wtorek, 25 lutego 2020

76. Ojcowska intryga

Nim ojciec Klary zaczął bombardować mnie stosem pytań na temat mojego własnego ojca, dostrzegłam w tłumie charakterystyczny kapelusz i z miną skazańca ruszyłam pomiędzy uczniów, podchodząc do rodziny. W pierwszej chwili myślałam, że mama również pojawiła się w wiosce, by się ze mną przywitać i spędzić trochę czasu, ale po odejściu od Viktora kobieta przestała również interesować się nami, jakbyśmy byli zupełnie obcymi dla niej ludźmi.

Gdy podeszłam do swojej rodziny, od razu zauważyłam, że nie pofatygowali się oni w celach rodzinnych do wioski. Ojciec założył jeden ze swoich lepszych garniturów, który przeznaczony był wyłącznie na rozprawy i arystokratyczne przyjęcia. Pomiędzy zadbanymi palcami z mnóstwem pierścieni, trzymał odpalone cygaro i co chwilę zaciągał się nim, wypuszczając kłęby dymu, niczym lokomotywa. W ten sposób chciał się oddzielić od reszty rodziców, którzy próbowali wypatrzeć swoje pociechy.

Będąc już na wyciągnięci ręki, Viktor poklepał mnie tylko delikatnie po plecach i odchrząknął głośno, rozglądając się z niezadowoloną miną po zebranych rodzicach. Wiedziałam, że nie uśmiechało mu się przebywać pośród różnych klas społecznych. Zawsze miał na tym punkcie hopla. Liczyły się tylko pieniądze, spotkania w gronie ministrów, zamożnych rodzin i interesy. Pod tym jednym względem mój ojciec jak i Klary mogliby się dogadać, gdyby nie fakt, że Viktor Lamberd miał nosa do osób, które nie posiadały smykałki biznesowej i nawet nie wchodził w żadne rozmowy z takimi ludźmi.

Oprócz ojca, do Hogsmeade postanowił również przyjechać mój brat – Ethan. Nie widziałam go już jakiś czas i naprawdę się za nim stęskniłam. Był on jedynym w całej mojej rodzinie, który zawsze stał za mną murem. Oczywiście, jak to rodzeństwo kłóciliśmy się ciągle, ale na Ethana mogłam liczyć w każdej sprawie.

Chłopak również postanowił ubrać się jak ktoś, kto ma mnóstwo pieniędzy. Na szczęście, nie był tak zasadniczy jak ojciec i nie założył garnituru, ale miał na sobie czarną koszulę, rozpiętą pod szyją, do tego idealnie dopasowane czarne spodnie. Ethan był wysoki, szczupły, ale też i dobrze zbudowany. Musiał sporo ćwiczyć, ponieważ ostatnim razem, kiedy go widziałam, materiał koszuli nie opinał tak jego ramion, jak dzisiaj. Na jego idealnie symetrycznej twarzy o dobrze zarysowanej szczęce, malował się kilkudniowy, zadbany zarost, który dodawał mu jeszcze bardziej arystokratycznego wyglądu, a ciemne oczy, które odziedziczył po ojcu, przenikały na wylot każdego. Nie czekając długo, rzuciłam się bratu na szyję, ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Ethan odsunął się, wyciągając tylko rękę na przywitanie. W pewnej chwili pomyślałam, że pomyliłam osoby, ale to ewidentnie był mój starszy brat. Przynajmniej z wyglądu.

- Ethan? – Zdziwiłam się, odsuwając. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc zupełnie jak się zachować.

- Dobrze cię widzieć, mała – powiedział cicho, uśmiechając się lekko. – Widzę, że trzymasz formę.

- Co masz na myśli? – Spytałam zbita z tropu. Brat, który zawsze był mi jak przyjaciel, dobry kompan, teraz zachowywał się niemal identycznie jak ojciec, z tym wyjątkiem, że wciąż starał się uśmiechać i tylko to odróżniało go od głowy rodziny.

Ojciec, który słuchał nas w ciszy, ponownie odchrząknął, szturchając Ethana w ramię, a następnie wskazał głową przed siebie i ruszył szybkim krokiem. Wszyscy ustępowali mu miejsca po drodze, jakby bali się, że dosięgnie ich jego gniew.

- Co się dzieje? – Próbowałam dopytać brata, ale ten nie chciał mi już nic więcej powiedzieć. Położył tylko dłoń na moim ramieniu i razem ruszyliśmy za starszym Lamberdem. Kątem oka zauważyłam, jak Klara przygląda się mojemu bratu z rozszerzonymi szeroko oczami. No tak… Ethan był bardzo przystojny, a co się z tym wiązało, również zajęty od kilku lat przez bardzo sympatyczną i śliczną dziewczynę, którą poznał zaraz po szkole.

