sobota, 26 grudnia 2020

117. Z kim chodzi Alex? Co z tym Crouch'em? Co knuje Draco? List.

***

Alex nie czekała na odpowiedź Hermiony. Szybko zniknęła za portretem, a w towarzystwie na moment zapadła niezręczna cisza. Poczułam na sobie kilka spojrzeń. Najbardziej intensywnie patrzył na mnie George.

– Świetnie – powiedział z przekąsem. – Przez Ciebie wyszła. Zadowolona?

– Nie. I nie zrobiłam tego specjalnie! – odpowiedziałam szybko, nie podnosząc jednak na nikogo wzroku. Bez względu na własne intencje, czułam się winna, a spojrzenia grupy tylko mnie w tym utwierdzały.

– Nalejcie jej karniaka! – zaproponowała Angelina. – Nie ma Alex, to niech pije za dwie.

– Robi się.

Fred delikatnie zdjął dziewczynę ze swoich kolan i sięgnął za oparcie kanapy, po butelkę wódki. Machnięciem różdżki przywołali pustą szklankę. Nalał mi do połowy. Niepewnie spojrzałam na przeźroczysty napój. Angelina zaczęła mnie pospieszać.

– Na Merlina – Hermiona ostentacyjnie przewróciła oczami. – Wy tego nie widzicie? Przecież Alex zawsze szuka tylko pretekstu, żeby się ulotnić.

– Co? – zamrugał George.

– Miałaby nas unikać? – zdziwił się Ron. Podrapał się po czuprynie i spojrzał w stronę obrazu. – Ale przecież nic jej nie zrobiliśmy.

– To nie jedyny powód, dla którego kogoś unikasz – prychnęła Hermiona.

Skorzystałam z okazji i odsunęłam od siebie wódkę. Spojrzałam na gryfonkę, zastanawiając się nad jej słowami. Czy mogła mieć rację? Alex specjalnie unikała przyjaciół?

– Ja bym tego tak nie nazwał. Też w tym roku spędzasz sporo czasu z Krumem zamiast z nami – zauważył Harry.

– To co innego. – Zirytowana Hermiona głośno odstawiła na stół pustą butelkę po kremowym piwie. – Ja wam mówię, że do niego idę, a nie jakieś dziwne wymówki.

– Właściwie to na początku mówiłaś, że idziesz się uczyć – Harry zastanawiał się na głos. – Dopóki nie wyszło na jaw.

– Też tak kojarzę – wtrącił Ron.

– To nadal co innego – Hermiona odpierała ataki. – Krum jest sławny i bałam się, że wszyscy zaczną nas obgadywać, zanim w ogóle cokolwiek zacznie się na serio. Potem sytuacja się ustabilizowała i mogłam wam powiedzieć co się dzieje. A Alex? Wiecznie gdzieś znika. I ten związek z Bułgarem? Ona tak na serio? To się w ogóle nie trzyma kupy...

– Ale o co Ci teraz chodzi? – zapytała Angelina. – Może naprawdę z którymś chodziła. To, że oni mówią sobie wszystko, to nie znaczy, że Tobie wszystko powiedzą. Faceci lubią mieć swoje sekreciki, prawda kochanie? – Dziewczyna poklepała Freda po udzie i spojrzała mu prosto w oczy.

– Jakie znowu sekreciki? – zaśmiał się Fred. – Przecież czytasz ze mnie jak z otwartej księgi.

– Przyznaj, że niektóre strony ukrywasz nawet przede mną. A może powinnam o to zapytać George’a? – spojrzała na drugiego bliźniaka.

George szybko, ostentacyjnie odwrócił wzrok i skupił się na sączeniu piwa. Nie mógł pozbyć się z twarzy uśmieszku.

– No właśnie. Coś by się znalazło – Angelina spojrzała na Hermionę. – Faceci na przykład chwalą się między sobą różnymi osiągnięciami, ale nie przekazują tego dalej. Mają też różne męskie sprawy. Na pewno słyszałaś o męskich „jaskiniach”. Albo o męskim polowaniu na magiczne bestie...

– A pamiętacie ten zeszyt chłopaków ze Slitherinu? – Ron zapatrzył się w stół. – Ten z punktowaniem wszystkich dziewczyn?

– Ten zeszyt to legenda! – bliźniacy powiedzieli równocześnie.

– Był żenujący – Angelina szturchnęła swojego chłopaka, a później założyła ręce na piersi.

– Dla Ciebie, bo jesteś dziewczyną. Męskie sprawy, sama dopiero powiedziałaś – mrugnął Fred.

– Co właściwie się z nim stało? – Ron popatrzył na towarzystwo. – Pamięta ktoś?

– A co za różnica? I tak byś miał zero punktów! – zaśmiał się Fred, posyłając młodszemu bratu kuksańca.

– Dobrze, że nie było ujemnych – zarechotał George. – Harry, a Ty miałbyś jakiekolwiek punkty?

Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Pottera. Zaczęłam mu współczuć. Okularnik odchrząknął głośno i już chciał zacząć coś kręcić, ale Hermiona uratowała go przed odpowiedzią.

– Czemu w ogóle zmieniacie temat? – spojrzała na wszystkich po kolei. – Gadaliśmy o Alex. O tym, że ma udawanego chłopaka. Jak rozumiem, chyba byłego chłopaka? – spojrzała na mnie kontrolnie.

– Hermiona, daj już spokój – Angelina przewróciła oczami. – Może to jakiś brzydal, dlatego wstydzi się powiedzieć o kogo chodzi.

– To tak nie działa... – oburzyła się Hermiona.

– To dokładnie TAK działa – Angelina nie dawała za wygraną. – Musiała bać się opinii innych na temat tej osoby. Pewnie Klara go zna, tylko teraz siedzi cicho.

Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Aż zakrztusiłam się piwem.

– No właśnie ja też go nie znam... – powiedziałam niepewnie. – Nie przedstawiła nas sobie ani nic.

– Bo on nie istnieje! – Hermiona aż wstała. – Czemu mi nie wierzycie?

– Dobra, załatwimy to inaczej... – Angelina złapała Freda i Georga za dłonie i przyciągnęła ich do siebie. Spojrzała na nich jak na swoich wysłanników lub innych powierników tajemnicy. Przybrała przy tym bardzo poważny wyraz twarzy. – To będzie wasze zadanie.

– Dobra – zgodził się Fred. Po chwili zastanowienia zapytał. – Ale że co?

– No podpytacie chłopaków w tym temacie.

– Bez obrazy, ale mam lepsze rzeczy do roboty, niż udowadnianie czegoś Hermionie – Goerge postukał się palcem w czoło. – Poza tym wiesz... – zerknął porozumiewawczo na Freda.

– Męska solidarność – powiedzieli równocześnie i stuknęli się butelkami piwa.

– Kurwa no – Angelina traciła cierpliwość. – Nie musimy znać imienia ani nazwiska, tylko czy serio ktoś z nią kręcił.

– Ja mógłbym spróbować popytać – nieśmiało zgłosił się Ron.

– Tobie nikt nie powie – wyśmiał go Fred.

– Jesteście niemożliwi – potrząsnęłam głową.

Harry patrzył na zajęte spiskowaniem towarzystwo. Westchnął niezbyt zadowolony. Sięgnął po butelkę wódki, odkręcił ją i już miał sobie nalać, ale po krótkim namyśle, po prostu przyłożył gwint do ust. Mocno przechylił szkło. Zanim Hermiona wyrwała mu butelkę z rąk, zdążył opróżnić ją do połowy.

– Co Ty wyprawiasz?! – pisnęła dziewczyna.

– Odstresowuje się – mruknął Harry i szybko sięgnął na stolik po garść chipsów. Zapchał nimi usta.

George wyrwał butelkę z ręki Hermiony i z namaszczeniem podarował ją z powrotem Harremu.

– Pij do woli – mrugnął wesoło. – A Ty Herma nie bądź drugą Klarą. Chyba nie chcesz mu teraz jojczyć co może, a czego nie? Trudne zadanie za nim. Do tego jest zwycięzcą. Powinniśmy na rękach go nosić, za to ile zarobiliśmy na tych zakładach.

– Nie chodzi tylko o zadanie, ale... – Harry spojrzał na zgromadzonych wokół niego ludzi i westchnął. – W sumie mniejsza o to.

Patrzyłam na Pottera, podejrzewają co tak naprawdę go gnębiło. Pan Bartemiusz Crouch i jego zagadkowe zniknięcie. Do tej pory starałam się nie zastanawiać nad tym zbyt wiele. Było łatwo, bo ciągle coś się działo. Najpierw turniej, teraz impreza. Powtarzałam sobie, że jeszcze sprawa może się wyjaśnić. Profesor Moody miał go poszukać. Dumbledore zapewniał, że nic mu nie będzie. A jednak gdzieś z tyłu głowy miałam taką niemiłą myśl, że widziałam go po raz ostatni. Wciąż nie wiedziałam, czy unieruchomienie go było dobrą decyzją. Czy uwolnił go ktoś, czy mój czar był aż tak słaby? Drętwotę mieliśmy dopiero przerabiać na dalszym etapie nauczania, więc to nie tak, że opanowałam ją mistrzowsko. Mógł faktycznie się uwolnić... tylko czemu nie zaczekał na dyrektora? Przecież zależało mu na rozmowie.

Pogrążona w myślach, szybko zgubiłam wątek rozmowy przyjaciół. Nawet nie wiedziałam kiedy skończyłam swoje piwo. Ganiany przez bliźniaków Ron podał mi kolejne. Z resztą dyrygowali nim, jakby wisiał im dużą przysługę. Czas mijał, a wszyscy byli coraz bardziej pijani. W międzyczasie Alex zdążyła wrócić. Usiadła na uboczu, próbując wtopić się w tłum. George zerkał w jej kierunku, ale ignorowała to. Ja szybko przysiadłam się do przyjaciółki.

– Nie chciałam Cie zdenerwować – powiedziałam.

– Wiem – westchnęła, sięgając po piwo. – Następnym razem jak będziesz chciała mnie niańczyć, po prostu się zamknij. Zduś to jakoś w sobie i tyle. To nie może być takie trudne.

– Łatwo powiedzieć. Zamknąć się to jedno, ale potem przeżywać, że mogłam coś zrobić, to już inna sprawa... – odstawiłam na stolik pustą butelkę i zerknęłam na te pełne. Po chwili wahania wzięłam nowe piwo. Machnięciem różdżki strąciłam kapsel.

Alex odsunęła się gwałtownie i spojrzała na mnie jak na kogoś, kogo widzi po raz pierwszy w życiu.

– A Tobie co? – uniosła wysoko brwi. – Sama bierzesz alkohol?

– Nie mogę przestać myśleć o tym, co się dzisiaj działo – przyznałam. Czułam, że nerwy biorą górę. Ręce lekko zaczęły mi się trząść. Zerknęłam na boki, czy nikt nas nie podsłuchuje i zaczęłam mówić przyciszonym głosem. – Przerabiam w głowie ten scenariusz po tysiąc razy. Zastanawiam się, czy zrobiłam dobrze. Co mogłam zrobić inaczej.... Wiesz. Profesor Moody uświadomił mi jedną straszną rzecz. Gdyby ministrowi udało się rzucić na mnie imperiusa, mógłby zaszczepić we mnie potrzebę zabicia kogoś. Nawet bym o tym nie wiedziała... Nie mogłabym tego powstrzymać. Nie byłoby przesłanek, że coś jest nie tak...

– Spokojnie. Mógłby, ale dzięki Moody’emu nic Ci nie jest. Wisiorek uratował Ci dupę. Te klątwy są popieprzone – Alex potrząsnęła głową i łyknęła z butelki. – Tylko prawdziwy zwyrodnialec mógł stworzyć takie zaklęcia. I tylko równie popieprzona osoba by ich używała...

– Sęk w tym, że znam te klątwy – kontynuowałam. – Tak myślałam... I wydawało mi się, że wiem o nich wszystko. Poprzednim razem to tak nie działało. Nie sądziłam, że ta klątwa może być tak zmyślnie ukryta.

– Poprzednim razie? – Alex spojrzała na mnie bez zrozumienia.

Przygryzłam wargę, wpatrując się w butelkę. Alex zmrużyła oczy.

– Jakim poprzednim razie? – dopytywała. – Mówisz o... Crucio? Nie mów mi, że pamiętasz co się wtedy działo?

Tym razem to ja na nią spojrzałam, nie wiedząc o co chodzi.

– Ale że kiedy? Ja mówię o moich zajęciach z profesorem Moodym. Miałam nikomu nie mówić, bo dyrektor tego nie pochwali... – gdy mówiłam, Alex z zainteresowaniem przysunęła się bliżej. – Ale kiedyś pokazywał mi jak działa taka klątwa.

– Pokazywał nam też na lekcji – wzruszyła ramionami.

– Tak, ale na naszych zajęciach pokazywał to na mnie. Ja... Czułam wtedy, że ktoś przejmuje nade mną kontrolę. Widziałam co się dzieje i nie mogłam zapanować nad ciałem. I były takie różne myśli... i...

– Czekaj... Co?! – Alex wybałuszyła oczy i mocno złapała mnie za ramię. – Moody użył tego na Tobie? Tak po prostu?! – niemal od razu wypaliła. – I co Ci kazał zrobić?!

– Nic dziwnego – powiedziałam szybko, nawet do końca nie pamiętając okoliczności. – Proste rzeczy. Poruszanie się i tyle. Po prostu chciał mnie oswoić z tym zaklęciem. Jeśli poznasz różne takie złe rzeczy od środka, łatwiej jest się im przeciwstawić.

– To brzmi absurdalnie – warknęła. – Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Pokroić też Cie zamierza, żebyś wiedziała co to ból?

– Nie no, co Ty... – Uciekłam wzrokiem w bok.

– No nie wierzę – Alex zmrużyła oczy i wstała gwałtownie. Zaczęła chodzić w miejscu. – Co jeszcze Ci zrobił? Albo wiesz co? Idziemy do niego. Sama go spytam i powiem mu co o tym myślę. Nie może robić z Ciebie królika doświadczalnego.

– Alex, nie! – pisnęłam, łapiąc ją za rękę. – Miałam nikomu nie mówić. Opowiadam Ci to w tajemnicy, a nie po to, żebyś coś robiła. Z resztą nie o to chodzi. Zgodziłam się na wszystko, to nie tak, że mnie zmusza do zajęć czy coś.

– No jasne. I mam zignorować fakt, że zawsze jak miałaś dziwne miny po zajęciach z nim, to pewnie Cie wtedy torturował? – Przyjaciółka patrzyła na mnie twardo.

– Daj spokój! Nie torturował mnie – jęknęłam i przetarłam dłońmi twarz. – Ty nic nie rozumiesz? W poprzedniej wojnie czarodziejów aurorzy też mogli stosować klątwy niewybaczalne. Obie wiemy, że prędzej czy później znowu będzie jakaś wojna. Może nawet prędzej. A gadam to wszystko, bo chodzi mi tylko o to, że po tym jak mi pokazywał co potrafi ten czar, nie spodziewałam się, że można zastosować go inaczej. I... a z resztą. Niepotrzebnie wspominałam.

– No proszę, kontynuuj – przyjaciółka rozłożyła ręce. Nadal wyglądała na wkurzoną.

– Nie możesz się na niego złościć. Zrozum, że gdyby nie zajęcia z profesorem, to tam dzisiaj... ech... wtedy przy tym ministrze, mogło się skończyć o wiele gorzej. Zakładając, że chciał zrobić coś złego. Naprawdę poprawił mi się refleks. Wychodzą mi lepsze tarcze. Lepiej trzymam się na baczności...

Alex lekko kiwała głową, niby się ze mną zgadzając.

– To go nie usprawiedliwia... – powiedziała.

– Jest dobry w tym co robi i ja mu ufam – przyznałam szczerze. – Bardzo dobrze się dogadujemy. A uwierz, nie mamy nie wiadomo ile czasu, żeby wszystko przećwiczyć. Dumbledore zaprosił tutaj profesora tylko na rok. Nie wiadomo, czy mu przedłuży kontrakt...

Alex nagle znieruchomiała. Jej wyraz twarzy ze zdenerwowanego zmienił się na... zmartwiony? Zawiedziony? Usiadła z powrotem i szybko napiła się piwa, próbując to ukryć.

– Czemu tylko rok? – zapytała dziwnym głosem.

– Profesor Moody jest tutaj dla Harrego, więc w sumie może mógłby go pilnować dłużej. Ale wiesz ile razy powtarza, że nie jest urodzonym nauczycielem? Jego miejsce jest w terenie, albo na froncie. Szkoła, to dla niego zupełnie inne, nietypowe życie.

– Chyba nie jest mu tutaj aż tak źle – mruknęła Alex. Nagle była bardzo zamyślona.

– Wydaje mi się, że on się często czuje tak, jakby tutaj nie pasował. Mniejsza z tym – upiłam łyk piwa i po zastanowieniu zapytałam. – A Tobie o co chodziło z tym Crucio?

– Nie ważne.

– Powiedz mi.

– Nie ma o czym. Tak mi się palnęło – Alex machnęła ręką.

Żeby szybko zmienić temat, zaczęła opowiadać mi o swoim bracie i jego ślubie. Ethan przyjechał jej o tym powiedzieć, ale widocznie wcale nie była najważniejsza na jego liście. Rozmawiali ze sobą dość krótko. Był tak zabiegany? Cokolwiek nim motywowało, nie mogłam uwierzyć, że ślub już za tydzień. Alex też nie była szczęśliwa z tego powodu. Gdy wypłynął temat połączenia rodu Lamberd i Malfoy, obie sądziłyśmy, że są to bardziej odległe plany. Ojciec Alex i Draco jednak nie próżnowali i na poważnie wzięli się za organizację. W duchu dziękowałam losowi, że mój ojciec był półkrwi. Pewnie w innym wypadku wpadłby na równie dziwny pomysł. Decydować o moim życiu bez mojego udziału... to by było straszne. Cieszyło nas jedno – że Alex nie musi wychodzić za kogoś, za kogo by nie chciała. Szkoda tylko, że takim kosztem.

 

***

 

Rano podczas śniadania, Alex rozłożyła na stole pusty pergamin i stopniowo zapełniała go potokiem słów. Co jakiś czas brała gryza słodkiej bułeczki posmarowanej dżemem malinowym.

– Piszesz do Elizy? – upewniłam się, zerkając jej ponad ramieniem.

– Tak. Muszę wiedzieć, czy Ethan powiedział jej o ślubie i co między nimi zaszło. Przez lata byli nierozłączni. Nie potrafię sobie wyobrazić, co mogło ich poróżnić.

– Może ją też uderzył? – zastanowiłam się na głos.

– Nie... On by tego nie zrobił. – Alex potrząsnęła głową. – To znaczy kiedyś by nie zrobił... Kiedyś taki nie był. Teraz to nie wiem. Może mu odbiło po rozstaniu? Coś musiało się stać, no po prostu to czuję w kościach.

– No Ty znasz go najlepiej. Ja go widziałam dwa razy i szczerze mówiąc, poza tym, że jest dość... no... przystojny... to nie wydał się jakiś super.

Alex łypnęła na mnie jakby z wyrzutem.

– Bo nie poznałaś go takiego jakiego ja go znałam.

– Ale to chyba normalne, że ludzie się zmieniają.

– Nie ważne – przyjaciółka skupiła się na liście.

Spojrzałam w stronę stołu nauczycielskiego. Profesora Moody’ego nie było przy stole. Wydało mi się to dziwne, bo niezwykle rzadko opuszczał posiłki. Brakowało też profesora Snape’a, ale to nie interesowało mnie aż tak bardzo. Moje rozmyślania przerwała nadlatująca poczta. Sowy szybowały ponad stołami, rozrzucając listy, gazety i pakunki. Przed Alex wylądowała starannie zapakowana paczuszka z logiem markowego sklepu. Liścik głosił „Twoja kreacja na wesele”. Przyjaciółka prychnęła pod nosem i zdjęła paczkę ze stołu, zupełnie nie kłopocząc się zaglądaniem do środka. Nie poruszyłam tego tematu. Obserwowałam innych otrzymujących pocztę. Zauważyłam, że Samuel dostał list. Gdy go otworzył, patrzył nań nieruchomo. Sabrina uwiesiła się na bracie, zaglądając na treść kartki. Chwilę później obróciła się, spoglądając w moją stronę. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Później szepnęła bratu coś na ucho, śmiejąc się. Odgonił ją, jak natrętną muchę, a list schował.

– Sabrina zawsze się tutaj gapi – skomentowałam cicho.

– Pewnie na mnie – Alex wzruszyła ramionami. Nie podniosła wzroku z kartki. – Ostatnio miała mi za złe, że ją olałam.

– I dobrze zrobiłaś – obróciłam się do niej przodem. – Czemu nie poszuka znajomych w swojej klasie? Na pewno jest tam multum ludzi, którzy chcieliby z nią imprezować.

– A myślisz, że z nimi nie imprezuje? Po prostu to jej nie wystarcza. Ona jest trochę jak rozwydrzony bachor, który musi mieć wszystko i to już. – Alex na moment zerknęła w stronę czerwonowłosej ślizgonki. – Wtedy na Twoich urodzinach, pytałam ją, dlaczego tak za mną łazi.

– I co Ci powiedziała?

Przyjaciółka zamyśliła się, a później wzdrygnęła, jakby przeszedł przez nią nieprzyjemny dreszcz.

– W sumie nic konkretnego – mruknęła w odpowiedzi. – Wyobrażasz sobie, żeby normalnie na coś odpowiedziała?

– Wyobrażam sobie same dziwne odpowiedzi.

– Właśnie.

Alex skończyła pisać list. Ostatni raz przebiegła wzrokiem po kartce, a potem zwinęła go w rulon. Wpakowała resztę bułki do ust. Gdy już miała wstawać, przed oczami śmignął nam kolejny list. Ten zaadresowany był do mnie. Zdziwiona otworzyłam kopertę. Wyjęłam z niej ładną, drogo wyglądającą kartkę. W miarę czytania, unosiłam coraz wyżej brwi.

– Co jest? – przyjaciółka patrzyła na mnie.

– To zaproszenie... na ślub Twojego brata.

– Co? Ethan mówił, że lista gości jest zamknięta i nie mogę nikogo zaprosić, ale Ciebie zaprosił? I to tak sam z siebie? Co tu się kurwa dzieje... – Alex wyrwała mi kartkę z ręki i obejrzała ją.

Wyciągnęłam z koperty odręcznie napisany list.

– Nie zaprosił mnie konkretnie – wyjaśniłam jej w miarę poznawania zawartości listu. – Moi rodzice byli zaproszeni, bo widocznie ten biznes, który otworzył mój tata, ma coś wspólnego z ojcem Draco... Tata pisze, że powiedzieli już, że przyjdą dwie osoby, ale mama... się rozchorowała?

Alex rzuciła zaproszenie na stół.

– Przykro mi. Coś poważnego?

– Nie napisał. W ogóle wszystko tak zdawkowo – obejrzałam kartkę z obu stron. – Prawie że formalnie. Rany... – jęknęłam i wsparłam łokcie o stół. – Iść tam z ojcem... to będzie porażka.

– Niekoniecznie. I przynajmniej ja nie będę tam sama. W ogóle nie mam ochoty jechać, ale wiem, że jeśli coś odwalę, nie dadzą mi żyć.

– No tak, szybciej będzie przeboleć jeden dzień. Pewnie i tak nas posadzą osobno – westchnęłam. – Pomyśl, a co jeśli mój tata zrobi powtórkę ze świątecznej kolacji? Przecież tam się prawie pobili...

– Myślisz, że byłby zdolny do tego? Ojciec Draco widział całą akcję, a jednak go zaprosił, to chyba to przemyślał, nie sądzisz?

– No niby tak... To poczekaj, odpisze mu i razem pójdziemy do sowiarni wysłać listy.

Alex kiwnęła głową. Wyciągnęłam z torby kartkę i na szybko napisałam list, pytając co u mamy, na co jest chora no i o różne szczegóły związane z wyjazdem. Gdy list był gotowy, razem ruszyłyśmy wysłać pocztę. Wspinałyśmy się po schodach, mijając kolejne piętra. Przez korytarze przewijały się pojedyncze osoby, jakby większość szkoły nadal była pogrążona we śnie, albo leczyła kaca po wczorajszym świętowaniu. W pewnym momencie usłyszałyśmy trójkę rozmawiających nauczycieli. Po głosie łatwo było poznać, że byli to profesor Dumbledore, Moody i Snape. Ich rozmowa dobiegała z korytarza, gdzie znajdowało się wejście do gabinetu dyrektora. Mogłam przysiąc, że rozmawiali o Bartemiuszu Crouch’u. Z Alex spojrzałyśmy na siebie nawzajem. Przyjaciółka przyłożyła palec do ust, pokazując mi, żebym była cicho i zakradła się w tamtą stronę. Bez wahania ruszyłam za nią. Bardzo interesowała mnie ta sprawa, a wiedziałam, że gdyby stało się coś poważnego, nauczyciele i tak by to przed nami ukrywali. W sprawie centaurów też nas zbywali, a przecież wcale nie gasiło to naszej ciekawości. Obie przytuliłyśmy się plecami do ściany i powoli przesuwałyśmy się w stronę trójki mężczyzn. Rozmowa stawała się wyraźniejsza. W końcu wyłapywałam więcej, niż pojedyncze słowa.

– Czyli definitywnie nie doszło do morderstwa? – zapytał dyrektor.

– Jeśli doszło, nie ma żadnych śladów – profesor Moody brzmiał bardzo poważnie. – Dokładnie zbadałem miejsce, w którym nasi uczniowie spotkali ministra. Nie było tam ani śladów walki, ani krwi, ani innych poszlak. Teren wokół również był czysty. Zupełnie jakby ministra nigdy tam nie było.

– Czyli rozpłynął się w powietrzu? – Albus zamyślił się.

– To niedorzeczne – Snape stwierdził z pogardą. – Po co zadałby sobie tyle trudu, żeby zjawić się w tak dziwnych okolicznościach, a później zniknąć bez słowa wyjaśnienia? Ktoś musiał go porwać.

– Kto taki? – Moody łypnął na Snape’a. – Masz jakichś konkretnych podejrzanych? Czyżby chodziło o Twoich dawnych koleżków?

– Kogokolwiek masz na myśli, to nie są moi koledzy – warknął Mistrz Eliksirów. Stał wyprostowany jak struna i patrzył z wyższością na Szalonookiego. – Ale jestem pewien, że sam masz już jakichś podejrzanych. Po co ta nieśmiałość? Powiedz na głos, co dokładnie myślisz.

– Oczywiście, że powiem – mruknął Moody, a później odchrząknął. – Tym razem wyjątkowo nie podejrzewałem Ciebie.

– Co za łaskawość – Snape powiedział z przekąsem.

– Zwykły rozsądek. Wiem, że miałeś alibi.

– To prawda – potwierdził Dumbledore. – Severus przebywał z gośćmi spoza szkoły. Lucjusz Malfoy na pewno za niego poręczy. Ja rozmawiałem z wodzem centaurów, pytając o każdą podejrzaną aktywność w Zakazanym Lesie. Mieli jakiś problem z jednym centaurem, ale poza tym żadnych nowości czy wskazówek.

– Chyba wiem o co im chodziło. Wczoraj w nocy natrafiłem na jednego z nich – Moody oparł się na lasce. – Wszędzie poznam to spojrzenie. Był pod działaniem klątwy imperiusa. Ten sam czar, który wydobył się z różdżki Kruma. To samo, co chciał rzucić minister... Zbieg okoliczności? Hm? – sięgnął za pazuchę po buteleczkę.

– I czego to dowodzi? – zapytał Snape. – Te zaklęcia zna wiele osób.

– To prawda – mruknął Moody. Napił się z buteleczki i zastanowił chwilę. – A Flint... myślisz, że też je znał?

– Flint? – Snape uniósł wysoko brwi. – Czemu miałby...

– Już tłumaczę – przerwał mu Szalonooki. – Po tym co działo się w Hogsmeade, jasnym jest, że Flint chciał dołączyć do śmierciożerców. Wymknął się i nigdy już nie wrócił do szkoły. Ale czy aby na pewno?

– Oficjalnie słuch po nim zaginął – wtrącił się Albus. – Rodzina też nie miała z nim kontaktu.

– Dlatego, że do nich nie wrócił – przytaknął Moody. – Za mną ciężka noc. Albusie, faktycznie w bliskim otoczeniu miejsca zdarzenia nie znalazłem śladów, ale spory kawałek dalej, już tak. Miejsce wyglądało jak stara leśniczówka i nosiło ślady, jakby ktoś tam sypiał, jadał i przebywał. Początkowo myślałem, że to tam ukrywa się Crouch. Sądziłem, że jeśli poczekam aż się pojawi, pochwycę go i przyprowadzę tutaj. Wszystko wskazuje jednak na to, że ktoś mieszka tam od bardzo dawna. Zbyt dawna, by pasowało to do profilu ministra. Za to gdyby kryjówka należała do Flinta, sporo rzeczy mogłoby się ułożyć w całość... Na przykład ten mord na centaurze – sapnął z podekscytowaniem.

– I byśmy to przeoczyli? – Albus podrapał się po gęstej brodzie. Spojrzał na swojego przyjaciela. – Severusie, sprawdź to miejsce jak najszybciej.

– Oczywiście – Snape kiwnął głową.

– Na razie nie wspominajmy uczniom, że Flint może być w pobliżu. I tak mają sporo wrażeń – dyrektor przeniósł spojrzenie na drugiego profesora. – A Ty Alastorze odpocznij. Dobrze się spisałeś.

– Mogę kontynuować poszukiwania – zaproponował.

– Nie trzeba. I tak wymagałem od Ciebie za dużo. Skoro nie ma ciała i śladów walki, jest szansa, że pan minister jedynie się gdzieś ukrywa. Gobliny przeczeszą dla nas las. Ty bardziej przydasz się w Hogwarcie.

Profesorowie w końcu się rozeszli. Zdałyśmy sobie sprawę, że będą szli w naszą stronę, dlatego szybko wycofałyśmy się w stronę schodów. To cud, że profesor Moody nie zwrócił na nas uwagi. Może faktycznie był aż tak zmęczony nocnym patrolem? Albo zaaferowany rozmową o Crouchu i Flincie.

Ledwo dotarłyśmy do schodów, a za naszymi plecami, jak spod ziemi wyrósł profesor Snape. Mężczyzna przystanął na moment z dłońmi splecionymi za plecami. Patrzył na nas tak, jakby coś podejrzewał. Starałam się mieć jak najbardziej niewinną minę, jaką tylko potrafię. Nie wiem czy mi uwierzył. Zmrużył oczy i poruszając się niczym cień, wyminął nas bez słowa. Patrzyłyśmy na jego oddalające się plecy. W tym momencie za nami stanął też profesor Moody. Mężczyzna położył mi dłoń na barku.

– Dziewczyny, co tutaj robicie? – zapytał przyjaźnie.

Obróciłam się do niego, starając się utrzymać tamtą niewinną minę. Od razu zauważyłam, że mężczyzna miał cienie pod oczami. Ogólnie jego twarz była jakby szara i wymięta. Zdecydowanie wyglądał na zmęczonego. Jego mechaniczne oko łypało na nas na zmianę. Zapatrzona zapomniałam odpowiedzieć.

– Idziemy do sowiarni – odezwała się Alex. – Wysłać listy. – Na dowód uniosła swój pergamin.

Moody wpatrzył się w zwinięty rulon i powoli oblizał usta. Westchnął.

– Podsłuchiwałyście? – zapytał nagle, takim tonem, jakby doskonale znał odpowiedź.

– Ja... yyy eee... – odruchowo odwróciłam wzrok.

– Co miałyśmy podsłuchiwać? – Alex była przytomniejsza i udała zdziwienie. – Po prostu szłyśmy do sowiarni. Schodami. Do góry.

Moody łypnął na nas. Błyskawicznie podniósł dłoń i ostrzegawczo wycelował w Alex palcem wskazującym. Później wręcz mechanicznie obrócił się i wycelował tak samo we mnie.  Cofnęłam się o pół kroku.

– Po prostu zachowajcie to dla siebie, zrozumiano? – powiedział poważnie.

– Nie sądzi profesor, że jeśli istnieje jakieś ryzyko, uczniowie powinni wiedzieć? – zapytałam nieśmiało.

Alex szturchnęła mnie łokciem.

– To co ja sądzę nie ma znaczenia – Moody wyprostował się. – W szkole od wielu lat rządzi Dumbledore. Jeśli dyrektor uważa, że takie podejście jest dobre dla uczniów i szkoły, zapewne ma rację.

– Co do Flinta się pomylił – Alex skrzyżowała przed sobą ręce. – I to grubo.

– Dumbledore ma za dobre serce – Szalonooki spojrzał na Alex i powoli się oblizał. – Tak... Dobre serce potrafi zgubić każdego.

Na moment zapadła cisza. Profesor odchrząknął, zerknął na zegarek, pożegnał się z nami i ruszył na dół. Alex przez dłuższą chwilę, jakby z wahaniem patrzyła w jego plecy. Spojrzałam na nią i szturchnęłam ją lekko.

– Co jest? – zapytałam.

– Yy... nic. – Mruknęła i ruszyła po schodach.

– Przecież widzę, że coś.

– Tak sobie tylko pomyślałam, że kiedyś muszę zdać te opuszczone zajęcia...

– Nie martw się, załatwimy to – uśmiechnęłam się. – I cieszę się, że już nie chcesz go zabić.

– Nie powiedziałam, że nie chcę – przyjaciółka wzruszyła ramionami.

– Alex!

– Nie martw się, nie powiem, że wiem co robiliście. Choć nadal wydaje mi się głupie, że na to pozwalasz.

– Już Ci tłumaczyłam...

– A ja nadal nie rozumiem. Mniejsza z tym – Alex ponownie wzruszyła ramionami. – Teraz najważniejsze, żeby list dotarł do Elizy. Mam mało czasu, żeby to wszystko odkręcić. Potem pomartwimy się Mood’ym, Flint’em, Crouch’em i resztą.

– Racja.

Pomyślałam sobie, że jeśli Moody ma rację i Flint ukrywał się w lesie, chłopak miał sporo okazji, żeby coś nawywijać. Kilka dodatkowych dni nie myślenia o nim nam przecież nie zaszkodzi. Martwiło mnie tylko, że nie udało się nauczycielom skontaktować z Panem Crouch’em. To, że nie znaleziono ciała, dawało mi nadzieję, że nic mu nie jest. Na zmianę uderzało mnie poczucie winy, że go unieruchomiłam i ulga, że nic mi się wtedy nie stało.

 

***

 

Był środek tygodnia. Alex tym razem pojawiała się się na lekcjach. Miała pewne problemy ze skupieniem, ale zwalałam winę na to, że wciąż czekała na odpowiedź Elizy. Przy każdym posiłku wypatrywała swojej sowy, jakby ten jeden list miał rozwiązać jej wszystkie problemy. Nie wiedziałyśmy dlaczego była dziewczyna jej brata tak zwleka z odpisaniem.

Gdy tylko zajęcia się skończyły, Alex jako pierwsza wyskoczyła na korytarz. Szybko wrzuciłam moje rzeczy do torby i pobiegłam za nią.

– Dokąd tak pędzisz?! – zapytałam. – Obiad nie ucieknie.

– Wpadłam na to, że może zaszła jakaś pomyłka i sowa wróciła z listem do sowiarni, zamiast mi go zostawić.

– Ale sowy są wytrenowane żeby odnajdywać właściciela... – uniosłam brwi.

– Yh! – Alex wściekła się. – Dlatego mówię o „pomyłce”. Zaraz wrócę!

Nie czekając na moją odpowiedź, przyjaciółka pobiegła w stronę schodów. Westchnęłam i sama ruszyłam w stronę Wielkiej Sali. Już po kilku krokach poczułam na sobie czyjś wzrok. Byłam obserwowana. Obejrzałam się przez ramię, ale nie zauważyłam nic podejrzanego. Reszta klasy wytaczała się z sali, a  korytarz powoli zapełniał się uczniami. Jakby nigdy nic szłam dalej, razem z tłumem. Dziwne uczucie nie odpuszczało. W pewnym momencie poczułam, że ktoś łapie mnie trochę powyżej łokcia. Obejrzałam się i zobaczyłam, że był to Draco Malfoy.

– Pogadamy? – zapytał, patrząc gdzieś w głąb korytarza.

– O czym?

– Po prostu chodź – powiedział sucho.

Puścił mnie, wsunął dłonie w kieszenie czarnych spodni i spokojnie ruszył przodem. Przez chwilę patrzyłam na niego zdziwiona, ale ciekawość była silniejsza. Z resztą Draco bez względu na to jaki był, nigdy nie zrobił mi nic złego. Przynajmniej nie fizycznie. Za to, że w pewnym sensie złamał mi serce, nie mogłam go winić. Powtarzałam sobie, że po prostu nie spełniałam jego standardów. To całe zakochanie się w nim, było idiotyczne. Powinnam od razu wiedzieć, że nie mam u niego szans, tak jak powtarzała mi to Alex. Ale przecież byłam sobą. W jakichś dziwnych, drobnych gestach odnajdowałam przesłanki, że może jednak mu zależy. Gdy przestał zwracać na mnie jakąkolwiek uwagę, ja w końcu przestałam tak się w niego wlepiać. W pewnym momencie sądziłam, że całkowicie się z niego wyleczyłam. Teraz jednak, gdy chciał porozmawiać, poczułam dziwny dreszcz.

Szybko go dogoniłam. Po jego minie zrozumiałam, że nie ma sensu pytać go na korytarzu. Zapewne jak zawsze nie chciał, żeby inni widzieli nas razem, jakby sama rozmowa ze mną miała mu w jakiś sposób zaszkodzić. W milczeniu dałam się więc zaprowadzić do jednego z bocznych, mniej uczęszczanych korytarzy, a później patrzyłam jak Draco rozgląda się dyskretnie, rozpina mankiety koszuli i jednym pchnięciem otwiera wybrane przez siebie drzwi. Wszedł jako pierwszy. Również się rozejrzałam i weszłam zaraz za nim. Pomieszczenie przypominało zwykłą klasę. Nie zdążyłam się długo narozgladać, bo gdy tylko przeszłam przez próg, przyczajony z boku Malfoy złapał mnie za nadgarstek i mocno pociągnął w swoją stronę. Znalazłam się bardzo blisko niego. Zaskoczona spojrzałam w jego szare oczy. Chłopak uśmiechnął się kącikiem ust i nie przerywając kontaktu wzrokowego, naparł na mnie ciałem, przyciskając w ten sposób do ściany. Serce zabiło mi mocniej. Oszalałam? Czy to był tylko mój sen? Uszczypnęłam się w udo. Zabolało. W tym czasie Draco pochylił się i bez słowa ostrzeżenia, pocałował mnie. Jego wargi były ciepłe i wilgotne. Smakowały tak samo jak kiedyś. W pierwszej chwili chciałam, by to trwało. Draco wyczuł, że nie protestuję i próbował pogłębić pocałunek. Czując, jak jego język wdziera mi się do ust, szybko się ocknęłam. Przecież nie mogłam mu na to pozwolić! Nie mogłam znowu dać się omotać! I bez względu na to, jak bardzo mnie do niego ciągnęło, oficjalnie chodziłam teraz z Samuelem. Szybko odwróciłam głowę, uciekając przed pocałunkiem. Malfoy próbował raz jeszcze. Niewiele myśląc, spoliczkowałam go. Dopiero wtedy odsunął się ode mnie. Wyglądał, jakby sam był zaskoczony moją reakcją.

– Co Ty wyprawiasz?! – wysapałam, przytulając się plecami do ściany. Nie rozumiałam co się właściwie dzieje.

Draco dotknął swojego policzka i zmrużył podejrzliwie oczy. Odsunął się jeszcze bardziej.

– Sprawdzałem coś.

– Niby co?!

– Czy mi się oprzesz – odparł z rozbrajającą szczerością.

Powoli spojrzałam w jego kierunku. Czy był tak durny, czy specjalnie sobie pogrywał? Może był zazdrosny i chciał namieszać? Nie, po co miałby być zazdrosny o mnie... Nie mogłam znaleźć logicznego wyjaśnienia do jego zachowania.

– Jesteś normalny?! – zapytałam zdezorientowana. – Ja mam chłopaka!

– Masz. Nie masz. Nie wiadomo. Różnie gadają.

– Mam – powtórzyłam twardo. – A Ty mówiłeś, że chcesz porozmawiać. Gdybym wiedziała, że chodzi Ci o coś innego... – potrząsnęłam głową – wcale bym tutaj nie przyszła.

– Przyszłabyś i tak – stwierdził pewny siebie. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i popatrzył na mnie z góry. – Wiem, bo tak naprawdę niewiele się zmieniłaś.

– Skąd możesz wiedzieć, czy się zmieniłam, czy nie?

– Nadal tutaj stoisz, mimo że nikt Cie nie trzyma – Draco uśmiechnął się kącikiem ust.

Spojrzałam na siebie. Faktycznie, mogłam już dawno stąd wybiec, a jednak z jakiegoś powodu stałam z nim w tej pustej klasie. Podświadomie czekałam na więcej? Ciężko było mi go odpuścić? Powinnam skupić się na Samuelu. Nawet, jeśli był ze mną tylko na niby. A co jeśli Draco jednak chciałby ze mną być? Co wtedy z moim układem? Nie, przecież on miał Pansy. Potrząsnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi.

– Masz rację. Powinnam stąd wyjść – mruknęłam.

– Zaczekaj – ślizgon rzucił w moją stronę, a ja odruchowo przystanęłam, nawet mimo tego, że on nie ruszył się z miejsca. – Serio chciałem pogadać. – powiedział.

– O czym? – zapytałam, nie obracając się w jego stronę. Bałam się, że jeśli spojrzę mu w oczy, to mi odbije.

– O Twoim chłopaku. Czyli Ty i Pyrites to tak na serio? – zapytał niby od niechcenia.

– Tak. Na serio – skłamałam, wciąż stojąc do niego tyłem. – Czemu pytasz?

– Z czystej ciekawości. Różne rzeczy mówią na temat tego rodzeństwa, włącznie z tym, że pieprzą siebie nawzajem.

– Pie... Co? – zająknęłam się. Zacisnęłam dłonie w pięści. – Chyba w to nie wierzysz? Sam nigdy by czegoś takiego nie zrobili. On nienawidzi swojej siostry.

– Widzę ich codziennie i nie nazywałbym ich relacji nienawiścią – Draco uśmiechnął się pod nosem. Podszedł bliżej, stając tuż za mną i powiedział mi wprost do ucha. – To tylko teoria, ale tak sobie pomyślałem, że gdyby serio coś takiego robili, byłabyś dla nich idealną przykrywką.

Cała zesztywniałam. Czy to było takie oczywiste, że udajemy nasz związek? Draco powiązał to zupełnie z czymś innym, ale jedną rzecz zgadł. Czy mógł przejrzeć wszystko?

– Pamiętam, że byłaś u niego w pokoju – kontynuował. – Wszyscy gadają na ten temat, ale przyglądałem Ci się i jestem pewien, że jeszcze Cie nie bzyknął. Nie przeszkadza mu, że mu nie dajesz? A może sam nie jest zainteresowany z jakiegoś powodu?

– To nie Twoja sprawa co robimy! – pisnęłam i szybko złapałam za klamkę.

Wypadłam na korytarz. Obejrzałam się za siebie, ale Draco nie ruszył za mną. Szybkim krokiem ruszyłam do Wielkiej Sali. Musiałam porozmawiać z Samuelem. Te nowe plotki były absurdalne, ale jeśli Malfoy potrafił przejrzeć nasz niby związek, coś trzeba było z tym zrobić.

 

***

 

Z Samuelem weszliśmy do Pokoju Życzeń, kierując się jak zawsze do jego tajnego laboratorium. Całą drogę zastanawiałam się, czy mówić mu dokładnie wszystko co zaszło, czy niektóre szczegóły pominąć. W sumie nie powinien być o mnie zazdrosny, skoro byliśmy udawaną parą. Gdybym się jednak nie oparła Malfoy’owi, mogłoby to zaszkodzić reputacji obojga z nas. O mnie gadaliby, że jestem rozwiązła, o nim zaś, że ktoś przyprawił mu rogi. Ciągle przypominałam sobie minę Draco, która mówiła, że wie o mnie wszystko. W jakiś sposób mnie to przerażało. Do tego stopnia, że gdy usiadłam przy stoliku, nie wypakowałam nawet książek. Po prostu siedziałam i gapiłam się w blat. Samuel zauważył to bardzo szybko. Skupił się jednak na swoim zajęciu, sprawdzając zawartość fiolek i probówek. Po dłuższej chwili odezwał się jednak.

– Jesteś jakaś nieswoja – skomentował.

– Draco nas przejrzał – wypaliłam od razu, jednocześnie podnosząc wzrok na ślizgona. – Częściowo.

– To znaczy? – Samuel obrócił się w moją stronę. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się tyłem o stolik, na którym miał całą aparaturę.

– To znaczy, że podejrzewa nasze udawanie – wyjaśniłam. – Choć jako powód podał coś absurdalnego... że niby Ty i Sabrina... razem ten... – odkaszlnęłam w pięść.

– Pierwsze słyszę.

– No właśnie ja też...

– Może Cie sprawdzał?

– Szczerze, nie mam pojęcia o co dokładniej mu chodziło – potrząsnęłam głową. – Ale jak myślisz? Powinniśmy jakoś nie wiem... ulepszyć nasze udawanie? A może lepiej z tym skończyć? Skoro on się domyślił, to Sabrina na pewno też już wie. To jest wtedy bezsensu...

Nim Samuel zdążył mi odpowiedzieć, usłyszeliśmy pukanie. Chłopak zerknął na mnie i bez słowa poszedł otworzyć. Okazało się, że to był George. Rudzielec wszedł jak do siebie, ściskając w dłoni jakąś malutką buteleczkę.

– Tak myślałem, że tutaj będziesz – zaczął litanię. – Mam taką jedną ważną sprawę, bez Twoich umiejętności się nie obejdzie, bo chodzi o to, żeby trochę zmniejszyć działanie tego specyfiku, ale też nie tak, żeby wcale nie działało. Tylko wiesz. To rzecz poufna i ...

George zauważył, że siedzę na krześle i nagle urwał. Patrzeliśmy na siebie nawzajem. Weasley szybko schował buteleczkę za plecy i odchrząknął.

– Możesz mówić przy niej – zasugerował Samuel.

– Wolałbym nie – George zaczął robić jakieś znaki oczami.

– Po prostu pójdę – zaproponowałam i złapałam za moją torbę.

Machnęłam im na pożegnanie i wychodząc próbowałam dojrzeć, co chowa George, ale mocno zaciskał dłoń na szkle. Nie widziałam nic poza kolorem fiolki. Uznałam, że pewnie znowu chodzi o jakieś ich biznesy i nie przejmowałam się tym więcej.

W mojej głowie wciąż powracała chwila, gdy Draco pocałował mnie w tamtej klasie. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Wróciłam prosto do dormitorium, położyłam się na łóżku i nakryłam głowę poduszką, mając nadzieję, że w ten sposób uchronię się przed głupimi myślami. Alex siedziała przybita na swoim łóżku, pisząc kolejny list do Elizy. Mówiła coś o tym, że może poprzedni wcale nie dotarł. Sądziłam, że to nieprawdopodobne, ale jeśli mogło ją to uspokoić, no to cóż. Niech pisze.

Nie wiem ile leżałam tak na łóżku. Za oknem było już ciemno. W pewnym momencie z zamyślenia wyrwało mnie stukanie w szybę. Zdjęłam poduszkę z głowy i podniosłam się, spoglądając w stronę okna. Wydawało mi się, że widzę za szybą jakiś kształt. Podeszłam tam i otworzyłam okno. Sowa od razu wleciała do pomieszczenia, przysiadając na łóżku Alex. Obie zauważyłyśmy, że miała ze sobą list. Przyjaciółka zerwała się na równe nogi, a potem nagle znieruchomiała, jakby bała się, że gwałtowne ruchy wystraszą jej własną sowę. Powoli zaczęła zbliżać się do ptaka.

– To od Elizy? – zapytałam.

– Mam nadzieję!

Alex złapała w końcu za zwinięty liścik i odwiązała go od nogi sowy. Pogłaskała ptaka po główce, a później spojrzała na pieczęć. Złamała ją i szybko rozwinęła list. Patrzyłam na nią z niecierpliwością. Alex otworzyła szeroko oczy i zbladła. Co było w tym liście?!

 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz