czwartek, 15 lipca 2021

136. Kolacja


Nim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch, Snape zatrzasnął za Klarą drzwi zaklęciem i wyciszył pomieszczenie. Zerknęłam na niego rozłoszczona, ściskając mocno pasek od swojej torby.

- Nie ściągałyśmy – powtórzyłam uparcie, nie dając sobie wmówić, że było inaczej. Nie miałam zamiaru mu też niczego tłumaczyć.

- Dobrze wiem, że nie ściągałyście – prychnął.

- To dlaczego obniżyłeś nam ocenę? – Spytałam zdziwiona.

- Bo zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak – stwierdził oschle.

- Słucham? – Oniemiałam. – A co? Może miałam ci dziękować, że pierwszy raz w życiu dałeś nam Wybitny? Chyba, że to było w ramach przeprosin za wymazanie mi pamięci?– Mój głos ociekał sarkazmem.

- Nie wydurniaj się – rzucił ostrzegawczo.

- Ach! Już wiem! – Klepnęłam się dłonią w czoło, kręcąc głową. – To prezent urodzinowy! Ta durna ocena, to twój prezent dla mnie na urodziny! Jak mogłam tego nie dostrzec?

- Skończ z tym – warknął.

Zaśmiałam się ponuro i pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Chwyciłam za klamkę, ale ta ani drgnęła.

- Wypuść mnie! – Krzyknęłam, szarpiąc się z drzwiami. – Wypuść, do cholery! Nie mam ochoty przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu!

Snape znalazł się przy mnie w dwóch krokach. Oparł jedną dłoń o drewno, jakby sam czar, który rzucił na drzwi był mało wystarczający i nachylił się nade mną.

- Od kiedy niby nie masz ochoty przebywać ze mną sam na sam, co? – Niski tembr jego głosu sprawił, że włosy na karku stanęły mi na baczność, a po plecach przeszły przyjemne ciarki. Podniosłam wzrok, patrząc mu prosto w oczy, kiedy jego druga dłoń wysunęła się do przodu i dotknęła ramienia, przesuwając się po nim powoli w dół, zahaczając o talię, a następnie udo. Poczułam jak długie palce mężczyzny próbują podwinąć materiał mojej spódnicy i czym prędzej opamiętałam się, odpychając go od siebie.

- Przecież tego właśnie chciałaś – powiedział niezadowolony, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Miałem cię tylko pieprzyć, skoro nic innego nie jestem w stanie ci dać.

- Dałam ci jasno do zrozumienia, że nie będę twoją zabawką! – Warknęłam oburzona. – To, że ci uległam ostatnim razem, nie znaczy, że teraz będzie podobnie. I nie zachowuj się, jakby wszystko było w porządku! Wymazałeś mi pamięć, pieprzony egoisto i nawet nie chcesz za to przeprosić!

- Zawsze mi ulegasz, Lamberd. Czy tego chcesz, czy nie. Nie jesteś w stanie oszukać samej siebie. Nie umiesz się powstrzymać. Pragniesz mnie cały czas, więc musiałem wymazać ci pamięć i zrobiłbym to jeszcze raz, gdyby zaszła taka potrzeba. 

- Oczywiście, wszystko moja wina!– krzyknęłam oburzona, czując łzy pod powiekami. – Chcę wyjść! Wypuść mnie! – Ponownie próbowałam szarpnąć za klamkę, ale mężczyzna chwycił mój nadgarstek, unosząc dłoń.

- Uspokój się. Źle to zabrzmiało, ale prowokujesz mnie cały czas, żebym był nieprzyjemny! – Powiedział z wyrzutem. – Nie po to kazałem ci zostać, żebyś odstawiała sceny.

- Nie zatrzymuj mnie, skoro to moja wina! - Szarpnęłam ręką. 

- Przestań! – warknął, przewracając oczami.

- Odwal się! Ja mam dość, rozumiesz? Przez ciebie tracę coś cennego… - zawiesiłam głos, przypominając sobie jak dzień wcześniej potraktowałam Moody’ego. – Kocham cię, ale czuję się podle. Mam ogromne wyrzuty sumienia, a to ty powinieneś czuć się z tym źle, nie ja!

Snape słuchał uważnie jak wylewałam z siebie wszystkie żale, po czym bez uprzedzenia chwycił moją twarz między swoje dłonie i pocałował mocno w usta, przyciskają do powierzchni drzwi. Próbowałam się wyswobodzić, walcząc z narastającą ochotą na tego gnoja. Mężczyzna warknął w moje wargi, odsuwając się w końcu. 

- Dobrze więc! Jeżeli tego chcesz, to możemy porozmawiać – stwierdził zirytowany. 

Zamrugałam oszołomiona, przyglądając się uważnie jego ponurej twarzy. Być może byłam jeszcze zamroczona przez pocałunek, ale chyba wyraźnie słyszałam, że Severus chciał ze mną porozmawiać. Zerknęłam na krzesło przy jednym ze stolików, ale mężczyzna uprzedził mnie, zanim ruszyłam w stronę mebla.

- Nie tutaj – dodał lekko zduszonym głosem, nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego. – Nie zamierzam cię przepraszać, ale mogę ci to wynagrodzić.

- Wynagrodzić? – Prychnęłam, zakładając ręce na piersi. Ponownie zaczynała we mnie buzować złość. Już myślałam, że Severus postanowił schować swoją dumę do kieszeni, ale on jak zwykle stawiał na swoim.

- Zjedz ze mną kolację. Dzisiaj w moim gabinecie – dokończył, obracając się w stronę swojego biurka. Podszedł do blatu i pozbierał z niego wszystkie papiery, których wcześniej nie zdążył uporządkować. Zachowywał się tak, jakby wcale nie powiedział niczego ważnego, ani przełomowego w naszej relacji. Rzucił kilka słów w eter i nie czekając nawet na moją odpowiedź, zajął się swoimi sprawami. Ja jednak nie umiałam tego zbagatelizować w ten sam sposób. Dla mnie miało to znaczenie. Olbrzymie.

- Dziś? – Spytałam głupio, gdy cisza miedzy nami zaczęła się wydłużać.

- Wtedy porozmawiamy – kiwnął głową.

- Czy to jakiś żart? – Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony w poszukiwaniu winowajców tego całego przedstawienia, ale w sali lekcyjnej znajdowaliśmy się sami.

- Nie każ mi drugi raz powtarzać, bo i tak tego nie zrobię – zaczął się irytować – i nie wydurniaj się.

- Ale… co to ma znaczyć?

W dalszym ciągu byłam podejrzliwa. Severus zranił mnie zbyt wiele razy, żebym mogła mu teraz tak po prostu zaufać. Przez to jak mnie traktował, robiłam później głupie rzeczy. Nie musiałam nawet szukać ich głęboko w pamięci, ponieważ dzień wcześniej upiłam się przez niego z Sabriną. Weszłyśmy razem do jednej z sal i pod wpływem impulsu zaczęłyśmy się całować. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane tym, co zobaczyłam w tym cholernym lustrze i namowom dziewczyny, żebym sobie wyobraziła siebie po drugiej stronie tafli, czy może jednak zrobiłam to z wściekłości na Snape’a. Albo na siebie. A może podświadomie podobała mi się Ślizgonka i wykorzystałam sytuację, żeby się z nią pocałować?

Odgoniłam od siebie te wszystkie natrętne myśli, skupiając się na tym, co tu i teraz.

- Idź, pokaż się swoim przyjaciołom, że jesteś już po szlabanie. Ponarzekaj jak zwykle to robisz i wymsknij się późnym wieczorem do lochów – poradził i jednym ruchem różdżki, ściągnął z drzwi wejściowych wszystkie zaklęcia. Patrzyłam na niego jeszcze przez jakiś czas, a potem opuściłam salę bez słowa.

Wyszłam z lochów i stanęłam na środku zaludnionego korytarza. Większość uczniów kończyła właśnie swoje ostatnie zajęcia, ciesząc się z nadchodzącego weekendu. Patrzyłam na nich wszystkich oniemiała, zastanawiając się, czy to ja biorę udział w jakimś kiepskim filmie, czy Severus naprawdę zaprosił mnie na… randkę? Bo jak można było inaczej nazwać późną kolację u mężczyzny, którego kochało się nad życie?

A co, jeżeli lustro, które pokazała mi Sabrina przepowiadało przyszłość? Bardzo dobrze pamiętałam, co w nim wczoraj ujrzałam. Siebie, leżącą na kolanach Severusa, czytającego książkę i pieszczotliwie głaskającego mnie po głowie. Czy to mogłoby być możliwe? Chociaż on nigdy nie okazałby mi takich czułości, ale wcześniej powiedziałabym również, że nigdy nie zaprosiłby mnie na kolację, a jednak to zrobił. Miałam totalny mętlik w głowie, ale postanowiłam, że zaryzykuję i pójdę do Severusa. Nie miałam pojęcia, jak zakończy się ten wieczór, ale chciałam spróbować. Ostatni raz. Jednakże, musiałam trochę odczekać oraz pójść tam, gdzie powinnam już wcześniej zawitać. Profesor Moody. Byłam mu winna przeprosiny i szczerość. Nie chciałam go zbywać, a tym bardziej unikać. W dalszym ciągu pragnęłam, żeby była między nami ta specyficzna więź, ale bez seksu. Miałam nadzieję, że nauczyciel to zrozumie.

***

Drzwi gabinetu Moody’ego otworzyły się dosyć szybko. Gdy tylko ujrzałam przed sobą mężczyznę, który był mi tak bliski przez tych kilka tygodni, od razu straciłam całą pewność siebie. Chwyciłam prawą ręką za lewy łokieć, masując go mocno i przesunęłam wzrok nieco za profesora, krzyżując go ze spojrzeniem Klary.

- Och, ty tutaj? – Spytałam z lekkim niezadowoleniem, po czym szybko odchrząknęłam, próbując ustawić swoje myślenie i to, po co tu przyszłam, na właściwe tory. Kolacja z Severusem. To było najważniejsze.

- Przyszłam podszkolić się trochę w zaklęciach, skoro miałaś szlaban – odpowiedziała przyjaciółka.

- Szlaban? – Zdziwił się Moody. Zerknął najpierw na Klarę, a następnie skupił całą swoją uwagę na mnie. – Jaki szlaban?

- No właśnie z profesorem Snape’em. – Klara oblała się lekkim rumieńcem, spuszczając wzrok.

- Ach, rozumiem – odparł Moody, odsuwając się nieco od drzwi, żeby wpuścić mnie do środka. Tym razem to ja przyjrzałam im się uważnie, marszcząc brwi. Co miało znaczyć to „no właśnie”, a zaraz po nim „ach, rozumiem”? Miałam dziwne wrażenie, że stąpam po cienkim lodzie, który lada chwila, a rozkruszy się pod moimi stopami na dobre.

- Dobranoc, Klaro – rzucił nauczyciel i uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczyny, dając jej tym samym znak, że może już wyjść z jego gabinetu.

Gdy Klara opuściła pomieszczenie, Moody rzucił na drzwi te same zaklęcia, co zawsze i podszedł do swojego barku. Wyciągnął z niego dwie szklanki oraz butelkę whisky. Rozlał alkohol do szkieł i wręczył mi jedno, wskazując na kanapę. Sam jednak na niej nie usiadł, tylko przyglądał mi się podejrzliwie z góry, mocząc co chwilę usta w bursztynowym trunku.

- Profesorze, ja przyszłam tylko na chwilę – zaczęłam niepewnie, patrząc na swoją szklankę.

- Alex, gdyby coś było nie tak, powiedziałabyś mi o tym, prawda? – Zapytał nagle, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wyglądał przy tym jakoś inaczej. Jakby bardziej skupiony, a nawet mogłabym stwierdzić, że gotowy do ataku na potencjalne zagrożenie.

- Coś nie tak? – Zdziwiłam się, zaciskając mocniej palce na szkle. – Co ma profesor na myśli?

- Gdybyś była przymuszana do czegoś albo…

- Co? – Zgłupiałam. – Przymuszana? Ale do czego? I przez kogo?

- Posłuchaj – upił łyka – nie chciałem wcześniej poruszać tego tematu, ale doszły mnie słuchy o tym, co działo się w lesie między tobą a Flintem. Podobno posądzał cię o nieciekawe rzeczy i zastanawiam się, dlaczego?

Podniosłam głowę, patrząc mu prosto w oczy. Serce waliło mi niemiłosiernie, jakby chciało wyskoczyć z piersi, a po plecach przeszedł zimny dreszcz. Merlinie, on wiedział! Wiedział o wszystkim, ale próbował teraz wybadać teren! Przecież ma cholerną mapę Huncwotów!

Zacisnęłam jeszcze mocnej palce na szkle, próbując się uspokoić. Może i Moody był najlepszym, emerytowanym aurorem, ale czytać w myślach jeszcze nie potrafił.

Nagły ruch profesora wyrwał mnie z rozmyślań. Mężczyzna klapnął ciężko obok na kanapie, przytulając mnie do swego boku.

- Rozumiem, że być może nie chcesz o tym rozmawiać, ale muszę wiedzieć, co Snape ma wspólnego z tobą? Jeżeli ten drań…

- Profesorze – przerwałam mu szybko, przełykając cicho ślinę i przeszyłam go stalowym spojrzeniem – nic mnie nie łączy ze Snape’em. To obrzydliwe, żeby sugerować w ogóle takie rzeczy. Kto to panu powiedział? Klara, prawda?

- Nieważne kto – odparł ciszej, świdrując mnie na wylot. – Niepokojące jednak jest to, dlaczego ciągle ktoś cię z nim paruje.

- Nie wiem – jęknęłam, być może trochę za nerwowo. – Snape ciągle mi odbierał punkty, przeszkadzało mu dosłownie wszystko, co robiłam. Zabronił mi Quiddicha, przydzielał durne szlabany za nic. Inni mogli to inaczej zinterpretować.

- Skoro tak uważasz… - mruknął Moody, drapiąc się wolną dłonią po brodzie. Jego magiczne oko zerknęło na płaszcz, który leżał przy biurku, a następnie obróciło się wokół własnej osi i ponownie skupiło całą swoją uwagę na mnie. – Nie mam powodów, żeby ci nie ufać i cieszę się, że Snape nie ma nic wspólnego z tobą. Jest on jedną z tych osób, której nie powierzyłbym pod opiekę nawet zwierzęcia.

Spojrzałam na niego pytająco, ale mężczyzna nie zaszczycił mnie już odpowiedzią. Zamiast tego, nachylił się nade mną do pocałunku, ale szybko odsunęłam głowę, wylewając prawie całą zawartość szklanki na nogi.

