poniedziałek, 28 grudnia 2020

118. Stara chata, wesele

Omiotłam wzrokiem całą treść listu, po czym zabrałam się za czytanie. Z każdym kolejnym zdaniem, moje oczy rozszerzały się coraz bardziej, a krew powoli odchodziła z twarzy.

Gdy skończyłam czytać, wypuściłam kartkę papieru z rąk, patrząc się nieobecnym wzrokiem przed siebie. Klara próbowała dopytać się, jaka była treść listu, ale ja zachowywałam się, jakby żadne jej słowo do mnie nie docierało. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i sama sięgnęła po list, czytając go dokładnie.

- Merlinie… - szepnęła roztrzęsiona.

- Nie wierzę – mruknęłam, przerzucając w końcu wzrok na swoją przyjaciółkę. Dziewczyna również była blada jak ściana, a dodatkowo zaczęła się trząść cała. – Dlaczego mi nic nie powiedział? Dlaczego gazety o tym nie wspominały?

- Gdyby mieli opisywać każde mo…mo…morderstwo – zająknęła się. Najwidoczniej to słowo nie było w stanie przejść przez jej gardło, a gdy je w końcu wypowiedziała, przełknęła głośno ślinę, starając się uspokoić. – Nie starczyłoby im stron, rozumiesz?

- Ale Ethan?! – Mój smutek zaczął powoli zamieniać się w złość. – Dlaczego on mi tego nie powiedział?! Przecież nie mógł przejść obojętnie obok takiej wiadomości!

Wstałam gwałtownie, przechadzając się tam i z powrotem po pokoju, po czym na nowo sięgnęłam po list, wyrywając go z rąk Klarze. Ponownie go przeczytałam, modląc się o wcześniejsze złe zrozumienie treści.

„Moja córka nie żyje…”

„Morderstwo…”

„Atak Śmierciożerców, trzy tygodnie temu…”

„…zabili ją z zimną krwią. To było z góry zaplanowane.”

„Dlaczego tylko ją, a nie nas wszystkich?!”

Zmięłam w dłoni pergamin, odrzucając go w szale, w ciemny kąt pokoju.

- Rozumiesz, że on nawet się nie zachowywał, jakby to w jakiś sposób przeżywał?! – Krzyknęłam wściekła. – Nie wierzę… nie poznaję swojego pieprzonego brata!

- A może nie wiedział o tym? – Podrzuciła Klara, starając się myśleć trzeźwo. – Skoro morderstwo miało miejsce kilka tygodni temu, to możliwe, że ta smutna wiadomość nie dotarła jeszcze do Ethana.

- Bzdura! – Wykrzyknęłam. – Ona mieszkała niedaleko nas, a skoro to było morderstwo, to cała okolica o tym pewnie rozmawiała! Nie wierzę, że taka wiadomość nie dotarłaby do Ethana albo mojego ojca!

- Może nie było ich w domu, załatwiali jakieś interesy? Nie możesz góry zakładać, że o tym wiedzą.

- Nie broń ani jednego, ani drugiego! – Zagroziłam jej palcem, po czym przetarłam szybko twarz i kopnęłam z całej siły w szafkę nocną. Paczka z sukienką spadła na podłogę. Przyjaciółka chciała ją podnieść, ale kolejnym kopniakiem posłałam ją pod łóżko.

- Alex, uspokój się – poprosiła błagalnie. – To bardzo smutna wiadomość, ale nic z tym nie możesz zrobić. – My miałyśmy szczęście, że nas nie zabito. Niestety, takie czasy nastały. Nie można być pewnym niczego.

- Jeżeli to Flint… - zaczęłam, po czym urwałam nagle i rzuciłam się do komody, w której miałam schowaną różdżkę. Wyciągnęłam ją szybko, wkładając za gumkę od białej podkolanówki.

- Co ty robisz? – Zdziwiła się Klara, chociaż jej głos dziwnie wibrował, jakby już przeczuwała, co zaraz nastąpi. Ona również wstała, ale zrobiła to bardzo powoli. – Alex, o czym ty, do cholery, teraz myślisz?!

- Słyszałaś co mówił Moody – powiedziałam szybko, zaciskając pięści. – w Zakazanym Lesie jest jakaś chata, w której może ukrywać się ten skurwiel. On chciał zostać Śmierciożercą, zapewne już nim jest. Co, jeżeli to on stoi za zabiciem Elizy?! Ja mu tego nie daruję.

- Alex, stop! – Dziewczyna podeszła do drzwi i zaryglowała je własnym ciałem, rozkładając ręce. – Nie myślisz trzeźwo, jak zwykle zresztą!

- Muszę się dowiedzieć, czy on tam jest! A jeżeli jest, to go zabiję albo zmuszę do przyznania się, albo przyprowadzę do Dumbledore’a!

- Myśl logicznie! – Nacisnęła, nie ruszając się z miejsca. – Po pierwsze, nie masz pojęcia, gdzie znajduje się ta chata. Profesor Moody nie podał dokładnego miejsca, a Zakazany Las jest olbrzymi!

- Powiedział, że trochę w głąb od miejsca, gdzie znalazł centaura – odparłam pewnie. – Także wiem, gdzie to może być. Wystarczy trochę się rozejrzeć.

- A skąd ty możesz wiedzieć, gdzie on znalazł centaura? – Zdziwiła się. – Zresztą, jest noc! Jeżeli teraz wyjdziesz do lasu, złamiesz tysiąc punktów regulaminu, a sama tym bardziej nie dasz rady!

- Klara, nie mam czasu na twoje rozległe dywagacje – przewróciłam oczami. – Przepuść mnie.

- Nie ma takiej możliwości. Poczekaj chociaż, aż profesor Snape sprawdzi tą chatę, żebyś nie musiała zawczasu podejmować durnych decyzji.

- I co? – Prychnęłam. – Podejdę później do niego i zapytam: „profesorze, jak było w lesie? Udało się panu odnaleźć chatę? Był w niej Flint? Skąd wiem? Podsłuchałam pana rozmowę z Dumbeldore’em”.

Pokręciłam szybko głową i popukałam się palcem w czoło, a następnie wyciągnęłam swoją różdżkę, nakierowując ją na przyjaciółkę.

- To jak? Przepuścisz mnie? – Spytałam po dobroci. – Czy jednak mam cię zmusić do tego?

- Przestań się wygłupiać! – Warknęła, aczkolwiek wpatrywała się niepewnie w koniec mojej różdżki.

- Daję ci ostatnią szansę, inaczej będę musiała cię spetryfikować. Chyba, że chcesz iść ze mną.

- Nikt nigdzie nie pójdzie! – Próbowała postawić na swoim. – Alex!

- Tak myślałam. W takim razie, nie dajesz mi wyboru! – Wzruszyłam ramionami i rzuciłam w nią czarem petryfikującym. Klara upadła na podłogę z wielkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. – Przepraszam. Inaczej byś mnie nie przepuściła albo poszła na skargę, a tak to będziesz sobie leżeć w ciszy kilka godzin i wszystko będzie w porządku.

Kolejnym ruchem różdżki lewitowałam jej ciało na łóżko i okryłam starannie kocem, żeby nie zmarzła. Raz jeszcze ją przeprosiłam i wybiegłam z dormitorium. Przedostałam się przez ludzi siedzących w Pokoju Wspólnym i pędem ruszyłam w stronę wyjścia z zamku. Po drodze zdałam sobie sprawę, że mogłam pożyczyć pelerynę niewidkę od Harry’ego, ale zapewne nie obyłoby się bez dziwnych pytań, dlatego postanowiłam kontynuować wędrówkę bez zawracania.

Miejsce, w którym byłam ostatnio z Moodym dobrze zapamiętałam. Wystarczyło tylko jeszcze bardziej zagłębić się w las, uważając oczywiście na centaury i odnaleźć chatę. Wytropienie jej nie mogło być trudne. Przecież obiekt musiał być sporych rozmiarów, więc już z daleka dałoby się ją przyuważyć.

Wyminęłam jezioro i skierowałam się prosto do lasu. Oczywistym było, że trochę się obawiałam takiej misji w pojedynkę, ale nie chciałam też narażać innych na potencjalne niebezpieczeństwo. Nawet, gdybym została przyuważona przez Centaury, to w łatwy sposób mogłabym się im wytłumaczyć. Inaczej sprawa by się miała, gdybym całą grupą postanowiła nawiedzić las. Wtedy magiczne stworzenia nie uwierzyłyby w żadną bajeczkę. Większa liczba osób oznaczała większe zagrożenie dla nich, a ja sama co mogłam złego im zrobić? Nic. Miałam jednak nadzieję, że ich nie spotkam i nie będę musiała tłumaczyć się z niczego.

Po wejściu do lasu, skierowałam się od razu w stronę miejsca, gdzie widzieliśmy centaura. Falghar był najmniejszym problemem. Wciąż był pod działaniem klątwy rzuconej przez Sabrinę i stanowił najmniejsze zagrożenie. Nie bałam się go w żaden sposób. Wystarczyłoby go ominąć i bez słowa kontynuować poszukiwania.

Po przedostaniu się przez kilka krzewów, rozświetliłam sobie różdżką okolicę. Pomimo całej pewności siebie, rozglądałam się nerwowo, biorąc stare dęby z poskręcanymi gałęziami za potencjalnych wrogów. Wyobraźnia płatała mi figle, a na domiar złego, zerwał się lekki wiatr, który dodatkowo szarpał drzewami, co wyglądało, jakby ich konary próbowały mnie dosięgnąć. Złapałam się również na tym, że parę razy podskoczyłam wystraszona, próbując zaatakować leśne żyjątka.

W końcu po przejściu dwóch metrów, zauważyłam wydeptane zarośla, w które ktoś wszedł tu przede mną. Nie zastanawiając się długo, ruszyłam po tych śladach, aż w końcu natrafiłam na niewielkich rozmiarów, drewnianą chatę. Stała ona pośrodku buszu, zakryta z każdej strony leśną gęstwiną. Gdyby nie to, że ktoś przede mną utworzył wydeptaną ścieżkę, nigdy nie dotarłabym do tego miejsca. Było ono precyzyjnie ukryte. Flint musiał się natrudzić, żeby znaleźć tak idealne miejsce na kryjówkę.

Ja z góry już przypuściłam, że w lesie mógł ukrywać się były Ślizgon. To by wyjaśniło wiele rzeczy. Począwszy od biednego, martwego centaura, a skończywszy na Bartym Crouchu. Byłam świecie przekonana, że ten pajac był za to wszystko odpowiedzialny, a teraz stałam przed jego kryjówkę gotowa do ataku. Nawet, jeżeli on nie stał za atakiem na Elizę, to i tak zmuszę go do wyjawienia tego, kto jest odpowiedzialny za jej śmierć. Który pieprzony Śmierciożerca to zrobił?!

Nagle usłyszałam poruszenie. Wewnątrz chaty ktoś był i przesuwał różnymi rzeczami. Zacisnęłam więc mocniej palce na różdżce i lekko przygarbiona, ruszyłam na przód. Bez ostrzeżenia wpadłam do pomieszczenia, rzucając drętwotą na wroga. Niestety, ta osoba była sprytniejsza, z lepszym refleksem. Momentalnie odbiła zaklęcie i skierowała je z powrotem na mnie. Odsunęłam się w ostatniej chwili, a siła magii rozwaliła wejście do chaty, robiąc przy tym potężnego hałasu.

Usłyszałam szybkie kroki. Na około nas panowały egipskie ciemności, dlatego udało mi się dostrzec, kim była ta osoba, dopiero wtedy, kiedy chwyciła mnie mocno za koszulę i walnęła o ścianę.

Snape. To był Snape. On również nie był pewny, z kim walczy, ponieważ także zrobił zaskoczoną minę, gdy przyduszał mnie do twardej powierzchni. Od razu zabrał rękę.

- Co ty tu robisz?! – Wysyczał wściekle do mojego ucha, a następnie rozejrzał się czujnie po chacie. – Gdzie masz Amber?!

- Jestem sama – odparłam, ale musiałam przyznać, że kamień spadł mi z serca. – Był tu Flint?! Widziałeś go?!

- Nie, nie było go – odpowiedział, ale zaraz szybko wbił swoje mroczne spojrzenie w moją osobę. – Skąd wiesz, że on tu powinien być?! Gadaj! – Ponownie chwycił mnie za ubranie i cisnął o ścianę. Niemal mnie w nią wgniótł, kiedy przybliżył się na tyle, że jego klatka piersiowa stykała się z moją.

- Podsłuchałam cię, ale nie to jest ważne. Myślisz, że on tu był? Są jakieś jego ślady? Może tu wróci? – Zalałam go wodospadem pytań. Snape jednak nie miał zamiaru odpowiadać mi na żadne z nich. Zmrużył niebezpiecznie oczy, nie ruszając się nawet o milimetr. Spojrzałam na niego, zdając sobie sprawę, że od bardzo dawna nie byliśmy tak blisko siebie. Moje ciało zaczęło reagować na jego bliskość.

- Nie powinno cię tu być! – Warknął raz jeszcze. – Rozumiesz?! To niebezpieczne miejsce!

- Przy tobie czuję się bezpieczna – przyznałam nagle, wyciągając dłoń. Dotknęłam nią policzka mężczyzny, czując pod skórą delikatny, może jednodniowy zarost.

- Co ty wyrabia…

Snape zamilkł, po czym zerknął w stronę małego, zabrudzonego okienka, a następnie na wielką dziurę, która została po drzwiach. Nagle usłyszeliśmy tętent wielu kopyt, które z sekundy na sekundę stawały się coraz głośniejsze. Nauczyciel odepchnął moją dłoń od siebie, a następnie chwycił mocno za ramię, zaciągając w głąb pomieszczenia. Bez słów rzucił na nas jakieś zaklęcie. Poczułam, jakby ktoś rozbijał mi na głowie jajko. Wzdrygnęłam się lekko, a Snape kazał mi milczeć. Wcisnęliśmy się w kąt, czekając i nasłuchując.

W końcu oprócz kopyt, usłyszeliśmy głosy. Centaury znajdowały się nieopodal miejsca, w którym przebywaliśmy.

- Słyszałem wybuch! – Krzyknął jeden z nich do pozostałych. – To pewnie z tej chaty. 
Stworzenie podeszło do wielkiej wyrwy, oglądając ją dokładnie. Zrobiłam krok w tył, bojąc się, że nas przyuważy, ale Severus mocniej ścisnął moje ramię, nachylając się delikatnie.

- Rzuciłem na nas zaklęcie Kameleona. Nie panikuj i broń boże nie odzywaj się.

Kiwnęłam szybko głową, czując jak bije mi serce. Chciałam wytłumaczyć wszystko centaurom, ale wątpiłam, czy bylibyśmy dla nich wiarygodni. Snape, to nie dziecko, które zbłądziło w lesie, a potężny czarodziej, który mógł mieć w tym jakiś swój ukryty cel, że się tu pojawił.

- Zanim tu dotarliśmy, ktoś mógł już dawno przedostać się na drugą stronę lasu – stwierdził nagle inny centaur, podchodząc do swojego pobratymca. Razem obejrzeli dziurę, a kopytami rozsunęli drewno, które leżało na ziemi. Przekroczyli również próg chaty, ale po względnym rozejrzeniu się, nie doszukali się niczego podejrzanego. – Tu nic nie ma.

Po tych słowach, stworzenia rozejrzały się jeszcze na około starej, spróchniałej chaty, a następnie oddaliły się
. Dopiero, gdy stukot ich kopyt nie był słyszalny, Severus odsunął się od ściany i ściągnął z nas zaklęcie. 

- To wszystko twoja wina! – Zdenerwował się. – Powinnaś wylecieć ze szkoły za chodzenie w nocy po Zakazanym Lesie! Uwierz mi, Lamberd, że dopilnuję, abyś poniosła tego srogie konsekwencje!

- Musiałam się dowiedzieć, czy Flint tu jest! – Starałam się wyjaśnić. W dalszym ciągu byłam mocno podenerwowana i co chwilę zerkałam za Snape’a w obawie, że centaury wrócą i nas zabiją.

- Co ty masz w głowie, dziewczyno?! – Warknął rozjuszony. Już dawno nie widziałam go w tak podłym nastroju. – Miałaś zamiar tu przyjść i co? Porozmawiać z nim? Rzucić na niego swoje, pożal się boże, nędzne zaklęcia?

- Jestem dobra w zaklęciach – broniłam się.

- Mierna – mruknął. On również rozglądał się za siebie, ale nie sądziłam, by było to spowodowane strachem. – Do czego był ci potrzebny Flint? – Zapytał raz jeszcze, na nowo krzyżując swoje spojrzenie z moim. Widziałam, jak obracał między palcami różdżkę, czekając tylko na jakiś niezidentyfikowany dźwięk lub hałas.

- Jak wiesz, mój brat bierze ślub.

Snape kiwnął delikatnie głową, czekając na dalszą część.

- Od niedawna zaczął gardzić wszystkimi, co nie pochodzą z czystokrwistych rodzin, a jego poprzednia narzeczona była czarownicą, ale miała rodziców mugoli. On ją bardzo kochał i jestem pewna, że w życiu nie zgodziłby się na żaden ślub z inną. Poza tym nigdy mu nie przeszkadzało, z jakiej rodziny ona pocho…

- Do rzeczy – przerwał mi szybko mężczyzna, nie pozwalając dokończyć. – Nie mamy całej nocy na dramatyczno – miłosne historyjki twojego brata. Odpowiedz na moje pytanie. Tylko tyle od ciebie wymagam.

- Dobrze, ale chciałam ci nakreślić sytu…

- Do rzeczy – powtórzył twardo, irytując się coraz mocniej.

- Ethan nie chciał mi powiedzieć, czy kontaktował się ze swoją poprzednią narzeczoną, Elizą, więc napisałam do niej list. Przez kilka dni nie dostawałam odpowiedzi, dopiero dzisiaj przyszła. Okazało się, że ona… że ona nie żyje.

Severus słuchał w ciszy, nie reagując nawet na moje ciche pochlipywania i trzęsący głos.

- Śmierć jest czymś normalnym, nawet w tak młodym wie…

- Zabili ją Śmierciożercy! – Wykrzyknęłam mu szybko w twarz. – To było wcześniej ukartowane. Chodziło wyłącznie o nią, bo jej rodzice są cali, nikogo innego nie tknęli, tylko ją! Dlaczego?! Myślałam, że jak dopadnę Flinta, to wyciągnę z niego informacje, kto to mógł być. Który z tych podłych skurwysynów ją zabił?!

Snape milczał, ale zauważyłam, jak jego czoło marszczy się mocno, jakby się nad czymś zastanawiał.

- Nienawidzę Śmierciożerców! Żeby oni wszyscy zdechli w męczarniach! – Chlipnęłam na koniec, przecierając rękawem oczy.

- Nie mazgaj się już. – Snape wyszedł na chwilę z pomieszczenia i rozejrzał się po okolicy. Wątpiłam, czy był w stanie coś dojrzeć bez zaklęcia rozświetlającego, ale lepiej było nie ryzykować. – Wyłaź. Wracamy do Hogwartu.

Raz jeszcze przetarłam zapłakane oczy i ruszyłam za Severusem. Przez moment szliśmy w milczeniu. Nauczyciel wyglądał na niebywale skupionego. Zachowywał się niczym przyczajony tygrys. Bardzo podobnie do Moody’ego. Może Severus powinien zostać aurorem, a nie profesorem?

- Myślisz, że Flint ukrywał się w tej chacie? – Zapytałam w połowie drogi do zamku, pragnąć przerwać ciszę. Prawdopodobnie był to jedyny moment, kiedy mogłam porozmawiać z Severusem swobodnie. Mężczyzna nie mógł mnie zostawić na pastwę losu i odejść w tylko sobie znanym kierunku. Cały czas musiał mieć mnie na oku i chcąc, nie chcąc, być blisko.

- Na pewno ktoś w niej mieszkał – odparł spokojnie brunet. – Ale kto taki? Tego nie wiem.

- Może Barty Crouch?

- Jak już powiedziałem, nie mam pojęcia – powtórzył. – Skup się na drodze, a nie na zadawaniu głupich pytań.

- Mam jeszcze jedno – przypomniałam sobie nagle. – Profesor Moody powiedział, że „twoi koledzy” mogli maczać palce w porwaniu Croucha. I że ciebie o to nie podejrzewa, bo miałeś alibi. Co to znaczy?

- A właśnie. – Snape uśmiechnął się krzywo. – Minus 20 punktów za podsłuchiwanie prywatnej rozmowy między nauczycielami.

- I tak jesteśmy ostatni w tabeli – wzruszyłam ramionami. – Mało mnie to obchodzi, ile punktów nam odbierzesz.

- Wątpię, by reszta twoich przyjaciół była z tego powodu zadowolona – prychnął, przecinając grube pędy krzewów, które zagrodziły nam drogę.

- Nie zauważyłeś, że nie obchodzi mnie nic, oprócz ciebie? – Przystanęłam na moment, patrząc na niego ze złością. – Domyślam się, że ci „znajomi”, to Śmierciożercy, ale dlaczego miałbyś się z nimi zadawać?

Snape westchnął i również przystanął.

- Ruszaj dalej – warknął niebezpiecznie. Próbował nawet mnie chwycić, ale odsunęłam się w ostatnim momencie. Jego dłoń mogła najwyżej złapać powietrze. Bardzo mu się to nie spodobało.

- A brat nazwał cię zdrajcą – kontynuowałam, próbując poukładać sobie w głowie wszystkie puzzle układanki. Karkarow jest Śmierciożercą i cały czas próbuje z tobą porozmawiać…

- Byłym Śmierciożercą – poprawił mnie.

- Cały czas czegoś od ciebie chce, a Moody ci nie ufa. Powtarzał to wiele razy, nawet przy tobie. Dlaczego? Co masz do ukrycia? – Zapytałam przejęta, patrząc na niego uważnie. Snape milczał. – Czy to przez to mnie zostawiłeś?

Dalej milczał, ale jego spojrzenie chciało przebić mnie na wylot. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Brakowało jednego elementu, aby ułożyć całą układankę, ale bałam się nawet o tym pomyśleć. Gdzieś z tyłu głowy miałam to najważniejsze słowo, ale zabroniłam sama sobie wypowiadać je na głos. W końcu przełknęłam głośno ślinę i odezwałam się trzęsącym się głosem:

- Czy ty jesteś…

Nie dokończyłam, ponieważ Severus przyparł mnie z całej siły do drzewa i pocałował mocno w usta. Jego język brutalnie przedarł się przez moje wargi, sięgając prawie do podniebienia.

Cały mój umysł zamienił się w papkę. Poczułam przyjemny skurcz w dole brzucha. Zarzuciłam mu szybko ręce na szyję, obejmując mocniej i jeszcze bardziej pogłębiając pieszczotę. Pragnęłam go poczuć całą sobą, każdą komórką, nerwem. Tak bardzo brakowało mi Severusa, a teraz był tu, przylepiony do mojego ciała, całujący mnie z taką pasją, jak jeszcze nikt nigdy tego nie robił.

Oderwaliśmy się w końcu od siebie, pragnąć zaczerpnąć trochę powietrza. Snape przyglądał mi się z pogardą, co nijak się miało do sytuacji. Gdy jednak na nowo chciałam go pocałować, ten odsunął się, ruszając przed siebie. Przez chwilę stałam w miejscu, nie dowierzając w to, co się dzieje. Przecież sam się na mnie rzucił, dlaczego więc teraz mnie ponownie odpycha?!

- Severusie, poczekaj! – Krzyknęłam za nim, odbijając się od drzewa. Dogoniłam go szybko i pociągnęłam za rękaw szaty. – Co ty wyprawiasz?

- Co masz na myśli? – Spytał niewzruszony.

- Co mam na myśli?! – Wybuchłam. – Co mam, kurwa, na myśli?! Co to miało być?! Dlaczego mnie pocałowałeś, a teraz zachowujesz się, jakby to nie miało miejsca!

Snape uśmiechnął się krzywo. Wyrwał rękaw spomiędzy moich palców i ponownie ruszył ścieżką. Koniec lasu był już dobrze widoczny. Spomiędzy drzew majaczył przed nami wielki zamek, który odbijał się w tafli jeziora, a ja dalej nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił Severus.

- Jak ty mnie traktujesz? – Jęknęłam, czując jak moje serce znowu zaczyna krwawić, a dopiero co udało mi się je zalepić coraz cichszym żalem. – Miesiącami mnie nie dotykasz, a potem całujesz i co? I znowu robisz to samo. Znowu mnie odpychasz.

- Nie dramatyzuj! – Warknął. – Irytował mnie twój głos, musiałem cię jakoś uciszyć.

- Czy ty jesteś socjopatą?! – Wykrzyczałam mu w twarz ze łzami w oczach. Zatrzymałam go w miejscu i uderzyłam z całej siły w pierś. Snape drgnął nieznacznie, krzywiąc się lekko z bólu. Próbowałam zamachnąć się raz jeszcze, ale mężczyzna unieruchomił mi ręce, unosząc je do góry.

- Wystarczy – zagroził ostrym tonem.

- Dążysz do tego, żebym postradała rozum?! – Rozpłakałam się. – O co ci chodzi? Chcesz mi coś udowodnić? Zranić mnie do kości? Co jest z tobą nie tak?! – Szarpałam się w jego żelaznym uścisku, nie mogąc się wyswobodzić.

- Uspokój się, do cholery! – Wysyczał wściekle. – Nie drąż, dlaczego tak zrobiłem. To więcej się nie powtórzy, mogę ci to obiecać.

- Masz mi tego nie obiecywać! Masz być ze mną, pieprzyć się ze mną i wznowić mi szlabany z tobą!

Snape prychnął, ale widząc, że nie próbuję już z nim walczyć, puścił mnie szybko, odsuwając się. W jego oczach mignęło coś dziwnego. Coś na kształt wyrzutów sumienia, ale byłam tak roztrzęsiona, że ciężko było mi to dostrzec. Płakałam cicho, zalewając się łzami.

- Ogarnij się w końcu i idziemy!

- Daj mi spokój – mruknęłam i ruszyłam w przeciwną stronę.

- Lamberd, nie oddalaj się! – Krzyknął za mną, kiedy ponownie zagłębiałam się między drzewa. – Zachowaj się raz, jak przystało na swój wiek i wracaj tutaj!

- Daj mi, kurwa, święty spokój! Jesteś popieprzony! Mam tego dość!

- Stój, idiotko! – Warknął ostrzegawczo.

Nagle spomiędzy drzew wyłonił się Falghar. Przystanęłam na moment, ponieważ pół zwierzę, pół człowiek również się zatrzymało. Tym razem patrzyło na mnie żywym, pełnym nienawiści wzrokiem. Jego oczy odzyskały kolor, a usta wykrzywiły się w mściwym uśmieszku. Co on robił tak blisko zamku, skoro odzyskał świadomość?

- To znowu ty – wycharczał gniewnie, próbując do mnie podejść, ale Snape w ostatniej chwili rzucił w niego ostrzegawczym czarem. Falghar podskoczył wystraszony i ryknął głośno.

- Zostaw ją – powiedział szybko Severus, podchodząc do nas. Chwycił mnie mocno za ramię i szarpnął do tyłu. – Jakim prawem znajdujesz się tak blisko zamku?

- Co ty pieprzysz, jakiego zamku? – Zdziwił się centaur, po czym spojrzał przed siebie. Pomiędzy drzewami zamajaczył mu skrawek błoń hogwarckich. – Co ja tu robię?

Snape uniósł wysoko jedną brew.

- Wracaj do swojego stada – dodał. – To nie twoje miejsce.

- Ale ona… - Centaur zrobił krok do przodu, ale profesor przesunął mnie za swoje plecy.

- Niepełnoletnia uczennica szkoły – wyjaśnił Snape. – Ukaranie jej za panoszenie się po lesie należy już do moich obowiązków. Możesz wrócić do swoich braci. Nic tu po tobie.

Falghar wyglądał na nieco zbitego z tropu. Zachowywał się tak, jakby ktoś dosłownie przed chwilą ściągnął z niego czar. Jakaś osoba mogła nas obserwować i specjalnie nakierować centaura na mnie. Może Flint? Może gdzieś się tu ukrywał? Ponownie rozejrzałam się w pośpiechu, ale wokół panował zwykły mrok.

Magiczne stworzenie odpuściło w końcu, ponieważ same nie umiało wyjaśnić sytuacji, w jakiej się znalazło i odeszło w głąb zakazanego, stukając kopytami po ziemi.

- Natychmiast do zamku – rozkazał rozwścieczony nauczyciel. Ponownie złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć za sobą, jak szmacianą lalkę. Stawiał duże kroki, więc ciężko było mi za nim nadążyć. Co chwilę potykałam się, ale silna dłoń profesora nie pozwoliła mi się przewrócić.

Gdy w końcu wyszliśmy na błonia, w naszą stronę pospiesznie zmierzała mała delegacja, składająca się z trzech osób: Moody, Mcgonagall, Klara. Ktoś musiał odwrócić czar z dziewczyny, a ta czym prędzej poszła po profesorów. Jęknęłam cicho. Snape natomiast przeklął pod nosem.

- Lamberd, na litość boską! – Krzyknęła opiekunka mojego domu, podbiegając do nas szybko. Chwyciła się przy tym za serce, oddychając nierównomiernie. – Co ty sobie myślałaś?! Sama do Zakazanego Lasu o tej porze?! Dziewczyno, przecież mogło ci się coś stać. Severusie… - dopiero teraz zwróciła uwagę na nauczyciela – jak dobrze, że pojawiłeś się w odpowiednim momencie.

- Sprawdzałem domniemane miejsce pobytu Flinta w środku lasu – odparł – a Lamberd postanowiła uczynić to samo.

- To było dla mnie ważne! – Broniłam się.

- Zamilcz. Nie chcę już słuchać twoich nędznych tłumaczeń. Powinnaś wylecieć ze szkoły za swoje zachowanie, rozumiesz?!

- Severusie, nie tak ostro – poprosił Moody, ale widziałam, że on również był zszokowany moim postępowaniem. Klara natomiast patrzyła na mnie przepraszająco, ale wiedziałam, że poszła po nauczycieli tylko dlatego, że panicznie się o mnie bała.

- Panienko Lamberd, panienki zachowanie było karygodne, niedopuszczalne. Niestety, ale będę musiała poinformować o wszystkim dyrektora.

- I bardzo dobrze – zgodził się z nią Snape i potrząsnął moim ramieniem. Szarpnęłam się, więc mężczyzna w końcu mnie puścił. – Masz szlabany do końca roku szkolnego albo jeszcze na kolejne lata twojej edukacji w tej szkole!

- I znowu będzie czyścić twoje i tak zabrudzone kotły do mikstur? – Zdziwił się Moody, wspierając się na swojej lasce. Spojrzał na mnie, zastanawiając się nad czymś i oblizał nieznacznie wargi.

- Nie ze mną, oczywiście! – Odparł oburzony mistrz eliksirów. - Filch się nią zajmie odpowiednio. Może jego metody nauczą ją jak używać rozumu.

- Severusie… - poprosiła ostrzegawczo Mcgonagall, ale Snape był tak wściekły, że nie posłuchał wicedyrektorki.

- W takim razie, może odbębni kilka szlabanów ze mną? Ja mogę ją czegoś na nich nauczyć, a z Filchem to będzie strata czasu – zaproponował Moody i ponownie się oblizał.

- Rób, co chcesz – prychnął Snape i machnął ręką w kierunku swojego kolegi. – Po prostu zabierz mi ją sprzed oczu – dodał, po czym ruszył przed siebie w górę zbocza. Jego peleryna powiewała za nim złowieszczo.

- No to załatwione – ucieszył się Moody. – Minervo, myślę że wspominanie o tym dyrektorowi nie będzie potrzebne. Dobrze wiesz, że Albus ma teraz masę spraw na głowie.

- Faktycznie ma – zastanowiła się, spoglądając na mnie z góry – ale nie mogę tego puścić płazem. Odbieram ci 30 punktów, Alex.

Spuściłam głowę, aczkolwiek nie czułam się w żaden sposób winna. Miałam swój powód, żeby udać się dzisiejszej nocy do lasu. W dodatku ten cholerny Severus… Pieprzony socjopata, którego kochałam nad życie i nienawidziłam w jednym.

- Alex, przepraszam cię, ale ja musiałam pójść z tym do nauczycieli – odezwała się nagle Klara. Podniosłam głowę, spoglądając jej prosto w oczy.

- Nie przepraszaj jej – powiedział profesor Moody. – Alex dobrze wie, co robi, dlatego teraz poniesie tego konsekwencje i to z największą starannością. Już ja tego dopilnuję.

- Tylko nie znęcaj się nad nią – ostrzegła go Mcgonagall.

- Znęcać? – Prychnął nauczyciel i uderzył laską o ziemię. – Niedorzeczne.

- Po tym, jak zamieniłeś pana Malfoya w fretkę, wszystkiego mogę się po tobie spodziewać.

- Włos jej z głowy nie spadnie, obiecuję – zarzekł się Moody, a jego mechaniczne oko liznęło moją sylwetkę. – Wracajmy do zamku. Zaczyna robić się coraz chłodniej.

Mcgonagall owinęła się ciaśniej szlafrokiem i ruszyła przodem. Nauczyciel z kolei poczekał, aż profesorka odejdzie na tyle daleko, aby nie mogła nas usłyszeć i dopiero wtedy ruszył za nią, a my za nim.

- Swoją drogą, Klaro – odezwał się i odchrząknął – twoja postawa jest godna 10 punktów dla Gryffindoru.

- Ja tylko się o nią martwiłam. W tym lesie są centaury i inne stworzenia, a ona była tam sama – przyznała, chociaż w jej głosie mogłam wyczuć wyrzuty sumienia.

- Rozumiem, ptaszyno, ale mało kto potrafiłby stawić czoła swoim przyjaciołom, a ty to zrobiłaś – pochwalił ją raz jeszcze i położył dłoń na jej ramieniu, ściskając je lekko. Klara poderwała głowę, uśmiechając się do niego mile, a ja patrzyłam na to wszystko obojętnie.

- Alex – zwróciła się w końcu do mnie – cieszę się, że nic ci się nie stało. Dobrze, że profesor Snape akurat dzisiaj poszedł rozejrzeć się po tamtej okolicy. Jak ci się udało znaleźć to miejsce?

- Snape przetarł mi szlaki – odparłam ponuro. – Pierdolony skurwiel.

Moody zerknął na mnie lekko zdziwiony, ale nie odezwał się ani słowem na to, jak bluzgam drugiego profesora. Poruszył natomiast temat szlabanów.

- Na szlabanach nauczę cię, jak nie działać pod wpływem impulsu.

- To dobry pomysł, profesorze! – Przyznała ucieszona Klara. – Głównym problemem Alex jest to, że zachowuje się, jakby była w gorącej wodzie kąpana. Nigdy nie pomyśli trzeźwo, tylko wskakuje w ogień jak oszalała!

- No właśnie – przytaknął nauczyciel. – Trochę utemperujemy twoje zachowanie. I przy okazji zaliczysz zajęcia, na których cię nie było. Ale myślę, że tym wszystkim zajmiemy się po weselu twojego brata, dobrze? Na razie to powinno być twoim priorytetem.

- W dupie to mam – mruknęłam cicho, ale uśmiechnęłam się sztucznie do nauczyciela, gdy wchodziliśmy do zamku.



***

Po powrocie do szkoły, opowiedziałam Klarze o centaurach i Falgharze, który nie był już pod działaniem klątwy. Musiałyśmy więc na niego uważać i nie zbliżać się ponownie do lasu. Ja już nie miałam po co tam wchodzić. Flint musiał opuścić swoją kryjówkę, skoro Moody już wcześniej wpadł na jej ślad. Próbowałam również napisać do Ethana w sprawie Elizy, ale chłopak nie odpisał na żaden list. Tak samo sprawa wyglądała, gdy wysłałam sowę do ojca. Zero odzewu. Jak zwykle. Olewali mnie perfekcyjnie, jakbym w ogóle nie istniała. Dziwiłam się tylko, że musiałam pójść na udawany ślub, skoro byłam dla nich jak powietrze. Beze mnie również poradziliby sobie wyśmienicie.

Kolejna rzecz, która nie dawała mi spokoju, to Severus. Nie mogłam przestać myśleć o tym pocałunku. Namiętność, z jaką mnie pocałował sprawiała, że włosy stawały mi dęba. Zupełnie nie rozumiałam już tego mężczyzny. Może on również chciał mnie w jakiś sposób zniszczyć. Wykończyć psychicznie. Inaczej dałby mi spokój, którego tak usilnie pragnął z mojej strony.

W końcu nadeszła sobota. Ślub Ethana z kuzynką Lucjusza Malfoya, której imienia nawet nie znałam. Zresztą, nie obchodziło mnie to. Cały czas żyłam śmiercią Elizy i przysięgłam sobie, że nie odpuszczę bratu, jeżeli nie wyjaśni mi, dlaczego tak się stało. Szczerze wątpiłam, by nie miał o tym pojęcia. Ukrywał coś przede mną, a to jeszcze bardziej wzbudzało moją ciekawość.

Viktor Lamberd przyjechał po mnie z samego rana. Próbowałam poruszyć z nim temat Elizy, ale milczał jak zaklęty. Poza tym wyglądał na lekko podenerwowanego. Czyżby przejmował się ślubem swojego pierworodnego syna? Też mi coś.

Klara musiała sama wrócić do Londynu. Żadne z jej rodziców po nią nie przyjechało do Hogwartu, ale ojciec obiecał, że będzie czekał na stacji King Cross, skąd ją odbierze. Pożegnałyśmy się więc na krótką chwilę, ponieważ z powrotem miałyśmy się zobaczyć na weselu.

- Mam nadzieję, że wzięłaś sukienkę? – Zapytał ponuro ojciec, gdy już znajdowaliśmy się pod posiadłością Lamberdów.

- Tak – westchnęłam. – Ale wolałabym jednak nie iść.

- Też mi coś – prychnął, czekając aż skrzat domowy otworzy drzwi. – Nie zapominaj, że to miało być twoje wesele. Powinnaś dziękować Ethanowi, a nie dąsać się.

- Tak wiem – warknęłam. – Powinnam w ogóle wam wszystkim podziękować za to, że próbowaliście ustawić moje życie, ale się nie dałam, bo mam jeszcze swój rozum!

Viktor milczał. Skrzat domowy otworzył w końcu drzwi, wpuszczając nas do środka. Weszliśmy do dużego, przestronnego holu. Zawsze, gdy przebywałam w swoim domu ogarniał mnie smutek. Wszystko było nim przesiąknięte. Ściany, obrazy, zegary, a nawet lampy. Wszechogarniający smutek. Zdecydowanie posiadaliśmy za dużą posiadłość na naszą trójkę, a teraz Ethan zapewne zamieszka ze swoją przyszłą żoną, więc będę musiała dzielić dom z samym ojcem. Okropność.

- Nie mamy dużo czasu, więc przebierz się w sukienkę, pomaluj i wychodzimy – rozkazał ojciec, chcąc udać się do swojego gabinetu, ale zatrzymał się jeszcze na moment, przypominając sobie coś. – Tylko niech to będzie subtelny makijaż, a na przyjęciu masz się zachowywać jak przystało na osobę z rodziny Lamberdów, rozumiesz? Nie mam ochoty najeść się wstydu za ciebie. Już kilka razy przez to przechodziłem, ale nie tym razem.

- Tak! – Syknęłam, mając dość jego gadania. – Jak sobie życzysz, ojcze. Będę damą do bólu, aż się obsracie wszyscy!

Ojciec przewrócił oczami i schował się w swoim gabinecie, trzaskając drzwiami. Ja w tym czasie otworzyłam pudełko, w którym przysłano mi sukienkę. Od razu w oczy rzucił mi się jej kolor – butelkowa zieleń. Wyciągnęłam ją z opakowania i rozłożyłam.

- Oczywiście kolory Slytherinu – prychnęłam do siebie. – Nie jestem Ślizgonką! Kiedy to w końcu pojmiecie! – Wrzasnęłam w stronę pokoju ojca, a echo mojego głosu rozniosło się po całym domu.

- Ale masz zachowywać się i ubierać, jakbyś nią była! Bez dyskusji! – Odkrzyknął ojciec.

- Banda kretynów! – Dodałam ciszej, tupiąc ze zdenerwowania nogą.

Po godzinie byłam już gotowa do wyjścia. Sukienka leżała na mnie idealnie. Nie miała rękawów tylko gorset, a dół nieco rozkloszowany, sięgający kolan. Do tego założyłam czarne szpilki i zrobiłam pasujący, delikatny makijaż, jak prosił ojciec. Wszystko gustownie i z gracją.

Viktor Lamberd założył na siebie jeden z lepszych garniturów, jakie posiadał w swojej kolekcji, a także czarny kapelusz i tego samego koloru spodnie. Na kilometr dało się wyczuć, że śmierdzimy pieniędzmi.

- Mam nadzieję, że będę mogła porozmawiać z Ethanem przed ślubem? – Zapytałam, kiedy siedzieliśmy już w eleganckiej limuzynie, która miała nas zawieść prosto pod rezydencję Malfoyów, gdzie miała odbyć się cała uroczystość.

- Daj bratu spokój. On się musi skupić na swoim zadaniu – skarcił mnie ojciec.

- Zadaniu – podchwyciłam słowo, którego użył. – Otóż to. Zadanie.

- Przestań ciągle narzekać – upomniał mnie Viktor, wpatrując się we mnie z groźną miną. – Jak wejdziemy, masz się tylko uśmiechać. Na nic więcej ci nie pozwalam, rozumiesz?

W końcu samochód zatrzymał się pod willą Lucjusza Malfoya. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to pawie. Mnóstwo dostojnych ptaków przechadzało się po ogrodzie z podniesionymi dumnie głowami. W wejściu do posiadłości stał lokaj, witając się z każdym nowoprzybyłym gościem. Gdy koło niego przechodziliśmy, również się ukłonił, zapraszając nas do środka.

Hol był jeszcze większy niż nasz. Wszędzie stały rozłożone stoły, a na środku znajdował się jeden podłużny dla pary młodej i najważniejszych gości. Z sufitu zwisały okrągłe kandelabry, ozdobione małymi diamencikami, a ze ścian wpatrywali się we mnie przodkowie rodziny Malfoyów.

Ojciec chwycił mnie pod ramię, zaciągając w głąb pomieszczenia. Dopiero wtedy mogłam ujrzeć Lucjusza Malfoya, a tuż obok niego blondynkę, która była u Snape’a i ich syna. Czyżby kobieta była żoną blondyna? I za jego plecami pieprzyła się ze Snape’em?

- Witam Lucjuszu! – Odezwał się Viktor, podając dłoń swojemu dobremu znajomemu. Następnie zwrócił się do jego żony, całując jej dłoń z gracją. Draconowi skinął nieznacznie głową, jakby chłopak był najmniej istotny w całej tej szopce. Spojrzeliśmy po sobie ze Ślizgonem. Nasze miny mówiły same za siebie, że nie mieliśmy najmniejszej ochoty przebywać na tym weselu.

- Witaj, Viktorze – odparł Lucjusz. Wysunął swoją dłoń z uścisku mojego ojca i poklepał go przyjacielsko po ramieniu. – Od dzisiaj jesteśmy rodziną.

- To wielki zaszczyt – sapnął stary Lamberd. – Wielki, wielki zaszczyt. Alex, przywitaj się w końcu.

Ugryzłam od wewnątrz policzek, starając się nie przekląć na głos i dygnęłam na tyle, na ile umiałam przed Malfoyami. Lucjusz przypatrywał mi się tajemniczo, odpowiadając uśmiechem.

Nagle podszedł do niego nie kto inny, tylko sam Severus. W dłoni trzymał kieliszek wina. Ubrany był w czarną, przylegającą do ciała szatę, a rząd guzików, które spinały dwa krańce ubrania, ciągnęły się do kolan.

- Co pan tu robi? – Wyrwało mi się. Ojciec skarcił mnie wzrokiem i podał rękę nauczycielowi. Mężczyźni bez słowa wymienili się uściskiem.

- Zachowuj się – ostrzegł mnie Viktor.

- Severus jest bliskim przyjacielem rodziny – odparł na moje pytanie Lucjusz, uśmiechając się tajemniczo.

Nagle koło mnie przeszedł sam Kenneth Pyrites, a tuż za nim w równych odstępach podążała Sabrina i Samuel. Gdy zobaczyłam całą rodzinkę w komplecie, otworzyłam szeroko usta. To oni też tu mieli być?!

Sabrina miała na sobie kremową sukienkę, a kolor jej włosów przybrał barwę jasnego, pudrowego różu. Widziałam, że nie czuła się dobrze w takim stroju. Co chwilę chwytała się za kołnierz, próbując go poluzować. Nawet nie przejęła się za bardzo, że tu jestem, ale musiała o tym wiedzieć wcześniej. W końcu jakiś koleś o nazwisku Lamberd brał ślub. Mogła łatwo połączyć kropki, że był on moim bratem.

Samuel natomiast nie wyróżniał się niczym szczególnym. Od zawsze nosił gustowne garnitury i w tym przypadku było podobnie. Mijając mnie, skłonił tylko głowę, ruszając dalej. Ten to umiał dopasować się do każdej sytuacji.

Kenneth przystanął przy moim ojcu i podał mu rękę. Viktor schylił się niemal do samej ziemi.

- Dobrze cię widzieć, Viktorze – powiedział pastor, a następnie przywitał się z Malfoyami, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

Nim zdążyłam przyzwyczaić się do tych ekstrawertycznych gości, do posiadłości weszła Klara wraz ze swoim ojcem. Minę miała podobną do mojej, a jej tata wydał chyba całe oszczędności życia na garnitur i ilość sygnetów, jakie posiadał na palcach. Jakoś nie przypominałam sobie, żeby wcześniej je nosił. Mężczyzna przyspieszył kroku, gdy zobaczył całą śmietankę towarzyską w jednym miejscu i zaczął się podlizywać…






7 komentarzy:

  1. Nadrobiłam w końcu zaległości ❤️ jak ja czekałam, aż Snape wreszcie coś zrobi 💞 czy doczekam się niedługo notki Jego oczami?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja się cieszę że wróciłaś do nas! Owszem doczekasz się! Skąd wiedziałaś? Xd ❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja się cieszę że wróciłaś do nas! Owszem doczekasz się! Skąd wiedziałaś? Xd ❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Też się cieszę, było co nadrabiać 💗Cudownie!❤️ Nie mogę się jej doczekać, tak mnie ta ostatnia notka (i ten pocałunek! 😍) niezdrowo pobudziły :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały bo już nie mogę się doczekać 😍 ~KEROESS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na co najbardziej czekasz? :D W sensie, który wątek Ci się podoba, albo postać. Czego się spodziewasz lub nie spodziewasz i tak dalej.

      ~Klara

      Usuń
    2. Oowowowowo jasne że najbardziej podoba mi się Severusik ❤❤❤ mam nadzieję że nie będzie dłużej łamał Alex serca i pokaże że serio mu zależy 🥴 a w sumie hmm nie wiem czego mam się spodziewać 🤣 mam nadzieję że Snejpik nie będzie taką fają i ruszy dupe do Alex, hmmmmm być może jakaś randeczka? 🤔😏 fajnie by było hahah

      Usuń