wtorek, 8 czerwca 2021

134. Smutne urodziny

Cały czas byłam markotna i nie miałam ochoty rozmawiać z przyjaciółmi. Nawet, kiedy odwiedzali nas pozostali znajomi, ja pragnęłam tylko leżeć pod kołdrą i płakać w poduszkę. Nie umiałam sobie poradzić z tym, co siedziało w mojej głowie. Profesor Moody trochę pomagał zapomnieć o tym wszystkim, ale gdy tylko w pobliżu pojawiał się Snape, od razu traciłam humor i zaczynałam szlochać.

Te wszystkie obrazy w dalszym ciągu atakowały moją głowę. Co chwilę pojawiały się coraz to nowsze wspomnienia, rozdzielając po stokroć moje serce. Jak długo można było znosić takie męczarnie?

Noce były najgorsze. Klara wraz z Lucjanem starali się umilić sobie ten czas rozmowami i dywagacjami „ co by było gdyby”, ale ja nie miałam ochoty się udzielać. Nie chciałam wiedzieć, co by było gdyby Severus nie wymazał mi pamięci? Albo, co by było, gdybym nigdy nie poznała prawdy? Jedyne o czym marzyłam, to przestać myśleć o czymkolwiek.

W sobotę rano pojawiła się mama Klary w towarzystwie Kennetha Pyritesa. Mężczyzna wszedł wraz z kobietą do salki, rozglądając się bacznie po całym pomieszczeniu. Jego wzrok przez chwilę zatrzymał się na mojej twarzy, po czym ruszył w stronę łóżka Klary. Patrzyłam w osłupieniu na parę, bo za taką się uważali, sądząc po tym, w jaki sposób mężczyzna dotykał kobiety i nie dowierzałam. Kiedy i w jakich okolicznościach oni się poznali?! Jak, w ogóle, do tego doszło?!

Nagle w skrzydle wybuchło małe zamieszanie. Niedorozwinięci przyjaciele Lucjana postanowili urządzić sobie małego sylwestra, wystrzeliwując pod sufit kolorowe światła. To wywabiło Pomfrey ze swojego kantorka. Pielęgniarka kazała całemu zgromadzeniu opuścić pomieszczenie, łącznie z mamą Klary oraz Harrym i Ronem, którzy przyszli w odwiedziny do mnie. Podczas, gdy cała grupka była spychana do drzwi wejściowych, w ich ramach stanął mój ojciec. Biła od niego wyższość nad każdą inną żywą istotą. Zachowywał się tak, jakby był królem pośród plebsu, który przyszło mu odwiedzić. Nie ukrywając niezadowolenia, zerknął na Ślizgonów, a następnie na Pomfrey i panią Amber. Gdy tylko złączył z nią wzrok, na moment zmienił mimikę, uśmiechając się lekko i kłaniając, unosząc swój drogi kapelusz w geście przywitania.

- Proszę wyjść! – Odezwała się Pomfrey, wskazując mężczyźnie korytarz.

- Przyszedłem do córki – odparł wyniosłym głosem.

- Na dzisiaj koniec odwiedzin, bardzo mi przykro.

- To mnie jest przykro, że moja córka musi przebywać w tak hałaśliwym miejscu – powiedział, zerkając na uczniów. – Jeżeli panują tutaj takie warunki, to może nie powinna pani nazywać siebie pielęgniarką? Od kiedy taki gwar pomaga chorym w dojściu do siebie?

Kobieta stanęła jak wryta, nie spodziewając się takich słów pod swoim adresem. Byłam zażenowana całą tą sytuacją, więc schowałam głowę pod kołdrę, udając że nie mam nic wspólnego z tym cholernym mężczyzną.

- Wypraszam sobie te wszystkie uwagi – warknęła do mojego ojca. – Pilnuję, żeby cały czas panowała tutaj cisza i spokój, dlatego również pana proszę o wrócenie w późniejszych godzinach.

Usłyszałam kroki, a następnie poczułam powiew zimnego powietrza tuż koło siebie. Mój ojciec nie przejmował się tym, co powiedziała mu pielęgniarka.

- Proszę nas zostawić samych – rzucił do niej oschle. – To nie zajmie długo, ale chcę zostać z córką sam na sam – dodał, zasłaniając kotary na około łóżka.

Pomfrey prychnęła pod nosem i zapewne wróciła do swojego kantorka obok salki szpitalnej. Ja natomiast nie miałam zamiaru wyciągać nawet nosa spod kołdry. Chciałam tym samym dać znak ojcu, że rozmawiać z nim także nie zamierzałam. Jednak on zawsze musiał postawić na swoim.

- Nie zachowuj się jak dziecko – prychnął, po czym jednym, stanowczym ruchem obsunął kołdrę. Spojrzałam na niego rozłoszczona, podnosząc się na łokciach.

- Czego tu chcesz? – Warknęłam. – Nie musiałeś tu przychodzić i gdzie jest Ethan? Czyżby teraz to on zamieniał się w ciebie? Nie miał pewnie czasu, co? Zajmuje się swoją nowiuteńką żonką?

- Alex! – Syknął cicho, sprawdzając czy nikt nie podsłuchuje. – Ethan wie o wszystkim, ale nie mógł przyjść. Ma sporo obowiązków.

- I te obowiązki są ważniejsze od siostry? – Założyłam ręce na piersi.

- Nie dąsaj się – upomniał mnie. – Zachowuj się, jak przystało na arystokratkę, noś dumnie podniesioną głowę jak cała twoja rodzina.

- O tak – odparłam z sarkazmem. – Eliza nie żyje, Ethan zachowuje się jak twoja kopia, a ty zgrywasz nagle dobrego ojczulka? I z tego mam być dumna?

Przez twarz ojca przeszedł dziwny cień.

- Skąd o niej wiesz? – Zapytał spokojniej, obniżając ton głosu.

- Wiem i już! Wszyscy, łącznie ze Śmierciożercami kazali mi się w to nie wtrącać, ale nie uważasz, że cała ta sprawa jest mocno podejrzana? Ona była mugolką a znaleźli ją nieopodal magicznego burdelu! Oni ją zabili, rozumiesz? Dlaczego nie wznowicie poszukiwań?

- Dość! – Przerwał. – Dość, Alex. Skoro powiedziano ci, żebyś się nie wtrącała, to nie rób tego, rozumiesz mnie? Narażasz siebie na niebezpieczeństwo! – Dłoń ojca uniosła się. Wzdrygnęłam się lekko na ten gest, ale Viktor zamiast uderzyć mnie w twarz, zdobył się na przejaw człowieczeństwa i położył rękę na moim policzku, kciukiem głaszcząc delikatnie skórę.

- Tato? – Zdziwiłam się i powoli odsunęłam od niego. – Co się dzieje?

- Ta cała sprawa jest bardzo przykra – wyjawił w końcu, wzdychając głęboko. – Chciałem ci tego oszczędzić, dlatego razem z Ethanem milczeliśmy, ale jesteś taka uparta… zupełnie jak twoja matka. – Viktor zamyślił się na moment, ale zaraz potem otrząsnął z przykrych wspomnień i zacisnął dłoń w pięść, wracając do swojej nieprzystępnej postury. – Trzymaj się od tego z daleka, rozumiesz?

- Będę, ale nie ze względu na to, że ty mnie prosisz. Bardziej mam na myśli swoich przyjaciół. Nie chcę, żeby cierpieli z tego powodu – westchnęłam głęboko.

- Myśl o sobie, a nie o tej hołocie! – Oburzył się, prostując na krześle.

- Ta hołota jest dla mnie wszystkim! – Zdenerwowałam się na nowo. – Ty natomiast stałeś murem za Macnairem, a nie za mną! Byłeś zdolny uwierzyć temu śmierciożercy, a nie własnej córce! Gdyby nie profesor Moody, zapewne jeszcze dostałabym reprymendę od ciebie!

- Przestać histeryzować. Za Waldenem wysłano już list gończy, nie musisz się o nic martwić – powiedział Viktor Lamberd, chociaż w jego głosie wyczułam niezadowolenie.

- Merlinie – szepnęłam, otwierając szeroko oczy. – Ty dalej jesteś po jego stronie.

Mężczyzna za wszelką cenę chciał uniknąć kontaktu wzrokowego ze mną, aż w końcu podniósł się szybko z krzesła, zamierzając uciec.

- To Śmierciożerca! – Przypomniałam mu, w dalszym ciągu będąc w niemałym szoku. – To nie było pierwszy raz, kiedy chciał nam zrobić krzywdę!

Ręce zaczynały mi trząść się coraz bardziej. Po tylu Cruciatusach moje mięśnie w dalszym ciągu nie odpoczęły. Miałam problemy z trzymaniem łyżki, czy też różdżki. Czułam się jak kaleka i chociaż wiedziałam, że to wszystko w końcu przejdzie, to i tak dyskomfort był ogromny.

- Nie chcę tego słuchać. Zrobiłem, jak mnie proszono. Tyle z mojej strony. Wracaj do zdrowia i wszystkiego najlepszego.

- Urodziny mam za kilka dni – warknęłam przez mocno zaciśnięte zęby.

- Za kilka dni nie dam rady się tutaj pojawić.

Po tych słowach mężczyzna wyszedł z pomieszczenia. Kotary mojego łóżka od razu zostały odsłonięte. Klara usiadła szybko na tym samym miejscu, co Viktor i przytuliła mnie mocno do siebie. Lucjan posłał mi tylko pocieszycielski uśmiech, obracając się tyłem do nas, żebyśmy mogły w spokoju porozmawiać.

- Powiedz mi, co tu się odpierdala? – Jęknęłam rozbita, mając na myśli wszystko, co się wydarzyło w przeciągu kilku dni. – A twoja mama? Co to miało znaczyć?

- Nie wiem – mruknęła dziewczyna, zaciskając mocniej dłonie. – Alex, ja się boję, że ona będzie gotowa wyjść za niego za mąż, a wtedy…

- Przecież ona jest już mężatką – przypomniałam jej. – Nie panikuj.

- A co to za problem się rozwieść? – Załkała cicho Klara, przecierając łzę palcem. – Ja nie chcę, żeby Samuel stał się moim bratem.

- A Sabrina siostrą – westchnęłam głęboko.

- Sama słyszysz, jak absurdalnie to brzmi!

Usłyszałyśmy zgrzyt sprężyn pod materacem. Lucjan obrócił się ponownie w naszą stronę.

- Jeżeli będzie, jak mówicie, to oznacza, że ty i ja zostaniemy rodziną. – Chłopak wskazał na siebie i Klarę, po czym uśmiechnął się zawadiacko. Być może chciał rozładować tym samym atmosferę, ale efekt był zupełnie odwrotny. Gryfonka jeszcze bardziej się załamała, wtulając we mnie, jakbym była jej ostoją.

- Wiesz, że nie pomagasz takim gadaniem! – Warknęłam na niego.

- Mówię tylko, jakby to wyglądało – wzruszył ramionami.

- Nie odzywaj się po prostu!

***

Kolejna noc w skrzydle szpitalnym nie należała do przyjemnych. Przez cały dzień nie odwiedził nas żaden z profesorów. Czułam żal do Moody’ego, że nie potrafił zebrać się w sobie i być przy mnie, kiedy najbardziej go potrzebowałam.

Snape’a nie chciałam oglądać. Nie mogłam na niego patrzeć. W dalszym ciągu czułam przeogromny żal, za to co mi zrobił. Bez zająknięcia się, bez mrugnięcia okiem wymazał siebie z mojej głowy, jakby to wszystko, co zaszło między nami nic nigdy nie znaczyło. To było tak potworne, że na samą myśl miałam w oczach łzy. Zranił mnie. Zranił, jak nikt nigdy wcześniej. Gotowa byłam wybaczyć mu wszystko, ale nie to. Ktoś, kto posiadałby serce, uczucia i kierował się nimi, nigdy nie dopuściłby się takiego czynu. Mężczyzna był dla mnie nikim. Zerem. A jednak pomimo tylu przykrości, każde pojawiające się w mojej głowie wspomnienie z nim związane, rozpalało iskry w sercu i pobudzało je do szybszego bicia. Nie wiedziałam, co robić.

Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się nieco, a do środka wszedł nauczyciel od Obrony. Zamrugałam zdziwiona i zerknęłam szybko na pozostałe łóżka. Zarówno Klara jak i Lucjan spali w najlepsze, ale w kantorku Pomfrey tliło się słabe światło. Mężczyzna również zerknął w tamtą stronę, po czym uśmiechnął się do mnie czule, siadając na brzegu łóżka. Zaklęciem zmusił parawan do zasłonięcia nas, a następnie chwycił moje lekko trzęsące się dłonie, które trzymałam na podołku.

- Chciałem się upewnić, czy wszystko z tobą w porządku – szepnął, nachylając się. Pokręciłam głową, czując znowu spływające łzy. Moody patrzył na mnie przez chwilę, a następnie przetarł kciukiem policzek. Te czułe gesty i słowa wcale nie polepszały sytuacji, w jakiej się znajdowałam. Raczej jeszcze bardziej ją poplątały.

- Nie boi się profesor, że pielęgniarka zaraz wyjdzie? – Spytałam równie cicho, wskazując głową w stronę małego pomieszczenia Pomfrey.

- Jestem tu tylko na chwilę – uspokoił mnie, chociaż te słowa sprawiły mi przykrość. – Słyszałem, że jutro już wychodzicie. Będziecie mogli wrócić do nauki i codziennych obowiązków.

- Tego się najbardziej boję – jęknęłam, wyobrażając sobie w głowie następne lekcje eliksirów ze Snape’em.

- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział. Raz jeszcze ścisnął mocniej moje dłonie, dodając mi otuchy i podniósł się ociężale z łóżka. Patrzyłam na niego smutnym wzrokiem, a następnie wspięłam się na kolana, na materac i objęłam profesora z całych sił. Moody pogładził spokojnymi ruchami moje plecy.

- Jest pan dla mnie ważny, profesorze - szepnęłam najciszej jak potrafiłam wprost do jego ucha i cmoknęłam delikatnie w policzek. W końcu się odsunęłam, dając mu więcej swobody. Przez moment wydawało mi się, że Moody poczuł się nieswojo po tych słowach.

- Do zobaczenia na zajęciach, Alex – rzekł na odchodne. Machnął różdżką, a zasłonka zwinęła się z powrotem, po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą ze swoimi natrętnymi myślami.



***

Następnego dnia, tak jak powiedział Moody, opuściliśmy całą trójką skrzydło szpitalne. Po drodze pożegnałyśmy się z Lucjanem i wróciłyśmy do wieży, gdzie czekali na nas wszyscy nasi znajomi. Każdy z osobna chciał się przywitać, wymienić kilka uprzejmości, a także wypytać o szczegóły tego dnia, kiedy nas znaleziono. O tym ostatnim nie chciałyśmy rozmawiać. Jedyną osobą, która się z nami nie przywitała, był George, a to jemu tak naprawdę zawdzięczałyśmy bardzo dużo. Wyminęłam więc Harry’ego i Rona, podchodząc do rudzielca.

- Jak się czujesz? – Zapytał, zanim się odezwałam, a następnie przygarnął do siebie i przytulił z całych sił.

- Nie, przestań – odsunęłam się od niego. – Chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś. Gdyby nie ty, pewnie leżałybyśmy w tym lesie po dziś dzień, ale to nie znaczy, że między nami wszystko gra.

- Alex, ile razy mam cię przepraszać?! – Jęknął, opuszczając bezradnie ramiona.

- Może kiedyś ci wybaczę, ale na pewno nie teraz. Na to jest za wcześnie.

***



W poniedziałek na śniadaniu nie byłam w stanie nic przełknąć, wiedząc że za moment miała się odbyć lekcja eliksirów. Grzebałam widelcem w jajecznicy, ściągając na siebie podejrzliwe spojrzenia przyjaciółki. Na szczęście dziewczyna tłumaczyła sobie mój humor traumatycznymi przeżyciami, jakich doświadczyłyśmy i nie drążyła tematu w żaden sposób. Co chwilę również zerkałam w stronę stołu nauczycielskiego. Moody zajęty był rozmową z Dumbledore’em, a Snape jak zwykle siedział na uboczu, sącząc w spokoju swoją kawę. Jego wzrok skupiony był na najnowszym numerze Proroka Codziennego, więc mogłam w spokoju zatrzymać na nim dłużej wzrok. Te dłonie o smukłych, długich palcach, które prześladowały mnie nawet wtedy, kiedy nie miałam pojęcia o tym, w jaki sposób mnie dotykały. Te ostre rysy twarzy i dołek w policzkach, kiedy Severus próbuje się uśmiechnąć. To wątłe ciało o szerokich ramionach i sile w nich zawartych i usta…

Przez moją głowę przeszedł kolejny, tępy ból, a przed oczami stanął obraz naszego pocałunku w jego gabinecie. To, z jaką pasją mnie całował, zahaczając zębami o język. Subtelność nie była jego mocną stroną, ale to w nim było podniecające. Jak pragnął pożreć moje usta, jakby nigdy wcześniej nie doświadczał żadnej przyjemności z całowania drugiej osoby.

Przymknęłam mocno powieki, przykładając palce do nasady nosa. Nie mogłam o nim myśleć w ten sposób. On te wszystkie piękne chwile wymazał z mojej głowy. Nie miałam prawa ich już pamiętać.

- W porządku? – Spytała w końcu Klara, widząc jak spinam mięśnie, pochylając głowę nad talerzem. Ręka znowu zaczęła mi drzeć, więc wypuściłam z głośnym brzdękiem widelec, chowając dłoń pod stół. – Czy ta ręka nie powinna już przestać ci dokuczać?

- Podobno to przejdzie, ale muszę jeszcze trochę poczekać – odparłam ponurym głosem, unosząc lekko głowę. Przyjaciółka chwyciła moją dłoń, próbując ją uspokoić i posłała mi wspierający uśmiech.

Zaraz po śniadaniu udaliśmy się wszyscy do lochów. W tłumie uczniów zauważyłyśmy Pansy Parkinson. Dziewczyna stała z boku, nie odzywając się do nikogo. Z zaciętą miną patrzyła w podłogę i nawet obecność Draco Malfoya nie była w stanie wyrwać jej z tego stanu. Miałam ochotę do niej podejść i wyjaśnić sobie wszystko, ale z oddali usłyszeliśmy pewne i szybkie kroki profesora. Mężczyzna pojawił się pod klasą, otwierając ją i wchodząc do środka. Wszyscy zrobili to samo zaraz po nim, siadając prędko w swoich ławkach w absolutnej ciszy.

Zajęłam miejsce koło Klary, wyciągając z torby wszystkie potrzebne przedmioty. Przyjaciółka rozpaliła ogień pod kociołkiem, czekając na kolejne instrukcje nauczyciela. Kątem oka widziałam, jak Snape zasiadł za swoim biurkiem. Nie odwracając się nawet przodem do tablicy, machnął różdżką w jej kierunku, a na powierzchni pojawił się zapis dzisiejszego eliksiru, który mieliśmy przygotować.

- 2 godziny – oznajmił bez wdawania się w szczegóły, a następnie zajął się sprawdzaniem prac innych roczników.

Zerknęłam na niego tylko na chwilę, obserwując jak zamacza kacze pióro w kałamarzu. Czemu tego nie wyrzucił, jak miał okazję? Czemu traktował te przedmioty, jak relikty. Nawet mnie kazał być ostrożną, kiedy ich dotykałam. O co w tym wszystkim chodziło?

Snape wyczuł mój wzrok na sobie i podniósł głowę. Przez pół sekundy nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, ale wtedy szybko spuściłam oczy. Przysunęłam się krzesłem bliżej Klary, próbując skupić całą uwagę na zadaniu, jakie mieliśmy wykonać. Przyjaciółka otworzyła przed sobą podręcznik na rozdziale o eliksirze uśmierzającym ból i powoli zaczęła wykonywać krok po kroku zgodnie z instrukcją.

W klasie panowała absolutna cisza. Słychać było tylko odgłosy krojenia, siekania, mieszania w kociołkach czy bulgoczących naparów. Snape w dalszym ciągu skupiony był na poprawianiu testów. Co jakiś czas tylko podnosił głowę, obserwował, co się dzieje w Sali, a następnie ponownie wracał do swojego zadania.

- Możesz pokroić żuki w ćwiartki i dodać do eliksiru? – Poprosiła nagle Klara, skupiając się na odmierzaniu odpowiedniej ilości glonów na wadze.

- Co? – Zamrugałam oderwana od rozmyślań. – Co mam zrobić?

- Alex… – Poprosiła cicho przyjaciółka. – Proszę cię. Skup się. Jeżeli masz problem z pokrojeniem przez rękę, to możemy się zamienić. Potrzebuję odważyć jedną uncję glonów.

- Ja pokroję – mruknęłam cicho, wyjmując ze słoika kilka zasuszonych chrząszczy. Chwyciłam do ręki malutki nożyk, próbując pokroić owady na mniejsze części. – Ile tych żuków?

