza! – Sabrina brzmiała na zezłoszczoną. Rzuciła w Samuela czymś z biurka, ale zrobił unik. – Mam dość tego, że zawsze musisz być taki idealny! Chociaż raz mógłbyś pokazać jaki jesteś naprawdę!

Sabrina zeskoczyła z biurka i szybko zmniejszyła między nimi dystans, próbując go uderzyć. Samuel zdążył pochwycić jej rękę i trzymać od siebie z daleka, ale przed drugim ciosem nie udało mu się uchylić. Siostra złapała go mocno za twarz, ściskając palcami jego policzki. Chwycił ją równie mocno za nadgarstek, wbijając kciuk między ścięgna, by bólem zmusić ją do oderwania ręki o swojej twarzy. Cały czas utrzymywali kontakt wzrokowy.

– Pokaż tę swoją obrzydliwą, dwulicową twarz – syknęła, a jej oczy płonęły czerwienią. – Jebany kłamco. Przyznaj się ojcu, że olewasz jego prośbę, a nie, że zawsze tylko ja jestem ta zła! Albo przyznaj się Klarze, co odpierdalasz. Jedno z dwóch.

– Nie mogę – syknął przez zaciśnięte zęby i zdecydowanym ruchem szarpnął za jej rękę, przez co paznokcie siostry zostawiły na jego policzkach czerwone bruzdy. Próbowała go znowu złapać, ale odtrącił jej dłoń. – To nie jest dla mnie tylko zadanie, rozumiesz?

Przez chwilę stali nieruchomo i patrzyli na siebie w ciszy. Sabrina zamrugała, zerknęła w stronę łóżka Samuela i gdy coś w jej głowie zatrybiło, wybuchła nagłym, przesadnie głośnym śmiechem.

– Nie mów mi, że Ci na niej zależy!

– Nie mówię, że mi zależy, tylko że w innych okolicznościach, to mogłoby się udać!

– Nie bądź śmieszny! – odsunęła się od niego. – Stać cię na coś więcej! Na kogoś lepszego!

– Koniec tematu. Nie zamierzam tego słuchać.

Samuel podszedł szybkim krokiem do łóżka, odsłonił kotarę i oparł się kolanem o materac, gotowy na to, żeby wślizgnąć pod kołdrę i położyć do spania, a jednocześnie dać siostrze znać, że kontynuacji rozmowy nie będzie. Dokładnie w tym momencie zauważył, że jego łóżko nie było puste tak jak się spodziewał. Siedziałam po drugiej stronie, obejmując się ramionami, a moja mina musiała mówić jedno – słyszałam za wiele, ale niewiele rozumiałam. Brunet zamarł w tej pochylonej pozycji, jakby coś zamieniło go w kamień i gdyby nie chwilowo napięte mięśnie twarzy i lekko rumiane policzki, pomyślałabym, że ktoś rzucił na niego drętwotę. Patrzył mi prosto w oczy z taką miną, jakby zerwanie kontaktu wzrokowego było równoznaczne z jego śmiercią. Najprawdopodobniej na szybko analizował sytuację.

– Upsi! – Sabrina rozłożyła ręce w geście „ojej stało się” i roześmiała się jak szaleniec.

Jej śmiech sprawił, że chłopak spiął się jeszcze bardziej. W jego oczach dostrzegłam coś dziwnego. Nim Samuel zadał mi jakiekolwiek pytanie, wybąkałam cicho:

– Przyszłam Cię przeprosić za dzisiaj, ale to chyba kiepski moment…

– Sabrina – zwrócił się do niej, nie odrywając ode mnie wzroku. Byłam pewna, że zemlął przekleństwo, albo kilka. – Zostaw nas samych.

– Chciałbyś – zaśmiała się jeszcze głośniej – chętnie posłucham jak się jej tłumaczysz. W gruncie rzeczy wyszło na moje, co nie? Któremuś z nich powiesz. Właściwie już powiedziałeś…

– Czy… to co mówiłeś, to prawda? – mój głos się łamał. Byłam w ciężkim szoku. Przyciskałam poduszkę do piersi. Jeśli to był sen, chciałam się obudzić tu i teraz.

– Sabrina… – Samuel powtórzył twardo. – Wynoś się w tej chwili.

– Oj już dobra. Powodzenia gołąbeczki.

Ślizgonka zgarnęła z biurka paczkę papierosów i machając do mnie z przesłodzonym uśmiechem, zniknęła za drzwiami. Jej wesoły nastrój mi się nie udzielał. Samuel bardzo ostrożnie przysiadł na drugiej stronie łóżka, jakby stąpał po szkle.

– Chyba też powinnam iść – powiedziałam cicho i próbowałam wstać. Samuel złapał mnie delikatnie za ramię.

– Mówiłaś, że przyszłaś mnie przeprosić – wypalił.

– Po tym co słyszałam, to raczej nieaktualne – głos wiązł mi w gardle. To nie był sen… to nie był sen…

– Nie wiem ile słyszałaś z tych bredni… – zaczął.

– Bredni? Brzmiało bardzo przekonująco, choć nic z tego nie rozumiem. Dopiero byłeś na mnie zły, że mówię coś o Twoim ojcu, a okazuje się, że on Tobie kazał… – zacisnęłam usta i potrząsnęłam głową. Czułam pod powiekami łzy. Poderwałam się na równe nogi, chcąc wyjść. – Nie, to bezsensu…!

– Czyli nawet mnie nie wysłuchasz? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

– A jak zamierzasz to wytłumaczyć?

– Bardzo prosto.

Poklepał dłonią łóżko, zachęcając żebym ponownie usiadła. W głębi serca pragnęłam, by było logiczne wyjaśnienie, dlatego usiadłam. Samuel wydawał się bardziej wyluzowany, niż jeszcze przed chwilą. Jego dłoń dyskretnie zanurkowała w kieszeni. Nawet nie zauważyłam, że trzymał tam niewielką fiolkę. Bawił się nią, gdy mówił, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzeliśmy sobie w oczy.

– Rozmawiałem z Tobą o mojej siostrze. Wiesz jaka jest. Natarczywa, uciążliwa i bywa niebezpieczna. Specjalnie przed nią udawałem, że z Tobą jestem. Tak to się zaczęło… Na to się wtedy zgodziłaś. Tam w bibliotece.

Przytaknęłam ruchem głowy. Tyle z jego historii się na pewno zgadzało. Tyle pamiętałam z naszych spotkań, gdy jeszcze nie znaliśmy się tak dobrze, gdy poprosił mnie o udawanie i gdy narzekał na nią. Faktycznie była dla niego ciężarem. Wiedziałam też, że jest niebezpieczna i niegodna zaufania. Przez nią Alex trafiła do tego dziwnego burdelu, gdzie omal nie zgwałcono Lucjana. Przez nią połowa szkoły była otumaniona ciastkami podnoszącymi popęd. Była też przy nas, gdy zaatakował nas centaur i nie zdziwiłoby mnie, gdyby miała z tym jakiś związek. Zawsze pojawiała się wszędzie, nawet niezaproszona. Zawsze miała przy sobie alkohol i narkotyki. Ciągle sugerowała coś o profesorze Snapie i jeszcze na dodatek pocałowała Alex…

– Sabrina mimo wszystko nie chciała mi dać spokoju i musiałem coś wymyślić, by przestała próbować układać mi życie i swatać mnie z różnymi osobami. W pewnym momencie napisała nawet do mojego byłego, licząc, że w ten sposób namiesza.

– Byłego? – zdziwiłam się, ale najwyraźniej nie zamierzał ciągnąć tematu.

– Skoro jej zdaniem to – wskazał na mnie i na siebie – jest prośba ojca, ona nie może w nią ingerować. Mam wymówkę i względny spokój. A przynajmniej miałem…

Przez dobrą chwilę układałam to sobie w głowie.

– A czemu Twój tata miałby kazać zrobić Ci coś takiego? – zapytałam. – Czemu wydało jej się to logiczne?

– Bo on lubi kontrolować nasze życia – Samuel wzruszył ramionami. – Chyba pamiętasz, że musimy mu zdawać relację z pobytu tutaj?

Kiwnęłam głową, na znak, że pamiętałam. Nie zastanawiałam się nad tym od dłuższego czasu. Niby jego słowa miały sens, ale nadal to wszystko wydawało mi się jakieś dziwne. Na pewno nie byli normalną rodziną… A jeśli tak dalej pójdzie między naszymi rodzicami, będą częścią mojej.

– To jak, wierzysz mi czy mojej siostrze? – zapytał, gdy milczenie się przedłużało. Obrócił w palcach fiolkę i kciukiem naparł na korek.

– Teraz to sama nie wiem… – odparłam, wzdychając ciężko.

Chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Mina mu nieco zrzedła. Ja potarłam twarz dłońmi. Od tej sytuacji rozbolała mnie głowa.

– Myślałem, że Ty jedna to zrozumiesz… – powiedział cicho. Lekko podirytowany przekręcił się na materacu tak, że teraz siedział do mnie plecami. Wsparł się łokciami o kolana i zwiesił głowę. – Jeśli ufasz jej bardziej, nie mamy wtedy o czym rozmawiać. Wyjdź. Droga wolna.

Ostrożnie wstałam i zerknęłam na drzwi, ale nie ruszyłam w ich kierunku. Usłyszałam cichy brzdęk szkła upadającego na kamienną posadzkę i poczułam lekki, dziwny, specyficzny zapach, który z łatwością wdarł się do moich nozdrzy. Przypominał mi o czymś… Już go kiedyś czułam, ale nie mogłam sobie przypomnieć kiedy. Po kilku oddechach, zapach sprawił, że poczułam się błogo. Jakby moje problemy przestały istnieć. Jakbym nie musiała sobie niczym zaprzątać głowy. Jakby to, co zaraz usłyszę, miało być bezwzględną prawdą.

– Zostałaś? – Samuel zapytał dziwnym głosem i zerknął na mnie przez ramię. – A więc wiesz, że nie zrobiłem NIC złego. Sabrina próbuje między nami namieszać. Nie powinnaś jej wierzyć.

– Masz rację – powiedziałam i weszłam na łóżko, zbliżając się do niego na czworakach. – Ufam Tobie Sam… – szepnęłam, przytulając się do jego pleców. – Ufam Tobie.



***




Dni mijały, a wszystko układało się zaskakująco dobrze. Do tematu naszych rodziców już nie wróciliśmy. Po tamtej nocy wypadły mi z głowy wszelkie wątpliwości związane z rozmową Sabriny i Samuela. Pamiętałam głównie to, że ona chciała namieszać, a on nie ma nic na sumieniu. Na dziwnie rozmyte wspomnienie nie zareagowałam wcale. Uznałam, że swoje zrobił też alkohol, a skoro w tamtej chwili byłam święcie przekonana, że on ma rację, tak silnemu przeczuciu trzeba ufać.

Samuel w końcu zwrócił moją torbę, mówiąc, że Snape na razie dał im spokój z przeszukaniami. Wiedziałam, że po prostu znalazł gdzieś dobrą kryjówkę, ale nigdy mnie do niej nie zaprowadził. Z resztą po moim i Alex wypadku, a zarazem po śmierci Flinta, cała szkoła wydawała się rozrabiać o wiele mniej. W weekendy na szlabanach nie siedziało już tylu uczniów, a nawet częściej wypuszczano chętnych do Hogsmeade.

Alex była w świetnym humorze i non stop wypytywała mnie, kiedy zamierzam chodzić na zajęcia z profesorem Moody’m, jednocześnie zachęcając mnie do wielu z nim ćwiczeń. Z początku wydało mi się to trochę dziwne, ale przypominała mi, że przecież sama chciałam się więcej uczyć, by móc stawić czoło przyszłości. Tak naprawdę nie miałam nic przeciwko. Uwielbiałam te lekcje, nawet jeśli robiły się momentami dziwne czy niepokojące.

Problem zaczął się wtedy, gdy nadszedł czerwiec. Zbliżał się koniec roku, a także ostatnie zadanie turnieju. Wszystkim zaczynało odbijać. Harry nie przestawał ćwiczyć. Hermiona na zmianę siedziała z nosem w książkach lub w sali treningowej z Potterem i Ronem. Bliźniacy Weasley zbijali majątek na swoich podejrzanych specyfikach. W moim wypadku, połączenie nauki do egzaminów z dodatkowymi lekcjami naprawdę nadwyrężało mój czas. Trudno było mi zrezygnować z czegokolwiek. Z Samuelem głównie razem się uczyliśmy i nic poza tym. Z Alex trochę się mijałam, ale mimo wszystko znajdowałam czas, by za każdym razem odpowiedzieć na to samo pytanie.

– Tak, idę właśnie do profesora Moody’ego – powiedziałam to już mechanicznie, zanim w ogóle otworzyła usta.

Alex zamrugała i zaśmiała się. Mijałyśmy się na schodach do sypialni.

– Chciałam zapytać czy skończyłaś referat na transmutacje. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na jedno pytanie.

– Och… – zaśmiałam się. – No to jest u mnie na łóżku. Do zobaczenia później.

Tak jak powiedziałam, udałam się pod gabinet profesora. Ostatnio wszystko robiłam na wysokich obrotach i starałam się jak najlepiej zorganizować swój czas. Z tego powodu, zamiast zapukać do drzwi, po prostu przez nie weszłam. Zdziwiłam się, bo gabinet był pusty. Spojrzałam na zegar, żeby się upewnić, że przyszłam o dobrej porze. Byłam dziesięć minut za wcześnie. Chciałam cofnąć się na korytarz, ale dostrzegłam, że drzwi od sypialni Moody’ego były otwarte na oścież. Podeszłam bliżej, gotowa w nie zapukać i wtedy zauważyłam jego sylwetkę.

– Zbliża się rozwiązanie, a ja potrzebuję planu B… – niemal mamrotał. – Zadbam o to…

– Mówił coś profesor? – zapytałam.

Moody odwrócił się gwałtownie i zasłonił ciałem coś, co wyglądało jak oparty o ścianę obraz. Postukał palcami w płótno, odchrząknął i szybko sięgnął po swoją nieodłączną buteleczkę, upijając niewielki łyk.

– Czasem mówię do siebie. Sama rozumiesz, stary ze mnie dziwak – uśmiechnął się kącikiem ust.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, bo uznałam, że żartuje. Cofnęłam się do gabinetu.

– Zaczynamy? – zapytałam, wyciągając różdżkę i przybierając pojedynkową pozę.

Magiczne oko Moody’ego zerknęło do tyłu. Gdy się upewnił, że wszystko jest w porządku, splótł ręce za plecami i postąpił w moją stronę kilka dużych kroków. Rama okazała się być pusta. Mężczyzna wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi.

– Mogę najpierw o coś zapytać?

– Oczywiście, profesorze – nieznacznie opuściłam różdżkę.

Mężczyzna stanął kilka kroków przede mną, świdrując mnie wzrokiem.

– Klaro, co byś zrobiła, gdyby groziło mi niebezpieczeństwo?

– Och… To bardzo dziwne pytanie – zastanowiłam się. – Zależy od sytuacji, ale myślę, że w pierwszej kolejności próbowałabym Pana ostrzec.

– A gdyby już do tej sytuacji doszło i nie mogłabyś mnie ostrzec? Gdyby niebezpieczeństwo było tu i teraz?

– Oczywiście próbowałabym pomóc… zachowując stałą czujność! – dodałam szybko, dumna z siebie. – Wiem, że nie jestem jeszcze aurorką, ale na pewno nie zostawiłabym profesora samego.

– Ach tak… – mruknął i przespacerował się z zagadkowym wyrazem twarzy. – Czyli zdaje się, że mógłbym na Ciebie liczyć.

– To jakiś kolejny test?

– Można tak powiedzieć – mężczyzna spojrzał na półkę pełną pustych buteleczek i nerwowo podrapał się po ręce. – Pamiętasz mojego szczególnego znajomego? Odwiedził mnie tu kiedyś.

– Mówi profesor o tym dziwnym mężczyźnie, który jednej nocy siedział u Pana w fotelu?

Na moje słowo „dziwny”, profesor lekko zesztywniał. Obrócił się powoli, znów spoglądając w moją stronę. Z jego twarzy trudno było wyczytać cokolwiek.

– Tak. O nim. Coś z nim nie tak?

– Nie to miałam na myśli – speszona opuściłam wzrok i odruchowo złapałam za kraniec spódnicy. W pamięci przywołałam obraz tego lekko zaniedbanego człowieka, na którym wisiały przyduże ubrania. Te jego enigmatyczne spojrzenie i rozczochrane włosy odbiły się w moim wspomnieniu, tak samo jak fakt, że próbował mnie pocałować. Właściwie to skradł mi wtedy całusa. Zaczerwieniłam się na samą myśl o tak nieodpowiednim zachowaniu. – Trochę mnie wtedy nastraszył i to wszystko… – odparłam po chwili.

– To nawet lepiej, że tak na Ciebie zadziałał – przyznał Moody z błyskiem w oku.

– Nie rozumiem – podniosłam na niego zdziwione spojrzenie. – Czemu w ogóle profesor o nim wspomina?

– Bo jest to osoba, której bardzo ufam – mężczyzna stanął przede mną i złapał mnie za ramiona. – Jest to osoba, której Ty też powinnaś zaufać. Odmówisz, jeśli powiem, że chciałbym, byście się… bliżej poznali?



***




Nie odmówiłam. Moody przekonał mnie, że to świetny pomysł. Zbliżał się ostatni etap turnieju i profesor musiał pomagać przy organizacji, a jego znajomy miał być równie dobry w tym fachu co sam profesor. Wydało mi się to niemożliwe, skoro Moody był emerytowanym aurorem, a o tym człowieku nie słyszałam ani słowa. Obiecałam zachować jego obecność w najwyższej tajemnicy i nie powiedzieć o tym nawet samej Alex. Nasze lekcje i tak były zawsze sekretne, więc nie robiło mi to różnicy.

Kolejnego dnia po kolacji powiedziałam Alex, że idę poćwiczyć lekcje z profesorem. Ucieszyła się na tę wieść chyba bardziej niż powinna i nagle szybko zaczęła dokańczać posiłek. Przemilczałam fakt, że profesora wcale tam nie będzie, ale uznałam, że nie zrobi to różnicy, skoro i tak będzie zajęty labiryntem na stadionie Quiddicha.

Zjawiłam się tam, gdzie prosił Szalonooki – przed drzwiami starej sali do obrony przed czarną magią. Czułam napięcie, wiedząc, że na lekcji będę sam na sam ze znajomym Moody’ego, ale tak jak profesor zapewniał, to miało mi pomóc w przyszłości. Profesor twierdził, że przy swoim nauczycielu czuję się zbyt spokojnie. Poza tym w ten sposób mogłam poznać tego, któremu rzekomo tak ufał.

Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę, zaraz potem wchodząc do środka. Pomieszczenie było skąpane w mroku, jedynie przez okna wpadały łuny słabego światła księżyca. Nie było go wiele.

– Lumos – szepnęłam i zamknęłam za sobą drzwi. – Halo, jest pan tutaj? – rozejrzałam się powoli.

Kątem oka zauważyłam, że coś, a właściwie ktoś stoi obok mnie. Obróciłam się gwałtownie, a ukryty w cieniu mężczyzna szybko mnie pochwycił, jedną ręką obejmując powyżej pasa z taką siłą, że przydusił mi ręce do tułowia, drugą zaś przyciskając do moich ust, z których zdążył wydobyć się ledwie pisk przerażenia. Chuda, zadbana dłoń tłumiła wszystkie dźwięki, jakie chciałam wydać. Gwałtownie oddychałam przez nos, szeroko otwartymi oczami patrząc do góry na tego, który mnie złapał. Był wysoki i szczupły. Dostrzegłam tę samą zmęczona twarz, o dobrze zarysowanej szczęce. Te same brązowe włosy. Te same rozbiegane, szalone oczy. I ten bijący z nich żar… Mężczyzna smagnął powietrzem językiem, jakby naśladował ruchy węża. Sam dyszał, jakby dokonał właśnie niemożliwego wysiłku. Nie zrobił jednak nic więcej, stojąc tak i trzymając mnie w żelaznym uścisku, blisko siebie. W jego ramionach byłam naprawdę mała.

Pierwszy strach zszedł ze mnie, pozostawiając jedynie uczucie silnego niepokoju. Byliśmy przecież umówieni! To był na pewno on. Nie było sensu panikować. Poruszyłam gwałtownie głową, chcąc się wyswobodzić.

– Przyszłaś sama? – szepnął i osunął dłoń z moich ust.

– Tak profe... znaczy… proszę Pana.

Mięśnie jego twarzy drgnęły. Szybko mnie puścił, jakby moja skóra go parzyła. Doskoczył do drzwi, po omacku sprawdzając, czy są zamknięte. Pokazał na nie palcem.

– Wycisz – rozkazał. – Nie chcemy nieproszonych gości.

Odszedł kilka kroków i nie patrząc na mnie, strzelił kostkami obu dłoni. Zauważyłam, że mężczyzna był cały napięty i nerwowy. Nie tylko ja się stresowałam?

– Mów mi… Tom. Thomas – wyrzucił z siebie i wysunął z kieszeni różdżkę z czarnego drewna. Jednym ruchem rozpalił kominek i ścienne lampy.

Wciąż stojąc blisko drzwi, wyciszyłam je. Z daleka obserwowałam mężczyznę. Imię Thomas mi do niego nie pasowało. Miałam przeczucie, że skoro jego obecność jest takim sekretem, równie dobrze mógł być to jego pseudonim. Obserwowałam z daleka, jak krąży po pomieszczeniu, co i rusz zerkając w moją stronę. Za każdym razem szybko odwracał wzrok i ledwo zauważalnie zaciskał pięści. Ubrania tak jak poprzednio nieco na nim wisiały. Czarna koszula była częściowo rozpięta, spodnie od garnituru wyglądały bardziej nienagannie, tak jak i buty. Podobne nosił profesor Moody, ale przecież męska odzież niewiele się od siebie różni. Thomas na sobie miał też czarną, skórzaną kurtkę. Wydało mi się, że jest za ciepło by ją nosić, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że do niego nie pasowała. Była jedynym elementem wyglądającym tak, jakby był na właściwym miejscu.

– A więc Panie Thomasie… – zaczęłam, postanawiając przejąć pałeczkę, bo zaczynało robić się nieswojo. – Profesor Moody powiedział co będziemy ćwiczyć?

– Nie sprecyzował.

Krótka, zwięzła odpowiedź i znów unikanie spoglądania na mnie. Nie rozumiałam o co mu chodziło. To ja powinnam czuć się nieswojo po tym, jak ostatnim razem się zachował. Uznałam, że profesor Moody wiedział co robi. Odkąd tutaj weszłam, czułam niepokój, nawet wtedy, gdy przekonywałam siebie, że obaj mężczyźni się przyjaźnią i sobie ufają. Nie wystawiłby mnie na niebezpieczeństwo, prawda? Zastanawiało mnie więc, jak będą wyglądać zajęcia. Pomieszczenie nie było przygotowane na nic specjalnego, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.

– Może potrenujemy rozbrajanie i tarcze? – zaproponowałam odważając się na krok w głąb pomieszczenia. – Często od tego zaczynamy z profesorem.

– Wiem co ćwiczycie – odpowiedział, stając przodem do pękniętego lustra. Spojrzał na swoje odbicie i uśmiechnął się nieznacznie. – Często rozmawiam z Moody’m. Jest dość skryty, ale z pewnych względów nie mamy między sobą zbyt wielu tajemnic.

– Tak, profesor mówił mi, że Panu ufa. Że i ja mogę Panu ufać – zawahałam się. – Wie Pan, czym profesor się tak martwi? Ostatnio był jakiś nieswój, pytał mnie czy mu pomogę. Coś mu grozi?

– Raczej to co zawsze. Zdajesz sobie sprawę, że od lat na niego polują, prawda?

– Oczywiście – kiwnęłam głową. – Ale wydawało się, że miał względny spokój.

– Względny spokój, to bardzo dobre określenie. Może zaczniemy? – w jego oczach pojawił się błysk. – Ponoć ostatnim razem nieco Cię nastraszyłem. Uprzedzam, zamierzam zrobić to ponownie. – Jego język znów smagnął powietrze.

Widziałam, jak „Thomas” sięgnął po coś, co do tej pory leżało przykryte pod materiałem. Była to maska, taka jaką noszą śmierciożercy. Taka, jaką miał w swoim gabinecie profesor Moody. Musiał ją od niego pożyczyć. Mężczyzna dotknął jej pieszczotliwie, a później założył na twarz. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że pasowała tam idealnie. Zupełnie tak, jakby była dla niej stworzona. Thomas obrócił się i wycelował we mnie różdżką. Byłam gotowa, więc bez problemu odbiłam pierwszy, nadchodzący cios.

– Jak sie nazywała ta Twoja koleżanka? – zapytał. – Ta w czarnych włosach. Ładna i pyskata…

– Mowi Pan o Alex Lamberd?

– Pewnie o niej jeśli pasuje do opisu. Twoja przyjaciółka? – zapytał, powoli mnie okrążając.

– Tak – odparłam spokojnie. Pomyślałam, że próbuje rozproszyć moją uwagę, dlatego mówiłam powoli, nie spuszczając z niego wzroku. – Zaczęłyśmy sie trzymać razem na początku tego roku. W sumie przez profesora Snape’a i Pansy Parkinson…

– Czyli tak jak słyszałem. A mówicie sobie o wszystkim, czy raczej macie przed sobą sporo sekretów?

– Nie wiem czy tak sporo. Mówię jej prawie wszystko, chyba że nie chce, żeby mnie oceniała. Albo chyba że profesor poprosił tak jak z tymi zajęciami. Ale to nic złego. Wiem, że ona też ma swoje jakieś tajemnice. Nie zmuszam jej do ich wyjawiania.

Gdy odpowiadałam na pytania, „Thomas” poruszał się niespiesznie, płynnie i z pewną gracją. Widać było po jego postawie, że potrafił się pojedynkować. Atakował co kilka kroków, ale zawsze w sposób odkryty. Zawsze jego ton lub gesty zdradzały zamiar. Czy to znaczyło, że byłam już tak dobra, by sobie z tym radzić? Miałam raczej wrażenie, że mężczyzna daje mi fory. Spodziewałam się większego wycisku.

– Mówiła Ci, że sypia z profesorem? – zapytał, ciskając we mnie zaklęciem. Odbiłam je bez problemu.

– Znów ten temat… – westchnęłam. – Chodzi o profesora Snape’a? Wiem, że to nieprawda.

– Wręcz przeciwnie – brzmiał dość beztrosko. – Założę się, że jest z nim właśnie w tej chwili.

Nie dałam sie zaskoczyć próbie rozproszenia i znów odparłam atak.

– Wiem ze to nieprawda – powiedziałam twardo. – Nie powinien Pan opowiadać takich bredni.

– Wszystkie chwyty dozwolone. A co powiesz na to, że Alex spała z profesorem Moodym?

Tym razem faktycznie mnie zaskoczył. Nikt nigdy nie insynuował w tę stronę. Raczej oskarżano mnie, bo wielokrotnie pojawiałam się na zajęciach profesora. Nigdy jednak nie brałam tych słów na poważnie. To drobne zawahanie wystarczyło, by moja reakcja była spóźniona. Zaklęcie mężczyzny odepchnęło mnie do tyłu i wytrąciło mi z ręki różdżkę. Szybko rzuciłam się po nią. Mężczyzna patrzył na mnie z góry, gdy na klęczkach podnosiłam ją z ziemi. Nie wykonał ruchu, do momentu aż wstałam. Ściągnął jednak maskę, a na jego twarzy dostrzegłam uśmiech satysfakcji.

– Jednak dałaś się podejść.

– Myślałam, że będzie Pan udawał śmierciożercę – mruknęłam. – Że mnie Pan nastraszy, a nie że będziemy rozmawiać o mnie czy o Alex.

Na twarzy mężczyzny pojawił się cień. Jego spojrzenie nieco się zmieniło. Wyglądał tak, jakby tylko na to czekał.

– Mogę być znacznie bardziej przekonujący – powiedział, nasuwając z powrotem maskę.

Nim zrozumiałam co miał przez to na myśli, opuścił różdżkę i w kilku krokach znalazł sie przy mnie. Zdążyłam w niego wycelować, ale niestety się zawahałam. Szatyn złapał mnie za koszulę i szarpnął mną w swoją stronę tak mocno, że musiałam stanąć na palcach, by utrzymać się w tej pozycji.

– Mam Cię torturować czy tylko zgwałcić? – zapytał tak mrocznym głosem, aż przeszły mi po plecach ciarki, a włoski na całym ciele stanęły dęba. – Problem w tym, ptaszyno – szepnął, tym samym, mrocznym tonem i przycisnął mi różdżkę tuż pod żebra. – Że jeśli tylko zacznę, już sie nie powstrzymam…

Jego groźba zabrzmiała naprawdę przekonująco. Coś ścisnęło mi żołądek, a oczy zrobiły mi się wilgotne. Nie mogłam jednak się tak tutaj popłakać! Mimo strachu, wiedziałam że to przecież tylko zajęcia. Profesor nie wystawiłby mnie na jawne niebezpieczeństwo, prawda? Nie zaprosiłby do szkoły kogoś, kto realnie mógłby mi zagrozić. Postanowiłam wykorzystać ten fakt na moją korzyść. Wciąż miałam przy sobie różdżkę – mężczyzna mnie nie rozbroił. Liczył więc na jakąś reakcję. Na obronę. Miałam kilka możliwości. Niemo poruszyłam ustami, jakbym chciała mu coś powiedzieć, jednocześnie sprawdzając zakres ruchu nadgarstka, ale tak powoli, by nie wzbudziło to jego uwagi.

– To jak? Jakieś obiekcje? – zapytał, przyciągając mnie nieco bliżej. Czułam na twarzy jego oddech. Różdżka mocniej wbiła mi się w żebra. Poczułam, że przesuwa ją w dół. – Żadnych?… – zdziwił się, przekrzywiając głowę.

– Drętwota! – wyrzuciłam z siebie, szybko wykonując odpowiedni gest różdżką.

Zaklęcie trafiło idealnie, prosto w pierś „Thomasa”. Mężczyzna znieruchomiał. Maska skutecznie zasłaniała wyraz jego twarzy, ale przez otwory widziałam, że w jego oczach coś płonęło. Szybko wysupłałam sie z uścisku i odskoczyłam do tylu, odsuwając sie na bezpieczną odległość. Serce biło mi szybko. Udało się, poskromiłam strach i zmusiłam się do działania! Co prawda zrobiłam to mówiąc sobie, że to tylko zajęcia, ale uznałam to za sukces. Zaklęcie nie było jednak perfekcyjne. Już po chwili mężczyzna drgnął i wyprostował sie powoli. Opuścił barki, uniósł różdżkę i spojrzał na mnie wzrokiem kata gotowego na wykonanie wyroku.

– Mówiłem, że jeśli zacznę… – wymamrotał.

Już chciał ruszyć w moim kierunku, ale wtedy szybko złapał się za wypukłą kieszeń kurtki i obrócił gwałtownie wzrok w stronę drzwi prowadzących na korytarz. Zdjął maskę i niczym spłoszone zwierzę, wycofał się pod ścianę, do cienia. Jego dłoń odruchowo poklepała po lewej stronie klatki piersiowej, jakby czegoś szukał.

– Coś nie tak?… – zapytałam, również spoglądając w stronę drzwi.

Odpowiedział mi po chwili milczenia.

– Idź już. Następnym razem poćwiczymy w gabinecie.



***




Po zajęciach z mężczyzną przedstawiającym się jako Thomas, miałam mieszane uczucia. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale w sumie były to pierwsze lekcje. Pewnie chciał mnie bliżej poznać, dlatego tak łatwo było mi z nim walczyć. Na pewno nie pokazywał pełni swoich możliwości. Był przecież spięty, trzymał się na dystans i nawet sprawiał wrażenie, jakby coś zamierzał przede mną ukryć. Nie wiedziałam co.

Podczas poniedziałkowego śniadania analizowałam każdy szczegół lekcji. W mojej pamięci przewijała się maska śmierciożercy. Może gdybym widziała ją po raz pierwszy, sama w sobie wzbudziłaby we mnie strach. Miałam jednak wrażenie, że jest to coś, co dość dobrze znam. Czy dlatego nie dała odpowiedniego efektu? Może faktycznie lekcje z profesorem uodparniały mnie na różnego rodzaju bodźce. Myślałam też o groźbie Thomasa. Brzmiała realnie, ale wiedziałam, że przecież udaje do zajęć. Czy jeśli usłyszę coś podobnego naprawdę, będę w stanie się ogarnąć i zaatakować?

– Spotkamy się na lekcji – wydusiła z siebie Alex, w biegu wrzucając do ust ostatni kęs śniadania.

– Gdzie się spieszysz? – popatrzyłam na nią zdziwiona.

– Zapomniałam czegoś z dormitorium. Nie przejmuj się – przyjaciółka poklepała mnie po plecach, posłała mi wesoły uśmiech i ruszyła szybkim krokiem do wyjścia.

Wzruszyłam ramionami i w spokoju skończyłam śniadanie. Dotarłam pod salę razem z resztą klasy. Niemal wszyscy wyglądali, jakby szli na ścięcie. Tuż przed dzwonkiem, na korytarzu pojawił się profesor Snape. Jak zawsze wyglądał nienagannie. Blada, poważna twarz, czarne, świdrujące nas oczy i czarne, idealne szaty. Wyminął wszystkich, a ja obejrzałam się za siebie, szukając wzrokiem Alex. Znów zamierzała się spóźnić?

Profesor wpuścił nas do klasy. Rozpakowując torbę, zaczęłam się zastanawiać, czy nie powiedzieć, że Alex się rozchorowała. Przecież prędzej czy później zauważy, że jej nie ma! Oczywiście sądziłam, że prędzej. Profesor Snape robił jednak coś przy biurku i posłał jedynie krótkie spojrzenie w stronę korytarza. Zacisnął usta, sięgnął po różdżkę i tuż przed tym, jak zamierzał zamknąć jej ruchem drzwi, w ostatniej chwili do klasy weszła Alex. Zamknęła za sobą i błyskawicznie znalazła się przy naszym stoliku. Wyglądała na lekko rozpaloną, ale i szczęśliwą. Jej oczy świeciły dziwnym blaskiem. Dawno nie widziałam nikogo wchodzącego z takim entuzjazmem do sali eliksirów. 

 

 


 

9 komentarzy:

  1. Ale masz tempo, Klara! Co za miłą niespodzianka od rana❤️ wooah, mamy i Croucha, już myślałam, że on zabierze Klarę do Voldiego od razu po tym, jak Ją unieruchomił. Sam też zaczyna znów jakieś psychopatyczne rzeczy wyprawiać :D podoba mi się, w jaką stronę to wszystko zmierza, ale jednocześnie tak lubię postać Klary, że nie chciałabym, żeby ktoś Ją krzywdził, eh. A Alex jaka spryciula, Klara na zajęciach z Moodym, to Moody nie patrzy na Mapę 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak wena dopisała, dlatego tak szybko wyszło :D
      Crouch miał się nie pojawiać w swojej postaci, ale nie mogę bez niego żyć ^^ Mam wrażenie, że tym razem słabo mi wyszedł. Za to ze sceny z Samuelem jestem zadowolona. Odkryłam trochę kart, bo nie wiadomo ile będzie ku temu okazji. Wszystko zależy, czy zrobimy kolejny rok czy nie.

      ~Klara

      Usuń
  2. Super, teraz życzymy weny Alex
    ❤️ A coś konkretnego masz na myśli, że Ci nie wyszło? Mi jest dosyć trudno ocenić, bo mnie tak za skończyło jego ponowne pojawienie się i sam koncept "lekcji" z Klarą, że nie zauważyłam żadnego mankamentu 🙂 byłoby super, gdybyście opisały kolejny rok! Bez Moodka jako bazowego składnika tego opowiadania miałabym co prawda dziurę w sercu, ale przecież w jego miejsce pojawiłaby się Umbridge, jestem bardzo ciekawa, jak dziewczyny widziałyby ją swoimi oczami. 😁 Osobę, której częściej życzy się śmierci niż Voldemortowi 😅 w sumie teraz tak myślę, że przecież można by trochę nagiąć kanon i Crouch Jr. nie musiałby być przecież pocałowany przez dementora i być dalej kluczową postacią
    😍 Co do Samuela, czekam już coraz bardziej niecierpliwie na to, kim tak naprawdę jest, jaka była jego przyszłość i jakie ma rzeczywiste intencje wobec Klary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że Crouch powinien mocniej odwalać :D Bo pod swoją postacią nie może popijać z buteleczki, żeby się uspokoić. Na Klarę ma chętkę odkąd zauważył, że łatwo nią manipulować i że jest taka zapatrzona w aurora, ale zadanie jest najważniejsze i nie zaprzepaściłby możliwości służenia Czarnemu Panu. Tylko że zadanie się zbliża... ;) XD

      A co do pocałunku, to u nas nie będzie kanonicznie XD Ja nie zamierzam go zabijać, ani wysysać z niego duszy. Tyle że jako śmierciożerca raczej drugi raz tak sobie do szkoły nie wejdzie.

      ~Klara

      Usuń
    2. Geez, oczywiście przeszłość* (Samuela); im więcej pracuję w korpo, tym bardziej niechlujnie piszę ;/
      A mi się wydawało, że dobrze, że wyhamował, właśnie ze względu na to, że cały plan prowadzony przez rok szkolny mógłby się posypać przez tę chwilę swobody, gdzieś tam na pewno zdawał sobie sprawę, że i tak igra z losem nie pijąc eliksiru, a mimo to... :) im bliżej finału, tym moja ekscytacja rośnie, jestem mega ciekawa, jak to ogracie. I bardzo szczęśliwa, że nie będziecie się trzymać kanonu jeśli chodzi o los Croucha Jr. ❤️

      Usuń
    3. Jak zaczynałyśmy pisać, marzyło mi się love story z Barty Crouchem Jr., ale jakoś w trakcie pisania poszłam bardziej w romans międzyuczniowski :D


      ~Klara

      Usuń
  3. ale dawno mnie tu nie było 😃 na szczęście już nadrobiłam wszystkie rozdziały i nie mogę doczekać się kolejnych 😁 ~kero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze zazdroszczę tego nadrabiania, ja codziennie tu wchodzę z nadzieją na nową notkę. I że tak zacytuję klasyka "mam minę, jakby zbliżały się moje urodziny", kiedy się pojawia❤️💗

      Usuń
  4. Kero a my byłyśmy ciekawe, co się z Tobą dzieje :D welcome back.

    OdpowiedzUsuń