środa, 18 marca 2020

78. Śmierciożercy part 2

Snape przyłożył koniec różdżki do mojej skroni, chcąc wedrzeć się do mojego umysłu. Z jednej strony chciałam, żeby to zrobił. Pozwoliłabym mu przeszukać mój umysł dogłębnie, może wtedy dowiedziałby się, jak bardzo mi na nim zależy, jak nie potrafię bez niego żyć i jak mocno mnie krzywdzi, kiedy nie pozwala mi się ze sobą widywać. Z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy miałam obietnicę, jaką złożyłyśmy profesorowi Moody’emu. Miałyśmy nic nikomu nie mówić o Śmierciożercach. Zawdzięczałyśmy mu naprawdę wiele, dlatego nie mogłam powiedzieć Severusowi wszystkiego, chociaż bardzo chciałam.

- Stop! – Krzyknął nagle głos spanikowanej Klary. Dziewczyna wbiegła w ślepą uliczkę, stając w bezpiecznej odległości od nas. – Nie może pan!

Spojrzałam z przestrachem na mężczyznę, który powoli opuścił różdżkę, ale w dalszym ciągu stał bardzo blisko mojej osoby. Wiedziałam już, co Snape zamierzał zrobić, ale nie mogłam dopuścić do tego po raz drugi. Gdy jego dłoń powoli kierowała się w stronę przyjaciółki, chwyciłam go szybko za nadgarstek. Brunet zerknął na mnie z mordem w oczach.

- Nie rób tego – szepnęłam, chociaż Klara i tak słyszała, co mówię.

- Alex… - zaczęła niepewnie, nie wiedząc co się dzieje. – Przestań.

Mężczyzna w dalszym ciągu stał nieruchomo, gdy trzymałam jego rękę, po czym wyszarpnął się mocno i wyszedł zza zaułka, zamiatając za sobą swoją długą peleryną. Miałam wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Oddychałam szybko i nierównomiernie, aż w końcu Klara podbiegła do mnie i przytuliła.

- Co ci strzeliło do głowy?! – Pisnęła przerażona. – Chwyciłaś go za rękę! – Odsunęła się ode mnie. W dalszym ciągu była wstrząśnięta tym, co zobaczyła. Gdyby tylko wiedziała, co tak naprawdę łączy mnie ze Snape’em. Na to wspomnienie zaśmiałam się lekko, co dziewczyna odebrała, jako zły znak.

- Alex? W porządku? Z czego się śmiejesz?

- Wszystko dobrze – odparłam, przestając w końcu się uśmiechać. – Najważniejsze, że ten sukinsyn nie spenetrował moich myśli.

- Ja nie wiem, co mu strzeliło do głowy?! Przecież to nielegalne! Powinnyśmy iść do Dumbledore’a!

- Przestań! – Uspokoiłam ją lekkim warknięciem. – Ty z każdym problemem chciałabyś do niego iść.

- No, ale przecież dobrze wiesz, że żaden nauczyciel nie ma prawa dobierać się do naszych myśli!

- Snape chciał dobrze – broniłam mężczyzny. – On chce tylko wiedzieć, dlaczego wtedy zniknęłyśmy i dlaczego byłyśmy tak przerażone dzisiaj.

- Tylko po co mu ta wiedza?

- Skąd mam wiedzieć? – Wzruszyłam ramionami. – Może mu zależy na… uczniach. Może chce się wykazać przed dyrektorem. Nie wiem.

- Dobrze, już dobrze – westchnęła przyjaciółka, przecierając twarz rękoma. – Spotkałaś tatę?

- Tak – burknęłam. – Wrócił do pubu. – Nic mu nie jest.

- To dobrze. – Przyjaciółka odetchnęła z ulgą. – Spotkałam w wiosce Harry’ego z Ronem – zmieniła temat.

- A co oni tu robią? – Zdziwiłam się. – Nie jadą na święta do Weasley’ów?

- Nie o to chodzi. Podobno podsłuchali Flinta jak rozmawiał z jakimś Ślizgonem o tym, że dzisiejszy dzień jest dla niego bardzo ważny i po nim wszyscy będą go szanować w szkole.

- Zwariował – skomentowałam, stukając palcem w czoło.

- No nie wiem. Flint podobno przyszedł do Hogsmeade, a Harry z Ronem zaczęli go śledzić pod peleryną.

- No to w takim razie, dowiedzieli się czegoś? – Zapytałam, zaczynając powoli interesować się tematem. – Gdzie oni są tak w ogóle? – Rozejrzałam się wkoło, ale nigdzie nie zauważyłam naszych przyjaciół. Zresztą, byli oni pod peleryną, więc ciężko byłoby cokolwiek zobaczyć.

- Zgubili go po drodze – westchnęła Klara, ale kręcą się teraz koło pubu. Zaprowadzić cię do nich?

- Nie teraz – odparłam. – Muszę pogadać z ojcem, co chciał od niego Macnair.

- To ja pójdę do Harry’ego i Rona, i powiem im, że cię znalazłam – powiedziała Klara. Przystałam na to kiwnięciem głowy, a następnie rozdzieliłyśmy się obie. Ja weszłam z powrotem do karczmy, a przyjaciółka poszła na tyły budynku szukać naszych przyjaciół.

W środku, w dalszym ciągu panowała wesoła atmosfera. Nauczyciele zagadywali rodziców, a poszczególni uczniowie dokańczali to, co pozostało na stołach albo rozmawiali ze sobą w najlepsze. Kelnerzy dwoili się i troili, aby zapewnić gościom wygodę. Rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem ojca, który w dalszym ciągu był uczepiony Lucjusza Malfoy’a. Gdyby nie jego krótkie wyjście poza teren gospody, mogłabym rzec, że w niczym nie różnił się od ojca Klary. Również starał się przypodobać komuś lepszemu, z większym statusem społecznym, tylko jemu wychodziło to aż nazbyt dobrze.

- No proszę – odezwał się nagle Lucjusz Malfoy, widząc jak podchodzę. – Zguba się znalazła.

- Alex! – Warknął mój ojciec, chwytając mnie boleśnie za ramię. – Gdzie się podziewałaś?!

- Szukałam cię – odparłam, krzywiąc się z bólu. – Wyszedłeś z tym… dziwnym człowiekiem. Chciałam zobaczyć, dokąd idziesz.

- Już dość dzisiaj narozrabiałaś!

- Viktorze… - zaczął spokojnie blondyn, unosząc wypielęgnowaną dłoń. – Dziewczyna jest po prostu ciekawa świata, a po krótkim namyśle uważam, że towarzystwo mojego syna zrobiłoby z niej tak samo nudną personę, jaką jest moja żona.

- Lucjuszu – zaśmiał się nerwowo Viktor. – Nie żartuj sobie. Twoja żona jest przecudowną kobietą.

- Taak – przeciągnął, zastanawiając się nad czymś głęboko. Wzrok jego stalowo- szarych oczu ani na chwilę nie chciał mnie opuścić. Znowu poczułam to dziwne uczucie, które przyprawiało mnie o gęsią skórkę.

- Tato… - otrząsnęłam się, ciągnąć mężczyznę za rękaw – możemy porozmawiać? To ważne.

- To może poczekać, Alex. Nie widzisz, że prowadzę rozmowę…

- To naprawdę ważne – nacisnęłam, zaczynając się powoli denerwować. – Chodź.

Udało mi się w końcu odciągnąć ojca od drugiego arystokraty. Stanęłam z nim w rogu pomieszczenia, po czym wzięłam głęboki oddech.

- Ten twój pracownik, czego chciał od ciebie? – Spytałam prosto z mostu.

- Słucham? – Zdziwił się ojciec. Uniósł wysoko brwi, wpatrując się we mnie oniemiały. – Co to za pytanie? Nie powinnaś wtrącać się w sprawy urzędowe, a w szczególności te moje.

- Gdyby to nie było ważne, to miałabym to w dupie! – Syknęłam, zaciskając pięści. Ciężko było mi się dogadać z tym mężczyzną.

- Alex, język! – Skarcił mnie Viktor. – Doprawdy, zachowujesz się jak dzikuska.

- Ale…

- Rozmowę uważam za zakończoną.

- Czyli mi nie powiesz?! – Zdenerwowałam się. – Dlaczego mnie olewasz?! Gdyby Ethan zapytał cię dokładnie o to samo, to na pewno byś mu odpowiedział!

- Nie histeryzuj – warknął mężczyzna, rozglądając się po sali. – Swoją drogą, gdzie jest twój brat?

- Co? – Również się rozglądnęłam. – Nie wiesz, gdzie jest Ethan?

- Może musiał gdzieś wyjść – westchnął pan Lamberd. – Doprawdy, co ja z wami przechodzę? Ty się nie słuchasz, on ma jakieś „swoje sprawy”, o których nie chce powiedzieć…

Słuchałam ojca w ciszy, zdając sobie nagle sprawę, że może i Viktor był czasami porywczy i nie panował nad gniewem, ale w głębi duszy (tak jak mówił Ethan) przejmował się nami i chciał jak najlepiej, ale nie zawsze mu to wychodziło. Niestety nie byłam ze swoim ojcem blisko, by się do niego przytulić, czy powiedzieć miłe słowo, dlatego też odeszłam bez słowa, siadając koło znudzonego Lucjana.

- Wracajmy do zamku – mruknęłam, nie mając siły na nic.

- Gdzie masz koleżankę? – Spytał chłopak. – Mieliśmy napić się razem, więc czekam tu wiernie jak pies, a ty przychodzisz sama – jęknął na koniec, przerzucając sobie swoją rękę przez moje ramię.

- Daj spokój – prychnęłam, odsuwając się. – To naprawdę nie jest dobry moment na takie wygłupy, ale napić się napiję, tylko niech Klara wróci. I niech starzy w końcu wrócą do siebie.

- Też mnie przytłaczają – westchnął teatralnie brunet, nalewając sobie soku z dyni.

Lucjan zaczął opowiadać mi o swojej rodzinie, która nie różniła się zbytnio od każdej pochodzącej z dobrego rodu, chociaż z tego, co udało mi się usłyszeć, jego rodzice nie byli za czystokrwistością czarodziejów. Ojciec chłopaka był redaktorem naczelnym Proroka Codziennego, a mama pracowała w wydziale magicznej komunikacji czarodziejów w Ministerstwie. Oboje mieli wysokie stanowiska i starali się grać czysto, nie poniewierać innymi o gorszym statusie społecznym.

- Widziałeś Moody’ego? – Spytałam nagle, obserwując od jakiegoś czasu Severusa, który udawał zainteresowanie rozmową z Lucjuszem Malfoy’em, ale jego wzrok cały czas bacznie mnie obserwował.

- Nie, a co?

- Zniknął tak nagle – westchnęłam, przerzucając spojrzenie na przyjaciela. – Wszyscy stąd uciekają, tylko my zostaliśmy – zaśmiałam się gorzko, wstając.

- Ej, gdzie idziesz? – Jęknął Lucjan. – Teraz ty chcesz zniknąć?

- Zaraz wrócę – odparłam szybko. – Pójdę tylko po Klarę, bo przegina trochę.

Minęłam Severusa i wyszłam przed pub. Niebo zaczynało robić się powoli granatowe, a latarnie zapalały się jedna po drugiej. Ruszyłam do tylnego wejścia, ponieważ to tam poszli nasi przyjaciele i zaczęłam ich nawoływać.

- Klara! – Krzyknęłam. – No chodź już. Obiecałyśmy Lucjanowi, że się z nim napijemy! Harry! Ron!

Nagle usłyszałam jakiś szmer. Wyciągnęłam więc szybko różdżkę, obracając się wokół własnej osi. Rozglądałam się czujnie, aż w końcu zauważyłam małą myszkę, jak przebiega pomiędzy starymi kartonami. Już chciałam opuścić broń, ale ponownie dotarły do mnie dziwne hałasy. Nie zastanawiając się długo rzuciłam rozbrajającym zaklęciem w osobę, której kroki wyczułam za sobą. Na szczęście mój przeciwnik szybko uniknął ciosu, a przy okazji zaklaskał powoli zadowolony z mojej obrony.

- Świetna technika, Alex – rzekł zachwycony profesor Moody, podchodząc bliżej.

- Gdzie pan był cały dzień?! – Warknęłam gniewnie na mężczyznę. – Do pubu wszedł Macnair! Wystraszył nas, a poza tym, dlaczego zabronił pan mówić Klarze, że go widziała!? Też mam prawo wiedzieć o takich rzeczach, nie uważa pan?!

- Alex, Alex, spokojnie! – Mruknął nauczyciel, unosząc ręce w geście opanowania moich emocji. – Przepraszam, że was zostawiłem, ale musiałem pilnie wyjść. Nie sądziłem również, że ten przeklęty Śmierciożerca odważy się wejść do gospody pełnej potężnych czarodziejów i samego Dumbledore’a.

- Profesorze, to trzeba komuś powiedzieć – szepnęłam cicho, mając w głowie Severusa. Nie chciałam go okłamywać.

- Alex, nie panikuj. Zrobił ci coś ten człowiek? – Spytał poważnie Moody, podchodząc do mnie. Chwycił mnie mocno za ramiona, nachylając się. – Skrzywdził cię?

- Nie, ale…

- Nie zawracaj sobie tym głowy – przerwał mi szybko mężczyzna. – I wracaj do środka.

Moody wyprostował się, wyminął mnie, okrążył pub i prawdopodobnie wszedł do środka. Osobiście, nie podobało mi się to, w jaki sposób nauczyciel bagatelizował całą sprawę, ale musiałam mu zaufać.

Po krótkiej chwili również postanowiłam wrócić do środka. Możliwe, że Klara od dawna tam siedziała i nawzajem szukałyśmy się, jak głupie.

Gdy tylko ruszyłam przed siebie, poczułam jak ktoś łapie mnie jedną ręką w pasie, a drugą przykłada do ust, żebym nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Instynktownie pragnęłam się uwolnić, szarpiąc się na wszystkie strony, a także próbowałam krzyczeć, ale ręka mojego oprawcy tłumiła wszystkie odgłosy. Próbowałam pomóc sobie rękoma i oderwać dłoń od swoich ust, ale wtedy zostałam mocniej pchnięta i rzucona przodem do ściany. Obiłam się o nią mocno prawie tracąc przytomność, po czym znowu poczułam szarpnięcie. Kręciło mi się lekko w głowie, więc poddałam się prowadzeniu mnie w nieznanym kierunku. Dopiero po chwili mój umysł ocknął się na nowo i ponownie zaczęłam walczyć z porywaczem. Tym razem udało mi się odsłonić usta, więc zaczęłam krzyczeć, ale nagle zostałam wepchnięta do starego i brudnego pomieszczenia, w którym znajdowała się już moja przyjaciółka. Upadłam boleśnie na podłogę, czując jak ranię sobie kolana.

- Alex! – Pisnęła podenerwowana Klara, ale osoba, która stała za mną przeszła po skrzypiących deskach przez całą długość pokoju i przyłożyła różdżkę do krtani dziewczyny.

- Ani słowa! – Warknął przytłumiony głos. Podniosłam szybko głowę, przyglądając się naszemu oprawcy, ale miał on na sobie długą szatę i maskę. Nie byłam w stanie rozpoznać, kim mogłaby być dana osoba. Sądząc po posturze, na pewno nie Macnair, ponieważ mężczyzna był mocno zbudowany i wyższy.

- Ty… - zwrócił się do mnie, zmieniając kierunek różdżki na moją osobę – wstawaj!

- Kim, kurwa, jesteś?! – Warknęłam. Byłam wystraszona i wściekła zarazem. Sięgnęłam szybko do paska od spodni po swoją broń, ale nie było jej tam. Raz jeszcze spojrzałam na mężczyznę, która zaśmiał się obłąkańczo, wskazując na swoją kieszeń.

- Alex, rób co ci każe – jęknęła Klara, ocierając łzy z policzków. – Proszę, ja nie chcę przechodzić przez to samo. Dziewczyna wyglądała normalnie. Nie zauważyłam na jej ciele żadnych oznak szarpaniny czy siniaków albo zadrapań. Była tylko okropnie przerażona. Co chwilę robiła krok w tył, próbując wkomponować się w ścianę za nią.

- Słyszysz, co mówi twoja koleżaneczka? Do góry! No już! – Warknął na koniec śmierciożerca, więc podniosłam się na lekko trzęsących się nogach.

Nagle do pomieszczenia weszła druga osoba – Macnair. Nie miał na sobie maski ani szaty. Ubrany był tak samo, jak wcześniej w pubie. W jednej dłoni trzymał jabłko, którym podrzucał co chwilę wesoło, a w drugiej paczkę papierosów.

- Ktoś cię widział? – Zapytał mężczyzna, nie przejmując się zupełnie niczym. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie wszedł do domu po udanym dniu w pracy.

- Nie – odparł ten drugi. – Pilnuję się.

- To dobrze – odparł wesoło Macnair. Raz jeszcze podrzucił jabłkiem, a następnie ugryzł kawałek, siadając na brzegu starego biurka stojącego w roku. – W takim razie pokaż, co potrafisz.

- Co wy odpierdalacie?! – Zdenerwowałam się, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Klara chciała do mnie podejść i chwycić za bluzę, ale zamaskowany śmierciożerca zabronił jej ruszyć się z miejsca. – Profesor Moody nie da się podejść drugi raz jak dziecko, więc możecie sobie darować!

Macnair zaśmiał się w niebogłosy i wypluł z ust niedojedzony kawałek owocu. Zeskoczył z mebla, ruszając w moją stronę.

- Głupia dziewczyno… - zaczął, dalej się śmiejąc. – Myślisz, że chodzi mi o tego starego niedojdę? On już dawno jest skończony!

- Co to ma znaczyć?! – Wystraszyła się Klara. – Jak skończony? Nie możecie mu zrobić krzywdy!

- Zamknij mordę! – Warknął pierwszy Śmierciożerca i bez zastanowienia uderzył dziewczynę z pięści w brzuch. Klara zgięła się w pół, chwytając za obolałe miejsce i osunęła się po ścianie, jęcząc cicho z bólu.

- Przestań! – Krzyknęłam, chcąc podbiec do przyjaciółki, ale Macnair chwycił mnie mocno za rękę. – Zostawcie ją!

- Nie będziesz mi mówić, co mam robić, Lamberd! – Syknął mój porywacz i odsunął kawałek maski, spluwając mi pod nogi.

- Skąd znasz moje nazwisko?! – Przejęłam się, szarpiąc z Macnairem. – Skąd je, kurwa, znasz?! Kim jesteś?!

- Spokojnie! – Warknął ten, co mnie trzymał i stanął pomiędzy mną, a zamaskowanym mężczyzną. Spojrzał tylko wymownie na tego pierwszego i zmrużył niebezpiecznie oczy, a następnie ponownie wziął kęsa, mieląc twarzą, niczym krowa i wrócił na swoje dawne miejsce.

Klara powoli zaczynała się otrząsać z bólu, próbując się podnieść. Trzymała się przy tym kurczowo ściany w obawie przed straceniem równowagi. Z jej oczu płynęły wielkie jak groch łzy, ale Gryfonka nie odezwała się słowem. Spojrzała tylko na swojego oprawcę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

- No dawaj! – Ponaglił Macnair swojego towarzysza. – One muszą wrócić zanim pozostali się zorientują.

- Nie ujdzie wam to płazem! – Zagroziłam. – Tym razem nie będę siedzieć cicho i wszyscy się dowiedzą, kim jesteście!

- Oszczędzaj siły – mruknął śmierciożerca, ignorując w zupełności moje groźby i ponownie zajął się swoim jabłkiem.

- Alex, ja chcę wrócić do szkoły – załkała przyjaciółka. – Proszę, nie zadzieraj z nimi.

- Słuchaj jej lepiej. – Macnair kiwnął głową i przetarł twarz rękawem koszuli.

- Dość tych pogawędek! – Zirytował się nagle zamaskowany mężczyzna i skierował różdżkę ponownie w stronę Klary. Dziewczyna zacisnęła usta w cienką linię, obserwując śmierciożercę. – Crucio!

Fala czerwonego świata uderzyła w moją przyjaciółkę, ponownie powalając ją na zakurzoną, drewnianą podłogę. Otworzyłam szeroko oczy, obserwując jak ciało Klary wygina się w nienaturalnych pozycjach, a z ust wydobywa się przerażający krzyk.

- Dość! – Wrzasnęłam, rzucając się na oprawcę, ale ten okazał się szybszy. Chwycił mnie jedną ręką za koszulę i odrzucił od siebie. Na szczęście przestał zadawać Klarze ból i dziewczyna mogła zaczerpnąć oddechu. W dalszym ciągu jednak leżała na podłodze, twarzą do dołu i oddychała nierównomiernie.

- Ty głupia suko! – Syknął w szale i tym razem to ja dostałam klątwą niewybaczalną. Ból, jaki przeszedł przez moje ciało był nie do zniesienia. Jakby ktoś łamał mi kości, a przy okazji nakłuwał wszystkie nerwy szpikulcami. Nie dałam rady ustać na nogach i również upadłam, zwijając się w agonii.

Po chwili, która wydawała się wiecznością, zaklęcie ustąpiło. Obie z Klarą leżałyśmy na podłodze, nie mając siły się podnieść, a Śmierciożercy rozmawiali wesoło, podśmiewując się z naszej bezradności.

- No to jeszcze kilka rundek i sprawdzian mamy z głowy – oznajmił nagle Macnair, odpalając papierosa. Zaciągnął się mocno i wypuścił dym spomiędzy zębów.

- Mogę bawić się z nimi w nieskończoność. W szczególności z Lamberd. Nawet nie wiesz, jaką sprawia mi to przyjemność.

- Uważaj z tymi nazwiskami i bylebyś nie przegiął.

- Nie boję się. Te suki nie zagrażają mi w żaden sposób.

- One nie – odparł Macnair i na nowo zaciągnął się papierosem.

- Nie ujdzie wam to na sucho! – Warknęłam cichym głosem, próbując się podnieść.

- Nudzi mnie to – odparł szybko śmierciożerca i na nowo rzucił we mnie Cruciatusem. Tym razem siła zaklęcia była większa, a moje ciało zbyt osłabione, nie było przygotowane na kolejną dawkę bólu. Ponownie krzyknęłam, łamiąc sobie paznokcie, które wbiłam w drewnianą podłogę. Klątwa trwała i trwała, a ja powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Na szczęście, po kilku chwilach wszystko ustało. Tym razem nie miałam siły się ruszyć. Bolała mnie każda komórka mojego ciała.

- Cisza, spokój – zaśmiał się mężczyzna w masce. – Tego mi brakowało. Ej ty! Wstawaj! – Zwrócił się do Klary, szturchając jej nogę butem, jednak dziewczyna również nie miała siły się podnieść. Na nią klątwa podziałała dwa razy gorzej. Gryfonka od zawsze była delikatna, więc obawiałam się, że mogła nawet w jakiś sposób ją uszkodzić.

Uniosłam lekko głowę, która ważyła tonę i spojrzałam zamglonym wzrokiem na przyjaciółkę.

- Klara – wycharczałam ledwo słyszalnie – żyjesz?

- Żyje – odparł za mnie śmierciożerca, chwytając brutalnie dziewczynę za koszulę. Podniósł ją jednym mocnym ruchem, stawiając na nogi. Dziewczyna wyglądała okropnie. Bród poprzyklejał się do jej spoconej i zapłakanej twarzy, a z nosa ciekła strużka krwi. – Widzisz, jest cała i zdrowa – dodał, odpychając ją. Klara uderzyła plecami o ścianę, osuwając się po niej. Najwyraźniej nie bardzo wiedziała, co się z nią dzieje.

- Ładnie ją zmaltretowałeś – mruknął zadowolony Macnair. – I pomyśleć, że to tylko jedno zaklęcie. Ta dziunia lepiej się trzyma. Chyba po tatusiu jest taka harda. Lubię takie… ostre… - Mężczyzna wystawił język i przejechał nim po wargach.

- Ostra… – Zakpił zamaskowany. – Ta jebana dziwka nie ma pojęcia, jak być ostrą.

Leżałam przez chwilę, przysłuchując się ich rozmowie i nagle mnie olśniło. Te wszystkie wyzwiska: jebana dziwka, głupia suka coś mi przypomniały. Ponownie spróbowałam się podnieść i ostatkiem sił stanęłam o własnych nogach.

- Flint – syknęłam cicho, zaciskając pięści.

- Oho! – Macnair poderwał się z miejsca, wyciągając różdżkę. Natomiast Flint wpatrywał się we mnie ze spokojem, po czym zerknął na Klarę, która chyba straciła przytomność, ponieważ jej głowa opadła na klatkę piersiową.

- Ty gnoju! – Wrzasnęłam i raz jeszcze rzuciłam się na chłopaka, który ponownie mnie odepchnął i ściągnął maskę. Na jego ohydnej twarzy malował się szyderczy uśmieszek. – Ty skurwielu! Zapłacisz za to!

- Pierwsza zasada, Flint! – Zdenerwował się Macnair. – To się nie zdradzić, rozumiesz?! No mała, teraz będziesz musiała być mega posłuszna – dodał, chwytając mnie za pukiel włosów.

- Będzie posłuszna i zrobi wszystko, co jej każemy – rzekł spokojnie Ślizgon.

- Nic nie rozumiesz! – Warknął mężczyzna z kolczykami.

- Zaufaj mi – powiedział Flint. – Zabierz Amber, a ja porozmawiam sobie przez chwilę z Lamberd. Myślę, że nasze dzisiejsze spotkanie należeć będzie do moich ulubionych. – Chłopak z powrotem nałożył maskę na twarz i raz jeszcze rzucił krótkim cruciatusem w Klarę. Dziewczyna odzyskała przytomność, czując kolejną dawkę bólu. Na szczęście była ona bardzo krótka, ponieważ chłopak chciał tylko otrzeźwić Gryfonkę.

Macnair natomiast zgodził się zaufać młodszemu koledze, chociaż w dalszym ciągu był pełny obaw i puścił mnie, doskakując szybko do Klary. Chwycił ją za ubranie i podciągnął do góry. Przyjaciółka próbowała się wyrwać, płacząc przy okazji, ale śmierciożerca pozostawał niewzruszony.

- Chodź, pobawimy się trochę sam na sam – mruknął lekko niezadowolony i wyprowadził roztrzęsioną dziewczynę do innego pomieszczenia. Flint, gdy zostaliśmy już sami ponownie ściągnął maskę, odrzucając ją od siebie.

- Nie jesteś żadnym zagrożeniem dla mnie! – Warknęłam na nowo, trzęsąc się cała. – Każdy w szkole dowie się, kim jesteś!

- Jesteś pewna? – Prychnął, zbliżając się do mnie.

- Nie podchodź, skurwielu! – Cofnęłam się.

Flint nie robiąc sobie nic z moich gróźb, chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyciągnął do siebie.

- Mówiłem ci, że kiedyś zapłacisz za wszystko – wysyczał mi do ucha. – Dzisiaj będziesz posłuszna i zrobisz wszystko, co ci każę.

- Pierdol się! – Wrzasnęłam, ale tym razem bez przekonania. Wyswobodziłam się z jego uścisku. Chłopak uśmiechnął się tylko i uderzył mnie z całej siły w twarz. Zatoczyłam się lekko do tyłu, chwytając za obolałe miejsce. Poczułam w buzi krew, uświadamiając sobie, że mam rozciętą wargę.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – Spytał uradowany, obracając swoją różdżkę między palcami. – Czy może przejdziemy od razu do drugiej bazy, co?

Ślizgon pchnął mnie na ścianę i przywarł do mnie całym ciałem. Serce ponownie zaczęło bić mi jak oszalałe. Z pokoju obok dochodziły do nas krzyki Klary, co jeszcze bardziej mnie przerażało, ale w obecnej sytuacji nie mogłam nic zrobić.

- Snape się o wszystkim dowie! – Odezwałam się nagle trzęsącym się głosem. – Boisz się go, więc lepiej zaprzestańcie oboje i nas wypuście, bo inaczej nie wyjdziesz z Azkabanu, jebany gnoju! – ryknęłam na koniec, opluwając chłopaka, za co jeszcze mocniej dostałam w twarz. Uderzenie było dziesięciokrotnie mocniejsze niż poprzednie.

- Jeżeli już o nim wspominasz, to coś ci powiem. – Flint przyłożył swoje czoło do mojego i chwycił mnie za kołnierz, podciągając nieco wyżej. – Widziałem cię, jak do niego przychodzisz. Siedzisz jakiś czas i wychodzisz. Myślisz, że nie wiem, co tam wyrabiacie? Ten skurwiel rżnie swoją uczennicę, co?

- Nie wiem, o czym gadasz! – Syknęłam, czując ze zaraz zemdleję ze strachu. Severus miał rację. Nie byłam ostrożna w niczym, co robiłam. Miałam nadzieję, że Flint próbował mnie tylko wystraszyć, nic więcej.

- Dobrze wiesz, o czym gadam – kontynuował, uśmiechając się coraz szerzej. Przejechał językiem po wystających zębach i puścił do mnie oczko, odsuwając się o milimetr. – Jak cię bierze? Mocno? Niedbale, czy jednak dba, żeby i tobie było przyjemnie?

- Nic z nim nie robię! – Krzyknęłam na nowo. – Mam u niego zaległe szlabany, ty chory pojebie!

- Akurat – mruknął. – Obciągasz mu, co tydzień, ale ostatnio chyba tobą wzgardził, co? Czyżbyś zrobiła coś nie po jego myśli? Och, pewnie tak, skoro kazał ci się nie pokazywać na oczy.

- W dalszym ciągu nie wiem, o czym mówisz! – Broniłam się, ale z coraz to mniejszym przekonaniem. Skąd Flint wiedział o tym wszystkim?!

- Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzał! – Chłopak podniósł mnie o kilka cali i siłą rzucił ponownie na ścianę. Jęknęłam cicho. – Będziesz grzeczna – rzucił, unosząc mój podróbek. Spojrzałam zaszklonymi oczami w jego stalowe i zimne spojrzenie. – Będziesz robiła, co ci każę, a po wszystkim nie palniesz nikomu słowa, jasne? Chyba nie chciałabyś, aby twojego ukochanego profesorka wyrzucili ze szkoły za molestowanie nieletnich?

- Nie wiem o czym… - Nie dokończyłam, gdyż ponownie zostałam uderzona. Gdyby nie ręce Flinta, osunęłabym się po ścianie. Nie miałam już siły stać o własnych nogach.

- Powtórzę po raz ostatni – syknął gniewnie. – Będziesz grzeczna, a Snape’owi nic się nie stanie, rozumiemy się?

- Rozumiemy – szepnęłam z mordem w oczach, spuszczając głowę, ale Flint raz jeszcze uniósł mi ją z mściwym uśmieszkiem.

- Nie dosłyszałem – zarechotał.

- Rozumiemy się doskonale! – Krzyknęłam, czując łzy na policzkach.


1 komentarz:

  1. Haaah, czułam, że coś się wydarzy! Dobry humor Flinta nie mógł być przypadkowy. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę <3

    OdpowiedzUsuń