piątek, 25 czerwca 2021

135. Strach i prawda

Otworzyłam oczy. Jedynym co dostrzegałam, była ciemność. Przy próbie wzięcia głębszego oddechu coś zbliżało się do moich ust, niemal mi je przytykając. Zupełnie tak, jakbym miała na głowę narzucony worek. Siedziałam na czymś z rękami związanymi z tyłu. Próbowałam się poruszyć, ale ciało nie reagowało. Czułam je, a jednak nie miałam nad nim zupełnej kontroli. Niedobrze. Serce waliło mi jak oszalałe. Ogarniała mnie panika. Usilnie próbowałam sobie przypomnieć, co przed chwilą robiłam. Gdzie byłam. Kogo widziałam. Poszukiwałam wskazówek dla miejsca, w którym właśnie się znalazłam. Przecież dopiero co byłam w szkole... na pewno niedawno miałam jakieś lekcje... Nikt przecież nie porwałby mnie z Hogwartu! Czyli to znowu Angelina z koleżankami? Ale przecież nic im nie zrobiłam! Trzymałam się z daleka od Freda. Nie miały powodu!... Może więc chodziło o Pansy? Ale przecież Flinta już nie było... Centaury... Centaury z nim skończyły. Pansy nie mogła przecież współpracować ze śmierciożercami... A może mogła? Tak ciężko mi się zbierało myśli. Gdyby tylko język chciał mnie słuchać, powiedziałabym głośno, że to wcale nie jest śmieszne. Nie bawiło mnie to!

Gdy już myślałam, że nie może być gorzej, poczułam lodowatą dłoń wspinającą się po mojej łydce. Druga odsłoniła mój bark. Trzecia wdarła się pod ubranie. Nadal nie mogłam się poruszyć. Pragnęłam krzyczeć. Wyć. Wołać o pomoc. Ręce obłapiały mnie i było ich coraz więcej. Wszystkie bez wyjątku były zimne niczym ręce trupa. Wbijały swoje palce. Drapały mnie.

Nagle usłyszałam szelest materiału podobny do tego jaki wydają pocierające o siebie nogawki spodni. Ciche szur, szur, szur. Towarzyszył temu odgłos ciężkich, miarowych kroków. Ktoś mocno złapał mnie za barki, wbijając w nie palce. Usłyszałam za plecami znajome sapnięcie.

– Zostawcie ją – warknął męski, niezadowolony głos. – Nie pamiętacie już?... Ma być w jednym kawałku! Dla Niego!

Ktoś gwałtownie przechylił krzesło do tyłu, wyrywając mnie spod dotyku lodowatych dłoni, a ja poczułam się tak, jakbym spadała w przepaść. Drgnęłam gwałtownie, próbując uchronić się przed upadkiem. Jedynym co tak naprawdę osiągnęłam, było... łupnięcie czołem prosto w blat stołu. Adrenalina zagłuszyła ból. Spanikowana złapałam za różdżkę i poderwałam się na równe nogi, omal nie wywracając stolika, przy którym – jak się okazało – zasnęłam. Mój nagły ruch sprawił, że buteleczka atramentu wywróciła się na częściowo zapisany pergamin i książkę traktującą o wymazywaniu pamięci. Szybko podniosłam ją z ociekającego czernią blatu. Atrament chlapnął na wszystko wokół, a trybiki w mojej głowie dopiero zaczynały zaskakiwać.

Powoli dochodziłam do siebie i rozumiałam, że to był tylko ponury sen. Nikt nie zarzucił mi worka na głowę, nikt mnie nie unieruchomił, nikt nie dotykał, nikt za mną nie stał, ba, nawet nie było nikogo w pobliżu! Stałam teraz w starej, pustej klasie do Obrony Przed Czarną Magią, gdzie wcześniej zdarzało mi się ćwiczyć z profesorem Moodym. W tej chwili byłam tu tylko ja i te mnóstwo nieużywanych mebli, które służyły mi czasem za tymczasowe schronienie w trakcie ciężkich lekcji. Pamiętałam już, że schowałam się tutaj, żeby poczytać w spokoju. Zmęczenie musiało wziąć górę i dlatego zasnęłam nad książką i pergaminem. Opadłam na krzesło, przetarłam dłońmi twarz i westchnęłam ciężko.

Po pobycie w skrzydle szpitalnym nadal nie czułam się najlepiej. Dręczyły mnie koszmary, momentami robiło mi się słabo i miałam wrażenie, że wypuszczono nas o wiele za wcześnie. Musiałam jednak zaufać pielęgniarce. Pani Pomfrey w końcu pozwoliła mi zdjąć temblak, a eliksiry przywróciły moją rękę do pełni sprawności. Mimo wszystko wciąż miałam wrażenie, że nie wszystko jest już na właściwym miejscu. W szczególności brakowało mi spokoju ducha. Non stop powracały do mnie słowa tego śmierciożercy. Bałam się, że bez względu na to co zrobię, podpisano już na nas wyrok.

Po dłuższej chwili udało mi się w końcu uspokoić. Mogłam albo czekać na to, co nadejdzie, albo się na to przygotować. Czułam, że powinnam zrobić to drugie. Gdyby nie fakt, że dzisiaj – a był czwartek wieczór – Alex miała mieć szlaban z profesorem Moody’m, pobiegłabym prosto do niego, błagając o więcej dodatkowych lekcji. W tym jednak wypadku utknęłam w pustej sali ze zniszczoną przeze mnie książką, czytając setny raz o czymś, co pewnie i tak mi się nie przyda. Wymazywanie pamięci to będzie mój najmniejszy problem, jeśli to co przeczuwałam miało być prawdą.

– Strata czasu – mruknęłam sama do siebie.

Różdżką próbowałam doczyścić zalane atramentem strony, ale szło mi opornie. Wciąż byłam nieco rozkojarzona. W końcu udało mi się niemalże całkowicie cofnąć szkody. Sprzątnęłam też cały bałagan wokół. W jednej chwili postanowiłam, że zwrócę książki do biblioteki, bo i tak przeczytałam już wszystkie pozycje wzdłuż i wszerz. O wiele lepiej bym wyszła, dołączając do Harrego, Rona i Hermiony w ich niby „tajnych” ćwiczeniach do trzeciego zadania. Nie mogły być to lepsze zajęcia niż te z profesorem Moody’m, ale może mieli jakieś inne spojrzenie? Uznałam, że warto to sprawdzić.

Spakowałam wszystko i ruszyłam do drzwi. Nim złapałam za klamkę, ktoś nacisnął na nią od drugiej strony. Szybko odskoczyłam do tyłu. Schowałam się za otwierającymi drzwiami. Usłyszałam pijackie śmiechy i zobaczyłam, że do pomieszczenia wtaczają się Sabrina i Alex. Zdziwiłam się, bo byłam pewna, że Alex jest u profesora Moody’ego. Skończyli wcześniej? I czemu była pijana w środku tygodnia?

Bliźniaczka obejmowała moją przyjaciółkę ramieniem. Obie trzymały w rękach niemalże puste butelki wódki. Obie wyglądały jakby ktoś je przeżuł i wypluł, były mocno pijane i chwiały się z boku na bok. Jakimś cudem mnie nie zauważyły. Przylgnęłam plecami do ściany. Sabrina kopnęła w drzwi, nawet się nie obracając, by sprawdzić czy zadziałało. W sumie nie musiała, bo zamknęły się z głośnym trzaskiem.

– Czemu mnie tu prowadzisz? – czknęła Alex. – Chciałam się przecież zabawić, a ty mnie wciągasz do durnej klasy. Dość mam myślenia o profesorach...

– Nikt ci złotko nie każe o nich myśleć – Sabrina odezwała się słodkim głosem, jednocześnie klepiąc ją po policzku. – Byłaś tu kiedyś? – zagaiła, pokazując na wszystko dookoła. – Można znaleźć całkiem fajne rzeczy.

Bliźniaczka puściła Alex i chwiejnym krokiem podeszła do jakiegoś wysokiego mebla, przykrytego białym prześcieradłem. Sprawnym, teatralnym wręcz pociągnięciem, stargała materiał z tego, co okazało się być wielkim lustrem w drogo zdobionej ramie. Alex, choć początkowo niechętna, momentalnie wpatrzyła się w jego powierzchnię, jakby ta przyciągała jej wzrok. Najpierw spoglądała nieufnie, później z niedowierzaniem... aż ostatecznie z pewnym wręcz rozczuleniem. Zrobiła krok w stronę lustra, upuszczając butelkę. Szkło potoczyło się po kamiennej posadzce, zostawiając za sobą mokry ślad z resztki wódki. Sabrina zajrzała jej przez ramię.

– Co widzisz? – zapytała cicho, kładąc dłonie na jej barkach. – Coś miłego, prawda? No dalej, opowiedz mi.

Alex milczała, ale jej twarz wyrażała mnóstwo emocji. Miałam wrażenie, że ona zaraz rozpłacze się ze wzruszenia. Z zaciekawieniem podeszłam bliżej, chcąc zobaczyć co takiego tam widzi. Co mnie omija? Z daleka wyglądało to przecież jak normalne lustro. Obie dziewczyny zasłaniały mi jednak widok.

– To musi być coś dobrego – Sabrina mówiła, cały czas zaglądając ponad jej ramieniem. Masowała barki Alex.

– To przecież niemożliwe... – szepnęła moja przyjaciółka.

– Tak myślisz? – ślizgonka okrążyła ją z figlarnym uśmiechem. – Mam pomysł. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że tam jesteś. Dawaj. Teraz.

Alex z pewnym ociąganiem zamknęła oczy. Sabrina stanęła przed nią, chwilę jej się przyglądając. Nagle złapała ją za twarz i bez wahania nachyliła się w jej stronę. Znieruchomiałam, patrząc oszołomiona, jak tuż po pierwszym łapczywym, wymuszonym pocałunku, Alex wcale jej nie odepchnęła. Zamiast tego obie pijane dziewczyny wpiły się w swoje usta, jakby było to coś, czego obie bardzo pragnęły. Na moment zapomniały się całkowicie. Alex przycisnęła Sabrinę do lustra. Bliźniaczka chyba nie była przyzwyczajona do bycia dominowaną, bo szybko obróciła sytuację na swoją korzyść. Obie niemal wpadły na jedną z ławek. Ich ręce jak szalone obłapiały się nawzajem, wędrując po ciele w górę i w dół, ale całkowicie bez ładu i składu. Cofnęłam się pod drzwi. Po omacku szukałam klamki, chcąc wymknąć się po cichu.

– Ej, zaraz... – jęknęła Alex, dotykając palcami skroni.

Czerwonowłosa nie przestawała jej całować. Powędrowała ustami na jej ucho i szyję.

– Powiedziałam zaraz! – Alex odepchnęła ją od siebie.

Obie oddychały głośno, jakby przebiegły maraton. Sabrina spojrzała jej wyzywająco w oczy i otarła usta wierzchem dłoni, nieco rozmazując szminkę o krzykliwym kolorze.

– Za szybko?

– Kurwa, czemu w ogóle to robimy?! – Alex mocniej złapała się za głowę i przymrużyła oczy. – Chciałaś mi coś udowodnić? Bo jeśli tak, to gratulacje. Nie panuje nad sobą!

– Chciałam, żebyś się dobrze bawiła. W końcu to twoje urodziny, nie?

– Masz urodziny?! – zapytałam nagle, jeszcze bardziej oszołomiona.

Obie dziewczyny obróciły się gwałtownie. Alex wyglądała na wystraszoną, a Sabrina roześmiała się głośno.

– Klara, co ty tu robisz?!

– Może moja przyszywana siostrzyczka lubi sobie podglądać? – ślizgonka poruszyła brwiami.

– Co?! – pisnęłam. –Rany! Byłam tu przed wami, nie moja wina, że jesteście tak pijane, że mnie nie widzicie! Alex! – patrzyłam na nią załamana. – Czemu mi nie powiedziałaś, że to dzisiaj!

– Nie pytałaś? – mruknęła w odpowiedzi, krzyżując ręce na piersiach i odwracając wzrok.

– Pytałam, ale ciągle mnie zbywałaś! Myślałam, że się przyjaźnimy.

– Bo się przyjaźnimy – Alex przewróciła oczami. – Nie rób z tego wielkiej rzeczy. Po prostu nie miałam zupełnie ochoty świętować, a wiedziałam, że będziesz chciała się odegrać za to, co zrobiłam na Twoje urodziny. A z resztą... Nawet mi się nie chce tłumaczyć.

Patrzyłam na nią, potrząsając głową z niedowierzania. Jakaś część mnie była na nią zła, ale inna część, doskonale ją rozumiała. Dopiero stały się te wszystkie rzeczy. Obie nie byłyśmy w formie. Nie wyobrażałam sobie tak po prostu o wszystkim zapomnieć i dobrze się bawić.

– Jesteś czasem głupia – mruknęłam i podeszłam do niej. Mocno ją przytuliłam. – Bardzo głupia.

Alex wyglądała na zaskoczoną moją reakcją, ale też mnie przytuliła. Sabrina patrzyła na nas z założonymi rękami, jakby znudzona.

– Super. Moment pojednania... To co, pijemy dalej? – zapytała zniecierpliwiona, podnosząc z ziemi butelkę i sprawdzając, czy coś zostało.

– Mi już chyba wystarczy... – odpowiedziała Alex, rzucając ostatnie, smutne spojrzenie na lustro. Szybko potrząsnęła głową, nie chcąc znów się zapatrzyć. – Wracajmy do dormitorium.

Złapałam ją za dłoń i razem wyszłyśmy z sali, zostawiając zdezorientowaną Sabrinę i lustro, któremu w końcu wcale się nie przyjrzałam. Alex wydawała się mocno zamyślona. Całą drogę milczałyśmy. Nie przerywałam tej ciszy, uznając, że widocznie tego teraz chce.

Gdy weszłyśmy do pokoju wspólnego, Harry i Ron jak na zawołanie podnieśli się z kanapy. Alex dała im znak ręką, żeby usiedli. Przyjaciele spojrzeli na siebie nawzajem i posłusznie wrócili do przerwanej gry w karty. Zauważyłam, że Harry wepchnął nogą pod stolik jakiś pakunek, a Ron schował drugi przy oparciu kanapy. Odprowadziłam Alex do sypialni i gdy tylko zasłoniła kotary łóżka, dając mi w ten sposób znać, że nie chce rozmawiać, wróciłam szybko do pokoju wspólnego. Podeszłam do chłopaków.

– Ej! Wiedzieliście, że ma urodziny?! – zapytałam, celując w nich oskarżycielsko palcem.

– No wiadomo – Ron niedbale wzruszył ramionami. – Ja bym nie zapomniał.

– Nie wściekaj się. Kazała nam nie mówić – Harry poprawił okulary. – Ale liczyłem, że będzie w nastroju na drobny prezent. Co jej się stało?

– Upiła się z Sabriną i... – urwałam. W sumie to co się tam działo, to była ich sprawa. Nie zamierzałam powtarzać tego głośno, ale wyraz mojej twarzy mógł co nieco zdradzić. – Pf... No mniejsza. Nie jest w nastroju.

– Tyle zauważyłem. – Harry sięgnął pod stolik. To co wcześniej chował, okazało się prezentem urodzinowym owiniętym w kolorowy papier. – Podrzucisz jej prezenty od nas do kufra? Może później będzie miała lepszy humor i do nich zajrzy. Kiedyś byłem na wszystkich wściekły, ale wiele bym wtedy dał za odpakowanie czegokolwiek i zajęcie myśli czymś innym. Może Alex ma podobnie.

Westchnęłam głośno i kiwnęłam głową, zgadzając się. Ron szybko wcisnął mi w ręce pokracznie zapakowany prezent i wyszczerzył się. Harry podał mi swój. Kątem oka zauważyłam, że George przygląda mi się z pewnym wahaniem, trzymając przy tym rękę w wypukłej kieszeni spodni. Przez myśl mi przeszło, że też coś dla niej ma, ale rudzielec nie podszedł do mnie. Zamiast tego pobiegł po schodach do sypialni. Gdy ruszyłam za nim, Harry zapytał mnie jeszcze.

– Klara, a Ty jak się czujesz?

Spojrzałam na niego przez ramię, zastanawiając się nad odpowiedzią. Okularnik miał dużo na głowie przez turniej, wiedziałam że i tak ledwo wyrabia się z zadaniami, a do tego jeszcze te ćwiczenia. Nie było sensu zarzucać go moimi problemami, tym bardziej, że nie byłam z nim aż tak blisko.

– Nie najgorzej – skłamałam. – Ale przypomniało mi się... mogłabym kiedyś z wami poćwiczyć zaklęcia?

– Jasne, tylko wiesz, nie ma taryfy ulgowej – rozejrzał się dyskretnie i powiedział przyciszonym głosem. – Hermiona bierze wszystko bardzo serio.

– Super. Powiedzmy, że jestem do tego przyzwyczajona – odparłam z bladym uśmiechem i wróciłam na górę.



***



W piątek Alex miała dwa rodzaje kaca – tego zwykłego i moralnego. Dla wspólnego dobra nie zamierzałam jednak podnosić tematu Sabriny. Wiedziałam, że czerwonowłosa była zdolna do tego, by naumyślnie poczęstować czymś Alex. Wątpiłam, by przyjaciółka pocałowała ją z własnej inicjatywy, a tym bardziej na trzeźwo. Z resztą nie chciałam się tłumaczyć, dlaczego zamiast przesiadywać jak zawsze w bibliotece, chowałam się przed Samuelem. A od wyjścia ze skrzydła szpitalnego, robiłam to notorycznie, unikając jak ognia miejsc, gdzie zawsze się spotykaliśmy i częstując go wymówkami, że mam coś do zrobienia.

Alex niby wyjaśniła mi, że sprawa między mną i Samuelem to nie jest jakieś łamanie zasad, bo nawet gdyby nasi rodzice się pobrali, bylibyśmy tylko przyszywanym rodzeństwem. Mimo wszystko od czasu wizyty mamy miałam takie dziwne uczucie gdzieś w środku. Może wszystko przez ten strach o przyszłość? Zwalałam winę również na zmęczenie. Ciągle sobie mówiłam, że w końcu z nim pogadam i powiem mu, co mnie tak właściwie gnębi, ale gdy spoglądałam w jego stronę na posiłkach, dochodziłam do wniosku, że odwlekę ten moment jeszcze o odrobinę. I udawało się całkiem dobrze, a przynajmniej do pewnego momentu. Pod koniec dnia w piątek szłyśmy z Alex do lochów na zajęcia z eliksirów. Byłyśmy niemal na miejscu, gdy na mojej drodze pojawił się właśnie Samuel. Wyglądało, jakby ślizgon wrócił do dormitorium po brakujący podręcznik i w biegu wracał pod klasę. Mimo pośpiechu, gdy tylko mnie spostrzegł, zwolnił kroku i podszedł do mnie. Alex ulotniła się z prędkością światła, rzucając mi ostatnie spojrzenie w stylu „dasz radę”. Samuel uśmiechnął się do mnie, a gdy odpowiedziałam bladym uśmiechem, pogładził mnie po policzku i zapytał prosto z mostu.

– Wydaje mi się, czy mnie unikasz?

– Tylko troszeczkę... – odparłam zawstydzona, nie patrząc w jego stronę.

– Czyli odniosłem słuszne wrażenie. Zrobiłem coś nie tak?

Milczałam, więc złapał mnie za dłoń. W pierwszym odruchu chciałam ją cofnąć. Ostatecznie pozwoliłam mu na dotyk i lekko ścisnęłam jego smukłe palce. To, że nasi rodzice się spotykali, to przecież nie była jego wina. Nie powinnam go za to karać. A jednak z jakiegoś powodu czułam się z tym wszystkim bardzo głupio.

– Chodzi o naszych rodziców – odezwałam się w końcu. Podniosłam na niego wzrok. – Ja... Ech... Wiedziałeś o tym? Że oni są razem?...

– Nie – odpowiedział od razu. – Myślę, że dowiedzieliśmy się w podobnym czasie. I szczerze mówiąc, nie jest to pierwszy raz, kiedy coś takiego się dzieje. Mój ojciec ma wiele projektów, o których nic nam nie mówi albo opowiada jedynie zdawkowo.