- Czyli jednak coś jest nie tak – stwierdził, marszcząc brwi. Wyciągnął mi szkło z rąk, odstawiając je z powrotem na stolik. Przestał również mnie obejmować.

- Nie mogę tego dłużej ciągnąć – powiedziałam szybko na wdechu, chcąc to mieć za sobą, a następnie spuściłam wzrok na kolana. – Chciałabym, ale nie mogę.

- Czy coś się zmieniło przez tych kilka dni?

Kiwnęłam powoli głową.

- Ciężko mi to wyjaśnić, ale tak. Zmieniło się – odparłam. – Przepraszam, ja…

Moody nagle wstał i podszedł do kominka, stając do niego przodem. Splótł dłonie za plecami i przez dłuższą chwilę nie odzywał się wcale, czym wprawiał mnie w jeszcze większe zakłopotanie.

- Profesorze? – Odezwałam się w końcu, nie mogąc dłużej znieść tej ciszy.

- Mogłem się tego spodziewać – powiedział w końcu. Patrzyłam uważnie na jego plecy, przełykając cicho ślinę. Kątem oka dostrzegłam jego twarz w okrągłej, świątecznej, śnieżnej kuli, która stała na gzymsie przed nim. Zauważyłam w niej odbijający się uśmiech mężczyzny, ale gdy Moody obrócił się do mnie przodem, minę miał poważną. – Czy to ma związek z twoim byłym chłopakiem? Bułgarem, nieprawdaż?

- Yyy… - zmieszałam się. – Tak. Chyba do siebie wróciliśmy.

Zaczęłam wykręcać palce z nerwów, pragnąc wykopać sobie wielki dół i wskoczyć do niego, byleby tylko nie widzieć tej napiętej twarzy Moody’ego, która analizowała każde moje słowo.

- Mhm. Byłem przekonany, że po ostatnich wydarzeniach będziesz mnie potrzebowała bardziej niż zwykle. W końcu byłem twoją ostoją, ale to już chyba przestało ci wystarczać, prawda królewno?

- To nie tak. Źle to profesor rozumuje– jęknęłam spięta do granic możliwości.

- Być może. Trudno za tobą nadążyć Alex. Dopiero co robiłaś mi dziwne sceny zazdrości, dosłownie o wszystko, a tu nagle taka zmiana decyzji?

- Profe…

- Spokojnie – uśmiechnął się. – Nie byliśmy przecież parą.

Poczułam ukłucie w sercu. Te słowa zabolały, ale Moody miał prawo być wściekły, chociaż wcale tego nie okazywał. To ja zachowałam się potwornie, a jeszcze gorzej potraktował mnie Snape.

Podniosłam się powoli z kanapy.

- No dobrze, Alex – westchnął, podprowadzając mnie do drzwi. – Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Taka jest twoja decyzja i ja ją szanuję. Mam tylko nadzieję, że to nie zniszczy naszej relacji, jaką udało nam się stworzyć. Zawsze możesz do mnie przyjść z czymkolwiek, rozumiesz?

- Tak, wiem – burknęłam cicho. Niezręczność tej sytuacji sprawiała, że chciałam jak najszybciej uciec z gabinetu, a z drugiej strony pragnęłam zostać w nim dłużej i wyznać Moody’emu, jaka była przyczyna mojej nagłej zmiany decyzji. To przecież nie był nastoletni wybryk, sposób na nudę, czy cokolwiek innego. – Naprawdę z czym tylko zechcę, to mogę do pana przyjść? – Spytałam dla pewności z nadzieją w głosie.

- Oczywiście, że tak – odparł, jakby to była oczywista oczywistość.

Po opuszczeniu jego gabinetu, ruszyłam szybko przed siebie i dopiero za drugim zakrętem, oparłam się o zimną ścianę, wypuszczając głośno powietrze z ust. Ta rozmowa nie należała do przyjemnych, była wręcz jedną z najgorszych, jakie musiałam przeprowadzić w swoim życiu, ale próbowałam zachować się w porządku. Gdybym teraz tego nie przerwała, później byłoby mi dwa razy gorzej podjąć właściwą decyzję. Nawet nie wiedziałam czy Snape był tego wart. Nie ufałam mu do końca, a Moody… a Moody zawsze był w pobliżu, kiedy go potrzebowałam, dlatego jego słowa o innych priorytetach niż bezpieczeństwo w jego ramionach, zabolały mnie na wskroś.

***

Wróciłam lekko podłamana do pokoju wspólnego. Przyjaciele, gdy tylko zobaczyli jak przechodzę przez portret, napadli na mnie, zadając masę pytań o szlaban, a także o urodziny, których w dalszym ciągu nie chciałam celebrować.

- No weź, Alex! – Jęknął niepocieszony Ron. – Nawet jedno, małe piwo?

- Nie – odparłam chłodniej niż zamierzałam, szukając wzrokiem Klary.

- Przecież zaczyna się weekend. – Ron nie dawał za wygraną. – Wcześniej nie odmówiłabyś takiej okazji, a teraz ciągle znikasz i nie chcesz z nami przebywać.

- Otworzyłaś chociaż prezenty? – Spytał Harry, który już wcześniej zrozumiał, że nie miałam zamiaru obchodzić swoich urodzin i nie nagabywał mnie tak jak rudzielec.

- Jeszcze nie miałam na to czasu, ale na pewno to zrobię – obiecałam mu, rozmasowując skronie – ale najpierw muszę porozmawiać z Klarą. Widzieliście ją?

- Poszła do dormitorium – odparł niepocieszony Ron, zakładając ręce na piersi z obrażoną miną. Nie było sensu tłumaczyć mu czegokolwiek, więc pożegnałam się z nimi i ruszyłam schodami do dziewczęcej sypialni.

Weszłam do pokoju. Klara była w nim sama i akurat zbierała się do łazienki, ale zanim weszła do sąsiedniego pomieszczenia, chwyciłam ją lekko za ramię, zatrzymując na moment.

- O czym rozmawiałaś z Moodym? – Spytałam podejrzliwie, mrużąc oczy. – Zadawał mi dziwne pytania i jestem ciekawa, dlaczego nagle zainteresował się tematem Snape’a.

- Opowiedziałam mu o tym, co działo się w lesie – odparła dziewczyna, wzdychając głęboko.

- I co on na to wszystko?

- Raczej nie uwierzył, ale powiedział, że ciebie o to wypyta. Czemu jesteś tym tak przejęta? – Zdziwiła się przyjaciółka, widząc jak zaciskam usta w cienką linię.

- Nie jestem – zaprzeczyłam. – Czyli chcesz mi powiedzieć, że Moody nie zachowywał się jakoś dziwnie, kiedy powiedziałaś mu o Snapie i Flincie?

Klara zastanowiła się przez moment, próbując sobie przypomnieć rozmowę z profesorem sprzed godziny, aż w końcu pokręciła pewnie głową.

- Wiesz, że profesor Moody i Snape nie pałają do siebie sympatią, ale raczej nie było w jego zachowaniu niczego, czym mogłabym się przejąć. Alex, on w to nie uwierzył, a co? Tobie powiedział coś innego?

- Mnie też dał do zrozumienia, że to bzdury, ale poczułam się bardzo nieswojo, kiedy musiałam odpowiadać na jego pytania – skrzywiłam się. – Dlaczego w ogóle zaczęłaś z nim ten temat?

Przyjaciółka odsunęła się ode mnie i ponownie westchnęła, przysiadając na skraju łóżka jednej z naszych współlokatorek. Przez sekundę zerknęła w kierunku drzwi, jakby w obawie, że ktoś zaraz wejdzie i podsłucha, o czym chciała mi powiedzieć. Na szczęście większość siedziała w pokoju wspólnym, ciesząc się z dwóch dni wolnego.

- Rozmawiałam z Moodym o tym, co powiedział jeden ze Śmierciożerców – zaczęła smutnym, lekko łamiącym głosem.

Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z tego, co przeżyłyśmy w lesie, ale tyle się wtedy działo, że w głowie miałam jedną, wielką nieskładną masę, przez którą przewijały się tylko dwa nazwiska: Snape, Moody.

- Oni powiedzieli, że mamy być całe dla „Niego” – kontynuowała, widząc jak nie bardzo pamiętam, co się wtedy działo.

- Dla „Niego”, czyli dla kogo? – Zapytałam zdziwiona.

- Nie wiem. – Przyjaciółka wzruszyła ramionami. – Myślałam, że chodziło o Sama – Wiesz – Kogo, ale profesor Moody nie zauważył związku między nim a nami. 

- Klara, on nie żyje – odparłam, ale również usiadłam naprzeciwko dziewczyny. – Chyba nie wierzysz, że Sama – Wiesz – Kto zmartwychwstanie? W każdym razie Moody miał rację. Po co On chciałby nas dla siebie? Gdyby oczywiście żył, ale nie żyje – powtórzyłam uparcie, naciskając na ostatnie słowa.

- W takim razie o kogo chodziło Śmierciożercom? – Gryfonka objęła się ramionami, rozglądając nerwowo na boki.

- Może chcieli nas tylko nastraszyć? – Zastanowiłam się, spoglądając ukradkiem na tarczę zegara wiszącego na ścianie. Powoli wybijała godzina kolacji w wielkiej Sali, na którą nie miałam ochoty iść. Chciałam w spokoju wziąć prysznic, a następnie udać się do Snape’a.

- Nastraszyć czy nie, ja dalej będę ćwiczyła z profesorem i postaram się dać z siebie wszystko, żeby być przygotowaną na najgorsze. Ty też powinnaś z nim poćwiczyć. Może zrobiłybyśmy wspólne zajęcia?

- Ja nie wiem czy te moje szlabany z nim są nadal aktualne – burknęłam cicho. – Ale właściwie mogłybyśmy poćwiczyć. W końcu zawsze razem wpadamy w różne tarapaty. Możesz zapytać o to profesora przy najbliższej okazji.

- A ty nie możesz? – Zdziwiła się – i dlaczego twoje szlabany miałyby być nieaktualne? Profesor Moody ci odpuścił? On zdecydowanie za bardzo ci pobłaża, Alex! – Klara założyła ręce na piersi.

- Wcale nie pobłaża – oburzyłam się. – Zresztą – machnęłam na przyjaciółkę ręką. – Idę pod prysznic.

- A kolacja? Nie idziesz na nią?

- Nie – odparłam szybko i czym prędzej zamknęłam się w łazience.

***

Późnym wieczorem wymsknęłam się z pokoju wspólnego i ruszyłam prosto do lochów. Tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po Severusie, ale myśl o wspólnym spędzeniu czasu była bardzo ekscytująca.

Gdy zapukałam do drzwi jego gabinetu, nie usłyszałam żadnego dźwięku po drugiej stronie, świadczącego o tym, że Snape jest w środku i czeka na mnie. Zamiast tego, drzwi same się otworzyły, zapraszając do środka. Przez moment stałam, nie wiedząc jak się zachować, ale im dłużej sterczałam pod jego komnatami, tym bardziej wystawiona byłam na przyuważenie przez Ślizgonów lub innych uczniów. Nie czekając więc na nic, wśliznęłam się do środka.

Gabinet wyglądał tak jak zawsze. Ponury, z wieloma półkami, na których poustawiane były zarówno książki jak i eliksiry, ale brakowało w nim najważniejszego elementu – samego Severusa. Ponownie poczułam się nieswojo, ale zauważyłam, że kolejne drzwi, które łączyły gabinet z bawialnią zostały na wpół otwarte, a wydobywało się z nich delikatne, ciepłe światło. Powoli, nie czując się zbyt komfortowo, ruszyłam w ich stronę i zamarłam w progu, dostrzegając fotele ustawione przy kominku, które oddzielał od siebie przyszykowany i zastawiony stolik: dwa talerze, pucharki i pełna karafka wina. Przez jedną sekundę pomyślałam, że to jakaś zasadzka, ale gdy zobaczyłam Severusa wychodzącego z sypialni, ubranego w swoje czarne i szerokie szaty, uznałam jednak, że wszystko jest na swoim miejscu.

- Siadaj – polecił chłodno, jakbym miała odbyć z nim jakąś karę i wskazał na jeden z foteli. Usiadłam więc posłusznie na skraju, a Snape dołączył zaraz po mnie. Nie pytając o zdanie, rozlał do pucharków wino i od razu zamoczył usta w swoim trunku, przyglądając mi się uważnie. – Możesz mi zadać pytania, które cię trapią. Nie obiecuję, że odpowiem na wszystkie, ale na niektóre na pewno.

Westchnęłam w duchu. Czyli jednak to nie była typowa randka, a raczej formalne spotkanie z kolacją w tle, ale i tak jak na Severusa, to nie lada wyczyn. Postanowiłam więc kuć żelazo, póki gorące, gdy nagle tuż obok nas zmaterializował się skrzat z dwoma tacami jedzenia. Wzdrygnęłam się, podskakując w fotelu, ale zwierzątko spojrzało na mnie przepraszająco, po czym położyło dania przed nami i ukłoniło się nisko do samej ziemi, życząc smacznego.

- Wynoś się już! – Warknął w jego kierunku Severus i machnął dłonią, jakby odganiał natrętną muchę. Skrzat zapiszczał lekko, chowając główkę w ramiona, po czym szybko zniknął, ponownie zostawiając nas samych.

- Nie jesteś zbyt miły dla nich – skrzywiłam się i zerknęłam na pachnącą pieczeń polaną sosem, małe marchewki z groszkiem i pieczone ziemniaki.

- Coś nie tak
? – Spytał mężczyzna z przekąsem, chwytając za swoje sztućce. – Jeżeli chciałbym cię otruć, mam masę eliksirów, które z łatwością bym w ciebie wmusił. Co do skrzatów, to mają wiedzieć, gdzie jest ich miejsce.

- Dziwne, bo mnie traktujesz podobnie – zauważyłam. – Też mam znać swoje miejsce?

- Nie przeinaczaj, Lamberd – przewrócił oczami – i nawet nie próbuj tworzyć kłótni tam, gdzie jej nie ma.

Severus odkroił kawałek mięsa, nie siląc się nawet na dobre maniery i powoli włożył kęs do ust. Złapałam się na tym, że zaczęłam przyglądać mu się z fascynacją bez mrugnięcia okiem. Wspólny posiłek był dość intymnym zjawiskiem, a ja nigdy nie widziałam Snape’a jak je z tak bliskiej odległości.

- Czemu nie jesz? – Zainteresował się, nie spuszczając wzroku ze swojego talerza. – Czyżbym nie trafił w twoje gusta?