- Dwa – odparła szybko Klara, będąc skupioną na dodawaniu odważników do wagi. Gdy w końcu udało jej się otrzymać taką ilość, jaką chciała, zadowolona wrzuciła wszystko do eliksiru, mieszając go zgodnie ze wskazówkami zegara.

Zerknęłyśmy obie na kolor wywaru. Zgodnie z podręcznikiem robiłyśmy wszystko tak, jak powinnyśmy. Po dodaniu pokrojonych żuków eliksir nabrał brunatnego koloru, co także świadczyło o dobrym kierunku tworzenia mikstury.

Nauczyciel przestał w końcu sprawdzać testy i wstał zza swojego biurka, robiąc obchód po całej klasie, sprawdzając zawartości naszych kociołków. Niektóre omijał bez słowa, inne komentował w bardzo złośliwy sposób. Gdy stanął nad naszymi głowami, a do moich nozdrzy wdarł się zapach jego wody kolońskiej, momentalnie poczułam zawroty głowy. Przyłożyłam dłoń do skroni, widząc przed oczami kolejne sceny z naszych wspólnych chwil.

Mężczyzna ruszył dalej, nie odzywając się ani słowem o naszym eliksirze, po czym usiadł z powrotem, oznajmiając tylko, że zostało nam niecałe pół godziny do końca, a nasze prace nie są nawet w połowie tak dobre, jak powinny być.

Klara obserwowała mnie przez cały czas, widząc że dzieje się ze mną coś niedobrego.

- Może powinnyśmy pójść do pielęgniarki? – Zaproponowała szeptem.

- Nie – odparłam twardo, patrząc jej uważnie w oczy. – Przestań już.

- Ale…

- Skończmy ten pieprzony eliksir i wynośmy się stąd! – Warknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Możesz to dla mnie zrobić?

Klara przytaknęła głową, chociaż minę miała nietęgą. Wróciłyśmy więc do naszej wspólnej pracy. Ostatnim składnikiem, który mieliśmy dodać do eliksiru, to posiekane drobno cztery listki Mandragory.

- Macie ostatnie minuty potem chcę widzieć podpisane fiolki na moim biurku – odezwał się nagle Snape mrocznym głosem.

- Dodaj trzy – olśniło mnie nagle.

- Co? W podręczniku są cztery. Nie mogę sobie zmieniać przepisu, bo zepsujemy eliksir.

- Powinny być trzy listki – upierałam się przy swoim, przypominając sobie jak pewnego razu dostałam za to reprymendę od Severusa.

- Zostało wam dokładnie 3 minuty. – Głos Snape’a odbił się od łysych, kamiennych ścian.

- Dodaj trzy – powtórzyłam uparcie i wyrwałam jej jeden z liści, wyrzucając go za siebie.

- Alex! – Zdenerwowała się Klara. – Co ty robisz?

- Siekaj to! – Ponagliłam ją szybko, rozglądając się po Sali. Wszyscy powoli wstawali od swoich stanowisk i kładli eliksiry na biurku Snape’a, który z kamienną twarzą obserwował po kolei każdą fiolkę. Wszystkie przedstawiały całą paletę barw i tylko sam mężczyzna wiedział, jaka powinna być poprawna. Podręcznik wskazywał na odcień gumiguty, chociaż nikt z nas obecnych nie miał pojęcia, jaki kolor przedstawiało to słowo. Nawet Hermiona nie była pewna swojego eliksiru, kiedy odkładała go na blat.

- Alex, ja nie mogę świadomie dodać źle policzonych składników – jęknęła Klara, trzymając nożyk nad składnikami. Przesunęłam więc wszystko na swoją stronę, wyrwałam jej z rąk ostrze i szybko posiekałam liście, po czym wsypałam je do kociołka.

- Mieszaj! – Syknęłam na nią, więc Klara z głośnym westchnieniem chwyciła za chochlę, wykonując powolne ruchy. Obie zerknęłyśmy niepewnie do środka. Wywar zabulgotał, a następnie zmienił barwę na żółtą z domieszką brązowego. Dziewczyna przelała zawartość kotła do fiolki i poszła oddać naszą pracę. Snape zerknął na eliksir, zmarszczył brwi, a następnie podniósł głowę, przypatrując się uważnie Klarze, która zrobiła zbolałą minę, przepraszając bezgłośnie nauczyciela za taki efekt końcowy.

- Na dzisiaj wystarczy – warknął nagle profesor. – Oceny poznacie na kolejnych zajęciach, ale nie liczcie na oszałamiające wyniki. A teraz wynocha.

Po wyjściu z Sali, postanowiłyśmy poczekać na Ślizgonkę. Tym razem wyszła w towarzystwie Draco i jego goryli. Chłopcy sprawiali wrażenie zadowolonych z siebie. Czyżby ich eliksir miał szansę na wysoką ocenę?

- Parkinson! – Zawołałam ją, machając w jej kierunku dłonią. – Możemy pogadać?

Brunetka przystanęła na moment, zmierzyła nas paskudnym spojrzeniem, po czym bez słowa wyminęła i ruszyła w górę schodów.

- Stój! – Warknęłam za nią.

- Odpieprz się Lamberd, bo naszczuję na ciebie Śmierciożerców! – Krzyknął za mną Draco.

- A może powtórzysz to przy Snapie, co?! – Zezłościłam się, chcąc ruszyć w jego stronę, ale Klara przytrzymała mnie mocno za ramię. Ślizgoni w tym czasie zdążyli wyjść z lochów, śmiejąc się na cały zamek. – Czemu mnie zatrzymałaś?! – Warknęłam do przyjaciółki.

- Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała nagle, robiąc skwaszoną minę.

- No chyba nie boczysz się o ten eliksir? – Spytałam zdziwiona. – Dobrze wiesz, że niezależnie od tego, jak nam poszło, on i tak nie da nam dobrej oceny. Założę się, że te wszystkie ślizgońskie pajace dostaną same Wybitne!

- Nie o tym chciałam z tobą porozmawiać, ale co ci strzeliło, żeby zmienić proporcje?

- Coś mi zaklikało w głowie, żeby tak zrobić – wzruszyłam ramionami. – Jeżeli nie o tym chciałaś pogadać, to o czym? Ach! Już wiem! – Doznałam olśnienia. – Słuchaj, nie przejmuj się moimi drżącymi dłońmi, to…

- Ja też nie o tym – przerwała mi – chociaż po części się przejmuję, ale przez profesora Snape’a przypomniałam sobie, o co chciałam cię zapytać.

Przyjaciółka rozejrzała się dokładnie i pociągnęła mnie w stronę wyjścia z lochów, a następnie w jakiś mało uczęszczany korytarz.

- Mam się bać? – Zapytałam dla pewności. – Zachowujesz się dziwnie.

- Słuchaj, wtedy, co leżałyśmy w skrzydle, nauczyciele wypytywali mnie o wszystko, co się działo w zakazanym lesie. Chcieli, żebym przypomniała sobie każde słowo, które śmierciożercy do nas mówili.

- Do czego zmierzasz?

Przez krótką chwilę Klara milczała, wykręcając sobie palce u rąk. Zerknęłam na nią niepewnie. Coś czułam, że pytanie, jakie chciała mi zadawać należało do tych trudniejszych.

- Dlaczego Flint chciał wymusić na tobie przyznanie się do... - zrobiła pauzę, nie wiedząc jak ubrać w słowa to, co chciała mi przekazać.

Starałam zachowywać się obojętnie, ale już dobrze wiedziałam, do czego zmierzała Klara. Może powinnam zrzucić z siebie ten ciężar i wyjawić jej w końcu całą prawdę?

- To jest tak obleśne, że nawet nie jestem w stanie o tym mówić głośno – jęknęła, przecierając twarz rękoma.

- A jeżeli bym ci powiedziała, że to prawda? – Spoważniałam. – Że pieprzyłam go albo raczej on mnie?

Klara zamrugała szybko, sztywniejąc niczym kołek. Zauważyłam jak zrobiła krok do tyłu, nie chcąc znajdować się zbyt blisko mojej osoby.

- Co ty na to? – Zachęcałam ją do odezwania się w końcu.

- Ja… - zamilkła, krzywiąc się przy tym okropnie. Jej zarumieniona dotychczas twarz zrobiła się blada jak kreda. – Ja musiałabym z tym iść do dyrektora! Ktoś taki jak profesor nie ma prawa… ze swoją uczennicą… on na pewno zrobił ci krzywdę! Przecież ty sama nigdy byś… dlatego byłaś taka smutna cały czas! Merlinie, Alex on cię zgwałcił?! Alex, powiedz coś!

Po jej zachowaniu wiedziałam już, że dziewczyna nie może dowiedzieć się prawdy nigdy w życiu. To by zniszczyło ją samą, naszą przyjaźń, a także życie Severusa, a tego nie chciałam mu robić. Może i był kutasem, ale nie życzyłam mu źle. Przecież go kochałam. Zaczęłam więc głośno śmiać się, próbując chociaż trochę zdezorientować Klarę.

- Żartowałam! Ale miałaś minę! Merlinie, daj spokój!

- To nie zabrzmiało jak żarty – prychnęła obrażona, zakładając ręce na piersi. – Brzmiałaś wyjątkowo poważnie.

- Żartowałam – powtórzyłam. – Myślisz, że dałabym się torturować, żeby chronić jego tyłek?

- No nie wiem…

- Chciałam zobaczyć twoją reakcję i trochę się pośmiać. Ostatnio tylko płaczemy – powiedziałam, szturchając ją figlarnie w ramię.

- Ja nie płaczę.

- Płaczesz – stwierdziłam, przestając w końcu się uśmiechać. – Słyszę jak robisz to po nocach i wiem, że chodzi o Samuela, prawda?

- Co? Ja nie…

- Nie udawaj. Między wami do czegoś doszło, co nie? Zakochałaś się, a teraz przyszła twoja matka i w sielankowy sposób ogłosiła jak bardzo jest zakochana w ojcu twojego chłopaka. Boisz się, że Samuel zostanie twoim jakby bratem?

Klara zacisnęła usta w cienką linię i zgięła dłonie w pięści.

- Ja… ja nie chcę go stracić. Boję się, Alex, że teraz nasz związek będzie nielegalny.

- Klara, ale nie masz się czym przejmować – pocieszyłam ją.

- Nie?

- Nawet, jeżeli wasi rodzice wezmą ślub, to was nie będą łączyć ze sobą żadne więzy krwi, ponieważ wciąż będziecie mieć osobnych rodziców. To nie przeszkadza w byciu razem i jest jak najbardziej legalne.

- Jesteś tego pewna? – Spytała, ocierając z oczu łzy.

- Absolutnie – prychnęłam. – Co innego, gdyby twoja mama miała z nim syna i nagle zakochałabyś się w nim.

- Nawet nie chcę o tym myśleć! – Powiedziała, kręcąc szybko głową. – To absurdalne. Ja nawet nie rozumiem, czemu ona z nim jest, ale wydawała się taka szczęśliwa… nie mogę jej tego zabronić, ale szkoda mi też ojca. On chyba o niczym nie wie.

- Z tego, co już zdążyłam zaobserwować, twój ojciec jest tak skupiony na biznesie, jaki udało mu się rozkręcić, że zniknięcie twojej mamy jakoś nie bardzo mu przeszkadza.

- Trochę się martwił.

- Ta, bo nie miał kto mu uprać brudnych skarpet – stwierdziłam lekceważąco. – Wiesz, co jest najgorsze?

- Hm?

- Że nie pisnęłaś nawet słowem o sobie i Samuelu! – Wykrzyknęłam, uderzając ją lekko w ramię. – Jak mogłaś?! Był seks?

- Alex! – Zaczerwieniła się po same koniuszki uszu. Przynajmniej nie była już tak blada, kiedy usłyszała o mnie i Severusie. Od razu mina mi zrzedła, ale nie dałam tego po sobie poznać.

- No był czy nie? – Drążyłam dalej.

- Nie, nie było – odparła cicho.

- Nie wierzę ci. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Wasza znajomość nie może opierać się na zwykłym chodzeniu.

- Alex, ja nie chcę o tym mówić – szepnęła, nachylając się nad moim uchem. – To krępujące.

- Czyli jednak?

- Nie było seksu, ale było przyjemnie – wyjawiła w końcu i od razu spuściła wzrok. Nie musiałam więcej dopytywać.

- Żeby tylko cię nie skrzywdził – dodałam na zakończenie tematu i objęłam przyjaciółkę ramieniem, udając się na kolejne zajęcia.



***

Przez kilka dni chodziłam rozkojarzona i smutna zarazem. Na zajęciach starałam się siedzieć cicho i nie wychylać. Nawet u profesora Moody’ego nie angażowałam się w ćwiczenia. Mężczyzna widział, że nie bardzo mam ochotę uczestniczyć w lekcjach, ale nie napierał na mnie i Klarę w żaden sposób. Wiedział, że dopiero co wyszłyśmy ze skrzydła i byłyśmy po nieciekawych przeżyciach, dlatego odpuścił nam treningi z innymi uczniami w ramach ćwiczeń.

Mój środowy szlaban również został przesunięty na inny dzień. Z jednej strony nie byłam z tego powodu zadowolona, a z drugiej może to i lepiej? Może powinnam ten czas poświęcić tylko i wyłącznie sobie? Przemyśleć kilka rzeczy, zadecydować, co dalej. Nie mogłam również udawać, że cała sprawa ze Snape’em nic dla mnie nie znaczyła.

Chciałam iść do Moody’ego wbrew temu, co powiedział i zostawić temat Snape’a w spokoju, ale musiałam z nim porozmawiać. Miał patrzeć mi prosto w oczy, kiedy będę wypominała mu wszystko, co mi zrobił. Nie mogłam tak tego zostawić. Zeszłam więc szybko do lochów, nie przejmując się innymi uczniami i z całych sił zapukałam do drzwi jego gabinetu. W końcu mężczyzna otworzył, zerkając na mnie zdziwiony.

- Co ty tu robisz, Lamberd? – Spytał oschle. Jak on idealnie udawał, że nigdy nas nic nie łączyło! Podły drań! Wzbierała we mnie coraz to większa złość, więc bezceremonialnie pchnęłam mężczyznę w głąb pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. – Co ty wyprawiasz?! Za takie zachowanie grozi ci całoroczny szlaban!

- Och, zamknij się! – Wysyczałam wściekle, przechadzając się tam i z powrotem. Ręce zaczęły mi drżeć jeszcze bardziej, ale tym razem ze zdenerwowania, do oczu napłynęły kolejne łzy. Już sama nie byłam w stanie zliczyć ile przepłakałam. Wydawało mi się, że nie robię niczego poza wypłakiwaniem się w poduszkę.

Snape zmarszczył brwi, ale nie zrugał mnie za słownictwo. Stanął z boku, przyglądając się uważnie moim chaotycznym i nerwowym ruchom.

- Jak mogłeś! – Krzyknęłam nagle, zatrzymując się w półkroku. – Jak, kurwa, mogłeś?!

Mężczyzna przełknął powoli ślinę i westchnął głęboko. Przymknął na moment oczy, a gdy je otworzył, jak zwykle nie byłam w stanie nic z nich wyczytać. W dalszym ciągu pozostawały puste i bez wyrazu.

- No powiedz coś! – Podeszłam do niego i pchnęłam z całej siły. Severus poddawał się moim ruchom, aż w końcu natrafił plecami na ścianę, ale ja w dalszym ciągu próbowałam zadać mu ból. Zaczęłam bić go pięściami w pierś, szlochając głośno. – Jak mogłeś?! Jak?! No JAK?!

- To było konieczne – odezwał się w końcu bez krzty emocji.

- Konieczne?! – Niemal wyplułam z siebie to słowo, jakby było jakąś okropną obelgą.

Odsunęłam się od niego, ponownie miotając po gabinecie. Chwyciłam się za włosy, niemal wyrywając je sobie z głowy.

- Konieczne… - powtórzyłam do siebie, jakbym znajdowała się w jakimś transie. Czułam okropny ból zranionego serca i nie umiałam sobie z nim poradzić.

- Uspokój się – rzucił Snape lżejszym tonem.

- Nienawidzę cię – szepnęłam, przecierając oczy rękawem. – Nienawidzę, słyszysz?! Myślisz, że masz prawo robić, co ci się podoba?! Że jak mam tylko 14 lat, to możesz bawić się moimi uczuciami? Głupie dziecko, które stało się niewygodne, bo się zakochało? Tak cię to bolało?! Potraktowałeś mnie jak zabawkę! Znudziłam ci się, więc wykopałeś mnie ze swojego życia na zbity pysk!

- Posłuchaj…

- NIE! – Wrzasnęłam na granicy szału, po czym uderzyłam pięścią w biurko. Ręka zapiekła, ale nie dałam tego po sobie poznać. – Nawet nie masz pojęcia, co mi zrobiłeś, podły draniu!

Ponownie na niego naparłam, próbując uderzyć w twarz, ale tuż przed policzkiem moja dłoń została zatrzymana przez długie, szczupłe palce. Snape zacieśnił uścisk aż syknęłam cicho z bólu.

- Puść mnie! – warknęłam wściekle.

- Jeżeli się natychmiast nie uspokoisz, będę zmuszony cię oszołomić, a tego chyba byś nie chciała –powiedział oschle, zaciskając dłoń na moim nadgarstku.

- A dla ciebie to ma jakieś znaczenie, co bym chciała, a czego nie? – Zaśmiałam się obłąkańczo, próbując wyrwać. – Puszczaj mnie, skurwielu! Nienawidzę cię!

Wyszarpnęłam się w końcu z jego uścisku i na nowo uderzyłam w pierś. Rozpłakałam się przy tym jak małe dziecko, przykładając czoło do jego torsu.

- Nienawidzę cię! – Powtórzyłam zacięcie, otulając się zapachem tego cholernego człowieka, który wyrządził mi największą krzywdę w życiu. Zgwałcenie czy torturowanie przez Śmierciożerców byłoby niczym w porównaniu z tym, jak mnie potraktował. – Nawet nie masz pojęcia, co narobiłeś. Pozwoliłeś mi zakochać się w kimś innym, jednocześnie będąc zakochaną w tobie.

Snape drgnął. Odsunął mnie od siebie, po czym chwycił za szczękę, podnosząc twarz. Nasze spojrzenia spotkały się. W jego czarnych jak noc oczach ujrzałam swoją zapłakaną buzię.

- Musisz o mnie zapomnieć – powiedział, a w jego głosie mogłam usłyszeć błaganie.

- To wymaż mi ponownie pamięć, draniu! – Wrzasnęłam, odtrącając jego ręce. – Ale nie obiecuję, że znowu jej nie odzyskam! Oszukałeś mój umysł, ale nie pomyślałeś, że będę reagowała na twoje cholerne perfumy! Musisz liczyć się też z tym, że znowu będę torturowana! Najlepiej mnie zabij, żebym przestała czuć cokolwiek!

- Przestań histeryzować! – Warknął, również powoli tracąc panowanie nad sobą. – Nie masz pojęcia, o jaką stawkę tutaj chodzi, ale najlepiej zachowywać się jak rozkapryszony bachor.

- Jasne, bo przecież miłość to takie nic – prychnęłam.

- Skoro twierdzisz, że kochasz innego, to chyba nie jest to nic nadzwyczajnego – uśmiechnął się podle pod nosem, co sprawiło, że krew we mnie zawrzała. Ponownie rzuciłam się na niego w szale, bijąc na oślep, ale mężczyzna chwycił mocno moje nadgarstki, raz jeszcze mnie unieruchamiając.

- Ty podły… wredny…

Zostałam odepchnięta z taką siłą, że wpadłam na jego biurko. Snape znalazł się przy mnie w dwóch krokach.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki miałem spokój przez ten okres – kontynuował dolewanie oliwy do ognia. Chwycił mocno za moją koszulę, przyciągając do siebie.

- Ja też byłam w końcu szczęśliwa! Mam kogoś, kto mnie szanuje i dba o mnie!

- To pędź do niego, Lamberd. – Kolejny mściwy uśmieszek ozdobił jego ponurą twarz. Nie mogłam patrzeć jak wykrzywia wargi. Doprowadzał mnie tym do szaleństwa, a jednocześnie stał tak blisko, że czułam jego oddech na policzku. To była chwila, ułamek sekundy, może mniej. Zbliżyłam się jeszcze bardziej i pocałowałam go mocno w usta. Snape nawet nie był w stanie zareagować, ponieważ od razu odsunęłam się, próbując uciec. I prawie by mi się to udało, gdyby nie mocne pociągnięcie z powrotem. Ponownie wylądowałam pośladkami na blacie. Warknęłam cicho z bólu. Snape nachylił się nade mną i jednym ruchem ręki zrzucił wszystko z blatu. Zostałam chwycona za biodra, posadzona na blacie i siłą przysunięta bliżej skraju. Jego dłonie wsunęły się pod spódniczkę, zdzierając brutalnie moją bieliznę, a następnie zrywając koszulę, odsłaniając ramiona i piersi. Usłyszałam odgłos rozpinanego rozporka. Zanim mój umysł zareagował na to, co właśnie miało miejsce, poczułam go w sobie.

Wszedł we mnie. Pchnął raz, zatrzymując się w środku z cichym jękiem. Cały czas skupiony był na mojej twarzy, jakby tylko ona się liczyła, jakby była punktem zapalanym całego aktu.

Drugie pchnięcie nieco mocniejsze sprawiło, że tym razem to ja wydałam z siebie stęknięcie pełne bólu i rozkoszy. Objęłam go ręką za szyję, a drugą przytrzymałam się blatu.

Trzecie pchnięcie uderzyło w centralny punkt. Odchyliłam głowę z głośnym krzykiem. Następne uderzenia stały się szybsze, mocniejsze i bardziej zdecydowane. Severus posuwał mnie w sposób, jaki zawsze mu odpowiadał. Mając nade mną władzę i całkowitą kontrolę. Doprowadzając mnie na skraj rozkoszy i wcale jej nie dając.

Ponownie na niego spojrzałam, będąc zamroczona przyjemnością, ale z łatwością odnalazłam jego wargi, wpijając się w nie, jak w słodki owoc. Nie zostałam odepchnięta. Snape pozwolił się całować i oddawał pocałunki z porównywalną intensywnością do ruchów swoich bioder. W mojej głowie panował chaos. Przewijały się przez nią wszystkie nasze wspólne chwile, mieszając się z tym, co robiłam w gabinecie drugiego nauczyciela. Przeszło mi przez myśl, że powinnam przestać i odejść, ale z każdym wypychaniem jego bioder, przez moje ciało przechodziła tak intensywna rozkosz, że oddałabym wszystko, aby Severus nigdy ze mnie nie wychodził.

Severus przerwał w końcu pocałunek, upajając się tym jak jęczę cicho z odchyloną głową, przymkniętymi oczami i na wpół zmaltretowanymi i czerwonymi wargami.

Nagle poczułam, jak wszystkie moje mięsnie napinają się, a oddech staje się szybszy i bardziej spłycony. Wbiłam paznokcie w kark mężczyzny, wyginając ciało w łuk.

- Patrz na mnie! – Warknął Snape. Chwycił mocno moją szczękę, zmuszając do patrzenia mu prosto w oczy. Całym spojrzeniem próbowałam objąć każdy detal jego zarumienionej i spoconej twarzy, ale oczy same uciekały mi w głąb czaszki. – Patrz! Chcę widzieć jak robisz to dla mnie – Wysyczał.

Stęknęłam głośno, czując potężną eksplozję, jaka przechodziła przez moje ciało. Nie mogłam uwierzyć, że mężczyzna daje mi w końcu to, na co tyle czekałam.

Krzyknęłam w spazmach przyjemności, pragnąć spełnić żądanie Severusa i patrzeć mu prosto w oczy, ale było to dość trudne, ponieważ ledwo udawało mi się trzymać pionowo głowę.

- Nie przerywaj – wysapał, a następnie sam doszedł, z trudem łapiąc powietrze. Nasze jęki wymieszały się ze sobą, tworząc najpiękniejszą melodię na świecie.

Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko naszymi oddechami, aż w końcu Severus cofnął się. Nagły chłód spowodowany brakiem jego ciała sprawił, że powoli zaczynałam odzyskiwać trzeźwość myślenia. Zerknęłam mimowolnie na tarczę zegara wiszącego nad kominkiem.

- Właśnie skończyłam 15 lat – oznajmiłam, próbując zapiąć bluzkę.

Snape milczał, zasuwając rozporek w spodniach. Patrzyłam na niego jeszcze przez jakiś czas.

- Nic nie powiesz? – Spytałam w końcu.

- Gratulacje – burknął, próbując unormować oddech po tym, co zrobiliśmy i ruszył w stronę szafki z eliksirami. Wyciągnął z niej małą fiolkę i wepchnął mi ją do rąk, czekając aż przyłożę szkło do ust.

- A co, jeżeli tego nie wypiję? – Odezwałam się, obracając eliksir w dłoni.

- To cię do tego zmuszę – odparł beznamiętnie.

- To jak inaczej mam cię przy sobie zatrzymać? – Jęknęłam.

- Na pewno nie brzuchem – warknął. – Pij to.

Nie chcąc go dłużej denerwować, odkorkowałam buteleczkę i wypiłam jej zawartość. Odłożyłam pusty flakonik na blat i zsunęłam się z biurka, poprawiając spódniczkę. Byłam głupia, że dałam ponieść się emocjom. Powinnam była od razu to przerwać i nie pozwolić na więcej. Czułam się niczym najgorsza dziwka w całej szkole. Nie mogłam robić tego z dwoma nauczycielami na raz. Musiałam wybrać, a że Severus tylko się mną zabawiał, wybór był prosty.

Ruszyłam w stronę drzwi, ale brunet zatrzymał mnie, chwytając za ramię. Nie przyciągnął, nie popchnął, tylko trzymał mocno, nie pozwalając zrobić kolejnego kroku. Stanęłam na chwilę, obracając głowę w jego kierunku. Również postanowiłam czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciałam mu tego w żaden sposób ułatwiać i chociaż w dalszym ciągu czułam ciarki po przeżytym orgazmie, musiałam coś zadecydować. Kochałam go całym sercem, ale nie mogłam ponowie dać sobą pomiatać. Musiałam wiedzieć na czym stoję.

Niestety. Chwila przedłużała się, a on milczał, zaciskając usta w cienką linię. W końcu opuścił dłoń i sięgnął nią do rękawa koszuli, chcąc podwinąć materiał na swoim lewym ramieniu. Robił to powoli, odsłaniając skórę, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego zachowuje się tak dziwnie. Nim jednak dotarł do przedramienia, zrezygnował z namysłu, wygładzając materiał z powrotem.

- Idź już – nakazał cicho, nie patrząc na mnie.

Rozszerzyłam oczy, nie dowierzając, że znowu zachowuje się w ten sam sposób. Po tym wszystkim, jak się zachował, wymazując mi pamięć, kochając się ze mną na blacie i dając mi orgazm. Jedyną rzecz, której nigdy wcześniej od niego nie dostałam. Teraz, w tym momencie, miałam po prostu opuścić jego gabinet i nigdy więcej się nie pokazywać? Kolejne ukłucie na sercu wydawało się być boleśniejsze niż wszystkie poprzednie zranienia.

- Ty idiotko – mruknęłam do siebie, przykładając dłoń do czoła. Potarłam mocno skórę, przeklinając na siebie w duchu ile sił. Pokręciłam powoli głową, śmiejąc się z własnej głupoty. – Na co ja liczyłam? – Zapytałam głośniej, stając naprzeciwko niego. – Nie będę twoją zabaweczką, słyszysz? Nie będę! Nie pozwolę ci na takie traktowanie!

Snape nie odezwał się ani słowem. Patrzył na mnie wymownie z góry i tylko lekko drgające mięśnie twarzy zdradzały, że walczy sam ze sobą. Nie czekając więc na nic więcej, szybko wyszłam z jego gabinetu, opierając się o zimną ścianę. Starałam się ze wszystkich sił nie płakać, ale łzy same wzbierały się w kącikach oczu.

Dlaczego? Dlaczego on wciąż mi to robił?! Dawał mi siebie, a potem brutalnie zabierał, a ja głupia i naiwna w dalszym ciągu pchałam się w jego ramiona tylko po to, aby ponownie zostać zranioną. Już lepiej mi było, kiedy w ogóle go nie pamiętałam. Wtedy przynajmniej nie czułam się tak potwornie oszukana.

***

Następny dzień nie różnił się niczym od poprzednich z wyjątkiem mojego humoru, który stał się jeszcze podlejszy i beznadziejny. Nie pałałam optymizmem do nikogo, a gdy Harry wraz z Ronem poprosili mnie na bok jeszcze przed śniadaniem, miałam ochotę ich zwyzywać od najgorszych, ale powstrzymałam się przed tym w ostatniej chwili.

- Wszystkiego najlepszego, Alex! – Harry złożył mi entuzjastycznie życzenia, przytulając mocno do siebie.

- Najlepszego, Alex! – Zawtórował mu Ron, podając mi dłoń. – To co? Planujemy coś na weekend?

- Co? – Jęknęłam, nie bardzo mając ochotę skupiać się na swoich urodzinach.

- Czy imprezujemy z okazji twoich urodzin? – Zapytał ponownie Ron, szczerząc się od ucha do ucha. Zerknęłam na niego z grymasem.

- Jeżeli nie chcesz, to nie musimy nic robić – dodał szybko Harry, widząc moją minę. – Możemy posiedzieć w pokoju wspólnym albo polatać na miotłach. Tylko boisko zostało zamknięte przez to ostatnie zadanie. Będziemy musieli wybrać inne miejsce. Co ty na to?

- Słuchajcie – westchnęłam, drapiąc się po karku – dziękuję, że pamiętaliście o moich urodzinach, ale nie bardzo mam ochotę je świętować. Czuję się paskudnie. Poza tym nawet nie powiedziałam o nich Klarze, więc proszę was, żebyście jej również nie mówili, ok?

- Ale jak to? – Zdziwił się zaskoczony Ron. – Nie chcesz ich świętować?

- Dobra, nie namawiaj jej – odezwał się Harry, który miał więcej taktu niż nasz rudy przyjaciel. – Rozumiem Alex, że po ostatnich wydarzeniach nie czujesz się na siłach, żeby robić cokolwiek, ale gdybyś zmieniła zdanie, to daj nam tylko znać, dobrze?

Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Ron wyglądał na nieco obrażonego, ale również w końcu odpuścił, nie odzywając się ani słowem.

- Klarze też nie powiemy – obiecał okularnik, spoglądając na Rona.

- Tak, nie powiemy – zarzekł się rudzielec.

***

Wieczorem miałam przyjść do profesora Moody’ego na nasze zaległe zajęcia. Z mocno bijącym sercem zapukałam do drzwi jego gabinetu. Nauczyciel otworzył je po chwili, zapraszając mnie do środka. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia, to zastawiony stół z jedzeniem i dwoma fotelami naprzeciwko siebie. Zmarszczyłam mocno brwi, spoglądając zdziwiona na profesora. Czy to była kolejna zagrywka, żeby zmylić moją czujność?

- Co się dzieje? – Spytałam osłupiała.

- Wszystkiego najlepszego, Alex – odezwał się w końcu Moody, okrążając mnie. Stanął naprzeciwko i złożył na ustach delikatny pocałunek.

Zrobiło mi się niewyobrażalnie przykro. Severus nawet nie wiedział, że mam urodziny. Ba, on nawet się nie kwapił, żeby złożyć mi życzenia, a Moody przyszykował dla nas kolację. Różnica między dwoma nauczycielami była ogromna, ale ja wciąż nie mogłam wyrzucić z głowy tego pierwszego.

- Skąd profesor wiedział? – Zapytałam po krótkiej chwili milczenia.

- Wiem bardzo dużo o swoich uczniach, a już w szczególności o tych ulubionych – odpowiedział, dotykając z zadumą kciukiem mojej brody. – To jak? Zjemy coś? Czy może jedzenie zostawimy na później?

Dłonie mężczyzny przejechały po moich barkach, masując je lekko. Moody przyciągnął mnie bliżej siebie i leniwymi ruchami zaczął rozbierać.

- Profesorze nie – powiedziałam cicho, zatrzymując jego dłoń.

W normalnych okolicznościach zrobiłabym wszystko, żeby spędzić swoje urodziny w jego gabinecie, zjeść romantyczną kolację, a potem pójść do łóżka na długie godziny, ale nie po tym, co wyprawiałam z Severusem. Już wiedziałam, czemu tyle razy odrzucałam Moody’ego. To Snape był tego powodem. To zawsze był On. Oddałam swoje serce w całości nauczycielowi, a to, co żywiłam do drugiego profesora było tylko płonnym uczuciem. Czymś, czym próbowałam zapełnić pustkę po Snapie. Najwidoczniej do końca życia miałam cierpieć w nieszczęśliwej miłości do Severusa i nic nie mogło tego zmienić.

- Przepraszam – jęknęłam, przytulając się do mężczyzny.

- Coś się stało? – Moody wydawał się być zaniepokojony moim stanem.

- Ja…- próbowałam coś powiedzieć, ale gdy tylko zerknęłam z ufnością na twarz Moody’ego z moich ust nie wydobyło się żadne słowo wyjaśnienia. – Dziękuję, że pan pamiętał o moich urodzinach, ale ja muszę już iść.

- Dopiero przyszłaś.

- Muszę iść – nacisnęłam, czując łzy na policzkach. – Przepraszam.

Niemal wybiegłam z jego gabinetu, kierując się prosto na błonia hogwarckie. Pech chciał, że po drodze natknęłam się na Sabrinę. Przez długi okres nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Dziewczyna nie pojawiła się również w skrzydle szpitalnym, kiedy w nim przebywałam wraz z Klarą, ale czułam, że to właśnie jej towarzystwa teraz potrzebowałam. Nim czerwonowłosa otworzyła usta, by coś powiedzieć, ja odezwałam się pierwsza:

- Dzisiaj mam urodziny. Przynieś wódkę i napij się ze mną.

Ślizgonce nie trzeba było dwa razy powtarzać…












1 komentarz:

  1. Jaaa, czuję się, jak Alex, milion uczuć. Oczywiście scena z Sevem boska, "Och, zamknij się!" wygrało wszystko 😁 ale jednocześnie tak mi przykro, że odrzuciła teraz Moodka. No, ale wiadomo, Sev zawsze na 1. miejscu <3 rzadko się zdarza, że ktoś potrafi opisać cierpienie tak, że czytający niemal też je odczuwa. Aż mi się kręci w głowie, szok. Końcówka też bajeczna, niezły płot twist :D

    OdpowiedzUsuń