– To nie jest żaden projekt – przerwałam mu, potrząsając przy tym głową – Sam, oni są razem! Jako para! A moja mama nie jest nawet po rozwodzie. Ja wiem, że nie była szczęśliwa z ojcem, ale miała tyle okazji żeby odejść i nie rozumiem czemu akurat teraz. I czemu akurat z waszym ojcem...

Samuel zmrużył nieznacznie oczy, jakby ostatnia uwaga go ubodła. Momentalnie puścił moją dłoń i odsunął się o pół kroku.

– Akurat z naszym ojcem? A co twoim zdaniem jest z nim nie tak?

– Ja... – zająknęłam się, speszona. – Znaczy... Sam, przepraszam. Nic z nim nie jest nie tak – próbowałam szybko wytłumaczyć. – Nie znam go za bardzo. Pamiętasz, że trochę o nim poczytałam, a tam było wiele dziwnych rzeczy na temat tego kościoła, który prowadzi twój ojciec. Oczywiście Pan Pyrites na żywo wydaje się być dobrym człowiekiem. Jest uprzejmy i w ogóle, ale musisz zrozumieć...

– Myślałem, że nie wierzysz w te bzdury pismaków – tym razem to Samuel mi przerwał. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej natarczywe. Stał wyprostowany, patrząc na mnie z góry. – Chyba nie uważasz, że coś jej zrobił?

– Przecież o nic go nie oskarżam – jęknęłam. Przetarłam twarz dłońmi, próbując zebrać myśli. – To nawet nie ma tak do końca nic z nim wspólnego. Ja się po prostu martwię, że to tak szybko się dzieje i...

– A jednak dla mnie brzmi, jakbyś chciała go o coś oskarżyć – powiedział niezadowolony. – Równie dobrze ja mógłbym oskarżyć twoją matkę. Nie jest pierwszą kobietą, która interesuje się naszą rodziną. To się nazywa magia pieniędzy. Obrzydliwie duża suma przyciąga do Pyritesów każdy rodzaj człowieka.

– Hej, to niesprawiedliwe! – oburzyłam się. – Moja mama nigdy nie była osobą, która leci na pieniądze!

– Sama powiedziałaś, że mogła odejść wielokrotnie, ale nie zrobiła tego. Czemu więc nie chodzi właśnie o to, że teraz ma zapewniony byt? To całkiem logiczny argument. Na pewno lepszy, niż to, że mój ojciec ją do czegokolwiek przymusza.

– Nie powiedziałam nic takiego! – pisnęłam, zaciskając dłonie w pięści.

Naszą sprzeczkę przerwał dzwonek. Samuel rzucił mi ostatnie spojrzenie, bez słowa odwrócił się na pięcie i pospiesznie ruszył korytarzem, na swoje kolejne zajęcia. Pierwszy raz widziałam go tak o coś urażonego. Weszłam do sali lekcyjnej, myśląc o tym intensywnie. Doszłam do wniosku, że chyba powinnam ugryźć się w język. Przecież to nie mogło być tak, że Kenneth Pyrites zaczarował moją matkę. Nie miał powodu żeby to robić, a ona wydawała się taka zakochana. Po tylu latach użerania z ojcem, może faktycznie poczuła coś do tego mężczyzny tylko dlatego, że zaczął obdarzać ją uwagą. To mógł być czysty przypadek, że padło na Kennetha. Doszłam do wniosku, że pewnie na miejscu Samuela, też poczułabym się urażona takimi insynuacjami. Szczególnie po tym, jak tyle razy wyczytywał podobne teorie w gazetach. Zaginieni i oszukani wierni Białej Drogi, to swego czasu musiał być chwytliwy temat w Ameryce. Tutaj nikt o tym nie mówił, a ja przez własną niepewność przywróciłam chłopakowi uciążliwe wspomnienia. Poczułam się niewyobrażalnie głupio.

Natłok myśli sprawił, że niemal nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się na zajęciach z eliksirów. Jasne, wypakowałam wszystko na stolik, ale patrzyłam w pusty kociołek i nie docierały do mnie słowa nauczyciela. Gdy tak siedziałam jak kołek, Alex wpatrywała się z niedowierzaniem w kartkę z oceną i raz po raz szturchała mnie łokciem, próbując przywrócić do świadomości. Okazało się, że na blacie przede mną leży druga taka kartka. Snape musiał je rozdać, gdy błądziłam myślami wokół Samuela. Opuściłam wzrok. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.

– Co?! – mruknęłam, podrywając papier z blatu, by lepiej się przyjrzeć.

Za poniedziałkowy eliksir, co do którego składu nie mogłyśmy się zgodzić, dostałyśmy... wybitny. Uszczypnęłam się, sprawdzając, czy to nie sen. Gdy okazało się, że normalnie czuję ból, podniosłam wzrok na Alex. Na jej twarzy dostrzegłam uśmieszek w stylu „a nie mówiłam”. Przyjaciółka pokazywała mi na swoją identyczną ocenę. Ten fakt nagle jakby poprawił jej kiepski humor. Rozejrzałam się po sali, ale reszta poza Draco miała średnio zadowolone miny. Hermiona ze złością zgniotła swoją kartkę i ukryła twarz w dłoniach, pochlipując cicho i powtarzając „przecież podążałam za instrukcją”.

– Skąd wiedziałaś? – zapytałam szeptem Alex. – Skąd wiedziałaś, żeby zmienić przepis?!

– Przeczucie – przyjaciółka rozsiadła się na krześle.

– No na pewno – potrząsnęłam z niedowierzaniem głową. Przetarłam oczy. – Jakim cudem dał nam tak wysokie oceny? Pomieszało mu się, że jesteśmy ślizgonkami? Przecież to całkowicie bezsensu. Zawsze gnębił nas, choćby nie wiem co. Czemu teraz miałby...

– Coś się nie zgadza, Amber? – powiedział grobowym tonem Mistrz Eliskirów.

Nauczyciel spojrzał na nas z góry, zatrzymując się przy naszej ławce. Bez uprzedzenia wyrwał nam z rąk kartki z ocenami, posyłając przy tym bardzo długie spojrzenie prosto w oczy Alex. Przyjaciółka od razu rozsiadła się wygodniej, odwróciła wzrok i skrzyżowała ręce na piersiach z miną obrażonego dziecka. Snape zmrużył niebezpiecznie oczy. Raz jeszcze spojrzał na nasze oceny. Widziałam, że Crabbe próbował zajrzeć mu przez ramię, ale Snape szybko zasłonił nasze kartki, jakby nie chciał, by ktoś zobaczył co nam postawił.

– Faktycznie musiała zajść jakaś pomyłka – powiedział, jakby od niechcenia i końcem różdżki dotknął papieru, zmieniając oceny na o stopień niższe. – Dziwnym trafem oprócz was tylko Malfoy zrobił ten eliksir perfekcyjnie. Nie zdziwiłoby mnie, gdybyście ściągały od bardziej przygotowanego kolegi.

Draco i Pansy zaśmiali się cicho.

– Nie ściągałyśmy – Alex poruszyła się niespokojnie na krześle i podniosła wzrok na nauczyciela.

– Doprawdy? – Snape znów wpatrzył się w jej oczy. – Zaskoczenie Amber każe mi twierdzić coś innego. Powinnyście się cieszyć, że...

– Nie ściągałyśmy! – Alex przerwała mu, uderzyła pięścią w stolik i poderwała się z krzesła. – Choć raz mógłby Pan przyznać się do błędu, zamiast wytykać go innym! Choć raz mógłbyś wziąć odpowiedzialność za...!

– Zamilcz Lamberd! – Snape syknął tak złowrogim tonem, że Alex momentalnie zamilkła, zaciskając mocno zęby. Mistrz Eliksirów wyprostował się jak struna, patrząc na nią z wyższością. Był blady jak ściana. – Widzę, że masz mi wiele do powiedzenia. Rozumiem, że chętnie zostaniesz dziś po lekcji.

Alex usiadła wkurzona na krześle. Ślizgoni szeptali do siebie, żywo komentując sytuację.

– Ale profesorze! – pisnęłam. – My naprawdę nie ściągałyśmy!

– Koniec dyskusji – odparł Snape, obracając się na pięcie i sprężystym krokiem wracając do biurka, za którym zasiadł. – I ma być kompletna cisza – warknął, gdy szepty nie ustały. – Chyba że ktoś jeszcze chciałby mieć szlaban?

Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby uciszyć wszystkich. Każdy już myślał o weekendzie. Spojrzałam ze współczuciem na Alex i próbując ją pocieszyć, pogładziłam ją po ramieniu. Widać było, że jest wściekła. Gdy spotkało nas coś dobrego, od razu musiało nam zostać odebrane. Chciałam coś powiedzieć, ale Alex potrząsnęła jedynie głową, dając mi znak, żebym nawet tego nie komentowała.

Reszta lekcji minęła zaskakująco szybko, ale również w kompletnej ciszy. Gdy wszyscy zaczęli się pakować, Alex pospiesznie wrzuciła wszystko do torby i jako jedna z pierwszych poderwała się z miejsca, chcąc opuścić salę tak jak pozostali. Snape spojrzał w jej kierunku, ale nie musiał nawet nic robić. To Draco Malfoy zagrodził jej drogę.

– Dokąd to? Nie zapomniałaś o czymś? – zapytał z głupim uśmieszkiem, ruchem głowy wskazując na biurko i znienawidzonego przez nas nauczyciela.

– A ty co, nagle nie masz swojego życia? Nie twój zasrany interes co robię.

– A jednak trochę mój – zacmokał. – Najpierw ode mnie ściągasz, później próbujesz uciec od odpowiedzialności. Wiesz – uśmiechnął się wrednie. – Celuję w bycie prefektem i próbuję się przyzwyczaić do odpowiedzialności.

– Po pierwsze nie ściągałam – warknęła Alex, zaciskając ręce w pięści. – Po drugie, jeśli nie chcesz odpowiedzieć na moje pytania odnośnie Pansy i jej udziału w sprawie, to nie otwieraj gęby. Jak chcesz być taki odpowiedzialny, pilnuj tej szmaty, żeby to był ostatni raz kiedy odwala coś takiego.

Plan Malfoya zadziałał. W sali zostaliśmy tylko my troje i Snape. Profesor nadal siedział przy biurku, jedynie na nas patrząc. Za drzwiami widziałam wystające twarze Harrego i Rona, czekających na rozwój wydarzeń. Malfoy uśmiechnął się szeroko i bez słowa wyszedł z sali, po drodze potrącając ramieniem okularnika. Patrzyłam z niedowierzaniem na jego plecy.

– Co mu się stało... – mruknęłam, potrząsając głową. – Rany... jak ja mogłam go lubić?

– Mówiłam ci, że nie można mu ufać – syknęła Alex. Była cała najeżona.

– Długo mam czekać? – Snape odezwał się niecierpliwie, podnosząc w końcu z krzesła i splatając ręce za plecami. – Amber, ty możesz wyjść. Szlaban ma tylko Lamberd.

Kiwnęłam posłusznie głową, spojrzałam przepraszająco na Alex i przytulając do siebie torbę, wyszłam szybko z sali. Drzwi zamknęły się od razu, jakby profesor rzucił na nie zaklęcie. Spojrzałam na Harrego i Rona, a potem wszyscy jak na komendę przyłożyliśmy ucho do drzwi. Nic jednak nie było słychać. Wyciszył je.

– Sądziłem, że po takiej gadce odejmie nam ze sto punktów, a potem ją rozniesie – przyznał Ron.

– Może dał jej taryfę ulgową przez to, co się nam stało? – powiedziałam, sama w to nie wierząc. Zachowanie profesora była dla mnie bardzo podejrzane. Zaczynałam mieć pewne obawy.

– Snape i taryfa ulgowa? – prychnął Harry. – Choćbym leżał w śpiączce, dałby mi trolla za eliksir, bo go nie wykonałem. On nie ma litości.

– Nie ma litości, ale głównie dla ciebie. O co w ogóle poszło? – dopytywał Ron. Szturchnął mnie, bo nie odpowiadałam.

– Co? A tak – szybko zebrałam myśli. – Alex zmieniła przepis na eliksir i dostałyśmy wybitne, ale Snape zmienił zdanie. Po co w ogóle nam to dawał, skoro chciał odebrać?

– Też typowe dla niego – Harry potrząsnął głową. – Jestem pewien, że upokarzanie daje mu satysfakcję. A z resztą... – Okularnik spojrzał na zegarek, a potem uderzył się dłonią w czoło. – Cholera, Hermiona na nas czeka! Klara, idziesz z nami?

– Dziś akurat idę do profesora Moody’ego, ale następnym razem obiecuję, że pójdę.

– W takim razie do zobaczenia!

Harry i Ron pomachali mi na pożegnanie i puścili się biegiem w stronę schodów. Ja wpatrzyłam się w drzwi sali do eliksirów, a potem potrzasnęłam głową. Byłam zła na swoje myśli. Przecież to nie mogła być prawda! Nie sypiali ze sobą! Nie zdziwiłoby mnie, gdybym myślała o tym niby romansie głownie przez Sabrinę i jej wieczne powtarzanie jaki to profesor Snape jest świetny. Skoro ona widziała w nim potencjalnego partnera, ktoś inny też mógł tak go widzieć. Jasne, Flint sugerował to od dawna, tak samo śmierciożercy o tym wspominali, ale dlaczego Alex miałoby coś łączyć z profesorem? Przecież nienawidził nas, gryfonów. Nie odnosił się do niej jakoś szczególnie dobrze czy z szacunkiem. Wiecznie odejmował jej punkty... a co jeśli odejmował je, szantażując Alex? Może robił to wtedy, gdy nie chciała robić tego, co jej nakazał? Czyli co, faktycznie zmuszał ją do robienia różnych rzeczy? W tym wypadku dobra ocena mogłaby oznaczać fakt, że Alex mu uległa. Tylko czemu potem nam ją obniżył? Nie, to brzmiało tak idiotycznie!

Wspinałam się po schodach. Miałam w głowie istny mętlik. Z jednej strony kusiło mnie, żeby z podejrzeniami pójść prosto do Dumbledore’a, kto jak kto, ale Albus powinien wiedzieć jak sobie z czymś takim poradzić, prawda? Z drugiej strony, powinnam najpierw porozmawiać z Alex. Ostatnio debilnie uwierzyłam w jej wyznanie, że „to” robią. Argumenty przeciw ich sypianiu ze sobą były równie mocne. Przecież nie posunę się do tego, co kiedyś zrobił jej Fred – czyli białego cukierka zwierzeń. Obawiałam się, że po raz kolejny podnoszenie tego tematu może ją tylko bardziej zezłościć. I tak miała dziwny, nie za dobry humor. Uznałaby, że jej nie ufam czy coś takiego.

Przemyślenia doprowadziły mnie do jedynego słusznego wyjścia – profesora Moody’ego. Zawsze zachęcał nas do zwierzeń i dzielenia się problemami. Postanowiłam, że opowiem mu o moich obawach. Wyjawię wszystko o co pytali śmierciożercy i co nam zarzucali. Profesor na pewno mnie uspokoi, a gdyby myślał, że jest w tym prawda, wiedziałby co dalej zrobić. Uznałam, że jeśli starczy mi czasu, porozmawiam z nim o tym jeszcze dzisiaj. Z takim postanowieniem stanęłam pod jego gabinetem, gotowa odbyć nasze zajęcia dodatkowe. Szalonooki już na mnie czekał, praktycznie od razu otwierając mi drzwi. Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wyminęłam go, on wyjrzał na pusty korytarz, jakby się upewniał, że nikt za mną nie szedł, a później zamknął drzwi, nakładając na nie typowe zaklęcia. Oparł dłoń o framugę, drugą ręką potarł podbródek i spojrzał na mnie zaciekawiony.

– Klaro, jesteś pewna, że chcesz odbyć te lekcje? Zrozumiem, jeśli wolisz dojść do siebie.

– Czy to nie profesor zawsze mi powtarzał, że śmierciożercy nie będą czekać aż poczuję się lepiej? – spojrzałam na niego z determinacją.

– Mówiłem tak – kiwnął głową, uważnie mi się przyglądając.

– Więc wystarczy, że pozwolił nam Pan nic nie robić na lekcji. Chcę wrócić do formy najszybciej jak to możliwe – na znak gotowości wyciągnęłam różdżkę i zacisnęłam na niej palce.

– Skoro tak... – mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

Odepchnął się od framugi. Powolnymi ruchami podwinął rękawy swojej białej koszuli aż po same łokcie. Patrzyłam na niego, przyjmując postawę bojową. Wiedziałam, że pewnie próbuje uśpić moją czujność. Profesor nie sięgnął jednak po różdżkę. Zamiast tego jakby nigdy nic wyminął mnie i podszedł do biurka. Wyprostowałam dłoń z różdżką, celując mu w plecy. Zacisnęłam mocniej usta. Ręka powoli zaczynała mi drżeć z wysiłku. Moody stał przez moment tyłem, a później nagle się obrócił. Byłam na to gotowa, dlatego bez namysłu cisnęłam w niego zaklęciem. Okazało się, że nawet nie dobył różdżki! Mój expelliarmus uderzył w jego dłoń, wytrącając mu szklankę z whisky. Brązowy płyn chlapnął częściowo na jego koszulę, częściowo na podłogę, a szklanka uderzyła niemalże w sufit. Moody pochwycił ją w locie. Było już jednak za późno, by uratować trunek.

– Stałaś się bardzo niecierpliwa – przyznał nieco rozbawiony, jednocześnie strzepując z siebie krople alkoholu. – A cierpliwość może okazać się kluczem do sukcesu.

– Przepraszam! – pisnęłam, odruchowo chcąc mu pomóc. Coś jednak mnie tchnęło, więc nie ruszyłam się z miejsca, nadal w niego celując. – Profesorze, mieliśmy ćwiczyć!

– Mieliśmy – potwierdził, głośno odkładając szklankę na blat. Spojrzał na swoją koszulę i ruszył w stronię sypialni, zostawiając otwarte drzwi. Przekręciłam się, by wciąż w niego celować, ale nie zmniejszyłam dystansu. Jego magiczne oko wciąż spoglądało w moją stronę. – Powiedz mi, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy – rzucił głośno.

– Mówiłam już, chcę wrócić do formy. Po to, to przecież robimy, prawda?

Przez otwarte drzwi widziałam, jak profesor rozpina brudną koszulę, zwija ją w kulkę i rzuca w kąt pomieszczenia. Chciałam odwrócić wzrok, ale uznałam, że być może to jest właśnie próba i teraz zrobi coś, żeby mnie zaatakować. Moody jednak nic nie kombinował. Stanął przy komodzie, otworzył szufladę i wyciągnął czystą koszulę. Niosąc ją w rękach wszedł do gabinetu. Jego ciało zupełnie nie przypominało ciała Samuela. Był większy, bardziej masywny, ale nie otyły. Wyglądał o wiele dojrzalej. Jego skórę przecinały liczne blizny. Szalonooki bez krępacji wciągnął koszulę na grzbiet. Gdy uśmiechnął się z cieniem satysfakcji, zaczerwieniłam się. Chciałam odwrócić wzrok, ale znów się zreflektowałam. Tak, to pewnie kolejna próba. Tylko czemu Moody nie wyciągał różdżki?

– Będzie tak profesor przeciągał? Przyszłam na zajęcia i chcę ćwiczyć – powtórzyłam. Moje mięśnie nie wytrzymywały ciągłego napięcia. Ręka drżała coraz bardziej. Cisza była uciążliwa, więc zadawałam pytania – Co zrobimy tym razem? Ćwiczenie na kukłach? Obrona? Kula?... Mam zacząć Pana atakować? Może coś nowego?

– Jest dobrze tak jak jest – powiedział i splótł ręce za plecami. Podszedł do mnie wolnym krokiem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Odsuwałam się, by trzymać dystans. – Męczy cię to? – zapytał i przesunął językiem po wardze. – To ciągłe napięcie? Poczucie, że coś nadchodzi? Że nie wiesz czego się spodziewać? Widzę, że trzymasz się w gotowości. Drgnęłaś kilka razy, ale jednak próbujesz stosować się do tego, co zawsze ci mówiłem...

Krążyliśmy po pomieszczeniu. Próbowałam odsuwać się bokiem, by choć kątem oka widzieć, czy na coś nie wchodzę. Na szczęście układ mebli się nie zmienił. Oczy bolały mnie od nie mrugania. Czułam, że zbierają mi się w nich łzy. Ostrożnie przetarłam jedno z nich.

– Czyli to nowy rodzaj lekcji? – zapytałam, próbując nie myśleć o mruganiu. – Takie przepychanki?

– Bardziej wojna umysłów. Niestety jesteś na przegranej pozycji, Klaro. Od samego początku nie masz szans.

– Nie rozumiem – mruknęłam.

– Wkrótce zrozumiesz – powiedział jakby od niechcenia.

Moody spojrzał znacząco za moje plecy i uśmiechnął się w tak przerażający sposób, że aż włosy stanęły mi dęba. Poczułam, jakby faktycznie coś za mną było. Mój umysł sam podpowiedział mi, co takiego to może być. Cała się spięłam. Odruchowo obróciłam głowę, by szybko spojrzeć w tamtą stronę. To wystarczyło, by profesor dobył swojej różdżki i rzucił na mnie zaklęcie spowolnienia. Niech to! Wiedziałam, że spróbuje podstępu! Próbowałam z całych sił znów spojrzeć w jego stronę, ale świat pędził, a ja nie mogłam za nim nadążyć. Nim się obróciłam, mężczyzna był już przy mnie, nonszalancko wyciągając mi różdżkę z ręki. Spowolnienie w końcu puściło, a ja poczułam dezorientację. Złapałam się za głowę i zatoczyłam, wpadając przy tym na stolik do kawy. Moody chwycił mnie mocno za nadgarstek, nie pozwalając upaść. Próbowałam sięgnąć po różdżkę, ale uniósł ją wysoko ponad moją głową.

– Znów profesor oszukuje! – jęknęłam.

– Oszukuje? Mówiłem, że jesteś na przegranej pozycji. Nie było w tym grama kłamstwa.

Wyrwałam rękę z jego uścisku i westchnęłam głośno. Nagle zrobiło mi się strasznie smutno. Czułam się taka beznadziejna i bezwartościowa. W moich myślach pojawił się ostatni, ponury sen. Nie chciałam, żeby tak to się skończyło. Nie chciałam być zdana na czyjąś łaskę. Szybko otarłam kąciki oczu.

– Przećwiczmy to jeszcze raz – powiedziałam twardo. – Do skutku.

Moody spojrzał na mnie zdziwiony, ale oddał mi różdżkę, rozpoczynając teatrzyk od nowa. Tym razem postanowiłam być gotowa dosłownie na wszystko. Skończyło się na tym, że profesor zajmował się normalnymi sprawami, sprawdzał prace, popijał sobie ze szklanki, a ja celowałam w niego, nie mogąc dojść do tego, czy to już ten moment, kiedy powinnam go ogłuszyć, czy może powinnam czekać, aż znów będzie uzbrojony. Zaczynało brakować mi cierpliwości. Nauczyciel wyczuł to idealnie, bo po raz kolejny w ten sposób udało mu się zwyciężyć.

– To strata czasu! – powiedziałam, gdy odebrał mi różdżkę. – Możemy poćwiczyć normalne pojedynki?

– Jeszcze niedawno było ci wszystko jedno co ćwiczymy, byle były to zajęcia – Moody uśmiechnął się kącikiem ust.

– Tak, to prawda – westchnęłam i usiadłam ciężko na kanapie – ale mam wrażenie, że ucieka mi czas. Że jeśli szybko czegoś nie zrobię... jeśli nie będę gotowa...

– Gotowa na co? – profesor zmarszczył brwi.

– Gotowa... – Przełknęłam głośno ślinę i odruchowo zacisnęłam palce na materiale spódnicy – Gotowa na niego.

– O czym ty mówisz, Klaro? – zdziwił się profesor. Od razu usiadł obok mnie. – Chyba nie planujesz z kimś walczyć?

– Nie planuję... ale tamci śmierciożercy... – głos mi się łamał. Wzięłam kilka oddechów, a potem spróbowałam dokończyć. – Chodzi o to co mówiłam panu w skrzydle szpitalnym. Macnair powiedział, że mamy być całe dla niego... profesor nie odpowiedział mi wtedy co to znaczy, a ja się boję najgorszego.

– Chyba nie sądzisz, że chodzi o Mrocznego Pana? – spojrzał na mnie z góry, jednocześnie zmniejszać między nami odległość. Jego ręka znalazła się na oparciu kanapy tuż za moimi plecami.

– Obawiam się, że mogło chodzić właśnie o to. Od czasu zdarzenia nawiedzają mnie takie dziwne sny... Naprawdę źle sypiam i...

Moody złapał mnie za podbródek i uniósł moją twarz, by mi się lepiej przyjrzeć. Jego kciuk znalazł się na mojej drgającej ze smutku wardze. Patrzyłam na niego szklącymi się oczami.

– Faktycznie wyglądasz na zmęczoną – odparł po krótkich oględzinach i puścił mnie. Spuściłam głowę, on zaś rozejrzał się po gabinecie. – Bez obrazy, ale nie rozumiem, po co Mroczny Pan miałby chcieć was dla siebie.

– Też do końca nie rozumiem, ale skoro pierwszy raz nas porwano ze względu na profesora, to może i tym razem chcą się jakoś zemścić?

Palce Moody’ego zacisnęły się na oparciu kanapy. Obrócił się gwałtownie w moją stronę i złapał mnie za kolano, szarpiąc za nie.

– I myślisz, że pozwoliłbym na to? – zapytał z dziwnym błyskiem w oku. – Że wystawiłbym dwie ulubione uczennice na takie niebezpieczeństwo?

– Na pewno nie naumyślnie... – powiedziałam cicho, chowając głowę w ramionach. – Wiem, że profesor nie chce naszej krzywdy.

– Pierwsze porwanie to była porażka, to prawda. Ale załatwiłem to, rozumiesz? Załatwiłem – powiedział i próbował sięgnąć po piersiówkę. Nie miał na sobie płaszcza, więc jedynie klepnął się dłonią w tors, podrapał się po koszuli i wykrzywił usta. – Byłem pewien, że zrozumieli przekaz, a jednak tych dwoje za wszelką cenę postanowiło wchodzić mi w drogę... – powiedział bardzo niezadowolony. – Dwa uparte dranie...

– Ja profesora nie obwiniam! – powiedziałam szybko, ocierając przy tym łzy. – Wiem, że ma pan wielu wrogów, ale tak naprawdę gdyby Ten Którego Imienia Nie Można Wymawiać się odrodził, wszyscy byliby w równie wielkim niebezpieczeństwie. Po to z panem trenuję, prawda?

– I po to, żeby obronić się przed tym, o którym mówili śmierciożercy? – Moody poderwał się z kanapy. Przez chwilę krążył w miejscu, jakby intensywnie nad czymś myślał. – To jasne, że nie powiedzieli wam jaki mają plan. Po co mieliby go zdradzać? Ale może powiesz mi od początku, co takiego wam opowiadali ostatnim razem? Wspominali coś o mnie?

– O panu? – próbowałam przywołać w pamięci felerny dzień. Potrząsnęłam głową. – Nie, ani słowa. Przynajmniej nie pamiętam. Tym razem była to zemsta Flinta. Wspominali tylko jednego profesora...

Moody momentalnie stanął w miejscu. Obrócił się, spoglądając na mnie z góry.

– Którego? –zapytał wyjątkowo spokojnie. Mimo wszystko niecierpliwość wręcz się z niego wylewała.

– Profesora Snape’a? – patrzyłam na Moody’ego z niepewnością.

Szalonooki wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu. Dmuchnął powietrzem przez nos, potrząsnął głową i twardym krokiem ruszył w stronę biurka, gdzie miał swój płaszcz.

– Sukinsyn – przeklął, sięgając po piersiówkę.

– Co on ma z tym wspólnego? – zapytałam, czując jak coś ściska mi żołądek.

– A może ty mi powiedz? – Moody spojrzał na mnie zza biurka i pociągnął spory łyk z buteleczki. – Co profesor Snape ma z nimi wspólnego? I co o nim mówili? To na pewno coś bardzo ciekawego.

– Chciałam opowiedzieć wszystko w skrzydle szpitalnym, ale wtedy profesor Snape mi przerwał... – mówiłam słabym głosem. Ze stresu zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. Miałam milion myśli i teorii, a niemal wszystkie były równie okropne.

– No ciekawe dlaczego? – głośno skomentował Moody, wracając do mnie.

– Flint sugerował, że Alex... spała z profesorem Snape’m – wyrzuciłam z siebie, nadal nie mogąc w to uwierzyć. Moody aż znieruchomiał. Patrzył na mnie z buteleczką trzymaną w połowie drogi do ust. – Wtedy gdy torturował ją cruciatusem, kazał jej się przyznać, że to robią. Powtarzał to jak szalony, nakładając jedną klątwę na drugą. Mówił to tak, jakby w to naprawdę wierzył... Ale przecież to nie może być prawda.

Moody oblizał usta i opuścił buteleczkę.

– Tak myślisz? – zapytał nieco zmienionym głosem.

– A profesor myśli inaczej? – patrzyłam na niego oszołomiona. – W sumie chciałam o to spytać, bo ja sama nie wiem.

– Pytałaś o to Alex?

– Tak, ale twierdziła, że to nieprawda. Dużo osób jej to zarzucało, dlatego myślę, że to tylko jakiś dziwny żart. Flint był na nią wściekły, był też wściekły na profesora Snape’a za to, że wymuszał na nim posłuszeństwo. Mógł być na tyle szalony, że po prostu to sobie ubzdurał? Mogło tak być, profesorze? – zapytałam z nadzieją w głosie. Jakoś wolałam tę wersję.

– Nie wiem. Możemy ją o to zapytać – stwierdził nauczyciel. Jego magiczne oko zerknęło w stronę korytarza i powoli się przesuwało, jakby śledziło jakąś sylwetkę. – Ale chyba lepiej będzie, jeśli zapytam ją o to sam.

Rozległo się pukanie. Wstałam z kanapy. Moody przetarł usta i w kilku krokach znalazł się przy drzwiach, ściągając z nich wszystkie zaklęcia. Gdy je otworzył, zobaczyłam stojącą po drugiej stronie Alex. 

 

 


 

16 komentarzy:

  1. Ale miałam ciary, myślałam, że ten sen, to coś serio 😮 a co Moody taki wycofany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w sumie po tym co tu się czasem dzieje, ten sen mógłby być naprawdę XD Fajnie że się nabrałaś ^^
      A co do Moody'ego, to nie wiem, tak mi jakoś wyszło XD Alex go dopiero co spławiła, a on ma mapę, więc zapewne doskonale wie gdzie niedawno była. Tak samo wie, że Klara spała u Samuela wcześniej. Do tego wkurzył go Flint z ekipą. Niedługo trzecie zadanie, czyli stresik... No i chodzi mu po głowie jeszcze coś, czego nie wyjawię, żeby nie psuć zabawy :D

      ~Klara

      Usuń
    2. No tak, to wiele wyjaśnia :) mnie zaraz każda nawet najmniejsza anomalia w zachowaniu Moodka pobudza do myślenia, analizowania :) w końcu dostał kosza od Alex, Klara też zaczęła chodzić swoimi drogami ;) Biedaczek...

      Usuń
    3. Hahaha aż tak nie musisz uwagi zwracać, bo za długo to piszemy, żeby było idealnie z nim wszystko. Tym bardziej, że się z Alex o niego kłócimy XD

      ~Klara

      Usuń
    4. Nie da się inaczej, jest zbyt pełnokrwistą postacią :) ❤️

      Usuń
  2. AAA BOŻE CUDOWNE TAK SIĘ CIESZĘ CODZINNIE SPRAWDZAŁAM CZY JEST NOTKA KLARY ❤️❤️❤️ Teraz błagam niech Alex nie każe nam długo czekać

    OdpowiedzUsuń
  3. Powoli zbliżamy się do końca :D już się nie mogę doczekać tych notek, muahahahaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca? Boże jak ja to przeżyje... 😂😭

      Usuń
    2. Whaaat? Do końca roku, mam nadzieję 😮

      Usuń
    3. No ile można to pisać XD


      ~Klara

      Usuń
    4. No, może I racja, ale mam nadzieję, że powstaną kolejne historie 😃💗

      Usuń
    5. Ja już Severusa z Alex z każdej możliwej strony przerobiłam xD Nie wiem, co jeszcze bym mogła... chyba, że Alex okazałaby się jego zaginioną siostrą HAAHAHA.

      Usuń
  4. Jesteście genialne, szok! Ale co Moody taki zdziwiony, ze Alex sypia ze Snapeam? I Samuel nas nie oszukasz wszyscy wiemy ze twój stary jest podejrzany xD czekam aż Klara wszystkich rozwali w zakleciach i będzie jedna z najlepszych 🥰

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tutaj jest sporo jego gry, pewnie w duchu się wścieka i obmyśla zemstę na Snape'ie, ale coś czuję, że najpierw będzie i tak chciał usłyszeć od Alex, czy to prawda. Moody czy Crouch, na pewno weszło mu już w nawyk analizowanie spraw z szerszej perspektywy + jego wyjątkowa skłonność i umiejętność manipulowania emocjami, którą zdaje się z lubością wykorzystywać. Myślę, że przeważanie emocjonalne nad innymi to coś, w czym czuje się dobrze, bo i robi to naprawdę dobrze. Myślę, że czasem i Snape mógłby się od niego uczyć :)

      Usuń
  5. Kiedy następny rozdział? Strasznie się wkręciłam i nie mogę doczekać się nastepnuch rozdziałów 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wkrótce :D Alex robi co może, żeby sprostać wyzwaniu ^^

      ~Klara

      Usuń