sobota, 2 lutego 2013

;)



Dni mijały, a stan Marka polepszał się. Medycy zdjęli mu część bandaży i choć mężczyźnie miały pozostać dość paskudne blizny, to jego życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo. Spędzałam dużo czasu z Alex, bo kobieta była załamana tym, co się wydarzyło. Jednak gdy Mark odzyskał przytomność, przyjaciółka odzyskała trochę optymizmu. Niestety, poparzenie uszkodziło na pewien czas struny głosowe Aurora i nie był w stanie z nikim rozmawiać, więc praktycznie nie dało się z nim jeszcze porozumieć. Nawet mruganie sprawiało mu ból, gdyż skóra wokół oczu także ucierpiała. Poza tym medycy wciąż ograniczali odwiedziny, bo organizm Marka był bardzo osłabiony i mężczyzna dużo spał nafaszerowany środkami przeciwbólowymi.

Pozostawała także sprawa Snape’a, którego przytargałyśmy z Veronicą ledwo żywego do szpitala. Wciąż dziwiłam się sobie, że się na to zdobyłam, ale w końcu nie byłam morderczynią i nie mogłabym zostawić go umierającego. Myślałam, że Alex będzie coś chciała na ten temat powiedzieć, jednak ona uparcie milczała, a ja sama nie zamierzałam rozpoczynać rozmowy na temat jej dawnej miłości. Cieszyłam się, że przyjaciółka całą uwagę skupiła na swoim narzeczonym, więc postanowiłam jej nie rozpraszać.

Jednak pewnego dnia nakryłam Alex w szpitalu, kiedy stała przed salą, w której leżał Snape. Byłam z nią wcześniej odwiedzić Marka, ale musiałam wyjść po krótkim czasie, bo obiecałam Draconowi wspólny obiad, jako że ostatnio zaniedbywałam chłopaka ze względu na przyjaciółkę. Musiałam jakoś go udobruchać, tym bardziej, że od paru dni byłam jego narzeczoną.

- Alex? Co tu robisz? – spytałam, zachodząc kobietę od tyłu. Odwróciła się gwałtownie, nie spodziewając się mojego powrotu.

- A ty? – wyjąkała. – Nie miałaś iść na obiad?

- Zostawiłam u Marka w sali okulary przeciwsłoneczne – odparłam, przyglądając się Alex podejrzliwie. – Zauważyłam cię, kiedy szłam do windy.

Wamp zmieszała się.

- Ja… Ja tylko szłam po kawę.

- Automaty są tam – wskazałam przeciwny kierunek. – Alex. Powiedz prawdę.

Brunetka westchnęła i zwiesiła nos na kwintę.

- No dobra… Chciałam zobaczyć, co u niego. Tylko zerknąć. Nic więcej.

- No to zerknęłaś, a teraz powinnaś wracać do swojego narzeczonego – powiedziałam jej nakazującym tonem. – Snape nie powinien cię już obchodzić – dodałam szeptem.

- Prawie zginął…

- Jak widać, śmierć go tak szybko nie zabierze… - mruknęłam. – Do trzech razy sztuka, prawda?

- Nadine! – fuknęła Alex. – Nie mów tak.

- Daj sobie z nim spokój! – warknęłam. – Wracasz do Marka albo idziesz do domu.

- Wracam, no już, nie krzycz na mnie – burknęła kobieta i podreptała w stronę wind. Poszłam za nią.

- Długo go tak podglądasz? – zapytałam po drodze.

- Dasz mi spokój? – jęknęła w odpowiedzi.

- Odpowiedz.

- Nie… Kilka razy… Tylko na kilka minut…

- Nie rozmawiałaś z nim, mam nadzieję?

- Nie wchodziłam do środka – warknęła. – Aż tak głupia nie jestem. To dla nas obcy mężczyzna, tak?

- Słusznie. Dobra, nie męczę cię już, ale obiecaj, że przestaniesz to robić… Niedługo stąd wyjdzie i powinien pozostać anonimowy.

Przyjaciółka kiwnęła głową na znak zgody. Zabrałam swoje okulary z pokoju Marka, pożegnałam go, choć spał, i ruszyłam do wyjścia. Jednak zanim opuściłam szpital, uznałam, że muszę jeszcze odbyć ostatnią rozmowę. Upewniłam się, że nikt nie widzi i poszłam do pokoju Snape’a. Akurat nikogo z personelu nie było w pobliżu, więc postanowiłam szybko załatwić sprawę.

Ukucnęłam przy mężczyźnie, jak najbliżej się dało, żeby mnie dobrze słyszał. Był przytomny, bo ciężko rozsunął powieki i popatrzył na mnie tymi czarnymi oczami, marszcząc z wysiłkiem brwi. Gdyby nie nos, w ogóle nie przypominałby siebie. Był wychudzony i zarośnięty, wyglądał też o wiele starzej, niż wskazywał na to jego wiek. Mógłby żyć wśród nas z fałszywą tożsamością i nikt by się nie zorientował. No chyba że wróciłby do poprzedniego stanu.

- Nie musisz nic mówić – szepnęłam do niego nerwowo. – Chcę ci tylko powiedzieć, że chwilami żałuję, że nie umarłeś na progu domu Veroniki. A tak znowu przysparzasz nam kłopotów. Alex mówi, że już się z ciebie wyleczyła, a mimo to… Nieważne. Posłuchaj mnie. Jak tylko stąd wyjdziesz, zaszyj się z powrotem w lesie, najlepiej gdzieś na drugim końcu świata. Nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego. I tak wyświadczyliśmy ci przysługę, więc z łaski swojej – wynoś się wreszcie z naszego życia.

Snape zacisnął usta w cienką kreskę i nie przestawał się we mnie wpatrywać.

- Niepotrzebnie… mnie tu… przywlokłyście… - wymamrotał. – Jak zwykle popisałyście się… swoim… kretynizmem…

- O nie. Nie będziesz nas jeszcze obrażał po tym, jak uratowałyśmy twój żałosny tyłek! – warknęłam, wstając. – Do widzenia. Radź sobie sam!

Wychodząc, minęłam się w przejściu z pielęgniarką.

- Nie wolno tu wchodzić! – oznajmiła.

- Wiem, chciałam tylko sprawdzić, co u niego – odparłam ze sztuczną uprzejmością. – To ja go tu przyprowadziłam – dodałam.

- Och, rozumiem.

- Już uciekam, do widzenia.

Wyszłam czym prędzej ze szpitala, bo miałam dość panującej tam atmosfery. Stwierdziłam, że niepotrzebnie zajrzałam do Snape’a, bo tylko popsułam sobie humor, który i tak popsuła mi Alex, kiedy się okazało, że potajemnie odwiedza mężczyznę „zza szyby”.

Na obiad w restauracji oczywiście się spóźniłam. Nie miałam zamiaru owijać w bawełnę i opowiedziałam Draco, co zaszło. Chłopak tylko przewrócił oczami i westchnął, podpierając brodę na dłoni.

- Czyli to, co zwykle – skwitował kwaśno. – Czy możemy już zamówić i nie rozmawiać więcej o wiecznych problemach Lamberd?

- Wybierz coś, zjem cokolwiek – westchnęłam zmęczona. Po chwili dostaliśmy klasyczne risotto, a do tego włoskie, wytrawne wino. Szczerze mówiąc miałam większą ochotę na alkohol niż jedzenie, ale najpierw zabrałam się za swoje danie. Nigdy wcześniej nie jadałam zbyt często potraw z kuchni włoskiej, no chyba że spaghetti, ale risotto przypadło mi do gustu. Po kilku kęsach miałam ochotę pochłonąć je całe, ale nie wypadało „żreć jak świnia”, będąc przyszłą panią Malfoy. Czasy objadania się w Hogwarcie dawno minęły.

- Alex jest tak przejęta Markiem, że nawet nie zauważyła pierścionka – powiedziałam po chwili, kiedy zrobiłam sobie przerwę na łyk wina. Nie lubiłam wytrawnego, ale jakoś je przełknęłam, czując przyjemne ciepło wzdłuż przełyku.

- Można się było spodziewać – mruknął Draco, łypiąc na mnie znad swojego kieliszka. – Mieliśmy o niej nie gadać.

- Tak, wiem, przepraszam, ale możemy pogadać o tym, co mi sprawia przykrość, a to sprawiło.

- No rozumiem. Trzeba było jej pomachać palcem przed nosem, tak jak ona tobie.

- Ja nie lubię się chwalić sama z siebie – odparłam. – Ale rozumiem, że Alex ma teraz dużo na głowie… Musi być przy Marku i wspierać go.

Zauważyłam niezadowoloną minę Malfoya i zamknęłam się. Dość gadania o Alex. Nie mogłam się nią przejmować 24 na 24. Choć z drugiej strony było mi przykro, że teraz każda z nas prowadziła zgoła swoje własne życie i czułam, jakbyśmy się od siebie oddalały. Niby spędziłam z przyjaciółką kilka ostatnich dni, ale atmosfera nie sprzyjała raczej wesołym pogaduchom jak za dawnych czasów. Kobieta martwiła się o narzeczonego, a teraz byłabym nawet skłonna pomyśleć, że jej myśli biegły chwilami w kierunku Snape’a, skoro go odwiedzała. Na to nie mogłam nic poradzić, bo cokolwiek bym powiedziała, Alex i tak zrobiłaby swoje, jak zwykle.

- Powiedziałem matce – oznajmił nagle Draco beztrosko. – O zaręczynach.

- I co? – spytałam sceptycznie. Już wyobraziłam sobie sztucznie uśmiechniętą minę Narcyzy, która w rzeczywistości była dogłębnie rozczarowana tym, że jej jedynemu synkowi jednak się nie odwidziało.

- „Och, gratuluję kochanie” – przedrzeźnił matkę chłopak. – Potem zaczęła wypytywać o ślub, ale powiedziałem jej, że jeszcze go nie planujemy.

- Pewnie odetchnęła z ulgą – mruknęłam. – Jeszcze nie wszystko dla niej stracone.

- Sugerujesz, że moglibyśmy się rozstać? – zapytał Draco nieco napastliwie.

- Nie z mojej strony, no chyba że zrobisz coś głupiego – odparłam, patrząc na niego znacząco. – A znając Narcyzę, to wepchnie ci Pansy do łóżka, żeby tylko rozpętać piekło.

- Chyba jesteś za bardzo uprzedzona do mojej matki – zauważył blondyn. – Może nie do końca takie życie dla mnie wymarzyła, ale to moje życie i ja sam będę o nim decydował.

- Tak jak sam zdecydowałeś o zostaniu Śmierciożercą?

To był błąd. Draco zmarszczył brwi i zacisnął usta. Odstawił niedelikatnie kieliszek i popatrzył na mnie z bólem.

- Nie prosiłem się o to – prawie że warknął. – Wiesz dobrze, jak było. Wiesz, że to dla mnie drażliwy temat.

- Przepraszam – odparłam speszona. – Ja tylko… Tak mi się powiedziało.

- Nieważne. Już późno, muszę iść do Ministerstwa.

- Ale Draco…

- Zobaczymy się wieczorem, na razie – powiedział tylko i odszedł, cmokając mnie mechanicznie w policzek. Gapiłam się na niego oszołomiona.

Dobra, wiedziałam, że nie lubił rozmawiać o jego krótkiej „karierze” Śmierciożercy i o tym, jak bardzo był zależny od woli Lucjusza i Czarnego Pana, ale nie spodziewałam się, że tak zareaguje na głupią wzmiankę o tym. Być może uraziłam jakąś tam jego dumę, może przypomniałam mu tym, jak beznadziejnym Śmierciożercą był w oczach tych „prawdziwych”, starych wyjadaczy. O nieudolnych próbach zabicia Dumbledore’a zakończonych całkowitą porażką, gdy zrobił to za niego Snape. Ale przecież właśnie tym mi zaimponował, bo zawsze wierzyłam, że nie jest złym chłopakiem, że nie jest wierną kopią ojca. Przecież nie wypominałabym mu tego, że jako Śmierciożerca był fatalny. Musiałabym upaść na głowę, żeby mieć mu za złe bycie dobrym.

Nie chciałam czekać do wieczora, żeby o tym porozmawiać. Jeszcze Pansy byłaby gotowa pocieszać Draco w Ministerstwie. O nie. Po moim trupie. A koty mają dziewięć żyć.

W budynku Ministerstwa panował względny spokój. Afera z Markiem przycichła, choć śledztwo wciąż trwało na najwyższych obrotach. Jednak większość pracowników nie musiała być w nie zaangażowana i spokojnie wykonywała swoje nudne zadania.

Upewniłam się, że Draco jest w swoim małym gabinecie i czym prędzej się tam udałam. Nawet nie zauważył, że weszłam, bo zajęty był kopiowaniem jakichś dokumentów. Zablokowałam zamek zaklęciem, którego dawno temu nauczył nas Syriusz i oparłam się plecami o drzwi.

- Nie pozwolę, żebyś strzelał fochy i zostawiał mnie samą jak kretynkę – odezwałam się grobowym tonem. Chłopak odwrócił się gwałtownie, posyłając mi zdziwione spojrzenie.

- Nie sądziłem, że tu przyjdziesz. Nie strzeliłem focha. Musiałem wyjść.

- Jasne, a ja jestem królową Elżbietą, choć wiekowo zbliżam się do jej statusu – odparłam z ironią. – Wiem, że się zdenerwowałeś i że nie musiałam tak kretyńsko tego skomentować. Ale ty też nie powinieneś rzucać kieliszkami i wychodzić obrażony.

- Nie rzucałem kieli…

Przerwałam mu pocałunkiem. Bez ogródek wsunęłam mu język w usta i zaczęłam go pieścić. Wypuścił z rąk kartki i przycisnął mnie do siebie, wpijając się we mnie jeszcze bardziej. Oderwałam się na chwilę.

- Lubię, jak jesteś trochę agresywny – wymruczałam. – Ale nie w tak dziecinny sposób. Chyba chciałeś udowodnić, że jesteś już mężczyzną…?

- Zaraz się przekonasz – odparł i tym razem to on mnie pocałował, przygryzając moje wargi, aż jęknęłam z bólu.

- Poczekaj – wydyszałam mu w usta. – Chcę zrobić to inaczej.

Złapałam go za koszulę i pchnęłam na fotel, po czym uklękłam między jego nogami. Na jego ustach pojawił się półuśmieszek, który tak uwielbiałam. Rozpięłam mu spodnie i wyciągnęłam na światło dzienne jego członka będącego w półwzwodzie. Najpierw zajęłam się nim ręką, pocierając w górę i w dół, aż stwardniał wystarczająco. Draco obserwował mnie podniecony, podczas gdy ja wzięłam go do buzi. Na początku ssałam go całego, jęcząc przy tym cicho i pomagając sobie ręką. Biodra chłopaka wykonywały minimalne ruchy, a on sam oddychał ciężko, jednak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku. Członek zrobił się już bardzo twardy i prawie się nim udławiłam, dlatego wycofałam się trochę i zajęłam się pieszczeniem jego główki. Lizałam ją, całowałam, zataczałam wokół niej kółeczka, nie zapomniałam również o najczulszym miejscu pod spodem, na co Draco zareagował wciągając ze świstem powietrze w usta.

Potem znowu zaczęłam pocierać go ręką i wzięłam całego do buzi. Kilka razy lekko zahaczyłam o niego zębami, bo nie miałam zbyt dobrze opanowanej techniki, jako że dawno nie robiłam nikomu loda. Jednak Draco raczej nie ucierpiał z tego powodu, a przynajmniej nie pokazał tego po sobie. Wydawał z siebie przytłumione jęki, parę razy wymsknęło mu się również „o cholera”. Zaciskał palce na poręczach fotela i nie przestawał na mnie patrzeć. Posłałam mu spojrzenie pod tytułem „no i kto tu rządzi?”, po czym odsunęłam się.

- C-co robisz? – zapytał zaskoczony.

- Odpoczywam – odparłam niewinnie.

- Proszę, dokończ..!

- Prosisz? Hmm, zastanowię się… - odparłam, głaszcząc palcem penisa na jego całej długości. Liczyłam na to, że Draco jeszcze trochę wytrzyma. – A nie będziesz zachowywał się jak dziecko?

- Nie – wycedził przez zęby.

- Obiecujesz?

- Tak! O cholera, Nadine! Nie denerwuj mnie!

- Boli cię?

- To nie jest zabawne…

- Dokończ sam, ja popatrzę – powiedziałam, trzepocząc zalotnie rzęsami. Jednak Draco ani myślał bawić się sam. Pochylił się do przodu, wziął mnie za ramiona i siłą posadził na sobie. Poczułam na udzie nabrzmiałą i wilgotną od mojej śliny męskość i pocałowałam chłopaka namiętnie, jedną ręką odchylając majtki i pomagając mu wejść do środka. Dobrze, że miałam na sobie sukienkę.

Kilka mocnych pchnięć i było po wszystkim. Draco stęknął na koniec jakby zdjęli mu z pleców ogromny kamień. Pocałowałam go czule w szyję i poczułam pompującą zawzięcie tętnicę. Żeby mi tu tylko nie umarł przypadkiem!

- Draco? – usłyszeliśmy nagle za drzwiami. Dopiero wtedy zorientowałam się, że od minuty ktoś dobijał się do drzwi, a sądząc po głosie, był to Daniel.

- Szlag! – syknął jego bratanek. – Nie dadzą człowiekowi spokoju.

- Nie odpowiadaj – odparłam, chichocząc, a potem pocałowałam go delikatnie.

- Draco, wiem, że tam jesteś!

- Chwila! – odwarknął chłopak. Zeszłam z niego i poprawiłam bieliznę, a on zapiął rozporek i ogarnął twarz wilgotną od potu.

Odblokowałam zamek.

- Draco, co ty… - zaczął Daniel, kiedy wszedł do środka, ale urwał nagle, widząc mnie usiłującą ukryć uśmiech. – Och… Ja… Nie wiedziałem, że… że wy…

- Że uprawiamy seks? – mruknął Draco. – Zdarza się.

- Ale że tutaj…

- To ja go zmusiłam – odparłam. – Mam nadzieję, że nie będzie miał przez to problemów. To pomoże mu lepiej wykonywać swoją pracę.

Daniel wyglądał na wyraźnie zażenowanego. Było mi go szkoda. Pewnie jeszcze czasami dziwnie się czuł wiedząc, że jego była „kochanka” robi teraz to samo z jego bratankiem. Trochę jak w telenoweli.

- Już wychodzę – oznajmiłam.

- Poczekaj… - powiedział Daniel. – Draco, proszę cię, żebyś podstemplował dla mnie te papierki, ja muszę wyjść na chwilę. – Mężczyzna rzucił na biurko plik dokumentów.

- Spotkać się z Claire? – zapytał Draco z dziwnym uśmieszkiem, a wuj przeszył go morderczym spojrzeniem.

- N-nie – odparł. – Muszę coś załatwić związanego ze śledztwem.

- Mhm. – Draco tylko uniósł brwi i nic więcej nie powiedział. Coś tu brzydko pachniało.

- To do zobaczenia w domu – pożegnałam się z chłopakiem, puszczając mu oko. Nie chciałam się z nim całować przy Danielu.

Kiedy wyszliśmy na korytarz, popatrzyłam na starszego Malfoya podejrzliwie.

- Spotykasz się z Claire? Z tą Francuzką?

- Nie… To znaczy… Kilka razy, żeby pogadać, powspominać…

- Powspominać wasz związek? – dopowiedziałam. Daniel wyglądał na zmieszanego. Akurat wszystkie geny zawodowego kłamcy otrzymał Lucjusz, dla młodszego brata już nie starczyło.

- Nadine… To nie ma sensu. Muszę iść.

- Draco możesz okłamywać, ale nie mnie – zatrzymałam go. – Daniel. Nie zabraniam ci się z nią spotykać, bo wierzę i ufam, że jesteś na tyle mądrym facetem, że nie zrobisz nic głupiego. Mam rację?

- Oczywiście! – oburzył się. – Kocham Ver i Doma najbardziej na świecie! Naprawdę pomyślałaś, że mógłbym…

- Remus też mnie kochał nad życie, a mimo to zdarzyło mu się popełnić głupotę – odpowiedziałam poważnym tonem. – Nie pozwól, żeby cokolwiek zepsuło to, co zbudowaliście z Veronicą. Ja również dałam się ponieść wiele razy, sam wiesz… O to wcale nie jest trudno, nawet jeśli się kogoś tak bardzo kocha.

- Nie mam zamiaru niczego spieprzyć – odparł, patrząc mi twardo w oczy. – Tylko że już chyba spieprzyłem.

- Jak to?

- Opowiem ci może innym razem, o ile Ver pierwsza się tobie nie poskarży na beznadziejnego męża. A teraz wybacz, jestem już spóźniony.

- Tylko pilnuj się – poprosiłam całkiem na serio. Przyjaciel kiwnął głową i odszedł pospiesznie. Cóż, nie byłabym sobą i nie byłabym Huncwotką, gdybym tak to zostawiła. Musiałam zobaczyć na własne oczy, co jest grane. Dlatego poszłam za Danielem. Gdy znalazłam się na ulicy, zamieniłam się niepostrzeżenie w kota, żeby było łatwiej go śledzić.

Mężczyzna prawie biegł. Wreszcie wszedł do jakiejś kawiarenki, której wcześniej nie widziałam. Nie odważyłam się wejść do środka jako kot, więc przycupnęłam na parapecie, zaglądając przez szybę. Daniel podszedł do stolika, przy którym siedziała Claire. Zaczął ją przepraszać za spóźnienie, a potem oboje pogrążyli się w jakiejś rozmowie. Kobieta wpatrywała się w blondyna uwodzicielsko, bawiła się włosami, dotykała niby przypadkowo jego dłoni i śmiała się, zapewne perliście. Prychnęłam na ten widok. Za sobą usłyszałam, jak ktoś woła „kici, kici”, ale zignorowałam to.

Na szczęście Daniel nie odpowiadał na zaloty swojej przyjaciółki. Wyglądał raczej na zestresowanego. Wypił dwa kieliszki wina i chyba nie zamierzał na tym przestać. Zaczęłam się niepokoić.

Nagle coś huknęło obok mnie i okazało się, że jakaś gruba kobieta chciała przyłożyć mi miotłą. Spadłam z parapetu z głośnym miauknięciem na cztery łapy.

- A kysz! – syknęła baba. – Nie będziesz mi tu srał na okno, paskudny kocurze!

Kobieta nie zamierzała przestać okładać mnie miotłą, więc czym prędzej stamtąd uciekłam. Kiedy już byłam w bezpiecznym miejscu, wróciłam do ludzkiej postaci. Zastanawiałam się, czy może nie powinnam iść tam, niby przypadkiem, i udaremnić tę schadzkę, ale Daniel na pewno by się domyślił, że go śledziłam i wyszłoby na to, że mu nie ufam. Chociaż sam sobie winny, bo skoro starał się ukrywać te spotkania, to chyba nie miał do końca czystego sumienia…

Nie omieszkam mu tego wytknąć następnym razem.

Skoro już widziałam się tego dnia ze wszystkimi, postanowiłam odwiedzić na koniec Ver i Dominicka. Jednak na Lawendowym Wzgórzu nikogo nie było. Pomyślałam, że może kobieta wyszła z synkiem na spacer, więc odpuściłam sobie. Byłam tylko zła, że przyjaciółka zajmowała się dzieckiem, podczas gdy jej mąż urządzał sobie potajemną schadzkę z byłą kochanką. Może to była trochę hipokryzja z mojej strony, ale ja już skończyłam z oszukiwaniem ludzi, których kochałam. Popełniłam zbyt wiele błędów i wreszcie wyciągnęłam z nich naukę. Dlatego chciałam uchronić przed nimi bliskich, tym bardziej, że zdrada Daniela byłaby naprawdę druzgocąca. Nie chciałabym być na jego miejscu, gdyby posunął się o krok za daleko. W głębi serca czułam, że Veronica powinna wiedzieć o tych spotkaniach, jeżeli były tak niewinne, jak mówił Daniel. Być może już wiedziała, bo mężczyzna wspominał coś o „skarżeniu się na męża”… Jeżeli w ich związku było coś nie tak, to wolałabym o tym wiedzieć i pomóc im, zanim dojdzie do katastrofy.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz