Na samą myśl o tym wstrętnym, obłąkanym
mężczyźnie przechodziły mnie ciarki i robiło mi się niedobrze. Idea tego, że
miałabym znów stanąć z nim twarzą w twarz napawała mnie strachem. W końcu robił
ze mną takie rzeczy, że mało kto byłby to w stanie znieść. Na szczęście byłam
otoczona przyjaciółmi, którzy zawsze dawali mi wsparcie i powód do życia.
Po tym, jak zgodziliśmy się na przystąpienie
do Zakonu Feniksa, Dumbledore od razu zabrał się do rzeczy i zawarł z nami
wieczystą przysięgę. Kiedy zaś wróciliśmy do domu Jamesa, zaczęło wszystko do
nas docierać. Oczywiście nie powiedzieliśmy nic jego rodzicom, bo przecież
dostaliby zawału serca. Musieliśmy zachować wszystko w tajemnicy, co trochę
mnie martwiło, bo nie kryłam się z niczym przed rodzicami, a to akurat był
sekret najwyższej wagi i bałam się, że będzie mi strasznie ciężko go dźwigać.
W każdym razie, cała nasza czwórka była
podekscytowana nową misją. Przynajmniej mieliśmy czym się zająć w wolnym
czasie, czymś pożytecznym i dobrym. Skoro Dumbledore nam to zaproponował,
musiał w nas wierzyć.
- Nie mogę się doczekać, aż skopiemy dupy tym
popaprańcom! – powiedział Łapa zacierając ręce, kiedy siedzieliśmy przy kominku
sącząc kremowe piwo.
- Teraz będziemy musieli dużo ćwiczyć i
nauczyć się nowych zaklęć – dodał Remus, wertując księgę z zaklęciami. – Jest
jeszcze masa takich, których nie znamy, a które w starciu ze Śmierciożercami
mogą okazać się zbawienne, a wręcz ratujące życie.
- Dokładnie – przytaknęłam, zaglądając mu
przez ramię.
- Będziemy ćwiczyć na Syriuszu – zaśmiała się
Alex, a przyjaciel pokazał jej środkowy palec.
Przez resztę nocy rozmawialiśmy o tym, co
działo się w naszym świecie. Voldemort marzył o wyeliminowaniu wszystkich osób
„brudnej” krwi, a w przyszłości także i niemagicznych ludzi i uczynieniu ich
swoimi niewolnikami i zaczynał wprowadzać swój plan w życie.
Następnego dnia spotkaliśmy się na obrzeżach
Londynu, gdzie moi rodzice mieli niewielką działkę, na którą jeździliśmy
czasami latem, żeby odpocząć. Oznajmiłam im, że pobędziemy tam w szóstkę przez
jakiś czas w ramach wakacji, a oni przystali na to, gdyż sami zorganizowali
sobie urlop na jakiejś hawajskiej wyspie.
- Napisałam list do Dumbledore’a –
oznajmiłam, kiedy wszyscy stawili się w umówionym miejscu. Syriusz przytargał skrzynkę
piwa, a Lily upiekła ciasteczka, co skwitowaliśmy pomrukiem zadowolenia.
- Co mu napisałaś? – spytała Alex, otwierając
butelkę piwa i usiadła na jednym z krzeseł ogrodowych na ganku niewielkiego
domku.
- Ogólnie, że zaczynamy się przygotowywać i
takie tam. Wczoraj z Remusem spisaliśmy listę przydatnych zaklęć, od których
moglibyśmy zacząć.
- Nie zaszkodzi też ćwiczyć tych, które już
znamy – dodał mój chłopak, kładąc na stole wielki tom.
- Czy możemy ćwiczyć zaklęcia niewybaczalne?
– zapytał James, przytulając do siebie Lily, która karmiła go ciastkami.
- A na kim lub na czym chciałbyś je ćwiczyć?
– spytał sarkastycznie Remus. – Oczywiście, że nie możemy.
- No ej, a na takich pająkach albo
karaluchach? – obruszył się Łapa. – Po co to żyje. Ohyda.
Wszyscy popatrzyliśmy na Syriusza z
pobłażaniem i zaczęliśmy omawianie tego, od którego zaklęcia zacząć trening.
- To mi się podoba! – krzyknęła Alex,
pokazując palcem na jedno z zaklęć z naszej listy. – Diffindo, zaklęcie
rozcinające! Ekstra! Chętnie poharatam gębę jakiemuś oblechowi!
- Możemy spróbować – zgodziłam się.
Dokładnie przeczytaliśmy instrukcje w naszej
księdze, poćwiczyliśmy na sucho ruchy różdżkami i zaczęliśmy szukać obiektu, na
jakim moglibyśmy spróbować swoich sił. W końcu James przytargał wielką bryłę
drewna do porąbania, której mój tata zapewne użyłby do rozpalenia ogniska.
- Na początek wystarczy – zgodził się Remus i
ustawiliśmy się w rzędzie.
Ćwiczenia szły nam bardzo sprawnie i
czerpaliśmy z nich ogromną frajdę. Jednak z tyłu głowy każdy z nas miał
przyświecający temu cel, czyli walkę ze złem wcielonym. Musieliśmy przyłożyć
się do treningów, żeby podczas prawdziwej konfrontacji nie dać się zabić przez
durną nieuwagę. To nie było ćwiczenie zaklęć „na zaliczenie” u profesora
Flitwicka, tylko poważna sprawa. Dlatego co jakiś czas ja, Remus i Lily
musieliśmy uspokajać naszych rozbrykanych przyjaciół. Tym bardziej, że po
którymś piwie Syriusz zaczął przystawiać się do Alex.
- Wiesz, kochanie, że źle trzymasz różdżkę? –
zagadnął do niej chłopak. Zbliżył się do niej od tyłu i złapał ją za ręce,
układając je w odpowiedni sposób na różdżce.
- Weź się odwal – burknęła dziewczyna. – I
nie mów do mnie „kochanie”! To uwłaczające i protekcjonalne!
- Ja tylko jestem miły dla pięknej kobiety –
odparł na to Black zalotnie. Alex walnęła go łokciem w żebra, więc chłopak
odsunął się oburzony.
Popatrzyłam na Remusa i oboje pokręciliśmy
głowami.
- Może przerwa? – jęknął James. – Ramię mnie
już boli od tego machania. Co ty na to, Liluś?
- Chętnie – odpowiedziała rudowłosa. Złapała
Jamesa za rękę i oboje zniknęli w domku.
- Tylko nie za długo! I nie poplamcie nic!!!
– krzyknęłam za nimi, spodziewając się, że poszli się „poprzytulać”.
- Alex, też byśmy mogli pójść na przerwę –
zagadnął Black, a przyjaciółka rzuciła w niego kawałkiem dopiero co rozwalonego
drewna.
- Ej, co to za dym? – odezwał się nagle
Remus, wskazując na coś w oddali. Rzeczywiście, nad lasem unosiła się
gęstniejąca ściana dymu. Popatrzyliśmy na siebie zaniepokojeni.
- Może ktoś pali śmieci albo wypala trawę –
powiedziałam z nadzieją.
- Może powinniśmy to sprawdzić? Mam złe
przeczucia – mruknęła Alex, wstając z ziemi. Zacisnęliśmy dłonie na różdżkach.
- Rogacz, Lily!!! – krzyknęliśmy chórem. –
Chodźcie tu natychmiast!!!
Po chwili nasi przyjaciele dołączyli do nas
zarumienieni. James w biegu wciągał na siebie koszulkę.
- Co się dzieje?
Pokazaliśmy im unoszący się nad horyzontem
dym.
- To nie wygląda dobrze – powiedziała zmartwiona
Lily. – Co robimy?
- Idziemy to obadać, nie ma na co czekać –
zadecydował Łapa. Zgodziliśmy się i ruszyliśmy w tamtym kierunku.
Na szczęście metoda teleportacji umożliwiła
nam przedostanie się do miejsca docelowego błyskawicznie.
Znaleźliśmy się po drugiej stronie
niewielkiego lasu, gdzie stała zajmująca się ogniem chata. Czym prędzej
zaczęliśmy gasić pożar odpowiednimi zaklęciami.
- Halo! Jest tu kto?! – wrzeszczeliśmy na
przemian. Mieliśmy nadzieje, że w środku nie było nikogo!
- Tu jest krew! – pisnęłam, dostrzegając
czerwone ślady na trawie, zmierzające w kierunku drzew. – Ktoś ranny musiał tam
pobiec!
- James, Lily, ugaście pożar, my pójdziemy do
lasu! – zarządziła Wamp i pobiegliśmy w zarośla.
Żadne z nas nie wypowiedziało na głos swoich obaw,
ale znaliśmy się dobrze i wiedzieliśmy, że myślimy o tym samym. O
Śmierciożercach. To nie wyglądało na zwykły pożar wywołany przypadkową iskrą,
nagrzanym szkłem, czy innym sposobem. Tutaj śmierdziało czarna magią.
Poruszaliśmy się ostrożnie między drzewami,
nasłuchując. Ślady krwi były coraz wyraźniejsze, a na jednym z drzew
zauważyliśmy odciśnięty ślad zakrwawionej dłoni.
- Merlinie – westchnęłam przestraszona,
chwytając Remusa za rękę. Ten odwzajemnił uścisk, dodając mi otuchy, choć sam
był przestraszony.
Alex położyła palec na ustach i kazała mi być
cicho.
Usłyszeliśmy jakieś głosy dobiegające z
bliska, więc stanęliśmy jak wryci, chowając się za drzewami i w krzakach.
- Myślałaś, że uciekniesz, szlamo? –
zawarczał męski głos i zaśmiał się obleśnie, jak prosię. – Przeliczyłaś się!
- Proszę, nie róbcie mi krzywdy… - jęknęła
jakaś kobieta, sądząc po głosie, starsza.
- To zależy, czy będziesz grzeczna – odezwał
się drugi głos, również męski. Zastanawialiśmy się, ilu ich mogło być. Z dwoma
pewnie byśmy sobie poradzili, ale jeśli było ich więcej…
Alex wykazała się sprytem i zmieniła się w
nietoperza, po czym wzbiła się w powietrze niepostrzeżenie. Po chwili wróciła i
pokazała dwa palce, a potem gest, że będzie OK.
Postanowiliśmy ich okrążyć z czterech stron,
więc w swoich zwierzęcych postaciach ruszyliśmy na stanowiska. Oczywiście Remus
został tam, gdzie był, żeby nie ryzykować, że go zobaczą, kiedy będzie się
przemieszczał w swojej ludzkiej postaci.
W końcu nasi przeciwnicy znaleźli się w
zasięgu naszego wzroku. Było to dwóch szczupłych mężczyzn o wyglądzie
tchórzofretek. Wyglądali podobnie, tylko jeden był starszy. Pewnie ojciec i
syn. Ubrani byli w czarne szaty, ale na twarzach nie mieli charakterystycznych
masek Śmierciożerców. Przed nimi na ziemi leżała starsza pani, a na jej udzie
rozkwitała coraz większa ciemnoczerwona plama krwi. Jeszcze trochę i się
wykrwawi!
- Wstawaj, stara szmato! – ryknął jeden z
mężczyzn i popchnął kobietę nogą. Ta zbladła jak ściana i oczy wywróciły jej
się do tyłu. Popatrzyłam na Alex przerażona, lecz ona nakazała gestem dłoni,
abym się uspokoiła. Wzięłam kilka głębokich oddechów, obracając różdżkę nerwowo
w dłoni. Cała oblałam się potem, a serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Miałam
wrażenie, że słychać je w całym lesie.
- Ty kurwo! – wrzasnął drugi, starszy
mężczyzna i wycelował w kobietę różdżką, jednak Syriusz był szybszy i
obezwładnił go bezbłędnie.
- NIE WAŻ SIĘ RUSZAĆ! – ryknął Black celując
w drugiego mężczyznę i wyskoczył z krzaków. Alex dołączyła do niego, a potem ja
i Remus. Wamp zdołała związać obezwładnionego Śmierciożercę. Ja podbiegłam do
rannej kobiety i zaczęłam zajmować się jej raną. Była bardzo poważna – aż
dziwne, że kobieta do tej pory jeszcze się nie wykrwawiła.
- Spokojnie, proszę pani, wszystko będzie
dobrze – powiedziałam, rzucając zaklęcie tamujące krwawienie.
- Myślicie, że przestraszymy się bandy
dzieciaków? – zawarczał starszy mężczyzna, trzymany na muszce. Nie opuścił
swojej różdżki. Alex rzuciła w niego Expelliarmusem, ale zrobił on zwinny unik.
- Nadine, teleportujcie się w bezpieczne
miejsce! – nakazał Remus. Chwyciłam kobietę i zrobiłam, jak mi kazano.
Przeniosłam się ze staruszką do chaty, gdzie
Lilka i James kończyli właśnie gasić pożar.
- O Boże! – przeraziła się Lily, podbiegając
do nas. – Co się stało? Gdzie reszta?
- Dwóch Śmierciożerców – odparłam szybko,
rzucając kolejne zaklęcia lecznicze. – Lily, w moim plecaku powinny być zioła
przeciwbólowe, przynieś mi je!
Dziewczyna zrobiła, jak jej kazałam.
Staruszka powoli traciła przytomność. Zastanawiałam się, czy była mugolką czy
też nie i czy rozumiała, co się wokół niej dzieje. I dlaczego została
zaatakowana przez tych obleśnych popaprańców w środku lasu?
- Na pewno nie ma ich więcej? – zapytała Lily,
rozglądając się wokoło.
- Mój syn… - wymamrotała starsza kobieta,
wskazując ręką las. – Mój syn…
- Pani syn też uciekł do lasu? – zapytałam. –
Proszę pani!
Kobieta była wyczerpana, ale krwawienie
ustąpiło i mogłam zabandażować jej nogę. Jednak wyczerpanie spowodowało utratę
przytomności. Ale nie sądziłam, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo.
- Musimy znaleźć jej syna – powiedział James.
– Może też jest ranny.
- Moment… - zaczęłam, przyglądając się twarzy
tej kobiety. – Oni troje mają identyczne nosy. Czy to możliwe, żeby…
- Uważasz, że jej syn ją zaatakował? –
zapytała Lily, która zorientowała się, o co mi chodzi.
- Syn i przypuszczam, że wnuk – odparłam.
- Ale dlaczego…
- Dziewczyny, może zostawmy te rozkminy na
później – odezwał się James, patrząc w stronę drzew. – Czemu tak długo nie
wracają? Nadine, teleportujcie się z Lily do twojego domku i zajmijcie się
staruszką. Ja sprawdzę, co z resztą. Może potrzebują pomocy!
- Ale Rogacz… - zaczęłam, lecz chłopak kazał
mi się uciszyć.
- We dwie sobie poradzicie, a nie wiadomo, co
tam się dzieje. Idźcie, no już!
Posłuchałyśmy
i w mgnieniu oka przeniosłyśmy się do mojej chatki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz