sobota, 10 lutego 2018


Zostałam z Syriuszem sama na polu bitwy, podczas gdy pozostali nasi przyjaciele zabrali staruszkę i teleportowali się z nią do chaty, którą ugasili przyszli państwo Potterowie.

- Zdrajcy krwi! - Krzyknął Śmierciożerca w naszą stronę i ponownie uderzył w nas klątwą, którą Łapa zdążył w porę odeprzeć. - Niczym się nie różnicie od tych mugolaków! - Drętwota!

- Protego! Rictusempra! Flipendo! - Krzyczałam, wymachując różdżką na wszystkie strony, jednak nasz przeciwnik zdążył się przed wszystkimi zaklęciami ochronić.

W pewnym momencie nie wiedziałam, co zrobić. Skoro nas była dwójka a on jeden sam i wciąż dawał radę się obronić, to co zrobimy, kiedy zaatakuje nas cała zgraja Śmierciożerców? Zaczynałam powoli wątpić w to, czy wstąpienie w szeregi Zakonu Feniksa było dobrym rozwiązaniem.

Nagle usłyszeliśmy z Syriuszem trzask, po czym za mężczyzną pojawił się James. Nim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, chłopak powalił zaskoczonego Śmierciożercę na ziemię zaklęciem petryfikującym. Odetchnęliśmy z ulgą. Łapa wytarł pot z czoła, uśmiechając się szczerze do przyjaciela. Podał mu rękę i przytulił do siebie.

- Co teraz? - Spytałam, westchnąwszy. Spojrzałam na dwóch oszołomionych mężczyzn, krzywiąc się z pogardą.

- Musimy zawiadomić Ministerstwo. Niech ich zgarną, przesłuchają i wrzucą do Azkabanu - odparł Black. - Chociaż mam ochotę własnoręcznie ich zabić!

- Spokojnie. - James położył dłoń na ramieniu przyjaciela. - Własnoręcznie zajmiemy się jednym z nich jak przy...

Chłopak zamilkł, spoglądając na niebo, które w jednej chwili zmieniło swoją barwę z niebieskiego na jasny, oślepiający szmaragd. Przymrużyliśmy na chwilę oczy, a gdy je szeroko otworzyliśmy, ujrzeliśmy ponad konarami drzew Mroczny Znak; zielony wąż wysuwał się z rozwartej szeroko szczęki czaszki. Przeszły mnie dreszcze pomimo ciepłego letniego dnia.

- To za lasem - przełknął głośno James z wysoko podniesioną głową.

- Chodźmy stąd - szepnęłam.

- Nie możemy - odparł Syriusz. - To nasz obowiązek. Musimy tam pójść. Musimy pomóc!

- Mroczny Znak jest wysyłany w powietrze jak kogoś zabiją! - Syknęłam przejęta. - Poza tym jesteśmy we troje! Ledwo daliśmy sobie radę z jednym Śmierciożercą, a tam... - wskazałam palcem przed siebie - mogą ich być dziesiątki! Nie damy rady!

- Rogacz, co ty na to? - Syriusz odwrócił głowę w stronę przyjaciela, jakbym to, co przed chwilą powiedziałam, nie miało żadnego znaczenia.

- Syriusz! - Krzyknęłam.

- Musimy spróbować - odparł James.

- Potter!

- Jak zawsze razem - uśmiechnął się Łapa, po czym obaj mężczyźni spojrzeli na mnie, niemal błagalnie.

- Dlaczego w ogóle mnie nie słuchacie!? - Zdenerwowałam się. - To nie jest Hogwart! To nie są palanty ze Slytherinu! To jest prawdziwe życie, wojna! Musimy zebrać więcej osób. Nie możemy od tak iść sobie walczyć z wrogiem. To niepoważne!

- Mówisz jak Nadine - prychnął Syriusz.

- Właśnie! A co z nią i resztą? Zbierzmy chociaż wszystkich!

- Wtedy będzie już za późno, Wamp! - Jęknął James. - No dalej!

Gryfon wystawił przed siebie dłoń.

- Jeden za wszystkich...

Syriusz zawtórował przyjacielowi i również wyciągnął przed siebie dłoń, kładąc na dłoni przyjaciela.

- Możemy zginąć - dodałam już nieco ciszej, gdyż powoli kończyły mi się już wszystkie argumenty. Dobrze wiedziałam, co powinniśmy zrobić. W końcu tego wymagała od nas również przysięga, a także cały Zakon Feniska, ale nie byłam pewna czy podołamy takiemu zadaniu. Kilka dni temu zostaliśmy przyjęci do tajnej organizacji, a jeszcze kilkanaście godzin temu ćwiczyliśmy zaklęcia obronne. Z mniejszym lub większym skutkiem.

- To zginiemy w słusznej sprawie - odparł James śmiertelnie poważnie.

- Mruczka i reszta nas pomści - dodał Łapa.

Spojrzałam to na jednego, to na drugiego chłopaka, nabierając głęboko powietrza do płuc, po czym z wydechem dołożyłam swoją dłoń do pozostałych.

- Wszyscy za jednego - dokończyłam przysłowie, znikając w wirze deportacji.

Wylądowaliśmy na skaju lasu, dokładnie pod Mrocznym Znakiem. Wokół nas znajdowało się niewielkie gospodarstwo bez ani jednej żywej duszy, a zewsząd nie dochodziły do nas żadne odgłosy, i to w tym wszystkim było najbardziej przerażające.

- Nie podoba mi się to - szepnęłam, unosząc lekko różdżkę. Wolałam być przygotowana do tego, co mogło nadejść.

Nagle kilka rzeczy stało się jednocześnie. Z domu wybiegła pół naga dziewczyna, zakrywając piersi rękoma. Zaraz potem, całe gospodarstwo zajęło się ogniem i wokół zaroiło się od zakapturzonych postaci, które rzucały zaklęciami na lewo i prawo. Przyglądaliśmy się sparaliżowani strachem, jak za mugolką wybiega cała zgraja Śmierciożerców, śmiejąc się w niebogłosy.. Dziewczyna próbowała uciec, ale nie miała za bardzo gdzie.

- No i po co się wyrywałaś? - Zakpił jakiś mężczyzna, zbliżając się do dziewczyny. Odsunął brutalnie jej dłonie od biustu, przyglądając się jej piersiom. - Zepsułaś nam zabawę, ohydna mugolko.

- Zabijcie mnie - załkała. - Moje dzieci... wy... potwory...

- Zabić? Och nie. To by było zbyt łatwe. Najpierw trochę się zabawimy. Cru...

- Expelliarmus! - Wrzasnął Syriusz, wyskakując zza drzew. Wyczarował falę wody, która zalała ogień oddzielający nas od reszty, po czym rzucił się w wir walki.

- Kurwa! - Krzyknęłam, biegnąc z Jamesem za przyjacielem. Niestety, straciliśmy go z oczu. Za to w naszą stronę leciała cała chmara zaklęć. Ledwo udało nam się uchylić przed jedną klątwą, a tuż za nią przychodziła kolejna. I tak w kółko.

Postanowiliśmy więc rozdzielić się. Kątem oka zauważyłam dziewczynę, która leżała już martwa na ziemi z szeroko otwartymi oczami. No i na co to wszystko?

Biegłam co sił przed siebie, chcąc zgubić Śmierciożerców, którzy pognali za mną, ale wciąż słyszałam jak próbowali rzucać swoje klątwy w moją stronę.

- Drętwota! - Krzyknęłam, odwracając się na chwilę. Rzuciłam zaklęcie na oślep, mając nadzieję, że trafi kogoś w samo serce. Usłyszałam jęk i dźwięk upadającego ciała na ziemię.

Skręciłam w stronę niewielkiej, drewnianej szopy za domem, natrafiając na Syriusza. Mężczyzna walczył w najlepsze z jednym Śmierciożercą. Odwróciłam się do niego plecami, stając twarzą w twarzą ze Śmierciożercą, który biegł za mną od początku.

- Crucio! - Syriusz dostał zaklęciem niewybaczalnym, upadając na ziemię i zwijając się z bólu. Chciałam do niego podbiec, ale morderca, który stał przede mną trzymał mnie cały czas na muszce. Po chwili dołączył do niego kolejny.

- Zbierz resztę i wynosimy się stąd - odparł ten pierwszy.

- A co z nią?

- Jest moja.

Po tych słowach jeden ze Śmierciożerców deportował się do pozostałych, a ja zostałam sam na sam z mężczyzną celującym we mnie różdżką. Łapa wciąż leżał na ziemi, próbując się podnieść, ale co chwilę dostawał niewerbalną klątwą, upadając z powrotem.

Mężczyzna sięgnął ręką do swojego kaptura, ściągając go powoli. Syriusz warknął coś niezrozumiale, dalej próbując wstać. Bez większego skutku.

Snape nie zmienił się zbytnio od zakończenia szkoły. Wyglądał tylko o wiele groźniej w szacie czarnoksiężnika niż w szkolnym mundurku.

- Od kiedy to biegasz po mugolskich wioskach i polujesz na Śmierciożerców? - Spytał Severus, uśmiechając się szyderczo. - Opuść różdżkę, bo sobie zrobisz krzywdę.

- Drę... - spróbowałam wypowiedzieć zaklęcie, ale zostało ono zablokowane zanim zdążyłam je rzucić.

- Nie masz ze mną szans - prychnął Snape.

Nie wiedziałam, co zrobić. Stałam twarzą w twarz przed swoją dawną miłością, której nienawidziłam z całego serca. Pragnęłam go zniszczyć, zmiażdżyć, zdeptać. Sprawić, żeby przestał istnieć, żebym nigdy już nie musiała o nim myśleć.

- Nienawidzę cię - szepnęłam, zaciskając palce mocniej na broni. - Jak mogliście zabić tą dziewczynę? I dzieci? Snape, one...

- Zamilcz! - Przerwał mi ostro brunet. - To byli zwykli mugole.

- A ty jesteś zwykłym śmieciem! - Ryknął James, wybiegając zza drzew. Po raz kolejny okularnik ratował nam tyłki dzisiejszego wieczora. - Expelliarmus!

Różdżka Snape'a wyśliznęła mu się z dłoni, upadając kilka stóp dalej. Rogacz stanął koło mnie, w dalszym ciągu celując w Śmierciożercę. Syriusz, który przestał być poddawany kolejnym klątwom, dyszał ciężko, nie będąc w stanie podnieść się z ziemi.

- Stary, w porządku? - Spytał troskliwie James, nie spuszczając wzroku ze Snape'a, który stał napięty ze ściśniętymi pięściami. - Możesz się podnieść?

- Daj mi chwilę - szepnął, podnosząc się na trzęsących się rękach. - Zabiję szmaciarza...

- Spokojnie. Nigdzie na nie ucieknie. Alex, jesteś cała? Zrobił ci coś?

- Nie - odpowiedziałam cicho, patrząc prosto w oczy Severusa. Próbowałam ujrzeć w jego czarnych tęczówkach cokolwiek. Od strachu po żal czy też skruchę. Niestety, wyraz jego twarzy zawsze był zimny, bez uczuć.

Łapa stanął w końcu o własnych siłach, wyciągając zza paska od spodni swoją różdżkę i dołączył do Rogacza.

- Zabijmy go! - Ponaglił Pottera. - Ten skurwiel zasługuje na to najbardziej ze wszystkich Śmierciożerców.

- Nie uda wam się mnie dotknąć - zaśmiał się Snape. - Gdzie reszta waszej godnej pożałowania się paczki?

- Zamknij się, śmiecierusie! James! Zróbmy coś.

Mężczyźni wymienili spojrzenia, po czym przenieśli je na Snape'a.

- Avada... - zaczęli oboje, jednak ja nie mogłam dopuścić do tego, by zabili bruneta.

- Nie! - Wrzasnęłam. Huncwoci przerwali zaklęcie, a Snape w tej samej chwili zniknął. Jego różdżka, która powinna leżeć nieopodal, również zniknęła.

- CO TY ZROBIŁAŚ!? - Ryknął Rogacz, który zrobił się aż cały czerwony ze złości. - Zwariowałaś?! To była nasza jedyna szansa! Był bezbronny! Kurwa, Alex!

- Przepraszam! Nie mogłam pozwolić, żebyście go zabili! To nie wy macie wymierzać sprawiedliwość, tylko Wizengamot!

- Przestań pieprzyć! Tyle złego, co zrobił ten skurwysyn zasługuje na natychmiastowe wymierzenie kary przez kogokolwiek! - James był wściekły. Miotał się na wszystkie strony, kopiąc po drodze kamienie, gałęzie i kawałki chaty, która wraz z ogniem unosiła się w powietrze. - Ty, po prostu, dalej jesteś w nim zakochana! Nie pozwolisz go nigdy skrzywdzić!

- Nieprawda! - Zaperzyłam się. - Ja tylko nie chciałam, żebyście, to wy zostali oskarżeni za zabicie kogoś!

- Dobra, przestańcie! - Wtrącił się nagle Syriusz, który wyglądał na lekko smutnego. - Wracajmy. Musimy skontaktować się z Dumbledore'em i opowiedzieć mu o tym, co tutaj się stało. Zapewne jutrzejsze gazety będą o tym pisały, ale lepiej zawiadomić go wcześniej.

Stanęliśmy koło siebie i deportowaliśmy się do chaty rodziców Nadine.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz