sobota, 2 lutego 2013

siup!



Wiedziałam, że głupio zrobiłam uciekając z domu. Jednak byłam rozsierdzona zachowaniem męża i wolałam uniknąć poważnej kłótni. Ostatnio zaobserwowałam, że zachowanie Daniela uległo zmianie. Mniej więcej od czasu, kiedy w naszym życiu pojawiła się Claire. Malfoy mógł sobie mówić co chciał, znałam go zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć… Nie znosiłam, gdy robiono ze mnie idiotkę.

W pracy Jacques dział mi na nerwy. Ciągle świergotał o swojej narzeczonej, czym doprowadzał mnie do szału. W momentach, kiedy faktycznie zajmowaliśmy się pracą, był uprzejmy i szarmancki jak zwykle. Lubił mnie komplementować, co wpisywało się w jego charakter, a na mnie nie robiło wrażenia. Już jako nastolatka wiedziałam, że to nie jest facet, z którym można budować rodzinę.

Po powrocie z pracy, mama patrzyła na mnie podejrzliwie. Wczoraj nie powiedziałam jej niczego konkretnego, dlatego teraz musiałam wszystko wyjaśnić. A szczerze nie miałam na to ochoty.

- Gdzie Dom?

- Śpi. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Martwię się o was kochanie. Wczoraj rozmawiałam z Danielem, twierdził, że między wam wszystko gra.

- Bo tak jest. Po prostu…

- Veronica, przecież możesz mi wszystko powiedzieć – podeszła do mnie i przytuliła, a ja miałam ochotę się rozpłakać, ale się powstrzymałam. Każda z nas ma swoje sprawy i swoje życie.

- Mamo, wszystko będzie dobrze. Głupia różnica zdań, tyle.

- Na pewno?

- Tak. Jak chcesz to mogę wrócić do domu, jeśli ci tu zawadzamy.

- Ależ nie! Jak mogłaś tak pomyśleć. Przecież wiesz, że Dominick to moje największe szczęście. Chcę, żebyście byli szczęśliwi. - Ucałowałam kobietę w policzek, dziękując za te słowa.

- Możesz zająć się małym jeszcze przez godzinę? Chciałam odwiedzić Marka.

- Jasne.

Nie zwlekając, udałam się do szpitala. Miałam wyrzuty sumienia, iż nie spędzam z przyjacielem tyle czasu, ile powinnam. Z drugiej strony wiedziałam, że Mark ma dobrą opiekę, a przede wszystkim jest przy nim Alex. Szczerze byłam zaskoczona takim obrotem sprawy. Doskonale wiedziałam jak kobieta musiała być rozbita, kiedy zobaczyła ledwo żyjącego Snape’a, niemniej ciągle była przy swoim narzeczonym. Bardzo się z tego powodu cieszyłam.

- Cześć, Alex – przywitałam się, wchodząc do małej salki. – Jak się dzisiaj czuje?

- Hej – odpowiedziała słabym głosem – lepiej, wybudził się ale wciąż jest bardzo słaby, nie może mówić.

- Mogę chwilę z nim zostać?

- Ok, skoczę po kawę.

Lamberd zostawiła mnie ze swoim facetem. Podeszłam bliżej, starając się ukryć współczucie i złość na tego bydlaka, który go tak urządził. Usiadłam na krześle zajmowanym wcześniej przez przyjaciółkę.

- Hej, przystojniaku! – Powiedziałam na wstępie, uśmiechając się do mężczyzny promiennie. – Dobrze, że się wreszcie obudziłeś, nie można tak bezkarnie leniuchować jak wszyscy dookoła pracują – puściłam do niego oko, łapiąc delikatnie za zabandażowaną dłoń. – A tak na poważnie, to bardzo się za tobą stęskniłam.

Mark lekko zamrugał powiekami, co z pewnością oznaczało, iż mnie słyszy. Westchnęłam, próbując nie tracić ducha. Paplałam głupoty chcąc jakoś wypełnić mu czas, ale po chwili dostrzegłam, że mężczyzna jest już bardzo zmęczony.

- Pójdę już, a ty zdrowiej szybko! Obiecałam Dominickowi, że wujek niedługo go odwiedzi. Wpadnę niedługo.

Wychodząc na korytarz zobaczyłam Lamberd. Dopiero teraz zauważyłam jak zmizerniała.

- Alex, dobrze się czujesz? Jadłaś coś w ogóle?

- Nic mi nie jest.

- Musisz trochę odpocząć. Wiesz dobrze, że w takim stanie Markowi nie pomożesz.

- Czy wy wszyscy możecie się ode mnie odpierdolić?! Najpierw Mruczka, potem ty! Naprawdę nie potrzebuję waszych dobrych rad!

- Jak chcesz. Nadine i ja martwimy się o Marka, ale o ciebie również. Weź sobie to do serca. Na razie.

Nie było sensu dłużej z nią dyskutować. Alex zawsze robiła, co chciała. Kropka.

Po wyjściu na powietrze postanowiłam chwilę pospacerować. Miałam ochotę z kimś porozmawiać. Na myśl przyszłą mi jedynie Nadine, dlatego znalazłam jakiś zaułek i teleportowałam się pod jej dom. Zapukałam do drzwi, czekając kilka minut. Wreszcie otworzyła mi przyjaciółka w kuchennym fartuszku.

- Mam nadzieję, że masz coś pod spodem – spytałam figlarnie, puszczając do niej oko.

- Weź! Piekę ciasto, wchodź.

- Dzięki. Ładnie pachnie, strudel?

- Masz dobry nos. Gdzie byłaś dzisiaj? Szukałam cię.

- Naprawdę? Wiesz… chwilowo mieszkam u mamy.

Silvermoon zatrzymała się w połowie drogi do kuchni. Spojrzała na mnie zmartwiona, a ja nie bardzo wiedziałam, o co jej chodzi.

- Czyli się przyznał?

- Kto? – spytałam, wpatrując się w nią wielkimi oczami. – Masz na myśli Daniela? Do czego miał się przyznać?

- No, że spotyka się z Claire!

- Że co?! Jak to się spotyka?

- O matko, przepraszam! To są wasze sprawy ale myślałam, że to dlatego się wyprowadziłaś.

- Nadine… od początku – poprosiłam, będąc naprawdę w dużym szoku. Czyli Malfoy cały ten czas mnie okłamywał, twierdząc, iż z Francuską nie ma już nic wspólnego. Co prawda, po jego zachowaniu od razu wiedziałam, co się święci ale nie sądziłam, że mógłby…

- Chodź – przyjaciółka złapała mnie za rękę, ciągnąć w stronę kuchni, gdzie posadziła mnie przy stole serwując melisę. Odsunęłam kubek na bok, czekając na wyjaśnienia.

- Więc? – ponagliłam, tracąc nerwy.

- Spotkałam dzisiaj Daniela w Ministerstwie jak odwiedzałam Draco… wygadał się, że spotykają się z tą Claire od czasu do czasu. Myślałam, że wiesz.

- Domyślałam się, ale sam o niczym mi nie powiedział.

- Słuchaj Ver, nie chcę między wami mieszać, ale uważam, że powinnaś o tym wiedzieć. Musisz uważać, inaczej to zabrnie za daleko.

- I co według ciebie powinnam zrobić? Przywiązać go do kaloryfera? Dobrze wiem, że urok osobisty Claire nie jednemu facetowi może zawrócić w głowie, ale powinnam ufać Danielowi, prawda?

- Ufać to jedno, patrzeć na ręce to drugie. Popełniłam w życiu wiele błędów, ale nauczyłam się, że trzeba umieć się do nich przyznać. Jesteście fantastyczną rodziną, nie chcę, żeby to się rozsypało.

Zwiesiłam głowę, tracąc wszystkie siły. Czy Malfoy naprawdę miał ochotę wskoczyć tej cholernej francuskiej żmii do łóżka?

- Ver?

Pokiwałam tylko głową, biorąc kilka wdechów. Musiałam się w tej chwili uspokoić.

- Nocowałam dzisiaj u mamy. Jak wróciłam wczoraj do domu poczułam od Daniela alkohol. Może przesadzam, ale był wtedy sam z Dominickiem i nie powinien pić. Zdenerwowałam się, a on wszystko zbagatelizował. Nigdy się tak nie zachowywał. Nie wiem czego mogę się jeszcze po nim spodziewać. On zawsze pił tylko wtedy, kiedy był naprawdę zdenerwowany albo sobie z czymś nie radził. Już nie wiem, co mam o tym myśleć.

Nadine położyła mi dłoń na ramieniu i poklepała, dodając otuchy. Dopiero teraz dostrzegłam na jej palcu piękny zaręczynowy pierścionek. Zrobiło mi się strasznie głupio.

- Nadine! Ty i Draco… - Złapałam jej dłoń, przyglądając się biżuterii z bliska. – Gratuluję – wstałam, przytulając do siebie kobietę. – Naprawdę się cieszę, że układasz sobie życie.

- Daj spokój, to teraz nieważne.

- Jasne – prychnęłam. – Każdy z nas ma na głowie swoje sprawy, co nie znaczy, że twoje mnie nie interesują. Dobrze, że Draco zdobył się na ten krok, to znaczy, że naprawdę dojrzał.

- Mam taką nadzieję, a wracając do was…

- Załatwię to, jeszcze dzisiaj. Nie martw się.

- Muszę powiedzieć ci o czymś jeszcze.

- Tak?

- Odwiedziłam dzisiaj Snape’a. Cholerny drań ma się lepiej niż byśmy chciały.

- Wcale mnie to nie dziwi – skrzywiłam się. – Mam nadzieję, że będzie miał na tyle godności, żeby zniknąć raz na zawsze z naszego życia.

- Też mu to powiedziałam!

Usłyszałyśmy jak młody Malfoy wrócił do domu. Nie chciałam dłużej przeszkadzać narzeczonym, dlatego pogratulowałam im jeszcze raz i wyszłam. Miałam kilka spraw do przemyślenia.

Nie przypuszczałam, że Daniel może urządzać sobie potajemne schadzki z inną kobietą, a przy tym zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Nie sądzę, żeby między nimi do czegoś doszło, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, iż prędzej czy później może, jeśli nie zakończą tych spotkań. Zrobiło mi się niesamowicie przykro. Może Claire faktycznie starała się uwieść mojego męża, ale i on nie był bez winny. Choć niechętnie, musiałam przyznać, że sama ostatnio nie okazywałam Danielowi tyle czułości, na ile zasługiwał.

Po chwili namysłu postanowiłam pojechać na Lawendowe Wzgórze, żeby porozmawiać z blondynem. Weszłam do domu. Wszędzie panował półmrok ale dostrzegłam słabe światło w kuchni. Starając się nie robić żadnego hałasu poszłam tam. Mój mężczyzna siedział przy stole, zakrywając twarz dłońmi. Zrobiło mi się go żal, a z drugiej strony wciąż miałam w głowie rewelacje, którymi mnie poczęstowała przyjaciółka.

- Cześć.

Malfoy momentalnie odwrócił się, patrząc na mnie zdziwiony a jednocześnie szczęśliwy.

- Wróciłaś? – spytał z nadzieją w głosie.

- Chciałam z tobą porozmawiać.

Usiadłam naprzeciwko niego, wpatrując się w rozpiętą koszulę i zmierzwione włosy. Miał bladą twarz.

- Ver… - zaczął niepewnie, łapiąc mnie za rękę. – Nie chce się z tobą kłócić.

- Nie po to tu przyszłam – przyznałam, delikatnie wyrywając dłoń i chowając pod stół. – Dlaczego nie powiedziałeś, że widujesz się z Claire?

Malfoy najwyraźniej był zaskoczony, iż znam prawdę. Zmieszał się, spuszczając wzrok.

- Oj daj już spokój z tym krygowaniem się, pytam po prostu dlaczego?

- Ty też widujesz się Jacquesem w pracy.

- I nie robię z tego wielkiej tajemnicy.

- Nie chciałem, żebyś się złościła.

- No to ci się nie udało. Nadine twierdzi, iż powinnam coś z tym zrobić, ale przecież małżeństwo to zaufanie, prawda?

- Veronica, przecież wiesz, że ja nigdy…

- Nie wiem, teraz to ja już nic nie wiem. Może jestem głupia, ale ufam ci. Wiem, że mnie kochasz i kochasz naszego syna. Ale jeśli kiedykolwiek zawiedziesz nasze zaufanie, to nigdy ci tego nie wybaczę.

Malfoy zawstydził się, nie wiedząc, co powiedzieć. Uznałam, że wystarczy tego kazania. Wstałam i wyszłam, nie mówiąc do widzenia. Pora, żeby mężczyzna sobie wszystko przemyślał.

Wróciłam do matki, która widząc moją minę, starała się wypytać o szczegóły, ale poprosiłam, żeby dała mi spokój. Pobawiłam się z synkiem, nakarmiłam kolacją, poczytałam mu bajkę i położyłam spać.

- Jutro wracam z Domem do domu.

- Rozmawiałaś z Danielem?

- Tak. Myślę, że zrozumiał.

- To dobrze, córeczko.

- Pójdę się położyć.

Ursula pokiwała tylko głową, odprowadzając mnie wzrokiem. Od razu zauważyłam, że kamień spadł jej z serca.

Z samego rana wpadłam do pracy, żeby poprosić o kilka dni wolnego. Musiałam uporządkować sprawy domowe i potrzebowałam na to czasu. Dziekan nie miał nic przeciwko, prosząc jedynie, żebym poinformowała Jacquesa o urlopie. Niespecjalnie chciałam oglądać Francuza, jednak nie miałam wyjścia. Udałam się do jego gabinetu, chcąc mieć to z głowy. Zapukałam i nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Okazało się, że to był błąd.

Na biurku, tyłem do drzwi siedziała na wpół roznegliżowana Claire, która najwyraźniej nie miała żadnych oporów przed rozbieraniem się w takich miejscach. Mój przyjaciel właśnie całował jej szyję i dekolt, sam mając rozpiętą koszulę. Odchrząknęłam głośno, aby wiedzieli o mojej obecności. Zamiast się wycofać, miałam ochotę ich solidnie ochrzanić.

- Veronique, nie spodziewałem się ciebie.

Jego narzeczona zaśmiała się tylko, mierząc mnie od góry do dołu. Miałam ochotę ją za to udusić. Bezwstydna siksa.

- Biorę kilka dni wolnego, sprawy rodzinne. Zajmij się wszystkim.

- Ależ naturellement.

- Aha, i mam prośbę. Przekaż, proszę, swojej narzeczonej, żeby z łaski swojej przestała spotykać się z moim mężem – patrzyłam przy tym na mężczyznę, ignorując Claire z łatwością, bo pomyślałam o niej jak o jakimś robaku. – Nie życzę sobie, jasne?

- Ależ Veronique wszyscy jesteśmy wolnymi ludźmi – chociaż miała tyle taktu, żeby się nie odezwać.

- A my jesteśmy małżeństwem. To, co ty z nią wyprawiasz – rzuciłam ostatnie zdegustowane spojrzenie na blondynkę – mnie nie obchodzi. Niech wasze gierki nie wychodzą poza waszą sypialnię. Żegnam.

Zbyt długo znałam Jacques’a, żeby musieć znosić takie zachowanie. Nawet jak na Francuza i wiecznego Casanovę – przesadził.

Pojechałam odebrać synka i wreszcie wróciłam do domu. Daniel najwyraźniej nie poszedł do pracy, bo siedział nad jakimiś papierami w salonie.

- Tat! – zawołał synek, wyciągając rączki w kierunku swojego ojca. Malfoy trochę się zdziwił na nasz widok, ale zaraz podszedł, odbierając ode mnie Doma.

- Hej – przywitaliśmy się cmoknięciem w policzek. – Jadłeś już? – blondyn pokręcił głową. – No to świetnie, zrobię dla nas śniadanie.

- Nie idziesz do pracy?

- Wzięłam kilka dni wolnego. Uznałam, że dobrze by było spędzić trochę czasu razem.

Malfoy wyglądał na zadowolonego takim obrotem sprawy.

- Czy mam rozumieć, że między nami wszystko w porządku?

- To zależy tylko od ciebie.

Szybko usmażyłam jajka na patelni, zaparzyłam kawę i upiekłam kilka tostów tak, że mogliśmy zasiąść do wspólnego posiłku. Dominick chętnie maczał łyżeczkę w dżemie, oblizując za każdym razem.

- Masz ochotę na spacer? Mały się dotleni.

- Pewnie.

Chciałam posprzątać po śniadaniu ale Daniel zadeklarował, że on to zrobi. Przystałam na to, a tymczasem ubrałam synkowi buty i lekką kurteczkę, gdyż słońce mocno świeciło tego dnia. Po drodze do lasu milczeliśmy, choć Dom gadał dużo po swojemu, co niezmiernie nas bawiło. Potem postawiliśmy chłopca na ziemi, próbując nauczyć stawiać stópki, co mały robił niechętnie. Uczepił się mnie i nie chciał puścić, dlatego daliśmy spokój. Co prawda Dominick nieźle już sobie radził z turlaniem oraz podejmował pierwsze próby raczkowania, ale nie chcieliśmy niczego przyspieszać.

- Może pojechalibyśmy gdzieś? – zaproponował Malfoy, biorąc ode mnie synka, gdyż widać było, że powoli zasypia. – Wiem, że to tylko kilka dni, ale moglibyśmy wypocząć.

- Tak też jest dobrze. Nie chcę wyjeżdżać.

- Jak chcesz.

- Wiedziałeś, że Nadine i Draco są zaręczeni?

- Naprawdę? Nie spodziewałem się tego po Draconie.

- Dlaczego? – zdziwiłam się, patrząc na blondyna. – To bardzo poważna i dojrzała decyzja. Oznacza, że chłopak naprawdę dorósł i myśli o Nadine poważnie. To chyba dobrze, prawda? W końcu Nadine potrzebuje mężczyzny, który się o nią zatroszczy.

- To wszystko prawda, po prostu nie wiem czy Draco jest odpowiednim kandydatem.

- Nie nam o tym decydować. Cieszę się, że im się układa.

- Ja też, nie zrozum mnie źle. Draco ma swoją przeszłość…

- Jak my wszyscy – spojrzałam na mężczyznę wymownie, a ten zarumienił się lekko. – Dajmy im szansę, ok? – Spytałam pojednawczo.

- Dobrze.

Dom ziewnął rozdziawiając szeroko buźkę. To był najlepszy znak, iż pora wracać. Niedługo później mały leżał w łóżeczku przykryty kocykiem. Zasnął jak kamień. Z każdym dniem coraz bardziej przypominał ojca. Westchnęłam.

- Chodź… - Daniel złapał mnie za rękę, wyprowadzając z pokoju. – Chcesz się napić herbaty?

- Nie – przysunęłam się do męża, wspinając się przy tym na palce. – Mam ochotę na coś zupełnie innego – dodałam całując go w usta.

Malfoyowi nie trzeba było dawać żadnych innych znaków. Wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie kontynuowaliśmy godzenie się dopóki Dom się nie obudził.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz