sobota, 25 lipca 2020

100. Około 19 stron, starałam się jak mogłam :) Dużo Severusa i mnóstwo dialogów. Zapraszam :D Czekam na komentarze :P Kasiu pewną rzecz dedykuję Tobie :D


Wzruszyłam ramionami, kiedy Lucjan wybiegł ze skrzydła, jakby go przypalano i westchnęłam głęboko. Przez to całe zajście w Wielkiej Sali rana ponownie zaczęła mnie boleć. Na szczęście, Pomfrey zmieniła opatrunek i posmarowała mi plecy specyfikiem od Severusa.

- Nie mam zamiaru iść do Dumbledore’a – burknęłam. – Zresztą, on i tak oprowadza teraz tych nowych, więc nie ma dla mnie czasu. Jakby się Mcgonagall pytała, to powiem że byłam.

- Nie możesz nie iść! – Oburzyła się przyjaciółka, zakładając ręce na piersi. – To po pierwsze, a po drugie, nie możesz kłamać!

- Nie wzrusza mnie to – odparłam, patrząc bez wyrazu na pieklącą się Klarę. – Ale jeżeli tak bardzo ci zależy, to powiem Mcgonagall, że Dumbledore nie miał czasu, może być?

- To też będzie kłamstwo – zauważyła dziewczyna.

- Nie do końca, bo dyrektor serio jest teraz zajęty. Zresztą… - machnęłam na nią zdenerwowana ręką. – Jakie to ma znaczenie, nie idę do niego.

- W takim razie chodźmy na zajęcia, bo pierwsze są eliksiry. Jeżeli się pospieszymy, to spóźnimy się tylko kilka minut. – Klara spojrzała na duży biały zegar wiszący na ścianie, naprzeciwko łóżek.

- No nie wiem, czy powinnyśmy się spóźniać, nawet te kilka minut – odparłam, pocierając nerwowo ramię. W głębi duszy obawiałam się konfrontacji z mężczyzną po dzisiejszym poranku. Byłam pewna, że nauczyciel nie puści mi tego płazem i w jakiś sposób będzie próbował ukarać za to, a z drugiej strony nie pojawienie się na jego zajęciach było jeszcze większym wkopaniem się w kolejne kłopoty.

- Lepiej się spóźnić niż w ogóle nie przyjść – stwierdziła Klara, wypowiadając na głos moje myśli, więc bez słowa kiwnęłam głową i razem ruszyłyśmy do lochów.

Przed klasą nie było żywej duszy, a ze środka dało się usłyszeć władczy ton profesora, wyjaśniającego coś uczniom. Obie z Klarą wzięłyśmy potężny oddech, zdając sobie sprawę, że nikt nigdy jeszcze nie spóźnił się na jego zaklęcia, co groziło nieprzyjemnymi konsekwencjami.

- Wejdź pierwsza – poprosiłam przyjaciółkę, popychając ją przed siebie.

- Dlaczego ja?! – Zdenerwowała się. Dla niej była to niecodzienna sytuacja. Klara nigdy nie spóźniała się na żadne zajęcia.

- No weź idź pierwsza. – Otworzyłam szybko drzwi i raz jeszcze pchnęłam ją w ich stronę.

Weszłyśmy powoli do klasy, w której momentalnie zapanowała jeszcze większa cisza. Nawet Snape przestał na moment prowadzić zajęcia, zerkając na nas jak drapieżnik na swoje ofiary.

- No proszę – mruknął cicho. – Prowodyrki dzisiejszego zamieszania. Macie 10 minut spóźnienia.

- Przepraszam profesorze, ale musiałyśmy iść do skrzydła szpitalnego. Alex mia…

- Nie obchodzi mnie to – warknął szybko, przerywając Klarze. – Minus 20 punktów dla waszego domu, a teraz siadajcie i starajcie się chociaż przez chwilę nie próbować być w centrum zainteresowania wszystkich.

Nie odzywając się już więcej, usiadłyśmy potulnie na swoich miejscach. Zauważyłam, że pozostali wyciągnęli tylko swoje notatki, więc zrobiłyśmy to samo, starając wtopić się w otoczenie.

- Nie było tak źle – szepnęłam do przyjaciółki z wyraźną ulgą i puściłam jej oczko. Klara uśmiechnęła się w odpowiedzi, wyciągając pióro i kałamarz. Zerknęłam mimochodem w stronę stołu nauczycielskiego, zauważając na biurku profesora prezent ode mnie. Serce momentalnie poderwało mi się do lotu. Snape, jakby wyczuwając wzrok na sobie, obrócił głowę wprost na mnie. Wolałam się nie uśmiechać. Po ostatnim razie postanowiłam być bardziej ostrożniejsza. Chwyciłam w dłonie swoje stare pióro i zamoczyłam końcówkę w atramencie. Spuściłam szybko wzrok, przepisując z tablicy temat zajęć. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na szeroki uśmiech.

- Czemu się tak uśmiechasz? – Spytała szeptem zdziwiona przyjaciółka. – Nie powinno ci być do śmiechu. Straciłyśmy kolejne punkty. Nie mamy już szans na pierwsze miejsce.

- Chrzanić to – odparłam, szczerząc się do niej. – Klara, czyż życie nie jest piękne?

- Co? – Zdziwiła się gryfonka, patrząc na mnie jak na wariatkę. – Dobrze się czujesz?

- Wyśmienicie. To był jednak dobry pomysł, żeby przyjść na te zajęcia. Gdybyśmy tego nie zrobiły, straciłybyśmy jeszcze więcej punktów.

- Pewnie masz rację – westchnęła. – Ale żeby od razu tak się cieszyć?

Wzruszyłam ramionami, skupiając się na przepisywaniu lekcji. Severusowi przypadł do gustu prezent ode mnie i to było najważniejsze.



***



Wieczorem weszłyśmy do Pokoju Wspólnego, który przepełniony był ludźmi. Przez cały dzień wszyscy rozmawiali w kółko tylko i wyłącznie o nowych uczniach, którzy byli dość ekscentryczni. Dziewczyna skupiała na sobie największą uwagę, jej brat również, ale nie z takim entuzjazmem, jak jego siostra. Szczególnie, jeżeli chodziło o męską część szkoły. Gryfoni również podzielali ten zachwyt, ale nasz dom zawsze był z góry uprzedzony do Ślizgonów, więc zafascynowanie nową uczennicą było chwilowe. Natomiast, poranna walka na jedzenie stała się tematem numer jeden w całym Gryffindorze. Młodsze roczniki były nią zachwycone, starsze niekoniecznie, a gdy tylko postawiłyśmy nogę w pokoju wspólnym, wszyscy nagle ucichli, wpatrując się w nas z różnymi minami wymalowanymi na twarzach.

- Nie powinnaś należeć do naszego domu! – Warknęła nagle Hermiona, stojąc z Harrym i Ronem przy kominku. – Przynosisz nam tylko wstyd i hańbę!

- Nie mów tak! – Zaczęła bronić mnie Klara. Przy okazji chwyciła mnie mocno za koszulę, żebym przypadkiem nie rzuciła się na Granger. Właściwie, to miałam taki zamiar, ale postanowiłam jednak dać sobie z nią spokój. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień.

- Powinno się ją wysłać do lasu – dodała Angelina. W pierwszej chwili jej nie zauważyłam, ponieważ otoczona była wianuszkiem dziewczyn ze swojego rocznika oraz bliźniakami. Fred uśmiechał się chamsko, a George wyglądał, jakby bił się z myślami.

- Mogłaś Angelino powiedzieć dyrektorowi, jak Lamberd potraktowała cię przed świętami. – Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą, krzyżując ręce na ramionach. – Takie dzikie zachowanie. Rzeczywiście, las byłby odpowiednim miejscem dla niej.

- Jak Alex potraktowała Angelinę? – Zdziwiła się Klara, stając przed swoją dawną przyjaciółką. – Co takiego?

- Nie udawaj, że nic o tym nie wiesz – prychnęła. – Podobno też brałaś w tym udział. Rzuciłaś się na dziewczyny z naszego domu! Klaro, co się z tobą dzieje? Ta dzikuska sprowadza cię na złą drogę!

- Może już wystarczy, Hermiono – westchnął Harry, przecierając nos. Widać było, że cała ta sytuacja nie była dla niego komfortowa. Z jednej strony stał murem za Hermioną, a z drugiej strony miał mnie i Klarę. Ciężko mu było wybrać którąś ze stron.

- To ona rzuciła się na nas! – Krzyknęła rozłoszczona blondynka, puszczając w końcu moją koszulę. – Dlaczego kłamiesz, Angelino? Powiedz prawdę, jak było!

- Lamberd rozwaliła mi nos – powiedziała gładko czarnoskóra dziewczyna, patrząc mi z premedytacją w oczy. Na jej ustach błąkał się wredny uśmieszek.

- To nieprawda! – Zaperzyła się Klara, spoglądając po pozostałych i szukając w nich wsparcia. Jednak oczy wszystkich wpatrywały się w nas z niedowierzaniem i pogardą zarazem.

Harry i Ron stanęli z boku, nie odzywając się. Harry spoglądał z wyrzutem na Hermionę, a Ron drapał się po głowie zbity z tropu. Ja miałam już serdecznie dosyć ciągłych oskarżeń pod moim adresem, a w szczególności tych nieprawdziwych i odepchnęłam od siebie dalej kłócącą się Klarę, po czym na nowo rzuciłam się na Angelinę. Chwyciłam ją z całej siły za włosy i zwaliłam z nóg. Zaczęłyśmy się szarpać, ale na szczęście reszta przyjaciół oderwała nas od siebie. Fred przytrzymał swoją dziewczynę klnącą pod nosem, a George mnie. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak mocno zacisnął dłonie na moich ramionach.

- Mówiłam! – Krzyknęła zszokowana Granger. Przy okazji zaczęła wymachiwać rękoma na wszystkie strony. – Mówiłam wam! Ona jest nienormalna! Lecę po profesor Mcgonagall!

- Daj spokój! – Upomniał ją okularnik. – Szczerze powiedziawszy, Alex nie zachowywałaby się tak, gdyby nie miała powodu – dodał.

- To Angelina wraz z koleżankami napadła na nas i próbowała utopić w łazience! – Pisnęła Klara, stając obok. Ja w dalszym ciągu próbowałam wyswobodzić się i ponownie rzucić na starszą gryfonkę.

- Nie utopić, głupia, tylko trochę nastraszyć – przyznała Angelina, a wszyscy osłupieni.

- Co?! – Pisnęła Hermiona. – Nie mów, że… serio?

Uśmiechnęłam się mściwie pod nosem, przestając w końcu się wyrywać. George widząc, że się uspokoiłam, puścił mnie, a przy okazji rozmasował lekko ramię, za które mnie trzymał.

- Fred, ona… - Angela wskazała palcem na Klarę – za bardzo się do ciebie przyssała. Podoba ci się, prawda? Przyznaj to!

- To już chyba nie nasza sprawa – mruknął cicho Harry i wskazał Ronowi głową schody. – Chodźmy już. Hermiono?

Dziewczyna kiwnęła tylko porozumiewawczo, chociaż cały czas nie dowierzała, że ktoś taki jak Angelina Johnson mógł w ogóle zacząć bójkę.

Gdy trio opuściło pokój wspólny, Angelina kontynuowała, a oczy miała pełne łez.

- Widzę, jak na nią patrzysz! – Rzuciła. – Zdradziłeś mnie?

- Co? Angela, merlinie, co ty wygadujesz?! – Bliźniak rozszerzył oczy, kręcąc głową. – Próbowałem ją wybadać dla nas!

- Co proszę? – Zdziwiła się Klara, zbita z tropu. – Wybadać? Co to znaczy? – Spojrzała na mnie. Zmarszczyłam mocno brwi, po czym roześmiałam się do rozpuku.

- Co cię tak bawi, głupia idiotko?! – Warknęła w moją stronę czarnoskóra dziewczyna. – Dostałaś za swoje od Clarice, bo przyjebałaś się do George’a i nie chcesz się od niego odczepić. Na balu był z dziewczyną, a ty miałaś czelność z nim tańczyć!

- To wcale nie było tak! – Warknął George. – Co wyście sobie ubzdurały?! To pojebane!

- I kto tu jest wariatką? – prychnęłam cicho, nie mogąc powstrzymać triumfalnego uśmiechu, który w dalszym ciągu błąkał się po moich ustach.

- Wyjaśniaj sobie to z Clarice, George!– Zdenerwowała się Angelina, zwracając oskarżycielskie spojrzenie na swojego chłopaka. – O co chodzi z Amber, powiedz mi!

- Angela, nie wyszło nam z Alex, to chciałem wybadać Klarę dla nas! – Bronił się chłopak. – Przecież nigdy nie miałaś z tym problemu! Zawsze lubiłaś, kiedy kogoś zapraszaliśmy!

- Co?! Ale… zawsze mi o tym mówiłeś wcześniej, kogo wybierasz, a teraz słowem się nie odezwałeś! Co miałam sobie pomyśleć?! – Fuknęła.

- Przecież nigdy bym cię nie zostawił! – Rudzielec przytulił do siebie dziewczynę i pocałował ją zaborczo w usta.

- Chyba nie chcę wiedzieć, o co wam chodzi! – Odezwała się blada Klara. Najwidoczniej to, co usłyszała, nie było dla niej niczym przyjemnym. – Skąd w ogóle pomysł, że ja… nie! Nie chcę o tym wiedzieć, to głupie!

- Wybacz, ale chyba nic nie wyjdzie z naszego trójkącika, skoro Angela nie chce. – Fred zrobił skruszoną minę i raz jeszcze pocałował swoją dziewczynę.

- Ja nawet nie prosiłam cię o to, żebyś… - Młodsza Gryfonka nie wiedziała, co powiedzieć. – Możemy już zakończyć ten durny temat i raz na zawsze zakopać topór wojenny?

- Nie ja go zacząłem – warknął Fred.

- Ja też nie – odparłam, patrząc mu wyzywająco w oczy.

- Wystarczy! – Jęknęła Klara, stając pomiędzy nami. – Skoro nie chcecie się dalej przyjaźnić, to chociaż przestańmy skakać sobie do gardeł. Jesteśmy w jednym domu. Powinniśmy się szanować.

- I nie wpychać głów koleżanek do brudnych toalet – burknęłam cicho.

- Alex, przestań! Już wystarczy, ok?

Spojrzałam na nią zacięcie, ale po chwili westchnęłam głęboko, unosząc dłonie w obronnym geście.

- Mogę odpuścić, ale… - wskazałam palcem na Angelinę – jeżeli taka sytuacja jeszcze raz się powtórzy, to nie podaruję. Obiecuję.

Klara uśmiechnęła się mile, odczuwając niemałą ulgę na twarzy.

- Niech będzie – odparła czarnoskóra dziewczyna. – Z mojej strony mogę dać wam spokój, ale za Clarice nie ręczę.

- Ja z nią pogadam – dodał George. – Ale nie będzie to miła rozmowa – zacisnął dłonie w pięści i po prostu wyszedł z pokoju wspólnego.

Fred spojrzał na mnie ze złością.

- Mam nadzieję, że nie dałaś mu kolejnych złudnych nadziei? -Warknął rozjuszony. Zakopałam jeden topór wojenny, ale drugi wciąż był w użyciu. Nie wiedziałam już w jaki sposób dotrzeć do swojego dawnego przyjaciela. George’owi nic nie obiecywałam, a tym bardziej nie prowokowałam do niczego. Chciałam się tylko z nim przyjaźnić, ale jeżeli to również miało powodować spięcia między braćmi a mną, to wolałam tego uniknąć.

- Nawet z nim nie rozmawiam – westchnęłam, po czym ruszyłam w stronę schodów. Klara poszła za moim przykładem. Jakoś odechciało nam się wszczynać kolejnych kłótni. Miałam tylko nadzieję, że Angelina zostawi nas w spokoju, bo inaczej nie odpuszczę na pewno.



***

Następnego dnia przy śniadaniu wśród Ślizgonów było ogromne poruszenie. Wszyscy próbowali być jak najbliżej nowych uczniów, a w szczególności dziewczyny, która roztaczała wokół siebie taką aurę, że męska część ich załogi traciła zmysły.

Obejrzałam się przez ramię, próbując przyjrzeć się nowym uczniom. Zauważyłam tylko chłopaka o imieniu Samuel, który siedział z boku stołu, bazgrząc coś w swoim dziwnym zeszycie. Co jakiś czas odrywał od niego oczy, spoglądając po całej wielkiej Sali, po czym na nowo wracał do przerwanej czynności.

Jego siostra siedziała nieco dalej oblegana przez Ślizgonów. Wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Teraz miała na sobie zwykły mundurek, jak każdy inny uczeń. W nosie nie zauważyłam kolczyka, a włosy spięte miała w kucyk, chociaż kolor pozostał ten sam. Nie wyróżniała się swoim wyglądem od innych Ślizgonek, ale chłopcy i tak nie dawali za wygraną, startując do niej. Niektórzy prężyli przed nią muskuły, popisując się sylwetką, inni jak Lucjan starali się dotrzeć do niej poprzez poczucie humoru i pewność siebie. Nie mogłam dłużej patrzeć na bruneta robiącego z siebie pajaca, więc z powrotem obróciłam głowę.

- Co za żenująca sytuacja – burknęłam cicho, mieszając łyżką w owsiance.

- Co masz na myśli? – Spytała Klara, nie zwracając uwagi na nic.

- Chodzi mi o to nowe rodzeństwo, a w szczególności o nią – wyjaśniłam, prychając cicho. – Zachowuje się, jakby była boginią.

- Jest bardzo specyficzna, ale czy zachowuje się tak jak mówisz? – Zastanowiła się dziewczyna, patrząc jak próbuję zabić swoje śniadanie łyżką. – Chyba nie jesteś zazdrosna?

- Zazdrosna?! – Fuknęłam, prostując się. – Niby o co?

- No… - zmieszała się Klara, nie wiedząc co powiedzieć.

- Ja słyszałem jak mówili, że gdyby wciąż istniał ten ich zeszyt, w którym przyznawali punktacje, to Sabrina byłaby na pierwszym miejscu, potem długo, długo nikt, a następnie Alex – wtrącił Ron, nie świadom tego, że stąpa po grząskim gruncie. Włożył do buzi całą babeczkę i uśmiechnął się głupkowato.

- Ten, kto to powiedział, to idiota! – Oburzyła się Klara. – Jak w ogóle można wracać do tego obrzydliwego zeszytu?! Dobrze, że został skonfiskowany.

- Mówię to, co słyszałem. – Chłopak wzruszył ramionami, przełykając to, co miał w ustach.

- Każdy jest inny i każdy reprezentuje sobą co innego – stwierdziła dziewczyna. – Nie można powiedzieć, że ta Sabrina jest lepsza od Alex.

- A wiecie, co ja słyszałem? – Dorzucił po chwili Harry, wychylając się nieco do przodu. Wszyscy zrobiliśmy pytające miny. – Słyszałem, że ją wyrzucili z poprzedniej uczelni za romans z nauczycielem.

Coś ciężkiego opadło mi na dno żołądka.

- W jakim sensie? – Spytałam głupkowato, po czym skarciłam się w myślach.

- No w takim, że spała ze swoim nauczycielem – odparł Harry.

- Serio?! – Ron wybałuszył na wierzch oczy. – Jasna cholera!

- Co?! – Pisnęła Klara, zakrywając dłoniom usta. – Jak tak w ogóle można?! Przecież to jest niedopuszczalne! Uczennica z nauczycielem?! Merlinie…

- Podobno przyłapali ich razem. Oboje zostali wyrzuceni ze szkoły – kontynuował chłopak zadowolony, że podzielił się z nami tak ciekawą wiadomością.

- Może się kochali? – Próbowałam wybronić dziewczynę, chociaż tak naprawdę starałam się usprawiedliwić siebie.

- A wiecie może skąd się bierze ich nazwisko? – Spytała nagle Hermiona, zniesmaczona tym, jakie plotki rozsiewa jej przyjaciel.

- A co mnie to obchodzi? – Wzruszył ramionami okularnik. Ron kiwnął głowa, przyznając chłopakowi rację.

- Kogo obchodzi ich durne nazwisko? – Zaśmiał się.

- No tak, bo was interesują tylko jakieś durne plotki. Nawet nie wiadomo, czy to prawda! – Żachnęła się gryfonka. – A gdybyście chociaż trochę uważali na eliksirach, wiedzielibyście że ich nazwisko pochodzi od Argo Pyritesa, jednego z najlepszych alchemików wszechczasów. To on napisał książkę o alchemii jako sztuce i nauce. Na eliksirach często korzystamy z tego podręcznika.

- Nie zauważyłem – mruknął Harry. – Ale w takim razie, pewnie są dobrzy z tego przedmiotu.

- No – zarechotał Ron. – I dobrze, że są w Slytherinie. Snape nie będzie miał problemu, żeby wystawiać im największe noty i dodawać co chwilę punkty za wiedzę.

- Inaczej miałby spory dylemat – zawtórował przyjacielowi Harry i oboje wybuchli gromkim śmiechem, co Hermiona skwitowała głośnym prychnięciem, wstając od stołu i oddalając się.

- Robi się coraz ciekawiej, bracie! – Ron poklepał Harry’ego po plecach. – Ciekawe, czego się jeszcze dowiemy? Może ten jej brat to pedał?

- Dlaczego niby miałby być gejem? – Oburzyła się Klara. – To, że siedzi cicho i do nikogo się nie odzywa, nie czyni z człowieka osoby homoseksualnej.

- A co ty takie wyszukane słowa dobierasz? – Zdziwił się chłopak. – I czemu go bronisz? Podoba ci się?

- Nie, ja tylko… - zacięła się, czerwieniąc cała. – Po prostu wygląda na bardzo inteligentnego i nie pozwolę, żeby ktokolwiek był obrażany, tylko dlatego że nie jest taki jak reszta.

- Czyli podoba ci się – przyznał Ron, nie słuchając tego, co dziewczyna miała mu do powiedzenia.

- A ile lat miał ten nauczyciel? – Zapytałam nagle, wracając do poprzedniego tematu. Przez cały czas byłam tak mocno zatopiona we własnych myślach, że nawet nie zauważyłam, jak przyjaciele przeszli z jednej rozmowy na drugą.

- O Merlinie, a bo ja wiem? – Ron wzruszył ramionami.

- Przestań o tym mówić, Alex! – Skarciła mnie Klara. – To obrzydliwe, okropne i niewiarygodne. Zapewne to głupia plotka.

- Oby – burknęłam do siebie i wróciłam do maltretowania swojego śniadania.

Reszta dni mijała w spokojnej atmosferze. Gryfoni dali sobie spokój z nowymi uczniami, którzy w dalszym ciągu wzbudzali podziw u Ślizgonów.

Moje opatrunki zmieniane były każdego dnia w skrzydle szpitalnym, a na rany Pomfrey nakładała specjalne maści przygotowane przez Severusa. Wszystko powoli zaczynało się goić, więc mogłam w końcu ściągnąć bandaż i założyć normalny stanik.

W piątek późnym popołudniem, kiedy miałam trochę czasu dla siebie przed szlabanem u Severusa, leżałam bokiem na łóżku z nogami opuszczonymi do ziemi i wpatrując się tępo w sufit, rozmyślałam o tym, co powiedział kilka dni wcześniej Ron o Sabrinie i jej niby romansie z jakimś profesorem. Byłam ciekawa, czy ta plotka była prawdziwa, czy znowu ktoś wyssał sobie ją z palca i rozpowiadał po całym Hogwarcie.

- Ej, Alex – odezwała się nagle Klara, wchodząc do dormitorium, które było puste o tej porze. Większość uczniów siedziała w Pokoju Wspólnym, rozpoczynając w ten sposób zbliżający się weekend albo w Wielkiej Sali, kończąc zadania lekcyjne lub ucząc się do kolejnych testów.

- No? – Odezwałam się, dalej wpatrując się w sufit. Może Sabrina sama rozsiała taką plotkę, żeby być jeszcze bardziej popularną w szkole? Wyglądała mi na taką, więc wszystko było możliwe.

- Byłam w bibliotece – zaczęła, kładąc na swoim łóżku zeszyt z notatkami.

- Też mi nowość – burknęłam, unosząc się na łokciach. Spojrzałam na nią, unosząc brwi. – Ty zawsze siedzisz w bibliotece.

- Nie o to mi chodzi – westchnęła, siadając po turecku na materacu. – Poszperałam w starych gazetach na temat tego ugrupowania „Biała Droga”.

- Biała co? – Zdziwiłam się. – O czym ty do mnie mówisz? To było jakieś zadanie domowe, które przespałam na zajęciach?

- Merlinie, Alex! – Zdenerwowała się przyjaciółka, wznosząc oczy do nieba. – Czemu ty jesteś taką ignorantką? Doprawdy, nic cię nie interesuje?

- Na pewno nie jakaś biała ścieżka – burknęłam, kładąc się z powrotem na łóżko.

- Biała Droga – poprawiła mnie Klara.

- Jak zwał, tak zwał – westchnęłam. – W każdym razie, co z nimi?

- Profesor Flitwick wspominał coś o tym zgrupowaniu w poniedziałek rano – kontynuowała z lekkim podnieceniem. – Profesor Moody nie miał pojęcia, co to takiego, dlatego postanowiłam się tym zainteresować. Jak będę z nim mieć kolejne zajęcia, to mu opowiem i…

- Do rzeczy! – Syknęłam, pospieszając ją. – W dalszym ciągu nie mam pojęcia, co to takiego jest, a zaraz zaczynam szlaban u Snape’a. Jak tym razem się spóźnię, to nawet trzeciego miejsca nie zdobędziemy na zakończenie roku.

- Merlinie, muszę przecież dokładnie opowiedzieć, co i jak – zirytowała się. – Słuchaj, ojciec tych nowych bliźniaków jest pastorem i głównym założycielem tego kościoła Białej Drogi.

- Znowu oni?! – Jęknęłam przeciągle, zakrywając twarz poduszką. – Jeżeli jeszcze raz o nich usłyszę, to puszczę pawia, przysięgam!

- Przecież nic ci nie zrobili.

- Jeszcze, ale coś czuję, że nie będzie z nimi lekko. Nie wyglądali na normalnych.

- Ta Sabrina bez tych swoich ubrań wyglądała jak każda inna dziewczyna. – Klara wzruszyła ramionami. – Owszem, jest trochę wyszczekana, nawet bardziej niż ty, ale…

- Niech wszyscy przestaną mnie w końcu do niej porównywać! – Warknęłam i rzuciłam poduszką w przyjaciółkę. – A w szczególności ty!

- No dobra, dobra – zaśmiała się blondynka, uchylając się przed lecącym jaśkiem. – Ale daj mi w końcu opowiedzieć ci wszystko bez przerywania, dobra?

- No. Dawaj.

Klara pokręciła głową z dezaprobatą, ale postanowiła kontynuować.

- Ten cały Kenneth Pyrites jest bardzo szanowanym pastorem w Stanach. To jego zgrupowanie cieszy się ogromną popularnością wśród mugoli jak i czarodziei. Wyczytałam gdzieś, że zbierają oni datki od bogatych i wszystko przekazują na ubogie rodziny. Są bardzo religijni, wierzą że dobro wraca, jak się je tylko okaże innym.

- I co w tym takiego?

- Poznałyśmy tego pastora, nie wyglądał jakoś zachęcająco, nie uważasz?

- Wiesz, wygląd nie świadczy o człowieku – stwierdziłam, ponownie podnosząc się na łokciach.

- Dobrze o tym wiem, ale przez przypadek trafiłam na artykuł, gdzie kilka osób z rodzin mugolskich znikały w niewyjaśnionych okolicznościach.

- I?

- Każda z tych osób powiązana była z Kościołem Białej Drogi – wyjaśniła konspiracyjnie. – Nie uważasz, że to dziwne?

- Ani trochę. Czysty przypadek – odparłam. – A co na to wszystko ten cały pastor? Odniósł się jakoś do tej sytuacji?

- Taaaak – zastanowiła się przez moment, drapiąc po brodzie. – Podobno były to kłamstwa. Jakieś inne ugrupowanie chciało go zniszczyć. Pyrites mówił w jednym wywiadzie, że te konkretne osoby żyją i mają się dobrze. Miały wyjechać w poszukiwaniu swojej tak zwanej właśnie „Białej Drogi”, czyli w poszukiwaniu wiary? Coś takiego udało mi się odnaleźć.

- No to chyba sprawa wyjaśniona. Nie doszukuj się czegoś, czego nie ma – westchnęłam.

- Nie uważasz za dziwne, że taka znakomitość jak ten pastor, arystokrata wśród tutejszej monarchy brata się z mugolami? Jego dzieci są w Slytherinie na dodatek.

- Mój ojciec też jest arystokratą – przypomniałam jej. – A ja nic nie mam do mugoli.

- Ale on ma, więc trochę mnie to dziwi, że ten cały pastor tak szanuje mugolskie rodziny.

- Może jest inny.

- Może – mruknęła przyjaciółka, wpatrując się w swoje notatki. Po chwili chwyciła szybko zeszyt i zaczęła go kartkować namiętnie. – Mam tu napisane, że każdy z kim przeprowadzono wywiad, a kto był w tym ugrupowaniu, wypowiadał się o nim tylko w superlatywach. Żadnej negatywnej opinii.

- Skoro sami chcieli przynależeć do takiej sekty – zaśmiałam się cicho – to dlaczego mieliby na to narzekać?

- Oddawali całe majątki, które potem szły na różne organizacje, ale… całe majątki? A za co oni żyli?

- Pewnie Pyrites się nimi potem opiekował jakoś. Nie mógł ich zostawić bez pieniędzy, skoro jest taki dobroduszny i wspaniałomyślny.

- To wszystko wydaje się naprawdę super sprawą, ale ma wiele pokrętnych i niejasnych ścieżek. – Klara zamknęła swój zeszyt. – Porozmawiam o tym z profesorem Moodym. Jestem ciekawa, co on na to.

- Skoro nie miał o tym zielonego pojęcia, to co ma ci powiedzieć niby? – Prychnęłam, siadając. Przeciągnęłam się kilka razy i sięgnęłam po swoją torbę z podręcznikami. – Czas na mój szlaban.

- Biedna. Mam nadzieję, że szybko ci zleci. – Dziewczyna odłożyła swoje rzeczy starannie na szafkę nocną, kładąc się wyprostowana na swoim materacu. Ja trochę poczytam jeszcze, poczekam aż wrócisz i pójdę spać.

- Spać? Dzisiaj piątek. Daj spokój. Zejdź chociaż do innych i posiedź z nimi trochę.

- Dobrze wiesz, że tego nie lubię.

Przewróciłam oczami i pożegnałam się z dziewczyną, schodząc po schodach do pokoju wspólnego, w którym dzisiejszego wieczoru było wyjątkowo głośno. Większość popijała przyniesione przez bliźniaków Weasley piwa, rozmawiając i śmiejąc się w niebogłosy. Wyminęłam ich w pośpiechu, nie chcąc się spóźnić, a następnie czmychnęłam przez portret, kierując się wprost do lochów.

Weszłam do jego gabinetu jak zwykle o umówionej porze. Zamknęłam za sobą starannie drzwi, przechodząc przez pierwsze pomieszczenie, w którym nie było Severusa, więc skierowałam swoje kroki do bawialni.

Był tam. Siedział w fotelu naprzeciwko kominka z kieliszkiem czegoś mocniejszego w dłoni i pustym wzrokiem spoglądał na płomienie tańczące w palenisku. Nawet nie zorientował się, że weszłam do bawialni. Stanęłam więc w przejściu i odkaszlnęłam teatralnie, poprawiając swoją torbę, którą miałam na ramieniu. Nauczona doświadczeniem wiedziałam, że nie zawsze nasze szlabany miały opierać się na przyjemności. Czasami chodziło wyłącznie o naukę.

- Severusie? – Odezwałam się w końcu, gdyż mężczyzna w dalszym ciągu zatopiony był we własnych myślach.

Snape przebudził się nagle, odkładając kieliszek na stół i spojrzał na mnie pełnym pogardy wzrokiem.

- Kiedy przyszłaś? – Warknął.

- Niedawno – odpowiedziałam potulnie, wchodząc w końcu głębiej do pokoju i siadając w fotelu przygotowanym specjalnie dla mnie. – Coś się stało?

- Skąd takie pytanie? – Prychnął, przyglądając mi się uważnie.

- Byłeś zamyślony.

- Wydaje ci się. Zabierz się lepiej za naukę – rozkazał i wstał gwałtownie, przechadzając się po pokoju. Ja w tym czasie wyciągnęłam z torby wszystkie potrzebne podręczniki i zeszyty, po czym zabrałam się za robienie notatek.

- Przerób eliksiry – dodał. – Masz zrobić notatek na kilka stron, rozumiesz?

- Tak – odparłam, wzdychając głęboko. Severus zdecydowanie był nie w humorze, ale nie wypytywałam go o szczegóły. Dobrze wiedziałam, że mężczyzna cenił sobie swoją prywatność. Nie chciałam jeszcze bardziej w nią ingerować, chociaż tak mało o nim wiedziałam.

Gdy przepisywałam poszczególne informacje z podręcznika, słyszałam tylko stukot jego butów o podłogę. Energiczne, niemalże nerwowe kroki, stawiane z jednego kąta do drugiego nie wróżyły niczego dobrego. Przez chwilę chciałam nawet obrócić się do mężczyzny, ale wtedy wszystko ucichło. Snape zatrzymał się w miejscu, a następnie poczułam zapach jego wody kolońskiej tuż nad głową. Ramię, zakryte czarnym rękawem szaty wysunęło się do przodu, a długi palec wskazał na stronę w zeszycie.

- Źle napisałaś – skarcił mnie chłodno. – Powinno się dodać trzy posiekane drobno liście mandragory, nie cztery.

- W podręczniku są cztery – stwierdziłam zdziwiona, ale raz jeszcze zajrzałam do książki. – No tak, cztery.

- W takim razie w tym cholernym podręczniku są podane złe informacje – zdenerwował się. Zmarszczyłam zdziwiona czoło, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Przecież to nie było moją winą, że autor szkolnego podręcznika tak napisał.

- Severusie, na pewno nic ci nie jest? – Zapytałam raz jeszcze, opuszczając pióro. Skoro mężczyźnie nie pasowały nawet notatki robione prosto z książek, to wolałam w ogóle ich nie robić, żeby nie rozzłościć go jeszcze bardziej.

- Gdybyś była w Slytherinie, już dawno odesłałbym cię do Londynu – syknął nagle, prostując się. Odsunęłam od siebie fotel, podnosząc się z niego powoli.

- Nie rozumiem… - zaczęłam, ale Snape nie pozwolił mi dokończyć, tylko dalej kontynuował swój wykład.

- Jesteś dziecinna i niezbyt inteligentna. Bitwa na jedzenie? Doprawdy? – Prychnął, zakładając ręce na piersi. Więc o to mu chodziło!

- To nie miało tak być – próbowałam się obronić.

- Jeżeli chciałaś się odegrać na Johnson, trzeba było poczekać na dogodny moment, a nie urządzać tak żałosne przedstawienie.

- Nie chciałam wcale… zaraz, co? – Zdziwiłam się, usłyszawszy słowa bruneta. – Czy ty właśnie dałeś mi do zrozumienia, że popierasz moją chęć zemsty?

- Nic takiego nie powiedziałem – mruknął, przyglądając mi się uważnie. – Jeżeli chciałaś się na niej zemścić, mogłaś to dokładnie przemyśleć, ale do tego potrzeba mieć coś tutaj – wskazał palcem na skroń. – I na pewno nie działać pod wpływem impulsu, a ty, jak już dobrze o tym wie, cały Hogwart, nie umiesz działać inaczej.

- Ona mnie sprowokowała! - Oburzyłam się.

- Nie wątpię.

- Chciałam użyć czarnej magii, to też mi tego zabroniono!

- Już ci mówiłem, że nie udałoby ci się rzucić żadnego zaklęcia – prychnął lekceważąco.

- Skąd wiesz? Może jednak by mi się udało? Może jest we mnie tyle nienawiści do niej, że rzuciłabym najmocniejsze zaklęcie i raz na zawsze zakończyła z nią wojnę.

Snape spojrzał na mnie z politowaniem i w ciągu sekundy znalazł się blisko. Chwycił mnie mocno za ramiona, przyszpilając do ściany. Jego agresywność sprawiała mi ból, ale znosiłam to w ciszy.

- Nie bez powodu jesteś w Gryffindorze – powiedział cicho, wbijając długie palce w moje barki. Zauważyłam, że znowu jego wzrok zatrzymał się na moich ustach. W normalnych okolicznościach albo w obecności jakiegoś chłopaka, uznałabym to za znak i chęć pocałowania, ale Snape’a nigdy nie można było być pewnym. Zawsze dawał mi mylne sygnały, więc wolałam nie interpretować ich na swój sposób.

- Każdy mi powtarza, że powinnam być w Slytherinie, więc może to Tiara Przydziału się pomyliła? – Zauważyłam, poruszając barkami. Próbowałam się wyswobodzić spod jego ucisku, ale z marnym skutkiem.

- Wątpliwe – odparł zdawkowo. – Może i masz kilka cech Ślizgonów, ale do bólu aż wypływa z ciebie gryfońska postawa.

- Co to ma znaczyć? – Zdenerwowałam się, raz jeszcze próbując mu się wyrwać.

- Kierujesz się nie tymi priorytetami, co trzeba, dziewczyno.

- Nawet jeżeli, to przeszkadza ci to, że jestem gryfonką?

- Niezupełnie – odparł, uśmiechając się cwanie. – Jakoś nigdy jeszcze nie zdarzyło się, abym pieprzył kogoś z Gryffindoru. W gruncie rzeczy, to podniecające.

Przełknęłam cicho ślinę, wpatrując się w niego oniemiała. Jego wzrok ponownie spoczął na moich ustach, ale po chwili powieki uniosły się i na nowo zatrzymały na moich oczach.

- W takim razie pokażę ci, jak bardzo gryfońska potrafię być – szepnęłam. Odbiłam się szybko od ściany, próbując go pocałować, ale Severus przycisnął mnie do niej ze zdwojoną siłą. Poczułam ból łopatek, kiedy zostały przyciśnięte do białej powierzchni, ale postanowiłam nie dać za wygraną. W tym momencie odezwała się we mnie jedna z głównych cech, która cechowała mój dom – determinacja. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy i raz jeszcze sięgnęłam do jego ust. Znowu zostałam potraktowana w ten sam sposób, ale z jeszcze większym zapałem.

Snape wpatrywał się we mnie zawzięcie, nie odzywając się ani słowem. Z jego oczu biła dzikość, a na ustach błąkał się szelmowski uśmieszek. Mężczyzna wyglądał, jakby sam prowokował mnie do kolejnych prób. Bawił się ze mną? Co on właściwie chciał osiągnąć?

Postanowiłam dać sobie kolejną szansę. Do trzech razy sztuka. Jeżeli teraz nie pozwoli mi przekroczyć tej bariery, nie będę więcej próbować.

Na nowo wysunęłam się nieco do przodu, sięgając jego ust.

Nagle udało mi się pokonać barierę, którą mężczyzna sam wokół siebie roztoczył i moje usta niespodziewanie zetknęły się z jego. Uniosłam wysoko brwi zaskoczona tym, że w końcu udało mi się to zrobić. Przez chwilę czekałam na wybuch złości, ale taki nie nadszedł. Odsunęłam się tylko na chwilę, przyglądając mu się z uwagą. Severus po prostu stał i czekał. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale powietrze wokół nas zrobiło się tak gęste, iż można było je ciąć nożem. Doznanie tego uczucia napięcia spowodowało mrowienie między udami, które powoli robiło się nie do wytrzymania, a w brzuchu zaczęły szaleć motyle.

Przełknęłam cicho ślinę i na nowo przylgnęłam do jego ust. Chwyciłam między zęby dolną wargę Severusa, ssąc ją lekko. W dalszym ciągu nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale musiałam chyba dostać nieme pozwolenie, ponieważ zachowanie Snape’a było co najmniej dziwne.

Objęłam go, wsuwając palce we włosy i jeszcze mocniej przycisnęłam usta. Wysunęłam język, badając nim fakturę warg mężczyzny. Jego usta były zadziwiająco miękkie i takie ciepłe. Pragnęłam, by rozsunął je delikatnie, pozwalając się zasmakować.

Severus, jakby czytając w moich myślach, postanowił ze mną współpracować. Otworzył usta, atakując mnie swoim językiem. Ponownie pchnął mnie na ścianę, przerywając nasze pieszczoty dosłownie na sekundę, po czym na nowo złączył nasze wargi, wpychając brutalnie swój miękki organ do moich ust.

Jęknęłam głośno i gdyby nie silne ramiona profesora, osunęłabym się po ścianie. Nogi jakiś czas temu odmówiły mi posłuszeństwa.

Jego język penetrował wnętrze moich ust, co chwilę stykając się z moim i zanurzając się coraz głębiej i śmielej. Na nowo jęknęłam, zastanawiając się, czy jeden długi pocałunek może doprowadzić kobietę do szczytowania?

Dłońmi zaczęłam błądzić po jego ciele, dotykając wszystkiego, czego mogłam sięgnąć, ale Severus przywarł do mnie jeszcze bardziej, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Sam zaczął mnie dotykać, nie przestając całować. Jego dłonie sprawnie odpięły guziki od mojej koszuli i rozsunęły ją, by następnie ścisnąć mocno piersi.

Zaskomlałam cicho w jego usta, po czym chwyciłam wargami język. Snape przerwał całowanie, pozwalając mi na ssanie. Pieściłam ciepły organ, nie mogąc się nadziwić jego miękkością i smakiem gorzkiej, zielonej herbaty. To było zadziwiające odkrycie.

Nagle Snape wydał z siebie głośne stęknięcie. Od tego dźwięku włoski stanęły mi dęba.

Puściłam w końcu jego język, przenosząc się ustami na policzek. Zostawiłam na nim mokry ślad i ponownie sięgnęłam słodkich warg. Severus jednak nie pozwolił mi dłużej cieszyć się pocałunkami z nim, ponieważ odsunął mnie stanowczo od siebie, oddychając ciężko. Z głębokiej kieszeni szaty wyciągnął różdżkę i świsnął ją w powietrzu. Na około nas nic się nie zmieniło, co mogło świadczyć tylko o wyciszeniu jego gabinetu, a także o zamknięciu go na cztery spusty.

- Idź przodem do sypialni – powiedział ochrypłym, niskim głosem. Pokiwałam szybko głową i bez zbędnych słów ruszyłam do miejsca, w którym pierwszy raz się kochaliśmy. Seks był wtedy wyjątkowy, ale coś czułam, że dzisiejszy będzie jeszcze bardziej fascynujący.

Gdy stanęłam w nogach jego łóżka, Severus podszedł do mnie szybko i zdarł mi z ramion koszulę, którą wcześniej zdołał rozpiąć. Pchnął mnie na materac i sam również na niego wszedł, wgniatając w pościel. Kolanem pomógł sobie rozszerzyć moje nogi i usadowił się między nimi, klękając na chwilę. Wpatrywał się mnie z góry z mściwym uśmieszkiem, sprawnie rozpinając guziki od czarnej togi. Po dotarciu do ostatniego, odrzucił od siebie wierzchnie ubranie, sięgając do kolejnych guzików, tym razem od koszuli. Rozpiął tylko kilka pod szyją, odsłaniając mlecznobiałą skórę, której pragnęłam dotknąć ustami i posmakować językiem. Chwyciłam go za skraj ubrania, zmuszając do położenia się, ale mężczyzna postanowił być tym razem nieugięty. Złapał mnie za nadgarstki, przytrzymując dłonie nad głową i sam sięgnął ustami do szyi, ssąc ją i kąsając na przemian. Jego ciepłe wargi wypracowały sobie drogę od szyi do obojczyków, które muskał językiem. Zadziałało to na mnie, jak zapalnik, ponieważ wypchnęłam do przodu biodra, pojękując cicho i prosząc go o więcej. Pragnęłam wyswobodzić się z uścisku i dotknąć go, pocałować, zrobić cokolwiek, żeby też mieć w tym jakiś udział, ale Snape nie dawał za wygraną. Mocny ucisk na rękach ani na chwilę nie zelżał, nawet wtedy kiedy musiał odciągnąć jedną dłoń, aby pomóc sobie przy podciągnięciu mojej spódniczki i zdarciu ze mnie majtek. Dopiero, gdy to zrobił puścił mnie, na nowo siadając.

- Na kolana – powiedział stanowczo. Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana i gdy już chciałam się obrócić, Severus nie wytrzymał i sam chwycił mnie mocno za biodra, odwracając na brzuch. Wsparłam się na rękach, wypinając do niego. Przez chwilę poczułam lekki wstyd, ale przecież tyle razy to robiliśmy już. Nie musiałam przy nim wstydzić się swojej nagości. On sam dał mi zrozumienia, że nie jest to niczym nowym, co mógłby oglądać.

W końcu usłyszałam dźwięk rozporka. Oparłam głowę o zimną pościel, czekając na jego ruch. Snape na nowo złapał mnie za biodra, przyciskając do siebie. Poczułam na pośladku jego sterczącą męskość, co tylko podniecało mnie jeszcze bardziej. Zanim jednak wszedł we mnie, jego język wyznaczył sobie wędrówkę od dołu pleców wzdłuż kręgosłupa. Na chwilę tylko zatrzymał się na jasnej bliźnie, pozostałości po centaurach. Koniuszkiem języka przejechał po całej jej długości, aż w końcu dotarł do karku. Pisnęłam cicho i zadrżałam, kiedy Snape pochwycił małżowinę uszną pomiędzy swoje rozpalone wargi i zaczął ją ssać. Dłoń z bioder przeniosła się na brzuch, a następnie pomiędzy uda. Jego palce tylko przez moment dotknęły rozpalonej kobiecości, a z moich ust wydobył się długi, błagalny jęk.

- Weź mnie – poprosiłam, czując łzy pod powiekami. Zacisnęłam kurczowo dłonie na jego pościeli. – Zrób to.

- To ja tu wydaję polecenia – skarcił mnie cicho, chociaż mogłam wyczuć jak uśmiecha się złośliwie pod nosem.

- Ale ja cię błagam, Severusie – wyjęczałam na granicy obłędu. – Proszę.

Mężczyzna mruknął pod nosem i w końcu wszedł we mnie po sam trzon. Krzyknęłam głośno w prześcieradło, trzęsąc się spazmatycznie z przyjemności, jaka zawładnęła moje ciało. Severus również nie mógł się powstrzymać, dysząc ciężko. Nie będąc zdolnym do kontroli, zaczął posuwać mnie najmocniej jak potrafił. Przez chwilę w sypialni słychać było jedynie nasze stłumione jęki oraz uderzenia ciała o ciało.

- Kurwa! – Przeklął nagle. – Jesteś taka mokra. Och, kurwa…

Kombinacja słów, które powiedział i przekleństw, jakie z siebie wyrzucał sprawiły, że poczułam przyjemny, długi skurcz w podbrzuszu, który nasilał się z każdym kolejnym wypychaniem jego bioder.

Nagle usłyszałam szelest, a po chwili koło łóżka wylądowała czarna koszula mężczyzny. Spojrzałam na to oniemiała, próbując podnieść głowę i ją przekręcić, ale Snape stanowczo chwycił mnie za włosy i siłą zmusił, żebym nie zmieniała pozycji.

- Leż! – Warknął, nachylając się. Poczułam dotyk jego nagiego torsu na swoich plecach i załkałam cicho. – Cśś… - uciszył mnie, a językiem ponownie sięgnął do ucha. Odchyliłam nieznacznie głowę, pozwalając mu na więcej. Jego biodra w dalszym ciągu uderzały o moje pośladki mocno, a język delikatnie muskał małżowinę.

Snape wysunął się ze mnie tylko na chwilę, aby ponownie zatopić się w gorącu, które spowodowało gęsią skórkę na jego skórze. Powtórzył tę czynność jeszcze kilka razy, aż w końcu nadając sobie odpowiednie tempo dokończył we mnie, opadając bezwładnie na moje plecy. Pod ciężarem jego ciała opadłam na brzuch, czując jego przyspieszony oddech i lepką od potu skórę, którą przyciskał do mnie.

Leżeliśmy tak przez kilka chwil, próbując dojść do siebie, aż w końcu Severus podniósł się ociężale na wyprostowanych ramionach i usiadł na brzegu łóżka, zgarniając z podłogi swoją koszulę. Obróciłam głowę w jego stronę, przyglądając się w milczeniu nagim, białym plecom mężczyzny, które pokryte były starymi bliznami, rozciągniętymi po całej długości kręgosłupa, po czym również się podniosłam i na kolanach podeszłam bliżej. Oparłam dłonie na gładkich ramionach, masując je lekko, po czym zjechałam nimi na przedramiona, sięgając brzucha. Snape był chudy. Nie anorektycznie, ale wyczuwałam każdą kość pod skórą, kiedy badałam jego ciało swoimi dłońmi.

- Mogę zapytać o te blizny na plecach? – Spytałam niepewnie, całując go w sam środek karku. Snape zadrżał pod moim dotykiem.

- Nie – odparł szybko, rozkładając koszulę i powoli zakładając ją na siebie. Odchrząknął przy tym i podniósł się z łóżka, obracając przodem do mnie. Jako, że byłam praktycznie ubrana nie musiałam się wstydzić jego władczego spojrzenia.

- Tak bardzo cię kocham – wyrzuciłam nagle z siebie. Skoro Severus nie miał ochoty opowiadać mi o tym, co kiedyś go spotkało, nie zamierzałam ciągnąć tematu, ale słowa które potem wypowiedziałem również nie miały być usłyszane. Moje nagle szybko bijące serce sprawiło, że musiałam po raz kolejny mu to powiedzieć. Chciałam, żeby o tym wiedział i nigdy nie zapominał, co do niego czuję. – Mogłabym zabić dla ciebie, rzucić najpaskudniejsze zaklęcie w twojej obronie. Jesteś dla mnie najważniejszy, Severusie.

- Już późno – powiedział nagle mężczyzna, przerzucając spojrzenie ze mnie na zegar wiszący na ścianie. – Musisz wrócić do siebie.

- Chciałabym zostać z tobą – jęknęłam, ale posłusznie podniosłam się z materaca, wsuwając z powrotem majtki. Poprawiłam spódniczkę, szukając wzrokiem białej koszuli.

- Wiesz, że to niemożliwe – odparł Snape, przywołując do siebie górną część mojej garderoby. Podał mi ją bez słów i wyszedł na chwilę z sypialni. Gdy wrócił w dłoni trzymał ten sam eliksir, co zawsze mi go podawał. Bez zbędnych pytań i komentarzy wypiłam zawartość fiolki, po czym przytuliłam się mocno do swojego mężczyzny, ponownie sięgając jego ust. Objęłam je delikatnie swoimi, ale Snape odsunął mnie lekko.

- Wystarczy już – stwierdził. – Twój szlaban już dawno powinien się zakończyć.

Westchnęłam cicho i wyszłam z sypialni, przechodząc przez bawialnię aż do gabinetu. Snape podążał za mną, a gdy już miałam otworzyć drzwi i wyjść na korytarz, mocne chwycenie za ramię i przyciągnięcie wyprowadziło mnie z równowagi. Poczułam jak moje wargi zostają zmiażdżone przez jego, a następnie zostałam wypchnięta na korytarz.

Przez chwilę próbowałam dojść do siebie, trzymając się za nabrzmiałe, wykrzywione w uśmiechu usta. Próbowałam przypomnieć sobie każdą chwilę spędzoną z nim dzisiejszego wieczoru, a najbardziej pocałunek i smak jego ust, ale z moich myśli wyrwał mnie nagle głos Lucjana.

- Wszędzie cię szukam! – Jęknął lekko rozjuszony. – Co tu robisz?

Spojrzałam na niego zaskoczona, jak na przybysza z innego świata. Przed chwilą przeżywałam z Severusem coś niesamowitego. Cały świat wokół nas przestał wtedy istnieć. Byliśmy tylko my i nic więcej, a tu nagle pojawia się jakiś chłopak i pyta, co robię w lochach.

- Szlaban miałam – odparłam i odkaszlnęłam mocno, ponieważ zaschło mi w gardle. Musiałam na nowo wrócić do rzeczywistości. – Dzisiaj piątek, więc miałam szlaban ze Snape’em.

- No właśnie, piątek! – Lucjan przewrócił oczami. – Nowi urządzili imprezę zapoznawczą. Pozapraszali waszych.

- „Waszych”? – Zdziwiłam się. – Co to ma znaczyć?

- No Gryfonów – sprecyzował chłopak. – Normalnie miałbym to w dupie, ale ta zajebista laska uparła się, żebyś też była obecna.

Znowu ci nowi Ślizgoni. Gdyby nie Severus, to na pewno zrzygałabym się na samo ich wspomnienie przez Lucjana.

-Miałbyś to w dupie? – Prychnęłam. – A co z naszą przyjaźnią, w którą tak wierzyłeś?

- No wiesz… - Ślizgon podrapał się po głowie. – Jesteś spoko, fajna laska. Klara też niczego sobie, ale Sabrina przebija was o głowę. – Lucjan wypuścił powietrze z ust, udając że się wachluje.

- Ja pierdolę! – przeklęłam siarczyście. – Przestańcie mnie porównywać do niej! To jest chore! Poza tym, oni nie są celebrytami, żeby wszyscy tak za nimi latali! Są zwyczajni do bólu.

- Ale chcą się bratać z Gryfonami – zauważył brunet. – To chyba już jest jakaś nowość.

- Niech ci będzie – westchnęłam – ale wiesz co? Ja nie idę.

- Co?! – Zdenerwował się. – Nie po to tyle cię szukałem, żebyś teraz powiedziała, że nie idziesz!

- Wybacz, ale to był ciężki szlaban – odparłam, próbując stłumić uśmiech.

- Kurwa, obiecałem Sabrinie, że cię przyprowadzę, więc musisz ze mną pójść! – Warknął Lucjan, chwytając mnie za rękę. – Powiedziała, że pójdzie ze mną na randkę, jak cię przyprowadzę.

- I w to uwierzyłeś? – Zaśmiałam się gorzko. – Poza tym, na co ja jej tam? Przecież my się w ogóle nie znamy!

- Ale Klara już tam jest – zmienił taktykę.

- Co? – Zdziwiłam się. – Jak to Klara już tam jest? Poszła sama?

- No nie sama! – Ponownie przewrócił oczami, irytując się, że go nie słucham uważnie. – Już ci powiedziałem, że połowa Gryffindoru jest na tej imprezie, więc przyszła z Potterem i Weasley’ami.

- Tym bardziej nie pójdę, jeżeli bliźniacy tam są, a skoro Klara jest z nimi, to mogę być spokojna o nią.

- No zrób to dla mnie! – Wyjęczał przeciągle. – Chcę poruchać. Ta Sabrina jest tak seksowna, że wszystkim staje na sam jej widok.

- Oszczędź szczegółów – skrzywiłam się. – Ale dobrze. Pójdę, żebyś mógł zaciągnąć ją do łóżka, skoro tak ci zależy.

- Nareszcie gadasz z sensem! – Ucieszył się, ponownie ciągnąc mnie do tajnej kryjówki Ślizgonów, mieszczącej się w Pokoju Życzeń.

- Tylko pragnę zauważyć, że pewnie robi cię w konia – zachichotałam ponuro. – Taka osobowość, to przecież może mieć każdego – dodałam z sarkazmem, czego Lucjan nie wyczuł. Zapewne był już po kilku głębszych.

- Nie jestem przystojny? – Jęknął, zatrzymując się na chwilę. Stanął przede mną przodem, mierzwiąc dłonią włosy. – Spójrz.

- Patrzę i nic nie widzę – westchnęłam, ale uśmiechnęłam się pod nosem. Dzisiejszy wieczór był wyjątkowy. Nic, ani nikt nie był w stanie wyprowadzić mnie dzisiaj z równowagi. Byłam prze szczęśliwa. – Dobra, wchodźmy do tego waszego burdelu. Może nawet się napiję za twoje powodzenie…






2 komentarze:

  1. Aż nie wiem co napisać :D

    ~Klara

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, zbliżenie Alex ze Snape'em bosko opisane, tak się napaliłam, że chyba dziś męża zgwałcę xD właśnie słucham potyczkę Seva z Umbridge, jak przyszła do niego na inspekcję ("Mniemam, że ma to jakieś znaczenie?") <3. Zaciekawiły mnie jeszcze bardziej te dwie nowe postacie, nie mogę się doczekać kolejnych epizodów z nimi!

    OdpowiedzUsuń