wtorek, 16 lutego 2021

125. Ważna decyzja i szlaban u Snape'a.

Zaraz po sobotnim śniadaniu, zawalczyłam z chęcią ucieczki do pokoju wspólnego i podenerwowana przystanęłam w przejściu pomiędzy Wielką Salą, a zejściem do lochów. Wypatrywałam Samuela. Zagadywanie go na oczach wszystkich nie było w moim stylu, a uważałam, że coś musimy wyjaśnić. No... jedna połowa mnie tak uważała. Druga była zawstydzona całą tą sytuacją i non stop krzyczała w mojej głowie, że powinnam się ulotnić. Przez pół poprzedniej nocy, rozkładałam w głowie na czynniki pierwsze to, co miało miejsce w pokoju chłopaka. Powtarzałam w myślach sytuację i analizowałam, dlaczego potoczyło się to właśnie w ten sposób. Doszłam wtedy do wniosku, że do tej pory Samuel nie okazywał mi uczuć gdy byliśmy sami, bo przecież ustaliliśmy, że tylko udajemy. Skąd mógł wiedzieć, że zaczynam widzieć to inaczej? Tak naprawdę był więc uczciwy i szarmancki, a ja bezsensu stresowałam się tym, jak on się zachowuje. Teraz gdy chłopak wiedział mniej więcej co myślę, faktycznie zrobił krok w moją stronę. Jak to sam powiedział, mam mówić mu czego chcę. W większości wypadków nie byłam oczywiście pewna tego, czego pragnę... przecież różne myśli pojawiały się pod wpływem chwili czy emocji. Tak czy siak, takie podejście napawało mnie optymizmem. Wczoraj, przez ten krótki moment czułam się, jakbym mogła mieć wszystko, czego zapragnę. Naprawdę sądziłam, że teraz wszystko się zmieni. Że będziemy mogli być całkiem normalną parą. Pyrites naprawdę mi się podobał, a jego dotyk nie był nachalny, gwałtowny ani nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie... Na samo wspomnienie tego, jak leżeliśmy razem, czułam, że robi mi się gorąco. A jednak dzisiaj rano, przywitał się ze mną tak jak zawsze. Jakby zupełnie nic się nie zmieniło. Nie mogłam pozbyć się myśli, że może coś zrobiłam źle. Oczami wyobraźni już widziałam, jak Alex docina mi z tego powodu.

Zamiast się załamywać, chciałam zrozumieć sytuację. Samuel był zły za to, że przyłapał nas profesor Snape? Może miał jakieś nieprzyjemności z tego tytułu? Albo dla niego tak wyglądał normalny związek... Zamyślona oparłam się plecami o ścianę. Nie miałam zbyt wiele sposobności na porównanie naszego chodzenia z cudzym. Moi rodzice nie byli dobrym przykładem zdrowej relacji, Hermiona i Krum nadal się kryli, Angelina i Fred byli dość... wyuzdani i otwarci, Lucjan w ogóle do nikogo się nie przywiązywał i wszystko traktował jak zabawę, a Alex większość czasu ukrywała przede mną to z kim się spotyka. Teraz co prawda z Georgem byli momentami uroczy, ale ich nowa relacja była zbyt nagła i przez to dziwna. Nawet gdybym miała brać ich za przykład, jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić, żeby Samuel patrzył mi głęboko w oczy, sypał żartami z rękawa i mówił słodkie słówka. Był na to zbyt rzeczowy. Może więc wszystko było w porządku i niepotrzebnie panikowałam?

– Zobacz Sam, już się za Tobą stęskniła – usłyszałam roześmiany głos Sabriny. – Zawsze wiedziałam, że mój braciszek jest dobry w te klocki. Oczarowywanie mamy we krwi. Zaraz będzie chodziła za Tobą jak tresowany piesek.

Podniosłam wzrok i na moment wstrzymałam oddech. Samuel szedł korytarzem, zapisując coś w notesie. Bliźniaczka kroczyła obok niego, trzymając w ręce nadgryzione jabłko. Nie spodobało jej się, że brat zupełnie nie reagował na jej słowa, więc naumyślnie trąciła mu notes. Pióro chłopaka zrobiło długą krechę na papierze. Pyrites momentalnie przystanął i, wyraźnie zirytowany, zmierzył wzrokiem siostrę.

– Czego chcesz? – zapytał.

– Żebyś słuchał, gdy do Ciebie mówię. Ale mniejsza. Ktoś na Ciebie czeka. – Bliźniaczka uśmiechnęła się niewinnie, ugryzła jabłko i wskazała na mnie znacząco. Zaraz potem klepnęła brata w ramię i wyminęła nas, puszczając mi na odchodne oczko.

Samuel podążył wzrokiem tam gdzie wskazała. Gdy mnie zobaczył, złość na jego twarzy zelżała, choć nadal nie wyglądał na całkowicie wyluzowanego. Z trzaskiem zamknął notes, a potem nieco zdziwiony spojrzał na zegarek.

– Czekasz na mnie? Zazwyczaj spotykamy się później – zauważył, przyglądając mi się badawczo.

– Bo ja ten... – speszona uciekłam wzrokiem. Spanikowałam i w jednej chwili ten cały pomysł z rozmową wydał mi się idiotyczny. – Bo wczoraj... nie mieliśmy okazji się pożegnać... i ten... i ja...

– Rozumiem – westchnął Samuel. Schował do torby notes i w dwóch krokach znalazł się przy mnie. – I pewnie chcesz dokończyć to, co zaczęliśmy? – zapytał.

Dotknął ręką mojej talii i pochylił się, chcąc mnie pocałować.

– Nie – powiedziałam szybko, rumieniąc się.

Samuel, nieco zaskoczony, zatrzymał się w połowie drogi do moich ust. Podparł się ręką o ścianę i zawisł w tej pozycji, lekko przekrzywiając głowę.

– Nie? – zapytał.

Nerwowo przygryzłam wargę.

– Nie – powtórzyłam. – To znaczy tak, chciałabym... – wyjąkałam, patrząc na niego. – Chyba bym chciała... raczej tak... o ile Ty też chcesz... i...

Chłopak wziął głęboki wdech, odepchnął się od ściany i wyprostował. Stanowczym ruchem poprawił marynarkę mundurka, mimo tego że ubranie już wcześniej leżało na nim idealnie.

– Skoro nie wiesz czego chcesz, wrócimy do tematu, kiedy już się zdecydujesz. Może być? – powiedział spokojnie.

Kiwnęłam głową i nieśmiało przyglądałam mu się przez moment. Draco zawsze był zawiedziony lub zezłoszczony, gdy mu odmawiałam, ale po Samuelu nie było widać, by jakoś mu to przeszkadzało. Być może sprawnie ukrywał swoje emocje... albo po prostu wiedział, że i tak spanikuję i nie nastawiał się na nic. Cokolwiek nim kierowało, podobało mi się, że na mnie nie naciska. Mimo wszystko odczułam potrzebę wytłumaczenia mu mojej reakcji.

– Słuchaj Sam... – zaczęłam mówić, jednocześnie nerwowo wykręcając własne palce. – To nie tak, że nie chcę. Bardzo mi się podobało, ale po prostu nie po to przyszłam i zaskoczyłeś mnie, że chciałbyś tak teraz... Ja... Chciałam najpierw zapytać, czy nie masz żadnych nieprzyjemności w związku z tym, że profesor Snape nas przyłapał.

– Żadnych – chłopak wzruszył ramionami. Zerknął na moje ręce. – Profesor Snape nic przecież nie zobaczył. Zirytował się, że spraszamy ludzi spoza domu i że nie przestrzegamy ciszy, ale z tego co wiem, bywał już bardziej wkurzony. Nie odgrażał się jakoś szczególnie.

– To dobrze – odetchnęłam z ulgą. – Bałam się, że będziesz miał problemy przeze mnie...

– Niepotrzebnie się stresujesz.

Samuel złapał mnie za rękę i ścisnął ją, uniemożliwiając mi wykręcanie palców. Podniosłam na niego wzrok, bezwiednie wpatrując się w jego usta. Byłam pewna, że to zauważył. Płynnym ruchem, ponownie zbliżył się do mnie.

– Naprawdę uważasz, że gdyby przyłapali nas razem, miałbym z tego powodu kłopoty? – zapytał, stając tuż przede mną. – Związki w tym wieku to naturalna sprawa. Nie robimy nic nielegalnego.

– Trochę jednak tak, bo złamaliśmy kilka zasad... – powiedziałam cicho, czerwieniąc się.

– Na własne życzenie i świadomie, prawda? – Patrząc mi prosto w oczy, sięgnął do moich włosów i odgarnął kosmyk za ucho. – Jestem starszy i to logiczne, że oczekują ode mnie odpowiedzialności. Jestem więc odpowiedzialny. Nikt mi nie wmówi, że do czegoś mnie przymusiłaś. Odwrotnie też nie było. Jeśli ktoś będzie miał problem, zmierzę się z konsekwencjami.

– I nie martwisz się, że mogliby napisać do Twojego ojca? – zapytałam.

– Ojciec mi ufa – stwierdził od razu i spoważniał. – Nie przejąłby się głupim pismem ze szkoły. Ojciec wie, że do tej pory go nie zawiodłem i że zawsze zrobię to, czego ode mnie oczekuje. Bez względu na to, co sam o tym myślę – ostatnie słowa dodał nieco ciszej, a później na moment odwrócił wzrok.

– Jak pilnowanie Sabriny? – zapytałam.

– No na przykład.

– To nie brzmi zbyt pozytywnie – przyznałam i potrząsnęłam głową. – Nie samo pilnowanie, ale wiesz... to, że musisz robić rzeczy jakich od Ciebie oczekuje. Alex ma tak samo i wiecznie prowadzi to do spięć w jej rodzinie.

– Dlatego w moim wypadku na razie nic się nie zmieni – stwierdził i znów na mnie spojrzał. – Tak jest wygodniej. Twoja przyjaciółka jest bardzo emocjonalna i to jej szkodzi. Rozsądny człowiek sprawdza bilans zysków i strat i stawia na te pierwsze.

Kiwnęłam głową i zamyśliłam się. Przypomniało mi się, że kiedy proponował mi udawanie chodzenia, wspomniał też o jakichś zyskach i potencjalnej opłacalności. Uśmiechnęłam się do siebie. Wtedy nie potraktowałam tego poważnie, ale wychodziło na to, że mówił całkowicie serio. Coś sobie wyliczył i wynikiem byłam ja. Jaka była na to szansa?

– W sumie jak tak o tym teraz myślę, pochlebia mi, że w ten sam sposób wybrałeś mnie spośród tych wszystkich dziewczyn w Hogwarcie – powiedziałam, wciąż się uśmiechając.

– Czysta matematyka – mrugnął do mnie.

– A powiesz mi co brałeś pod uwagę? – zapytałam z zainteresowaniem.

– Wiele różnych czynników. Kilka już wymieniałem.

– A pozostałe? Co tam jeszcze było?

– Nie musisz wszystkiego wiedzieć – pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek. – Uwierz, wyjdzie Ci to na dobre – szepnął.

Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową. Pod wpływem chwili, postanowiłam go przytulić. Ostrożnie objęłam go w pasie i przylgnęłam do niego, zamierając na moment. Samuel nie pozostał bierny, ale poczułam, że już po chwili podnosi rękę, by spojrzeć na zegarek. Chyba jednak się spieszył, a ja go tak zagadywałam. Zazwyczaj spotykaliśmy się popołudniu, ale dotarło do mnie, że przecież może nie być żadnego „później”. Czekał mnie dzisiaj szlaban, a znając profesora Snape’a, mogłam tylko pomarzyć o tym, że zostanie mi choć trochę czasu wolnego. Gdybym zaś teraz nie pojawiła się w umówionym miejscu, chłopak mógłby pomyśleć, że go wystawiłam. Choć najchętniej nie wychodziłabym z jego objęć, w końcu puściłam go i odsunęłam się.

– Już Ci więcej nie zajmuje czasu, ale jakbym później nie przyszła, nie złość się proszę – powiedziałam szybko i wspięłam się na palce, by cmoknąć go w policzek.

– Masz inne plany? – spojrzał na mnie czujnie.

– Raczej przymusowy szlaban z profesorem Snape’m... Mówiłeś, że Tobie nic nie zrobił. Na mnie był wściekły... Kategorycznie zabronił mi pojawiać się w waszym domu. – Nerwowo podrapałam się po przedramieniu. – A przez to co podrzuciła Sabrina, myślał, że chcieliśmy... no wiesz... – odchrząknęłam – kochać się.

– A nie tego chciałaś?

– No nie wiem. To nie za szybko? – zerknęłam na Samuela nieco spanikowana. – Nigdy jeszcze nie miałam chłopaka, a z Alex nie mam co brać przykładu. Złamano jej serce i non stop mi powtarza, że Ty mi zrobisz to samo.

Ślizgon na moment przymrużył oczy. Skrzyżował ręce na piersi.

– Skąd taki pomysł?

– Mogę tylko zgadywać – wzruszyłam ramionami, a potem westchnęłam. – Pewnie jest teraz uprzedzona do wszystkich chłopaków. Poza Georgem Weasleyem – prychnęłam. – I wiesz, myśli, że robi dobrze. Tak jak Sabrina, gdy próbuje Cię niańczyć.

– Już myślałem, że to właśnie Sabrina jej coś nagadała. To by było w jej stylu.

– Przecież za każdym razem nam kibicuje – zdziwiłam się.

– Tak myślisz? – Samuel uśmiechnął się z pobłażaniem, a potem poklepał mnie po głowie. – Tylko poczekaj. Jak będzie mieć to czego chce, zmieni taktykę o sto osiemdziesiąt stopni.



***



Popołudniu Alex odbiło. Gdyby nie profesor Snape, możliwe, że przyjaciółka, na spółkę ze swoim nowym chłopakiem, zaatakowałaby Sabrinę. Co prawda nie sądziłam, żeby mogli realnie zrobić jej krzywdę, ale osobiście wolałam unikać takich konfrontacji. Tym bardziej, że historia z peleryną nie trzymała się kupy. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna, że przecież po tym jak Sabrina była u nas w sypialni, Alex przetrząsnęła wszystkie swoje rzeczy. Gdyby peleryna już wtedy znalazła się w jej kufrze, na pewno by ją odnalazła. Przyjaciółka nie chciała jednak słuchać wyjaśnień. Gdy Mistrz Eliksirów rozdzielił naszą czwórkę, Alex złapała Georga za rękę i z bojową miną, ruszyła przodem w stronę gabinetu. Szłam za nimi. Spojrzałam przez ramię, ukradkiem obserwując, jak Sabrina potulnie oddaje część garderoby nauczyciela. Mogłam się założyć, że gdyby pelerynę trzymał ktoś z nas, nauczyciel odjąłby nam z dwieście punktów. Ślizgonom zawsze wszystko uchodziło na sucho... Zmarszczyłam brwi.

– A wiecie, że Samuel nie dostał żadnej kary za wczoraj?... – powiedziałam cicho w stronę Alex i Georga.

Spojrzałam na nich i zrozumiałam, że nawet mnie nie słuchają. Ich niewinne buziaki szybko przerodziły się w pełne pasji pocałunki. W jednej chwili Alex złapała George’a za krawat i przyparła do ściany. Zachowywała się tak, jakby zupełnie zapomniała, że stoimy teraz w lochach i za pół minuty zaczynamy szlaban. George uniósł ręce w obronnym geście, ale jakoś specjalnie się nie opierał. Otworzyłam szeroko oczy i zmieszana złapałam przyjaciółkę za łokieć, gorączkowo próbując odciągnąć ją od chłopaka. Udało mi się w ostatniej chwili. Profesor Snape wyłonił się zza rogu i momentalnie stanął w miejscu, niebezpiecznie mrużąc oczy. Minę miał taką, jakby doskonale wiedział co się tutaj działo i jakby nas z tego powodu oceniał. Puściłam łokieć Alex i ukryłam ręce za plecami. Mężczyzna milczał przez moment, później zaś westchnął w taki sposób, jakby ten szlaban był dla niego karą. Przeszedł centralnie pomiędzy George’m i Alex i sięgnął do klamki, energicznym ruchem otwierając drzwi.

– Do środka – syknął.

Kolejno wtoczyliśmy się do ponurego gabinetu, stając tam w rządku z minami jak na ścięcie. Sabrina szła jako ostatnia. Na palec nawijała żutą przez siebie gumę, a później wpychała ją z powrotem do ust, by zrobić balona. Jej ciekawski wzrok przeskakiwał z przedmiotu na przedmiot, jakby czegoś szukała. Byłam pewna, że próbuje wykorzystać nadarzającą się okazję, żeby w jakiś sposób poznać sekrety nauczyciela. Szybko zauważyła coś, co bardzo ją zainteresowało. Na biurku, tuż obok stosu prac domowych do sprawdzenia, leżał srebrny kałamarz pokryty zdobieniami w kształcie węży. Tuż obok niego leżało kacze, zielone pióro ze srebrną stalówką. Sabrina, jakby nigdy nic, podeszła do biurka nauczyciela i podniosła pióro, oglądając je z przesadną uwagą. Gdy to zrobiła, Alex syknęła cicho i momentalnie złapała się za skroń. George od razu objął swoją dziewczynę i zaczął pytać, czy wszystko w porządku. Sabrina spojrzała na Alex, a później na pióro. W jej oczach widać było błysk. Zaczęła dotykać przedmiot na różne sposoby, jakby w ten sposób próbowała wywołać kolejną reakcję.

– Pyrites, odłóż to. W tej chwili – powiedział Snape i z trzaskiem zamknął drzwi.

– Tak jest profesorze.

Sabrina przybrała pokorną minę i z namaszczeniem odłożyła przedmiot, pozostawiając go jednak w widocznym miejscu. Potem stanęła obok mnie. Nauczyciel okrążył biurko i stanął za nim. Zerknął na blat, poprawił ułożenie pióra, a następnie spojrzał na nas z góry. Jedno mrożące krew w żyłach spojrzenie wystarczyło, by George przestał obejmować Alex i wyprostował się. Przyjaciółka zamrugała kilkukrotnie, ale chyba było już jej lepiej. Równie dobrze mogła nie chcieć okazywać swojej chwilowej słabości przy profesorze. Wyraźnie unikała spoglądania na niego.

Snape splótł ręce za plecami i przerwał milczenie.

– Weasley, Lamberd, Amber... Za nieregulaminową napaść na ucznia Slitherinu odejmuję waszej trójce po dziesięć punktów. Naprawdę wspaniały pokaz gryfońskiej solidarności – zakpił. – Jak atakować, to trzech na jednego.

– Nie napadliśmy jej – syknęła Alex.

– Twierdzisz, że się mylę, Lamberd? – Snape zmrużył oczy. – Sytuacja była jasna. Wasza trójka miała wyciągnięte różdżki. – Spojrzał na mnie. – Panna Amber na pewno chętnie wam przypomni, co mówi regulamin szkoły na temat używania zaklęć na korytarzu.

– Nie powinniśmy czarować poza klasą, ale profesorze, ja próbowałam to załagodzić! – pisnęłam. – Tylko dlatego wyciągnęłam broń.

– Czyli potwierdzasz, że sytuacja mogła eskalować – Snape stwierdził beznamiętnie.

Alex chciała coś powiedzieć, ale – najpewniej mając w pamięci szlaban z profesorem Moody’m - ugryzła się w język i zacisnęła pięści. George w ogóle stał cicho, błądząc wzrokiem po posadzce. Widać było, że też jest podirytowany. To on jako pierwszy wyciągnął broń i pewnie gdyby tego nie zrobił, nauczyciel nie zastałby nas w tej sytuacji. Sabrina natomiast wydawała się wyluzowana. Patrzyła prosto na opiekuna swojego domu, uśmiechają się niewinnie i w milczeniu słuchała naszej wymiany zdań.

– Do niczego by nie doszło... – powiedziałam, już nieco mniej wojowniczym tonem.

– Chcesz się ze mną sprzeczać? – Snape przyszpilił mnie spojrzeniem. – Dobrze. Minus dziesięć punktów.

Miałam ochotę mu odpowiedzieć, ale wiedząc o jego zaciętości, zacisnęłam usta i skruszona opuściłam wzrok. Snape patrzył na mnie długo, a później przeniósł wzrok na pozostałych. Nikt już się nie odezwał. Profesor wydawał się tym usatysfakcjonowany. Zaraz jednak jakby sobie o czymś przypomniał. Zerknął na trzymaną w ręce pelerynę i niedbale rzucił ją na biurko.

– Druga sprawa. Czyj to był pomysł? – syknął.

Wszyscy patrzeliśmy na pelerynę, ale nikt z nas nie wiedział co właściwie mielibyśmy powiedzieć. Gdy Alex na nią spojrzała, zmrużyła oczy, jakby znów zabolała ją głowa.

– To jakaś durna zabawa? Chcieliście zrobić sobie ze mnie żarty, czy tak? – drążył Snape. Pochylił się do przodu i oparł rękoma o blat. – Daję winnemu dziesięć sekund na przyznanie się. Dziewięć. Osiem. Siedem... – odliczał, wyraźnie cedząc każde słowo.

– To Sabrina – szybko powiedział George, nim Snape doszedł do trzech. Rudzielec łypnął na ślizgonkę.

– Pochlebiasz mi, bo pomysł jest świetny, ale niestety to nie ja. Alex mi to dała – Sabrina patrzyła prosto w czarne oczy Snape’a, jakby tylko czekała na jego reakcję.

Twarz mężczyzny przypominała jednak nieruchomą, acz złowrogą maskę. Jego mrożące krew w żyłach spojrzenie utkwiło się w Alex.

– Ktoś mi to podrzucił! – powiedziała szybko przyjaciółka. – A ja tylko chciałam wiedzieć kto. Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego!

– Słyszał profesor o psychofanach? – Sabrina odrzuciła włosy do tyłu i skrzyżowała ręce przed sobą. – Są tak zafascynowani kimś, że wykradają jego przedmioty, żeby móc się nimi otaczać... Łakną każdej chwili z obiektem swoich westchnień. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że chyba ktoś w szkole się w profesorze zakochał i to tak na poważnie...

– Nadal twierdzę, że to Sabrina – wtrącił się George. Oskarżycielsko wycelował palcem w ślizgonkę. – Zaciągałaś się zapachem peleryny. Wszyscy to widzieli!

Na samo wspomnienie ja i Alex skrzywiłyśmy się. Sabrina tylko się zaśmiała.

– Dość! – warknął Snape, prostując się. – Nie mam ochoty słuchać takich bredni.

Mężczyzna dotknął palcami nasady nosa i na moment przymknął oczy, myśląc intensywnie. Jakby bezwiednie, dotknął się w okolicy żeber i potarł to miejsce. Zaraz potem otworzył oczy, chwycił pelerynę i w kilku krokach znalazł się przed rozpalonym kominkiem. Ku naszemu zaskoczeniu, wrzucił tam odzienie. Czarny materiał stopniowo zajął się ogniem. Mężczyzna patrzył w płomienie i powiedział oschle:

– Resztę popołudnia spędzicie na czyszczeniu kociołków. Cała czwórka.

Wiedziałam, że czeka nas szlaban, więc decyzja nauczyciela nie była dla mnie zaskoczeniem. Ostatecznie bez odrobiny marudzenia wylądowaliśmy w sali do eliksirów. Profesor Snape machnięciem różdżki przywołał stos starych, dawno nie czyszczonych kociołków, których dno pokrywała gruba warstwa mazi lub przypalone resztki źle rozdrobnionych składników. Zaraz potem zamierzał wrócić do biurka, by kontynuować sprawdzanie prac, które przyniósł sobie z gabinetu.

Wszyscy doskonale znaliśmy zasadę, że na szlabanie nie można używać magii. Wszyscy, poza Sabriną. Dziewczyna nie oponowała przeciwko karze chyba właśnie dlatego, że spodziewała się ułatwienia. Praktycznie od razu chwyciła za różdżkę i wypowiedziała zaklęcie. Udało jej się wyczyścić zaledwie jeden kociołek, a profesor Snape zmaterializował się obok niej, trzymając przed sobą wyciągniętą rękę.

– Pyrites, różdżka – powiedział.

– Profesorze, przecież mamy je wyczyścić – dziewczyna rozłożyła ręce. – Różdżka jest mi potrzebna.

– Doprawdy? Ja widzę, że masz jeszcze ręce, Pyrites.

Sabrina przewróciła oczami. Alex i George zaśmiali się cicho. Ja pokręciłam głową z dezaprobatą. Profesor usłyszał śmiechy, dlatego dla pewności i nam odebrał różdżki. Później rzucił jeszcze jedno, złowrogie spojrzenie i wrócił do biurka.

Sabrina stała obrażona, wpatrując się w kociołek w taki sposób, jakby myślała, że wzrokiem da się coś z nim zrobić. Ja po prostu podwinęłam rękawy i by mieć to za sobą, zabrałam się za szorowanie. George wybrał kociołek i razem z Alex poszli w najdalszy kąt sali, by wspólnie zająć się czyszczeniem. Słysząc szmer rozmów, zerknęłam podejrzliwie w ich kierunku. Wyglądali jakby dobrze się bawili. George co chwilę cicho żartował, zaś przyjaciółka wykorzystywała każdy możliwy moment, by w jakiś sposób go dotknąć, choćby to miało być zwykłe trącanie łokciem, czy niby przypadkowe smyrnięcie jego ręki. Dziwiłam się, że po raz kolejny Alex w krótkim czasie zmieniła nastawienie do rudzielca. Czy to wina hormonów? Miewała wahania nastroju i szybko wpadała w złość, ale w te stronę jeszcze nigdy to tak nie działało. Zaczynałam się o nią naprawdę martwić.

Postanowiłam, że zapytam Sabrinę, co miała na myśli, kiedy razem kłócili się na korytarzu. Dziewczyna zdawała się wiedzieć więcej niż ja. Nie byłam pewna na ile to jej własne wymysły, a na ile faktyczna spostrzegawczość, ale póki nie znałam jej wersji wydarzeń, nie mogłam ocenić prawdopodobieństwa. Gdy spojrzałam w stronę ślizgonki, zauważyłam, że nie stała już przy kociołku. Niby przypadkiem, błyskawicznie rozpięła górne guziki koszuli mundurka i poluźniła krawat, a później zmysłowym krokiem podeszła do biurka profesora. Jakby nigdy nic, oparła się dłońmi o blat, powoli, głęboko pochylając się.

– Profesorze?

Otworzyłam szeroko oczy. Snape na pewno zauważył, gdy się zbliżała, ale do samego końca wzrok miał utkwiony w pergaminach, które nagminnie kreślił. Niestety ignorowanie jej nie sprawiło, że odeszła. W końcu podniósł wzrok, a na twarzy mężczyzny pojawił się grymas niezadowolenia. Snape błyskawicznie sięgnął po różdżkę i jednym zaklęciem zapiął koszulę dziewczyny aż po samą szyję. Drugi z czarów zacisnął krawat zdecydowanie zbyt mocno. Ślizgonka stęknęła i wyprostowała się gwałtownie, odciągając materiał od krtani, ale nie odeszła od biurka.

– Pyrites, kociołki są tam – powiedział oschle Snape.

– Chciałam tylko zadać kilka pytań – Sabrina zrobiła słodkie spojrzenie.

– Nie czas na to. Przypominam, że masz teraz szlaban – profesor rzucił znudzonym tonem i wrócił do kreślenia po testach. – Jeśli masz pytania odnośnie lekcji, możesz zostać któregoś dnia po zajęciach...

– Dlaczego spalił Pan pelerynę? – Sabrina zapytała bezceremonialnie.

Snape na moment przerwał pisanie, ale nie podniósł wzroku na dziewczynę. Odchrząknął znacząco, sugerując jej, że powinna odejść póki może i kontynuował swoje zajęcie.

– Nie była zniszczona – drążyła Sabrina, bawiąc się kosmykiem czerwonych włosów. – Właściwie nic jej nie dolegało... Nawet jeśli ktoś ją profesorowi ukradł, mógł jej Pan używać.

– Pyrites, minus pięć punktów za wścibskość – zawyrokował nauczyciel. – Nie wiem co sobie ubzdurałaś, ale peleryna nie należała do mnie. – Snape spojrzał na dziewczynę beznamiętnie. – I skoro nie była też wasza, to nie Twoja sprawa co się z nią stało, prawda? Nie potrzebuję w szkole takich rekwizytów.

Sabrina wydęła usta, wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi nauczyciela, ale pokornie kiwnęła głową.

– Skoro już zaspokoiłem Twoją ciekawość, natychmiast wracaj do czyszczenia – powiedział, opierając łokieć o blat i dotykając palcami skroni. – Chyba nie chcesz spędzić na szlabanie całego tygodnia?

– Oczywiście, że nie, profesorze – odpowiedziała nad wyraz grzecznie.

Niezadowolona ślizgonka wróciła do kociołka. Spojrzała do środka z obrzydzeniem. Ja kończyłam szorować już drugi. Widziałam, że Sabrina kompletnie sobie nie radzi, więc podeszłam do niej i rzuciłam kilka sugestii jak ma wykonać robotę jak najszybciej.

– To jak skrobanie zaschniętej patelni – powiedziałam do niej cicho.

– A skąd do cholery mam wiedzieć jak się skrobie patelnię – przewróciła oczami.

– Nigdy nie zmywałaś? – zdziwiłam się.

– A Ty zmywałaś? Od tego jest służba. Ja pierdolę... – zirytowana Sabrina usiadła na skraju ławki i założyła nogę na nogę. Wpatrzyła się w profesora. – Przyznam Ci się, że nic nie mówiłam na ten szlaban, bo liczyłam, że będzie na co popatrzeć, ale Snape nawet na nas nie zerka. W ogóle jest jakiś markotny. Biedaczek... Zupełnie jakby coś go gnębiło. O czym może tak myśleć?...

Ukradkiem zerknęłam na profesora. Mężczyzna co jakiś czas rzucał krótkie spojrzenia w stronę Alex i Georga, szczególnie wtedy, gdy szmer ich szeptów dolatywał do jego uszu. Z każdym kolejnym spojrzeniem, jego wzrok stawał się coraz bardziej surowy. Był na granicy i raczej wolałabym, żeby nie wybuchnął. Tak czy siak, nie odniosłam takiego wrażenia, jakie miała Sabrina. Znów coś nadinterpretowała?

– Może jeszcze tego nie rozumiesz, ale to dobrze, jeśli profesor na nas nie patrzy – powiedziałam tonem oczywistości. – I nie wygląda markotnie. Nie bardziej niż zwykle. Pewnie mu przeszkadza, że musi nas niańczyć – uznałam, wzruszając ramionami. – Albo martwi się tamtą misją, przez którą opuścił zajęcia.

– Jaka misja? – Sabrina momentalnie zainteresowała się. Przylepiła gumę pod ławką i pochyliła się w moją stronę. – Zaraz, zaraz... Czyżby panienka mojego brata wiedziała coś, czego ja nie wiem?

– Ja jestem jego dziewczyną, a nie panienką... – mruknęłam.

– To jest to samo. Gadaj! – syknęła niecierpliwie.

– Panienka brzmi obcesowo! – oburzyłam się. Skupiłam wzrok na czyszczonym kociołku.

– Kurwa, dziecinko – Sabrina złapała mnie za krawat i przyciągnęła do siebie. Jej oczy błysnęły czerwienią. – Nie denerwuj mnie, tylko mów co wiesz. Co to za misja? – Przekrzywiła głowę.

– Wiem tylko, że misja – jęknęłam, próbując oderwać jej rękę od mojego krawata i odepchnąć dziewczynę od siebie. – Dziwne, że wam nie powiedzieli. Profesor Moody mówił, że Snape miał zlecenie od dyrektora i dlatego nie było go na zajęciach. Sama się go spytaj, jak tak bardzo chcesz wiedzieć.

– A uwierz, że to zrobię – Sabrina puściła mój krawat i wygładziła go.

Nagle jakby przybyło jej chęci do życia. Pełna entuzjazmu, zgrabnie zeskoczyła z ławki i już miała ruszyć w stronę biurka profesora, ale ten sam postanowił zrobić obchód. Snape szedł twardym krokiem, wyprostowany i z rękoma za plecami, a jego czarna szata lekko unosiła się przy każdym ruchu.

– Amber, nie czas na pogaduszki – syknął ostrzegawczo.

– Przepraszam.

Pochyliłam głowę, skupiając się na pracy. Sabrina na widok zmierzającego do nas nauczyciela, uśmiechnęła się szeroko i poprawiła fryzurę. Mężczyzna wyminął ją, jakby nie istniała i stanął przy naszych kociołkach, rzucając na nie krytyczne spojrzenie.

– Co to ma znaczyć? – zapytał. Po minie widać było, że nie był zadowolony z ilości wykonanej pracy.

– Profesorze, pracujemy – Sabrina doskoczyła do kociołka i żeby zapunktować, udała jak bardzo się niby stara. – Dla Pana zdzieram sobie świeżo malowane paznokcie.

– Prędzej strzępisz język. Oczekuję efektów – powiedział bardzo powoli. – Czy któreś z moich poleceń było niejasne? A może kara się nie podoba?

– W żadnym wypadku, profesorze – Sabrina zrobiła przymilną minę i z błyskiem w oczach, dodała przyciszonym głosem – Jeśli mam być szczera, po postu trochę mnie rozprasza, że ta dwójka się tak mizdrzy. – Ruchem głowy wskazała na kąt pomieszczenia. – To chyba niezbyt profesjonalne z ich strony.

– Nie jestem ślepy, Pyrites – mruknął Snape. Obrócił się na pięcie i niczym czarna, złowroga chmura zbliżył się do pary. – Weasley! Lamberd! Widzę, że uwielbiacie okazywać mi brak szacunku. Waszym zdaniem to szlaban czy cholerna randka? W tej chwili się rozsiądźcie.



***



Tak jak się spodziewałam, na szlabanie siedzieliśmy do późna. Ostatecznie gdy profesor Snape skończył sprawdzać zaległe zadania, wrócił do siebie, a pilnowanie nas przypadło Filchowi. Wcale mnie to nie dziwiło, bo kto chciałby spędzać sobotnie popołudnie na pilnowaniu uciążliwych uczniów? Różdżki oddano nam dopiero po wszystkim. Sabrina momentalnie wyparowała, a my wróciliśmy zmęczeni do wieży gryffindoru, gdzie jak zwykle toczyła się niewielka impreza. Po przejściu przez obraz, poczułam na sobie spojrzenie Angeliny i Freda. Dzisiaj rozstaliśmy się w dziwnej atmosferze. Alex zupełnie nie przejęła się tym, że tamta dwójka oczekiwała przeprosin. Widząc ich miny, po prostu pocałowała George’a na pożegnanie i poszła ze mną do sypialni.

– Nic im nie powiesz? – zapytałam, gdy byłyśmy już w pokoju. – Oskarżałaś ich o ten dziwny kawał.

– Nie mam ochoty im tego tłumaczyć. Z resztą oni nie raz o coś mnie oskarżali – przyjaciółka zaczęła zbierać rozrzucone rzeczy i pakować je do kufra.

– Ostatnio też Cię przeprosili – zauważyłam. – Choć sama nie wiem, czy to się liczy, po tym do czego Cię zmusili.

– No właśnie. Jeśli podliczyć wszystkie popieprzone rzeczy, oni zrobili ich więcej.

Rozejrzałam się, sprawdzając, czy nikt nie słyszy naszej rozmowy.

– A... wiesz... – zapytałam cicho. – Zdjęcia?

– Klara, wiesz, że wtedy to ona zaczęła – Alex przewróciła oczami i rzuciła się na łóżko. – Na Merlina, nie mam siły... Jeszcze ten pieprzony Snape musiał się nas uczepić! Ciągle mu coś nie pasowało. Odjął nam z pięćdziesiąt punktów za samo szorowanie.

– Może gdybyś nie romansowała w trakcie szlabanu, byłby łagodniejszy – skomentowałam.

– Po prostu skurwiel zazdrości, że inni mają życie seksualne – Alex ze złością uderzyła w poduszkę. – Tylko spójrz na niego. Ten haczykowaty nos... ziemista cera, jakby żył w tym lochu od setek lat. W ogóle jest obleśny – przyjaciółka raz za razem uderzała w poduszkę. – Założę się, że na pewno jest jakiś chudy i żylasty... i... – syknęła z bólu i złapała się za skroń.

– Alex! – doskoczyłam do jej łóżka i złapałam ją za rękę.

– Kurwa, znowu głowa mi pęka... – jęknęła i opadła na plecy, masując skroń.

– Może powinnaś iść do pielęgniarki? – zapytałam zmartwiona. – To nie jest normalne.

– Poszłabym, gdyby nie przechodziło, ale to przychodzi i odchodzi. Atakuje w losowych momentach i to zwykle przez krótką chwilę.

– Na szlabanie też to miałaś... – zastanowiłam się. – I w gabinecie. Może to jakiś zapach Cię uczula? Może od wilgoci?

– To by nie miało sensu. Pasuje do lochów, ale miałam to też w innych okolicznościach. Prędzej chodzi o za mało świeżego powietrza, czy coś. Z resztą, nic mi przecież nie będzie – mruknęła Alex, przekręcając się na drugi bok.

– Ale gdyby Ci się pogorszyło, powiesz? Obiecaj, że tak.

– Jeny, Klara... Jak zacznę się tym na poważnie martwić, to wtedy się dowiesz, okej? To może być zwykła migrena.

– Oby nie. Słyszałam, że migreny nie da się wyleczyć.

Wróciłam na łóżko i próbowałam sobie przypomnieć od kiedy Alex ma te ataki. Jeśli dobrze pamiętałam, wszystko zaczęło się po wieczorze w bibliotece. To było niemożliwe, żeby tak długo gnębił ją nadmiar wiedzy. Może znów dotykała jakieś zakazane książki i w ten sposób zaraziła się klątwą? Takie rzeczy się zdarzały. Uznałam, że jeśli stan ten będzie się utrzymywać, wypytam profesora Moody’ego. Mężczyzna znał czary o których istnieniu nie miałam pojęcia. Jeśli mogło mieć to podłoże magiczne, to on na pewno odpowiedziałby na moje pytanie.



***



Sobotnie spotkanie nie wypaliło, więc w niedzielę postanowiłam poszukać Samuela. Weszłam do pokoju życzeń. Przez dłuższą chwilę kluczyłam w labiryncie nikomu niepotrzebnych rupieci, w końcu odnajdując drogę do małego, tajnego laboratorium Pyritesa. Tak jak się spodziewałam, chłopak był w środku. To czego się nie spodziewałam, to fakt, że zbierał swój alchemiczny sprzęt. Byłam pewna, że mnie usłyszał, bo na moment znieruchomiał. Mimo wszystko nawet nie spojrzał w moją stronę, całkowicie skupiony na tym co robił. Szybko podeszłam bliżej, uśmiechając się od ucha do ucha. Stanęłam po jego prawej i dotknęłam jego ramienia, a gdy na mnie zerknął, wspięłam się na palce, chcąc pocałować go na przywitanie. Samuel w ostatniej chwili, niby przypadkiem obrócił twarz, przez co cmoknęłam go jedynie w policzek. Krótko się uśmiechnął, a zaraz po tym westchnął.

– Wybacz, trochę jestem zajęty – stwierdził i wrócił do rozmontowywania misternej konstrukcji pełnej szklanych rurek, probówek i innych elementów.

– Nie szkodzi. Nie będę przeszkadzać.

Zadowolona cofnęłam się do stolika, zdjęłam torbę i usiadłam na krześle. Chwilę wpatrywałam się w blat. Nie wyciągnęłam jednak książek. Zamiast tego przekręciłam się na siedzisku, położyłam brodę na oparciu krzesła i rozmarzona wpatrywałam się w Samuela. Przez dłuższą chwilę obserwowałam, jak jego smukłe palce z najwyższą starannością i obeznaniem rozkładają wszystko na czynniki pierwsze. Jak segregują buteleczki i elementy. Układają wszystko według systemu. Było w tym coś hipnotyzującego. To chyba dotyczyło każdego, kto wiedział co robi. W tym wypadku jednak, nie mogłam pozbyć się myśli, że te ręce całkiem niedawno błądziły po mojej skórze. I że choć z jednej strony, wywoływało to u mnie dziwne poczucie winy, z drugiej było czymś, czego znów chciałam doświadczyć. Czego nie mogłam się doczekać. Czując na dole przyjemne mrowienie, poruszyłam się niespokojnie na krześle.

– Zdecydowałam – wypaliłam nagle.

Brunet powoli przekręcił głowę i spojrzał na mnie spokojnie.

– Słucham? – zapytał.

– Zdecydowałam się – powiedziałam już nieco mniej pewnie. Czułam jak moje policzki się czerwienią. Serce zaczęło mi walić jak szalone.– No wiesz... żeby kontynuować...

– Chyba jednak nie jesteś przekonana – zauważył.

– A właśnie myślę, że jestem... – powiedziałam jeszcze ciszej i nieśmiało opuściłam wzrok. – Ale głupio tak... o tym mówić...

Brunet na moment wpatrzył się we fiolki, ale ostatecznie zostawił wszystko na blacie i podszedł do mnie. Podniosłam na niego wzrok. Serce nadal biło mi szybko. Stresowałam się. Przeszło mi przez myśl, że może jednak naprawdę tego nie chcę. Może miał rację. Może to głupia decyzja... Te myśli zniknęły w momencie, gdy nasze usta się zetknęły.

Samuel podparł się ręką o stolik, pochylił nade mną i pocałował mnie. Jego język naparł na moje wargi, wdzierając się do środka. Nie pozostałam mu dłużna, niemal od razu wyłapując rytm pocałunków. Przymknęłam powieki skupiając zmysły na tym, co się właśnie działo. Chłopak dotknął palcami mojej szyi, delikatnie ją pogładził i zatrzymał się na krawacie. Zdecydowanym ruchem poluźnił go i przekręcił do tyłu. Sprawnie odpiął pierwsze guziki mojej białej koszuli i bez ostrzeżenia wślizgnął się pod materiał, przesuwając dłonią w stronę obojczyka. Oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam na chłopaka zaskoczona. Patrząc mi prosto w oczy, bez słowa odchylił materiał koszuli, a później zsunął ramiączko i złożył na mojej skórze mokry pocałunek. Poczułam przyjemny dreszcz. Gdy jego wargi przesunęły się niżej, zawstydzona naciągnęłam koszulę z powrotem na miejsce. Chłopak uśmiechnął się i wyprostował.

– Nie podoba się?

– Podoba... – mruknęłam, wpatrując się we własne kolana.

– Więc o co chodzi? Rozmyśliłaś się?

O co mi chodziło? Nie rozumiałam, czemu mu przerywam, skoro naprawdę mi się podobało. Chciałam przecież tego. Było dokładnie tak, jak mówiła Alex. Czułam, że moje ciało pragnęło dotyku. Podniosłam wzrok na Samuela i potrząsnęłam głową. Mimo wszystko nie ruszył się z miejsca.

– Nie rozmyśliłam się – powiedziałam.

Nadal na mnie patrzył. Nie wiedząc jak jeszcze mu to okazać, odsłoniłam ramię i zawstydzona odwróciłam wzrok. Samuel od razu złapał mnie w pasie i podniósł do góry. Zaskoczona wstałam, nie wiedząc do czego zmierza. Posadził mnie na stoliku, dzięki czemu nie musiał się tak schylać. Odepchnął krzesło na bok, stanął przede mną i pocałował.

– Nie każ mi zgadywać – szepnął mi do ucha. – Podoba mi się, gdy wiesz czego pragniesz. Nawet jeśli wstydzisz się tego przyznać.

– Ale ja jeszcze nie wiem co lubię... – odpowiedziałam równie cicho.

– Zatem to sprawdzimy.

Samuel znowu mnie pocałował. Jego smukłe palce do końca rozpięły moją koszulę. Ręce znalazły się na moich biodrach. Przysunął mnie do siebie, a ja rozsunęłam nogi, by zmniejszyć dystans między naszymi ciałami. Wraz z pocałunkami naparł na mnie tak, że lekko przechyliłam się do tyłu. Oparłam się rękoma o blat. Dłonie chłopaka przesunęły się po moim brzuchu i żebrach, docierając aż do piersi. Ścisnął je przez stanik. Zaczął masować okrężnymi ruchami. Oderwał się od moich ust, pocałował mnie w ich kącik, a później w policzek i ucho. Krok po kroku obcałował szyję i dekolt, czasem jedynie przesuwając wargami, czasem przez chwilę ssąc moją skórę. W międzyczasie jedna jego ręka wylądowała na moim kolanie. Przesunął nią wyżej i głaskał mnie po udzie. Oddychałam głęboko. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Że na granicy poczucia wstydu, wyczekiwałam każdego ruchu z niecierpliwością i ekscytacją. Przez cały ten czas zastanawiałam się, co tak naprawdę lubiłam. Wszystko co robił, było przyjemne, ale w moich wspomnieniach była tylko jedna, silniejsza rzecz. Orgazm. Do tej pory osiągałam go tylko w jeden sposób i to w dziwnych okolicznościach.

Zerknęłam w dół na dłoń Samuela. Była zupełnie inna od dłoni profesora Moody’ego. Młodsza, smuklejsza, bardziej gładka. Zastanawiało mnie, czy będzie potrafił to samo. Jeśli coś lubiłam, to chyba musiało być właśnie to, prawda? Przygryzłam wargę. Nie mogąc wytrzymać napięcia, przysunęłam biodra jeszcze bliżej, aż wyczułam uwięzioną w spodniach bruneta, nabrzmiałą męskość. Jego ręka wciąż pozostała na udzie, jakby tylko czekał, aż dam mu znak. Tylko jak to powiedzieć? Znów wyszeptać, by mnie tam dotknął?

Po chwili namysłu, drżącą ręką złapałam go za nadgarstek i podciągnęłam jego dłoń wyżej. Na moment oderwał się od mojego dekoltu i spojrzał mi prosto w oczy. Widział, że nie mogę się doczekać. Spuściłam wzrok, ale jakby na zachętę, ponownie poruszyłam biodrami. Cofnął się, by zrobić sobie nieco więcej miejsca i wsunął mi dłoń pod spódniczkę. Pogłaskał mnie przez majtki. Ich materiał i tak był już wilgotny z podniecenia. Chłopak musiał to zauważyć.

– Tego chcesz? – zapytał niskim głosem.

– Mhm – mruknęłam, kiwając głową i zamknęłam oczy.

Zaczął mnie dotykać tak jak tego chciałam. Początkowo pocierał moją kobiecość z góry na dół, później zmienił ruchy na okrężne. Na moment przyspieszał, by zaraz zwolnić. Kciukiem trącał łechtaczkę i znów poruszał całą dłonią, stopniowo doprowadzając mnie do szaleństwa. Z moich ust coraz częściej wydobywały się tłumione jęki. Próbowałam je zdusić w zarodku, ale to było silniejsze ode mnie. Bezwiednie poruszałam biodrami razem z nim, jakby chcąc go naprowadzić na właściwe miejsce. Moja bielizna była cała mokra. Od pewnego momentu czułam się, jakbym była na granicy. Jakby od spełnienia dzieliła mnie cienka linia. To było nie do zniesienia. Objęłam chłopaka i zachłannie sięgnęłam do jego ust. Samuel chyba też się zniecierpliwił, bo wsunął mi dłoń pod majtki i energicznie powtórzył pieszczoty. W końcu przy którymś ruchu, naparł na mnie dwoma palcami i zatopił je we mnie. Poruszał nimi szybko, całkowicie wyciągając je i drażniąc wejście. Niemal od razu poczułam przyjemne skurcze, a moje ciało ogarnęła fala pulsującej rozkoszy. Wydałam z siebie ostatni, zduszony jęk i oderwałam się od ust Samuela. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czując się tak, jakbym miała zemdleć, niemal bezwładnie oparłam głowę o chłopaka. Dyszałam ciężko. Całe moje ciało drżało. Policzki piekły. Objęłam chłopaka i przez chwilę oboje odpoczywaliśmy. W tym czasie Samuel wyciągnął rękę z moich majtek i za moimi plecami wytarł ją w chusteczkę.

– Trochę to trwało, ale chyba znamy już odpowiedź – odezwał się.

– Przepraszam... – jęknęłam. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego zawstydzona. Cały czas czułam się rozpalona.

– Nie przepraszaj. Następnym razem wiesz o co masz prosić. Nie będzie wymówek – poklepał mnie po głowie jak grzecznego pieska i ostrożnie odsunął się, wracając do przerwanej pracy.

Patrzyłam na niego oniemiała. Wszystko co Samuel robił, mi się podobało, ale uczucia orgazmu nic nie mogło przebić. Nadal nie potrafiłam sobie wyobrazić, że powiem to na głos. Wychodziło jednak na to, że faktycznie tego chciałam. Pragnęłam przyjemności i ją dostałam. Teraz nie dziwiłam się, że Alex i innie dziewczyny uprawiały seks. Przecież to musi być jeszcze przyjemniejsze.

Zsunęłam się na krzesło i zawisłam na oparciu, niemal bez życia. Powoli uspokajałam oddech i szaleńczo bijące serce. Drżącymi rękami zapięłam koszulę i poprawiłam krawat. Po chwili coś do mnie dotarło. Czułam przecież, że Samuelowi się podobało, a gdy kiedyś dotykałam się z Lucjanem, ten twierdził, że nie można zostawiać go bez niczego. Samuel jednak o nic nie poprosił. Nic nie zasugerował.

– Sam... Nie chcesz, żeby Ci pomóc? – zapytałam zdziwiona.

– W czym? – zerknął na mnie.

– No żeby Cię dotknąć... tam... na dole...

Przez chwilę patrzył na mnie, jakby dogłębnie analizował moje pytanie. W końcu uśmiechnął się na moment.

– Nie teraz. Mam robotę – odparł i wrócił wzrokiem na swój alchemiczny sprzęt.

Jego odpowiedź mnie zdziwiła, ale również uspokoiła. Nie robiłam tego zbyt wiele razy i bałam się, że mu się nie spodoba. Poza tym na razie widziałam go jedynie bez koszulki. Wiedziałam, że kiedyś to się zmieni, ale skoro tak, na razie nie musiałam się tym stresować. Poprawiłam spódniczkę i odetchnęłam. Moja twarz nie przestawała się uśmiechać. Chyba naprawdę byłam zakochana.

Kiedy trochę doszłam już do siebie, zapytałam.

– Czemu właściwie to zbierasz?

– Reaktywują imprezy w pokoju życzeń i nie chcę, żeby jakiś nieodpowiedzialny gnojek spaprał dzieło mojego życia. Muszę znaleźć inną kryjówkę.

– Czyli jeszcze nie wiesz, gdzie to przeniesiesz?

– Na razie nie bardzo.

– A nie możesz trzymać w sypialni? Tam też miałeś aparaturę.

– Inną i legalniejszą. Ta by nie przeszła. Profesor Snape regularnie trzepie dormitorium.

– Przecież Lucjan wiecznie ma tam tony alkoholu – zdziwiłam się. – Może zapytaj go o jego kryjówkę?

– Uwierz, rozważałem takie opcje, ale jeśli wpadnie alkohol, ciężej znaleźć właściciela i jest to mała strata dla ludzi o naszym stanie majątkowym. Ten sprzęt nie tylko generuje moje zyski, ale odpowiada też za część nielegalnych substancji w Hogwarcie. Lista podejrzanych będzie krótka.

– Racja. Snape spojrzy po ocenach i zawęzi listę do paru osób – westchnęłam.

– Wysoce prawdopodobne.

Na chwilę zapadła cisza. Samuel dalej robił swoje. Ja zerknęłam na torbę. Podarek od profesora Moody’ego jedynie wyglądał jak zwyczajny przedmiot, ale nie tylko zdawał się nie mieć dna, ale i ukrywał zawartość przed innymi przeszukującymi. Wpadłam na pomysł. Pochwyciłam torbę i podeszłam z nią do chłopaka.

– Sam... Jeśli poszukujesz tylko kryjówki na przetrzymanie, mam coś co się nada.

Chłopak spojrzał na mnie, a później na torbę. Uniósł lekko brwi. Wyglądał na mocno sceptycznego. Westchnęłam, otworzyłam torbę i zgarnęłam ze stołu pierwszą lepszą fiolkę. Zawierała jasnoróżowy, perłowy płyn.

– Co Ty wyprawiasz...

Chłopak błyskawicznie złapał mnie za nadgarstek, ale rozprostowałam palce i tak jak chciałam, eliksir wpadł do środka. Wydawało mi się, że przez ułamek sekundy w oczach Samuela widziałam panikę.

– Demonstruję – odparłam z uśmiechem. – Proszę. Spróbuj ją wyjąć.

Samuel puścił moją rękę i zaczął grzebać w torbie, szybko docierając do dna. W jego odczuciu wydawała się pusta. Nieco gwałtownie wyciągnął mi ją z rąk i ostrożnie zaczął nią trzepać do góry dnem, tuż nad blatem. Nic nie wypadło. Położył ją na stole i zmrużył oczy. Wsunęłam rękę pod jego ramię i wślizgnęłam palce do torby, wyciągając fiolkę, niczym mugolski iluzjonista na występie.

– Proszę.

Brunet ostrożnie wyjął mi eliksir z ręki i zacisnął go w dłoni, patrząc na mnie w nieodgadniony sposób.

– Nie baw się tymi fiolkami – skarcił mnie. – To ostatnia porcja dla bliźniaków, póki nie znajdę nowego miejsca. Gdyby się stłukło, musiałbym się grubo tłumaczyć.

– Nie zamierzałam tego zniszczyć. Chcę Ci pomóc – powiedziałam i poklepałam torbę. – Wiem, że to tymczasowe, ale w ten sposób żaden nauczyciel nie dorwie Twoich skarbów i sekretów. To idealne wyjście.

– Raczej uciążliwe – Samuel oddał mi torbę. – Musiałbym szukać Cię za każdym razem, gdy czegoś będę potrzebował. I nadal to tylko kryjówka, a nie miejsce na eksperymenty. Skąd w ogóle to masz?

– Dostałam w prezencie.

– Czyli nie wiesz gdzie to kupić – zamyślił się. – I tak napiszę do ojca. Znajdzie sposób by takie coś dostać.

– No to może do tego czasu skorzystasz z mojej oferty? – podsunęłam mu torbę pod nos i dotknęłam jego ramienia. – Naprawdę chcę pomóc. Jak nie w ten sposób, to chociaż przy przenoszeniu wszystkiego.

Chłopak przyjrzał się torbie raz jeszcze.

– Bez obrazy, ale wolałbym, żeby nikt nie bawił się tymi specyfikami bez mojej wiedzy. Mogę ukryć aparaturę, jeśli bardzo Ci zależy. Reszta idzie ze mną.

Kiwnęłam głową, zgadzając się na taką wersję. Owinęliśmy szklane elementy materiałem i kolejno schowaliśmy do mojej torby. Samuel schował fiolki i składniki do czegoś w rodzaju klasera, który zmniejszył i ukrył u siebie. Różowy, perłowy płyn zostawił na sam koniec. Gdy upewniliśmy się, że wszystko jest spakowane, Samuel zgarnął eliksir i ruszyliśmy do wyjścia.

– No to teraz pozostało przekazać Weasley’owi złe wieści. 

 

 


 

5 komentarzy:

  1. Awww, teraz Klara powinna się wypiąć na Alex i też jej nic nie mówić o tym, co robi z Samuelem, skoro ona też się z nią nie dzieliła :P hah, Sabina to jest bezczelna agentka, tę to się kocha i nienawidzi jednocześnie 😃 dobra scena z tym kałamarzem i piórem :) do tego ten motyw z Alex, której dokucza ból głowy, kiedy spojrzy na coś związanego ze Snapem, fajnie to wymyśliłyście ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie Klara i tak się wygada. To będzie po jej minie przecież widać na kilometr :D
      A Sabrinę łatwo wykorzystać do wyciągania informacji :D Jej wścibskość sięgająca zenitu.
      Nie wiem czy pamiętasz, ale to pióro i kałamarz, Alex dała Snape'owi jako świąteczny prezent. Chodzi więc nie tylko o to, że coś z nim związanego, ale że jest to coś co może ją nakierować na dawne myśli o tym jak go kocha, albo co robili.

      ~Klara

      Usuń
    2. Oczywiście, że pamiętam ❤️ zawsze byłam pod wrażeniem, jak Alex wymyślała te oryginalne prezenty dla Snape'a w różnych opowiadaniach 💖

      Usuń
    3. Rękawiczki z nietoperzem ❤❤❤❤

      Usuń
    4. Exactly! 💖💖💖

      Usuń