poniedziałek, 1 lutego 2021

123. "Mów czego chcesz"

- Mam na myśli czasy, kiedy byliśmy najlepszymi kumplami, nic poza tym. Związki komplikują życie, nawet te udawane. – Alex spojrzała na mnie znacząco. – Nie warto się w nie pakować…

– Alex, ale sama mówiłaś, że nie chodziłaś z tym... bułgarem. Że to był tylko... no wiesz...

– Seks. – Alex westchnęła głośno i dotknęła swojej skroni, masując ją przez chwilę. – Klara, możesz używać tego słowa, nie wypali Ci języka.

– Wiem, chciałam to powiedzieć – zaczerwieniłam się.

– No to proszę, mów.

Przyjaciółka podeszła do kanapy i usiadła na niej ciężko. Chwyciła za butelkę piwa, którą wcześniej podał jej bliźniak. Od razu wzięła łyk. Ja spojrzałam na Freda i Georga. Cały czas się sprzeczali, chociaż robili to na tyle cicho, że nie dolatywało do mnie nic poza pojedynczymi słowami, albo sylabami. Okrążyłam kanapę i usiadłam obok Alex, od razu przekręcając się w jej stronę.

– Mówiłaś, że to był tylko seks. – Powiedziałam szybko całym zdaniem. – Czemu więc uważasz, że związki komplikują życie?

– Nie czepiaj się szczegółów.

– Po prostu chcę wiedzieć, co przez Ciebie przemawia – opuściłam wzrok na swoje kolana. W palcach miętosiłam kraniec spódnicy. – Żeby zostać zranionym, wcale nie trzeba być w związku. A sama wiesz, że nic nie poradzimy na to, kogo obdarzamy uczuciami. Kiedyś mówiłaś, że jak kogoś kochasz, to wtedy chcesz z nim to zrobić. Czyli musiałaś się zakochać w tym bułgarze. Chcesz mi powiedzieć, że sama miłość jest zła?

– Nieodwzajemniona na pewno – mruknęła Alex. – I to nie mogła być miłość. To musiało być nie wiem... zauroczenie. Rany, Klara, nie wszystko da się logicznie wytłumaczyć, dobra? Czasami coś się po prostu dzieje. Czasami czegoś bardzo chcesz, czasem to dostajesz, innym razem nie. Takie jest życie.

Alex opróżniła butelkę i odstawiła ją na stół. Zaraz potem pochyliła się do przodu, łapiąc znów za skronie. Zacisnęła mocno powieki i stęknęła. Szybko objęłam ją ramieniem i przyjrzałam się jej twarzy.

– Źle się czujesz? – zapytałam zmartwiona.

– Mam jakiś mętlik w głowie – mruknęła przyjaciółka.

– Może za szybko wypiłaś to piwo.

Alex nagle dostała przypływu siły i odepchnęła mnie łokciem.

– To nie od tego, dobra? – warknęła. – Mam tak od kiedy siedziałam w bibliotece. Chyba za dużo tekstu naraz zmęczyło mi mózg.

George spojrzał w naszą stronę. W jednej chwili odepchnął Freda i szybkim krokiem podszedł do kanapy. Z kieszeni wystawał mu kartonik z sokiem dyniowym. Bliźniak odłożył go na stolik, jednocześnie pochylając się nad Alex. Delikatnie wziął jej twarz w dłonie i lekko uniósł ją ku górze, by się jej przyjrzeć. Po minie chłopaka widać było, że był zmartwiony.

– Kurwa... Alex! Co Ci jest? Dusi cię coś? Jest Ci niedobrze? Mów do mnie! Muszę znać szczegóły. Może to efekt uboczny tego gówna. Jak coś Ci się stanie, to nigdy nie wybaczę Fredowi...

– Nie umieram – przyjaciółka złapała go za nadgarstki, odciągając dłonie chłopaka od swojej twarzy. – Źle się czuję i tyle.

– Miała tak już wcześniej – wtrąciłam, również obserwując ją z niepokojem. – Może powinna po prostu się zdrzemnąć.

George odetchnął z ulgą i wyprostował się. Popatrzył na Alex z niekrytą troską. Przez chwilę się jakby wahał co powiedzieć lub zrobić. Westchnął.

– Za wcześnie żeby się kłaść – powiedziała przyjaciółka. – Napiję się czegoś normalnego i mi przejdzie. To jak z migreną z odwodnienia.

George momentalnie zacisnął usta w wąską linię i próbował zgarnąć ze stołu soczek, który dopiero przyniósł. Alex zauważyła ten ruch i pierwsza sięgnęła po kartonik. Chłopak zamrugał szybko, ale nic nie powiedział. Stał nieruchomo z taką miną, jakby zobaczył ducha. Przyjaciółka wbiła rurkę w kartonik i zaczęła pić, rozsiadając się wygodniej na kanapie. Patrzeliśmy na nią wyczekująco. Po kilku łykach potrząsnęła głową i zamrugała, ale piła zaraz dalej.

– I po co ta spina? – Fred podszedł do nas i usiadł w fotelu naprzeciwko. Skrzyżował ręce na torsie, jednocześnie wskazując głową na Alex. – Nic jej nie jest.

George nagle jakby odzyskał władzę nad ciałem. Spojrzał na brata.

– To było niebezpieczne – powiedział. – Specyfik jest w fazie testów. Chciałbyś, żebym testował rzeczy na Angelinie?

– Zależy co – mrugnął Fred. – Poza tym nie przeżywaj tak. Nikt jeszcze nie składał zażaleń na efekty uboczne. Jasne, nie takiej prawdy się spodziewałem, ale trzeba dostrzegać dobre strony...

– Dobre strony? – George poruszył się niespokojnie. – Wolałbym, żeby mi coś powiedziała sama, a nie dlatego, że zmusiłeś ją tym środkiem.

– Serio? Bo z tego co pamiętam, jak coś Ci mówiła, na przykład, że jesteś dla niej tylko kumplem, ciągle to do Ciebie nie dochodziło.

– Zamknij się.

George usiadł ciężko na kanapie, zaraz obok Alex. Dłońmi przetarł twarz i zerknął niespokojnie w stronę przyjaciółki. Dopiero teraz zauważyłam, że od pewnego czasu Alex zerkała w jego stronę. Gdy zaś się przysiadł, uśmiechnęła się do niego szczerze. George odpowiedział uśmiechem. Dziewczyna odchrząknęła i odstawiła pusty kartonik. Fred spojrzał na pojemnik po soku dyniowym i zmarszczył brwi. Łypnął na brata.

– Serio?

– Sama wzięła – szybko odpowiedział George. – Chciało jej się pić.

Patrzyłam na nich na zmianę, nie rozumiejąc do końca czego dotyczy rozmowa.

– George. Dziękuję, że mnie tak bronisz – Alex oparła głowę o ramię chłopaka i zacisnęła palce na jego ręce, blisko łokcia. – To miłe z Twojej strony. Od razu widać, że Ci zależy. Może jednak szkoda, że nam się nie udało... że wtedy się tak sprzeczaliśmy...

Fred pacnął się dłonią w czoło i osunął na fotelu, zrezygnowany. Ja zmarszczyłam brwi. Alex nie była przecież pijana, a tyle razy mówiła mi co myśli na temat bliźniaka. Skąd teraz u niej takie myśli? Czy to przez tego bułgara który ją zranił? Wolałaby być blisko kogoś, kto nie zrobi jej nic złego? Z Weasleyami znała się od lat. Może nawet byłoby to dobre wyjście.

– Póki żyjemy, wszystko może się zmienić, wiesz? Przyznaję, na początku wszystko zjebałem – westchnął chłopak. Przekręcił się tak, by móc spojrzeć Alex w oczy. Pogładził ją po policzku. – Ale uwierz mi, że chciałem to naprawić. Może robiłem to w dziwny sposób, ale chciałem, żeby było między nami normalnie. Dobrze. Tak jak kiedyś...

– Też chcę, żeby było między nami normalnie – Alex przesuwała kciukiem po odsłoniętej skórze chłopaka. – Dobrze. Albo i lepiej...

– Pamiętasz od czego się zaczęło? – zapytał. – Od zaproszenia na bal. Bałem się jak cholera, że mi odmówisz. Że nie spojrzysz na mnie w ten sposób. Udawałem wyluzowanego, ale w środku aż się gotowało. Kiedy się zgodziłaś, byłem przeszczęśliwy.

– Żałuję, że w końcu nie poszliśmy na ten bal razem...

Alex i George patrzyli sobie głęboko w oczy. Wydawało się, że ich twarze zbliżają się do siebie. Robili to trochę niepewnie, jakby miał to być ich pierwszy pocałunek. Patrzyłam na to oniemiała, czując, że chyba powinnam zostawić ich teraz samych. Szybko wstałam z kanapy, chcąc ruszyć do dormitorium, ale w tym momencie Fred poderwał się z fotela i głośno zaklaskał.

– Halo. Stop. Przerwijcie te dyrdymały tu i teraz.

Alex i George spojrzeli na bliźniaka. Spojrzenie przyjaciółki było maślane, George zaś był lekko podekscytowany, bo Alex nadal go głaskała, ale jednocześnie był podirytowany, że brat przerywa w takim momencie.

– Co Ci znowu nie pasuje? – westchnął bliźniak.

– Wszystko? – Fred potrząsnął głową. – Dobrze wiesz, jak to się skończy. Znów będziesz skamlał jak pies. Będzie gorzej niż było do tej pory. Po prostu to przerwijcie. Klara, zabierz Alex do góry. Proszę – spojrzał na mnie znacząco.

– Ale ja nie chcę go zostawiać. W końcu mamy szansę normalnie porozmawiać bez oskarżeń. Jest miło i...

Alex nie dokończyła, bo złapałam ją za ramię i pociągnęłam do góry. Chcąc nie chcąc, puściła Georga. Ten spojrzał na nią tak, jakby właśnie wypuszczał z rąk coś drogocennego, co może utracić na zawsze. Gdy szłyśmy po schodach, zerkałam w stronę chłopaków. Fred zgarnął kartonik ze stołu i zgniótł go w dłoni, a później rzucił nim w brata. Dotknął palcem wskazującym jego czoła i popukał w nie, coś tłumacząc.

– Chyba bardzo nie chce, żebyście byli razem – skomentowałam pod nosem, ciągnąc Alex do pokoju.

Przyjaciółka patrzyła tęsknie za Georgem. Gdy tylko weszłyśmy do sypialni, rzuciła się na łóżko, chwyciła swoją poduszkę i mocno przytuliła się do niej. Przeturlała się na plecy i spojrzała rozmarzonym wzrokiem na baldachim. Ja spojrzałam na resztę łóżek, ale wszystkie były zasłonięte. Przez moment miałam wrażenie, ze kotara Hermiony się poruszyła. Nikt się jednak nie odezwał.

– Czy on nie jest uroczy? – zapytała Alex, głaszcząc poduszkę.

– Co? Kto? George? – pytałam, przebierając się w pidżamę.

– No tak, George. Zapomniałam, że on jest taki przystojny... Starszy od nas. Wysoki. I te włosy... Do tego ma całkiem fajne ciało, szczególnie dzięki quiddichowi. No sama wiesz.

– No nie jest brzydki – powiedziałam, siadając na skraju swojego łóżka. Patrzyłam na przyjaciółkę podejrzliwie. – Ale jeszcze dziś mówiłaś mi, że związki są bezsensu, a teraz nagle Cie na niego wzięło?

– Przecież nie powiedziałam, że będę z nim chodzić. Chociaż nie wiem, może będę. Zobaczymy. Wiem tylko, że mi się podoba. Jest uroczy... Miły... i znów miałam to fajne uczucie o tutaj, w brzuchu... – dotknęła okolicy żołądka.

– Może to efekt uboczny tego cukierka prawdy? Może to był podstęp i...

– Daj spokój, ten cukierek przestał działać, gdy napiłam się piwa. Fred nie kłamał. Zupełnie inaczej się poczułam po tym, wiedziałabym, gdyby coś było nie tak.

– Jasne, ale mówiłaś, że związek wszystko komplikuje – wsparłam się łokciami o kolana i oparłam głowę na rękach. – Nie wiem po co mi prawisz morały, a potem sama się ich nie trzymasz. Chciałaś po prostu, żebym zwątpiła w Samuela, czy co? Tak Ci przeszkadza, że chodzimy ze sobą?

– Nie nazywaj tego chodzeniem – zamruczała pod nosem. – I wyraziłam już swoje zdanie.

– Dla mnie to jest chodzenie, nawet jeśli na niby – zamyśliłam się. – Jest dla mnie miły i uprzejmy. Pomaga mi. I mogę z nim porozmawiać. Mówiłaś, że to wszystko komplikuje, a ja mam wrażenie, że teraz jest mi łatwiej niż przedtem. Gdybyś widziała minę mojego taty, jak zobaczył nas razem...

– Dobrze wiesz, że Twój tata pewnie widzi w nim tylko pieniądze. No i przecież Pyrites Cię unika – prychnęła Alex. – Co to było wczoraj na korytarzu? Jak udawał, że Cię nie zauważył. Wszystko robi pod publiczkę, ale chyba sam ma już dość tej szopki.

– Samuel często żyje w swoim świecie i mi to nie przeszkadza – broniłam go. – Nie dorabiaj do tego teorii.

– A Ty nie dorabiaj teorii do tego, że George mi się podoba. Już kiedyś zwróciłam na niego uwagę. Musiało mi odbić, że go olałam i nie chciałam tego kontynuować. Teraz znowu widzę w nim to co kiedyś... wszystko zepsuł ten pieprzony bułgar. Nie wiem co we mnie wstąpiło... niepotrzebnie... ja wtedy... ten... – Alex zapatrzyła się w przestrzeń, a jej oczy zaszkliły się.

Zauważyłam, że jej warga drżała, jakby dziewczyna miała się zaraz rozpłakać. Skoczyłam w jej stronę i przytuliłam ją mocno, gładząc po włosach.

– Przepraszam – powiedziałam. – Nie przypominaj sobie o nim, nie jest wart ani jednej Twojej myśli.

Przez jakiś czas leżałyśmy przytulone. Alex wkrótce zasnęła, a ja wróciłam do swojego łóżka. Wyjęłam z kieszeni zmięty list od ojca, zasunęłam kotary, wyciszyłam je i wpatrzyłam się w pochyłe pismo. Gnębił mnie temat matki, ale nie było niemal niczego, co mogłabym zrobić, żeby rozwikłać tę sprawę. Przecież nie ucieknę ze szkoły i nie spróbuję jej wyśledzić, bez żadnych poszlak. Niedawna sytuacja z Elizą napawała mnie strachem. Z jednej strony coś mi mówiło, że moją mamę mogli porwać. Z drugiej zaś, wiedziałam, że zniknęły też jej rzeczy, więc może jednak opuściła ojca, bo miała dość tego, jaki był niewdzięczny. Czemu jednak nic mi o tym nie powiedziała? Powinna wiedzieć, że zachowam przed nim w tajemnicy to, gdzie teraz przebywa.

Przekręciłam się na bok i westchnęłam. Schowałam list do szuflady szafki nocnej i zgasiłam różdżkę. Zastanawiałam się nad tym, że może warto byłoby napisać do rodziny z pytaniem, czy jej nie widzieli? Tata na pewno nie pisał do nikogo, bo bał się przyznać, że nie umie utrzymać przy sobie kobiety. Wiedziałam, że będzie o to wkurzony, ale po prostu musiałam spróbować. Uznałam też, że powiem o swoich obawach profesorowi Moody’emu. Może on poprosi swoich znajomych o zbadanie sprawy? Zawsze mi pomagał. Ta myśl mnie nieco uspokoiła.

Mimo wszystko miałam jeszcze inne problemy. Na przykład to, że tak chwaliłam Samuela, ale czy miałam rację? Gdy męczyłam go rozmową, wydawał się nie być szczególnie zadowolony z tego faktu, choć nigdy nie był dla mnie jakiś nieuprzejmy. Jeszcze przed tym felernym weselem zaczęłam temat, by skończyć nasze udawanie, ale nic mi wtedy nie odpowiedział. Właściwie nie podjął tematu aż do teraz. Czy powinnam znów o tym napomknąć? Sabrina niedawno nazwała go pozerem, więc może już się domyśliła. Z drugiej strony bałam się, że gdy postawię ultimatum, Samuel w jednej chwili stanie się dla mnie zupełnie obcą osobą. W pewien sposób przyzwyczaiłam się do jego obecności. Czy moje pytanie, to nie był przypadkiem strach przed tym, że sam w końcu uzna, że nie warto tego ciągnąć i odetnie się ode mnie? Bezpieczniej byłoby skończyć to tu i teraz, zanim nakręcę się za bardzo. Tak jak powtarzała Alex. Już teraz czułam, że coś ściska mój żołądek z nerwów. Do tego wszystkiego doszedł jeszcze Draco. Najpierw pocałunek, potem zaś zagadywanie na weselu. Coś było na rzeczy, czy zwyczajnie mu się nudziło i chciał pobawić się moimi uczuciami?



Wierciłam się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Miałam wrażenie, że do rana ani na moment nie zmrużyłam oka. Gdy przyszedł czas pobudki, odsłoniłam kotary, a światło poranka oślepiło mnie. Reszta dziewczyn jeszcze spała. Wiedziałam, że i tak już się nie zdrzemnę, więc zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki, żeby się umyć. Ubrałam się i przejrzałam w dużym lustrze. Moja skóra była nieco bardziej blada niż zwykle, a oczy podkrążone. Do łazienki weszła Alex. Złapała za szczoteczkę do zębów, nałożyła pastę i zerknęła na mnie.

– Źle spałaś? – zapytała, stając obok mnie przy lustrze i szorując zęby.

– Tak, całą noc myślałam o wszystkim – westchnęłam i przyjrzałam się jej. Wyglądała na... wesołą? To miła odmiana. – Ty usnęłaś całkiem szybko – stwierdziłam.

– To chyba magiczna moc piwa – zaśmiała się, omal nie opluwając pastą. – Może dzisiaj też spróbuj się tak ululać. Wiesz, gdybyś miała problem, to bliźniacy na pewno mają zapasik. Zapytam potem Georga.

– Nie musisz. Jestem tak wyczerpana, że pewnie zasnę od razu po zajęciach.

Zeszłyśmy razem na śniadanie. Sala dopiero się zapełniała, a stolik gryffindoru był niemal pusty, jeśli nie liczyć pierwszorocznych i Hermiony. Granger spojrzała w stronę Alex, ale przyjaciółka posłała jej takie spojrzenie, że gryfonka opuściła wzrok na swój talerz.

– Nie bądź dla niej niemiła, tylko dlatego, że Ci współczuje – szepnęłam.

– Właśnie dlatego będę dla niej niemiła – Alex wzruszyła ramionami. – Łatwo jest oceniać innych, kiedy się nie wie, co stoi za ich decyzjami, prawda?

– Wiesz, że to działa w obie strony, prawda? – zapytałam.

Alex nie odpowiedziała. Usiadłyśmy przy stoliku. Przyjaciółka od razu wzięła się za jedzenie, ani razu nie zerkając w stronę stołu nauczycielskiego, jak to zwykła robić, myśląc, że nikt tego nie widzi. Wyręczyłam ją i sama spojrzałam na ten stół. Nauczycieli był niemal komplet, jeśli nie liczyć profesora Snape’a. Po tym co wspomniał Moody, nie sądziłam, by Mistrz Eliksirów szybko wrócił. Pamiętałam do dziś, jak w poprzednich latach, gdy dyrektor miał coś do zrobienia, znikał na długie tygodnie. Dziwiło mnie tylko, że nie uprzedzili nas wcześniej. Podejrzewałam jednak, że jego nieobecność mogła być związana z tym, co stało się z Crouchem seniorem i z niedawno znalezioną kryjówką Flinta. Może musieli to gdzieś zgłosić? Tylko czemu nie zajmował się tym już profesor Moody? Uznałam, że przepytam go na naszych zajęciach.

Przekroiłam bułeczkę i posmarowałam ją dżemem. Akurat do sali wszedł Samuel. Przywitał się ze mną buziakiem i jak zawsze, niczym zaprogramowany ruszył do swojego stolika. Odprowadziłam go wzrokiem, na chwilę przestając smarować pieczywo.

– Widzisz, jest jak zaklęty. Gdzie jakaś namiętność? Cokolwiek? – dokuczała mi Alex.

– Pogadam z nim niedługo – stwierdziłam cicho.

W milczeniu zabrałam się za jedzenie. Sala wypełniała się. Fred i Angelina usiedli przy stole. Razem z nimi wszedł też George. Chłopak od razu spojrzał w naszą stronę, a gdy zauważył, że już siedzimy, drgnął. Podszedł do nas i uśmiechnął się do mojej przyjaciółki, witając z nią.

– Alex, jak się dziś czujesz? – zapytał badawczo, drapiąc się po tyle głowy.

– Dobrze, dzięki że pytasz. A Ty? – podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się, pakując do ust całe winogrono.

– Świetnie. Superancko – odpowiedział zadowolony i nagle się rozluźnił. – Mogę się dosiąść?

– Jasne, siadaj – Alex przesunęła się na ławce, spychając mnie nieco dalej i poklepała świeżo zwolnione miejsce. Łypnęłam na nią, ale nic nie powiedziałam.

– Daj mi chwilę. Po mojej stronie stołu jest lepszy sok niż ten u was. Inny przepis – George mrugnął i prędko podszedł do swojego zwyczajowego miejsca, sięgając po dzbanek i pucharek. Fred łypnął na niego, ale nic nie powiedział. Po chwili kombinacji, rudzielec dosiadł się do Alex i postawił przed nią pucharek. – Sama spróbuj.

Alex, jakby nigdy nic, zmoczyła usta w napoju, a potem zaczęli rozmawiać. Od słowa do słowa, od żartu do żartu i nawet nie wiem kiedy, ale ta dwójka zaczęła gruchać jak gołąbki. Przysunęli się do siebie blisko i na zmianę wkładali sobie po kęsie jedzenia do ust, śmiejąc się przy tym głośno. Poczułam na sobie czyjś wzrok. Zauważyłam, że Samuel patrzy czujnie w stronę naszej trójki. Uśmiechnęłam się do niego, a on odpowiedział uśmiechem, od razu skupiając wzrok na talerzu. Sabrina oparła się łokciem o jego bark i wisiała mu tuż nad uchem, zerkając w naszą stronę. Mogłam sobie tylko wyobrażać, co znowu na nas nadaje. W moją stronę patrzył też Draco. Tym razem to ja uciekłam wzrokiem na talerz. Skończyłam śniadanie i udałam się na zajęcia.



Na lekcjach i pomiędzy nimi, Alex cały czas nadawała na temat Georga, jaki jest wspaniały i jak za nim tęskni, jakby nie widziała go ze sto lat, a przecież bliźniak nawet odprowadził ją pod salę. Nie rozumiałam tej jej nagłej ekscytacji, ale moje niewyspanie nie współgrało z logicznym myśleniem. Po prostu odpuściłam. Podczas Obrony Przed Czarną Magią, Moody cały czas przyglądał się mi i mojej przyjaciółce. Pod koniec lekcji podszedł, by na spokojnie zamienić z nami słowo. Reszta uczniów powoli wychodziła z sali.

– Profesor wybaczy, chętnie bym pogadała, ale chłopak na mnie czeka – Alex z uśmiechem na ustach wybiegła z sali, żeby spotkać się za swoim „nowym ukochanym”.

Oboje równie skonsternowani odprowadziliśmy ją wzrokiem.

– Co właściwie dzieje się z Alex? – Profesor zapytał półgębkiem, wspierając obie ręce na lasce. Jego mechaniczne oko przez chwilę śledziło ją przez ścianę, a później skierowało się na mnie.

– Wczoraj miała w pokoju wspólnym wielkie wyznanie prawdy i chyba kamień spadł jej z serca na tyle, że potrafi znowu czerpać radość z życia.

– Hm? – zdziwił się Moody.

– Wiem jak to brzmi... – westchnęłam i spojrzałam na nauczyciela. – Ale chyba jest jej lepiej. Zaczęła się uśmiechać, normalnie jadła. Wie profesor, że wczoraj się nawet uczyła? Sama z siebie poszła do biblioteki!

– W poszukiwaniu ksiąg zakazanych? – zażartował nauczyciel.

– W sumie nie dopytywałam, ale to by było bardziej w jej stylu, niż normalna nauka.

Profesor pokiwał głową i zamyślił się na moment. Potarł podbródek.

– Jeśli będzie zachowywać się podejrzanie, powiadom mnie. Cokolwiek natchnęło ją do poprawy, musiało mieć miejsce dzisiaj lub wczoraj. Na szlabanie wydawała się taka jak zawsze. Co prawda próbowałem jej co nieco wtłuc do głowy, ale wątpię, by ta jedna lekcja spowodowała u niej olśnienie.

– Wierzę w pańskie metody, ale też wątpię, by akurat Alex ugięła się za pierwszym razem – kiwnęłam głową. Przetarłam oczy i głośno wypuściłam powietrze. – Cóż, postaram się mieć na nią oko. O ile się gdzieś nie zaszyją.

Moody objął mnie ramieniem i poprowadził do wyjścia. Na korytarzu rozdzieliliśmy się. Po odbębnieniu reszty zajęć, zjawiłam się u niego w gabinecie, na nasze lekcje dodatkowe. Szalonooki był już przygotowany. Jego płaszcz wisiał na oparciu krzesła, mężczyzna zaś miał na sobie białą koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne spodnie od garnituru. W ręce dzierżył różdżkę. Na „dzień dobry” próbował mnie rozbroić, ale znając jego taktykę, ładnie odbiłam lecący w moją stronę czar. Nie miałam jednak siły na to, żeby ganiać się po sali, tym bardziej, że na obronie trochę nas wymęczył, a ciążyło na mnie zmęczenie nieprzespanej nocy. Po kilku odpartych atakach, ale żadnym nieudanym natarciu z mojej strony, uniosłam ręce w obronnym geście. Moody znieruchomiał z różdżką wycelowaną w moją stronę. Jego mięśnie były wyraźnie napięte.

– Właściwie to moglibyśmy najpierw porozmawiać? – zaproponowałam.

Szalonooki zamrugał z taką miną, jakby wietrzył w tym postęp. Jego język smagnął powietrze, a później powolutku przesunął się po górnej wardze.

– Rozmawiać? O czym, Klaro? – zapytał spokojnie.

– O mojej matce.

– Coś się stało? – Moody spoważniał, rozluźnił się i schował różdżkę za pasek. Gestem ręki wskazał mi kanapę. – Chcesz herbaty?

– Poproszę... – powiedziałam cicho i z miną zbitego psa usiadłam ciężko na wskazanym miejscu.

Odłożyłam różdżkę na siedzisko i położyłam dłonie na kolanach. Jeszcze nic nie powiedziałam, ale już czułam, jakby spłynął na mnie ogromny ciężar. Wcześniej dusiłam w sobie emocje, ale dopiero teraz, gdy spróbowałam o tym mówić, wszystko uwolniło się, przygniatając mnie mocno. Moody postawił przede mną parującą filiżankę, a później szybko sięgnął do płaszcza, po buteleczkę i łyknął z niej. Odłożył ją na stolik, by mieć napój pod ręką. Sam zaś usiadł po mojej prawej, od razu kładąc rękę na oparciu kanapy i przekręcając się w moją stronę. Nasze kolana się zetknęły.

– A więc? Powiedz o co chodzi.

– Moja mama zniknęła – wyznałam, podnosząc na niego szklące się oczy. Przy nauczycielu mogłam pozwolić sobie na słabość, dlatego nie dusiłam łez, pozwalając im swobodnie spływać po policzkach. – Tata okłamał mnie w liście, że jest chora i że dlatego ja mam ją zastąpić na weselu brata Alex, ale gdy dotarłam do domu, okazało się, że jej tam nie ma. Wszędzie panował nieład...

– Sądzisz, że ktoś ją porwał? – Moody zapytał z grobową miną. Jego palce zacisnęły się na oparciu skórzanej sofy.

– Nie wiem – potrząsnęłam głową. Nauczyciel wyciągnął z kieszonki czystą chusteczkę i ostrożnie przetarł moje łzy. Zaraz potem mi ją wręczył. Mówiłam dalej. – Zniknęły też jej rzeczy, więc może po prostu uciekła z domu, ale nie zostawiła żadnego liściku, ani nic. A żyłyśmy bardzo blisko z mamą i nie mogę uwierzyć, że mnie nie wtajemniczyła... Tata jednak uważa, że to nic takiego. Kazał mi kłamać na weselu, twierdząc, że potem mi opowie co wie, ale to była tylko kolejna bajeczka. Właściwie nie rozwiał żadnej z moich wątpliwości. Myślę, że zwyczajnie chciał się mnie pozbyć. Spełniłam swoją rolę, a gdy nie byłam mu już potrzebna, wmówił mi, że dostanę od niego list z wyjaśnieniami... A tam znowu nic. Jeszcze napisał, że mam mu dać znać, gdyby się odezwała.

– Klaro, uspokój się i spróbuj sobie przypomnieć. – Mężczyzna złapał mnie za ramiona i trzymał mocno. – Czy w domu były ślady walki? Ślady krwi? I co ważne, czy myślisz, że Twój ojciec mógł jej coś zrobić?

Na moment się zamyśliłam, wpatrując w kubek herbaty. Tata był nieczułym egoistą i zdarzało mu się podnosić na nas rękę, ale nie był jakimś pozbawionym skrupułów psychopatą. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żeby z zimną krwią zabijał moją mamę, a później jeszcze łgał w żywe oczy na jej temat.

– Klaro? – Moody potrząsnął mną lekko. Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie wydaje mi się, żeby to on jej coś zrobił – powiedziałam w końcu, choć w moim głosie nie było całkowitej pewności. – Większość kłótni w domu wynikała z powodu wiecznego braku pieniędzy, a od niedawna układa mu się w pracy. Najpierw dostał kontrakt i zaczął pracować z Panem Malfoy’em i chyba też z Panem Pyrites’em, a w liście mi napisał, że powierzono w jego rękach jakiś mały biznes z Londynu.

– A co ze śladami walki? – dopytał, zastanawiając się nad czymś.

– Sama nie wiem – wpatrzyłam się w chusteczkę. – Chyba nie było, ale nie sprawdzałam każdego skrawka ziemi. Profesor na pewno by to ocenił o wiele lepiej... Ma Pan doświadczenie w śledztwach, prawda? – spojrzałam na niego.

Moody patrzył na mnie, jakby do końca nie zrozumiał pytania.

– Aurorzy chyba nie działają jak mugolskie służby, że po prostu przychodzą na wezwanie? – zmarszczyłam brwi. – Robicie też śledztwa? W sumie nigdy nie rozmawialiśmy na temat tej bardziej pragmatycznej strony bycia aurorem...

– A tak – sapnął mężczyzna i uśmiechnął się z pobłażaniem. Jego mechaniczne oko na moment uciekło wzrokiem gdzieś do tyłu, jakby chciało coś skontrolować. – Dużo można by gadać. Na przykład nigdy nie przepadałem za papierkową robotą, a każda sprawa wiąże się z czymś takim. I masz rację Klaro, prowadzi się śledztwa, przesłuchuje ludzi... niestety zazwyczaj w cywilizowany sposób – westchnął niezadowolony.

– I to Pana martwi? – zdziwiłam się.

Moody odchrząknął, a potem stwierdził z powagą.

– Raczej ogranicza. Mówiłem Ci, że druga strona nie ma oporów przed używaniem najbardziej mrocznych zaklęć, za to w ministerstwie siedzą pieprzone boidupki. – Oblizał się i nerwowo podrapał się po nadgarstku. – Dyktują wszystkim co można, czego nie... Dzielą magię na dobrą i złą, odcinając spory kawałek, jakby wyrzucali nadgnite jabłko. Nie żyjemy w cholernym przedszkolu, żeby... – zaczął mamrotać coraz bardziej, aż przestałam rozumieć pojedyncze słowa.

– Profesorze...? – przerwałam mu, dotykając ręką jego kolana.

Moody łypnął na moją dłoń, położył na niej swoją i podsunął ją nieco wyżej. Później przeniósł wzrok na moje oczy.

– Mniejsza z tym – sapnął. – Polityka to nie nasza sprawa. Ważne, że Dumbledore zgodził się na moje metody nauczania. Jeśli chodzi o bycie aurorem, zawsze bardziej odpowiadała mi praca w terenie. Nie mówiąc już o tym, że miejsca zbrodni mają taką specyficzną aurę... Naprawdę sporo idzie wyczytać o człowieku, który jej dokonał po samym fakcie, jakie zostawił ślady.

– To da się wyczuć? – zdziwiłam się.

– A myślałaś, że nie? – uśmiechnął się kącikiem ust. – Niektórzy stosują swoje znaki rozpoznawcze, inni je naśladują. Tak łączy się sprawy w jeden ciąg. Zbrodniarze podpisują się pod „dziełem”, zostawiając na przykład enigmatyczną notatkę, konkretną poszlakę, fragment ciała ofiary...

– Rany... – zadrżałam, wyobrażając sobie, że jakimś cudem przeoczyłam taką wskazówkę. – Może użyjemy myślodsiewni? Pokaże Panu wspomnienie sypialni rodziców, a Pan się rozejrzy...

– Niestety nie mam tego przedmiotu w gabinecie, ale możemy to jeszcze zrobić w inny sposób.

Moody przesunął dłonie na moje plecy i przyciągnął mnie do siebie. Pozwoliłam mu na to, przytulając się do jego piersi. Jedną ręką wciąż mnie trzymał blisko, drugą zaś sięgnął do różdżki i z namaszczeniem przyłożył mi ją do skroni, delikatnie odgarniając za ucho opadające na moją twarz, jasne włosy.

– Zamknij oczy – szepnął mi do ucha. – Zamknij i nie opieraj się, ptaszyno.

Wzięłam głęboki wdech i kompletnie się poddałam. Mężczyzna długimi ruchami gładził mnie po plecach. Oparł podbródek o moją głowę. Po krótkiej chwili wypowiedział zaklęcie, wkradając się nim do mojego umysłu. Miałam wrażenie, że oglądam swoje życie na wstecznym biegu. Moody na dłużej zatrzymał się w momencie, gdy do gabinetu Malfoya wpadł właściciel razem z profesorem Snape’m, później zaś równie długo przyglądał się rozmowie wszystkich mężczyzn przy stole. Ostatecznie cofnął się do chwili, gdy dopiero dotarłam do rodzinnego domu. Oboje zastygliśmy w tym momencie mojej przeszłości. Miałam wrażenie, jakby coś zamroziło czas. Chwila zdawała się trwać wieczność. Profesor odtworzył wspomnienie pokoju, powtarzając je kilkukrotnie. Przyjemne głaskanie mówiło mi jednak, że nie utknęłam w przeszłości na zawsze, a jedynie jest to jakiegoś rodzaju projekcja mojego umysłu. Nawet jeśli w tym momencie ciało wydawało mi się takie odległe...

Po dłuższej chwili, jakby z ociąganiem, Moody przerwał zaklęcie i odsunął różdżkę od mojej głowy. Trwać w takim zawieszeniu było mi bardzo dobrze, dlatego wciąż opierałam się o niego z zamkniętymi oczami.

– Nie wydaje mi się, żeby to było porwanie – przyznał szczerze. – Jak zauważyłaś, zniknęły jej przedmioty osobiste, a bałagan przypominał raczej... ekhem... typowo męskie środowisko.

– Czyli nic jej nie jest? – zapytałam z nadzieją w głosie.

– Tak sądzę. Jeśli chcesz, mogę zasięgnąć języka w paru miejscach. Być może ktoś ją widział. Warto zapytać w pracy i u rodziny. Napisz do nich, albo zwyczajnie czekaj.

Kiwnęłam głową. Nieprzespana noc naprawdę dawała się we znaki. Teraz poczułam to ze zdwojoną siłą. W końcu mogłam trochę odetchnąć, bo musiałam przyznać, że wersja Moody’ego napawała mnie optymizmem. Nadal miałam pytania, ale przynajmniej ogólna wizja nie malowała się aż tak mrocznie. Ta chwilowa błogość sprawiła, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam w jego ramionach.

Szalonooki próbował mnie z powrotem posadzić, ale gdy niemal bezwładnie opadłam na niego, wyraźnie zaskoczony, lekko mną potrząsnął. Kiedy zrozumiał, że się nie obudzę, łypnął podejrzliwie na nieruszoną filiżankę herbaty, a później na dzbanek. Zmarszczył brwi i ułożył ostrożnie moją głowę na swoich kolanach. Poruszył się niespokojnie, prześlizgując wzrokiem po mojej sylwetce. Leżałam na boku z podkulonymi nogami. Palcami lekko podwinął mi spódnicę, tam i z powrotem przesuwając opuszkami po całej długości mojego nagiego uda.

– Naprawdę mi ufasz, co? – zapytał półszeptem. – Śpisz tak spokojnie, jakby zupełnie nic nie mogło Ci się stać. A tyle razy powtarzałem, że liczy się stała czujność.

Przyłożył całą dłoń do mojego uda i ścisnął je. Przy kolejnym ruchu do góry, podwinął spódnicę tak mocno, że odsłonił mój krągły pośladek. Wsunął palec za materiał majtek na moim biodrze i lekko je obsunął. Językiem smagnął powietrze. Patrzył jak zahipnotyzowany na moją jasną skórę. Przesunął po niej paznokciami. Poruszył się niespokojnie. Nagle, gwałtownym ruchem nakrył z powrotem materiał spódnicy i szybko sięgnął po buteleczkę, omal nie rozlewając jej zwartości. Wziął spory łyk, a potem zepchnął moją głowę z kolan, jakby miał do czynienia z uciążliwym kotem i szybko wstał. Wtuliłam się w sofę, śpiąc dalej z miną niewinnego dziecka. Moody spojrzał na mnie z góry i szybko się odsunął, ostatecznie stając za biurkiem, jakby mebel miał go jakoś powstrzymać. Obserwował mnie z daleka, stukając palcami po podbródku. Krążył chwilę w miejscu, co i rusz napinając się, jakby chciał zerwać się w moją stronę. Po chwili takiego wahania, zły na siebie, uderzył dłońmi w blat biurka. Huknęło tak, że aż podskoczyłam. Zerwałam się do siadu, po omacku sięgnęłam po różdżkę i rozejrzałam się półprzytomnie. Szalonooki znieruchomiał. Patrząc na mnie, smagnął powietrze językiem, niczym wąż, a potem pospiesznie poprawił rękawy koszuli i narzucił na grzbiet płaszcz, stając tyłem do mnie.

– Dzieje się coś?! – zapytałam zdezorientowana. W końcu wymacałam różdżkę i zacisnęłam na niej palce, ale zagrożenia nie widziałam.

– Nic a nic. Mam coś do załatwienia, więc znikaj już do siebie – Moody machnął niedbale ręką, nadal stojąc tyłem. Byłam jednak pewna, że jego mechaniczne oko na mnie patrzy.

– Dobrze. I przepraszam. Chyba z tego wszystkiego usnęłam...

– Nie szkodzi – burknął pod nosem.

Przez chwilę patrzyłam na jego plecy. Zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do wyjścia, zerkając na to, jak Moody wyciągnął z kieszeni mapę huncwotów i rozwinął ją, kierując wzrok na miejsce, gdzie powinien znajdować się gabinet profesora Snape’a. Wyglądał na zdziwionego. Szybko przeleciał wzrokiem po pergaminie. W końcu powoli obrócił głowę, zauważając, że nadal jestem w gabinecie. Pożegnałam się i wyszłam.



***



Nikogo nie zdziwiło, że na piątkowe zajęcia z eliksirów znowu oddelegowano do nas profesora Moody’ego. Większość klasy była z tego faktu zadowolona, choć Hermiona i Draco nie tryskali entuzjazmem. Harry twierdził, że Malfoy’owi po prostu nie podoba się, gdy inni doganiają go z ocenami, skoro eliksiry były jego konikiem. Hermiona natomiast komentowała przez cały czas, że omija nas podstawa programowa i że Snape nam tego przecież nie wybaczy. Sugerowała, że będziemy musieli nadrabiać kilka zajęć podczas jednej sesji.

– Przestań czarnowidzić – westchnął Ron. Z entuzjazmem zajął miejsce przy stoliku. – W końcu jest na tej lekcji fajnie, a Ty to musisz psuć marudzeniem?

– To NIE SĄ eliksiry – warknęła Granger. – Wiem, że Twój móżdżek może tego nie odróżniać, ale ja wam mówię, że tak nie może być.

– Wybrali go na zastępstwo, czyli chyba dyrektor zgodził się, żeby tak właśnie wyglądały nasze lekcje – Harry wzruszył ramionami. – Ja uważam, że nic nam nie ubędzie, jeśli parę razy nie powdychamy oparów jakiegoś wywaru.

Alex w ogóle nie wdawała się w rozmowę, jakby to czy eliksiry się odbędą czy nie, nie robiło jej różnicy. Wsparła głowę na łokciu i rozmarzonym wzrokiem patrzyła przed siebie. Od paru dni taka właśnie była. Albo nieco nieobecna, albo zadowolona, że obok niej znajdował się George. Gdy pierwszy raz siedzieli razem w pokoju wspólnym, zauważyłam, że Ron miał minę, jakby oberwał tłuczkiem. Męczył kilkukrotnie Harrego, żeby popytał mnie, czy nie wiem co właściwie się zmieniło, że teraz ta dwójka miała się ku sobie. Widziałam też, że męczył o to Freda, ale starszy brat mówił wiecznie hasła w stylu „nie interesuj się”, albo „spytaj Georga”. Ron nigdy nie odważył się na to ostatnie.

– Porozmawiam z profesorem – postanowiła Hermiona. – Na pewno ma w sobie zdrowy rozsądek.

Dziewczyna ledwo zdążyła podnieść się z miejsca, gdy Moody stanął przed biurkiem, oparł się o nie tyłem i łypnął na nas czujnie. Gestem ręki zatrzymał gryfonkę, a potem oznajmił głośno.

– Co wy na to, żebyśmy porozmawiali sobie o truciznach?

Przez klasę przeszedł szmer niezadowolenia. Hermiona stanęła w miejscu, jak zaklęta. Draco uniósł głowę i spojrzał na Moody’ego tak, jakby w końcu profesor miał do powiedzenia coś wartego uwagi.

– Profesorze, a co z ćwiczeniem na obronę? – wyrwało się Harremu.

– Od tego mamy nasze lekcje – sapnął profesor. Jego mechaniczne oko prześlizgnęło się po naszych twarzach. – Nie róbcie takich min. Tak to się musiało skończyć. Ktoś poszedł do Dumbledore’a na skargę i powiedział, że prowadzę lekcje nie w temacie. I tak robię dyrektorowi przysługę, ale skoro tak wam źle i niedobrze, pogadajmy o pieprzonych truciznach i o tym jak bardzo mogą wam zaszkodzić!

Mężczyzna odepchnął się od biurka, okrążył je i stanął przy tablicy. Gestem różdżki zmusił kredę do zapisania czegoś. Wszyscy spojrzeliśmy na Hermionę, jakby to ona była winna zmianie zajęć. Dziewczyna szybko usiadła. Draco uśmiechał się pod nosem.

– Nie czas na samosądy, stało się i tyle. Gadajmy o truciznach. Wiecie jak je odróżnić od innych specyfików? – profesor łypnął na klasę. – Jestem pewien, że nie. Przeciętna trucizna to nie jest zielony, parujący, śmierdzący płyn o gorzkim smaku. Większość z was nawet nie miałaby pojęcia, że coś jest zatrute i dałaby się złapać za pierwszym razem – Moody zatrzymał dłużej spojrzenie na Alex, a później na mnie. – W zależności od specyfiku i dawki, możecie tylko się pochorować, albo umrzeć w męczarniach. To nie jest temat do żartów. Ktoś z was kiedyś zażył truciznę? Przypadkiem lub dlatego, że ktoś inny zrobił wam kawał? Słucham.

Zgłosił się Goyle. Moody pozwolił mu mówić.

– Mama mi opowiadała, że kiedyś jedna daleka ciocia przez przypadek dodała arszeniku do ciasta i zabiła swojego męża. To dobry przykład? – wyszczerzył się.

– Zgaduję, że to był bardzo zaplanowany przypadek – skomentował profesor.

Niektórzy się zaśmiali. Ja i Hermiona spojrzałyśmy z oburzeniem na Goyle’a.

– Nie powinniśmy raczej rozmawiać o antidotach? – nieśmiało zapytał Neville.

– Nie, idioto – wtrącił się Draco. – To byłoby zaczynanie od dupy strony. Antidotów jest niemal tyle co i trucizn. Trzeba rozpoznać z czym masz do czynienia, zanim to wyleczysz.

– Dokładnie – Moody pokiwał głową. – Pan Malfoy trafił w sedno. Plus pięć punktów dla Slitherinu. Przed truciznami można się bronić na dwa sposoby, pierwszy, to uniknięcie zatrucia, co zwykle osiągamy jak?

– Przez stałą czujność? – zapytałam.

– Też. I obeznanie w temacie. To jednak czasem nie wystarcza, a wtedy musimy poradzić sobie w drugi sposób. Rozpoznać zagrożenie i wyeliminować je odpowiednim środkiem. Czasami niektóre środki mogą nam pomóc spowolnić proces działania trucizny, na przykład dzięki spowolnieniu metabolizmu i tak dalej...

Wykład trwał w najlepsze. Mimo początkowej niechęci uczniów, okazało się, że Moody potrafił dość ciekawie opowiadać na ten temat, jednocześnie nakłaniając nas do dyskusji. Na koniec zostawił nas z pytaniem, czy trucizną możemy nazwać tylko coś, co realnie robi nam krzywdę, czy może też inne specyfiki ingerujące w nasze życie. Zdania były podzielone. Lekcja upłynęła nam szybko, a gdy wychodziłyśmy z sali, Moody długo przyglądał się Alex. Nic jednak więcej nie powiedział.



***



Po zajęciach wszyscy postanowili się wyluzować. W pokoju wspólnym pojawił się alkohol, a starsze roczniki przejęły pokój we władanie, dyktując tempo picia. Schowałam do torby napisane wcześniej listy do kilku osób z rodziny od strony mamy i wyszłam z wieży, kierując się do sowiarni. Alex, Harry i Hermiona pozwolili mi użyć swoich sów. Kolejno przymocowałam im liściki do nóg i wypuściłam wszystkie cztery zwierzęta na zewnątrz, przez chwilę patrząc, jak znikają mi z oczu. Jedna sprawa załatwiona. Czas było załatwić drugą.

Zeszłam do pokoju życzeń z zamiarem spotkania z Samuelem. Postanowiłam, że tym razem będę ciągnąć temat, aż dojdziemy do jakiegoś rozwiązania. W miarę zbliżania się do ukrytych drzwi, czułam, jakby mój żołądek zawiązywał się na supeł. Próbowałam przekonać samą siebie, że to tylko wrażenie, ale odczucia były bardzo realistyczne. Ledwo stanęłam przed ścianą, próbując skupić się na wyobrażeniu drzwi, których tak bardzo potrzebowałam, gdy ściana faktycznie rozstąpiła się. Nim popadłam w pewność co do własnych zdolności, z pokoju życzeń wyszedł Samuel. Chłopak wyglądał inaczej niż zwykle. Miał na sobie czarny, przylegający t-shirt i dopasowane, czarne dżinsy. Nie brakowało natomiast skórzanej torby, w której wychodząc układał najświeższe specyfiki.

– Właśnie miałem Cię szukać – powiedział, a ściana za nim znów stała się jednolita. Zamknął torbę i wyprostował się. – Masz coś przeciwko, żeby pojawić się razem na jednej imprezie?

– Imprezie? – zdziwiłam się. – Właściwie to chciałam porozmawiać...

– Koniecznie teraz, czy możesz poczekać? – Samuel przyjrzał mi się czujnie.

Zawahałam się. Samuel zauważył to, uśmiechnął się lekko i złapał mnie za dłoń, prowadząc w stronę lochów. Westchnęłam cicho. Wiedziałam, że tak będzie! Jak nie zrobię tego od razu, będzie mi trudniej. Przygryzłam wargę i zerkałam na niego, gdy szliśmy. Zauważył, że się przyglądam, więc ostrzegł mnie, gdy mieliśmy zejść po schodach, żebym nie spadła. Chwilę później staliśmy pod przejściem do ich pokoju wspólnego. Gdy już miał wypowiedzieć hasło, złapałam go za ramię, zatrzymując go.

– Powiedz mi, czy Twoja siostra już się domyśliła, że udajemy? – wypaliłam.

– Nie. Czemu miałaby? – przekrzywił lekko głowę.

– Może mi odbija, ale ostatnio nazwała Cię pozerem – powiedziałam głośnym szeptem. – I ciągle dziwnie na mnie zerka. Widzę jak patrzy podczas posiłków i wisi Ci nad uchem, ciągle coś memlając...

– To co widzisz i wnioskujesz, to dwie różne rzeczy – odparł spokojnie. – Wcale tak dużo o Tobie nie mówi.

– Czemu wiec na mnie przy tym patrzy?

– Bo lubi irytować ludzi? – zapytał retorycznie i wzruszył ramionami. Wypowiedział hasło. Razem weszliśmy do środka. Od razu objął mnie ramieniem. – Nie zauważyłaś, że wiecznie szuka zaczepki?

– W sumie racja – kiwnęłam głową.

Rozejrzałam się. Choć oświetlone zielonymi kryształami, wypełnione ciemnymi i ciemnozielonymi meblami pomieszczenie zdawało się być bardziej mroczne od naszego pokoju wspólnego, aktualnie panowała podobna atmosfera co u nas. Większość miejsc zajmowali ślizgoni i ślizgonki z dwóch ostatnich roczników. Jak zawsze pili piwo, palili coś i wyluzowywali się rozmawiając o różnych rzeczach. Pośród twarzy dostrzegłam tego blondyna, który „dopingował” nas, gdy poprzednim razem odwiedzałam Samuela w jego pokoju. Chłopak na nasz widok uśmiechnął się lubieżnie i aż przekręcił się w naszą stronę.

– Sam, przyszliście posiedzieć? – zapytał.

– Wpadliśmy tylko na trochę. Mamy co robić – Samuel mrugnął do niego.

Blondyn poruszył gustownie brwiami i zaśmiał się w głos. Speszyłam się.

– Jakby co, to zapraszamy – Rachel, czarnowłosa ślizgonka z roku Lucjana poklepała kanapę obok siebie, patrząc przy tym prosto na Samuela. Mnie całkowicie zignorowała. Ostentacyjnie założyła nogę na nogę. – Akurat opowiadam o tym jak Marcus Flint uciekł ze szkoły i nasz ulubiony, acz teraz zaginiony Snape przetrząsał dormitorium w jego poszukiwaniu.

– Słyszałem już o tym – Samuel stwierdził beznamiętnie.

Wciąż mnie obejmując, podprowadził mnie do pustego fotela, na którym mnie posadził.

– To jest ta impreza? – zapytałam cicho.

Odgarnął mi włosy za ucho i szepnął wprost do niego:

– Tak. Mam nadzieję, że wytrzymasz. – Pocałował mnie w skroń i zaraz potem ruszył do ukrytej za niepozornym regałem lodówki. Otworzył drzwiczki, chwilę popatrzył na wnętrze i wyciągnął piwo. Spojrzał na mnie. – Skarbie, chcesz też? – zapytał głośno.

Otworzyłam szeroko oczy i zdecydowanie potrząsnęłam głową. Spuściłam wzrok na własne kolana. Poczułam, że się czerwienię. Samuel uśmiechnął się, zamknął lodówkę, otworzył sobie piwo i usiadł obok mnie, na podłokietniku fotela. Rękę ułożył na oparciu za moimi plecami w taki sposób, że jego nadgarstek wisiał luźno. Jego palce subtelnie dotknęły mojego barku i zatoczyły na nim powolne kółka. Od razu się spięłam, ale nic nie powiedziałam. Pyrites rozejrzał się z namysłem.

– Sabriny dzisiaj nie ma? – zapytał nagle.

– Włóczy się gdzieś – blondyn wzruszył ramionami. – Chyba z Lucjanem. Albo Lucjan za nią – zarechotał.

– Przynajmniej skończył jej się ten eliksir miłosny – westchnęła Rachel. – Bez obrazy, ale to co zrobiła na imprezie powitalnej, było trochę żałosne. Słyszałam, że dała też ciasteczko Flitwickowi, żeby jej zaliczył zaklęcia.

– Akurat zaklęcia potrafi zdać z zamkniętymi oczami, więc słaba plotka – skontrował Samuel. Upił łyk piwa. – Ale przyznam, pytała mnie już ze sto razy, czy zrobię jej więcej specyfiku. Na szczęście dla was, sumienie mi nie pozwala – zażartował.

– Dobre sobie. Tutaj nikt nie ma sumienia – zaśmiał się blondyn.

– Ja mam sumienie – odezwałam się cicho, próbując jakoś wpasować w towarzystwo.

– Dlatego nie pijesz? – zainteresował się blondyn. Pochylił się do przodu, żeby zmniejszyć między nami dystans. – A może boisz się tego, że po procentach puszczą Ci hamulce? To w sumie dość powszechne u kobiet, a Ty dziewczyno często wydajesz się jakaś taka spięta. Chyba, że kiedyś tak zaszalałaś i teraz się boisz…

– Daj jej spokój – powiedział Pyrites, posyłając blondynowi ostrzegawcze spojrzenie. – Przede wszystkim, nie musi robić tego, co robią wszyscy. Nie powinno Cię interesować, co za tym stoi.

– Nie powinno, ale interesuje. Nie mam sumienia i jestem ciekawski – zażartował blondyn, jednocześnie wzruszając ramionami.

– Sam... – Pociągnęłam Samuela za koszulkę.

– Hm? – Spojrzał na mnie i nachylił się w moją stronę.

– W sumie to jednak chcę to piwo – stwierdziłam z pewnością w głosie, jednocześnie patrząc na natarczywego blondyna.

– No i teraz rozmawiamy – blondyn klasnął i rozsiadł się wygodnie, zadowolony z siebie.

Samuel otworzył piwo i podał mi, a potem usiadł tak jak poprzednio. Stuknęliśmy się butelkami. Chcąc pokazać, że wcale nie boję się alkoholu, wzięłam spory łyk. Napój był przyjemnie chłodny, ale nadal pozostawiał na języku smak goryczki. Starałam się dobrze wypaść i nie krzywić się za bardzo.

– Jak chcecie nas dogonić, musicie jeszcze wypić jeszcze trzy – zaśmiał się blondyn.

– Wracając do tematu Sabriny – czarnowłosa obejrzała swoje paznokcie, ignorując dogadywanie tamtego. – Nie chce jej obgadywać czy coś, ale ja to jej nie rozumiem. Sama zaprosiła nas na picie, a później uznała, że jednak za mało tutaj atrakcji.

– Czyli nic nowego – Samuel wzruszył ramieniem. – Zdziwiłbym się, gdyby choć raz jej się nie nudziło.

– Ja wiem, że odkąd nie robią imprez w Pokoju Życzeń, to już nie to samo co kiedyś, ale posiadówka w gronie wybranych, to też spoko impreza – skomentowała Rachel.

– A wiadomo kto puścił parę, że tam się gromadzimy? – zapytała jakaś dziewczyna w kasztanowych, kręconych włosach.

– Tylko plotki – odpowiedział jakiś ciemnowłosy ślizgon.

– Ja obstawiam któregoś pieprzonego kujona obrażonego na to, że ktoś woli się zabawić, zamiast wiecznie zakuwać do testów – syknął blondyn.

– Sabrina obstawiała podobnie – wtrącił Samuel.

– Albo przyłapali kogoś z niższego rocznika. Tamtego dnia dużo się zlazło dzieciarni z Gryffindoru – Rachel pokręciła głową z dezaprobatą. – Mieliśmy zasady, żadnych nieodpowiedzialnych gnojków…

– Nie żebym broniła swojego domu, bo nie mam pojęcia kto to powiedział – odezwałam się, wpatrując w napoczętą butelkę piwa. – Ale dla większości osób które znam, zaproszenie na imprezę w pokoju życzeń było jak nagroda. Choć nie rozumiem dlaczego, wiem, że nie chcieliby tego zaprzepaścić.

– Nie rozumiesz co w tym było fajnego? Więc może to Ty wygadałaś, hm? – Rachel wpatrzyła się we mnie.

Po jej słowach, niemal wszystkie oczy skierowały się na mnie. Gorączkowo potrząsnęłam głową.

– Nigdy bym nie zrobiła czegoś takiego. Choć musicie przyznać, że tamtego dnia rzeczy wyszły spod kontroli...

– Dobra, chuj z tym. Najważniejsze, że nauczyciele nie wpadli do środka – blondyn rozsiadł się wygodnie i postukał palcami po swoim udzie. – Byłoby grubo, gdyby znaleźli nasze zapasy. Simon mówił, że na spokojnie to załatwimy. Odczekamy kilka tygodni i reaktywują namiot. Myślę, że już sprawa ucichła na tyle, że na dniach powinno się zacząć rozkręcać.

Samuel słuchał tego w milczeniu, uśmiechając się do siebie. Czułam się nieswojo w tym gronie starszych i niezbyt znanych mi ludzi. W końcu całkowicie straciłam wątek rozmowy. Popijałam tylko piwo, próbując nadążyć za tematami. Nie wiedziałam kiedy, ale jedna butelka zamieniła się w drugą, a później kolejną. Czułam, ze procenty buzują mi w głowie. Niemal zapomniałam, że chciałam przecież porozmawiać z Samuelem. Chłopak cały czas był blisko, a jego niewinny dotyk stawał się coraz przyjemniejszy. Po pewnym czasie spojrzałam na niego i dyskretnie pociągnęłam go za koszulkę. Odczytał moje spojrzenie, ostentacyjnie spojrzał na zegarek i powiedział, że w sumie na nas już czas. Podał mi rękę, żeby pomóc wstać, a potem poprowadził mnie do siebie do pokoju. Za plecami słyszałam śmiechy grupy. Coś mi mówiło, że śmieją się właśnie ze mnie.

Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi sypialni Pyrites’ów, Samuel puścił mnie i ruszył do swojego biurka. Położył na nim torbę i zaczął segregować zapełnione fiolki. Usiadłam ciężko na łóżku, odłożyłam swoją torbę na podłogę i patrzyłam na plecy ślizgona. W tym codziennym stroju był równie przystojny, jak wtedy, gdy chodził w swoich drogich ciuchach. Jego sylwetka była smukła, ale odsłonięte ramiona miały lekko zarysowane mięśnie. Dziwiło mnie to, bo nie widziałam nigdy, by uprawiał jakiś sport. Najczęściej zajmował się którymś ze swoich hobby, czy to szkicowaniem, obliczeniami czy eliksirami. Z drugiej strony, przecież nie śledziłam go dzień w dzień, więc nie mogłam mieć pewności, co robi w wolnym czasie. Z jakiegoś powodu mój wzrok zatrzymał się na jego pośladkach. Spodnie były naprawdę dobrze dopasowane. Skarciłam się w myślach i już miałam odwrócić wzrok, ale w tym samym momencie jedna z przekładanych fiolek pękła. Samuel odskoczył od biurka i uniósł ręce, spoglądając z niezadowoleniem na swoją koszulkę. Zaklął pod nosem i szybko ściągnął materiał przez głowę, zgniótł go w kulkę i rzucił w kąt, gdzie leżały „raz noszone” ciuchy Sabriny. Otworzyłam szerzej oczy, chłonąc każdy szczegół jego półnagiego ciała. Bezwiednie zacisnęłam palce na pościeli, patrząc jak przeciera swój brzuch chusteczką, a później jednym machnięciem różdżki czyści okolice biurka.

– Wpiszę to w straty... – mruknął sam do siebie, a potem się obrócił. – Dobra. To o czym chciałaś rozmawiać? – zapytał.

Bez jakiegokolwiek skrępowania podszedł do mnie. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam.

– Już Ci się odwidziało? – zapytał, unosząc lekko brwi.

Sięgnął za moje plecy, po leżącą na łóżku koszulkę. Akurat w tym momencie, ktoś bez ostrzeżenia szarpnął za klamkę. Aż podskoczyłam. Szybko spojrzałam w stronę wejścia, przez które przeszła roześmiana Sabrina i niemal kompletnie pijany Lucjan. O dziwo tuż za nimi wszedł ktoś jeszcze... Alex i George. Ta dwójka z zainteresowaniem oglądała wnętrze pokoju, dopóki nie dostrzegli nas – mnie całej czerwonej i siedzącej na łóżku oraz półnagiego Samuela z koszulką w ręce. Sabrina aż otworzyła usta, a jej oczy zapłonęły na czerwono. Pisnęła uradowana.

– Kurwa, w końcu! W końcu to robią! – krzyknęła tak głośno, że byłam pewna, iż usłyszało to całe piętro.

Momentalnie się spięłam. Samuel nic sobie z tego nie robił, jakby nigdy nic ubierając się. Alex puściła nagle Georga, pobiegła w moją stronę.

– Wooo, wooo! Powoli ogierze! – powiedziała, odpychając stojącego przy łóżku Samuela i złapała mnie za rękę, tym samym próbując mnie podnieść z łóżka.

– Weź im nie przerywaj! – Sabrina odciągnęła ją ode mnie, a potem rzuciła nam na łóżko garść prezerwatyw, jakby to były cukierki. – Niech się bawią dzieciaczki.

– Nie rozumiesz. Oni nie mogą tego zrobić – syknęła Alex, nie dając za wygraną.

– Ale my i tak nic nie robimy... – powiedziałam speszona.

– Jasne, nic – zaśmiał się George i mrugnął do Samuela.

Ten tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami. Lucjan stał z tyłu i patrzył na wszystkich po kolei, uśmiechając się głupkowato.

– Ej, to co, wychodzimy? – zapytał, ściągając krawat i rzucając go na łóżko Sabriny. – Bo ja bym jeszcze popił.

– No miałam w planach wspólny melanż, ale nie chcę psuć nastroju gołąbeczków – Sabrina spojrzała znacząco na mnie, a potem na brata.

– Nie psujecie – zapewnił. – Ale zastanawia mnie, od kiedy pijecie w takim składzie – ruchem głowy wskazał na Alex i Georga.

– Właściwie to ja do Ciebie miałem sprawę i mnie Sabrina wpuściła... – zaczął rudzielec, drapiąc się po tyle głowy. – A Alex nie chciała poczekać na korytarzu.

Samuel i George podeszli w stronę biurka, rozmawiając o interesach. W tym czasie Lucjan niczym prawdziwy czarodziej skombinował każdemu alkohol. Sabrina usiadła na swoim łóżku i patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zjeść wzrokiem, zaś Alex usiadła obok mnie i zdecydowanym ruchem zasłoniła kotarę, a potem ją wyciszyła. Rozpaliła różdżkę i spojrzała mi prosto w oczy. Zauważyłam, że tak jak wszyscy jest pijana, choć chyba nie aż tak bardzo.

– To chyba nie na poważnie, co?! – zapytała mnie twardo, ściskając przy tym moje ramię.

– Ale co? – zapytałam, popijając piwo. W głowie wciąż miałam obraz Samuela bez koszulki. Jakby wypaliło się to w mojej pamięci.

– On Cię przecież wykorzystuje. Nie możesz z nim tego zrobić...

– Nie wykorzystuje mnie. My tylko rozmawialiśmy – powiedziałam od razu. – A właściwie próbowaliśmy, ale wpadliście tutaj jak tornado...

Nim przyjaciółka mi odpowiedziała, Sabrina rozsunęła kotarę, zaglądając do środka.

– Może mnie zaprosicie na trójkącik, a nie tak same się bawicie? – powiedziała niepocieszona.

– Czy Ty masz same sprośne skojarzenia? – zapytała Alex, przewracając oczami. – Chciałyśmy pogadać.

– No to mówcie otwarcie, a nie jakieś tajemnice w towarzystwie. Nieładnie tak – skarciła nas bliźniaczka.

– Jakbyście się jednak bawiły, to ja też jestem chętny, żeby dołączyć – zaproponował Lucjan, próbując się dosiąść.

– Wara od mojej dziewczyny, Bole – powiedział George, łypiąc na Lucjana.

– O, to już chodzicie ze sobą? – zapytała Sabrina, przyglądając im się na zmianę. – Szybko poszło. Zupełnie zapomniałaś o swojej dawnej miłości, co? Jakby przestała dla Ciebie istnieć? – dotknęła podbródka Alex, ale przyjaciółka klepnęła ją w rękę.

– Nie wiem co Ty sobie ubzdurałaś, ale teraz jest mi dobrze – syknęła przyjaciółka.

– No tak. Na pewno bardzo, bardzo dobrze – Sabrina usiadła niezadowolona na swoim łóżku i założyła nogę na nogę, sięgając po przygotowanego wcześniej drinka.

Samuel przyjrzał się Alex, a potem wymienił się z George’m - buteleczka za buteleczkę. Pusta za pełną.

– Nie przesadzasz z proporcjami? – zapytał. – Ciężko było to wyważyć, a nie miałem okazji przetestować.

– Myślę, że jest dobrze – odpowiedział bliźniak. Schował eliksir do kieszeni, a potem odchrząknął. – Alex, wracamy do nas?

Samuel usiadł w końcu obok mnie, złapał moją dłoń i położył sobie na udzie. Speszona opuściłam wzrok. Sabrina świdrowała nas wzrokiem. Byłam pewna, że chłopak się przymilał właśnie dlatego, że tak patrzyła. Alex łypała na nas przez chwilę, bardzo ociągając się z wyjściem. Ostatecznie ustalili, że wypiją jednego drinka i wracają. Gdy nadszedł ten moment, Sabrina uznała, że ich odprowadzi, po czym znacząco mrugała do brata. Ten tylko westchnął, mając już serdecznie dość tych sugestii. Gdy cała czwórka wytoczyła się z pokoju, zostaliśmy w końcu sami. Samuel od razu wstał, uznając, że szopka może się skończyć.

– Nie chcę tego ciągnąć – powiedziałam szybko, bojąc się, że znów zdążę się rozmyślić, a potem będę tego żałować.

– Słucham? – Samuel obrócił się powoli, patrząc na mnie z przerażającym wręcz spokojem.

– To nie ma sensu – wypaliłam, patrząc na niego niepewnie.

Czekał, aż rozwinę wypowiedź, ale nagle poczułam się, jakbym miała w głowie pustkę. Pozbawiona słów czerń sprawiła, że przez chwilę milczałam, próbując zebrać do kupy to, co wcześniej postanowiłam. Naprawdę ciężko było mi o tym mówić. Przyzwyczaiłam się do niego. I lubiłam go. I jeszcze mi się podobał... Mieliśmy tylko udawać, ale dla mnie przestawało być to jak udawanie, dlatego za każdym razem, gdy zostawaliśmy sami, a on kompletnie tracił mną zainteresowanie, bolało mnie to.

– Ostatnio powiedziałam Ci, że i tak podejrzewają, że udajemy, dlatego moim zdaniem nie ma sensu tego ciągnąć! – wydusiłam w końcu i wstałam. – I błagam, nie mów mi, że tylko mi się wydaje. Sabrina i tak Cię dręczy, a mi Alex ciągle powtarza, że mnie niby wykorzystujesz. Nie chcę myśleć o tym w ten sposób. Po prostu to przerwijmy i tyle.

Emocje we mnie buzowały. Czułam, że oczy mi się szklą. Nie chciałam rozpłakać się tutaj jak dziecko. Ruszyłam do wyjścia. Samuel złapał mnie za nadgarstek, zatrzymując zanim zrobiłam dwa kroki.

– Klara, to niesprawiedliwe. Przecież wiesz, że nie robię nic wbrew Twojej woli – powiedział i dotknął mojego podbródka, delikatnie zachęcając mnie do spojrzenia mu prosto w oczy. – Naprawdę chcesz to skończyć? Na wszystko się zgodziłaś, prawda? Ustaliliśmy to za obopólną zgodą. To co gadają to jedno, a to co robimy...

– Czasem chciałabym, żeby to co między nami sugerują było prawdą – wypaliłam bez namysłu.

Samuel przez chwilę patrzył na mnie bez słowa, jakby analizował wszystko krok po kroku. Zapadła wręcz grobowa cisza. Zrobiło mi się strasznie głupio. Ze stresu serce omal nie wyskoczyło mi z piersi.

– Przepraszam – bąknęłam zawstydzona. – Pójdę już.

Chciałam się obrócić w stronę drzwi, ale wtedy Samuel wpił się w moje usta. Jęknęłam, nie spodziewając się, że to zrobi. Bez zawahania rozchyliłam wargi, pozwalając, by jego język dotknął mojego. Brunet przesunął rękę na moje plecy i przytrzymał mnie blisko siebie. Objęłam go wokół szyi, całkowicie poddając się namiętnemu pocałunkowi. Powoli robił kroki do przodu, zmuszając mnie do cofania, aż łydką wyczułam jego łóżko. Wtedy oderwał się od moich ust i puścił mnie. Pozbawiona równowagi, usiadłam na meblu, patrząc na Samuela szeroko otwartymi oczami. Chłopak spojrzał na mnie z góry, oddychając głęboko. Palcami przetarł kąciki ust.

– Jeśli czegoś chcesz, musisz powiedzieć o tym na głos – powiedział. – Czego więc chcesz, Klaro? Nadal chcesz wyjść, czy może jednak zostać?

– Zostać... – szepnęłam. – Chcę zostać.

– No proszę. A po co? – Patrzył wyczekująco.

– Ja... chciałabym... Chciałabym żeby... – zaczęłam się jąkać.

Nie umiałam wydusić z siebie o co mi chodzi, więc złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Pochylił się i pocałował mnie. Jego usta szybko znalazły sobie drogę do mojej szyi. Odchyliłam głowę. Bez zastanowienia wciągnęłam nogi na łóżko, przesuwając się i robiąc mu miejsce na materacu. Samuel oparł się rękoma o łóżko i znów patrzył wyczekująco.

– Naprawdę mam mówić?... – speszyłam się i ukryłam twarz w dłoniach.

– Wtedy nie zrobię nic, czego nie chcesz – powiedział z przebiegłym uśmieszkiem.

– Ale ja się na tym nie znam... wiesz o tym... i nawet nie wiem jak... zacząć... albo...

Samuel westchnął. Jednym ruchem ściągnął koszulkę. Rzucił ją na łóżko tuż obok mnie. Ścisnęłam ją w dłoni, a potem położyłam się na plecach. Serce nadal waliło mi jak oszalałe. Patrzyłam, jak chłopak wspina się po materacu. Po chwili zawisł nade mną, opierając się rękoma po obu stronach mojej głowy. Podniosłam się lekko, żeby go pocałować. Niepewnie dotknęłam palcami jego szczupłego brzucha, a potem przejechałam wyżej, badając jego ciało centymetr po centymetrze. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czyżby jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole naprawdę miał być mój? A może był to tylko pijacki sen?

– Mam Cię dotknąć? – zapytał szeptem.

– Tak – odpowiedziałam.

Samuel obniżył się, opierając teraz na przedramieniu. Jego druga ręka wylądowała na mojej talii, a potem przesunęła się w dół, na biodro i udo. Przesunął palcami w miejscu, gdzie kończyła się moja spódniczka, ale nie wsunął dłoni pod nią. Wrócił ręką po materiale do góry, omijając najbardziej newralgiczne miejsca. Bawił się ze mną, albo robił mi na złość. Mimo wszystko taki dotyk też był przyjemny. Zaskakujący. Inny.

– Gdzie byś chciała? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy. – Mówiłem serio. Mów czego chcesz.

– Może... – Przełknęłam głośno ślinę. – Może tam na dole?

Samuel momentalnie się uśmiechnął. Patrzył mi prosto w oczy, a jego ręka błyskawicznie zjechała na moje udo, tym razem znikając pod spódniczką. Palcami zatoczył kręgi na mojej skórze, po chwili docierając do majtek. Zgodnie z moim życzeniem, wsunął mi dłoń między zaciśnięte uda, pocierając mnie krawędzią dłoni. Chwilę później kciukiem wyszukał łechtaczkę, pieszcząc ją przez materiał. Odruchowo rozsunęłam nogi, by miał lepszy dostęp. Zamknęłam oczy, próbując się skupić na tym, co się właśnie dzieje. Oddać się tej rosnącej przyjemności.

Niestety akurat w tym momencie usłyszeliśmy za drzwiami huk. Próbowałam zignorować hałas, ale Samuel spojrzał nieprzychylnie w stronę drzwi, jakby nie spodobało mu się, że ktoś nam przerywa. Po pierwszym hałasie nastąpił kolejny. Brzmiało to tak, jakby ktoś siłą wyważał drzwi do kolejnych sypialni. Gdy do tego wszystkiego dołączył zirytowany głos profesora Snape’a, w panice poderwałam się z łóżka. Niestety było już za późno. Mężczyzna wtargnął i do pokoju Pyritesów, rzucając nieprzychylne spojrzenie na zwartość pomieszczenia. Prędzej spodziewał się jakiejś libacji, bo gdy zobaczył mnie stojącą przy łóżku z podwiniętą spódniczką, przez ułamek sekundy wydawał się zaskoczony.

– Pyrites! – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Co gryfonka robi w Slitherinie? O tej godzinie? Sam na sam?! I gdzie Twoja siostra?
– Wyraźnie wkurzony spojrzał na mnie. A Ty wynoś się stąd! Natychmiast!


Szybko zgarnęłam moją torbę i potykając się o własne nogi, przerażona pobiegłam do wyjścia. Snape przytrzymał się w okolicy żeber i wsparł ręką o framugę. Rzucił jeszcze w moją stronę coś o szlabanie, a później łypnął na Samuela i kazał mu stawić się w pokoju wspólnym. Innych uczniów przyłapał z używkami. Stali w szeregu, połowa z minami zbitych psów, druga zaś połowa ukrywała swoje emocje, albo raczej była rozbawiona. Tuż przed wyjściem, zobaczyłam jeszcze jak Snape przeszedł przed nimi jak generał, puszczając im wiązankę typowych dla siebie obelg. Zamiast martwić się szlabanem, nie mogłam pozbyć się myśli, jak bardzo żałuję, że przerwał nam w takim momencie. 

 

 


 

5 komentarzy:

  1. Hahha, Moody-zboczuch❤️❤️❤️ ale mi się podobała ta scena z Samuelem, ooooh myyyy God! Heheh, rumieniłam się jak Klarą czytając to💖 Samuel to dla mnie dalej taka zagadka, nie mogę rozgryźć, co mu siedzi głowie 🤔 super ciekawa postać ☺️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobało XD Moody już tam wytrzymać nie może, szczególnie jak ktoś mu się tak podkłada hahaha

      A z Samuelem miałam zagwózdkę jak to poprowadzić, żeby nie wyszło, że mu nagle jakoś specjalnie zależy czy coś. Wczoraj chyba pół godziny planowałam każdy kolejny fragment wypowiedzi podczas tej macanki hahaha. Bo z drugiej strony, Klara przecież nie poprosi otwarcie o coś, czego sama nie jest pewna czy chce. Ale myślę, że fajnie wyszło. Inaczej niż z resztą, gdzie Moody lubi dawać, a Draco chciałby dostawać i obaj byli natarczywi. Jara mnie ta scenka. Szkoda tylko, że już miałam za dużo stron i tak na szybko wszystko się dzieje na koniec ;)

      PS: Mogłabym ci napisać mniej więcej co mu siedzi w głowie, ale chyba wolisz odkrywać kawałek po kawałku w notkach? :D

      ~Klara

      Usuń
    2. Myślę, że wyszło znakomicie, bardzo naturalnie dla obu postaci - na tyle, na ile je poznajemy.

      Hehe, dałaś mi wybór jak ktoś, kto pyta, czy chcę whisky czy burbona :D z jednej strony moja natychmiastowa reakcja była "jasne!", ale wiem, że jest ta druga strona medalu, która mówi, że mogę sobie tym popsuć część zabawy. Gdyby było dla Was możliwe dodawanie notek częściej, pewnie bez wahania zrezygnowałabym z opcji spojlera, ale wiem, ile czasu trwa napisanie bardzo przemyślanej notki, dodawanie nowych wątków, budowanie napięcia tak, żeby sprawy nie rozwiązały się zbyt szybko, ale też, żeby nie przeciągać ich nienaturalnie długo i tak dalej... ;) jesteście w tym obie naprawdę świetne! Postaram się wytrzymać, ale nie zdziw się, że jeśli w ciągu kilku notek nie dowiem się, co stoi za tymi enigmatycznymi zachowaniami Samuela, to jednak poproszę o mały spojler ❤️

      Usuń
    3. Ok, zobaczymy. Może się sama domyślisz w międzyczasie :D

      ~Klara

      Usuń
  2. Super rozdział:D czekam na więcej 😍 ~keroess

    OdpowiedzUsuń