Gdy uniósł powieki, przenikając mnie swoim spojrzeniem, poczułam jak moje serce przyspiesza. Odruchowo chwyciłam za sztućce, ale zanim postanowiłam spróbować kolacji, musiałam zadać nurtujące mnie pytanie:

- Dlaczego NAPRAWDĘ wymazałeś mi pamięć? Byłam zbyt natrętna? Znudziłeś się? Jaki był powód?

Snape odchrząknął. Odłożył sztućce na talerz, chwycił za serwetkę, którą przetarł usta, a następnie usiadł wygodniej w fotelu. Oparł łokcie o podłokietniki, a palce obu dłoni splótł przed sobą.

- Włamałaś się do moich prywatnych komnat – odparł oschle.

- Najwidoczniej miałam powód – prychnęłam, próbując sobie przypomnieć, dlaczego to zrobiłam i nagle mnie olśniło. – Byłeś ranny.

Severus poruszył się niespokojnie.

- Nie było cię na zajęciach, profesor Moody powiedział, że miałeś coś do załatwienia poza Hogwartem, ale ja podświadomie czułam, że coś jest nie tak – wylewałam z siebie wszystko, co zdążyłam przywołać w pamięci. – Martwiłam się. Co się stało? Kto ci to zrobił?

- Na to pytanie nie mogę ci odpowiedzieć – powiedział spokojnie, patrząc mi twardo w oczy.

- Dlaczego? Czy to się wydarzyło na weselu? Miało coś wspólnego z moją rodziną?

- Nie dostaniesz odpowiedzi na to pytanie – powtórzył ostrzej.

Spojrzałam na niego sceptycznie. Na razie nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi na zadawane pytania. Niczego też się nie dowiedziałam. Severus w dalszym ciągu pozostawał dla mnie jedną, wielką zagadką, a co za tym szło, nie ufałam mu do końca. Tylko czekać, kiedy znowu zrobi coś okropnego, co złamie mi serce.

- W takim razie, dlaczego mnie zostawiłeś? – Próbowałam dalej. – Przerwałeś nasze szlabany i to tak nagle, a przecież było nam dobrze razem. Nie udawaj, że tego nie czułeś, kiedy poszliśmy do łóżka ostatni raz.

Snape milczał. Widziałam, jak zaciskał usta w cienką linię, nie chcąc nic wyjaśniać, ale przecież sam mnie tu zaprosił, więc w końcu musiał coś powiedzieć. Inaczej wyszedłby śmiesznie nawet przed sobą samym.

- Próbowałem cię chronić – odezwał się w końcu po krótkiej chwili milczenia i intensywnego wpatrywania się w moją twarz. – Próbowałem cię zniechęcić do siebie, sprawić, żebyś mnie nienawidziła. I prawie mi się to udało, ale kiedy jesteś w pobliżu… - zatrzymał się na moment, zdając sobie sprawę, że słowa same zaczęły wypływać z jego ust, a on nie miał nad nimi żadnej kontroli.

- Chronić? – Zapytałam szeptem, czując ucisk w gardle. – Przed czym? Co może mi grozić, kiedy jestem z tobą?

Przez twarz Snape’a przeszedł nieprzyjemny chłód, a wargi wykrzywiły się w grymasie. Mężczyzna zerknął na swoje ramię, a następnie na ogień, który wesoło tańczył w kominku.

- Myślałem, że jak pozmieniam twoje wspomnienia, to raz na zawsze zapomnisz o mnie, ale ty w jakiś dziwny, pokręcony sposób, próbowałaś przebić się przez mur, który udało mi się stworzyć pomiędzy nami i nieświadomie dalej pchało cię w moją stronę – kontynuował, zręcznie omijając moje pytanie.

- To się nazywa miłość, Severusie – stwierdziłam spokojnie.

- Nazywaj to jak chcesz – prychnął.

- Nazywam rzeczy po imieniu – nacisnęłam. – I nie musisz mnie chronić, bo nawet jeżeli nie jestem z tobą, przytrafiają mi się same złe rzeczy, nie zauważyłeś?

- Bo sama pchasz się w kłopoty – warknął, zaciskając na moment pięści. – Gdybyś siedziała potulnie w zamku, jak powinnaś i nie łamała regulaminu szkoły, to do niczego by nie doszło.

- Chciałam tylko wiedzieć, kto stoi za zabiciem Elizy.

- Odpuść – westchnął zrezygnowany, przykładając palce do nasady nosa. – Nie baw się w pieprzonego zbawcę. Dziewczyna nie żyje, daj temu spokój. Czy to wszystkie pytania, jakimi chciałaś mnie zbombardować, czy jest coś jeszcze?

Spojrzałam na swoją nietkniętą kolację, która najprawdopodobniej była już zimna, a następnie na pucharek. Chwyciłam go do ręki, upijając trochę wytrawnego wina, które idealnie pasowało do posępnego i zjadliwego Severusa.

- Co dalej z nami? – Zapytałam z lękiem. Obawiałam się tego pytania, ponieważ odpowiedź mogła mnie mocno zawieść i zranić.

- Co konkretnie masz na myśli? – Snape również chwycił za pucharek, mocząc w nim usta.

- Nie oczekuję od ciebie nie wiadomo czego – przyznałam, wzdychając głęboko, zastanawiając się jak ubrać w słowa to, co chciałam powiedzieć. – Wiem, że nie jesteś księciem na białym koniu, ale powiedziałeś wcześniej, że chciałeś mnie chronić, czyli ci na mnie zależy, prawda?

- Do rzeczy – syknął.

- Nie chcę ponownie zostać odrzucona. – Odłożyłam kieliszek na blat. – Nie chcę, żebyś mi znowu złamał serce, bo tego nie przeżyję, rozumiesz? Mieszasz mi w głowie cały czas. Mówisz, że mam się nie zbliżać, po czym sam prowokujesz do sytuacji sam na sam. Nie rozumiem.

- Niczego nie mogę ci obiecać – powiedział poważnie z kamienną twarzą.

- Traktuj mnie dobrze, tylko tyle wymagam od ciebie.

Wstałam ze swojego fotela i okrążyłam stolik. Severus obserwował bacznie jak do niego podchodzę. Im bliżej się znajdowałam, tym bardziej marszczył czoło. W końcu nachyliłam się nad nim i złożyłam na ustach delikatny pocałunek.

- Ty też musisz mi coś obiecać – mruknął zachrypniętym głosem, kiedy w końcu oderwałam się od niego. Chciałam również się wyprostować, ale Snape chwycił mnie za ramię, zmuszając do patrzenia mu twardo w oczy. – Nie pakuj się w żadne kłopoty.

Zaśmiałam się delikatnie, ale widząc poważną minę mężczyzny, przytaknęłam głową.

- Nie, Lamberd – warknął lekko podirytowany. – Nie rozumiesz mnie. Nie zbliżaj się do Zakazanego Lasu, nie wymykaj się nocami do wioski. Każde podejrzane zachowanie, jakie zauważysz, masz mi od razu zgłosić. Nie rób niczego na własną rękę.

- Przecież Flint nie żyje, nic mi nie grozi.

- Jeżeli mi nie obiecasz, to możesz już wyjść.

Tym razem to ja zmarszczyłam brwi. Snape nie dawał za wygraną i wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia okiem, oczekując szczerej odpowiedzi.

- Dobrze, obiecuję – odparłam zdziwiona. – Ale sugerujesz coś?

- To jest mój warunek. To i tak zaszło za daleko, a ja nie jestem w stanie już tego cofnąć.

Snape w końcu puścił moje ramię, podnosząc się powoli z fotela. Zanim się jednak ponownie odezwałam, mężczyzna naparł na mnie z całej siły, aż wpadłam całym ciałem na stolik. Usłyszałam brzdęk rozbijających się talerzy o podłogę. Na dłoni, którą oparłam o kant, poczułam rozlane wino. Zostałam pocałowana gorliwie. Próbowałam oddawać jego pocałunki, ale były one tak brutalne i szybkie, że nie mogłam dotrzymać mu tępa. Jego dłonie próbowały zerwać moją koszulę, ale w ostatniej chwili odepchnęłam go od siebie. Snape nie próbował już więcej napierać, ale zrobił zaskoczoną minę, oczekując wyjaśnień.

- Nie dzisiaj – jęknęłam, drapiąc go lekko po klatce piersiowej. Wsunęłam opuszki palców pod materiał, dotykając nagiej skóry. Od razu zakręciło mi się w głowie, więc szybko wyciągnęłam dłoń, obawiając się, że nie dam rady nad sobą zapanować. Cholerny Snape miał rację, ale nie mogłam ryzykować. Moody w dalszym ciągu posiadał mapę Huncwotów. Wystarczyło jedno zerknięcie na papier, by wiedział, gdzie jestem, o jakiej godzinie i jak długo.

- Czyżby panna Lamberd spieszyła się gdzieś? – Spytał kąśliwie, uśmiechając się wrednie. – Może do swojego chłopaka, w którym podobno się zakochała?

- Przestań – westchnęłam. – To już skończone. Wybrałam ciebie – dodałam, wycierając mokrą dłoń o skraj spódniczki.

***

Do Gryffindoru wróciłam w dobrym humorze. Być może nie zostałam na noc z Severusem, ale wszystko zmierzało ku lepszemu. Mężczyzna był dla mnie miły, na tyle, na ile pozwalał mu jego wredny charakter, a także udało mi się z nim przeprowadzić najdłuższą dotychczas rozmowę. Powoli moje cholerne życie zaczynało się układać. Pozostawała tylko kwestia mapy profesora Moody’ego. Na razie jednak nie miałam się czym przejmować. W razie konieczności zawsze mogłabym poprosić Klarę, aby wpadła do jej ulubionego nauczyciela w tym samym czasie, w którym chciałabym spędzić czas ze Snape’em.

Po przejściu przez obraz czekało na mnie małe zgromadzenie przyjaciół. Wszyscy, gdy tylko mnie zobaczyli, podnieśli się ze swoich siedzeń, patrząc na mnie wyczekująco. Zrobiłam kilka kroków do przodu, a następnie zatrzymałam się w połowie drogi do schodów, nie mając pojęcia, co tu się wyprawiało.

- Coś się stało? – Zapytałam, starając się brzmieć normalnie. Od razu przyszło mi do głowy, że Moody przeglądał mapę, widział mnie w prywatnych kwaterach Snape’a, a teraz podniósł alarm na całą szkołę.

Zerknęłam po kolei na każdą twarz z osobna, ale nie zauważyłam na nich żadnej odrazy, strachu czy jakiejkolwiek innej, negatywnej emocji. Wyglądali na zadowolonych, a wątpiłam, żeby mój i Severusa romans mógł wywołać na ich buziach uśmiech.

- A musiało się coś stać? – Ron odpowiedział mi pytaniem na pytanie, szczerząc się jak mysz do sera. Harry szturchnął go łokciem tak mocno, że okulary o mało nie zsunęły mu się z nosa.

Spojrzałam na Klarę, czekając na słowa wyjaśnienia, ale dziewczyna również trzymała buzię zamkniętą na kłódkę. Jej także uśmiech nie chciał zejść z twarzy.

- To trochę podejrzane – stwierdziłam, mrużąc oczy.

- Podejrzane jest to, że tyle cię nie było. – Fred ostentacyjnie podwinął rękaw swetra, udając że sprawdza godzinę na zegarku, którego nie posiadał.

Już chciałam otworzyć usta, żeby się jakoś wybronić, ale wyręczył mnie w tym George.

- Przecież nie pierwszy raz tak znika, więc dla mnie przestało być to podejrzane. Zresztą, nie po to się zebraliśmy, żeby urządzać jej interwencje o nagłe zniknięcia.

Uniosłam wysoko brwi zaskoczona jego słowami. Między nami w dalszym ciągu nie było najlepiej, ale już nie gniewałam się na rudzielca tak jak na początku.

- George ma rację – dodała Klara. – Zebraliśmy się tutaj w innym celu.

- No to może w końcu ktoś mi wyjaśni, w jakim? – Prychnęłam, zakładając ręce na piersi.

Harry wraz z Ronem puścili do mnie oczko i podeszli blisko. Rozplątali mi ręce, po czym okularnik chwycił mnie pod ramię z jednej strony, a rudzielec z drugiej. Zaczęli mnie powoli wyprowadzać z pokoju wspólnego na korytarz. Reszta poszła za nami.

- Czy to porwanie? – Zapytałam, będąc ciągniętą wzdłuż korytarza.

- W gruncie rzeczy, to tak – odparł Fred. – Wiesz, nie chciałaś żadnej imprezy urodzinowej, ale to niepodobne do starej Alex Lamberd, więc zorganizowaliśmy ją za ciebie.

- Tak myślałam, że mi nie odpuścicie – westchnęłam, kręcąc głową.

Właściwie, to nie miałam nic przeciwko małej libacji w towarzystwie przyjaciół. Ostatnio spotykały mnie i Klarę same przykre rzeczy. Nie mogłyśmy w pełni cieszyć się swoim wolnym czasem z innymi Gryfonami, więc nie protestowałam, kiedy ciągnięto mnie w nieznanym kierunku.

- Ale nie wymyśliliście nic niebezpiecznego?

Przypomniałam sobie słowa Severusa i obietnicę, jaką mu złożyłam. Chciałam się do niej dostosować i nie ładować niepotrzebnie w kłopoty.

- Jeżeli pływanie uważasz za niebezpieczne, to tak – zaśmiał się Fred.

- Czemu od razu wszystko zdradzasz? – Fuknął niepocieszony Ron. – Zero dyskrecji.

- Bo ty jesteś jedną, wielką chodzącą dyskrecją – odciął się bliźniak, przewracając oczami.

- Pływanie? – Zdziwiłam się, rozumiejąc powoli, gdzie mnie ciągnięto. W momencie, kiedy weszliśmy na schody, które zaniosły nas prosto na piąte piętro, miałam już pewność. – Łazienka Prefektów? Wiecie, że ja nie mam hasła do niej, prawda? Ono się zmienia co chwilę.

- Ty nie masz – odezwała się nieśmiało Klara, po czym wszyscy razem skręciliśmy w jeden z wielu korytarzu, na którego końcu znajdowało się wejście do łazienki. Tuż obok drzwi stał Lucjan, pogwizdując sobie cicho. – Ale on ma – dokończyła dumnie.

Ślizgon, gdy tylko nas zobaczył, pomachał do nas wesoło i pospieszył gestem dłoni.

- Co tak długo? – Jęknął, kiedy w końcu do niego podeszliśmy. Łypnął nieprzychylnie na bliźniaków Weasley, zawieszając dłużej podejrzliwy wzrok na George’u, ale nie skomentował jego obecności głośno. Z kolei ten drugi udawał, że Lucjan nie istnieje.

- Jak zwykle to samo. – Fred wzruszył ramionami. – Podejrzane zniknięcie i długie wyczekiwanie na jej powrót.

- Oj już przestańcie! – Prychnęłam głośno. – Jeżeli serio chcecie uczcić moje urodziny, to nie stójmy tak, tylko wchodźmy do środka – uśmiechnęłam się łobuzersko, zacierając dłonie. Całe towarzystwo spojrzało na mnie jak na wariatkę.

- A ty się dobrze czujesz? – Zdziwił się Ron.

- Też mnie interesuje twoja nagła nastoju – zawtórowała Klara. – Od kilku miesięcy chodzisz przybita, a dzisiaj pełen uśmiech i chęć zabawy? Na pewno wszystko w porządku?

- Za każdym razem mnie o to pytasz! – Zaśmiałam się, kręcąc głową. – Jak nie mam humoru i nawet jak go posiadam! Daj spokój!

- Chyba powinniśmy się cieszyć, że Alex ma dobry humor – odezwał się George.

- Kto by pomyślał, że George Weasley taki wyrozumiały się stanie – zakpił Lucjan, po czym wypowiedział szybko hasło i przepuścił całą naszą paczkę do środka. Zanim jednak George przekroczył próg komnaty, posłał Ślizgonowi nienawistne spojrzenie. Miałam nadzieję, że nawzajem nie będą próbowali siebie utopić.

Pomieszczenie rozświetliło się od razu, kiedy znaleźliśmy się w środku. Lucjan wyczarował stolik i wyciągnął z kieszeni masę miniaturowych butelek i przekąsek. Wszystko powiększył do standardowych rozmiarów, ustawiając na stole. Harry z Ronem próbowali odpalić stary gramofon, który ukradli z Sali profesor Mcgonagall, a Klara wraz z Fredem zaczęli odkręcać po kolei każdy ze złotych kranów, napełniając basen po brzegi wodą z pachnącym płynem. Powoli na powierzchni zaczęła tworzyć się biała, puszysta piana. George korzystając z sytuacji, że wszyscy byli czymś zajęci, poprosił mnie na bok, po czym wyciągnął z kieszeni strunowy woreczek z jedną, tęczową tabletką w środku.

- Wszystkiego najlepszego, Alex – uśmiechnął się trochę niezbyt pewnie. Spojrzałam na prezent. - Nie myśl sobie, że to jakieś narkotyki! – Dodał szybko, zanim otworzyłam usta.- To tabletka na wymarzony sen. Nasz kolejny wynalazek. Już przetestowany i działa poprawnie.

- Wymarzony sen? – Zainteresowałam się, przyglądając pigułce. – Jak to działa?

- Wystarczy, że włożysz tabletkę pod język, pomyślisz przed snem o czymś miłym, co chciałabyś, żeby ci się przyśniło i na pewno się sprawdzi. Następnie musisz ją popić wodą i położyć się spać.

- I to serio działa?

- Na tryliard galeonów tak – kiwnął pewnie głową. – Inaczej bym ci tego nie dawał.

- To na pewno nie kolejny eliksir miłosny? – Spytałam, mrużąc tajemniczo oczy.

- Skończyłem z tym. Proszę cię, nie przypominaj mi – westchnął. – Chcę wszystko naprawić między nami. Chcę, żebyśmy byli wciąż przyjaciółmi.

- Tabletką nie naprawisz tego – stwierdziłam.

- Chcę ci dać coś, co możesz wykorzystać w przyjemny dla siebie sposób – wyjaśnił. – I wiesz dobrze, że nie oczekuję niczego w zamian. Już mi dałaś to jasno do zrozumienia.

- Ok, George, ok. – Przetarłam twarz dłonią. – Dziękuję za prezent.

Chłopak uśmiechnął się. W tym samym momencie podszedł do nas Lucjan. Bezczelnie zignorował rudzielca, objął mnie ramieniem i obrócił przodem do basenu. Piany było tyle, że powoli zaczynała się wylewać na biały marmur. Zapach owoców, jaki unosił się w powietrzu sprawił, że poczułam się głodna. W końcu nie jadłam kolacji, a tej u Severusa również nie tknęłam.

- Wiecie – zaczęłam powoli, gdy wszyscy popatrzyli na mnie wyczekująco, jakbym miała wygłosić jakąś przemowę. Oczywiście, nie miałam w planach tego robić. – Ja nie mam kostiumu kąpielowego – rozłożyłam ręce.

- Wzięłam dla ciebie – oznajmiła przyjaciółka, po czym wyciągnęła ze swojej nieodłącznej torby moje skąpe bikini. – Przepraszam – rzuciła skruszona. – Innego nie miałaś w szufladzie.

- Ależ absolutnie nie masz za co przepraszać! – Wtrącił się Lucjan i już chciał sięgnąć po moją garderobę, ale Klara odsunęła się szybko, chowając za siebie mój strój.

- Hamuj się trochę – warknął w końcu George, mierząc Ślizgona nienawistnym spojrzeniem.

- Ja mam się hamować? – Brunet prychnął głośno, śmiejąc się do rozpuku. – Dobre sobie.

- Dość! – Warknęłam. – Ciągle to samo. Jesteśmy tu razem i macie chociaż udawać, że wszystko jest w porządku, inaczej wychodzę! Jasne?

Chłopcy łypnęli na siebie złowrogo, ale zamknęli jadaczki.

Nagle usłyszeliśmy wesołą muzykę. Ron dumnie wypiął pierś do przodu, dając tym samym znak, że jemu samemu udało się ustawić przedmiot grający. Harry przewrócił tylko oczami, pozwalając przyjacielowi cieszyć się chwilą swojej chluby.

- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! – Rzucił okularnik, zgarniając ze stołu kilka piw. Podał każdemu z nas po butelce i wszyscy razem stuknęliśmy się szkłem.

- A teraz czas na basen party! – Wykrzyczał Lucjan, wypijając na raz pół butelki, po czym w ekspresowym tempie zaczął rozpinać koszulę i ściągać spodnie. Klara przez moment zapatrzyła się, jak odpinał klamrę od paska, ale szybko odwróciła wzrok. Gdy spodnie Ślizgona wylądowały na posadzce, ukazując nam skąpe, szmaragdowe bokserki z logiem węża na samym ich środku, dziewczyna zaczerwieniła się po same koniuszki uszu, zwalając to na parującą wodę.

- Serio? – Uniosłam brew, spoglądając na wszyty herb Slytherinu, usytuowany na wypukłości pomiędzy udami chłopaka.

- Jak najbardziej serio – odparł chłopak i wskoczył na główkę do basenu, oblewając nas wszystkich wodą. – Ruszcie dupy!

Reszta przyjaciół zaczęła powoli się rozbierać. Bliźniacy nie mieli z tym większego problemu. Byli dobrze zbudowanymi graczami Quidddicha i znali swoją wartość. Gorzej miała się sprawa z moją przyjaciółką, Harrym i Ronem. Rudzielec stracił nagle całą pewność siebie, którą jeszcze przed chwilą posiadał i zrobił kilka kroków do tyłu, próbując schować się w kącie łazienki. Okularnik natomiast stanął jak wryty, patrząc to na mnie, to na Klarę.

- Merlinie! – Jęknęłam. – Tylko nie to!

- To trochę krępujące – szepnęła przyjaciółka, zerkając w stronę Lucjana, który aktualnie robił kolejne kółko „żabką” na około basenu.

- To ja powinnam się czuć zażenowana. Przyniosłaś mi kusy strój kąpielowy.

- Innego nie miałaś! – Syknęła. – Miej pretensje do siebie!

- Daj mi to! – Zignorowałam ją, wyciągając jej z dłoni czarny stanik i skąpe majtki. Zamknęłam się w jednej z kabin natryskowych, przebierając szybko. Wychodząc do pozostałych, widziałam ich głodne spojrzenia, ale starałam się je zignorować. Moje ciało było przeznaczone już tylko dla jednej osoby.

W końcu Gryfoni poszli za moim przykładem i ściągnęli ubrania, zostając w samych kąpielówkach. Przyjaciele wyglądali normalnie. Oboje byli chudzi, Harry trochę bardziej, ale nie musieli się niczego wstydzić. Ron jednak w dalszym ciągu czuł się niekomfortowo, więc szybko wskoczył do wody. Zaraz za nim uczynił to Potter, gubiąc w pianie okulary, których zapomniał ściągnąć. Albo raczej zapomniał, że w ogóle miał je na nosie, bo bez nich nic nie widział.

- Cholera! – Zaklął. – Poszukajcie ich! – Jęknął zrozpaczony, wymachując rękoma po omacku.

Klara wykorzystała okazję, że wszyscy byli zajęli szukaniem oprawek Harry’ego, zsunęła z siebie spódnicę i szybko rozpięła koszulę. Przyjaciółka miała na sobie prosty, jednoczęściowy strój kąpielowy koloru jasnego błękitu, który podkreślał jej jasną karnację i blond włosy. Wyglądała prześlicznie. Lucjan, który w nosie miał Harry’ego i jego problem z wadą wzroku, zerknął na dziewczynę, ruszając gustownie brwiami.

- No mała, powiem ci, że nieźle. Nie tak wyuzdanie jak Alex, ale trzymasz poziom – powiedział mało subtelnie, podpływając do brzegu basenu. Wyciągnął przed siebie dłoń, podając ją Klarze. – Pozwoli pani, że wprowadzę panią do wody?

Przyjaciółka ponownie się zaczerwieniła, ale tym razem, nawet ja miałam rumiane policzki, ponieważ temperatura wody zaczynała być coraz wyższa, a w pomieszczeniu robiło się duszno. Podeszłam więc po kolejne butelki z piwem, kładąc je na marmurze przy drabince.

W końcu całej naszej paczce udało się wejść do wody. Harry znalazł okulary, więc po odzyskaniu wzroku, mógł cieszyć się wspólnym towarzystwem.

- Klara – zagadnęłam po chwili, otwierając sobie kolejne piwo – powiedz mi jak to jest, że złamałaś na własne życzenie szkolny regulamin?

- Masz na myśli łazienkę prefektów o tak późnej porze? – Zapytała, próbując przygarnąć do siebie dużo piany, która mogłaby zakryć jej klatkę piersiową.

- Też mnie to ciekawiło. – Fred podpłynął do dziewczyny. – To w końcu był twój pomysł, żeby tu urządzić imprezę.

- Twój? - Zdziwiłam się, otwierając szeroko oczy. Nie wierzyłam własnym uszom. – Na poważnie? Jaja sobie robicie!

- Nie. Klara wyszła z tym pomysłem – potwierdził Harry. – Też byłem zdziwiony – dodał, chichocząc cicho i przetarł kciukiem, parujące szkła. – Przeważnie gania nas wszystkich za łamanie zasad, a teraz proszę. Prawdziwa z niej huncwotka!

- Po prostu nie mogłam patrzeć jak się smucisz, Alex, a wiem że lubisz łazienkę prefektów. Jeszcze nigdy nie odmówiłaś kąpieli tutaj, jak miałaś okazję.

Bliźniacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Fred uśmiechnął się łobuzerko pod nosem, a George westchnął głęboko, zanurzając na moment całą głowę.

- To miłe z twojej strony – przyznałam. – Faktycznie, lubię to miejsce, ale jest ono dosyć niebezpieczne. Któryś z profesorów może nas przyłapać. Na przykład Moody? – Rzuciłam, ale reszta przyjaciół nie przejęła się tym zbytnio.

- Musielibyśmy być bardzo głośno, a muzyka jest w miarę cicha, więc chyba nic nam nie grozi – odparła Klara. – Poza tym profesor Moody byłby wyrozumiały. W końcu to przyjęcie na twoje urodziny. Na pewno przymknąłby na to oko.

- Ta – burknęłam – ale ma mapę Huncwotów.

Klara zbladła.

- Och… Skąd wiesz?

- Widziałam. Zresztą, Harry mi mówił, że mu ja ponownie dał i odblokował.

- Poprosił mnie. – Chłopak wzruszył ramionami. – Co miałem zrobić?

- Powiedzieć mu, żeby się pierdolił – zaśmiał się Fred.

- Najlepiej sam ze sobą – dodał Lucjan, któremu spodobał się żart Gryfona. – A co to ta mapa Huncwotów?

- Nie interesuj się – warknął George. – Nie twój biznes.

- Wy Ślizgoni też macie swoje sekrety, więc nie wpierdalajcie się w nasze – stwierdził Fred.

- I po co ta agresja? – Zakpił Lucjan. – Nie to nie. W każdym razie, jeżeli się martwisz Alex o Moody’ego, to zawsze możemy iść do pokoju życzeń. Tylko teraz jest zajęty, bo piątek.

- A jakie to ma znaczenie, gdzie byśmy byli?

- Pokoju życzeń nie widać na mapie – wyjaśnił Harry.

Wbiłam w niego żywe spojrzenie.

- Jak to?

- Bo to miejsce ukryte przed wszystkimi. Takie pomieszczenia są niewidoczne.

Zanim mój umysł zdążył to ogarnąć, ktoś zaczął poruszać klamką od drzwi wejściowych. Zamarliśmy, patrząc w tamtym kierunku. Fred zwinnie wyskoczył z basenu, przyciszając grającą muzykę. Zanurzyłam się nieco głębiej w wodzie, panikując wewnątrz. Jeżeli to Snape, to jestem skończona, a jeżeli Moody... nawet bałam się pomyśleć, co mógłby zasugerować...


6 komentarzy:

  1. W końcu Snape się trochę otworzył :D

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jak zawsze po rozmowach Alex-Snape czuję niedosyt :D no, ale taka ta relacja ma być

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak jej dużo powiedział, jak na siebie :D I się praktycznie wygadał, że się o nią martwi

      ~Klara

      Usuń
  3. Przeczytałam trzeci raz, a sceny Alex/Snape i Alex/Moody chyba z 10. Podoba mi się tutaj taka dojrzałość Alex, bardzo mi się to podobało. No i Moody, znów tak dokładnie opisany, czułam, że patrzę na niego oczami Alex. No i Snape. Oh my Lord. Dreszcze przy każdym jego geście, słowie. Wiem, że zabrzmię może jak Foremniak w Mam Talent, ale niesamowicie soczysta ta notka, taka pełna, bez słabych punktów. No a kiedy Alex wraca do znajomych, znów jest normalną nastolatką. ❤️ Ach i och.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Kasiu za taki kochany komentarz ale przypisaniu tej notki było tyle płaczu ze szok bo nie wiedziałam co i jak napisać. Przyznam że Klara pomagała mi przy moodku i sevie :) dlatego są tacy zajebisci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, co tu dużo gadać, najwyższy poziom 💗

      Usuń