czwartek, 28 stycznia 2021

122. Powrót do szkoły


Do szkoły wróciłam w jeszcze podlejszym humorze. Klara również miała mieszane uczucia. Jej mama zniknęła. Ojciec mówił, że ma się tym nie przejmować, że wszystko jest w porządku, ale to i tak nie dawało spokoju dziewczynie. Coś było zdecydowanie nie tak, a ona nie miała pojęcia co. W każdym razie obie, nie miałyśmy ochoty na żadne rozmowy z przyjaciółmi, a tym bardziej na uzewnętrznianie się przed wszystkimi. Dodatkowo kolejny tydzień zaczynałyśmy eliksirami. Po kłótni ze Snape’em, nie chciałam na niego patrzeć, ale gdybym znowu nie pojawiła się na zajęciach, nauczyciel nie miałby dla mnie litości. To było pewne. Dlatego lepiej było przecierpieć lekcję i starać się jakoś żyć dalej.

Siedziałyśmy właśnie w lochach przy klasie, czekając na nauczyciela. Klara, nie chcąc marnować czasu, wyciągnęła z torby podręcznik od Obrony. Jeszcze chwila, a będzie znała go na pamięć. Ja natomiast wpatrywałam się w pusty korytarz bez wyrazu, nasłuchując Jego kroków. Byłam spięta i zestresowana. Na weselu powiedziałam mu wiele nieprzyjemnych słów, obiecałam, że puszczę się z innym, jak nie zacznie mnie w końcu traktować poważnie, ale On jak zwykle miał to w głębokim poważaniu.

Nagle usłyszałyśmy stukot laski, odbijający się echem po lochach. Spojrzałyśmy z Klarą na siebie, marszcząc mocno brwi. Czyżby Moody pomylił piętra? Podniosłyśmy się z podłogi, kiedy chód profesora stał się bardziej wyraźny. W końcu zza zakrętu wyłonił się Moody. Minę miał nietęgą. Jego magiczne oko zatrzymało się na nas, a prawdziwe rozglądało po zebranych i zdziwionych uczniach.

- Co się stało? – Zapytała szeptem Klara, ściskając moją rękę. Wzruszyłam ramionami, wyczuwając pod skórą niepokój.

Moody podszedł do drzwi i otworzył je zaklęciem. Pchnął ciężkie wrota i stanął z boku, zapraszając nas do środka. Uczniowie zaczęli powoli wchodzić, szepcząc żywo między sobą.

- Gdzie jest profesor Snape? – Zapytała nagle Pansy Parkinson, zatrzymując się na moment.

- Aż tak wszyscy za nim tęsknicie? – Zakpił Moody.

- Profesor Snape nigdy nie opuszczał swoich zajęć – zauważyła zaniepokojona Hermiona.

- Wchodźcie do Sali, zaraz wszystko wam wyjaśnię – powiedział głośno nauczyciel, pospieszając gestem dłoni całe zgromadzenie do środka.

Gdy go mijałyśmy z Klarą, uśmiechnął się tylko i przejechał językiem po wargach. Poklepał przyjaciółkę po ramieniu, wchodząc zaraz za nią do środka i tym samym zamykając pochód. Wszyscy zaczęli wyciągać podręczniki od eliksirów, nie przestając plotkować o dziwnej nieobecności Snape’a. Moody z kolei stanął przy jego biurku, dokładnie badając, co na nim stoi. Jego wzrok zatrzymał się na dzienniku nauczycielskim, a następnie przeniósł na nas.

Odchrząknął. Na tyle głośno, aby wszyscy zamilkli.

- Zastanawiacie się pewnie, dlaczego to ja prowadzę lekcje, a nie profesor Snape – zaczął z lekkim grymasem. – Otóż, profesor Snape musiał opuścić szkołę na kilka dni, na prośbę dyrektora.

Po klasie znowu przeszła fala szeptów. Ron i Neville ucieszyli się, jakby wygrali 100 galeonów, Hermiona wydawała się być niepocieszona utratą cennej lekcji, Harry nie bardzo się tym przejmował, a Klara wzruszyła tylko ramionami. Ja miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam zadowolona, że nie będę musiała go oglądać od razu po kłótni, ale z drugiej strony, coś dziwnego nie dawało mi spokoju. Pragnęłam zapytać konkretnie Moody’ego o Severusa, ale gdybym teraz podniosła rękę, wszyscy zaczęliby dziwnie patrzeć na mnie. Wypytanie profesora na osobności, również wzbudziłoby podejrzenia. Musiałam zacisnąć pięści i przyjąć do wiadomości to, co powiedział Moody. Być może byłam zbyt przewrażliwiona?

- Jeżeli już wszystko wiadomo, to czas najwyższy zacząć zajęcia – kontynuował Moody, po czym postukał palcami o blat biurka, zastanawiając się, co dalej. Uczniowie otworzyli podręczniki na losowej stronie, czekając na nauczyciela. Mężczyzna ponownie odchrząknął i sięgnął po dziennik, zaglądając do środka. Przejechał szybko po ocenach, jakie Snape wystawiał ze swojego przedmiotu i uniósł wysoko brwi. – Widzę, że nie bardzo się staracie.

- To profesor Snape jest niesprawiedliwy – mruknął Ron, ale na tyle głośno, aby każdy mógł go usłyszeć.

- No tak – mlasnął Moody. – To też jakiś powód.

Raz jeszcze omiótł wzrokiem całą listę, po czym zamknął dziennik i odrzucił go niedbale na biurko.

- Myślę, że zrobimy dodatkowe zajęcia z Obrony, a oceny wpiszemy wam, jako te z eliksirów. Co wy na to?

Po klasie ponownie rozeszły się podniecone szepty. Większość zdawała się być zadowolona z takiego rozwiązania. Gryfoni od zawsze byli traktowani po macoszemu na lekcjach Severusa. Mężczyzna odejmował nam punkty za cokolwiek, a oceny także nie były adekwatne do zadań czy przyrządzonych eliksirów. Najbardziej uradowani okazali się ci, co mieli najgorsze oceny z tego przedmiotu. Tym sposobem mogli sobie podnieść średnią z zajęć Snape’a i to całkowicie legalnie.

- A czy to będzie w porządku? – Odezwała się nagle Hermiona, podnosząc niepewnie rękę. – Profesor Snape może być niezadowolony.

- Kogo to obchodzi! – Prychnął Ron, zakładając ręce na piersi. – Daj żyć, Hermiono!

Moody nie skomentował tego, ale uśmiechnął się pod nosem, po czym kazał nam pochować wszystkie podręczniki z powrotem do toreb i wstać. Odsunęliśmy się pod ścianę. W tym czasie nauczyciel przygotował salę do ćwiczeń, odsuwając na bok wszystkie ławki, kociołki, a także krzesła.

- Zaczniemy od Expelliarmus – powiedział Moody, kiedy czekaliśmy na kolejny ruch profesora. – Dobierzcie się parami i przećwiczcie kilka razy machanie różdżkami, a potem spróbujcie się rozbroić nawzajem. Klaro, znajdź sobie inną parę – dodał, widząc jak stajemy z przyjaciółką naprzeciwko siebie, gotowe do ćwiczeń.

- Dlaczego? – Oburzyłam się.

- Alex, ty masz zaklęcie tarczy do odrobienia – wyjaśnił spokojnie i gestem ręki zaprosił mnie do siebie. Przygryzłam wargę, zostawiając Gryfonkę, do której zaraz podszedł Neville i zapytał, czy może z nią potrenować.

- Myślałam, że na szlabanie odrobię zajęcia.

- Na szlabanach będziemy ćwiczyć coś innego, a skoro dzisiaj nadarzyła się okazja do potrenowania, dlaczego miałbym z tego nie skorzystać?

Nie skomentowałam, tylko stanęłam naprzeciwko nauczyciela. Moody rozejrzał się po klasie, czy wszyscy wykonują jego polecenia, po czym kiwnął głową sam do siebie, a następnie zwrócił się ponownie do mnie:

- Zwarta i gotowa?

- Chyba tak – burknęłam, wzruszając ramionami. Wyciągnęłam przed siebie różdżkę.

Pomimo mojego podłego humoru i myśli, które skierowane były wyłącznie na Severusa, udało mi się wyczarować tarczę i obronić się przed atakami Moody’ego. Profesor wyglądał na zadowolonego i po kilku próbach dał mi spokój. Następnie kazał przetrenować zaklęcie rozbrajające z osobą, która nie miała pary. On w tym czasie zaczął przechadzać się po klasie, obserwując dokładnie poczynania pozostałych. Przy jednych zatrzymywał się na dłużej, zmieniał kąt ustawienia dłoni, sposób, w jaki trzymali swoje różdżki, a innych omijał bez słowa zadowolony z wyników ćwiczeń.

Po godzinnym treningu, przywrócił klasę do poprzedniego wyglądu. Wszyscy zasiedliśmy z powrotem w naszych ławkach, a Moody na nowo chwycił dziennik i długie, orle pióro, które uprzednio zamoczył w kałamarzu. Oparł się pośladkami o blat biurka Snape'a i zaczął wypisywać oceny. 

- Więc tak… - mruknął pod nosem, oblizując spierzchnięte wargi. – Pan Weasley Powyżej Oczekiwań. Mógłbym ci wstawić Wybitny, ale musisz popracować nad techniką i mniej gadać, zrozumiano?

Ron pokiwał energicznie głową, po czym szturchnął ramieniem Harry’ego, któremu aż okulary zjechały na nos. Brunet poprawił je szybko, szczerząc się do kolegi. Oboje dobrze wiedzieli, że Ron nigdy w całej swojej karierze w Hogwarcie, nie dostał z Eliksirów „P”. To była kompletna nowość, która poprawiła mu humor na cały dzień.

- Neville, Zadowalający – ciągnął dalej Moody, bazgrząc piórem w dzienniku. – Więcej ćwiczeń, drogi chłopcze, więcej ćwiczeń.

- Tak jest, profesorze – odezwał się Gryfon, skacząc z radości na krześle. On również nigdy nie awansował na zajęciach Snape’a, a najwyższa nota, jaką dostał to zaledwie Nędzny.

- Pan Crabbe i pan Goyle również po Zadawalającym, a reszta dostaje same Wybitne.

Klasa zawyła donośnie z radości. Każdy zaczął sobie gratulować i bić brawa. Przez moment zrobiło się głośno, ale Moody postanowił tym akcentem zakończyć zajęcia i kazał nam pamiętać o prawdziwych lekcjach z Obrony, na których wszyscy będą musieli się bardziej wykazać.

- Cieszcie się, frajerzy – zaśmiał się Draco Malfoy, przepychając się przez innych uczniów. Spojrzał na naszą grupkę z wyższością, dłużej zatrzymując spojrzenie na Klarze. – To prawdopodobnie jedyna okazja na Wybitne z Eliksirów w waszym życiu.

- Spieprzaj stąd, Malfoy! – Syknął Ron, wychodząc przed szereg. – Zajmij się swoim nędznym życiem!

- A ty poproś matkę, żeby nie rżnęła się z twoim nędznym ojczulkiem, bo znowu na świat wyjdą kolejne rude kreatury! – Zaśmiał się chłopak.

Ron rzucił się do przodu, ale w porę został przytrzymany przeze mnie i Harry’ego. Mieliśmy spore problemy, żeby go utrzymać, ponieważ w chłopaka wstąpiły jakieś nadnaturalne moce, co było zrozumiane. Malfoy był podłym gnojem dla wszystkich. Nie widział niczego poza czubkiem swojego nosa.

- Co tutaj się dzieje? – Zapytał nagle Moody, podchodząc bliżej. Blondyn przestał się uśmiechać pod nosem i spoważniał, a następnie obrócił się na pięcie i opuścił salę. Pewnie w dalszym ciągu pamiętał zdarzenie, kiedy profesor zamienił go we fretkę.

Wyszliśmy na zewnątrz. Większość zapomniała o nieobecności Snape’a i raczej była z tego faktu niezmiernie zadowolona. Tylko Hermiona mruczała pod nosem, ale nikt jej nie słuchał. No i ja. Zerknęłam na boczny korytarz, który prowadził do komnat Severusa. Stałam tak kilka sekund, bijąc się z myślami, aż w końcu zostałam sprowadzona z powrotem na ziemię przez przyjaciółkę i samego Moody’ego.

- Wszystko w porządku, Alex? – Zagadnął, patrząc na mnie uważnie. – Jesteś jakaś nieswoja.

Zamrugałam kilka razy, patrząc mu prosto w oczy. Czułam się lekko otępiona. Zniknięcie Severusa nie dawało mi spokoju. Przecież on NIGDY nie opuszczał swoich zajęć, a jeżeli miał coś załatwić dla Dumbledore’a, mógł to zrobić poza swoimi godzinami lekcyjnymi.

- Profesorze, miałyśmy wyjątkowo ciężki weekend – odezwała się za mnie Klara, ponieważ ja w dalszym ciągu wyglądałam, jakbym dostała tłuczkiem w głowę.

- Przykro to słyszeć – odparł smutno Moody. Jego magiczne oko w dalszym ciągu nie chciało przestać mnie szpiegować. – Mam rozumieć, że wesele się nie udało?

- Cóż… - Klara podrapała się po głowie. Spojrzała na mnie, oczekując pomocy, ale zdawałam się być nieobecna. – Można powiedzieć, że nie bawiłyśmy się tak, jakbyśmy tego chciały.

- Na szczęście jesteście już w szkole – stwierdził profesor i pogłaskał Klarę po ramieniu. – A Alex jak zwykle potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie. Do zobaczenia więc na obiedzie, a teraz wybaczcie, ale czekają mnie kolejne zajęcia. – Moody postukał się palcem po zegarku, który miał na nadgarstku i ruszył w górę lochów, stukając miarowo swoją laską. Przyjaciółka patrzyła za nim przez chwilę, a następnie potrząsnęła mną lekko.

- Alex, żyjesz?

- Myślisz, że to prawda? – Zagadnęłam, otrząsając się nagle.

- Co?

- To, że Snape załatwia coś dla Dumbledore’a.

- A dlaczego nie? – Wzruszyła ramionami. – Dyrektor jest już starszą osobą. Zapewne dużo nauczycieli pomaga mu, załatwiając za niego różne sprawy.

- Pewnie masz rację – westchnęłam, uśmiechając się do niej. – Swoją drogą, Snape się wkurzy, że Moody postawił nam „W” z jego zajęć.

- Pewnie będzie negocjował te oceny, więc jeszcze się nie cieszę. Czuję, że nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Kolejna Granger – skomentowałam.

Wyszłyśmy z lochów, kierując się na kolejne zajęcia, którymi miały być Zaklęcia z Flitwickiem. W korytarzu minęliśmy się z szóstym roku Slytherinu. Uczniowie jak zwykle zachowywali się, jakby byli pępkami świata. Rozpychali się na boki i trącali nas specjalnie, śmiejąc się pod nosem. Na szarym końcu szło nasze „nieulubione” rodzeństwo. Sabrina opowiadała żywo o czymś swojemu bratu, a ten słuchał jej z kamienną twarzą, przyciskając jak zwykle notatnik do piersi. Dziewczyna miała na sobie swoje codzienne ciuchy.

- Już z daleka widać, jakie jesteście przygaszone – zaśmiała się, podchodząc bliżej. Samuel chciał nas wyminąć i iść dalej, ale jego siostra odchrząknęła specjalnie, zatrzymując go. Chłopak podniósł głowę, a Sabrina uniosła wysoko brwi. – Nie przywitasz się ze swoją dziewczyną?

- On nie musi tego robić za każdym razem – odezwała się szybko Klara, broniąc Ślizgona.

- Nie musi? – Zdziwiła się Sabrina. – Przecież to twój „chłopak”, czyż nie?

- Tak, ale…

- Ma rację – przerwał szybko Samuel, uśmiechając się na siłę pod nosem. – Mój błąd. Przepraszam Klaro. Nie zauważyłem cię.

- Jasne – prychnęła cicho Sabrina, patrząc uważnie na swojego brata, jak podchodzi do Gryfonki, witając się z nią buziakiem w policzek. Dziewczyna od razu spłonęła rumieńcem, nie wiedząc jak się zachować. Miałam dość tej całej szopki. To było idiotyczne i nikomu niepotrzebne.

- Witaj, Samuelu – odezwała się w końcu Klara. – Jak się dzisiaj czujesz?

- Dobrze. Niestety, będę musiał was przeprosić. Zaraz mamy kolejne zajęcia, nie chcę się na nie spóźnić.

Gdy odszedł, będąc odprowadzonym przez nasze spojrzenia, Sabrina skomentowała pod nosem:

- Pierdolony pozer.

- Czemu tak mówisz? – Spytała Klara, ale Ślizgonka przewróciła oczami, popychając Klarę do przodu.

- Ty też spadaj na zajęcia, bo my mamy z Alex do pogadania, a to nie rozmowa dla dzieci.

- Nie mamy o czym gadać – syknęłam, chcąc ją wyminąć, ale ta chwyciła mnie mocno za rękę, nie pozwalając się ruszyć. – Co znowu?

- No idź już. – Sabrina pogoniła w końcu Klarę, która dała za wygraną i ruszyła wzdłuż korytarza. Ślizgonka poczekała, aż dziewczynie zniknie za rogiem, po czym podeszłyśmy do okna. – Jak się bawiłaś na weselu?

- Serio? – Zdziwiłam się. – Dlatego spóźniam się na lekcje, żebyś ty wiedziała, jak się bawiłam na tej gównianej szopce?

- Merlinie, jaka jesteś bojowa! – Zaśmiała się szczerze. – Ja za bardzo się zjarałam i połowy nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że włamałyśmy się do gabinetu Malfoya, a potem mu obciągałam.

- Co zrobiłaś?! – Rozszerzyłam oczy zszokowana. – Powiedz, że kłamiesz!

- Zgorszyło cię to? Proszę cię, chociaż ty nie udawaj takiej świętej. Zostałaś sama ze Snape’em w gabinecie. Zapewne też robiliście coś nieodpowiedniego.

- Co?! Ty oszalałaś! Nic mnie nie łączy ze Snape’em! – Wbiłam mocno palec w jej klatkę piersiową. – Kiedy ty to w końcu pojmiesz?! Rób sobie co chcesz i pieprz kogo chcesz, ale mnie w to nie mieszaj, jasne?

- Nie udawaj – odparła bez cienia zawahania, udając znużenie.

- Nie mam na to siły dzisiaj – jęknęłam, pocierając skronie. – Mówiłam ci to wiele razy, że nic mnie z nim nie łączy.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę, a następnie odeszłam bez słowa. Nie miałam ochoty na wykłócanie się i uświadamianie jej po raz kolejny tego samego. Choćby miała być ostatnią osobą na świecie, nie powiedziałabym jej prawdy.

***

Przez cały dzień obserwowałam stół nauczycielski, ale Severus nie pojawił się na żadnym posiłku. Nie widziałam go również spacerującego po szkole, co czasami mu się zdarzało, kiedy chciał wlepić kilka szlabanów niesfornym uczniom.

Następnego dnia w godzinach popołudniowych miałam odbyć szlaban z profesorem Moodym. Zapukałam więc do jego gabinetu. Chwilę musiałam odczekać, zanim profesor otworzył, ale gdy to zrobił bardzo się zdziwił, że mnie widzi.

- A jednak? Już myślałem, że się wywiniesz z tego jakoś. 

- Nie tym razem - rzuciłam cicho. 

Ostatnim czasy bardzo go zaniedbałam. Chciałam odświeżyć stosunki między nami, ale na drodze jak zwykle stanął Severus. Jego pocałunek wyprowadził mnie z równowagi i zniszczył wszystko, co starałam poukładać sobie w głowie. Nienawidziłam go i kochałam. Pragnęłam i również chciałam zranić. Nie sądziłam, że człowiek może czuć tyle emocji na raz. To naprawdę było przytłaczające. Miałam ochotę wyć do księżyca. Nic nie było tak, jak być powinno. Każdy pieprzony aspekt mojego życia wyglądał jak niedopasowane klocki.

- No dobrze – sapnął w końcu. – Wchodź. Proszę.

Weszłam posłusznie do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Moody od razu zaryglował je zaklęciem i wyciszył pomieszczenie. Zmarszczyłam lekko brwi. Czyżby profesor od razu chciał przejść do zajęć? W dalszym ciągu musiał mieć do mnie żal. Cóż, nie dziwiłam mu się.

- Zacznijmy więc od razu – dodał, odpinając dwa guziki swojej koszuli pod szyją.

Mężczyzna wyglądał na bardzo skupionego. Nawet się nie uśmiechał. Widać, jak bardzo wziął sobie do serca karę, jaką miałam odbyć. Chciał mnie poważnie ukarać za wejście do Zakazanego Lasu i ogólne nieposłuszeństwo.

- Więc jak to było? – Udawał, że się zastanawia, podwijając rękawy. – Jesteś zbyt porywcza i impulsywna?

- Nie uważam tego za coś złego, profesorze – odparłam, wyciągając z podkolanówki różdżkę. Moody zapatrzył się trochę dłużej na moje nogi, po czym przeniósł wzrok na twarz.

- Zależy od sytuacji – wyjaśnił. – Mogłaś zginąć w tym lesie.

- Ale nic się nie stało.

- „Ale… ale…” – mruknął niezadowolony, – Nie zawsze będziesz mogła użyć tego słowa. Musisz nauczyć się myśleć trzeźwo. Czasami zemsta lepiej smakuje na zimno.

- Czasami trzeba działać od razu – odparłam pewna swego. Wyciągnęłam przed siebie różdżkę, obawiając się, że Moody zaatakuje mnie bez ostrzeżenia, ale nic takiego nie nastąpiło. Nauczycie obracał swoją różdżkę między palcami i bacznie mnie obserwował. Co chwilę zwilżał wargi językiem, ale nie wykonał żadnego kroku. Poczułam się skołowana.

- Jak było na weselu, Alex? Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.

Opuściłam dłoń, unosząc brwi.

- Było do dupy.

- Język… - ostrzegł mnie.

- Przepraszam. Po prostu nie chcę o tym rozmawiać. To był jeden z gorszych dni w moim życiu.

- Aż tak źle?

- Nie miałam nawet okazji porozmawiać z bratem, a ojciec nie chciał mnie słuchać. Czułam się ignorowana przez każdego.

Moody kiwał co chwilę głową na znak, że mnie rozumie, po czym podciął mi nagle nogi zaklęciem. Upadłam twardo na kolana, lekko sobie je zdzierając. Syknęłam przy tym cicho i z żalem spojrzałam na mężczyznę.

- Co to miało być?! – Warknęłam, próbując się podnieść. Podniosłam jedno kolano, wspierając się na nim, ale znowu zostałam potraktowana w ten sam sposób.

- Widzisz… - Profesor odkaszlnął teatralnie. – Wyciągnąłem wcześniej różdżkę i ty także to zrobiłaś. Myślałaś, że cię zaatakuje, bo dałem ci jasno do zrozumienia, że twoje zachowanie sprzed tygodnia było niedopuszczalne. Mogłem tak zrobić, bo jestem niezadowolony z twojego postępowania, ale postanowiłem poczekać. Zająłem Cię rozmową, a następnie uderzyłem. Nawet się tego nie spodziewałaś – uśmiechnął się na koniec kącikiem ust.

- Tak się nie robi! Mogę już wstać? – W dalszym ciągu próbowałam się podnieść, ale mężczyzna musiał użyć jakiegoś dodatkowego czaru, ponieważ czułam się, jakbym miała kolana przyklejone do podłogi.

Moody przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, obracając swoją różdżkę między palcami, aż w końcu postanowił przerwać czar. Wstałam pospiesznie, spoglądając na swoje czerwone nogi. Zdusiłam w ustach kolejne przekleństwo i w ten sam sposób pragnęłam zaatakować nauczyciela. Niestety, nie było mi dane nawet podnieść różdżki, ponieważ Moody z łatwością mnie rozbroił, używając magii niewerbalnej.

- Czyżby lekcja niczego cię nie nauczyła? – Zacmokał z niedowierzaniem. – Doprawdy, Alex?

- To było upokarzające! – Ścisnęłam mocno dłonie w pięści.

- Owszem – przytaknął mężczyzna skinieniem głowy. – Ale powinnaś była odpuścić i zaatakować mnie w najbardziej niespodziewanym momencie, a nie rzucać się od razu. Wiedziałem, że to zrobisz.

- Od dziwnej strony zaczyna pan zajęcia – mruknęłam niezadowolona, rozmasowując kolana.

- Skoro tego chcesz, to może zacznijmy od czegoś prostszego – zaproponował, sięgając po swoją buteleczkę z tajemniczym płynem w środku. Zapatrzyłam się na niego, kiedy przyłożył do ust piersiówkę, po czym szybko odwróciłam wzrok speszona.

To, co z nim robiłam i na co mu pozwoliłam, wydawało się tak odległe, jakby wcale nie miało miejsca. Z jednej strony byłam zła, że dopuściłam go tak blisko siebie, ale z drugiej strony, było w nim coś takiego, co w dalszym ciągu pchało mnie w jego ramiona. Zarzekłam się, że jeżeli Severus nie potraktuje mnie poważnie, to pójdę do innego. Oczywiście, miałam tu na myśli profesora Moody’ego, ale wciąż nie byłam pewna, czy tego właśnie chcę. Nie miałam zamiaru zdradzać Snape’a. Moje słowa nigdy nie miały żadnego odzwierciedlenia. Powiedziałam to tylko dlatego, żeby zranić mężczyznę, ale Snape pozostawał niewzruszony. Jak zawsze.

- Może damy sobie dzisiaj spokój? – Poprosiłam błagalnie. – Profesorze, ja nie czuję się na siłach na dzisiejszy szlaban. Obiecuję, że na następny będę przygotowana.

Moody mruknął pod nosem.

- Coś się stało? – Spytał zaciekawiony. – Czy to zwykłe lenistwo?

- Czuję się źle przez swoją rodzinę i… - zawahałam się – to całe wesele – dokończyłam szybko.

Nauczyciel zmrużył zdrowe oko. Wydawało mi się, że nie uwierzył w bajeczkę, jaką mu zaserwowałam, ale, o dziwo, przystał na moje warunki.

- Pamiętaj tylko, że to szlaban, a nie zwykłe ćwiczenia – przypomniał mi, grożąc żartobliwie palcem. Uśmiechnęłam się do niego lekko i czym prędzej opuściłam gabinet.



***

Na obiedzie znowu zapatrzyłam się na stół nauczycielski. Miejsce Severusa w dalszym ciągu pozostawało puste. Nie sądziłam, żeby sprawa, jaką miał załatwić mężczyzna dla dyrektora trwała tyle czasu. Co mógł robić Severus? Gdzie przebywać? Przecież musiał zatrzymać się gdzieś na noc!?

Zaczynałam powoli wariować. Wzięłam więc potężny oddech, przymykając na moment oczy. W myślach policzyłam do dziesięciu i ponownie podniosłam powieki. Musiałam skierować swoje myśli na inne tory. Obiecałam sobie jak i Severusowi, że to koniec. Nie chciałam więcej cierpieć. Musiałam wziąć się w garść i żyć dalej. Skupiłam się więc na przyjaciółce, która co jakiś czas podnosiła głowę, obserwując sklepienie.

- Co robisz? – Zapytałam zdziwiona, omiatając wzrokiem obszernie zastawiony stół różnymi dobrodziejstwami. Ron zapakował sobie na talerz wszystkie skrzydełka, jakie były w półmisku i niczym ogr zabrał się za ich konsumowanie, rozpryskując mięso na boki. Hermiona patrzyła na niego z obrzydzeniem, ale nie powiedziała ani słowa. Harry siorbał w ciszy zupę, a bliźniacy, którzy siedzieli kilka miejsc dalej, kończyli właśnie swoje puddingi.

Patrzyłam na nich wszystkich, również mając ochotę coś przekąsić, ale ciągły niepokój nie pozwalał mi włożyć niczego do ust. W gardle miałam uciążliwą gulę, która za każdym razem, kiedy nie widziałam Snape’a tam, gdzie powinien być, robiła się coraz większa. Raz jeszcze zerknęłam na przyjaciółkę, kiedy ta ponownie podwinęła głowę.

- Co robisz? – Powtórzyłam, wzdychając cicho.

- Zaraz ma przyjść poczta, a ja mam nadzieję, że mama mi wysłała jakiś list – odparła. – Ojciec miał mi wszystko opowiedzieć, a jak zwykle to olał. Czasami się czuję, jakbym go nie miała.

- Witaj w klubie – burknęłam.

Nagle do wielkiej Sali wpadła chmara sów, opuszczając różne listy i paczki w konkretne miejsca. Nie spodziewałam się, że dostanę coś od ojca lub brata, więc nawet nie próbowałam znaleźć wzrokiem swojej sowy. Za to do Klary rzeczywiście przyszedł list, ale nie był zaadresowany pismem matki, a ojca. Dziewczyna jęknęła głośno, zawiedziona.

- Może w liście ci napisał, co się dzieje z twoją mamą? – Zasugerowałam.

- Tak myślisz? – Zapytała z naiwnością dziecka, mrugając oczami.

- Nie wiem, może. Otwórz, a się dowiesz.

Klara pospiesznie rozerwała białą papeterię, po czym zaczęła czytać na głos treść listu, ale nie na tyle głośno, żeby pozostali ją usłyszeli.

- Witaj Klaro. Przyjęcie było wspaniałe! Mój wspólnik obdarzył mnie szczególnym zaufaniem i postanowił powierzyć mi swój mały biznes w Londynie. Czyż to nie cudowne? W końcu odbijemy się od dna córeczko i wszystko będzie idealne! Ps. Jak dostaniesz jakiś list od matki, to daj mi znać.

Klara skończyła czytać, a następnie zmięła papier w dłoniach i schowała do kieszeni. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak podminowanej jak teraz.

- Tylko tyle?! – Pisnęła ze łzami w oczach. – Marne post scriptum?!

- Nie przejmuj się – poklepałam ją po ramieniu. – Może twoja matka go zostawiła, a on jest zbyt dumny, żeby przyznać, jaki jest żałosny? Pewnie niedługo do ciebie napisze.

- Mam nadzieję, bo zaczynam się martwić.

- Ciągle coś – westchnęłam cicho, załamując się powoli. Od pewnego momentu ciążyło nad nami jakieś fatum. Nie mogłyśmy cieszyć się swoim nastoletnim życiem, jak każdy inny uczeń. Złe rzeczy, jakie na nas spadały, były niczym lawina kłopotów, problemów i tajemnic.

Raz jeszcze zerknęłam na bliźniaków. George również podniósł głowę, a nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Chłopak puścił do mnie oczko i wskazał na wolne miejsce koło siebie. Przeprosiłam więc przyjaciółkę na chwilę, podchodząc do rudzielca. Usiadłam obok niego ciężko.

- Co chcesz? – Spytałam, przypatrując mu się dziwnie.

- Masz – odezwał się, podsuwając mi pod nos pucharek z sokiem dyniowym. – Napij się.

- Nie chce mi się pić, chyba że to z alkoholem.

- Nie dowiesz się, jak nie spróbujesz. – Szturchnął mnie zachęcająco ramieniem. Zmrużyłam oczy, wyczuwając podstęp, ale szczery uśmiech chłopaka odgonił moje dziwne myśli. Chwyciłam naczynie w dłonie, gdy kątem oka spostrzegłam jak pielęgniarka podchodzi do Dumbledore’a i szepcze mu coś na ucho. Nagle coś mnie tknęło. Odłożyłam szybko pucharek, wylewając nieznaczną ilość soku na swoją rękę.

- Co się stało?! – Zapytał nagle przejęty chłopak. Wpatrywał się w moją mokrą rękę, jakbym zrobiła sobie krzywdę. Wytarłam ją szybko o skraj spódnicy.

- Musisz mi pomóc…



***

Pożyczyłam od George’a to dziwne pudełeczko, które zdołało otworzyć schowek Snape’a i czym prędzej udałam się do lochów. Wiedziałam, że zachowuję się irracjonalnie, ale pielęgniarka wzbudziła we mnie pewnego rodzaju niepokój. Musiałam sprawdzić prywatne kwatery Severusa, żeby mieć pewność, że mężczyzna jest cały i zdrowy. I rzeczywiście wykonuje polecenia Dumbledore’a.

Prześliznęłam się przez puste korytarze i stanęłam pod gabinetem, wyciągając z kieszeni pakunek. Zanim jednak go otworzyłam, postanowiłam zapukać. Nie chciałam wyjść na wariatkę i włamywać się do jego gabinetu jak jakiś intruz.

Przez chwilę stałam grzecznie, czekając na cokolwiek, ale nawet nie dosłyszałam szmerów dochodzących ze środka. Niczego. Otworzyłam więc pudełko i przytknęłam do dziurki od klucza. Mały stworek pomachał mi na dzień dobry i czmychnął do środka, grzebiąc wewnątrz na prawo i lewo. Nachyliłam się nieco, chcąc zobaczyć co on tam wyprawia, ale po chwili usłyszałam brzdęk jakiejś sprężynki, a następnie żyjątko wyskoczyło z powrotem, chowając się na nowo w pudełku.

Przez chwilę stałam w ciszy, denerwując się sięgnąć po klamkę, ale koniec końców, postanowiłam za nią chwycić. Drzwi otworzyły się. Wewnątrz paliły się świece oraz kominek. Weszłam szybko do środka, zamykając za sobą drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało tak, jakby mężczyzna był obecny w swoich kwaterach, ale nie pojawiał się na posiłkach, na zajęciach i nie odpowiadał na pukania. Rozejrzałam się po gabinecie, natrafiając wzrokiem na szklaną gablotkę, która była otwarta. Koło niej na podłodze leżała masa rozbitych flakoników i duża kolorowa plama po eliksirach, która powoli zasychała. Tuż obok na ścianie zauważyłam ślady krwi.

Pisnęłam cicho, sięgając szybko po różdżkę. Ktoś musiał włamać się do jego gabinetu! Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Cała się trzęsłam, ale musiałam wziąć się w garść. Jeżeli Severus leżał gdzieś nieprzytomny, najważniejszym było zachować zimną krew i działać rozsądnie. Przeszłam przez kolejne pomieszczenie, ale bawialnia wyglądała normalnie. Zero oznak włamania. Zerknęłam więc na drzwi od sypialni i niepewnie ruszyłam w ich kierunku z duszą na ramieniu.

W sypialni tliło się przyciemnione światło, a w kominku palił ogień. W powietrzu unosił się ziołowy zapach, a w łóżku leżał Severus. Zamarłam.

Przez chwilę wydawało mi się, że tkwię w jakimś równoległym świecie. Że to wcale nie miało miejsca. Czułam się tak, jakbym patrzyła na to wszystko z boku. Severus. Mój Severus. Leżał w swoim łóżku przykryty do połowy kołdrą. Miał na sobie satynową, czarną górę od piżamy rozsuniętą na boki. Na podbrzuszu widniały fioletowe siniaki, a klatka piersiowa mężczyzny owinięta była mocno bandażem, tak samo jak lewa dłoń, która spoczywała spokojnie na temblaku. Mężczyzna spał, ale twarz miał w dalszym ciągu napiętą, a brwi ściągnięte. Jego oblicze kontrastowało z tym, co widziałam. Jakby jego umysł w dalszym ciągu walczył z bólem, który był niemalże namacalny. Severus wyglądał tak krucho i mizernie. Zupełnie inny obraz człowieka, którego znałam na co dzień; silnego, pewnego siebie.

Różdżka wypadła mi z ręki i potoczyła się pod fotel, a ja zachwiałam się niebezpiecznie, tracąc równowagę. Oparłam się więc o ścianę, wpatrując się w miłość swojego życia, która wyglądała, jakby miała zaraz zejść z tego świata.

- Nie… - jęknęłam płaczliwie i czym prędzej oderwałam się od ściany, podchodząc bliżej.

Sięgnęłam niepewnie do jego zdrowej ręki, która leżała na materacu i pogłaskałam ją pieszczotliwie, a następnie klęknęłam przy jego łóżku, opierając policzek o jego ciepłą dłoń. Nie mogłam uwierzyć, że on tu leżał cały poobijany i posiniaczony, a nam wciskano bajkę, że wykonuje jakieś zadanie dla Dumbledore’a. Gdyby nie to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi od wczoraj. Przeczucie, że z Severusem dzieje się coś niedobrego, to dalej żyłabym w niewiedzy i prawdopodobnie nigdy nie dowiedziała się, dlaczego Snape był nieobecny.

Nawet nie wiem, ile tak przeleżałam. Głowa zaczynała mi pulsować od płaczu, a gdy ją podniosłam, ujrzałam mroczne spojrzenie wbite w siebie. Przełknęłam cicho ślinę.

- Przepraszam, ale….

- Co. Tu. Robisz? – Wycedził przez ściśnięte zęby, przerywając mi. Wyswobodził dłoń spod mojego dotyku i wsparł się na łokciu. – Jak się tu dostałaś?

- Nie pojawiałeś się na zajęciach i posiłkach – szepnęłam, zalewając się łzami. – Kto ci to zrobił?! Nie daruję nikomu, kto cię skrzywdził, rozumiesz?!

Snape był zły. Pomiędzy krzywieniami z bólu, zauważyłam również jak jego oczy ciskały gromami. Próbował usiąść wyprostowany, ale ledwo dawał radę w pozycji półsiedzącej. Wstałam więc szybko z klęczek chcąc mu pomóc, ale nawet nie mogłam go dotknąć.

- Zostaw mnie! – Warknął rozwścieczony. – Zapytam raz jeszcze, jak się tu, do cholery, dostałaś?! Niemożliwe, żebyś użyła prostego zaklęcia otwierającego!

- Przestań, to nie jest ważne! – Jęknęłam. – Severusie, martwię się o ciebie. Wydobrzejesz, prawda? Powiedz, że nic ci nie będzie.

Mężczyzna patrzył na mnie przez chwilę i westchnął głośno, przykładając palce do nasady nosa. Przez moment zastygł w jednej pozycji, ale w końcu się opamiętał i opuścił rękę.

- Jesteś niemożliwa – mruknął oschle. Zauważyłam jak sięgnął ręką pod koc, wyciągając na wierzch różdżkę.

- Co chcesz zrobić? – Spytałam zaniepokojona.

- Próbowałem wszystkiego, żeby cię do siebie zniechęcić, a ty dalej swoje. Na dodatek, jesteś niewiarygodna dla samej siebie. Dwa dni temu zapewniałaś mnie, że dasz mi spokój, a dzisiaj włamujesz się do mojej sypialni i zachowujesz jak pieprzona żona.

- Bo mi zależy na tobie! – Krzyknęłam. – Nie rozumiesz? Jak mam przejść obojętnie, kiedy tu leżysz cały posiniaczony i poturbowany!

- Dość – zagrzmiał podniesionym głosem, wyciągając przed siebie różdżkę. Ręka mu drżała, kiedy celował nią we mnie. Byłam przekonana, że to przez obrażenia, jakich doznał, ale nie miałam pojęcia, że kryło się w tym również co innego. Coś, co Severus ukrywał nawet przed samym sobą. – Nie chciałem tego robić, ale to jedyne wyjście.

- Co ty wyprawiasz?! – Zrobiłam krok do tyłu, patrząc mu prosto w oczy. – Chyba nie chcesz…

- Legilimens.

Blask jasnego światła uderzył mnie prosto w głowę. Snape wtargnął do niej z łatwością, przeczesując moje wspomnienia, szukając tych, które miały z nim związek i zaczął je zmieniać w dogodny dla siebie sposób. Szlabany z nim okazały się zwykłymi karami, podczas których musiałam myć kociołki i ścierać zaschnięte breje z den. Wszystkie inne momenty, które spędzaliśmy razem również zostały zmodyfikowane. Każda intymna chwila, spojrzenie, gest. Mężczyzna powoli przestawał być dla mnie kimś ważnym, a stawał się być na nowo znienawidzonym dupkiem od eliksirów. Czułam, jak po policzkach spływają mi gorzkie łzy bezsilności. Nie chciałam go tracić w żaden sposób, a już na pewno nie w taki.

- Proszę… - Udało mi się jeszcze wypowiedzieć to jedno słowo, zanim…

- Drętwota – usłyszałam z daleka, po czym wszystko się rozmyło.

***



Obudziłam się w bibliotece z głową w podręczniku od Transmutacji. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, w uszach szumiało. Czułam się tak, jakbym była na kacu, a przecież nic nie piłam. Albo nie pamiętałam, że to robiłam.

Podniosłam się do siadu, wpatrując się pustym wzrokiem w książkę. Wkuwanie do późnych godzin nocnych zdecydowanie nie wychodziło mi na dobre. Być może dlatego czułam się tak okropnie. Przyswajanie na raz, dużej ilości niezbędnych informacji, mogło spowodować to dziwne brzęczenie w mojej głowie. Szkoda tylko, że nie pamiętałam, czego się uczyłam.

Odłożyłam podręcznik na swoje miejsce i czym prędzej wyszłam z pomieszczenia. Korytarze wydawały się opustoszałe, ale z daleka słyszałam różne rozmowy i szepty. Być może była to godzina kolacji? Nie miałam pojęcia, ile spałam. Wszystko rozmywało się w jedną, bezkształtną plamę. Chwyciłam się za skronie, próbując je rozmasować, gdy nagle usłyszałam znajomy głos ze schodów.

- Dalej nie w humorze? – Spytała Sabrina, siedząc na półpiętrze z twarzą Lucjana przylepioną do klatki piersiowej. Dziewczyna zaciągała się skrętem, a Ślizgon wyglądał, jakby znajdował się w siódmym niebie. Miał błogi wyraz twarzy, przymknięte oczy.

- Daj mi spokój – warknęłam, nie mogąc uporać się z tym cholernym bólem głowy.

- Nie dokończyłyśmy naszej rozmowy – kontynuowała. – Tej z rana.

- Gdybym ja jeszcze pamiętała, o czym rozmawiałyśmy – westchnęłam, podchodząc bliżej. – Serio zrobiłaś z niego swoją podwładną dziwkę – dodałam, krzywiąc się na widok Lucjana. Doprawdy, jak można było tak nisko upaść i to dla kogo? Dla popieprzonej Sabriny Pyrites?

- Wypraszam sobie – mruknął rozanielony brunet. – Na wiele jej pozwalam, ale też bez przesady – otworzył oczy, patrząc na mnie z rozbrajającym uśmiechem. – Tobie też bym pozwolił na wiele, ale się zawzięłaś.

- Bo Alex ma podobny typ do mojego – zachichotała Sabrina, puszczając mi oczko. – Więc, opowiesz w końcu, co robiłaś ze Snape’em?

- Z kim? Co robiłam? Ale, że kiedy?

- Ze Snape’em? – Zapytał nagle Lucjan, podnosząc w końcu głowę z piersi swojej dziewczyny.

- Co? – Zmarszczyłam czoło. – O czym ty, do cholery, mówisz? Jaki Snape? – Skrzywiłam się.

-Nie udawaj – prychnęła, po czym spojrzała znacząco na Ślizgona. – Dasz nam chwilę?

- Mam już dość sekretów! – Oburzył się. – Ciągle jestem pomijany, a jeżeli chodzi o Alex i Snape’a, to kilka miesięcy temu, Draco sam ją o to podejrzewał, że mu daje dupy. Żadna nowość. Tyle, że wtedy Alex się wszystkiego wyparła, a teraz niby jest inaczej?

- Co wy gadacie do mnie?! – Zdenerwowałam się nie na żarty. – Pojebało was?! Kto rozpowiada takie ploty, że ja i ten… - wzdrygnęłam się na samo wspomnienie mężczyzny – zwariowaliście do reszty!

Sabrina patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu odpuściła temat. Pociągnęła Lucjana za krawat, a chłopak ponownie położył wygodnie głowę na jej piersi. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, głaszcząc go po głowie, jakby był jej prywatnym zwierzątkiem.

- Jesteście popaprani – dodałam, pokazując im środkowy palec, po czym postanowiłam wrócić do wieży. Nie mogłam uwierzyć, że po szkole chodziły pogłoski, że niby ja i Snape mieliśmy coś ze sobą robić. Na jakiej podstawie, w ogóle, tak stwierdzono?! To, że miałam z nim kilka pieprzonych szlabanów, nie oznaczało, że od razu łączy nas coś więcej! Przecież ten pieprzony dupek nie był nawet w moim typie!

Przechodząc przez dziurę w portrecie, usłyszałam znajome głosy. Już wiedziałam, że nie będzie mi dane pobyć samej w pomieszczeniu przy ciepłym kominku.

Na sofie siedziała Klara z książką w ręce, a obok niej George i Fred z Angeliną. Harry z Ronem leżeli na brzuchach przy ogniu, grając w szachy, a Hermiona odrabiała zadania domowe w fotelu. George, gdy tylko mnie zobaczył, opuścił na chwilę towarzystwo, podchodząc do mnie.

- Masz Alfreda?

- Słucham? – Zdziwiłam się. – Czemu dzisiaj wszyscy zadają mi absurdalne pytania? To jakiś międzynarodowy dzień takich pytań?

- Co? O czym ty mówisz?

- A ty?

- Popołudniu pożyczyłem ci „łamacza zamków”. Nazywam go Alfred, bo to małe żyjątko. Dość pomocne, a trzeba być człowiekiem i mieć uczucia, rozumiesz?

- Nie – odparłam zgodnie z prawdą, po czym zaczęłam przeszukiwać kieszenie, ale oprócz różdżki w podkolanówce, nie posiadałam nic innego. – Ja nawet nie wiem, po co mi to było.

- Też nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie chciałaś powiedzieć. Wzięłaś to tylko i uciekłaś z wielkiej Sali. – Nie mów, że zgubiłaś – jęknął na koniec, patrząc na mnie uważnie.

- Przepraszam, ale ja nawet nie wiem, gdzie mogłabym to zgubić. Byłam w bibliotece, ale raczej już wtedy nie miałam tego przy sobie.

- Kurde… - Chłopak podrapał się po głowie, zerkając na chwilę przez ramię na swojego brata. – To było w fazie testów, ale dawało radę. Ponowne wyhodowanie Alfreda zajmie nam trochę czasu.

- Serio, przepraszam cię. Jak mogę ci to wynagrodzić? Nie chcę, żebyś był na mnie wkurzony.

- Co proszę? – Zdziwił się, otwierając szeroko oczy. – Chcesz mi to wynagrodzić? A gdzie zbluzganie mnie i zwyzywanie od idiotów, jak zwykle to robiłaś?

- Pożyczyłam coś twojego i zgubiłam, więc chcę ci to jakoś wynagrodzić. To takie dziwne?

George zastanowił się przez moment, po czym kazał mi podejść do reszty i poczekać na niego. Sam w tym czasie wszedł szybko po schodach prowadzących do męskiego dormitorium.

- Gdzie byłaś? – Spytała nagle Klara, kiedy usiadłam obok niej na kanapie. – Wiesz, że opuściłaś wieczorne zajęcia?

- Uczyłam się transmutacji w bibliotece – odparłam zgodnie z prawdą. Powiedziałam to tak szczerze i pewnie, że przyjaciółka spojrzała z uznaniem, nie zadając więcej pytań.

- Ej, Alex, jeżeli zamierzasz znowu kręcić z George’em, to tak łatwo na to nie pozwolę, jasne? – Odezwał się nagle Fred, grzebiąc w swojej torbie.

- Słucham? Co jest z wami wszystkim dzisiaj?! – Warknęłam. – Nie kręcę z nim. Już dawno temu wyjaśniliśmy sobie, co jest między nami i nie pozwalam mu myśleć inaczej, rozumiesz?

Rudzielec wyciągnął w końcu białego, okrągłego cukierka i przysunął mi go pod nos na otwartej dłoni. Klara wychyliła się nieco do przodu, chcąc zobaczyć, co takiego kombinuje bliźniak i zbladła.

- Chyba nie chcesz jej tego dać?! – Zdenerwowała się. – To nielegalne.

- Wyluzuj – syknął na nią. Angelina uśmiechała się pod nosem, a reszta w dalszym ciągu zajęta była sobą. – Jeżeli na serio chcesz być ponownie w naszej paczce i mamy ci zaufać w stu procentach, to musisz to wziąć do buzi.

- Co to jest? – Spytałam zaciekawiona, biorąc do ręki kulkę.

- Cukierek prawdy – wyjaśnił z dumą w głosie. – Zjesz go i powiesz wszystko, o co cię spytamy. Jeżeli nie masz żadnych sekretów przed nami, to nie zawahasz się, prawda?

- Aż tak mi nie ufacie?

- Ciężko zaufać komuś, kto cały czas się wymyka, nie mówi prawdy i kłamie – odpowiedział.

- Na przykład z tym Bułgarem – dodała, jakby od niechcenia, Hermiona, nie odrywając nawet pióra od pergaminu. Czyli jednak przysłuchiwała się wszystkiemu.

- Nie musisz tego brać! – Powiedziała twardo przyjaciółka, chwytając mnie za ramię. – Nic im nie musisz udowadniać. Jeżeli masz swoje tajemnice, to ja to szanuję. Każdy coś ukrywa przed innymi.

- Tobie też mam to włożyć do ust, żebyś wyjawiła swoje sekrety? – Zaśmiał się chłopak, ale Angelina zrugała go spojrzeniem, więc od razu się uspokoił. – Alex, to jak?

- Zależy, co chcesz wiedzieć – zastanowiłam się. – Nie mam ochoty mówić ci o wszystkim. Tak, jak wspomniała Klara, każdy z nas ma tutaj coś do ukrycia i nie chciałby, żeby reszta o tym wiedziała.

- Zapytam cię tylko o George’a i Bułgara. Słowo – zarzekł się.

- To ci mogę powiedzieć bez takich specyfików.

- Wolę mieć pewność.

- Jak w ogóle możesz wymuszać na kimś prawdę za sprawą takiego wynalazku?! – Oburzyła się Klara. – Ze mną było to samo. To podłe, wiesz?!

- Przynajmniej wiem, na czym stoję.

- Dobra. Zrobię to – postanowiłam, po czym bez zbędnych pytań włożyłam do ust cukierek. Był bardzo słodki i szybko się rozpuszczał.

Wszyscy nagle przestali zajmować się swoimi sprawami, podnosząc głowy i patrząc na mnie wyczekująco. Nawet Klara przez chwilę zapomniała jak się oddycha.

- Nie wierzę, że to zrobiła! – Zaśmiała się podle Angelina, pukając palcem po czole. – Wariatka! Przez tyle miesięcy nas zwodziła, a teraz co?

- Nie zwodziłam was w niczym – odparłam spokojnie, czekając aż Fred zapyta w końcu o to, co chciał.

Rudzielec również musiał być w szoku i nie spodziewał się, że z taką łatwością namówi mnie za zjedzenie jego wynalazku. W końcu jednak się opamiętał, odkaszlnął i zadał pierwsze pytanie:

- Dlaczego olałaś George’a?

- Nie! – Krzyknęła nagle Klara, rzucając się na mnie. Zakneblowała mi usta ręką, ale odciągnęłam jej dłoń od twarzy.

- Chcesz mnie upokorzyć? – Zapytałam rudzielca wściekła. – Proszę bardzo.

- Alex, nie mów! Fred! Nie masz prawa! – Niemal widziałam łzy w jej oczach.

- Spokojnie. To było dawno. Nie mam z tym już problemów. Nie olałam George’a. Miałam się z nim spotkać, ale zostałam napadnięta przez Flinta. Gdyby nie profesor Moody, prawdopodobnie ten pojeb by mnie zgwałcił.

Zapadła cisza. Nawet Hermiona nie wtrąciła żadnego komentarza. Patrzyła na mnie zszokowana z lekko otwartymi ustami.

- Masz, co chciałeś! – Warknęła Klara na chłopaka. – I jak się z tym teraz czujesz?

- George o tym wie – dodałam, wzruszając ramionami. – Ale było już za późno na zejście się.

- Spotykałaś się z Bułgarem? – Zadał kolejne pytanie, chociaż widziałam, że po moim wyznaniu, nie miał już ochoty na dalsze bawienie się w detektywa.

- Tak.

- To niemożliwe – szepnęła Hermiona, czując się nieswojo, że została wciągnięta w cały ten cyrk. – Żaden z nich nigdy z tobą nie chodził.

- Bo nie chodziliśmy ze sobą, tylko się spotkaliśmy kilka razy na seks. Nawet nie wiem, jak się nazywał. To było krótkie i zakończyło się moim złamanym sercem. – Poczułam łzy na policzkach, ale szybko wytarłam je wierzchem dłoni. Nie wiedzieć czemu, ale poczułam nagle olbrzymią pustkę w sercu. – Możemy to zakończyć już?

Fred patrzył na mnie przez chwilę, przełykając ciężko ślinę, aż w końcu sięgnął po piwo.

- Napij się. Jak usuniesz smak cukierka z ust, to przestanie działać – wyjaśnił. Sięgnęłam po butelkę, upijając trochę alkoholu.

- Macie, czego chcieliście – powiedziałam w końcu, wzdychając głęboko. – Nigdy was nie okłamywałam.

W pokoju panowała grobowa cisza. Harry z Ronem nie wiedzieli jak się zachować, więc wstali szybko z dywanu, poklepali mnie po ramieniu i czym prędzej ulotnili się do dormitorium. Na schodach minęli się z uradowanym George’em. Bliźniak od razu wyczuł, że coś jest nie tak, więc czym prędzej pokonał dystans kilku stopni, podchodząc do nas.

- Co się dzieje? – Zapytał poważnie.

- Twój brat podał Alex „kulkę prawdy” – burknęła Klara, zakładając ręce na piersi.

- Co zrobiłeś? – George nie dowierzał w to, co słyszy. – Czemu jej to podałeś, stary?

- Żeby nas więcej nie robiła w balona – odparł drugi rudzielec, podnosząc się do brata. – Nie udawaj moralnego teraz. Sam chciałeś jej to podać, ale nigdy nie miałeś jaj na to!

George przeklął pod nosem, chwycił brata za ramię i siłą zaciągnął w ciemny kąt pokoju. Bliźniacy zaczęli się wykłócać między sobą, doszło nawet do lekkich przepychanek, ale bez większych szkód.

- Merlinie, mam dość – jęknęła nagle Angela, również się podnosząc. – Idę spać. Możecie mu to przekazać, jak skończy się wykłócać ze swoją kopią?

- Ja też idę – zawtórowała jej Hermiona. – Alex…

- Nie – warknęłam. – Żadnej jebanej litości, Granger.

Gryfonka wzniosła oczy do nieba, ale bez słowa udała się do sypialni razem ze swoją starszą koleżanką. W pokoju wspólnym zostałyśmy tylko my i kłócący się bliźniacy.

- Jak się czujesz? – Spytała cicho przyjaciółka, przytulając mnie do siebie.

- Normalnie. Chcieli prawdy, to ją dostali. Może teraz będzie tak, jak kiedyś.

- Masz na myśli czasy, kiedy siedziałaś z nimi w łazience Prefektów? – Zawstydziła się dziewczyna.

- Mam na myśli czasy, kiedy byliśmy najlepszymi kumplami, nic poza tym. Związki komplikują życie, nawet te udawane – spojrzałam znacząco na przyjaciółkę. – Nie warto się w nie pakować…





4 komentarze:

  1. Oooo nieeee, jestem załamana 😔 myślałam, że obolały i osłabiony Severus zostanie bezlitośnie zgwałcony przez Alex xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież ona by go nie skrzywdziła :D

      ~Klara

      Usuń
  2. I jak Sev zniesie to, że wymazał jej miłość do siebie? Sobie też powinien wymazać, skoro ma z tym problem.

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże ale mocny rozdział! Mam nadzieje ze jednak da się te pamięć przywrócić 😭😭 bo serce mi pęknie.. ale ogólnie ciekawy zwrot akcji uwielbiam was❤️ czekam z niecierpliwością na następny ☺️

    OdpowiedzUsuń