- Jak ci idzie w Hogwarcie?– Zapytał nagle, wyrywając mnie z rozmyślań. – Słyszałem, że były z tobą problemy.

- Z każdym są problemy – odparłam, wzruszając ramionami i przez moment zapomniałam o dziwnym zachowaniu swojego brata. – A u ciebie?

- Bardzo dobrze – rzekł zdawkowo, zabierając rękę z mojego ramienia.

- A coś więcej? – Dopytywałam, ale Ethan nie chciał nic więcej powiedzieć, więc westchnęłam ciężko, wpatrując się głupkowato w swoje buty. – Słuchaj… - ożywiłam się po chwili, próbując w dalszym ciągu jakoś dotrzeć do swojego brata. Może po prostu miał zły dzień, dlatego zachowywał się tak, a nie inaczej. – Może się pościgamy, jak za dawnych czasów, co? Kto pierwszy przy Trzech Miotłach, ten wygrywa lukrowaną laseczkę z Miodowego Królestwa!

- Daj spokój – prychnął, spoglądając na mnie jak na wariatkę. – Ile ty masz lat, żeby bawić się w takie rzeczy? Musisz zachowywać się, jak na kobietę przystało, a nie jak dziecko. Narobisz nam tylko wstydu.

- „Nam”? – Podchwyciłam, marszcząc brwi. – Masz na myśli siebie i ojca? Co on znowu wymyślił?! – Zaczęłam się powoli denerwować. Wiedziałam, że stary Lamberd nie przyszedł bezinteresownie do Hogsmeade. W innych okolicznościach zapewne rozkazałby mi bezdyskusyjnie wracać do domu na czas świąt, a teraz nawet słowem się nie odezwał, chociaż było widać, że nie odpowiada mu przebywanie w tym miejscu.

- Daj spokój – powtórzył zniecierpliwiony Ethan.

- Co cię ugryzło?! – Warknęłam, nie mogąc już wytrzymać. – Zachowujesz się jak ojciec!

-Wydoroślałem – odparł spokojnie. – I ty też powinnaś. Poza tym, jak ty się ubrałaś? – Prychnął, mierząc mnie karcącym spojrzeniem.

- O co ci chodzi? To normalny, szkolny mundurek.

- No właśnie. Powinnaś założyć coś elegantszego. Wiesz, ile ważnych rodzin tutaj będzie? Wiele od nich zależy.

- Wybacz, ale nie wysłaliście mi żadnych wytycznych, co do ubioru, więc będę zakładała na siebie to, co uważam za stosowne! – Syknęłam.

- Nie rób scen – skarcił mnie Ethan.

- Pierdol się. – Pokazałam chłopakowi środkowy palec i już chciałam odejść, ale brat chwycił mnie mocno za nadgarstek, zmuszając do stania w miejscu.

- Ten jeden raz pokaż, że należysz do Lamberdów! – Poprosił, chociaż ton jego głosu wcale nie brzmiał jak prośba. Chłopak nachylił się nade mną tak, że jego twarz znajdowała się teraz naprzeciwko mojej. – Możesz to dla mnie zrobić? To ważny dzień i chcę pokazać się od jak najlepszej strony, a ty swoją ignorancją wszystko zniszczysz.

- Jaki dzień? Co wy planujecie? Nie podoba mi się to – jęknęłam, próbując się wyrwać, ale Ethan w dalszym ciągu trzymał mnie mocno za rękę. Dopiero, gdy skrzywiłam się z bólu, brunet opamiętał się, robiąc krok w tył.

- Przepraszam, mała – westchnął, pocierając skroń palcem wskazującym. – Jestem zestresowany. I nie do mnie należy wytłumaczenie ci wszystkiego, tylko do naszego ojca, wiec chodź, zanim nam zniknie z oczu.

Chłopak uniósł głowę, chcąc wypatrzyć w tłumie naszego ojca, po czym ponownie ruszyliśmy przed siebie próbując dorównać mu kroku, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł przed nami ojciec Klary, również próbując go dogonić, co nie było łatwe, ponieważ Viktor szedł przed siebie tak szybko, jakby doskonale wiedział dokąd zmierza.

Pan Amber wyminął nas slalomem i zagrodził drogę ministrowi, kłaniając mu się do samej podłogi. Podał również rękę, ściskając ją mocno. Nie minęła chwila, a ojciec Klary zaczął opowiadać o kominkach, sieci fiuu i innych rzeczach, których nie miałam ochoty słuchać. Mój ojciec również, ponieważ nie starał się nawet skupiać wzroku na rozmówcy, tylko próbował wypatrzyć w tłumie kogoś innego, według niego bardziej interesującego niż biedny tata mojej przyjaciółki.

- Tak, tak – mruknął niezadowolony Viktor. – Nie mam czasu, niech pan poszuka chętnych słuchaczy w Świńskim Łbie. Tam na pewno znajdą się tacy, co zechcą zainwestować w pana projekt.

Nie czekając na odpowiedź swojego rozmówcy, ojciec ruszył dalej, ale przynajmniej mogliśmy go dogonić i wyrównać z nim krok.

- Tato, w Świńskim Łbie nikt nie będzie chciał go słuchać – stwierdziłam, idąc po prawej stronie swojego ojca.

- To już nie mój problem – odparł bez emocji.

- Mogłeś być bardziej miły. To był ojciec mojej…

Nie dokończyłam, ponieważ stary Lamberd chwycił mnie za ramię, jakby w obawie, że mu ucieknę i całą trójką weszliśmy do zaludnionych Trzech Mioteł.

Na środku pomieszczenia stał długi, zastawiony najlepszą porcelaną stół, nakryty białym obrusem. Na około krzątali się kelnerzy, próbując dopiąć wszystko na ostatni guzik. W rogu sali świeciła się żywa choinka, a obok niej stał Dumbledore z Mcgonagall. Oboje rozmawiali wesoło z jakimś rodzicem. Próbowałam wypatrzeć wzrokiem Severusa, ale ojciec znowu mną szarpnął, podprowadzając do kilku osób.

- Nie narób mi wstydu – ostrzegł mnie, prostując się. Uniosłam lekko głowę i już wiedziałam dla kogo ojciec pofatygował się do wioski, ale w dalszym ciągu nie miałam pojęcia, w jakim celu.

- Viktorze! – Ucieszył się wysoki blondyn, którego udało mi się poznać tydzień temu. Zarówno wtedy, jak i teraz prezentował się idealnie. Przy jego prawym boku stał Draco Malfoy. Wyglądał, niczym wystraszony przez myśliwskie psy królik; przygarbiony, blady, zerkający niepewnie na swojego rodziciela. Tym razem również nie przypominał pewnego siebie Ślizgona, którym był na co dzień.

- Witaj, Lucjuszu – odparł stary Lamberd, wyciągając przed siebie dłoń. Mężczyźni uścisnęli sobie mocno ręce, jakby bez zbędnych słów przypieczętowali sobie tylko znany sojusz. – To moja córka, Alex.

Malfoy zwrócił w końcu wzrok w moją stronę i uśmiechnął się pod nosem.

- Miałem już przyjemność – dodał, kładąc wypielęgnowaną dłoń na ramieniu syna. – W takim razie zapoznanie naszych dzieci nie będzie konieczne. Domyślam się, że znają się bardzo dobrze.

- Zapoznanie? – Spytałam, spoglądając na ojca, ale ten zignorował mnie.

- Mój syn, Ethan – kontynuował mężczyzna, wskazując na chłopaka. Jego głos przepełniony był dumą, kiedy o nim wspominał. Szkoda, że mnie traktował jak coś, co przynosiło hańbę jego nazwisku.

- Również miałem przyjemność – odparł Lucjusz Malfoy i tak samo uścisnął dłoń brunetowi. – Bardzo ambitny młody chłopak. Potrzeba nam takich w… Ministerstwie. Viktorze, wierz mi albo nie, ale twój syn wysoko zajdzie.

- Mam taką nadzieję – ucieszył się stary Lamberd. – Jest z krwi i kości moim synem, musi odnosić sukcesy. Wychowałem go na porządnego czarodzieja.

- Ojcze, nie musisz mnie przedstawiać. Sam daję sobie z tym wyśmienicie radę. Pan Malfoy i ja mieliśmy już okazję rozmawiać ze sobą i wszystkie te spotkania przebiegały bardzo owocnie.

- Nie mówiłeś mi Ethanie, że… - W głosie ojca wyczułam niepewność.

- Nie wszystko muszę ci mówić – uciął chłopak, uśmiechając się sztucznie. Wpatrywałam się w brata, jakbym pierwszy raz widziała go na oczy. To już nie był ten sam chłopak, z którym jeszcze niecały rok temu urządzałam sobie wyścigi na miotłach albo obrzucałam się błotem. Ethan stał się kopią naszego ojca, może nawet bardziej arystokratyczną i wyniosłą. Czyżby uczeń przebił mistrza? Ale dlaczego? Po co?

- Przyjacielu, podejdź tu na chwilę! – Zawołał nagle Lucjusz, unosząc swoją dłoń.

Severus, który stał z boku, rozmawiając z nauczycielami, podszedł do nas powolnym krokiem, mając cały czas ręce założone na plecach. Gdy tylko go zobaczyłam najeżyłam się niczym kot, pragnąć stąd uciec, ale mrożące krew w żyłach spojrzenie ojca nie pozwalało mi wykonać kroku.

- Severus Snape – przedstawił mężczyznę Lucjusz Malfoy, wskazując na nauczyciela. – Mój bliski przyjaciel i najlepszy mistrz eliksirów, jakiego znam, a to mój drogi – przeniósł spojrzenie na nas – Viktor i Ethan Lamberd.

Snape skinął głową w stronę zebranych, nie fatygując się nawet aby wyciągnąć dłoń.

- Witam, witam. To zaszczyt – przywitał się Viktor. Wyglądał na bardzo przejętego. Domyśliłam się, że nie umknęło jego uwadze to, jak starszy Malfoy nazwał Severusa swoim przyjacielem. – Ale zaraz, czy mi się przypadkiem nie znamy? Snape, to dziwnie znajome nazwisko.

- Viktorze, proponuję nie zawracać sobie tym głowy – przerwał dywagacje Lucjusz.

- Mam nadzieję, że moja siostra chociaż w połowie opanowała eliksiry – odezwał się nagle Ethan, nie chcąc zostawać w tyle.

- Gdyby należała do Slytherinu, może mógłbym mieć nad nią większy wpływ, ale…

- Ja nie narzekam, że jestem gryfonką – wypaliłam nagle, patrząc butnie na Snape’a. Wszyscy zamilkli, ojciec prawie udławił się powietrzem, Draco zarechotał cicho, a Lucjusz ponownie uśmiechnął się pod nosem.

- Nie przerywaj! – Zaskrzeczał Viktor. – Gdzie twoje maniery?!

- To nie moja wina ojcze, że tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru – syknęłam wściekle.

- Ona ma rację, Viktorze. To nie jej wina – wtrącił po chwili Lucjusz. – Przynależność do różnych domów nie jest tu przeszkodą. Myślę, że nasze dzieci się dogadają.

- W czym się mamy dogadać? – Zdenerwowałam się. Rodzice wciąż mówili o nas, po pierwsze, jakby nas tu wcale nie było, a po drugie, jakby mieli coś ukartowane za naszymi plecami.

- Omówimy to po tej całej szopce. – Lucjusz Malfoy wskazał laską na całe pomieszczenie, po czym wraz z synem postanowili zająć sobie miejsce. Stary Lamberd również odłączył się od reszty i pognał za blondynem. Ethan skinął głową Snape’owi, zajmując miejsce kilka krzeseł dalej.

Zrezygnowana spojrzałam prosto w oczy nauczyciela, ale ten bez słowa mnie wyminął i usiadł obok Lucjusza, który specjalnie przytrzymał jedno miejsce dla swojego przyjaciela. Ja natomiast postanowiłam przysiąść się do przyjaciółki, która weszła do pubu jakiś czas temu wraz ze swoimi rodzicami, a teraz siedziała obok Lucjana, który próbował wytłumaczyć jej, jak bardzo podoba mu się jej mama.

- Gadaj tak dalej, a stracisz mój szacunek, a raczej jego resztki – mruknęłam i przyklapnęłam obok nich z wisielczym humorem. Oparłam się łokciami o stół, słuchając paplaniny Lucjana. Zauważyłam, że przyjaciółka również była jakaś dziwna, trochę przygaszona i blada jak ściana. Za to Lucjan wydawał się być w wyśmienitym humorze. Próbował nawet nas rozweselić, ale w tym momencie miałam ochotę wrócić do Hogwartu i zakopać się pod kołdrą. Nienawidziłam spędzać czasu ze swoją rodziną, a tym bardziej brać udział w chorych zagrywkach swojego ojca.

- Klara, wszystko w porządku? – Spytałam nagle, widząc że z przyjaciółką działo się coś niedobrego. Zaczęła przygryzać nerwowo wargę i przełykać głośno ślinę.

- Mam ochotę zwymiotować – mruknęła, wstając z zamiarem pójścia do łazienki.

- Iść z tobą?

- Nie trzeba – machnęła mi ręką i odeszła.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy nie odzywając się do siebie, chociaż wokół nas było gwarno i głośno. Ojciec Klary uderzał pięściami o stół, czekając na obiad, mój natomiast w dalszym ciągu prowadził dziwną i pełną tajemnic konwersację z Malfoyem, a Ethan przyglądał się z niechęcią wszystkim, stukając miarowo palcami o blat.

- Gdzie twoi starzy? – Zapytałam po chwili Ślizgona.

- A bo ja wiem – wzruszył ramionami chłopak. – Przed chwilą gdzieś tu byli, a czemu pytasz?

- Zastanawiam się po prostu jak wyglądają – odparłam szczerze.

- Wyglądają jak dwoje nadąsanych i bardzo bogatych dupków – zaśmiał się cicho Lucjan, puszczając mi oczko. – Zresztą, mało który Ślizgon pochodzi z biednej rodziny. Czasami się zastanawiam, dlaczego ty nie jesteś w Slytherinie. Musiała tu pewnie nastąpić jakaś pomyłka.

- Ty sam jesteś jak pomyłka – burknęłam.

Po chwili Klara wróciła do nas z powrotem, a Dumbledore wstał, wygłaszając powitalną mowę. Przeprosiłam swoich przyjaciół i przeniosłam się kilka krzeseł dalej, aby siedzieć koło swojego brata. Miałam nadzieję, że będąc sam na sam, chłopak przestanie zgrywać palanta.

Przez większość uczty wszyscy byli zajęci rozmowami i tym, co mieli na talerzach. Mój ojciec w dalszym ciągu zagadywał do Lucjusza Malfoy’a, a ten zgadzał się z nim we wszystkim, ponieważ co chwilę kiwał z zainteresowaniem głową. Severus, który siedział obok nich również przysłuchiwał się tej rozmowie, ale w przeciwieństwie do pozostałych, pozostawał neutralny. Jego spojrzenie co chwilę lustrowało otaczających go ludzi i tylko chwilami zerkało w moją stronę. Ojciec Klary jadł dosyć nerwowo, a jego żona próbowała go co jakiś czas uspokoić, jednak na nic się to nie dało. Mężczyzna łypał podejrzliwie na każdego, zgniatając w dłoniach sztućce.

- Słuchaj – odezwał się nagle Ethan. Wyglądał na lekko rozdrażnionego i znudzonego. – Kim jest to dalekie od ideału dziecko naprzeciwko nas?

- Co? – Zdziwiłam się i podążyłam wzrokiem za chłopakiem, który przyłapał Klarę, jak wlepia w niego maślane oczy. Jeszcze mi tego brakowało, żeby przyjaciółka zadurzyła się w moim nędznym bracie.

- To jest…

- Zresztą, nieważne. Tylko gapi się tutaj co chwilę, jak jakiś skrzat domowy.

- To moja przyjaciółka! – Dokończyłam oburzona.

- Aha – skomentował brunet, wracając do posiłku.

- Tylko aha?! – Zdenerwowałam się. – Powinieneś mnie przeprosić!

- Za co? – Chłopak uniósł wysoko brwi. – Za wyrażenie swojej opinii?

- O mojej przyjaciółce! – Przypomniałam mu.

- Nie bądź taka ckliwa.

Już chciałam mu odpowiedzieć, używając przy tym dosadnych słów, ale nagle do gospody wszedł Moody, który jakiś czas temu zniknął. Mężczyzna rozejrzał się magicznym okiem po zebranych, zapewne szukając wolnego miejsca. Akurat po mojej prawej stronie było jedno wolne krzesło. Nauczyciel przepraszając wszystkich przecisnął się koło nich i opadł ciężko tuż obok mnie. Ponownie zlustrował otoczenie, kłaniając się co niektórym (w tym mojemu ojcu) i chwycił za dzban z dyniowym sokiem, nalewając sobie do pełna. Klara wpatrywała się tym razem w profesora, a wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Moody uśmiechnął się do niej mile i mrugnął. Dziewczyna zdawała się na chwilę odzyskać kolory i odpowiedziała nauczycielowi tym samym.

- Ethan, to jest mój profesor od Obrony. Profesorze, to mój brat – postanowiłam przedstawić w końcu nauczycielowi swojego brata. Moody zerknął magicznym okiem na chłopaka, podając mu dłoń nad moją głową.

- Jak ostatni raz cię widziałem chłopcze, to byłeś jeszcze w pieluchach – zażartował. Zauważyłam, że Ethanowi nie było do śmiechu, ale nie mógł przecież oburzyć się otwarcie na profesora.

- Ja za to wiele o panu słyszałem.

- Domyślam się – mruknął Moody, nakładając sobie na talerz wszystkiego po trochu. Zachowywał się jak ktoś, kto przez tydzień nie jadł - …że zwariowałem, że ktoś czyhał na moje życie pod domem. O czymś zapomniałem?

- Mniej więcej jakoś to szło – burknął chłopak, po czym przeprosił nauczyciela i wstał od stołu. Odprowadziłam go wzrokiem w kierunku toalet ze zdziwioną miną.

- Przepraszam, profesorze – westchnęłam. – Ja nie wiem… nie poznaję go. – Nie zachowuje się jak mój brat.

- Może się zakochał? – Podsunął mi Moody, popijając tłuczone ziemniaki sokiem.

- To nie to.

- No to już nie wiem, a jak tam sprawa z ojcem? Wszystko między wami w porządku? – Zapytał, zmieniając temat na jeszcze gorszy. Zrobiłam skwaszoną minę, więc Moody uśmiechnął się tylko czule, nie czekając na rozwinięcie.

- Alex! – Zawołał mnie nagle ojciec, wstając od stołu. Chcąc, nie chcąc, przeprosiłam na moment profesora, który łypał nieprzychylnie na Malfoy’a i odeszłam do stołu, podchodząc do zebranych w kącie osób. Ethan również do nich dołączył. Przez moment panowała pełna napięcia cisza, jakby wszyscy na coś czekali, po czym jako pierwszy odezwał się Viktor Lamberd.

- Zdaję sobie sprawę Alex, że jesteś ciężkim materiałem na żonę kogokolwiek. Z twoim temperamentem i brakiem manier ciężko będzie ci znaleźć męża, ale pan Malfoy okazał się na tyle wspaniałomyślny, że pozwolił nam połączyć nasze rody, aby mogły rosnąć silne i niezależne, jak do tej pory.

Severus przysłuchiwał się temu z mocno zmarszczonymi brwiami, ale nie odezwał się ani słowem, chociaż on wcześniej niż ja domyślił się o co chodziło i zdecydowanie nie podobał mu się ten pomysł.

Przez krótką chwilę nie dochodziło do mnie, co też opowiadał stary Lamberd. Spojrzeliśmy z Draconem zdziwieni po sobie, gdy nagle Lucjusz rozwiał wszystkie nasze wątpliwości.

- Za kilka lat weźmiecie ślub. Czystokrwiści powinni łączyć się wyłącznie z czarodziejami ulepionymi z tej samej gliny – powiedział powoli, przeciągając nonszalancko każdą sylabę.

- Ale ojcze… - zaczął niepewnie Draco, otwierając szeroko oczy. Raz jeszcze przyjrzał mi się uważnie, krzywiąc pod nosem – Pansy…

- Zamilcz – warknął złowrogo blondyn. Jego młodsza latorośl schowała głowę w ramionach, nie próbując się już sprzeciwić.

- Ja się nie zgadzam – powiedziałam głośno i wyraźnie, aczkolwiek głos lekko mi się trząsł. Ojciec przeszedł już samego siebie! Jak mógł zgadzać się na tak niedorzeczny pomysł! Ja? Ja żoną Draco Malfoy’a?! To była jakaś kpina!

- Nie masz tutaj nic do gadania! – Syknął Viktor. – Czarodzieje najznamienitszych rodów od dawien dawna aranżowali tak małżeństwa, więc na pewno nie pozwolę ci być wyjątkiem od reguły. Weźmiecie ten ślub, czy ci się to podoba, czy nie.

- Nie! – Krzyknęłam, czując jak wszystko we mnie buzuje. Odszukałam wzrokiem brata, licząc na jego wsparcie, ale chłopak udawał, że mnie nie widzi. – Nie ma mowy! Nigdy się na to nie zgodzę!

- Alex! – Ostrzegł mnie ojciec i już próbował wyciągnąć dłoń, by mnie przytrzymać, ale odskoczyłam od niego w ostatniej chwili, przepchałam się przez inne osoby i wybiegłam z pubu, chowając się gdzieś za drzewami. Dałam sobie chwilę na unormowanie oddechu, po czym uderzyłam z całej siły w korę drzewa. Po policzkach poleciały mi gorzkie łzy. Wiedziałam, że mogłam się sprzeciwiać, robić awantury i sceny, a on i tak postawi na swoim, dlatego to tak bolało. Poczułam się jak rzecz, którą można było przestawiać z kąta w kąt.

Po chwili z Trzech Mioteł wyszedł również mój brat. Czyli jednak poczuł się do tego, by mnie wspierać?

- Tu jestem! – Machnęłam mu ręką, zaciągając nosem.

- No mała, narobiłaś niezłych scen – powiedział wesoło.

- Bawi cię to?! – Warknęłam. – Naprawdę cię to bawi?! On próbuje ustawić moje życie pod siebie! Ja nie dam się tak łatwo! Jeżeli będzie trzeba, to zmienię nazwisko, odetnę się od tej zjebanej rodziny raz na zawsze!

- Tak czy siak będziesz musiała poczekać do pełnoletności – odparł niewzruszony.

- Nie wyjdę za Malfoy’a! – Wrzasnęłam, uderzając chłopaka w pierś. – Pierdolę was wszystkich!

- Uspokój się. – Ethan chwycił mnie mocno za rękę, odsuwając od siebie. – Słuchaj, przypuszczałem, że nie będziesz chciała, dlatego jest jeszcze jeden sposób, żeby to odkręcić.

- Jaki? – Spytałam z nadzieją, przecierając czerwone oczy. – Wiesz dobrze, że z ojcem nie wygram. Jak on coś postanowi, to koniec.

- Owszem, ale możemy zrobić małą wymianę. – Chłopak uśmiechnął się do mnie czule, głaszcząc po ramieniu. – Lucjusz Malfoy ma jeszcze kuzynkę, z którą ja mogę się ożenić.

- Ty? – Zdziwiłam się. – Ale co z Elizą? Przecież ją kochasz.

- To już dawno skończone – odparł chłodno, odsuwając się.

- Co? Ale jak to? Przecież byliście razem tyle lat! Kochałeś ją!

- W takim razie wyjdziesz za Dracona – stwierdził.

- Nie! Czekaj! – Spanikowałam, chwytając go za rękaw koszuli, ponieważ chłopak chciał wrócić do pubu. – Może jest jakieś inne wyjście? Nie chcę, żebyś przeze mnie musiał robić to, czego nie chcesz!

- Powiedziałem ci już, że nie jestem z Elizą – powtórzył.

- To przez ojca? To on ci namieszał w głowie! Merlinie, Ethan! Ja cię w ogóle nie poznaję, rozumiesz?! Co się z tobą stało? Co on ci powiedział, że taki jesteś?! Ethan, proszę… powiedz mi!

- Jak ty nic nie rozumiesz – westchnął teatralnie, kręcąc głową. – Nie widzisz, że on chce tylko, żebyśmy ciągle mieli pieniądze i byli wpływowym rodem? On tego nie robi wyłącznie dla siebie, ale i dla nas. Gdybyś miała trochę rozumu, zgodziłabyś się na ten ślub, ale w ostateczności ja też mogę się ożenić. Poza tym, kto powiedział, że ten związek będzie na całe życie? Przy odrobinie szczęścia, owszem, może się zakocham, ale przeważnie kończy się to w taki sposób, że para zdradza się na okrągło i jakoś to ciągnie. Ważne, żeby zapewnić ciągłość rodowi.

- Nie wierzę, że gadasz takie głupoty! – Jęknęłam, obejmując się rękoma. Poczułam się w tej chwili całkowicie bezradna i zagubiona.

- Chcesz wyjść za Malfoy’a?

- Nie – szepnęłam.

- W takim razie sprawa załatwiona. I nie obwiniaj się więcej. Dla mnie to wyśmienita okazja, aby pokazać, jak bardzo mi zależy na niektórych sprawach.

- Jakich sprawach?

Ethan spojrzał na mnie ze wzrokiem „chyba nie sądzisz, że ci powiem?” i wrócił w końcu do środka gospody. Ja dałam sobie jeszcze chwilę na uspokojenie się, chociaż wcale nie było to łatwe i również wróciłam do środka. Zauważyłam, że Klara przysiadła się po drugiej stronie Moody’ego, więc podeszłam do nich, zajmując swoje poprzednie miejsce.

- Wszystko w porządku? – Spytała dziewczyna z troską w głosie. – Tak nagle wybiegłaś z pubu. Co się stało?

Spojrzałam na swojego ojca, który wraz z Lucjuszem Malfoy’em i moim ojcem próbowali dojść do porozumienia i zacisnęłam pięści.

- Nienawidzę ich wszystkich – warknęłam, zakrywając twarz rękoma. Jęknęłam cicho w dłonie i odsunęłam je od twarzy. – Chcieli, żebym z Draco wzięła ślub za kilka lat. Wyobraź sobie, że w ten sposób pragnęli połączyć nasze rodziny.

- Co?! – Klara otworzyła szeroko usta, nie wiedząc co powiedzieć. Jej wzrok momentalnie zawędrował do Ślizgona, który w dalszym ciągu nie wyglądał na zadowolonego. Nie miałam pojęcia, co też nagadali mu jeszcze nasi ojcowie, ale dowiadywać się również nie miałam zamiaru.

- To się często zdarza u bardzo bogatych rodzin– skomentował Moody. – Ale mam nadzieję, że powiedziałaś stanowcze „nie”. Malfoy’owie nie są odpowiednią partią dla nikogo, a już na pewno nie dla ciebie.

- Nie zgodziłam się, ale gdyby nie ratunek brata, to zapewne musiałabym posłuchać swojego ojca – mruknęłam przejęta.

- Oni nie mogą wydawać cię za mąż, za kogo im się podoba! – Oburzyła się przyjaciółka.

- No właśnie mogą, Klaro – odparł Moody, wzdychając głęboko. – Słuchaj, jeżeli chcesz, to ja bardzo chętnie porozmawiam sobie z twoim ojcem w tej sprawie.

- Nie, nie – zaprzeczyłam szybko, kręcąc głową. – Ethan też dostał propozycję małżeństwa z tamtej rodziny, więc to ma im wystarczyć.

- A co na to wszystko Draco?- Spytała Klara, w dalszym ciągu przyglądając się chłopakowi stojącemu w cieniu swego ojca.

- Wyobraź sobie, że on staje się zupełnie inny, kiedy jego ojciec znajduje się w pobliżu – odparłam. – Zupełnie, jakby się go bał.

- Ta rodzina składa się z samych tchórzy – warknął nagle Moody, przypatrując się uważnie blondynom.

- Profesorze? – Zagadnęła przejęta przyjaciółka. – Wszystko w porządku?

- Tak, tak. Nie powinienem was w to mieszać – mruknął, wstając. – Zajmijcie mi miejsce, dziewczynki. Zaraz wrócę.

Gdy Moody odszedł, zaczęłam opowiadać Klarze o całej rozmowie, jaką odbyłam z ojcem i Malfoy’em. Dziewczyna słuchała mnie przejęta i co chwilę otwierała ze zdumienia usta. Nasza rozmowa trwałaby w najlepsze, gdyby nie nagłe i mocne otwarcie drzwi do Trzech Mioteł, przez które wszedł znajomy jegomość, ściągając z głowy kaptur. Zesztywniałam cała, a Klara pisnęła przerażona, szukając wzrokiem Moody’ego.

- Co jest, kurwa?! – Szepnęłam do niej, nie spuszczając wzroku z Mcnaira, który rozejrzał się z nonszalancją po zebranych, wypatrując kogoś w tłumie. Jego wzrok na moment zatrzymał się na nas. Śmierciożerca uśmiechnął się lubieżnie, puszczając nam oczko i ruszył w stronę mojego ojca. No tak, przecież nikt nie wiedział, kim tak naprawdę był ten mężczyzna, dlatego żadna z obecnych tutaj osób nie zareagowała na jego pojawienie się.

- Profesor miał się nim zająć – mruknęła nerwowo dziewczyna, chwytając mnie za ramię.

- Że co proszę?! – Warknęłam w jej stronę. – To ty go wcześniej widziałaś?! I nic mi nie powiedziałaś?!

- Profesor Moody zabronił! – Broniła się Klara, blada jak ściana. – Co miałam zrobić?!

- Po prostu mi powiedzieć! – Żachnęłam się.

- I co byś zrobiła?!

Zamilkłam, nie wiedząc, co odpowiedzieć i w dalszym ciągu przyglądałam się Śmierciożercy. Mężczyzna podszedł do mojego ojca, ukłonił się nisko, a następnie podał rękę Lucjuszowi i szturchnął w ramię Severusa, który skrzywił się znacząco, odsuwając się od mężczyzny.

- On zna Snape’a?! – Zdziwiłam się. – Skąd?

- Alex! – Potrząsnęła mną przyjaciółka. – Co robimy?

- Nic. Dumbledore tutaj siedzi, Mcgonagall, Moody także jest obecny i Snape. On nic nam nie zrobi w obecności tylu osób – odparłam trzeźwo. – Po prostu nie zaczepiajmy go w żaden możliwy sposób, a będzie dobrze.

- No nie wiem – mruknęła nieprzekonana blondynka. – O nie…

Nim zdążyłam zapytać, co to „o nie” miało znaczyć, ojciec Klary wstał od stołu i chwiejnym krokiem ruszył do zgromadzonych w kącie osób. Zapewne pomyślał, że przy takim zbiegowisku będzie miał większe szanse na to, że ktoś wysłucha jego beznadziejnych planów biznesowych.

- Tato… - jęknęła Klara, wyciągając dłoń, ale mężczyzna odpędził się od niej jak od muchy i wszedł w sam środek rozmowy pomiędzy mojego ojca, a Mcnaira…

3 komentarze:

  1. Hah, szkoda, że to nie Klara jest córką starego Lamberda, wtedy ślub z Draco byłby spełnieniem marzeń przynajmniej dla jednej ze stron. :D a Ethan, no cóż... Miałam nadzieję, że może Klara i on skończą jako "miłość od pierwszego wejrzenia", no, ale nauczona doświadczeniami z poprzednich blogów Kopcia wiem, że nigdy nie jest łatwo i zawsze coś się po drodze krzaczy. Co oczywiście sprawia, że historia jest bardziej wciągająca i bardziej rzeczywista, więc nie narzekam. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja myślę, że Klara też powoli zmienia piorytety, kto ma być jej ukochanym :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę to pewnie potrwa :D

      ~Klara

      Usuń