poniedziałek, 5 lutego 2018

Informacja o naszym przystąpieniu do Zakonu Feniksa spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Byłam odrobinę niepewna tego, czy damy sobie radę w szeregach organizacji składającej się z doświadczonych czarodziejów, która miałaby walczyć z superniebezpiecznymi Śmierciożercami i samym Czarnym Panem, który siał coraz większy postrach i rozszerzał swoje wpływy.
Na samą myśl o tym wstrętnym, obłąkanym mężczyźnie przechodziły mnie ciarki i robiło mi się niedobrze. Idea tego, że miałabym znów stanąć z nim twarzą w twarz napawała mnie strachem. W końcu robił ze mną takie rzeczy, że mało kto byłby to w stanie znieść. Na szczęście byłam otoczona przyjaciółmi, którzy zawsze dawali mi wsparcie i powód do życia.
Po tym, jak zgodziliśmy się na przystąpienie do Zakonu Feniksa, Dumbledore od razu zabrał się do rzeczy i zawarł z nami wieczystą przysięgę. Kiedy zaś wróciliśmy do domu Jamesa, zaczęło wszystko do nas docierać. Oczywiście nie powiedzieliśmy nic jego rodzicom, bo przecież dostaliby zawału serca. Musieliśmy zachować wszystko w tajemnicy, co trochę mnie martwiło, bo nie kryłam się z niczym przed rodzicami, a to akurat był sekret najwyższej wagi i bałam się, że będzie mi strasznie ciężko go dźwigać.
W każdym razie, cała nasza czwórka była podekscytowana nową misją. Przynajmniej mieliśmy czym się zająć w wolnym czasie, czymś pożytecznym i dobrym. Skoro Dumbledore nam to zaproponował, musiał w nas wierzyć.
- Nie mogę się doczekać, aż skopiemy dupy tym popaprańcom! – powiedział Łapa zacierając ręce, kiedy siedzieliśmy przy kominku sącząc kremowe piwo.
- Teraz będziemy musieli dużo ćwiczyć i nauczyć się nowych zaklęć – dodał Remus, wertując księgę z zaklęciami. – Jest jeszcze masa takich, których nie znamy, a które w starciu ze Śmierciożercami mogą okazać się zbawienne, a wręcz ratujące życie.
- Dokładnie – przytaknęłam, zaglądając mu przez ramię.
- Będziemy ćwiczyć na Syriuszu – zaśmiała się Alex, a przyjaciel pokazał jej środkowy palec.
Przez resztę nocy rozmawialiśmy o tym, co działo się w naszym świecie. Voldemort marzył o wyeliminowaniu wszystkich osób „brudnej” krwi, a w przyszłości także i niemagicznych ludzi i uczynieniu ich swoimi niewolnikami i zaczynał wprowadzać swój plan w życie.
Następnego dnia spotkaliśmy się na obrzeżach Londynu, gdzie moi rodzice mieli niewielką działkę, na którą jeździliśmy czasami latem, żeby odpocząć. Oznajmiłam im, że pobędziemy tam w szóstkę przez jakiś czas w ramach wakacji, a oni przystali na to, gdyż sami zorganizowali sobie urlop na jakiejś hawajskiej wyspie.
- Napisałam list do Dumbledore’a – oznajmiłam, kiedy wszyscy stawili się w umówionym miejscu. Syriusz przytargał skrzynkę piwa, a Lily upiekła ciasteczka, co skwitowaliśmy pomrukiem zadowolenia.
- Co mu napisałaś? – spytała Alex, otwierając butelkę piwa i usiadła na jednym z krzeseł ogrodowych na ganku niewielkiego domku.
- Ogólnie, że zaczynamy się przygotowywać i takie tam. Wczoraj z Remusem spisaliśmy listę przydatnych zaklęć, od których moglibyśmy zacząć.
- Nie zaszkodzi też ćwiczyć tych, które już znamy – dodał mój chłopak, kładąc na stole wielki tom.
- Czy możemy ćwiczyć zaklęcia niewybaczalne? – zapytał James, przytulając do siebie Lily, która karmiła go ciastkami.
- A na kim lub na czym chciałbyś je ćwiczyć? – spytał sarkastycznie Remus. – Oczywiście, że nie możemy.
- No ej, a na takich pająkach albo karaluchach? – obruszył się Łapa. – Po co to żyje. Ohyda.
Wszyscy popatrzyliśmy na Syriusza z pobłażaniem i zaczęliśmy omawianie tego, od którego zaklęcia zacząć trening.
- To mi się podoba! – krzyknęła Alex, pokazując palcem na jedno z zaklęć z naszej listy. – Diffindo, zaklęcie rozcinające! Ekstra! Chętnie poharatam gębę jakiemuś oblechowi!
- Możemy spróbować – zgodziłam się.
Dokładnie przeczytaliśmy instrukcje w naszej księdze, poćwiczyliśmy na sucho ruchy różdżkami i zaczęliśmy szukać obiektu, na jakim moglibyśmy spróbować swoich sił. W końcu James przytargał wielką bryłę drewna do porąbania, której mój tata zapewne użyłby do rozpalenia ogniska.
- Na początek wystarczy – zgodził się Remus i ustawiliśmy się w rzędzie.
Ćwiczenia szły nam bardzo sprawnie i czerpaliśmy z nich ogromną frajdę. Jednak z tyłu głowy każdy z nas miał przyświecający temu cel, czyli walkę ze złem wcielonym. Musieliśmy przyłożyć się do treningów, żeby podczas prawdziwej konfrontacji nie dać się zabić przez durną nieuwagę. To nie było ćwiczenie zaklęć „na zaliczenie” u profesora Flitwicka, tylko poważna sprawa. Dlatego co jakiś czas ja, Remus i Lily musieliśmy uspokajać naszych rozbrykanych przyjaciół. Tym bardziej, że po którymś piwie Syriusz zaczął przystawiać się do Alex.
- Wiesz, kochanie, że źle trzymasz różdżkę? – zagadnął do niej chłopak. Zbliżył się do niej od tyłu i złapał ją za ręce, układając je w odpowiedni sposób na różdżce.
- Weź się odwal – burknęła dziewczyna. – I nie mów do mnie „kochanie”! To uwłaczające i protekcjonalne!
- Ja tylko jestem miły dla pięknej kobiety – odparł na to Black zalotnie. Alex walnęła go łokciem w żebra, więc chłopak odsunął się oburzony.
Popatrzyłam na Remusa i oboje pokręciliśmy głowami.
- Może przerwa? – jęknął James. – Ramię mnie już boli od tego machania. Co ty na to, Liluś?
- Chętnie – odpowiedziała rudowłosa. Złapała Jamesa za rękę i oboje zniknęli w domku.
- Tylko nie za długo! I nie poplamcie nic!!! – krzyknęłam za nimi, spodziewając się, że poszli się „poprzytulać”.
- Alex, też byśmy mogli pójść na przerwę – zagadnął Black, a przyjaciółka rzuciła w niego kawałkiem dopiero co rozwalonego drewna.
- Ej, co to za dym? – odezwał się nagle Remus, wskazując na coś w oddali. Rzeczywiście, nad lasem unosiła się gęstniejąca ściana dymu. Popatrzyliśmy na siebie zaniepokojeni.
- Może ktoś pali śmieci albo wypala trawę – powiedziałam z nadzieją.
- Może powinniśmy to sprawdzić? Mam złe przeczucia – mruknęła Alex, wstając z ziemi. Zacisnęliśmy dłonie na różdżkach.
- Rogacz, Lily!!! – krzyknęliśmy chórem. – Chodźcie tu natychmiast!!!
Po chwili nasi przyjaciele dołączyli do nas zarumienieni. James w biegu wciągał na siebie koszulkę.
- Co się dzieje?
Pokazaliśmy im unoszący się nad horyzontem dym.
- To nie wygląda dobrze – powiedziała zmartwiona Lily. – Co robimy?
- Idziemy to obadać, nie ma na co czekać – zadecydował Łapa. Zgodziliśmy się i ruszyliśmy w tamtym kierunku.
Na szczęście metoda teleportacji umożliwiła nam przedostanie się do miejsca docelowego błyskawicznie.
Znaleźliśmy się po drugiej stronie niewielkiego lasu, gdzie stała zajmująca się ogniem chata. Czym prędzej zaczęliśmy gasić pożar odpowiednimi zaklęciami.
- Halo! Jest tu kto?! – wrzeszczeliśmy na przemian. Mieliśmy nadzieje, że w środku nie było nikogo!
- Tu jest krew! – pisnęłam, dostrzegając czerwone ślady na trawie, zmierzające w kierunku drzew. – Ktoś ranny musiał tam pobiec!
- James, Lily, ugaście pożar, my pójdziemy do lasu! – zarządziła Wamp i pobiegliśmy w zarośla.
Żadne z nas nie wypowiedziało na głos swoich obaw, ale znaliśmy się dobrze i wiedzieliśmy, że myślimy o tym samym. O Śmierciożercach. To nie wyglądało na zwykły pożar wywołany przypadkową iskrą, nagrzanym szkłem, czy innym sposobem. Tutaj śmierdziało czarna magią.
Poruszaliśmy się ostrożnie między drzewami, nasłuchując. Ślady krwi były coraz wyraźniejsze, a na jednym z drzew zauważyliśmy odciśnięty ślad zakrwawionej dłoni.
- Merlinie – westchnęłam przestraszona, chwytając Remusa za rękę. Ten odwzajemnił uścisk, dodając mi otuchy, choć sam był przestraszony.
Alex położyła palec na ustach i kazała mi być cicho.
Usłyszeliśmy jakieś głosy dobiegające z bliska, więc stanęliśmy jak wryci, chowając się za drzewami i w krzakach.
- Myślałaś, że uciekniesz, szlamo? – zawarczał męski głos i zaśmiał się obleśnie, jak prosię. – Przeliczyłaś się!
- Proszę, nie róbcie mi krzywdy… - jęknęła jakaś kobieta, sądząc po głosie, starsza.
- To zależy, czy będziesz grzeczna – odezwał się drugi głos, również męski. Zastanawialiśmy się, ilu ich mogło być. Z dwoma pewnie byśmy sobie poradzili, ale jeśli było ich więcej…
Alex wykazała się sprytem i zmieniła się w nietoperza, po czym wzbiła się w powietrze niepostrzeżenie. Po chwili wróciła i pokazała dwa palce, a potem gest, że będzie OK.
Postanowiliśmy ich okrążyć z czterech stron, więc w swoich zwierzęcych postaciach ruszyliśmy na stanowiska. Oczywiście Remus został tam, gdzie był, żeby nie ryzykować, że go zobaczą, kiedy będzie się przemieszczał w swojej ludzkiej postaci.
W końcu nasi przeciwnicy znaleźli się w zasięgu naszego wzroku. Było to dwóch szczupłych mężczyzn o wyglądzie tchórzofretek. Wyglądali podobnie, tylko jeden był starszy. Pewnie ojciec i syn. Ubrani byli w czarne szaty, ale na twarzach nie mieli charakterystycznych masek Śmierciożerców. Przed nimi na ziemi leżała starsza pani, a na jej udzie rozkwitała coraz większa ciemnoczerwona plama krwi. Jeszcze trochę i się wykrwawi!
- Wstawaj, stara szmato! – ryknął jeden z mężczyzn i popchnął kobietę nogą. Ta zbladła jak ściana i oczy wywróciły jej się do tyłu. Popatrzyłam na Alex przerażona, lecz ona nakazała gestem dłoni, abym się uspokoiła. Wzięłam kilka głębokich oddechów, obracając różdżkę nerwowo w dłoni. Cała oblałam się potem, a serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Miałam wrażenie, że słychać je w całym lesie.
- Ty kurwo! – wrzasnął drugi, starszy mężczyzna i wycelował w kobietę różdżką, jednak Syriusz był szybszy i obezwładnił go bezbłędnie.
- NIE WAŻ SIĘ RUSZAĆ! – ryknął Black celując w drugiego mężczyznę i wyskoczył z krzaków. Alex dołączyła do niego, a potem ja i Remus. Wamp zdołała związać obezwładnionego Śmierciożercę. Ja podbiegłam do rannej kobiety i zaczęłam zajmować się jej raną. Była bardzo poważna – aż dziwne, że kobieta do tej pory jeszcze się nie wykrwawiła.
- Spokojnie, proszę pani, wszystko będzie dobrze – powiedziałam, rzucając zaklęcie tamujące krwawienie.
- Myślicie, że przestraszymy się bandy dzieciaków? – zawarczał starszy mężczyzna, trzymany na muszce. Nie opuścił swojej różdżki. Alex rzuciła w niego Expelliarmusem, ale zrobił on zwinny unik.
- Nadine, teleportujcie się w bezpieczne miejsce! – nakazał Remus. Chwyciłam kobietę i zrobiłam, jak mi kazano.
Przeniosłam się ze staruszką do chaty, gdzie Lilka i James kończyli właśnie gasić pożar.
- O Boże! – przeraziła się Lily, podbiegając do nas. – Co się stało? Gdzie reszta?
- Dwóch Śmierciożerców – odparłam szybko, rzucając kolejne zaklęcia lecznicze. – Lily, w moim plecaku powinny być zioła przeciwbólowe, przynieś mi je!
Dziewczyna zrobiła, jak jej kazałam. Staruszka powoli traciła przytomność. Zastanawiałam się, czy była mugolką czy też nie i czy rozumiała, co się wokół niej dzieje. I dlaczego została zaatakowana przez tych obleśnych popaprańców w środku lasu?
- Na pewno nie ma ich więcej? – zapytała Lily, rozglądając się wokoło.
- Mój syn… - wymamrotała starsza kobieta, wskazując ręką las. – Mój syn…
- Pani syn też uciekł do lasu? – zapytałam. – Proszę pani!
Kobieta była wyczerpana, ale krwawienie ustąpiło i mogłam zabandażować jej nogę. Jednak wyczerpanie spowodowało utratę przytomności. Ale nie sądziłam, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo.
- Musimy znaleźć jej syna – powiedział James. – Może też jest ranny.
- Moment… - zaczęłam, przyglądając się twarzy tej kobiety. – Oni troje mają identyczne nosy. Czy to możliwe, żeby…
- Uważasz, że jej syn ją zaatakował? – zapytała Lily, która zorientowała się, o co mi chodzi.
- Syn i przypuszczam, że wnuk – odparłam.
- Ale dlaczego…
- Dziewczyny, może zostawmy te rozkminy na później – odezwał się James, patrząc w stronę drzew. – Czemu tak długo nie wracają? Nadine, teleportujcie się z Lily do twojego domku i zajmijcie się staruszką. Ja sprawdzę, co z resztą. Może potrzebują pomocy!
- Ale Rogacz… - zaczęłam, lecz chłopak kazał mi się uciszyć.
- We dwie sobie poradzicie, a nie wiadomo, co tam się dzieje. Idźcie, no już!
 Posłuchałyśmy i w mgnieniu oka przeniosłyśmy się do mojej chatki…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz